o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

wtorek, 20 listopada 2012

analiza 2012


ZAMIAST  WSTĘPU.

O co chodzi w ustawce z Brunonem K.

Funkcjonariusze służb specjalnych, policjanci z CBŚ i prokuratorzy nie mają wątpliwości - akcja ABW i prokuratury apelacyjnej w Krakowie to starannie zaplanowana ustawka. Chodziło o załatwienie kilku mniej lub bardziej jasnych interesów, a sam Brunon K. był w tym wszystkim najmniej istotny.
-Rozumiem, że ludzie Bondaryka walczą o życie i nie twierdzę, że to źle. Ale ich ustawka z prokuratorami z Krakowa to już totalne przegięcie - komentuje były funkcjonariusz ABW, a następnie CBA. - Jakim prawem w demokratycznym państwie prokurator apelacyjny poucza na konferencji prasowej rządzących, by nie ważyli się reformować służby specjalnej? - nie kryje oburzenia. O co chodzi? Prokurator Artur Wrona, szef krakowskiej apelacji, wygłosił tego rodzaju oświadczenie w trakcje konferencji dotyczącej... zatrzymania Brunona K. Gdzie Rzym a gdzie Krym? Nie wiadomo, ale siedzący obok niego funkcjonariusze ABW byli wyraźnie szczęśliwi słysząc te słowa. - Miało być delikatnie, a poszli po bandzie. Przegięli - komentuje oficer jednej z delegatur ABW.
Wronie, który jest zaufanym człowiekiem Andrzeja Seremeta, wtórował prowadzący śledztwo w sprawie "terrorysty" Brunona K. prokurator Mariusz Krasoń. Ten sam, który niedawno w skandalicznych okolicznościach umorzył jeden z wątków śledztwa dotyczący korupcji w Sądzie Najwyższym rozpracowywanej przez CBA.
Opowiadał o wspaniałej współpracy z ABW i bohaterskiej wręcz postawie funkcjonariuszy, którzy odbierali telefony nawet o północy. Jego szef, Artur Wrona, posunął się nawet do stwierdzenia, że "niedawno prowadziliśmy głośną sprawę z inną służbą specjalną, gdzie materiały operacyjne były przygotowane nieprofesjonalnie, natomiast tutaj współpraca była znakomita". Nasi rozmówcy twierdzą, że te słowa rozwścieczyły Pawła Wojtunika. Obecny szef CBA od czerwca tego roku jest z Andrzejem Seremetem i podległą mu krakowską apelacją w potężnym konflikcie dotyczącym wspomnianego śledztwa w sprawie korupcji w Sądzie Najwyższym. Mimo, że CBA prowadziło operację za czasów Mariusza Kamińskiego, za którym Wojtunik co najmniej nie przepada, to w tej jednej, jedynej sprawie Wojtunik całkowicie popiera działania swojego poprzednika. Co więcej - z naszych informacji wynika, że gdy 18 października tego roku  Wojtunik wysłał do Seremeta stanowcze pismo z żądaniem wznowienia śledztwa umorzonego przez Mariusza Krasonia, prokurator generalny zarządził w Krakowie kontrolę. Według naszych rozmówców w Prokuraturze Generalnej powstała już analiza sprawy i jest ona dla Wrony i Krasonia miażdżaca. Mówi się w niej wprost o konieczności wznowienia i przeniesienia śledztwa poza Kraków, gdyż dotychczas było ono prowadzone w sposób niespotykanie tendencyjny.
Sęk w tym, że Seremet - były sędzia i aktualny kolega sędziów rozpracowywanych przez CBA - ma zbyt wiele do stracenia, by pozwolić na ujawnienie skandalicznych dowodów zebranych przez ludzi Wojtunika. Potwierdzają to w nieoficjalnych rozmowach jego najbliżsi współpracownicy.

Co łączy wszystkie opisane wyżej wątki? Każdy z ich bohaterów załatwił swój prywatny interesik. Bondaryk pokazał Tuskowi, a przede wszystkim opinii publicznej, że ABW w dotychczasowym kształcie jest konieczna. Wrona pokazał Seremetowi, że potrafi współpracować ze służbami, a umorzenie śledztwa korupcyjnego to wina nieprofesjonalnego CBA. Seremet, za którego wiedzą i zgodą konferencję napompowano do monstrualnych rozmiarów, pokazał Wojtunikowi, że ma gdzieś słuszne skądinąd argumenty za wznowieniem śledztwa CBA i w pełni popiera swoich krakowskich podwładnych. Gdzie w tym wszystkim Brunon K.? A czy kogoś to w ogóle obchodzi?
Hans Dieter Mundt



......

Gdzie jest Polska, czym jest polskość?

ZACHOWAJ ARTYKUŁPOLEĆ ZNAJOMYM

Wielu ludzi nie interesuje się polityką i czeka nieporadnie, co przyniesie los. Ale polityka interesuje się nimi ..............
                                          Polska – wolna i zniewolona
Włodzimierz Bojarski


1. Gdzie jest Polska, czym jest polskość ?
Presja propagandowego bełkotu, demoralizacji i agresywnego ateizmu oraz bolesne przejawy rozkładu struktur i funkcji Państwa – napełniają chaosem i niepokojem codzienność naszego społeczeństwa.Czym jest Polska, gdzie ona jest, a gdzie jej nie ma?

O tym rozmyślało i śniło wielu Polaków w dniach chwały i klęski, w Ojczyźnie i na wygnaniu. Jak powiedzieć obcemu przybyszowi, a nawet jak powiedzieć swoim dzieciom, a wreszcie i sobie samemu – czym jest polskość? Na czym ona polega, czym odróżnia się od cech, tradycji i patriotyzmów innych narodów?
Polskość - to wielkość trudna do ogarnięcia, powiększa się wraz z poszerzaniem umysłu i serca. Zakorzeniona z dziada, pradziada w naszej ojcowiźnie, swojska zwyczajem, krajobrazem i kulturą, fascynująca bogactwem historii i posłannictwa. Pociąga otwartością i serdecznością prostych ludzi oraz porywa pochodem bohaterów, świętych, mężów stanu i mocarzy ducha. Niesiesz ją w sobie, choć byś tego nie wiedział, gdyż żyje Ona w nas.
Polskość to żywa, otwarta, oryginalna szkatuła prawdziwych, narodowych i uniwersalnych, wysublimowanych wartości europejskich: antycznych, chrześcijańskich i nieco orientalnych, ducha Zachodu i Wschodu. To również wizja wielkiego państwa Bożego, solidarności, braterstwa ludów i pokoju. To skarb ubogacający duchowo swym humanizmem życie indywidualne i społeczne. Polskość to arka przymierza między pokoleniami oraz między dawnymi a nowymi laty.

Polska – to Naród w pochodzie wolności, w wielkiej niepowstrzymanej pielgrzymce, ze swymi przewodnikami i sztandarami, kroczący z głębi wieków przez teraźniejszość ku przyszłości. Wokół pochodu uganiają się różni zwodziciele, przebierańcy i prowokatorzy, a od środka jak robactwo podgryzają go złodziejaszki, sprzedawczyki, wichrzyciele i obce mafie. W ogonie wloką się oportuniści. Ale Narodu kroczącego z Bożym sztandarem nic nie jest w stanie powstrzymać w pochodzie. Dlatego wrogowie próbują przesłonić i sponiewierać ten Boży sztandar oraz sprowadzić Naród na bezdroża i tam go wygubić, ale Maryja, Królowa Korony Polskiej i Jej Syn, Chrystus Król do tego nie dopuści.

