o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

wtorek, 15 września 2009

polnische UsB Zone. Agenci 2008. Obrazki.




+++++++++++++
Henryk Pająk:
Z kanalią mi nie po drodze
_______________________________________________________________

W stopce redakcyjnej tygodnika "Tylko Polska" znajdowały się do niedawna nazwiska kilkunastu autorów stale współpracujących z tym tygodnikiem, w tym moje. Byli tam m.in. ś.p. profesor Edward Prus, profesor Ivo Cyprian Pogonowski i inni. Wśród nich Marek Glogoczowski.
Przed pół rokiem zaczęły się ukazywać w internecie paszkwile przeciwko mnie, autorstwa tegoż Marka Głogoczowskiego ("Głogoczowskiego" ?). Czego tam nie było: agenturalną działalność na rzecz CIA!, Służby Bezpieczeństwa, praca w charakterze politruka LWP, etc. Pisał to wbrew jakiejkolwiek logice faktów, dat, okoliczności mojej biografii, a wszystko to według zasady typowego agenta wpływu, któremu powierzono zadanie dyskredytowania wyznaczonej do "odstrzału" niewygodnej osoby. Dla kogo niewygodnej ? Wyjaśniam: dla tych, których demaskuje w swoich książkach.
W związku z tym zredagowałem odpowiedź temu skunksowi z zamiarem zamieszczenia jej w "Tylko Polsce". Publikacji dałem tytuł jak w nagłówku: "Z kanalią mi nie po drodze". I właśnie w tym samym czasie redakcja "Tylko Polski" zrezygnowała z publikowania w swojej stopce nazwisk publicystów stale współpracujących z tygodnikiem. Zanim jednak cały ten skład współpracowników zniknął z tygodnika, przedtem już przestano zamieszczać nazwisko Marka Głogoczowskiego.
Zatelefonowałem do redaktora Leszka Bubla z pytaniem, dlaczego zniknęło nazwisko Głogoczowskiego, nie informując go jednak, że zredagowałem pasztet przeciwko temu koszerowi (?). Usłyszałem, że przestał zamieszczać wypociny Głogoczowskiego, bo były tak pokrętne, że musiał przedtem je po trzy razy czytać przed zamieszczeniem, aby wyłowić sens tego bełkotu.
W ten sposób redakcja zdjęła mi z celownika Głogoczowskiego, a zwłaszcza tytuł przygotowanej już riposty: " Z kanalią mi nie po drodze". Publikacja wymagała przeredagowania, lecz na to nie miałem już czasu, bowiem kończyłem pisanie książki "Kundlizm znów wygrał”, zajmowałem się kolportażem poprzedniej "Prosto w ślepia", nadto rozchorowałem się w miesiącach styczeń - luty.
Po tym wprowadzeniu, przechodzę do meritum.
Internetowe wycieczki Głogoczowskiego przeciwko mnie wzmogły się gwałtownie, a tak naprawdę to zostały sprowokowane treścią mojej jeszcze poprzedniej książki: "Rosja we krwi i nafcie 1995-2005", wydanej wiosną 2007 roku. Oparłem ja na bogatej literaturze przedmiotu pisarzy rosyjskich, w której Rosjanie wreszcie odważnie (bo odwaga tam staniała ?), po 1990 roku, wykazują na niezliczonych faktach, iż zbrodnie bolszewickie, ludobójstwo na narodzie rosyjskim było dziełem Żydów chazarskich (aszkenazyjskich) po ich zwycięstwie w rewolucji żydobolszewickiej w 1917 roku. Przyniosła ona śmierć ponad stu milionom Rosjan i przedstawicielom innych narodów podbitych przez Żydobolszewię.
Głogoczowskiego rozwścieczyła przerażająca wizja Lwa Trockiego, co Rosję i Rosjan czeka po ich rychłym zwycięstwie w Rosji. Publikuje ją, a ja to przedrukowałem w swojej pracy, rosyjski pisarz A Symanowicz w książce "Wspomnienia". Oto los, jaki Trocki wyznaczył przed rewolucją Rosji i Rosjanom:
"Powinnyśmy ją (Rosję - H.P.) zamienić w pustynię zasiedlona białymi Negrami, którym damy taką tyranię, jaka nigdy nie śniła się najgorszym despotom wschodu (...). Tyrania ta nie będzie prawicowa tylko lewicowa, i nie biała tylko czerwona, lub przelejemy takie rzeki krwi, przed którymi wzdrygną się i zbledną wszystkie klęski kapitalistycznych wojen (...). Najwięksi bankierzy zachodu będą współpracować z nami. Jeżeli my wygramy rewolucję, to na jej cmentarnych szczątkach ustalimy władzę syjonizmu i staniemy się taką potęgą, przed którą cały świat padnie na kolana. My pokażemy, co znaczy pełna władza. Drogą terroru, krwawych łaźni doprowadzimy rosyjską inteligencję do całkowitego otępienia, do zidiocenia, do życiowego upodlenia (...). Synowie mistrzów z Odessy i Orszy, Homla i Winnicy: o, jak wielikolepno, jak radośnie potrafią oni nienawidzić co rosyjskie: z jakim pasliażdieniem oni unicestwią rosyjską inteligencję - oficerów, inżynierów, nauczycieli, duchownych, generałów, akademików, pisarzy !"

