o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

poniedziałek, 25 czerwca 2012

daleko od SZCZEKOCIN PO PSLDUP

Fabryka kurczaków
Judyta Wąsik, ree 10:19, 24.10.2011   SEE

Polacy harują tu ponad siły za ciut wyższą niż minimalna stawkę. Upał, mróz, stres, tempo. Kontuzje, wycieńczenie, ból. A teraz doszedł jeszcze strach. Ruszyły masowe zwolnienia. Każdy boi się o utratę swojego miejsca przy taśmie.
Zaczęło się od dyskusji w internecie. Temat brytyjskiej ubojni i przetwórni kurczaków podjęła forumowa Aga:
– Fabryka kurczaków. Przygnębiające miejsce. Bród, smród i źli ludzie. Większość pracowników to Polacy. Są także Litwini, Łotysze, Czesi i Słowacy. W dalszej kolejności miejscowi – pisze.
Tragicznie czy fantastycznie?
Aga: – Jeśli wytrzymasz trudy pracy, dasz radę przetrzymać traktowanie nadzorców, to i tak praca tam zostawi na tobie piętno.
Forumowy Typol odpowiada Adze: – Bzdura. Ja trafiłem do fabryki dosłownie z ulicy. Dostałem szansę rozwoju zawodowego i stabilizację finansową. Aga, z twojej wypowiedzi wynika, że nigdy w życiu nie doświadczyłaś naprawdę ciężkiej pracy.
Arek: – Byłem tam dawno temu i tylko na 4 godziny. Nie chcę znać tego miejsca ani tej pracy. Pierwszy dzień i dali mnie na zabijanie.
– O ile 3 lata temu zarzekałem się, że nigdy nie pójdę tam pracować tak teraz każdemu powiem, że ta fabryka drobiu wcale nie jest taka straszna – pisze dalej Typol.
Przeglądamy dokładniej fora internetowe. Szukamy większej ilości informacji.
Magda: – Ja jestem gorącą dziewczynką i mi nie przeszkadza niska temperatura, poza tym wcale nie jest tak zimno... A czy ja wiem czy tak śmierdzi? Trochę śmierdzi, ale bez przesady.
Mati: – Angielski? Właściwie to na co mi on? Jak coś się dzieje, to jest supervisorka, Polka. Zawsze pomoże. A na taśmie Brytyjczyk to unikat.
Killing na akord i kurczak na lunch
Postanowiliśmy sami sprawdzić, jak tam naprawdę jest. Jak wygląda codzienna praca w fabrykach drobiu?
Dotarliśmy do raportu rządowego HSE (Health and Safety Executive) oraz stowarzyszeń zrzeszających producentów mięsa.
W Wielkiej Brytanii jest ponad 3 tys. gospodarstw rolnych zajmujących się przetwórstwem samego tylko drobiu. Z tego około 30% to producenci na wielką skalę, mający możliwość przetworzenia 100 tys. ptaków. Do zakładów w Wielkiej Brytanii trafia około 800 milionów kurczaków rocznie. W samej Szkocji jest około 50 takich zakładów.
Fabryka, do której dotarliśmy, należy do jednego z największych producentów drobiu w UK, zatrudniającego w sumie 12,5 tys. pracowników.
O to jak wygląda praca w fabryce kurczaków zapytaliśmy zatrudnionych.
Paweł ma 25 lat. Przyjechał z Wrocławia. Opisuje typowy dzień w pracy.