Suwerenność polskich serc i umysłów oraz niepodległość polskiej kultury jest podstawą suwerenności i niepodległości Narodu, a wtórnie - Państwa Polskiego. Ta wielkość sprawia, że Polska i polskość są tak fascynujące i pociągające także dla obcych, iż wielu szlachetnych cudzoziemców przybywających do nas tak szybko staje się Polakami, nawet w czasie naszego zniewolenia.
Carl Bedderman wspomina: „Ja żyjąc w Waszym kraju, potrzebowałem sporo czasu, żeby zrozumieć, czym jest polskość. Polskość to ta duchowa postawa, ten wewnętrzny dystans do materii, która u nas na Zachodzie odgrywa coraz większą i coraz bardziej zniewalającą rolę, a to jest powodem do zaniku wiary i kultury.”(Brońcie Polski, Warszawa 2003).
To wielkie dobro pociąga i zobowiązuje. „Jestem Polakiem – to (...) znam sprawy narodowe, interesy Polski jako całości, interesy najwyższe, dla których należy poświecić to, czego dla spraw osobistych poświecić nie wolno. (...) Jestem Polakiem, to znaczy, że należę do narodu polskiego na całym jego obszarze i przez cały czas jego istnienia (...) z przyszłą wreszcie, bez względu na to, czy zmarnuje ona pracę poprzednich pokoleń, czy wywalczy sobie własne państwo, czy zdobędzie stanowisko w pierwszym rzędzie narodów.” –Roman Dmowski: Myśli nowoczesnego Polaka”.
W okresie obecnego chaosu, zagubienia w fałszach oraz upadku państwa wśród przekupstwa i zdrady, ograbiany nasz Naród staje przed groźną i niepewną przyszłością. Wielu ludzi nie interesuje się polityką i czeka nieporadnie, co przyniesie los. Ale polityka interesuje się nimi i ludzie ci swoją bierną postawą będą zapewne współtworzyli negatywne aspekty przyszłości. Bowiem dla panoszenia się nieuczciwych wystarczy obojętność i bierność uczciwych Można wypisać się z lekcji historii, ale nie można „wypisać się” z jej współtworzenia w teraźniejszości.
Wykreowanie pozytywnych aspektów przyszłości, w warunkach licznych zagrożeń i niepewności, wymaga prawdziwej świadomości historycznej.  Dlatego - „Kto nie szanuje i nie ceni swej przeszłości, ten nie jest godzien szacunku teraźniejszości, ani ma prawo do przyszłości” – (Józef Piłsudski).  Życzliwie przypominał nam to również dr Helmut Kohl, Kanclerz Federalny Niemiec (w Sejmie i Senacie RP, 6.07.1995r): „Ten kto nie zna przeszłości, nie może pojąć teraźniejszości i nie jest w stanie kształtować przyszłości. To odnosi się do życia każdego poszczególnego narodu, jak również do stosunków między państwami i narodami.”
Tak więc wszyscy Rodacy, także zagubieni, zniechęceni i niepewni, przetrzyjcie oczy i popatrzcie, jak wasza Matka Ojczyzna, oczerniana i okradana, jest wielka i piękna, bogata duchowo oraz pełna czułości. W niej odnajdziecie swą przeszłość i drogę do lepszej przyszłości.

         Polska żyje i żyć będzie w wielu płaszczyznach :
     -    w polskim Kościele, który był zawsze z Narodem,
-      w sercach i umysłach, w pamięci i wyobrażeniach rzesz Polaków,
-      w polskiej, chrześcijańsko-narodowej kulturze oraz w jej wielkich dziełach,
-      w polskiej gospodarce, która żywi i służy ku obronie,
-      w instytucjach społecznych i strukturach państwowych.
W każdej z tych płaszczyzn trzeba nam Polskę odbudowywać, umacniać i upiększać.

2. Wolność i zniewolenie
W Konstytucji polskiej z 1997 r. aż 52 artykuły zapewniają nasze prawa i wolności, a o prawach Narodu i jego wolnym ładzie stanowi prawie cały ten dokument. Przypomnijmy, że art.1 stwierdza: Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli,a art.4.1: Władza zwierzchnia w Rzeczpospolitej Polskiej należy do Narodu. Niestety władza ta w ostatnich latach jest zawłaszczana przez wąską grupę partyjną, a wolności i bezpieczeństwo obywateli są ograniczone na wiele sposobów. Francuska Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela z 1789 r. stanowiła m.in.„Bezpieczeństwo polega na opiece jakiej dostarcza społeczeństwo każdemu ze swych członków, celem zachowania jego osoby, jego praw i jego wolności”.W tym jednym zdaniu dużo powiedziano, także w zakresie bezpieczeństwa socjalnego, choć było to już 215 lat temu.
A dziś ? Warto dokonać konfrontacji naszej rzeczywistości z konstytucyjnymi deklaracjami praw i wolności obywatelskich. Wolność i wyzwolenie niejedno ma imię. W Polskiej tradycji bardzo wysoko cenimy sobie wolność, łącząc ją z niepodległością i suwerennością naszego państwa oraz z poczuciem odpowiedzialnej wolności osobistej i odpowiedzialności władzy. To zupełnie coś innego niż samowola, czy wolność liberalna od obowiązków i ograniczeń moralnych oraz obowiązków obywatelskich. Wyzwolenie oznacza dla nasprzezwyciężenie i odrzucenie zniewolenia oraz odzyskanie suwerenności osobistej i narodowej.
      Społeczeństwo stale okłamywane i manipulowane medialnie, nie ma pełnej świadomości postępującego zniszczenia i zniewolenia narodowego. A przecież już dawno zauważył J. W. Goethe, że „Nikt nie jest tak beznadziejnie zniewolony, jak ktoś, kto błędnie wierzy, że jest wolny”. Tak wiec wyzwolenie od błędnego mniemania jest podstawowym warunkiem każdego dalszego wyzwolenia.

W latach przełomu każdą z podstawowych wartości narodowych, społeczno-politycznych odzyskiwaliśmy stopniowo i prawie zaraz podstępnie nam ją inni zabierali i nadal uszczuplają coraz bardziej. Dziś posiadamy je tylko częściowo i to w coraz bardziej ograniczonym zakresie. Jeśli przykładowo obszar aktualnej wolności słowa społeczeństwa, rozumianej najbardziej ogólnie, można szacować na 20 do 25 %, to popularne twierdzenie, że mamy w kraju wolność słowa wyraża ledwie ćwierć prawdy i aż 3/4 fałszu. Niewątpliwie daleko bliższe prawdy jest twierdzenie przeciwne, że w kraju nie ma wolności słowa i takie stwierdzenia trzeba głosić. Milionowe protesty przeciwko ograniczaniu jedynej telewizji katolickiej Trwam są tego najlepszą ilustracją.

Nie można stale bezmyślnie powtarzać kłamliwych, propagandowych stwierdzeń, że odzyskaliśmy podstawowe wartości narodowe, społeczno-polityczne i że mamy wolność. Każdy kto tak mówi, duchowny czy świecki, służy naszym wrogom. Nie można oszukiwać siebie i okłamywać innych. Naród musi żyć w świadomości prawdy, gdyż ona prowadzi na drogę do wyzwolenia. Dlatego też tak ważna jest prawda narodowa, potrzebna w wypowiedziach polskiego Kościoła i ludzi nauki oraz walka o prawdę w mediach. Zgodnie z wezwaniem Cypriana Kamila Norwida trzeba „dorabiać się prawdy”, „służyć prawdzie”, „bronić prawdy”oraz „walczyć prawdą i dla prawdy”.Potrzebna jest do tego codzienna, konkretna i wytrwała praca organiczna, od podstaw.

3. Narodu duch otruty
Zniewolenie i zagubienie narodowe nie jest jakieś bezpostaciowe i bezosobowe. Ma swoje formy i realizują je konkretne, wrogie nam struktury oraz konkretni ludzie; obcy, ale i swoi, zaślepieni, zastraszeni lub przekupieni, ludzie bez osobistej godności, bez czci i honoru. Degradują oni i niszczą samych siebie oraz nasze wartości materialne i te najcenniejsze – duchowe, indywidualne i wspólne, narodowe. A nam - „Niczym Sybir – niczym knuty (...) Lecz narodu duch otruty – to dopiero bólów ból!”(Z. Krasiński, Psalm miłości).
Wiele osób z czołowych stron gazet i telewizji manifestuje swoje wyzwolenie, tyle tylko, że jest to wyzwolenie z trosk o losy Polski i Polaków, wyzwolenie z odpowiedzialności i poczucia zwykłej przyzwoitości. Demonstrują bezkarną samowolę w zagarnianiu społecznych pieniędzy i innych dóbr.
Dobre katolickie i narodowe gazety, czasopisma, programy radiowo – telewizyjne i inne media stanowią zaledwie nie więcej niż 2 do 3% w ogólnej masie tytułów i nakładów polskojęzycznych, laicko-kosmopolitycznych środków masowego przekazu. Znaczna większość Polaków, zachęcona atrakcyjną szatą tej, wrogiej nam prasy oraz zniewolona reklamą, modą i poprawnością polityczną, za własne pieniądze poddaje się ich oddziaływaniu niszczącemu wewnętrzne wartości intelektualne i moralne człowieka. Odbiorca tych mediów staje się stopniowo bardziej bezmyślny i bardziej podatny na medialne podniety i manipulacje.
 Nasze wartości co dzień są tam pomniejszane i oczerniane przez ludzi niewiary i niechęci do tego co polskie, wątpiących w wartość prawdy, dobra i piękna. W świadomości biernych czytelników i słuchaczy wartości te stopniowo szarzeją, tracą swój blask, „starzeją się”, „wychodzą z mody” i w końcu są odrzucane i wyśmiewane. Wokół siebie spotykamy wielu znajomych, dawniej zaangażowanych patriotycznie i w pełni rozsądnych ludzi, którym pod wpływem takiej prasy i telewizji ubyło jakoś zdrowego rozsądku i rozeznania w podstawowych sprawach wiary i polityki.