Głogoczowskiego rozjuszyło chyba wiele innych cytatów i zdarzeń, które odsłaniają makabryczne zezwierzęcenie żydobolszewickich ludobójców, m. in. tajny program szefa CIA A. Dullesa, o identycznej jak w zapowiedziach Trockiego degrengoladzie narodu rosyjskiego po drugiej wojnie światowej. Nie po myśli mu była moja odezwa do Rosjan zamieszczona na końcu książki, a zatytułowana: "Do przyjaciół Moskali", którą swego czasu opublikowała "Tylko Polska". W odezwie tej, jako warunek pojednania Polaków z narodem rosyjskim, proponuję ogłoszenie przez oficjalne kręgi rządowe Rosji proklamacji, w której stwierdzą, że zbrodnie bolszewickie były zbrodniami Żydów rosyjskich wspomaganych przez zachodnioeuropejskich, we wspólnym ich marszu do Rządu Światowego po trupach narodów.
M.G. ruszył do boju. Pisał do wybranych internautów: " - A cały ten bełkot Henryka Pająka (za znienawidzonej przez niego bolszewi był to oficer polityczny Ludowego Wojska Polskiego) to przecież najzwyklejsza patologia osoby, która “z definicji" współpracowała z SB, obecnie, by zarobić na życie, musi to samo robić dla CIA".
W innym miejscu Głogoczowski pisał, że Henryk Pająk - z kontekstu wynika jasno, że to ja - wykładałem jako politruk w szkole wojskowej, wysłuchiwał tych wykładów jego kolega, więc jak im nie wierzyć !.
Pomijając już kosmiczne kretyństwo, jakim jest przypisywana mi współpraca z CIA, powinien był palnąć się w pusty łeb, jeżeli doczytał (w co raczej wątpię) do tych fragmentów i obszernych cytatów, w których omawiam wspomniany program dezintegracji narodu rosyjskiego przez CIA, potem przez dolarowe dywizje G. Sorosa, a w "nadbudowie ideologicznej", przez masonerię, żydomasonerię spod znaku Bnai-Brith.
Muszę niestety wykazać, że nie byłem i nie jestem przysłowiowym wielbłądem. Mój życiorys zawarłem w swoich książkach, m. in. w "Dyktaturze nietykalnych" (Żydów), gdzie dokładnie opisuję moje studia polonistyczne w Lublinie, pracę w Liceum Ogólnokształcącym im. Stanisława Staszica w Lublinie, pracę w lubelskim dziennikarstwie, twórczość literacka tamtych czasów, książki dokumentalne, m. in. o ludobójstwie UPA na Wołyniu, wreszcie prezesowanie w lubelskim oddziale ZLP.
W książce pod redakcją naukową Krzysztofa Szwagrzyka: "Aparat Bezpieczeństwa w Polsce. Kadra kierownicza", wydanej przez warszawski oddział IPN w 2005 roku, na stronie 530 jest wymieniony funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa Henryk Pająk, syn Walentego (mój ojciec miał imię Wacław), zatrudniony w UB w Strzelinie (woj. wrocławskie) w okresie od 15 września 1947 do 1949. W tym samym czasie miałem dziesięć lat, urodzony 15 lutego 1937 roku. Co więcej, 6 mają 1947 roku zostałem ciężko ranny od wybuchu niemieckiego niewypału. przez cztery miesiące leżałem "kamieniem" w szpitalach w Kielcach, potem w Krakowie, na skutek pooperacyjnych komplikacji w oku i nodze. W rezultacie, musiałem powtarzać czwartą klasę szkoły podstawowej w rodzinnym Skarżysku.
W wydanej przez Polską Akademię Nauk - Instytut Języka Polskiego "Słowniku nazwisk współcześnie w Polsce używanych" (Kraków 1993, tom VII s.159), autor Kazimierz Rymut ustalił 15.322 osoby o nazwisku Pająk. Tak więc nosiciele tego nazwiska doganiają popularnością Kowalskich i Nowaków.
+++++++
reakcja , silva rerum
oto kilka reakcji internautów na M.G. Pomijam nazwiska, gdyż nie w tym rzecz, ale teksty znajdują się w internecie.
T.Sz. - 15 kwietnia 2007:
"Czy "Sowa" nie powinna zbanować tego świra ? Przez jakiś czas myślałem, że Głogoczowski to agent komuny - że to ideowy zachodni lewak, do komunizmu zresztą sam się przyznaje. Zaczynam dochodzić do wniosku, że w jego przypadku nie jest potrzebne użycie pistoletu ale kuracja psychiatryczna. Oczywiście nie wykluczam tego pierwszego"
J.G. : "Święte słowa i bez owijania w bawełnę Pan napisal. Dr M. Głogoczowski jest dokładnie osobnikiem, który wymaga nie tylko rozpracowania psychiatrycznego, ale wywiadowczego. W kwestii killerskiej się nie wypowiadam, bo nawet w wojsku nie byłem. Na pewno jest agentem wpływu, który ma na celu burzyć mądrość Polaków (...) Jego parciany mix elektrycznej anty-filozofii, stanowi piorunującą nie-myśl zdegenerowanego człowieka fin de siecl’u (...) W kwestii adresu "Do przyjaciół Moskali", to podpisuję się obydwoma rękami pod tekstem Pana Henryka Pająka ! Jeśli w interesie Polskiej Racji Stanu nie przemawiają politycy, to muszą to robić mądrzy i odważni pisarze, motywowani Prawdą Dziejową, interesem Chrześcijaństwa i Słowiańszczyzny"
http://groups.google.com/group/sowa-frankfurt/browse_thread/thread/23bb18e4fcc282f6?hl=pl
Na koniec kilka moich uwag i faktów o znacznie szerszym kontekście.