Wstaje o godz. 4 nad ranem, żeby zdążyć na zakładowy autobus, który o godz. 4:50 zabiera pracowników do fabryki. – Zmiana zaczyna się o godz. 6. Trwa 12 godzin, w ciągu których jest 5 przerw. Średnio 800 osób na zmianie. W sumie w fabryce pracuje ponad tysiąc pracowników. Zdecydowana większość to Polacy – opowiada.
Z technicznego punktu widzenia "fabryka kurczaków" to proces obróbki drobiu odbywający się systemem taśmowym. A jak wygląda to w praktyce?
Pierwszy dział, na który trafiają jeszcze żywe kurczaki, to "Killing". Wokół ciemność i zapach piór setek ptaków. Trafiają do ciemni, żeby się uspokoiły. Tam też zawiesza się je na haki, głową w dół.
Taśmociąg z zawieszonymi kurami przesuwa się i zanurza w wodzie. Tutaj automat razi je prądem, by straciły przytomność. Poczym ostrze podcina im gardła, aby się wykrwawiły.
Niekiedy linia przesuwa się za szybko i kurczaki nie zanurzą się prawidłowo. Wtedy może się zdarzyć, że wyjadą z kąpieli na hakach nie do końca oszołomione, kiedy maszynowy nóż podcina im gardła.
Niektóre ptaki są z kolei za małe albo za duże, i nóż może im niewłaściwie podciąć gardło.
Wtedy własnoręcznie musi je zabić tzw. „killer” – pracownik ze specjalną „licencją na zabijanie”. Jego obowiązkiem jest upewnić się, że żadna kura nie wychodzi z „Killingu” żywa. Dziennie ogląda tysiące wykrwawiających się, dogorywających kurczaków. Ale to na szczęście nie jedyne jego zadanie. Po jakimś czasie zamienia się obowiązkami z kolejnym licencjonowanym „killerem” i idzie „odpocząć” na inne stanowisko.
Zabite kurczaki trafiają z kolei do wyparzarki. A potem do automatycznej skubarki - to tzw. dział „KP”. W niektórych miejscach jest tu tak gorąco, że spoceni pracownicy są zlepieni ze swoimi podkoszulkami.
Do tego wokół unosi się wszędzie odór wnętrzności, które wysysa się maszynowo na tzw. „EV”. Nie zawsze dokładnie, więc pracownicy muszą je często ponownie patroszyć.
Oczyszczone trafiają na „Hot Truss” (Dział Wiązania Kurczaków). A następnie do chłodni na ok. 3 godziny.
Te z defektami (np. połamanymi skrzydłami) oraz część "dobrych" kurczaków idzie na dział "Cuts". Tu wykrawa się i porcjuje dobre mięso: nóżki, udka, skrzydełka, stópki itd.
Normy na "obrobienie kurczaków" (wszelkie czynności od chwili zabicia do zapakowania na tackę) są wysokie. Na przykład na "Hot Trussie" norma zakłada związanie nóżek 7–8 kurczakom na minutę przed założeniem na hak.
– Wyobraź sobie ból w nadgarstkach po ciągłym unoszeniu takich kur – mówi Paweł.
Z fabryki ciężarówki wywożą średnio 800 tys. kurczaków tygodniowo. Niedziele są wolne.
– I wtedy co? Kurczaczek w domu na obiad? – pytam zaczepnie.
– Po tym, jak przez cały dzień wyciągałaś przez odbyt wnętrzności, to to jest raczej ostatnia rzecz, na jaką masz ochotę – kręci głową Paweł.
– A co oferują w fabrycznej kantynie?
– No jasne, że kurczaki! – śmieje się. – Z naszej fabryki, oczywiście... Ok, są też inne opcje, tj. steki, frytki, kanapki, itp. Ja nigdy nie jem fabrycznych kurczaków. Domyśl się dlaczego!