           Wielką i poglądową lekcją prawdy o naszej polskiej rzeczywistości był popołudniowy „Marsz Niepodległości” w Warszawie 11 listopada br. Z jednej strony ogromny, ponad stutysięczny spokojny tłum, w znacznej większości ludzi młodych i w średnim wieku, również z dziećmi, oczekujący na wyruszenie uzgodnionego z władzami pochodu. Cieszy, że duch patriotyzmu i wolności ożywia tak licznie młode pokolenie. Z drugiej strony duże, uzbrojone szturmowo oddziały antyterrorystycznej policji i zaraz obok dobrze wyposażone, przebrane grupki odgrywające chuliganów, symulujące uliczną rozróbę. I akt główny przedstawienia, to rząd policjantów strzelających wprost do spokojnych ludzi.
 Bolesna to prawda, ale dobrze, że tak czytelna i popularna : pokazała młodym jaka to wolność teraz w Polsce i jak można władzy zaufać. Ostatecznie pochód ruszył i przeszedł swoją trasą do pomnika Romana Dmowskiego, wielkiego budowniczego myśli, woli i czynu przestrzeni wolności naszego Narodu.
"Podobnie i nam trzeba mężnie zmagać się i odzyskać przestrzeń wolności i suwerenności naszej polskiej, najjaśniejszej Rzeczypospolitej

                   Włodzimierz Bojarski

A. Stypułkowski - Analiza historyczna obecnej sytuacji Polski


Kraj
Udzielam na swoim blogu miejsca Andrzejowi Stypułkowskiemu z Warszawy, którego interesujący artykuł może być jedną z intelektualnych koncepcji, które warto brać pod uwagę przy analizie naszej obecnej sytuacji politycznej. - Leopold.
                  W ciągu mojego życia pięciokrotnie zmieniła się forma państwa – Rzeczpospolita Polska, Generalne Gubernatorstwo, Rzeczpospolita Polska, Polska Rzeczpospolita Ludowa, Rzeczpospolita Polska. Z tej perspektywy jestem w stanie ocenić obecną sytuację państwa istniejącego jedynie de nomine. Jest znacznie gorsza niż była pod rządami Stanisława Augusta, rozbiorów i PRL. Pseudo niepodległość przeżyłem w roku 1945 i 1989. Odzyskanie niepodległości jest możliwe jedynie w razie całkowitej oceny sytuacji w jakiej się znajdujemy. Pierwszym warunkiem jest przyjęcie wskazania Chrystusa Pana, przypomnianego nam przez Jana Pawła II: „Prawda was wyzwoli”. Zacznę więc od ustalenia prawdy.             Demokracja jest sloganem wprowadzonym przez masonów w XVIII wieku, a przyjętym przez socjalistów w XIX. Praktycznie nie istniała nawet w starożytnych Atenach, gdzie liczba obywateli dysponujących pełnią praw, w stosunku do pozostałej ludności, była nikła. W dzisiejszych czasach sprowadza się do głosowania przez obywateli na kandydatów ustalonych na partyjnych konwentyklach. Państwa chełpiące się zasadami demokratycznymi skrywają za tą fasadą ograniczenie praw własnych obywateli i niecne zamiary wobec innych państw. Związek Sowiecki od czasów Lenina i Trockiego cieszył się sławą najbardziej demokratycznego „państwa robotników i chłopów”, a dopiero „zimna wojna” nieco ostudziła powszechny entuzjazm Zachodu. Z tego kapitału zaufania korzysta współczesna Rosja. Stany Zjednoczone mające ponad dwustuletnią tradycję demokratycznej konstytucji również nie są państwem którego obywatele cieszyliby się na równi pełnią praw. Polityka wewnętrzna skierowana jest głównie na utrzymanie w ryzach mieszkańców (obywateli i imigrantów nie posiadających praw) zaś zewnętrzna jest imperialistyczna.
      Porównanie obydwu, wrogich względem siebie, potęg imperialistycznych, ujawnia różnice, ale też zaskakujące podobieństwa. Imperializm ZSRR wspierał się na ideologii komunizmu, jako ustroju dającego szczęście całej ludzkości. Wchłonięcie po II Wojnie państw niepodległych sąsiadujących ze Związkiem Sowieckim, w imię komunistycznego internacjonalizmu, zostało wsparte przez Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię. Imperialistyczne wojny prowadzone od kilku dziesięcioleci przez USA, są również toczone pod hasłem szczęśliwości narodów świata w blasku amerykańskiej demokracji. Tak się to składa, całkiem nieprzypadkowo, iż za głównego wroga zostały uznane kraje muzułmańskie – śmiertelny wróg Izraela, dysponujące surowcami naturalnymi. Agresorem są oczywiście Stany Zjednoczone, gdyż państwa muzułmańskie nie chciały narzucić im prawa szariatu, więc nie chodziło tu o obronę własnej demokracji. Stany Zjednoczone wyciągnęły błędne wnioski z wydarzeń 11 września. Umocniło je to propagandowo w wojnie ze światem muzułmańskim, która jest nie do wygrania.
          Od siedemdziesięciu paru lat, Polska istnieje już tylko jako pojęcie geograficzne, bo rząd państwa utworzony przez Stalina w roku 1944 był całkowicie niesamodzielny. Należy podkreślić iż rząd ten został uznany, choć nie od razu, ale z niewielką zwłoką, przez rządy innych państw i organizacje międzynarodowe. Ci, którzy trąbią triumfalnie iż Polska odzyskała wolność i niepodległość, nie wiedzą co mówią, albo cynicznie kłamią. Ja takie fanfary triumfu przeżyłem po roku 1945, wiedząc jaka jest polityczna sytuacja i oczekując interwencji naszych aliantów z Zachodu, więc po roku 1989 słuchałem ich z sercem rozdartym i gorzką świadomością , iż żadnej pomocy z Zachodu nie możemy oczekiwać.
        Demokracja przypisuje sobie ochronę praw obywatelskich, a wśród nich pomieszcza wolność sumienia i wyznania, równość wobec prawa, wyrównanie szans indywidualnego rozwoju i kariery, oraz bezpieczeństwo socjalne. Ustrój w Polsce tak dalece odbiega od zasad demokracji, a przejawia się to niemalże w każdej dziedzinie życia, iż powinien nazywać się psiejdokracją i kleptokracją, ale obie te nazwy nie wyczerpałyby istoty zagadnienia. Państwo oplecione siecią tajnych służb przenikających do wszystkich dziedzin życia społecznego, poddane dyktaturze międzynarodówki banków, skorumpowane do cna, nie może wypełniać prawidłowo swoich funkcji. Ludzie "postępowi" w żadne spiski nie wierzą. Nie wierzą w działanie masonów, żydowskich mędrców, ani w istnienie diabła, których aktywność możemy poznać po owocach, ale o ich działaniach niewiele wiemy. Arogancko ujawniła się grupa Bilderberg, ale nad czym debatuje, i jakie podjęła decyzje, a nade wszystko dla kogo stanowi przykrywkę – tego nie wiemy.

    Z przeciwnikami nie stosującymi się do demokratycznych reguł, nie można wygrać demokratycznymi metodami. Polscy politycy zahipnotyzowani słupkami poparcia – są żałośni. W dodatku w ich programach są jedynie kosmetyczne zmiany. Tylko radykalna zmiana systemu stworzyłaby Polakom perspektywę życia w państwie sprawiedliwym, chroniącym ich interesy.