Obecnie trwa światowa krucjata na rzecz przenoszenia odpowiedzialności za zbrodnie żydobolszewickie w Rosji z Żydów na Rosjan, na "społeczeństwo rosyjskie". To kampania strategicznie równoległa z tą, jaka już od kilku dziesięcioleci przenosi niemiecką odpowiedzialność za ludobójstwo na Żydach z Niemców na Polaków, którzy rzekomo masowo mordowali Żydów wspólnie z tajemniczymi "nazistami". W awangardzie tej roboty widzimy J.T. Grossa z jego plugawą antypolską broszurą pod tytułem "Sąsiedzi", a teraz książka "Strach", nota bene tytułowym plagiatem mojej książki sprzed lat dziesięciu: "Strach być Polakiem".
Najnowsza okazja do przenoszenia zbrodni żydobolszewickich na naród rosyjski, były wypowiedzi rosyjskojęzycznych agentów wpływu grasujących w Rosji pod parasolem "międzynarodowej opinii publicznej", po projekcji filmu Wajdy "Katyń" w Moskwie, projekcji tylko dla wybranych orłów "demokratyzacji" Rosji. Jednym z takich orłów jest słynny Siergiej Kowaliow, duchem i dusza wyraźnie tkwiący w nadwołżańskiej Chazarii z VII - VIII wieku, dyżurny etatowy "dysydent", "autorytet moralny". Powiedział on do kamer "polskiej" TelAwizji, że za Katyń ponosi odpowiedzialność "całe społeczeństwo rosyjskie". Nie Beria, nie Stalin, nie sterujący Stalinem "z tylnego siedzenia" Chazar Kaganowicz, m. in. organizator słynnego głodu na Ukrainie, gdzie zagłodzono około sześciu milionów Rusinów za rozbicie przez Swiatosława państwa chazarskiego i późniejsze pogromy Żydów, m. in. w Kiszyniowie, o który Żydzi zachodni bezczelnie oskarżali po pierwszej wojnie światowej Polaków i Polskę, która u progu XIX wieku jeszcze nie powstała z martwych.
W identycznych sformułowaniach przenosiła wtedy odpowiedzialność za żydowski mord w Katyniu na "społeczeństwo rosyjskie" Żydówka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Inny Żyd - K. Siemionow obecny na wspomnianym pokazie "Katynia" dla wybranych Żydów, przeniósł w podobnych frazesach odpowiedzialność za mord katyński z Żydów z WKP(b) i NKWD na "społeczeństwo rosyjskie". W pokazie filmu uczestniczyło tylko 150 osob. Dopiero po wielu miesiącach, po kabaretowych Oscarach, które nic Wajdzie za ten film nie dały, odbyła się w Moskwie oficjalna prezentacja tego filmu dla oficjeli rzadowych.
Tenże Kowaliow powiedział obłudnie: "POLACY !, PRZEBACZCIE NAM !" Nie wyjaśnił tylko, komu dokładnie mamy przebaczyć WAM - czy Rosjanom ? Bo jeżeli Rosjanom, to Polacy nie mają czego im wybaczać. To nie oni zaprojektowali mord katyński. To nie oni podpisali zgodę na tę zbrodnię, tylko Politbiuro, a w nim żydowska Rada Mędrców aszkenazyjskich, na czele z Berią i Łazarem Kaganowiczem.
To nie Rosjanie wymordowali Polaków w Katyniu, Bykowni, Charkowie, Miednoje.
Pod pomnikiem katyńskim ufundowanym ze składek Polonii nowojorskiej w dzielnicy Jersey City vis a vis nieistniejących już wież WTC, zburzonych przez służby specjalne Mossadu i amerykańskie siły wojskowe - którego fotografie zamieściłem na tylnej stronie okładki mojej książki "Dyktatura nietykalnych" (Żydów), w kwietniu i wrześniu każdego roku miejscowi działacze polonijni organizują uroczystość upamiętniająca ten mord. Tak było 8 września 2007 roku. Przemawiającą z tej okazji polska nauczycielka dzieci tamtejszej Polonii, nazwała morderców i zleceniodawców tego mordu "bolszewikami". Na to wpadł jej w słowa obecny tam polskojęzyczny konsul Krzysztof Kasprzyk ("Kasprzyk" ?) prostując, że polskich oficerów nie wymordowali w Katyniu bolszewicy tylko Rosjanie !!!
"Kończ was, wstydu oszczędź"!. Kończę więc, ale nie mogę pominąć wypowiedzi białoruskiego deputowanego Siergieja Konstantina na IX Wszechsłowiańskim Zjeździe w Mińsku w lipcu 2005 roku, wiedząc, że kilka podobnych zjazdów Marek Głogoczowski pilnie "zaliczył", nie wiemy tylko w jakiej roli, w jakiej funkcji. Oto co powiedział Konstantin:
"Nie można nie dostrzegać, nie uświadamiać sobie i nie czuć, jak określone siły na świecie zmierzają wszelkimi sposobami do zniszczenia narodów słowiańskich, w ramach tej niewypowiedzianej oficjalnie, ale w rzeczywistości toczącej się wojny. Zabrano Serbii Kosowo i Metohę. Dzielona jest Macedonia. Są próby dzielenia Rosji i Ukrainy w ramach Unii Europejskiej. Możliwe jest oddzielenie od Czech Sudetów, od Polski Śląska. Zorganizowano gebbelsowskie, informacyjne podkopywanie Białorusi i jej lidera Łukaszenki. Wrogie siły rozumieją, że jeśli Słowianie nie zostaną zniszczeni, nie będą one mogły ustanowić nowego panowania na świecie. Nie możemy się zgodzić z tym, ażeby 100 - 200 europejskich polityków, finansowanych przez tajne centra finansowe, zarządzało światem w swoich interesach, wbrew interesom Słowian".
"Świra" M. Głogoczowskiego informuję, że ta wypowiedź białoruskiego deputowanego umieściłem na tyle okładki mojej książki "Kundlizm znów wygrał". Zatem do dzieła, Głogoczowski ! Protektorzy "świra" zostali w tej wypowiedzi bezlitośnie "oszkalowani”!.