Równi i równiejsi
Weekendy mężczyźni często zapijają piwem lub wódką. By oderwać się od monotonii i zapomnieć.
Dziewczyny odwiedzają się by porozmawiać i pożalić. Okazuje się, że oprócz ciężkiej i nierównomiernej pracy pojawiają się jeszcze kolejne problemy. Chodzi o atmosferę w zakładzie.
– Nie jest to praca biurowa i każdy o tym wie decydując się na nią – mówi 20-letnia Joasia z Mazur, która dorabia w fabryce na studia. – I trzeba liczyć się z warunkami panującymi tutaj. I oczywiście z ewentualnymi konsekwencjami zdrowotnymi.
– Natomiast nie pojmuję, po co jest ta nerwowa atmosfera? Oszczędzanie na pracownikach czy nierówne traktowanie – denerwuje się. – Są wśród nas osoby uprzywilejowane, jak na przykład bliscy i rodzina tych "w zielonych kaskach" (superviserów). Dla nich minutowa norma obrabiania kurczaków jest niższa niż dla reszty.
Dodatkowym problemem okazuje się pośrednictwo pracy. Wielu Polaków trafia tu przez agencję rekrutacyjną i to ona decyduje, kiedy jest praca, a kiedy jej nie ma.
– Nigdy do końca nie wiadomo, kiedy będziesz pracować. Pewne jest tylko, że masz być dyspozycyjny od poniedziałku do soboty – tłumaczy Joasia. – Tutaj normą jest, że pracownicy dostają o świcie telefon z wiadomością, że mają 45 minut na to, żeby wstać, ubrać się, zjeść, przygotować do pracy i dojść na przystanek, na którym jest zbiórka.
Poprzedniego dnia czekają do późnego wieczoru (ok. godz. 21) na telefon. Ale to, że nikt do nich nie zadzwonił, nie znaczy, że mogą zaplanować następny dzień. Agent pośrednictwa może zadzwonić do nich np. o godz. 8 rano następnego dnia.
– Nie możesz im w żaden sposób wytłumaczyć, że masz zaplanowane naprawdę ważne sprawy, jak wynajęcie mieszkania, dentysta czy wywiadówka dziecka w szkole – dodaje Ryszard. – Trzy absencje i wylatujesz z agencji. I po pracy.
Agent pośrednictwa: – Taka jest umowa i trzeba jej przestrzegać. My sami w ostatniej chwili dostajemy informację, że potrzeba będzie danego dnia więcej rąk do pracy. I musimy zapewnić załogę, bo takie jest nasze zadanie jako agencji. Jeśli ktoś ma pilne sprawy do załatwienia, może to wcześniej zgłosić i my to respektujemy. Tyle, że robotnicy o to nie dbają, spraw nie zgłaszają, a potem mają pretensje.
Okazuje się natomiast, że praca poprzez agencję ma pewien atut: z czasem można od niej odejść i zacząć pracować bezpośrednio w firmie. A w konsekwencji więcej zarabiać i ułożyć przez to sprawy rodzinne.
Ryszard: – Dostałem najpierw pracę przez agencję. A potem na kontrakt. Dodatkowo w wolne dni dorabiałem jako ochroniarz. I tak przez ponad rok – opowiada. – A potem ściągnąłem tu rodzinę. Nie chciałem, żeby moje dzieci wychowywały się bez ojca, ani żeby rozleciał mi się związek. Pracując przez agencję trzeba zacisnąć zęby. To potem procentuje – mówi zadowolony.