    Czekają nas straszliwe wydarzenia. Nie wiemy jaki przybiorą obrót – może rewolucji, może wojny światowej, a zapewne jednej i drugiej, jak to było po I Wojnie. Jako państwo nie jesteśmy do tego przygotowani – łajdacy zlikwidowali wojsko (poza nielicznymi oddziałami najemników i reprezentacyjnymi), zaniechali szkolenia wojskowego obywateli, nie mamy struktur obrony terytorialnej. W razie najazdu militarnego na Polskę, klęska jest nieunikniona. Jakie miałoby to skutki wiemy z doświadczeń II Wojny – eksterminacja Polaków byłaby jeszcze bardziej totalna, gdyż świat cywilizowany już przywykł do zbrodni wojennych, chociaż formalnie przeciwko nim protestuje. Rosja otwarcie już zapowiedziała, że zaatakuje w dogodnym dla siebie czasie, państwo które uzna za swojego wroga. Niemcy nasilają politykę rewizjonistyczną, a na Śląsku zalegalizowały swoją piątą kolumnę, RAŚ. Ukraińcy stawiają pomniki Banderze i UPA, zaś Litwini dyszą nienawiścią do Polaków. Czyż dla myślących Rodaków trzeba więcej niepokojących sygnałów zbierającej się burzy ?!
      W czasach przedrozbiorowych panowała w Polsce zgubna doktryna, że jeśli nie będziemy zagrażać sąsiadom tworząc silną armię, to nikt nas nie zaatakuje. Sejm Czteroletni nie zdołał naprawić tej szkody. W roku 1792 i 1794 armia polska okazała się zbyt słaba, by powstrzymać agresję. Obecna doktryna wojenna Polski opiera się na przeświadczeniu o braterstwie narodów i na sojuszach, a dzieje się to w państwie, które w roku 1939 i 1945 zdradzili ówcześni sojusznicy. Grzech zaniechania jest obrzydliwy. Nie wywołuje takiego potępienia jak grzech szkodliwego działania, ale jest również naganny. Sumienie pasywisty jest czyste, wszak nie uczynił nic złego. A czy wypełnił swój wobec Ojczyzny obowiązek ?!
    Aby prawidłowo zdiagnozować sytuację w jakiej się znajdujemy, trzeba przyjąć do wiadomości kilka prawd dla nas nieprzyjemnych. W 1815 roku nastąpił „ostateczny” podział Europy. Jego założeniem było, że istnienie Polski, która zagradza drogę do wspólnej granicy Niemiec i Rosji, stanowi zarzewie europejskich konfliktów. Zostało wprawdzie powołane Królestwo Polskie, ale pod berłem cara. Nie możemy traktować tego poglądu jako absurdalnego po prostu, gdyż zakorzeniony jest w umysłach wielu ludzi Zachodu, szczególnie Brytyjczyków. Francuzi żywią do Polaków pewien sentyment, wywodzący się z tradycji Marii Leszczyńskiej darzonej do dziś wielkim szacunkiem, żony króla i matki królów Francji, oraz epizodu napoleońskiego, gdy Polacy okazali się najwierniejszymi z wiernych cesarza Francji, ale również ci Francuzi woleliby raczej współczuć nieszczęśliwym Polakom, niż widzieć w nich politycznych partnerów. Jeśli się tego nie rozumie, nie zrozumie się też obstrukcji wobec działań dyplomacji polskiej na Kongresie Wersalskim.
    W roku 1920 kiedy Polska toczyła śmiertelną wojnę z Sowietami (pod osłoną Sowietów Litwini najechali Wilno i Suwalszczyznę) z Niemcami o Górny Śląsk, a z Czechami o Śląsk Cieszyński, Francuzi przysłali wprawdzie swoją misję wojskową, nie stanowiącą wszakże realnego wsparcia militarnego, ale francuscy kolejarze zablokowali transporty zakupionej przez Polskę broni i amunicji, a londyńscy dokerzy odmówili załadunku innego transportu. Sytuację uratowali Węgrzy przysyłając nam przez Rumunię transporty amunicji w przeddzień Bitwy Warszawskiej. Węgierskim ochotnikom Rumuni odmówili przejazdu, a szkoda, gdyż byłby to piękny wkład w polsko-węgierskie braterstwo broni.
      W 1939 roku Wielka Brytania, chcąc odwrócić od własnego państwa przygotowane już uderzenie Hitlera, sprowokowała go do zmiany planów i ataku na Polskę, z którą zawarła brytyjsko-francusko-polski sojusz militarny. Było to działanie cyniczne, lecz racjonalne. Natomiast późniejsze postępowanie pozbawione jest sensu. Wielu analityków jest zdania, że wojnę z Niemcami można było wówczas zakończyć przed upływem roku kalendarzowego wspólnymi siłami polsko-brytyjsko-francuskimi sromotną klęską Niemiec zwieńczoną kapitulacją w Berlinie. Brytyjczycy i Francuzi nie tylko nie podjęli działań wojennych, ale 15 września, akurat w tym momencie kiedy Polakom udało się zatrzymać napór armii niemieckiej, na konferencji w Abbeville powzięli decyzję o zaniechaniu interwencji militarnej, co skłoniło Stalina powiadomionego o tym przez swój wywiad do najazdu na Polskę, a tym samym zniweczyło polski plan obrony, którego trzecia linia miała być utworzona na Bugu. Lista dalszych zaniechań a nawet wrogich poczynań Brytyjczyków wobec Polaków (Francuzi po poniesionej klęsce militarnej na początku wojny zawarli pakt o współpracy z III Rzeszą, więc wyłączyli się z gry), jest długa, nie będę jej tu cytował, skoro podałem klucz do zrozumienia wydarzeń, od Abbeville po Jałtę.
    Francuzi i Brytyjczycy, a również Amerykanie, nie życzyli sobie odrodzenia się niepodległej Polski, a przywrócenia ładu w Europie – cel ten osiągnęli. Rok 1939 był równie przełomowym w dziejach, jak 1815, otworzył bowiem puszkę Pandory. Do Polski wtargnęły dzikie hordy wojsk niemieckich, mordując wziętych do niewoli jeńców i spokojnych cywilów. Pierwszym aktem tego barbarzyństwa było zrównanie z ziemią miasta Wieluń, zbombardowanego przez Niemców, a nie stanowiącego żadnego celu strategicznego. Moja babcia, Celina Pieńkowska, została 1 września śmiertelnie postrzelona na ulicy w Częstochowie, przez niemieckiego lotnika, gdy wracała z Jasnej Góry do domu. A mimo to, nasi sojusznicy, podjęli dwa tygodnie później decyzję o złamaniu traktatów zawartych z Polską. W tym momencie, zostało pogwałcone nie tylko prawo międzynarodowe, ale złamane zasady na których opiera się nasza cywilizacja. Puszka została otwarta. Decyzja z Abbeville wywołała konieczność dalszych matactw i kłamstw, aby ukryć przed opinią świata, łajdactwo tam popełnione. Dalszy ciąg wydarzeń wojennych, Teheran, Jałta i Poczdam, jest konsekwencją grzechu popełnionego w tym francuskim miasteczku, którego nazwa znana jest niewielu. Dlatego powtarzam, dla dziejów ludzkości Abbeville w XX wieku, ma nie mniejsze znaczenie niż Wiedeń w XIX. Upadek cywilizacji, trwający do dzisiaj, narodził się tam właśnie.

   Drugą, bolesną dla nas prawdą jest nikczemność polskich polityków będących w opozycji do polskiego rządu, którzy znaleźli się przed wrześniem’39 na emigracji. Zbieranina frustratów, których połączyła nienawiść do polskiego rządu, uznała iż powstała okazja do przejęcia władzy. W Polsce trwała kampania wojenna, kiedy ci karierowicze prowadzili własną kampanię intryg we francuskim MSZ. I oto wydarzyła się rzecz niesłychana. Kiedy po abdykacji prezydenta Mościckiego został legalnie desygnowany na ten urząd, zgodnie z wymogami prawa konstytucyjnego, Bolesław Wieniawa Długoszowski i przybył do Paryża 25 września, został zaprzysiężony w Ambasadzie Polskiej, o czym obwieścił komunikat w Monitorze Polskim, a więc wszystkie wymogi formalne zostały dopełnione – Francuzi, a wraz z nimi Brytyjczycy, oświadczyli że nie uznają w Wieniawie osoby prezydenta R.P., że nie będą z nim, ani utworzonym przez niego rządem współpra cować.

Było to pogwałceniem wszelkich norm prawa międzynarodowego, gdyż tak potraktować można kacyka jakiegoś państewka kolonialnego, a nie prezydenta sojuszniczego państwa. Aliści, nasi alianci szukali pretekstu do wymówienia się ze zobowiązań wobec Państwa Polskiego i takiego pretekstu dostarczyło im wsparcie „demokratycznej opozycji”. Wieniawa znalazł się w sytuacji bez wyjścia, gdyż pozostanie na stanowisku spowodowałoby w praktyce zerwanie traktatu i choć byłoby to bezprawne, ale realne – więc ustąpił. Ponieważ w powszechnej opinii obraz Wieniawy jest wykoślawiony, przez niezliczoną ilość anegdot, w większości nieprawdziwych, przedstawiających go jako wesołego hulakę, opiszę go w kilku zdaniach. Bolesław Wieniawa Długoszowski był ziemianinem, doktorem medycyny, malarzem, poetą, zawodowym wojskowym i dyplomatą. Znał biegle języki – niemiecki, francuski, włoski, angielski (jego błyskotliwe przemówienie wytworną angielszczyzną na przyjazd do Warszawy Chestertona, zyskało najwyższe uznanie Pisarza). Przed I Wojną prowadził wraz z żoną, śpiewaczką Stefanią Calvas salon artystyczny w Paryżu. Po wybuchu wojny przyjechał spiesznie do Polski, aby wstąpić do Legionów Piłsudskiego. Był dowódcą kawalerii. Wykazał się w polu brawurą, a zarazem rozsądkiem, co przyniosło mu odznaczenia i awanse. Dostrzegł go Piłsudski i powołał na swego adiutanta. Marszałek wysoko cenił jego zdolności bojowe, a również dyplomatyczne, angażując go między innymi w rozmowy z Besselerem, jako tłumacza, chociaż Piłsudski znał biegle niemiecki. Największe sukcesy w dyplomacji, odniósł Wieniawa, jako ambasador Polski we Włoszech, gdzie był bardzo dobrze widziany zarówno na dworze królewskim, jak i przez Mussoliniego, a zaprzyjaźniony z jego zięciem Ciano, ministrem spraw zagranicznych, autorem obszernej panegirycznej monografii o Piłsudskim. Nie mam cienia wątpliwości, że odmowa Włoch w roku 1939, przystąpienia do wojny po stronie Niemiec, była osobistą zasługą Wieniawy. Bolesław Wieniawa Długoszowski, w tej trudnej sytuacji w jakiej znalazła się Polska, byłby prezydentem idealnym, zarówno ze względu na swoje walory osobiste, jak i szerokie znajomości w kręgach dyplomatycznych i kulturalnych Europy. Wraz z ustąpieniem Wieniawy, Polska poniosła bardziej dotkliwą porażkę, niż na polach bitew.