Henryk Pająk
++++++++++++++

PS. UPADAJĄCE IMPERIUM idzie DO WOJNY
10 lutego, 2007

Irańska Giełda Naftowa
- prawdziwy powód ataku na Iran

Prezentuje przedruk świetnej analizy obecnej sytuacji geopolitycznej. Po przeczytaniu każdy stwierdzi, ze pozwala szerzej spojrzeć na jakim świecie żyjemy... Po przeczytaniu artykułu warto spróbować odpowiedzieć sobie i innym na pytanie dlaczego inne kraje wydobywające ropę nie zdecydują się na rozliczanie w innej walucie niż $?

Państwo narodowe opodatkowuje własnych obywateli; imperium opodatkowuje inne państwa narodowe (...) W XX wieku, po raz pierwszy w historii, Ameryce udało się opodatkować świat nie wprost - a za pośrednictwem inflacji.
Zamiast bezpośrednio domagać się podatku, jak czyniły to wszystkie poprzednie imperia, USA rozprowadziły po świecie, w zamian za towary, własną walutę bez pokrycia - dolary - z zamiarem późniejszego doprowadzenia do ich inflacji i dewaluacji.
To z kolei umożliwiało odkupienie każdego następnego dolara za mniejszą ilość dóbr. Owa różnica stanowiła imperialny podatek spływający do Stanów Zjednoczonych. A oto, jak do tego doszło.

Dr Krassimir Petrov

I. Ekonomia imperiów
Państwo narodowe opodatkowuje własnych obywateli; imperium opodatkowuje inne państwa narodowe. Historia imperiów, od hellenistycznego i rzymskiego po osmańsko-tureckie i brytyjskie, poucza nas, że ekonomicznym fundamentem każdego bez wyjątku imperium jest opodatkowanie innych narodów. Zdolność imperium do narzucania podatków zawsze opiera się na lepszej i silniejszej gospodarce, a w konsekwencji - na lepszym i silniejszym wojsku. Część podatków ściąganych od poddanych szła na podnoszenie stopy życiowej obywateli imperium; część zaś służyła dalszemu wzmacnianiu dominancji militarnej niezbędnej do egzekwowania owych podatków.

Historycznie rzecz biorąc, kraje podporządkowane składały daniny w rozmaitych formach - zwykle w złocie i srebrze tam, gdzie kruszce te miały walor pieniądza, ale nieraz także w postaci niewolników, żołnierzy, ziemiopłodów, bydła czy innych produktów i surowców naturalnych, w zależności od tego, jakich dóbr gospodarczych imperium żądało a kraj podwładny był w stanie dostarczyć. Dawniej opodatkowanie na rzecz imperium miało zawsze formę bezpośrednią: państwo podporządkowane przekazywało te dobra gospodarcze wprost do imperium.

W XX wieku, po raz pierwszy w historii, Ameryce udało się opodatkować świat nie wprost - za pośrednictwem inflacji. Zamiast bezpośrednio domagać się podatku, jak czyniły to wszystkie poprzednie imperia, USA rozprowadziły po świecie, w zamian za towary, własną walutę bez pokrycia - dolary - z zamiarem późniejszego doprowadzenia do ich inflacji i dewaluacji. To z kolei umożliwiało odkupienie każdego następnego dolara za mniejszą ilość dóbr - właśnie owa różnica [między ilością dóbr importowanych a eksportowanych] stanowiła imperialny podatek spływający do Stanów Zjednoczonych. A oto, jak do tego doszło.

W początkach XX wieku gospodarka USA uzyskała dominującą pozycję w świecie. Dolar amerykański był wówczas ściśle związany ze złotem, toteż jego wartość ani nie rosła, ani nie malała, lecz była wciąż równa tej samej ilości złota. Wielki Kryzys, z poprzedzającą go inflacją w latach 1921 - 1929 oraz napęczniałymi deficytami budżetowymi w latach następnych, pokaźnie zwiększył ilość waluty w obiegu - dalsze utrzymywanie jej pokrycia w złocie stało się niemożliwe. To skłoniło Roosevelta do zniesienia w 1932 r. sprzężenia między wartością dolara a wartością złota. Aż do tego momentu USA mogły co prawda dominować w gospodarce światowej, ale, w sensie ekonomicznym, nie były jeszcze imperium. Stała wartość dolara i jego wymienialność na złoto nie pozwalała Amerykanom ekonomicznie wykorzystywać innych krajów.

Amerykańskie imperium w sensie ekonomicznym narodziło się w Bretton Woods w 1945 r. Wprawdzie dolar nie był już w pełni wymienialny na złoto, ale ową wymienialność na złoto zagwarantowano rządom innych państw - i tylko im. Tym samym dolar stał się walutą rezerwową całego świata. Było to możliwe, ponieważ w czasie II wojny światowej Stany Zjednoczone zaopatrywały aliantów żądając zapłaty w złocie, dzięki czemu zgromadziły u siebie znaczną część światowych zasobów tego kruszcu. Imperium nie mogłoby zaistnieć, gdyby, zgodnie z postanowieniami z Bretton Woods, podaż dolara pozostała ograniczona i nie przekraczała wartości dostępnego złota. Umożliwiałoby to pełną wymianę dolarów z powrotem na złoto. Jednak polityka "armaty i masła" z lat sześćdziesiątych miała typowy charakter imperialny: podaż dolara zwiększano nieustannie, żeby finansować wojnę w Wietnamie i projekt "wielkiego społeczeństwa" L. B. Johnsona. Większość owych dolarów trafiała za granicę w zamian za towary sprzedawane do USA bez szans na odkupienie ich po tej samej cenie. Wzrost zasobów dolarowych zagranicy wywoływany przez nieustanny deficyt handlowy Stanów Zjednoczonych był równoznaczny z opodatkowaniem - z klasycznym podatkiem inflacyjnym nakładanym przez dany kraj na własnych obywateli, tyle że tym razem był to podatek inflacyjny nałożony przez USA na resztę świata.

Kiedy zagranica zażądała w latach 1970-1971 wymiany posiadanych dolarów na złoto, 15 sierpnia 1971 rząd USA ogłosił niewypłacalność. Wprawdzie opinię publiczną karmiono frazesami o "zerwaniu więzi między dolarem a złotem", ale w rzeczywistości odmowa spłaty w złocie była aktem bankructwa rządu Stanów Zjednoczonych. W gruncie rzeczy USA ogłosiły się wtedy imperium. Wyciągnęły z reszty świata ogromną ilość dóbr, nie mając zamiaru ani możliwości ich zwrócić, a bezsilny świat musiał się z tym pogodzić - świat został opodatkowany i nic nie mógł na to poradzić.