Teraz widmo masowych zwolnień
Ciężka praca i codzienne stresy to nie jedyny powód zmartwienia Polaków. Teraz dosięga ich kolejny problem. Mogą utracić swoje miejsce przy taśmie, które tak często przeklinają.
Kilka tygodni temu przetwórnia zapowiedziała masowe zwolnienia. To wywołało popłoch wśród pracowników. – Oznacza to niepewność jutra dla setek rodzin – alarmował jeden z brytyjskich polityków.
Ale zarząd fabryki jest nieugięty. Już rozpoczął rozmowy z pracownikami.
– W fabryce nie mówi się o niczym innym. Atmosfera jest nie do zniesienia. Każdy boi się, że zostanie zaproszony do biura "na rozmowę." – mówi 48-letni Janusz, który pracuje tu od dwóch lat. – Przykręcili śrubę i teraz my boimy się, że wyrzucą nas za jakąś bzdurę. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że trzymasz się tej pracy, bo ciężko dostać coś innego.
Janusz ma szczęście, że pracuje dłużej. Ci, którzy pracują tu ledwie kilka miesięcy, od razu "idą pod nóż", jak to się mówi w tutejszej, fabrycznej gwarze. A ci, którzy kiedykolwiek podpadli lub dostali ostrzeżenia, mogą dziś być pewni zwolnienia.
I tak jest lepiej niż w Polsce
Dlaczego Polacy tak kurczowo trzymają się tak ciężkiej pracy? Dlaczego nie rzucą tego i nie wrócą do kraju?
Ryszard: – Pracuję, bo muszę. Wiele czynników wpłynęło na to, że tu przyjechałem. Przede wszystkim brak perspektyw w Polsce. Musiałem zamknąć tam działalność gospodarczą bo kryzys. Żona też bez pracy, a na utrzymaniu 2 dzieci. Mój brat był tu już od pół roku i mnie ściągnął.
– Nigdzie nie jest łatwo. Ale tu, w Wielkiej Brytanii, żyje się lżej – tłumaczy Janusz. – Nawet przy stawce minimalnej stać cię na spokojne utrzymanie siebie i rodziny: rachunki, jedzenie, zakupy, wakacje. A gdzie w Polsce marzyć o czymś takim przy pracy za niemal minimalną stawkę?
– W Polsce wypruwasz sobie żyły. Opłacisz mieszkanie, kupisz jedzenie i nic ci nie zostaje. W kieszeń sobie schowaj jakieś sentymenty o ojczyźnie – denerwuje się Janusz. - Żyj tam, gdzie możesz żyć godnie. Nawet jeśli praca tutaj w fabryce jest ciężka, to w Polsce nie stanie się ona przecież łatwiejsza. No więc jest wybór: ta sama praca tutaj czy w fabryce w Polsce? No, tutaj!
Joasia: – W Polsce mogłabym pomarzyć o studiowaniu i jednoczesnym pracowaniu pozwalającym na spokojne utrzymanie się. Mogłoby nie starczyć nawet na wynajęcie pokoiku, a co dopiero na jedzenie, ciuchy, kosmetyki, wyjście, czy planowanie przyszłości. W Polsce byłabym na utrzymaniu rodziców. A ich nie byłoby stać na opłacanie mi studiów.
Na koniec podlicza: – Tutaj robiąc 2–3 nocki w tygodniu stać mnie na to wszystko. Mogę żyć normalnie. A do tego raz w roku wyjechać na wakacje. Do ciepłych krajów.
***
Imiona bohaterów artykułu zostały zmienione.