     Powołany przez Francuzów rząd polski, z pośród osób nie mających znaczenia, znalazł się od razu w sytuacji podległości wobec swego patrona. W tym właśnie momencie, Polska przegrała wojnę, bez względu na wynik działań militarnych. Nieważne, kto został prezydentem – na premiera został powołany Władysław Sikorski rywal i zajadły wróg Piłsudskiego, od czasu I Wojny Światowej. Ten rząd nie miał ani konstytucyjnego mandatu, ani społecznego poparcia. Był to rząd lekceważony przez Francuzów, przez Brytyjczyków i przez Amerykanów. Jego aktywność przejawiała się niebywałą agresją wobec poprzednich władz Państwa Polskiego. Nie było takich inwektyw, jakich nie rzucono by na przeciwników politycznych, kosztem Polski. Pomniejszano nawet zasługi Wojska Polskiego w obronie Państwa – to w tych kręgach powstało określenie „klęska wrześniowa” jakiego nie używano wobec innych państw, które padły po znacznie mniejszym oporze, a które podjęli w swojej propagandzie komuniści. Oficerów ochotników do Wojska Polskiego, sprawdzano pod względem politycznej poprawności a podejrzanych o sympatię do Piłsudskiego, bądź o zamiary nieprzychylne wobec rządu, osadzano w obozach internowania, niektórych na lata. Wywołało to serię samobójstw żołnierzy rwących się do walki, a trzymanych pod kluczem. Dla przeciwwagi podkreślić należy, że na czele grup armii utrzymali się wspaniali dowódcy, tacy jak Sosabowski, Sosnkowski, Maczek, a później Anders, bo trudno by ich było aresztować spośród żołnierzy. Również Kraj stworzył siatkę polityczną i wojskową z pełnym poświęceniem i ogromnym ryzykiem, pracującą dla Polski. Mam, jak zresztą większość nas Polaków, sentyment do tego rządu, wyrosły w czasach wojny, kiedy o wielu kwestiach nie mieliśmy pojęcia. Utrwalił się po wojnie, gdy rząd emigracyjny zajadle był atakowany przez władze Polski Ludowej.
    Pierwszy wyłom w naszej świadomości spowodował premier Stanisław Mikołajczyk, który zdezerterował z Londynu i poleciał do Moskwy, gdzie podjął starania załatwienia sobie stanowiska w rządzie tworzonym przez Stalina. Jego postępowanie, było kompletnym zaskoczeniem. Dla wielu z nas był groteskową postacią. „Mikołaj-Czik”, nie cieszący się dotychczas zbytnią popularnością jako działacz ludowy, sprowokował PSL, do dekonspiracji swoich struktur, za co zapłaciło ogromną cenę śmiertelnych ofiar skrytobójców. Sam Mikołajczyk, ratując własną skórę, uciekł z Polski w bagażniku samochodu ambasady amerykańskiej. Gorzka to lekcja historii, ale musimy ją odrobić.
Nie można przymykać oczu na fakt, że partyjniactwo zgubiło Polskę, że rząd male nascendi w 1939 roku nie był zdolny do skutecznego działania i obrony naszych praw.
     Jest to o tyle ważne, że obecnie prowadzi się w Polsce gry partyjne, politykę skierowaną na poparcie, na pieniądze płynące ze stanowisk i synekur, dla członków własnej partii, zaś interes narodowy gdzieś się w tym gubi. Nie możemy powtarzać więcej błędów. Daliśmy się oszukać w roku 1980 i w 1989. Nasz przeciwnik jest naprawdę potężny. Ma przygotowane rozwiązania na wszelkie sytuacje, które mogłyby wyniknąć, i ma już odpowiednich ludzi którzy mogliby stanąć na czele każdego ruchu społecznego – jakiegoś nowego Wałęsę i Mazowieckiego. Niestety, na horyzoncie politycznym nie ma partii, której moglibyśmy z zaufaniem powierzyć losy Ojczyzny. PiS, na którą głosowałem zawsze dotychczas, nie mając lepszej alternatywy, zamiast jednoczyć siły narodowe, wdała się w gry partyjne mające umocnić jej pozycję. Podczas rządów duetu braci Kaczyńskich, nie wykazała się wielkimi osiągnięciami. Nie starała się zdemontować systemu krępującego życie polityczne i gospodarcze Polski, ale dopasowała się do panujących warunków. Jako wyborca, zostałem na wstępie oszukany zapowiedzią reformy służby zdrowia i likwidacji NFZ, tym czasem NFZ pozostał nienaruszony, zaś na ministra powołano znakomitego chirurga, pieszczocha wszystkich przywódców politycznych od Gierka poczynając, który spetryfikował system. Było to oczywiste ustępstwo na rzecz lobby lekarskiego, pragnącego „kręcić lody” prywatyzując sektor opieki zdrowotnej. Prawo, znajdujące się w nazwie partii, nie zostało zmienione w sensie kodyfikacji, zaś organy ścigania – policja, prokuratura, sądy, pozostały w stanie korupcji i rozkładu. Kilka spektakularnych aresztowań, nie wpłynęło na istotę stanu rzeczy.          Nie chcę wyliczać gospodarczych zaniechań, gdyż te są znane opinii publicznej, dzięki licznym publikacjom prasowym. Państwo faworyzuje zagraniczne podmioty, kosztem własnych obywateli, których przy pomocy urzędów fiskalnych i komorniczych, oraz banków, doprowadza do bankructwa w skali masowej, a dodać należy udział w tym procederze prokuratury aresztującej często na długie miesiące uczciwych przedsiębiorców. Gołym okiem widać, że system podtrzymywany przez wszystkie dotychczasowe rządy, jest wrogi wobec Polaków. I tu tkwi sedno zagadnienia. Systematyczne niszczenie Polski trwa, różnymi metodami, bez przerwy od 1939 roku. Wprawdzie ustały masowe mordy popełniane na Polakach, ale niszczenie ich innymi metodami trwa nadal. Powojenna, prowadzona przez Minca „bitwa o handel”, mająca na celu przejęcie handlu z polskich rąk, w dzisiejszych czasach przybiera kolosalne rozmiary, choć już bez hasła uspołecznienia handlu, ale cichego przejęcia go przez obce ręce.

Nie ma dziedziny życia publicznego, funkcjonującej w sposób prawidłowy. Jeśli będziemy sądzili, że jest to działanie po prostu nieudaczników, lub jakichś krasnoludków, to odbierzemy sobie możliwość ratunku. Powtarzam, że jest to system konsekwentnie realizowany od siedemdziesięciu paru lat. Nie wolno się oszukiwać. Nie mamy przyjaciół. Ostatni prezydent Stanów Zjednoczonych, który żywił przyjazne uczucia dla Polski zmarł w roku 1924, zaś cztery lata wcześniej ustąpił z urzędu. Reagan , przez wielu Polaków uznawany za męża opatrznościowego, prowadził swoją grę polityczną, traktując nas jak laufra na szachownicy. Za to przywiązanie do Ameryki, płacimy kontyngentami wojska, ponosimy koszty wojen i zakłóceniem relacji z państwami muzułmańskimi.
Oczywiście, nie możemy pozostać bierni, wobec postępującej katastrofy. Doceniam wagę modlitw, ale nie możemy zdawać się całkowicie na Opatrzność. Mamy doświadczenia z czasu Rozbiorów, „pracy u podstaw”. Mamy też świeższe doświadczenia, z II Wojny Światowej, kiedy potrafiliśmy stworzyć struktury Państwa Podziemnego, mimo terroru.