Od tego momentu, aby Stany Zjednoczone mogły utrzymać status imperium i nadal ściągać podatki, reszta świata musiała w dalszym ciągu akceptować - jako zapłatę za dobra ekonomiczne - stale tracące na wartości dolary. Musiała też gromadzić ich coraz więcej. Trzeba było więc dać światu jakiś powód do gromadzenia dolarów, a powodem tym stała się ropa.

Gdy coraz wyraźniej było widać, że rząd USA nie zdoła wykupić swych dolarów płacąc za nie złotem, zawarł on w latach 1972-73 żelazną umowę z Arabią Saudyjską: USA będą wspierać władzę królewskiej rodziny Saudów, a w zamian za to kraj ten będzie sprzedawał ropę wyłącznie za dolary. Śladem Arabii Saudyjskiej miała podążyć reszta państw OPEC. Ponieważ świat musiał kupować ropę od arabskich krajów naftowych, utrzymywał rezerwy dolarowe, aby mieć czym za nią płacić. Świat potrzebował coraz więcej ropy, a jej ceny szły stale w górę, toteż popyt na dolary mógł tylko wzrastać. Wprawdzie dolarów nie można już było wymienić na złoto, ale za to stały się one wymienialne na ropę naftową.

Sens ekonomiczny wspomnianej umowy sprowadzał się do tego, że dolar miał pokrycie w ropie naftowej. Dopóki tak było, świat musiał gromadzić coraz większe sumy dolarów, ponieważ były one niezbędne, aby móc kupić ropę. Tak długo jak dolar był jedynym dopuszczalnym środkiem płatności za ropę, miał on zagwarantowaną dominację w świecie, a amerykańskie imperium mogło dalej ściągać podatki z całego świata. Gdyby dolar, z jakiegokolwiek powodu, stracił pokrycie w ropie naftowej, amerykańskie imperium przestałoby istnieć. Trwanie imperium wymagało więc, aby ropa była sprzedawana wyłącznie za dolary. Wymagało ponadto, aby rezerwy ropy pozostawały rozproszone pomiędzy osobne, suwerenne państwa nie dość silne politycznie bądź militarnie, żeby móc żądać zapłaty za ropę w jakiejś innej formie. Gdyby ktoś zażądał innej zapłaty, należało go przekonać do zmiany zdania - poprzez naciski polityczne albo środkami militarnymi.

Człowiekiem, który faktycznie zażądał za ropę zapłaty w euro był, w 2000 r., Saddam Hussein. W pierwszej chwili jego życzenie zostało wyśmiane, później było lekceważone, ale kiedy stawało się coraz jaśniejsze, że jego zamiary są poważne, zaczęto wywierać na niego polityczną presję, aby zmienił zdanie. Kiedy również inne kraje, takie jak Iran, zażyczyły sobie zapłaty w innych walutach, przede wszystkim w euro i w jenach, dolar znalazł się w realnym niebezpieczeństwie. Taka sytuacja wymagała akcji karnej. W Bushowskiej operacji "Szok i Przerażenie" w Iraku nie chodziło o nuklearny potencjał Saddama, o obronę praw człowieka, o propagowanie demokracji, ani nawet o zagarnięcie pól naftowych; chodziło o obronę dolara, a tym samym - amerykańskiego imperium. Chodziło o pokazanie światu, że każdy kto zażąda zapłaty za ropę w walucie innej niż dolar USA, będzie przykładnie ukarany.

Wielu krytykowało Busha za to, że wszczął wojnę, aby zająć irackie pola naftowe. Krytycy ci jednak nie potrafili wytłumaczyć, dlaczego Bushowi zależało na zajęciu owych złóż - przecież mógł po prostu wydrukować puste dolary i uzyskać za nie tyle ropy, ile tylko mu było potrzeba. Musiał więc mieć inny powód do inwazji na Irak.

Historia uczy, że imperium ma dwa uzasadnione powody do toczenia wojen: (1) w obronie własnej; albo (2) aby uzyskać poprzez wojnę jakieś korzyści. W każdym innym wypadku, co po mistrzowsku wykazał Paul Kennedy w "The Rise and Fall of the Great Powers", wysiłek wojenny wyczerpie jego zasoby ekonomiczne i przyczyni się do jego rozpadu. Mówiąc językiem ekonomicznym, aby imperium wszczęło i prowadziło wojnę, korzyści muszą przewyższać koszty militarne i społeczne. Korzyści z opanowania irackich złóż ropy z trudem usprawiedliwiają długofalowe, rozłożone na wiele lat koszty operacji wojskowej. Bush musiał natomiast uderzyć na Irak, aby bronić swego imperium. Potwierdzają to fakty: w dwa miesiące od momentu inwazji, program "Ropa za żywność" został wstrzymany, irackie konta prowadzone w euro przestawione z powrotem na dolary, a ropa znów była sprzedawana wyłącznie za walutę USA. Przywrócono globalną supremację dolara. Bush triumfalnie zstąpił z myśliwca i obwieścił pomyślne zakończenie misji - udało mu się obronić dolara, a wraz z nim - amerykańskie imperium.

II. Irańska Giełda Naftowa
Władze Iranu w końcu opracowały ostateczną broń "jądrową", która może błyskawicznie unicestwić system finansowy leżący u podstaw amerykańskiego imperium. Tą bronią jest Irańska Giełda Naftowa, której inaugurację planowano na marzec 2006 [otwarcie giełdy opóźniło się, ale ma nastąpić w najbliższym czasie - przyp. red.]. Ma ona być oparta na mechanizmie handlu ropą rozliczanym w euro. W kategoriach ekonomicznych projekt ten stanowi znacznie większą groźbę dla hegemonii dolara niż wcześniejsze posunięcie Saddama. W ramach transakcji giełdowych bowiem każdy chętny będzie mógł kupić albo sprzedać ropę za euro, bez żadnego pośrednictwa dolara. Możliwe, że w takiej sytuacji prawie wszyscy chętnie przyjmą system rozliczeń w euro.