k a p u t t

Esbecko-bolszewicka agentura w Episkopacie  PRL-bis prosi o "wybaczenie" i "pojednanie" współpracownika KGB ps. "Michajłow" — znanego obecnie jako Cyryl I, patriarcha Москвы и  Бсеяруси

ZACHOWAJ ARTYKUŁ POLEĆ ZNAJOMYM
Z ust przedstawicieli Kościoła usłyszeliśmy bełkot o "fanatycznej sekcie broniącej krzyża" i "bezrozumnych zwierzętach". Wcześniej biskupi wystosowali homagium - gratulując wyboru na prezydenta temu, który nienawiścią utorował sobie tę drogę.
 Estafij Żakow, przełożony cerkwi w Strielnoje pod Sankt-Petersburgiem- namalował i powiesił w swojej cerkwi ikonę wyobrażającą sowieckiego zbrodniarza Stalina w towarzystwie błogosławionej Matriony Moskiewskiej.


Esbecko-bolszewicka agentura w Episkopacie w PRL-bis prosi o "wybaczenie" i "pojednanie" współpracownika KGB ps. "Michajłow" — znanego obecnie jako Cyryl I, patriarcha Москвы и  Бсеяруси

Trudno to nazwać inaczej niż prośbą o "wybaczenie" wnoszoną do kata w imieniu milionów Polaków bestialsko zamordowanych przez komunistycznych zbrodniarzy — w dodatku prośbą wnoszoną m.in. przez sowieckich agentów działających wśród kleru jeszcze w PRL.
Tak więc po sowiecko-komunistycznym cyrku zwanym "okrągły stół" i odegranym przez sowiecką agenturę w PRL z błogosłwieństwem agentów SB wśród księży — mamy teraz kolejny bolszewicki cyrk... Czyli prośbę do sowieckich morderców składaną przez ich agentów, tym razem w PRL-bis — o wybaczenie przez katów ich ofiarom pewnie tego, że jako kaci musieli się ciężko napracowć mordując miliony niewinnych Polaków... [sic!]
Dopóki Kościół nie pozbędzie się z własnych szeregów agentów sowieckich służb specjalnych w PRL, a więc tym samym osobników nie mających żadnych praw do występowania w imieniu milionów Polaków zamordownych przez komunistycznych zbrodniarzy- nikt nie da Episkopatowi w Polsce prawa do występowania w imieniu Ofiar sowiecko-komunistycznych masowych mordów...
Tym bardziej, że ci agenci komunistycznych służb specjalnych w Episkopacie Polski musieliby prosić o "wybaczenie" innego agenta sowieckich służb specjalnych, który pomagał komunistycznym zbrodniarzom (tak samo jak sowiecka agentura wśród kleru w PRL) w ujarzmianiu własnego społeczeństwa pod pozorem religii....
 Andy

JAK KAMIEŃ NAGROBNY

 

Sierpniowa 2012 wizyta w Polsce Władimira Michajłowicza Gundiajewa - współpracownika KGB pseudonim "Michajłow" - znanego obecnie jako Cyryl I, patriarcha Moskwy i Wszechrusi, ma stać się przełomowym wydarzeniem w procesie „pojednania” polsko-rosyjskiego.
Patriarcha, uważany w Rosji za członka ekipy Putina w przeszłości zajmował się m.in. obrotem wyrobami tytoniowymi, wwożonymi do Rosji bez cła i składowanymi w Monasterze Daniłowskim oraz handlem ropą naftową, czerpiąc z tych nielegalnych procederów milionowe zyski.
 
6 maja br. w kremlowskim soborze Zwiastowania Pańskiego, Cyryl I odprawił nabożeństwo w intencji prezydenta Putina, modląc się  „o siły duchowe i fizyczne, mądrość oraz siłę ducha dla pana prezydenta”. W tym samym dniu w centrum Moskwy tysiące przeciwników Putina starło się z oddziałami OMON-u. Pobito wówczas setki osób, a wielu przedstawicieli opozycji trafiło do aresztów. Gdy kilka dni wcześniej przeciwnicy Putina próbowali odprawić nabożeństwo w moskiewskim soborze Chrystusa Zbawiciela w intencji: „Bogurodzico przegoń Putina”, nie zostali tam wpuszczeni przez grupę aktywistów cerkiewnych i funkcjonariuszy milicji.
 
Ta scena doskonale opisu obecną rolę Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego i stosunek jego hierarchów do reżimu Putina. W opinii wielu analityków oraz ludzi rosyjskiej opozycji, relacje Cerkwi z władzą kagebistów przypominają dziś okres Związku Sowieckiego, a współpraca hierarchii i państwa jest tak głęboka, że można mówić o fuzji tych dwóch porządków.
 
Podczas wizyty Cyryla I w Polsce ma dojść do podpisania Orędzia do Narodów Rosji i Polski – wspólnego dokumentu Rosyjskiej Cerkwi i Episkopatu Polski, nad którym prace trwały od ponad dwóch lat.
 
Sekretarz generalny Konferencji Episkopatu biskup Wojciech Polak poinformował, że "Dokument ten jest przede wszystkim apelem skierowanym do wiernych obydwu Kościołów: prawosławnego w Rosji i katolickiego w Polsce o wzajemne pojednanie, o poszukiwanie dróg w kierunku kształtowania nowej przyszłości pomiędzy oboma narodami".
 