     Dzisiaj jesteśmy w znacznie lepszej sytuacji – cóż zatem nas wstrzymuje przed aktywnym działaniem ?! Musimy zacząć się organizować, utworzyć pozapartyjny potężny ruch społeczny, na wzór niegdysiejszej „Solidarności”. Działające już stowarzyszenia, powinny nawiązać ze sobą łączność i współpracę. Redakcje narodowych czasopism mogą stać się katalizatorem i łącznikiem koordynującym działania. Trzeba też wykorzystać liczne opracowania szczegółowe w różnych dziedzinach, z których jak do tej pory w praktyce nic nie wynika. Doskonałym przykładem może być praca zespołu Macierewicza. Już po kilku dniach, kiedy przedstawiono opis lądowiska w Smoleńsku, dla wszystkich myślących racjonalnie, było oczywiste, że nie jest to katastrofa, lecz skutek zamachu bombowego, bo rozerwanie się kadłuba samolotu na tysiące cząsteczek i porozrywanie ciał pasażerów, nie pozostawia wątpliwości iż jest to skutek wybuchu, który nastąpił wewnątrz a nie zderzenia kadłuba z gruntem , w dodatku podmokłym. Aliści, trwają prace przyczynkarskie, bardzo cenne w argumentacji naukowej, ale sprawa nie posuwa się naprzód. Sprawcy zamachu mają się dobrze, a z bezprzykładną arogancją lansowane są najbardziej bzdurne bajdy o przyczynach katastrofy.
Tak zwana „opozycja demokratyczna”, która obradowała przy Okrągłym Stole (w Magdalence i innych „dziuplach”) została powołana przez Kiszczaka, pod szyldem Wałęsy i polskiego episkopatu. Zapadłe tam decyzje miały na celu utrzymanie władzy aparatu partyjnego PZPR i tajnej agentury, pod osłoną figurantów w rządzie i w parlamencie. Zaskakującym był dla mnie wybór Jaruzelskiego na prezydenta R.P. póki się nie dowiedziałem , stosunkowo niedawno, z rozmowy prowadzonej w telewizji przez byłych „opozycjonistów”, że „takie było życzenie prezydenta Busha”. Jaruzelski stanowił ucieleśnienie trwałości ustroju, a zatem gwarancję dla międzynarodowej finansjery, spłaty przez Polskę długów PRL. Z tym trzeba zerwać radykalnie. Musimy stworzyć nowe państwo, w miejsce narzuconego nam przez „wielką trójkę” – Stalina, Churchilla i Roosevelta. Jest głęboko niemoralnym, aby Polska wepchnięta decyzją mocarstw w sowiecką niewolę, a przez to pozbawiona możności swobodnego rozwoju politycznego i gospodarczego, miała do dziś płacić za decyzje nie przez Nią wówczas podjęte. Nie przeprowadzono w Polsce referendum w kwestii zmiany ustroju – apodyktycznie uznano że dla kapitalizmu i planu Balcerowicza, nie ma alternatywy. Ograbiono nas wówczas z ogromnej części majątku narodowego, przekazując najlepsze zakłady przemysłowe, w obce ręce za bezcen. Wywołało to falę bezrobocia, co miało wzmocnić ustrój kapitalistyczny widziany oczami Marksa – podaż rąk do pracy, ma przewyższać ilość miejsc pracy, co obniża cenę siły roboczej. Nie było partii która by to oprotestowała, postulowała wprowadzenie robót publicznych dla częściowego choćby rozwiązania problemu bezrobocia, bo wszystkie partie pochodziły z nieprawego łoża, kontraktowego parlamentu zrodzonego przy Okrągłym Stole.

      Polacy dali sobie wmówić, iż remedium na dyktaturę PZPR jest powołanie kilku partii rywalizujących między sobą, a to tak, jakby chorobę chciano leczyć zaszczepieniem paru innych. Doświadczenia okresu międzywojennego wskazują dowodnie, że walki międzypartyjne osłabiają państwo. Wyłaniają się dwie arcyważne kwestie. Ruch społeczny mający powstać nie może się podporządkować żadnej partii, gdyż celem każdej z nich jest uzyskanie jak największej liczby miejsc w obu parlamentach (polskim i europejskim), zaś to zmusza je do kompromisów.
Drugim, niezbędnym warunkiem, jest stworzenie przejrzystego, radykalnego programu prowadzącego do Niepodległości. Mam taki program, ale nie będę go tu przedstawiał, bo jest to program autorski, zaś nie uzurpuję sobie prawa do narzucania go przyszłym uczestnikom ruchu, gdyż powinien wyłonić się w rzeczowej dyskusji. Zakończę więc słowami Jana Pawła II: „Nie lękajcie się” – prawdy ani determinacji działania. Pamiętajcie o tym, że Fortuna sprzyja tylko odważnym.

Andrzej Stypułkowski

poniedziałek, 19 listopada 2012

Demokracja vs "demokracja"



O Demokracji - nie w Ameryce:



(  )


Tę alternatywę „wewnątrzdemokratyczną” opisał swego czasu dobrze francuski autor konserwatywny Jean Madiran w pracy pod znamiennym tytułem „Deux democraties” – „Dwie demokracje” (fragmenty opublikowano w najnowszym numerze „Christianitas”).
Obok demokracji liberalizmów nowoczesnych i ponowoczesnych istnieje bowiem faktyczna potomkini demokracji klasycznej i klasycznego republikanizmu – nazywana niekiedy demokracją konserwatywną. Ich
różnica jest zupełnie zasadnicza: o ile demokracja klasyczna oznaczała po prostu i jedynie przyjęcie procedury wyboru rządzących przez rządzonych, z zachowaniem nienaruszonej sfery prawa moralnego – o tyle demokracja oświeceniowa i rewolucyjna oznacza ( i dziś ) wykluczenie wszelkich zasad i autorytetów, które nie mogą się wylegitymować wolą większości.
Inaczej mówiąc, w demokracji klasycznej uznaje się, że są takie świętości i normy, których nie sprawdza się przez głosowanie, lecz przyjmuje jako podstawę życia społecznego – natomiast w demokracji „nowoczesnej” przyjmuje się, że obowiązuje tylko to, co zostanie przegłosowane, włącznie z zasadami moralnie wrażliwymi.
W dokumentach Kościoła można znaleźć akceptację wyłącznie dla demokracji klasycznej – podczas gdy jej konkurentka, „demokracja bez wartości”, jest rzeczywiście uznawana za formę przejściową do totalitaryzmu (jak to zaznaczył Jan Paweł II).

Niestety, wbrew propagandzie liberałów, demokracja nie kojarzy się w naszej najnowszej historii wyłącznie z poczciwymi republikami – lecz właśnie także z totalitaryzmami, które z czasem zaowocowały gułagiem i Auschwitz, choć początkowo miały demokratyczną legitymację lub uznanie demokratycznej opinii. Nadwiślański „liberał” każe nam wierzyć, że coś takiego już się nie powtórzy. Słowo honoru?
(  )

PDF] livre de Jean Madiran,

JEAN MADIRAN . Dwie demokracje


p.s. Krowy, a ustrój polityczny


FEUDALIZM:
Masz dwie krowy.
Opiekujesz się nimi,
a Twój senior zabiera Ci część mleka.

USTRÓJ NIEWOLNICZY:
Twój pan ma dwie krowy.
Ty się nimi opiekujesz,
on daje Ci część mleka.

CZYSTY SOCJALIZM:
Masz dwie krowy.
Rząd je zabiera i umieszcza w oborze razem z krowami innych.
Ty musisz opiekować się wszystkimi krowami.
Rząd wydaje Ci tyle mleka, ile potrzebujesz.

SOCJALIZM BIUROKRATYCZNY:
Masz dwie krowy.
Rząd zabiera je i umieszcza w oborze razem z krowami innych.
Zajmują się nimi dawni hodowcy kurczaków. Ty musisz zajmować się kurczakami, które rząd odebrał ich hodowcom.
Rząd daje Ci tyle mleka i jajek, ile zgodnie z przepisami potrzebujesz.

FASZYZM:
Masz dwie krowy.
Rząd zabiera obie, wynajmuje Cię, żebyś się nimi opiekował i sprzedaje Ci mleko.

CZYSTY KOMUNIZM:
Masz dwie krowy.
Sąsiedzi pomagają Ci się nimi opiekować
i wszyscy dzielicie się mlekiem.

KOMUNIZM RADZIECKI:
Masz dwie krowy.
Musisz się nimi opiekować,
a rząd zabiera całe mleko.

DYKTATURA:
Masz dwie krowy.
Rząd zabiera obie
i zostajesz rozstrzelany.

DEMOKRACJA SINGAPURSKA:
Masz dwie krowy.
Rząd karze Cię grzywną za trzymanie dwóch zwierząt hodowlanych w mieszkaniu bez zezwolenia.

MILITARYZM:
Masz dwie krowy.
Rząd zabiera obie i wciela Cię do armii.

CZYSTA DEMOKRACJA:
Masz dwie krowy.
Twoi sąsiedzi decydują, kto dostaje mleko.

DEMOKRACJA PRZEDSTAWICIELSKA:
Masz dwie krowy.
Twoi sąsiedzi wybierają kogoś, kto powie Ci, czyje jest mleko.

DEMOKRACJA AMERYKAŃSKA:
Rząd obiecuje Ci dwie krowy, jeśli na niego zagłosujesz.
Po wyborach prezydent zostaje odwołany za spekulacje na rynku terminowych transakcji na krowy. Prasa rozdmuchuje aferę "Cowgate".

DEMOKRACJA BRYTYJSKA:
Masz dwie krowy.
Karmisz je mózgami owiec tak długo, aż zwariują.
Rząd nic nie robi.

DEMOKRACJA WŁOSKA:
Masz dwie krowy.
Przed rannym udojem słuchasz radia, żeby dowiedzieć się, kto jest dzisiaj premierem.

BIUROKRACJA:
Masz dwie krowy.
Najpierw rząd wydaje przepisy, które mówią kiedy możesz karmić i doić swoje krowy.
Potem płaci Ci, żebyś ich nie doił.
Następnie zabiera obie krowy, jedną zabija, drugą doi i wylewa mleko do ścieków.
Na koniec domaga się od Ciebie wypełnienia formularzy wyjaśniających zaginięcie jednej z krów.

ANARCHIA:
Masz dwie krowy.
Albo sprzedajesz mleko po dobrej cenie, albo Twoi sąsiedzi będą próbowali Cię zabić i przejąć krowy.

KAPITALIZM:
Masz dwie krowy.
Sprzedajesz jedną i kupujesz byka.

KAPITALIZM DALEKOWSCHODNI:
Masz dwie krowy.
Sprzedajesz je swojej spółce giełdowej, korzystając z akredytywy nieodwołalnej poręczonej przez bank szwagra. Następnie wykonujesz transakcję swapową z funduszem powierniczym, dzięki czemu odzyskujesz wszystkie swoje cztery krowy i dostajesz ulgę podatkową za hodowanie pięciu krów.
Prawa do mleka sześciu krów sprzedajesz na rynku transakcji terminowych przez pośrednika z Panamy firmie z Kajmanów, której ukrytym udziałowcem jest żona szwagra. Prawa do mleka wszystkich siedmiu krów odkupuje Twoja spółka giełdowa, która w rocznym sprawozdaniu wykazuje osiem krów na stanie z opcją na zakup jeszcze jednej.
W tym samym czasie zabijasz swoje dwie krowy, bo miały złe Feng Shui.

PROEKOLOGIZM:
Masz dwie krowy.
Rząd zabrania Ci je doić i zabijać.

FEMINIZM:
Masz dwie krowy.
Pobierają się i adoptują cielaka.

TOTALITARYZM:
Masz dwie krowy.
Rząd zabiera obie i zaprzecza, by one kiedykolwiek istniały.
Mleko jest objęte zakazem produkcji i konsumpcji.

LIBERTYNIZM:
Masz dwie krowy.
Jedna przeczytała konstytucję, wierzy w nią i ma kilka dobrych pomysłów na rządzenie. Startuje w wyborach i podczas gdy większość ludzi uważa, że krowa jest najlepszym kandydatem, nikt oprócz drugiej krowy na nią nie głosuje, bo wszyscy sądzą, że byłoby to wyrzucanie ich głosu w błoto.

SURREALIZM:
Masz dwie żyrafy.
Rząd wymaga, by brały lekcje gry na harmonijce.

PS.

Rewolucji nie było
Na początek oficjalne wielkie podziękowania dla chłopaków z warszawskipis.pl. Później się zrobi na druki firmowym, z wpisem do akt ;) Na razie- jeszcze raz wielkie dzięki za gościnę.
Teraz sam Marsz.
Najpierw to, co było źle.
Źle było, że się marsz rozdzielił. Nie będę udawał, że wiem czyja to wina. Czy to dlatego, że Sakiewicza pogięło i się wycofał, czy to dlatego (jak mówią narodowcy), że policja im uniemożliwiła przejście pod pomnik Piłsudskiego, czy co tam. Źle się stało i tak być w przyszłości nie może. Niezależnie od tego, czy zostanie powołany do życia Ruch Narodowy, czy nie. Osobiście jestem za tym by powstał, choć to jest realna konkurencja dla PiS i jeśli ktoś naprawdę jest nam w stanie coś ująć, to właśnie radykałowie prawicy. Za nimi po prostu idzie młodzież. Ta cała wkurwiona i agresywna (co cenne i co ja popieram), nie pieprząca się w tańcu, aktywna i gotowa do konfrontacji. Ba, gotowa. Gotowa to mało. I ci ludzie są Polsce bardzo potrzebni, bo Polsce po prostu potrzebni są ludzie, którzy są zdolni przypierdolić. A tych, którym by przypierdolić trzeba jest sporo, mimo że coraz bardziej zestrachani są silni i na rzęsach stają, by na nas wymusić przestrzeganie ich reguł, które sobie sami dla siebie ustanowili, żeby im było wygodnie. Tego się nie skruszy ani pokojowymi marszami, ani krucjatami różańcowymi, ani ogólnie pojętą grzecznością. Tzn. to wszystko jest potrzebne, niezbędne wręcz, ale na końcu tego różańca i tej modlitwy muszą stać ludzie gotowi to całe gadanie o Polsce traktować poważnie i na poważnie wybijać zęby tej całej lewackiej hołocie, tym komoruskim pajacom „maszerującym” w ramach pensji itp. No i radykałowie chyba o niczym innym nie marzą, żeby się za to zbożne dzieło w końcu wziąć i sprawić, żebyśmy wszyscy byli po właściwej stronie stryczka, tzn. po tej, po której się taboret wykopuje, niż po tej, gdzie taboret jest wykopywany.
Ruch Narodowy może być tym, o czym bajali durnie od Ziobry, czyli tym drugim płucem prawicy. Zbrojną pięścią. Tymi, którzy nie mają ochoty na debaty z jakimiś Żakowskimi, Lisami i resztą tego plugawego towarzycha, za to zamiast debaty mogą ww. pyski prać. A z lewusami trochę jest jak z krnąbrnymi, zdradliwymi babami. Trzeba tłuc tak długo, aż krnąbrność ustąpi miejsca szacunkowi i miłości. Dana krnąbrna i zdradliwa baba uważa bowiem, że w obecnym systemie facet jest po prostu bezsilny, w żaden sposób nie jest jej w stanie zagrozić, przez co nie zasługuje na szacunek i można mu srać na głowę. Remedium na tę nowomodną degenerę, z której nie wynika nic dobrego poza tym, że przybywa tych popsutych bab, jest naga przemoc. Naga przemoc zaś to jest ten niezbędny składnik, bez którego nie ma mowy o miłości kobiety do mężczyzny, czyli specyficznej mieszanki pożądania, strachu i fascynacji zwierzęcą siłą.
Z naszą lewicą jest więc jak z tymi rozpuszczonymi babami. Po prostu jak się lewactwa nie bije, to mu wątroba gnije.
Mamy więc ten rozdzielony marsz i mamy odkopywanie tych przedwojennych trumien Dmowskiego i Piłsudskiego. Dla normalnego człowieka były one zagrzebane w miarę solidnie i z dorobku obu tych panów można było sobie wybrać to co najlepsze, dokonać syntezy i na niej bazując myśleć o tym, co zrobić z tą całą postkomuną i jak sprawić, by Polska pojawiła się na powrót na realnych mapach politycznych Europy i Świata. Okazuje się zaś, że z tej syntezy mogą być nici i zamiast wspólnie to postsowieckie bydło pogonić za Don, będziemy się teraz przepychać między sobą i kłócić o to, który trup ważniejszy.
Tak na moje oko to najbardziej o to chodzi, kto zostanie Michnikiem prawicy. Tzn. każdy z ośrodków, w okół którego zaczyna się koncentrować jakakolwiek prawicowa siła polityczna, natychmiast zaczyna kombinować nad tym, jak tu przejąć rząd dusz nad całą resztą prawej strony. Informuję, że to się nie uda. My nie jesteśmy lewica, czy inna Platforma, żeby po naszej stronie mógł zaistnieć jakiś guru, jak Aaaadam, który będzie całej reszcie mówił, co ma myśleć i tresował ku nowemu, lepszemu mrówkoczłowieczeństwu. Jeśli chcemy wygrać trzeba pogodzić się z tym, że niczego takiego nie będzie, za to naszą siłą jest nasza róznorodność. Różnorodność, która koncentruje się wokół idei Polski. Naszym wspólnym mianownikiem są bowiem słowa Hemara:
Chcemy, aby Najjaśniejsza Rzeczpospolita była wielka, bo albo będziemy wielcy, albo nie będzie nas wcale
I teraz to nie jest ważne, jak sobie różni ludzie wyobrażają tę wielką Polskę. Różnie sobie wyobrażają, bo są różni. I o tym wszystkim możemy sobie dyskutować i spierać się między sobą, bo trzeba nam będzie znaleźć sposób na takie poukładanie Polski, byśmy się w niej zmieścili wszyscy i żeby nikogo Polska w dupę nie kopała. Clou jednak w tym, że taka debata może się toczyć wyłącznie wśród tych, którzy Polski wielkiej pragną i sami się do polskości poczuwają. To zaś od razu wyrzuca poza margines te wszystkie euromichniki, biłgorajskie szumowiny, wszystkich tych leberałów, postkomuchów, zdrajców, jurgieltników i innych Smolarów, te wszystkie Stokrotki, Miecugowy, ryże wnuczki z Wehrmachtu i spoconego posła Olszewskiego, czyli sowiecką progeniturę w gumofilcach od Testoni. No ale żeby temu plugastwu móc powiedzieć gromkie: WY-PIE-DA-LAĆ!!! to trzeba, by po naszej stronie zapanowała zgoda przynajmniej co do tego. To zaś oznacza, że wszelkie ośrodki prawicowe muszą się po prostu ze sobą zacząć porozumiewać i traktować jak partnerów, a nie wrogów. Oczywiście przy zachowaniu proporcji i ważeniu sił, niemniej jednak.
A teraz o tym, jak się na te marsze przygotowała natchnięta Duchem Świętym Bufetowa. Pewnie niewielu o tym pamięta, bo to było dawniej niż przedwczoraj, dlatego ten świński ryjek z warszawskiego ratusza (no nie mówcie, że ona z profilu nie wygląda jak loszka, a ąfas jak zapóźniona w rozwoju pegeerowska młodsza oborowa), może uchodzić w oczach Młodych Zadłużonych z Wielkich Miast, za postępowca i nadzieję na niski kurs franka, ale jeszcze nie tak dawno opowiadała przecież, jak to ją Duch Święty natchnął i jaka to z niej  jest gorliwa katoliczka. No ale to było w czasach, gdy ryży wnuczek z Wehrmachtu na chybcika się kościelnie żenił i nie było jeszcze rozkazu, żeby nie klękac przed księżmi.
Przygotowano się na nasz przyjazd wspaniale. Kontrole drogowe zaczęły się już przed Bełchatowem (jadąc od Wrocka). Oczywiście podejrzliwość policji wzbudzały pojazdy z polską flagą. No bo, powiedzmy to sobie otwarcie, kto to widział, żeby obywatel wywieszał biało- czerwoną flagę w święto państwowe? W jakieś święto niepodległości? No dajcież spokój! Nie po to dziadzio Szechter AKowcom paznokcie otwieraczem do butelek zrywał, nie po to babcia Wolińska wydawała wyroki śmierci, nie po to tate Popiełuszkę mordował, żeby teraz ich potomstwu w mundurach jacyś Polaczkowie ze swoimi flagami przed oczy leźli. To chyba jasne?
Nas, czyli mnie i mojego sąsiada, zawinięto dopiero w Jankach. Popatrzono do bagażnika, ale tak dobrze ukryliśmy kałasznikowy i wyrzutnie rakiet ziemia ziemia, że ich nie znaleziono. Tu akurat nie wiem jednej rzeczy, bo się nas policjant pytał, po co do Warszawy jedziemy i czy na Marsz. Policjant takie pytanie może obywatelowi zadać w ogóle? Jak to jest?Bo chyba nie ma takiego prawa w Polsce jeszcze, żeby się byle psu spowiadać z tego, gdzie i po co się jedzie swoim prywatnym samochodem, za swoje prywatne pieniądze?
Generalnie, już przed Jankami, wszędzie pełno suk. I małych, takich suczek i takich dużych, nastajaszczych suk. Psiarnia w pełnej zbroi, ochraniacze od stóp do głowy. Wszystko to na sygnałach, choć nie spieszyli się nigdzie. Ot, jedzie sobie taka suka, w środku te jej opancerzone szczenięta, niespiesznie się toczy, ale wyje jak wszyscy diabli. Nie wiem, może to miało kogoś przestraszyć, a może chodziło o to, żeby taką kabaretową atmosferą grozy kogoś wkurzyć, żeby co wyrywniejsi szybciej potracili nerwy. Ogólnie jednak wyglądało to wszystko dosyć żenująco, jak na pokaz siły.
Tu mi się przypomniało, jak kiedyś jechaliśmy z Grześkiem Braunem do Warszawy, całkiem nie po to, żeby demonstrować, tylko do telewizora sprawę załatwić i zatrzymano nas w ramach jakiejś sierpniowej akcji znicz. Zjechałem na pobocze i dopiero wtedy zobaczyłem, że ci policjanci uzbrojeni jak na wojnę w kałasznikowy itp., to dzieciaki jakieś mizerne i trochę przestraszone. Na to Grzesiek otworzył okno i powiedział do jednego z tych dzieciaków w mundurach tak:
- Proszę pana, niech pan lepiej schowa ten karabin, bo jak przyjadą prawdziwi bandyci, to pana zbiją i panu ten karabin zabiorą.
:D
Tym razem tych dzieciaków z pryszczami nie było widać, ale gdzież temu nowomodnemu ZOMO Donalda Tuska, do pierwowzoru pod dowództwem ludzi honoru Gazety Wyborczej? Donaldowi Tuskowi rozlicznych talentów odmówić nie sposób, ale powiedzmy sobie prawdę, Cześkowi Kiszczakowi nie godzien czyścić walonek.
Sam marsz, gdyby nie to ZOMO właśnie, odbyłby się bez jednego incydentu.

Tak naprawdę były tylko dwie blokady- ta pierwsza, na samym początku, jak tylko marsz ruszył i to ewidentnie było szykowane dla kamer zaprzyjaźnionych telewizji towarzyszy ojców założycieli
- i druga, kiedy to ZOMO zastąpiło drogę pomniejszonemu już marszowi, gdy Kluby Gazety Polskiej, czyli w jakichś 60% mohery i ludzie niezdolni do zadym z racji wieku, odłączyły się od radykałów na Rozdrożu i szły w kierunku pomnika Piłsudskiego. Nikt jednak nie chciał w ZOMO rzucać niczym, nawet ich nie wygwizdano, więc po chwili ta bezsensowna blokada została zdjęta i pod pomnik Marszałka doszliśmy.
Teraz odczucia.
Zdarzyło mi się parę razy w życiu być uczestnikiem sytuacji, po których następowała zmiana. Sytuacji publiczno- politycznych. W takich razach, na języku, wyczuwa się taki metaliczny posmak. Jakby w powietrzu unosiła się rozpylona krew. To zapewne tylko projekcja, ale tak to się odbiera. Po prostu czuć, że zaraz będzie bitka i to bitka prawdziwa. Nie jakieś tam ciskanie petardami, tylko bitwa. Że nie będzie się brało jeńców i nie skończy się na guzach. Wtedy to powietrze ma naprawdę inny zapach i czuje się rosnące z chwili na chwilę napięcie, które musi znaleźć jakieś ujście, jest tak wielkie, że trzeba je rozładować i rozładować je można tylko w jeden sposób.
W niedzielę 11.XI.2012   t e g o nie było.
Nie było tego już od Bełchatowa.
Była za to szopka. Po obu stronach. Oni udawali że są groźni, a my trochę udawaliśmy, że w tę ich grozę wierzymy, ale będziemy niezłomnie maszerować. Do zwycięstwa. Wbrew wszystkiemu.
Tzn. z tym udawaniem, to może nie jest właściwe słowo. Oni po prostu nie potrafią być groźni. A my nie potrafiliśmy się ich bać i bohatersko ten lęk zwyciężywszy rozbić te ich opancerzone zastępy. Po prostu sobie pomaszerowaliśmy śpiewając rózne wywrotowe zwrotki i wznosząc hasła typu „Donald pedał Polskę sprzedał”. Itp.
I można by powiedzieć, że to była obustronna impotencja, gdyby nie to, że po naszej stronie była gotowość, by się z nimi bić. I gdyby poseł Górski nie zatrzymał tej ZOMOwskiej ciężarówki, którą oni chcieli staranować czoło pochodu, to zamiast tych kilkudziesięciu psów Donalda Tuska, do szpitala trafiłoby ich parę setek. Z tej prostej przyczyny, że na czele pochodu nie szedł nikt z różańcem- czyli pokornego serca i łatwy do spałowania, za to jakieś 30 tysięcy wkurwionych chłopaków prosto z sal MMA itp. mordobić. I te chłopaki by tych gliniarzy rozerwały na strzępy. Tak o. I nawet by się szczególnie nie spocili. A mieli na to naprawdę wielką ochotę. Więc jeśli na 13 grudnia, w Warszawie, policja będzie miała pomysł być bardziej stanowcza, to ja już teraz sugeruję, żeby krawężniki brały urlopy, bo ci, którzy demonstrantom drogę zagrodzą, zapłacą za to straszną cenę. I wszystko to za tę uwłaczającą ludzkiej godności pensję. I wszystko to w imię tej odrażającej hołoty nazywającej się rządem.
Żeby nie było, ja tu nikogo do niczego nie namawiam, ja po prostu stwierdzam fakt. Moje gadanie niczego tu nie zmieni. Jeśli władza wyśle psy przeciwko ludziom, to te psy będą skamleć z bólu. Niech lepiej siedzą w budzie.
I na koniec, jakby kto nie wiedział, gdzie się podziewają nasze pieniądze i dlaczegóż to te drogi, co to je nam Donaldu buduje ze starych sedesów są w cenie sztabek złota. Poniższe zdjęcie zrobiliśmy wczoraj, wracając do Wrocławia. To jest odcinek trasy S8 która ma łączyć Wrocław z Warszawą. Odcinek zamknięty dla ruchu, w budowie. A te świecące kropki, to są lampy oświetlające tę pustą, zamkniętą autostradę i pusty, zamknięty parking przy niej. Kilometry lamp świecących psu w dupę. A rachunki płacimy my. Za prąd wytwarzany (dzięki ci DOnaldu za pakiet klimatyczny) nie z naszego węgla, a z gazu kupowanego u pułkownika KGB, Putina, za co ten przemiły dżentelmen i morderca Litwinienki (oraz min. kilkudziesięciu dziennikarzy niezależnych, widzów spektaklu na Dubrowce, czy tych dzieciaków z Biesłanu), kupi sobie trochę nowych rakiet Iskander, które z ukradzionego nam Królewca wyceluje w nas.
Sorry za niską jakość zdjęć, ale nie bardzo miałem się jak bawić komórką śmigając jeszcze o lasce. Bojowej bo bojowej, ale jednak lasce. A o lasce to pstrykanie fotek nie idzie. Zresztą, net pełen jest zdjęć w dobrej i bardzo dobrej jakości. Choćby tutaj.
Te moje fotki, jak je kliknąć, to najpierw się pokaże jeszcze raz miniaturka, a po drugim kliknięciu całe, duże zdjęcie.
------------------------- Boże chroń Jarosława Kaczyńskiego --------------------------