Europejczycy, zamiast kupować i trzymać dolary, aby zabezpieczyć swe płatności za ropę, będą mogli płacić własną walutą. Przejście na rozliczenia w euro w transakcjach naftowych nadałoby euro status światowej waluty rezerwowej - z korzyścią dla Europejczyków, z niekorzyścią dla Amerykanów.

Chińczycy i Japończycy będą szczególnie zainteresowani nową giełdą, gdyż umożliwi im drastyczne zmniejszenie swych ogromnych rezerw dolarowych i ich dywersyfikację, co będzie dla nich ochroną przed następstwami deprecjacji dolara. Część posiadanych dolarów będą chcieli nadal zatrzymać; drugiej części być może w ogóle się pozbędą; trzecią część zachowają na pokrycie dolarowych płatności w przyszłości, tym razem już bez odnawiania tych rezerw, a przechodząc stopniowo na rezerwy w euro.

Rosjanie mają żywotny interes ekonomiczny w przejściu na euro - większość wymiany handlowej prowadzą właśnie z krajami europejskimi, z krajami - eksporterami ropy naftowej, z Chinami oraz z Japonią. Przejście na rozliczeniach w euro natychmiast uwidoczni się w handlu z pierwszymi dwoma blokami, a z czasem także ułatwi handel z Chinami i Japonią. Ponadto Rosjanie, zdaje się, z niechęcią trzymają dolary, które tracą na wartości, skoro ich nowym objawieniem jest rozliczanie się w złocie. Poza tym, w Rosji odżył nacjonalizm, i jeśli przejście na euro miałoby być dotkliwym ciosem dla Ameryki, z przyjemnością go zadadzą i będą z satysfakcją się przyglądać, jak imperium krwawi.

Arabskie kraje eksportujące ropę chętnie będą przyjmować euro jako środek dywersyfikacji ryzyka wobec piętrzących się gór dewaluujących się dolarów. Te kraje także, podobnie jak Rosja, handlują przede wszystkim z krajami Europy, a zatem będą preferować walutę europejską, zarówno ze względu na jej stabilność, jak i dla ograniczenia ryzyka walutowego, nie mówiąc już o motywie ideologicznym - dżihadzie przeciwko Niewiernemu Wrogowi.

Tylko Brytyjczycy znajdą się między młotem a kowadłem. Ze Stanami Zjednoczonymi łączy ich wieczne strategiczne partnerstwo, ale równocześnie naturalnie ciążą ku Europie. Jak dotąd mieli wiele powodów, aby trzymać z tym, który wygrywa. Kiedy jednak zobaczą, że ich blisko stuletni partner upada, czy będą wytrwale trwać u jego boku, czy też go dobiją? Nie należy jednak zapominać, że obecnie dwie wiodące giełdy naftowe to nowojorski NYMEX i londyńska Międzynarodowa Giełda Ropy Naftowej (International Petroleum Exchange - IPE), obie praktycznie w rękach Amerykanów. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że Brytyjczycy będą musieli pójść na dno razem z tonącym okrętem, w przeciwnym bowiem razie strzeliliby sobie w nogi, szkodząc własnym interesom na londyńskiej IPE. Warto zauważyć, że bez względu na retorykę objaśniającą powody utrzymania funta szterlinga, Brytyjczycy nie przeszli na euro najprawdopodobniej właśnie dlatego, że sprzeciwiali się temu Amerykanie: gdyby tak się stało, londyńska IPE musiałaby się przestawić na euro, tym samym zadając śmiertelną ranę dolarowi i strategicznemu partnerowi Wielkiej Brytanii. W każdym razie bez względu na to, co postanowią Brytyjczycy, jeśli Irańska Giełda Naftowa nabierze tempa, liczące się siły interesu - europejskie, chińskie, japońskie, rosyjskie i arabskie - z zapałem przyjmą w rozliczeniach euro, a wówczas los dolara będzie przypieczętowany. Amerykanie nie mogą do tego dopuścić, i użyją, jeśli zajdzie konieczność, szerokiego wachlarza strategii, aby powstrzymać lub zahamować funkcjonowanie planowanej giełdy:

Sabotaż giełdy - mógłby polegać na wprowadzeniu wirusa komputerowego, ataku na sieć, system łączności lub serwery, rozmaitych naruszeniach bezpieczeństwa serwerów, albo też na zamachu bombowym na główne i pomocnicze obiekty giełdy w stylu 11 września.
Zamach stanu - zdecydowanie najlepsza strategia długoterminowa, jaką dysponują Amerykanie.
Wynegocjowanie takich warunków i ograniczeń prowadzenia giełdy, które będą do przyjęcia dla USA - inne znakomite rozwiązanie dla Amerykanów. Oczywiście, rządowy zamach stanu jest strategią wyraźnie preferowaną, gdyż zagwarantowałby, że giełda wcale nie będzie funkcjonować, a więc niebezpieczeństwo dla amerykańskich interesów będzie zażegnane. Gdyby jednak próby sabotażu czy zamachu stanu się nie powiodły, wówczas negocjacje byłyby z pewnością najlepszą dostępną opcją.
Wspólna rezolucja wojenna ONZ - tę będzie bez wątpienia trudno uzyskać, zważywszy na interesy wszystkich pozostałych państw członkowskich Rady Bezpieczeństwa. Gorączkowa retoryka o tym, jak to Irańczycy opracowują broń jądrową niewątpliwie ma na celu utorowanie drogi do tego typu działań.
Jednostronne uderzenie nuklearne - to byłby straszliwy wybór strategiczny, z tych samych względów, co strategia następna - jednostronna wojna totalna. Do wykonania tej brudnej roboty Amerykanie prawdopodobnie posłużyliby się Izraelem.
Jednostronna wojna totalna - to jawnie najgorszy możliwy wybór strategiczny. Po pierwsze, zasoby wojskowe USA zostały już nadwerężone przez dwie poprzednie wojny. Po drugie, Amerykanie jeszcze bardziej zraziliby do siebie inne silne narody. Po trzecie, państwa posiadające największe rezerwy dolarowe mogłyby się zdecydować na cichą zemstę w postaci pozbycia się swoich gór dolarów, tym samym utrudniając Stanom Zjednoczonym dalsze finansowanie ich ambitnych wojowniczych planów. Po czwarte wreszcie, Iran ma strategiczne sojusze z innymi silnymi narodami, co mogłoby doprowadzić do ich zaangażowania się w wojnę; mówi się, że Iran ma takie przymierze z Chinami, Indiami i Rosją, znane pod nazwą Szanghajskiej Grupy Współpracy, a także osobny pakt z Syrią.
Bez względu na to, która strategia zostanie wybrana, z czysto ekonomicznego punktu widzenia można stwierdzić, że o ile Irańska Giełda Naftowa nabierze rozpędu, główne potęgi gospodarcze z zapałem zaczną z niej korzystać, a to pociągnie za sobą zgon dolara. Upadanie dolara dramatycznie przyspieszy amerykańską inflację i stworzy presję na dalszy wzrost długoterminowych stóp procentowych w USA. W tym momencie Bank Rezerwy Federalnej znajdzie się między Scyllą a Charybdą - między groźbą deflacji a hiperinflacji - i będzie musiał pospiesznie albo zażyć swoje "klasyczne lekarstwo" deflacyjne, polegające na podniesieniu stóp procentowych, co wywoła poważną depresję gospodarczą, zapaść na rynku nieruchomości oraz załamanie się rynku obligacji, akcji i walorów pochodnych, a w następstwie - totalny krach finansowy, albo, alternatywnie, wybrać wyjście weimarskie, czyli inflacyjne, a więc utrzymać na siłę oprocentowanie obligacji długoterminowych, odpalić "helikoptery" i "zatopić" rynek powodzią dolarów, ratując przed bankructwem liczne fundusze długoterminowe (LTCM) i wywołując hiperinflację.

Austriacka teoria pieniądza, kredytu i cykli gospodarczych uczy nas, że pomiędzy ową Scyllą a Charybdą nie ma rozwiązania pośredniego. Prędzej czy później system monetarny musi się przechylić w jedną lub w drugą stronę, co zmusi Rezerwę Federalną do podjęcia decyzji. Głównodowodzący Ben Bernanke (nowy prezes Fed - przyp. red.), renomowany znawca Wielkiego Kryzysu i wprawny pilot śmigłowca "Black Hawk", bez wątpienia wybierze inflację. "Helikopterowy Ben" nie pamięta wprawdzie America's Great Depression Rothbarda, ale dobrze zapamiętał lekcje płynące z Wielkiego Kryzysu i zna niszczycielskie działanie deflacji. Maestro nauczył go, że panaceum na każdy problem finansowy jest wywołanie inflacji, choćby się paliło i waliło. Uczył on nawet Japończyków własnych niekonwencjonalnych metod zwalczania deflacyjnej pułapki płynności. Podobnie jak jego mentorowi, marzy mu się przezwyciężenie "zimy Kondratiewa". Żeby nie dopuścić do deflacji, ucieknie się do drukowania pieniędzy; odwoła wszystkie helikoptery z 800 zamorskich baz wojskowych USA; a jeśli będzie trzeba, nada stałą wartość pieniężną wszystkiemu, co mu się nawinie. Jego ostatecznym dokonaniem będzie hiperinflacyjna destrukcja amerykańskiej waluty, z której popiołów powstanie nowa waluta rezerwowa świata - barbarzyński relikt zwany złotem.

Tegoż autora: "China's Great Depression" "Masters of Austrian Investment Analysis" "Austrian Analysis of U.S. Inflation" "Oil Performance in a Worldwide Depression" Zalecana lektura: William Clark "The Real Reasons for the Upcoming War in Iraq" William Clark "The Real Reasons Why Iran is the Next Target" O autorze Krassimir Petrov ( Krassimir_Petrov@hotmail.com) uzyskał doktorat z ekonomii w USA, a obecnie wykłada makroekonomię, finanse międzynarodowe i ekonometrię na Uniwersytecie Amerykańskim w Bułgarii.

Tłum. Paweł Listwan
http://drlex.jogger.pl/2007/02/10/iranska-gielda-naftowa-prawdziwy-powod-ataku-na-iran/
++++++++++++++
PS2. "POLEN" LUMPELITE STORY
_____________________


Niedawne obchody 70-tej rocznicy wybuchu II Wojny Światowej ukazują w ostrym świetle realia polityczne w jakich Polska grzęźnie już od dłuższego czasu.

Gdańskie spotkanie światowych przywódców pokazało jeszcze wymowniej postępy osiągnięte przez naszych największych wrogów (Niemcy i Rosję) w budowie strategicznego partnerstwa. Premier Putin zapewnił co prawda Polaków o tym, że „partnerstwo” to uosobione exemplum projektem budowy rurociągu bałtyckiego, nie jest wymierzone przeciw naszemu krajowi; jednak niewiele to zmienia. Putin stwierdził równie stanowczo, że niemiecko-rosyjski pakt Ribbentrop-Mołotow nie był skierowany przeciw komukolwiek i miał jedynie opóźnić nieuniknioną konfrontację tych dwóch krajów w obliczu narastającego napięcia w Europie; a jakie spowodował konsekwencje wiemy z historii.