Nie mam wątpliwości, że wspólne orędzie hierarchów polskich i rosyjskich stanowi integralny element fałszywego procesu „pojednania” - narzuconego Polakom od dnia tragedii smoleńskiej i w sposób bezpośredni wpisuje się w plan uczynienia z naszego kraju rosyjskiego dominium. Jest inicjatywą, którą należy oceniać w perspektywie celów politycznych wyznaczonych przez grupę rządzącą.
 
Przez ponad dwa lata od śmierci polskiej elity, Episkopat Polski nie odważył się powiedzieć Polakom, że obecna władza ukrywa prawdę o tragedii smoleńskiej i w pakcie z kremlowskim ludobójcą pozbawia nas resztek godności i suwerenności. Nigdy nie usłyszeliśmy apelu o rzetelne wyjaśnienie przyczyn tragedii ani głosu w obronie tych, którzy zginęli na nieludzkiej ziemi. Nie powiedziano Polakom, kto ponosi moralną odpowiedzialność za wzniecanie kampanii nienawiści i nie wskazano winnych niszczenia naszej państwowości.
 
Gdy na Krakowskim Przedmieściu bito i lżono obrońców krzyża, a człowiek wybrany prezydentem rozpętał wojnę z symbolem chrześcijaństwa - w stanowisku Episkopatu z dnia 12 sierpnia 2010 r. napisano: „Modlącym się pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu zwracamy uwagę, że w zaistniałej sytuacji stają się, mimo swej najlepszej woli, politycznym punktem przetargowym stron konfliktu”, a z ust najwyższych przedstawicieli Kościoła usłyszeliśmy nikczemny bełkot o „fanatycznej sekcie broniącej krzyża” i „bezrozumnych zwierzętach”.
 
Zaledwie miesiąc wcześniej, biskupi wystosowali swoiste homagium - niespotykane w historii polskiego Kościoła, gratulując wyboru na urząd Prezydenta RP temu człowiekowi, który nienawiścią i fałszem torował sobie drogę do tej najwyższej godności.
 
„Niech dobry Bóg daje Panu Prezydentowi potrzebne siły i konieczne łaski dla owocnego wypełnienia tego zaszczytnego zadania. Polecamy Bogu osobę Pana Prezydenta, Jego Rodzinę i wszystkich współpracowników, życząc obfitości Bożych darów na lata szczególnej odpowiedzialności za Ojczyznę i wszystkich jej obywateli.” – napisano w liście Konferencji Episkopatu Polski z 5 lipca 2010 roku. Ton tego listu należałoby porównać tylko z niedawnym wystąpieniem Cyryla I i treścią życzeń składanych Putinowi w moskiewskim soborze.
 
W obliczu nieszczęścia, jakie dotknęło Polaków 10 kwietnia, podstawowy przekaz ludzi Episkopatu dotyczył „pojednania z Rosją” oraz podziękowań za „życzliwość i wrażliwość rosyjskiego ludu”. Zaledwie tydzień po tragedii, sekretarz Konferencji Episkopatu Polski. bp Stanisław Budzik wyraził nadzieję, „że wspólne przeżywanie katastrofy, jaka wydarzyła się pod Smoleńskiem będzie nowym otwarciem, kamieniem milowym na drodze porozumienia i pojednania polsko-rosyjskiego” i przypomniał, że hierarchowie polskiego Kościoła „zinterpretowali tragiczne wydarzenia pod Smoleńskiem jako okazję do pogłębienia dialogu polsko-rosyjskiego”.
 
Głos ten Polacy usłyszeli wówczas, gdy rosyjscy żołdacy niszczyli wrak samolotu, zacierali ślady po smoleńskiej tragedii i kłamliwie oskarżali polskich pilotów o spowodowanie katastrofy. Brzmiał tym bardziej obłudnie, że władze Rosji nie tylko „wspólnie przeżywały” śmierć naszej elity, ale zaprzeczały też odpowiedzialności za katyńskie ludobójstwo i wespół z rosyjską Cerkwią zawłaszczały miejsce kaźni polskich oficerów, stawiając na terenie Zespołu Memorialnego w Lesie Katyńskim Cerkiew Zmartwychwstania Chrystusa. Inicjatorem tej budowy był Cyryl I, a jej wykonanie sfinansował koncern Rosnieft, zarządzany przez ludzi KGB.
 
Symbolem wspólnych dążeń do zadekretowania „pojednania” z Rosją, była decyzja władz Archidiecezji Warszawskiej o ulokowaniu w biurowcu należącym do Archidiecezji siedziby Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia. Ta rządowa instytucja została powołana natychmiast po tragedii smoleńskiej i na wzór komunistycznego TPPR –u, ma zajmować się  „ratyfikację polsko-rosyjskiego dialogu i porozumienia”.
 
Już sama zapowiedź podpisania Orędzia do Narodów Rosji i Polski obarczona jest wyjątkowo groźnym fałszem.
 
W trakcie pogrzebu pary prezydenckiej na Wawelu, kard. Stanisław Dziwisz przypomniał, że „przed blisko półwieczem biskupi polscy wykonali prawdziwie proroczy krok w kierunku Niemców, mówiąc do nich w imieniu narodu polskiego: ,,Wybaczamy i prosimy o wybaczenie!“ i dodał: „Musimy dorastać do wypowiedzenia tych samych słów wobec braci Rosjan.”
 
Wspólny dokument Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej i Episkopatu Polski jest przedstawiany obecnie jako akt historyczny, nawiązujący do Listu biskupów polskich do niemieckich z 1965 roku. „Orędzie skierowane do narodów Polski i Rosji będzie odpowiednikiem tego, co się stało w relacjach polsko-niemieckich w 1965 roku” stwierdził ks. Henryk Paprocki, rzecznik Kościoła prawosławnego w Polsce.
 
Próba narzucenia takiej interpretacji każe przypuszczać, że mamy do czynienia z aktem historycznego fałszerstwa, którego konsekwencje mogą być wręcz nieobliczalne i trwale zaważyć na przyszłości Polski i polskiego Kościoła.
 
Dość przypomnieć, że List biskupów polskich do niemieckich został poprzedzony autentycznym procesem pojednania i był odpowiedzią polskich hierarchów na wieloletnie starania strony niemieckiej. Wyprzedziły go działania kościołów niemieckich, w tym Kościoła ewangelickiego, który w swym memorandum z 1 października 1965 r. wzywał do zaakceptowania granic na Odrze i Nysie oraz do podjęcia dzieła pojednania Niemców ze wschodnimi sąsiadami. Wcześniejszym gestem intelektualistów ewangelickich było tzw. memorandum z Tybingi - przedstawione deputowanym Bundestagu w roku 1961, nawołujące zachodnioniemieckich polityków do odejścia od idei rewizji granic.
 
Okazją do podjęcia procesu pojednania był przede wszystkim Sobór Watykański II, dając możliwość bezpośredniego spotkania przedstawicieli Episkopatów obu krajów. Poprzedziły go wspólne wystąpienia w sprawie beatyfikacji franciszkanina — męczennika Auschwitz — o. Maksymiliana Kolbe czy pielgrzymki niemieckich chrześcijan do miejsc zbrodni hitlerowskich w Polsce. Słowa „przebaczamy i prosimy o przebaczenie” – podpisane m.in. przez kardynała Stefana Wyszyńskiego i biskupa Karola Wojtyłę – były nie tylko aktem mądrości politycznej ówczesnych hierarchów Kościoła, ale wypływały z głębokiego przeświadczenia, że istnieją rzeczywiste warunki pojednania „w tym jak najbardziej chrześcijańskim, ale i bardzo ludzkim duchu”.
 
Jeśli ówczesne władze komunistyczne zareagowały z wściekłością na orędzie polskich biskupów – to również dlatego, że było ono wyrazem ewangelicznej i chrześcijańskiej postawy.
 
Każdy, kto zna stan dzisiejszych stosunków polsko-rosyjskich, musi wiedzieć, że nie spełniają one żadnego z warunków koniecznych do prawdziwego pojednania. W wymiarze politycznym, historycznym czy religijnym - nie sposób nawet wskazać wydarzenia na miarę inicjacji takiego procesu. Również Rosyjska Cerkiew Prawosławna jest daleka od budowania relacji opartych na prawdzie, a wobec reżimu kremlowskiego spełnia dziś rolę stronnika i wasala.
 
Symbolem obecnych relacji może być wypowiedź patriarchy Cyryla, który 4 listopada ubiegłego roku, w ustanowione przez Putina święto Jedności Narodowej, porównał wypędzenie Polaków z Moskwy w roku 1612  do zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami w 1945 roku.
 
Trudno też uwierzyć, by hierarchowie polskiego Kościoła nie dostrzegali roli Rosyjskiej Cerkwi i nie mieli świadomości, że za wspólnym stanowiskiem Orędzia stoi przede wszystkim interes pułkownika KGB. 
 
Jeśli warunkiem pojednania człowieka z Bogiem jest rachunek sumienia,  żal za wyrządzone zło i mocne postanowienie poprawy – nie inaczej wygląda droga do prawdziwego pojednania narodów i społeczeństw. Takich intencji nigdy nie było i nie ma ze strony reżimu Putina. Okres ostatnich dwóch lat to czas zbrodni, cynicznego fałszu i systemowej nienawiści – kierowanych przeciwko Polakom i naszym narodowym interesom. Najnowsze dzieje stosunków polsko-rosyjskich są zaś historią kata i ofiary, a wszelkie próby ukrycia lub zamazania tych relacji stanowią zbrodnię na narodowej pamięci.
 
Na czym zatem miałoby opierać się owo „pojednanie’ między kościołami i narodami – jeśli nadal nie ma rachunku krzywd, poczucia winy ani woli poprawy? Jaki akt „wybaczenia” chcą nam przygotować polscy hierarchowie, gdy ukryto prawdę o przyczynach tragedii smoleńskiej, a Prawosławna Cerkiew wspiera człowieka odpowiedzialnego za śmierć naszych rodaków? 
 
Czy polski Episkopat zapomniał już słowa Jana Pawła II, że ,,pojednanie nie może być mniej głębokie niż sam rozłam“ i nie pamięta o hańbie pozorów pojednania? 
 
Jeśli hierarchowie polskiego Kościoła, po raz kolejny wskażą nam na wymiar „wspólnego przeżywania katastrofy, jaka wydarzyła się pod Smoleńskiem” i w obecnych relacjach każą upatrywać „nowy kamień milowy na drodze porozumienia i pojednania” – trzeba głośno powiedzieć, że będzie to kamień nagrobny, który na dziesięciolecia przygniecie Polaków ciężarem zniewolenia.
 
Tekst został zamieszczony w Warszawskiej Gazecie.
Cytowane za: blogmedia24.pl
Tytuł mój — Andy.

APPENDIX.

W imię prawdy: polscy narodowcy mają tyle wspólnego z obozami koncentracyjnymi, że w nich ginęli. Tysiącami

opublikowano: 12 listopada 2010 roku, 14:52 | ostatnia zmiana: 3 sierpnia 2011 roku, 16:40

 http://wpolityce.pl/wydarzenia/3435-w-imie-prawdy-polscy-narodowcy-maja-tyle-wspolnego-z-obozami-koncentracyjnymi-ze-w-nich-gineli-tysiacami