Obserwatorzy podkreślają też nieobecność na wspomnianych uroczystościach amerykańskich przedstawicieli wyższego szczebla, wróżąc z tego „decyzję prezydenta Obamy o wycofaniu się z Europy”.

Nie można mieć żadnej wątpliwości, że USA wycofują się z Europy. Niedługo „wycofają” się też ze wszystkich innych zakątków świata i to bez względu na to czego życzyłby sobie rezydent Białego Domu. A to dlatego, że potęga Stanów Zjednoczonych rozlatuje się w gruzy równie spektakularnie jak ZSRR w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Na przestrzeni ostatnich kilku lat pisałem już o tym wielokrotnie:

http://www.polskapanorama.org/detka.html

http://www.polskapanorama.org/supermocarstwa.html

http://www.polskapanorama.org/symptomyupadku.html

W reakcji na te publikacje otrzymywałem komentarze kwestionujące mą poczytalność lub sugerujące niedwuznacznie me powiązanie agenturalne z pewnym wschodnim mocarstwem. W przeciętnej polskiej wyobraźni nie mieści się bowiem wizja upadku taaaakiego supermocarstwa jak USA. We wspomnianej wyobraźni nie mieści się też niestety wiele innych spraw, które będą tematem poniższych rozważań.

Na przekór zewnętrznym różnicom, sytuacja obu byłych supermocarstw jest bardzo podobna.

Oba znajdują się w ślepym zaułku w każdej nieomal dziedzinie. USA stoją co prawda o niebo wyżej od Rosji pod względem technologicznym, ale są za to totalnym finansowym bankrutem.

Oba państwa tracą wiarygodność polityczną na poziomie niezbędnym dla utrzymania swego mocarstwowego prestiżu. Rosja kompromituje się swym déjà vu z najnowszej (jakże tragicznej) historii; Stany swą obłędną i rujnującą „wojną z terroryzmem”.

Oba te państwa dysponują gigantycznym potencjałem nuklearnym i imponującymi siłami strategicznymi, ale to że potencjał ten jest wystarczający do unicestwienia naszej matki ziemi nie przekłada się na efektywność militarną w osiąganiu zamierzonych celów politycznych. Pomimo niezwykłej brutalności, Rosja nie jest w stanie opanować coraz bardziej niestabilnej sytuacji na Kaukazie. Z ogromnym wysiłkiem udało się jej spacyfikować Czeczenię, tylko po to by doświadczyć wrzenia w innych republikach tego regionu. W swym najnowszym wywiadzie, prezydent Miedwiediew otwarcie się do tego przyznaje.

Amerykańska potęga militarna jest w stanie zetrzeć z powierzchni ziemi każdą armię, ale o osiąganiu zamierzonych celów strategicznych decydują , jak to się w żargonie wojskowym zwykło mówić, boots on the ground( żołnierskie buciory w terenie), a w tym zakresie ich wojska są równie niewydolne jak rosyjskie. Przez sześć lat okupacji Iraku, najpotężniejsza armia świata nie była w stanie zabezpieczyć kilku kilometrów kwadratowych tzw. „zielonej strefy” w Bagdadzie, tak by jej dowódcy nie musieli kryć się jak szczury w bunkrach przed rakietowymi atakami „terrorystów”. Oczywiście zarówno rosyjscy jak amerykańscy okupanci z wielką wprawą sprowadzają na głowy miejscowej ludności całą lawinę nieszczęść, ale ma się to nijak do osiągania zamierzonych celów militarnych i politycznych.

Oba kraje stoją w obliczu militarnej i politycznej klęski ze strony wojującego islamu. Rosja zmuszona będzie wreszcie opuścić rejon kaukaski, a Amerykanie będą mogli uważać się za szczęściarzy jeśli uda im się ewakuować swe wojska z Afganistanu. Tubylcze plemiona tego kraju mają bowiem w zwyczaju wyżynanie w pień obcych najeźdźców.

Oba te kraje konfrontowane są na dodatek przez rosnące w potęgę Chiny. Chiński smok powoli, ale systematycznie konsumuje, w sferze gospodarczej i demograficznej, rosyjską Syberię; a na szyi Wuja Sama powoli zaciska się pętla finansowej zależonści w stosunku do jego największego wierzyciela.

Ponieważ oba byłe supermocarstwa szamoczą się w swych agonalnych konwulsjach, w interesie każdego pragmatycznie działającego rządu powinna być polityka omijania kursu kolizyjnego z którymkolwiek z nich.

Jak ta sprawa przedstawia się w przypadku Polski?

Prezydent Kaczyński lansuje politykę „sojuszu” ze Stanami Zjednoczonymi, polegającą między innymi na aktywnym wspieraniu „kolorowych” rewolucji, które w rosyjskiej sferze wpływów zorganizowała amerykańska CIA. Postępowanie takie jeszcze bardziej rozjusza Rosję, która i tak ma trudności z zaakceptowaniem faktu, że po 1989 roku Priwislanckij Krajznalazł się w niemieckiej sferze wpływów. Działanie takowe prowadzi do narastania polsko-rosyjskich antagonizmów, bez uzyskiwania przy tym jakichkolwiek korzyści politycznych, gospodarczych, czy militarnych ze strony amerykańskiego „sprzymierzeńca” .

Inną opcję polityczną reprezentuje obóz gauleiteraTuska, który preferuje „współpracę” z Niemcami. To prowadzi natomiast prosto do ostatecznego przekształcenia III RP w II Generalną Gubernię.

Jak więc widać, krajowe „elity polityczne” nie dysponują żadną koncepcją, która mogłaby przynieść Polsce wymierne korzyści. Należy zadać sobie pytanie jakie alternatywy można by zaoferować w zastępstwie obecnie realizowanych kierunków. O tym w dalszej części artykułu.
http://ignacynowopolskiblog.salon24.pl/125207,imperatywy-polskiej-polityki-zagranicznej-cz-i

Brak komentarzy: