o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

poniedziałek, 19 listopada 2012

Demokracja vs "demokracja"



O Demokracji - nie w Ameryce:



(  )


Tę alternatywę „wewnątrzdemokratyczną” opisał swego czasu dobrze francuski autor konserwatywny Jean Madiran w pracy pod znamiennym tytułem „Deux democraties” – „Dwie demokracje” (fragmenty opublikowano w najnowszym numerze „Christianitas”).
Obok demokracji liberalizmów nowoczesnych i ponowoczesnych istnieje bowiem faktyczna potomkini demokracji klasycznej i klasycznego republikanizmu – nazywana niekiedy demokracją konserwatywną. Ich
różnica jest zupełnie zasadnicza: o ile demokracja klasyczna oznaczała po prostu i jedynie przyjęcie procedury wyboru rządzących przez rządzonych, z zachowaniem nienaruszonej sfery prawa moralnego – o tyle demokracja oświeceniowa i rewolucyjna oznacza ( i dziś ) wykluczenie wszelkich zasad i autorytetów, które nie mogą się wylegitymować wolą większości.
Inaczej mówiąc, w demokracji klasycznej uznaje się, że są takie świętości i normy, których nie sprawdza się przez głosowanie, lecz przyjmuje jako podstawę życia społecznego – natomiast w demokracji „nowoczesnej” przyjmuje się, że obowiązuje tylko to, co zostanie przegłosowane, włącznie z zasadami moralnie wrażliwymi.
W dokumentach Kościoła można znaleźć akceptację wyłącznie dla demokracji klasycznej – podczas gdy jej konkurentka, „demokracja bez wartości”, jest rzeczywiście uznawana za formę przejściową do totalitaryzmu (jak to zaznaczył Jan Paweł II).

Niestety, wbrew propagandzie liberałów, demokracja nie kojarzy się w naszej najnowszej historii wyłącznie z poczciwymi republikami – lecz właśnie także z totalitaryzmami, które z czasem zaowocowały gułagiem i Auschwitz, choć początkowo miały demokratyczną legitymację lub uznanie demokratycznej opinii. Nadwiślański „liberał” każe nam wierzyć, że coś takiego już się nie powtórzy. Słowo honoru?
(  )

PDF] livre de Jean Madiran,

JEAN MADIRAN . Dwie demokracje


p.s. Krowy, a ustrój polityczny


FEUDALIZM:
Masz dwie krowy.
Opiekujesz się nimi,
a Twój senior zabiera Ci część mleka.

USTRÓJ NIEWOLNICZY:
Twój pan ma dwie krowy.
Ty się nimi opiekujesz,
on daje Ci część mleka.

CZYSTY SOCJALIZM:
Masz dwie krowy.
Rząd je zabiera i umieszcza w oborze razem z krowami innych.
Ty musisz opiekować się wszystkimi krowami.
Rząd wydaje Ci tyle mleka, ile potrzebujesz.

SOCJALIZM BIUROKRATYCZNY:
Masz dwie krowy.
Rząd zabiera je i umieszcza w oborze razem z krowami innych.
Zajmują się nimi dawni hodowcy kurczaków. Ty musisz zajmować się kurczakami, które rząd odebrał ich hodowcom.
Rząd daje Ci tyle mleka i jajek, ile zgodnie z przepisami potrzebujesz.

FASZYZM:
Masz dwie krowy.
Rząd zabiera obie, wynajmuje Cię, żebyś się nimi opiekował i sprzedaje Ci mleko.

CZYSTY KOMUNIZM:
Masz dwie krowy.
Sąsiedzi pomagają Ci się nimi opiekować
i wszyscy dzielicie się mlekiem.

KOMUNIZM RADZIECKI:
Masz dwie krowy.
Musisz się nimi opiekować,
a rząd zabiera całe mleko.

DYKTATURA:
Masz dwie krowy.
Rząd zabiera obie
i zostajesz rozstrzelany.

DEMOKRACJA SINGAPURSKA:
Masz dwie krowy.
Rząd karze Cię grzywną za trzymanie dwóch zwierząt hodowlanych w mieszkaniu bez zezwolenia.

MILITARYZM:
Masz dwie krowy.
Rząd zabiera obie i wciela Cię do armii.

CZYSTA DEMOKRACJA:
Masz dwie krowy.
Twoi sąsiedzi decydują, kto dostaje mleko.

DEMOKRACJA PRZEDSTAWICIELSKA:
Masz dwie krowy.
Twoi sąsiedzi wybierają kogoś, kto powie Ci, czyje jest mleko.

DEMOKRACJA AMERYKAŃSKA:
Rząd obiecuje Ci dwie krowy, jeśli na niego zagłosujesz.
Po wyborach prezydent zostaje odwołany za spekulacje na rynku terminowych transakcji na krowy. Prasa rozdmuchuje aferę "Cowgate".

DEMOKRACJA BRYTYJSKA:
Masz dwie krowy.
Karmisz je mózgami owiec tak długo, aż zwariują.
Rząd nic nie robi.

DEMOKRACJA WŁOSKA:
Masz dwie krowy.
Przed rannym udojem słuchasz radia, żeby dowiedzieć się, kto jest dzisiaj premierem.

BIUROKRACJA:
Masz dwie krowy.
Najpierw rząd wydaje przepisy, które mówią kiedy możesz karmić i doić swoje krowy.
Potem płaci Ci, żebyś ich nie doił.
Następnie zabiera obie krowy, jedną zabija, drugą doi i wylewa mleko do ścieków.
Na koniec domaga się od Ciebie wypełnienia formularzy wyjaśniających zaginięcie jednej z krów.

ANARCHIA:
Masz dwie krowy.
Albo sprzedajesz mleko po dobrej cenie, albo Twoi sąsiedzi będą próbowali Cię zabić i przejąć krowy.

KAPITALIZM:
Masz dwie krowy.
Sprzedajesz jedną i kupujesz byka.

KAPITALIZM DALEKOWSCHODNI:
Masz dwie krowy.
Sprzedajesz je swojej spółce giełdowej, korzystając z akredytywy nieodwołalnej poręczonej przez bank szwagra. Następnie wykonujesz transakcję swapową z funduszem powierniczym, dzięki czemu odzyskujesz wszystkie swoje cztery krowy i dostajesz ulgę podatkową za hodowanie pięciu krów.
Prawa do mleka sześciu krów sprzedajesz na rynku transakcji terminowych przez pośrednika z Panamy firmie z Kajmanów, której ukrytym udziałowcem jest żona szwagra. Prawa do mleka wszystkich siedmiu krów odkupuje Twoja spółka giełdowa, która w rocznym sprawozdaniu wykazuje osiem krów na stanie z opcją na zakup jeszcze jednej.
W tym samym czasie zabijasz swoje dwie krowy, bo miały złe Feng Shui.

PROEKOLOGIZM:
Masz dwie krowy.
Rząd zabrania Ci je doić i zabijać.

FEMINIZM:
Masz dwie krowy.
Pobierają się i adoptują cielaka.

TOTALITARYZM:
Masz dwie krowy.
Rząd zabiera obie i zaprzecza, by one kiedykolwiek istniały.
Mleko jest objęte zakazem produkcji i konsumpcji.

LIBERTYNIZM:
Masz dwie krowy.
Jedna przeczytała konstytucję, wierzy w nią i ma kilka dobrych pomysłów na rządzenie. Startuje w wyborach i podczas gdy większość ludzi uważa, że krowa jest najlepszym kandydatem, nikt oprócz drugiej krowy na nią nie głosuje, bo wszyscy sądzą, że byłoby to wyrzucanie ich głosu w błoto.

SURREALIZM:
Masz dwie żyrafy.
Rząd wymaga, by brały lekcje gry na harmonijce.

PS.

Rewolucji nie było
Na początek oficjalne wielkie podziękowania dla chłopaków z warszawskipis.pl. Później się zrobi na druki firmowym, z wpisem do akt ;) Na razie- jeszcze raz wielkie dzięki za gościnę.
Teraz sam Marsz.
Najpierw to, co było źle.
Źle było, że się marsz rozdzielił. Nie będę udawał, że wiem czyja to wina. Czy to dlatego, że Sakiewicza pogięło i się wycofał, czy to dlatego (jak mówią narodowcy), że policja im uniemożliwiła przejście pod pomnik Piłsudskiego, czy co tam. Źle się stało i tak być w przyszłości nie może. Niezależnie od tego, czy zostanie powołany do życia Ruch Narodowy, czy nie. Osobiście jestem za tym by powstał, choć to jest realna konkurencja dla PiS i jeśli ktoś naprawdę jest nam w stanie coś ująć, to właśnie radykałowie prawicy. Za nimi po prostu idzie młodzież. Ta cała wkurwiona i agresywna (co cenne i co ja popieram), nie pieprząca się w tańcu, aktywna i gotowa do konfrontacji. Ba, gotowa. Gotowa to mało. I ci ludzie są Polsce bardzo potrzebni, bo Polsce po prostu potrzebni są ludzie, którzy są zdolni przypierdolić. A tych, którym by przypierdolić trzeba jest sporo, mimo że coraz bardziej zestrachani są silni i na rzęsach stają, by na nas wymusić przestrzeganie ich reguł, które sobie sami dla siebie ustanowili, żeby im było wygodnie. Tego się nie skruszy ani pokojowymi marszami, ani krucjatami różańcowymi, ani ogólnie pojętą grzecznością. Tzn. to wszystko jest potrzebne, niezbędne wręcz, ale na końcu tego różańca i tej modlitwy muszą stać ludzie gotowi to całe gadanie o Polsce traktować poważnie i na poważnie wybijać zęby tej całej lewackiej hołocie, tym komoruskim pajacom „maszerującym” w ramach pensji itp. No i radykałowie chyba o niczym innym nie marzą, żeby się za to zbożne dzieło w końcu wziąć i sprawić, żebyśmy wszyscy byli po właściwej stronie stryczka, tzn. po tej, po której się taboret wykopuje, niż po tej, gdzie taboret jest wykopywany.
Ruch Narodowy może być tym, o czym bajali durnie od Ziobry, czyli tym drugim płucem prawicy. Zbrojną pięścią. Tymi, którzy nie mają ochoty na debaty z jakimiś Żakowskimi, Lisami i resztą tego plugawego towarzycha, za to zamiast debaty mogą ww. pyski prać. A z lewusami trochę jest jak z krnąbrnymi, zdradliwymi babami. Trzeba tłuc tak długo, aż krnąbrność ustąpi miejsca szacunkowi i miłości. Dana krnąbrna i zdradliwa baba uważa bowiem, że w obecnym systemie facet jest po prostu bezsilny, w żaden sposób nie jest jej w stanie zagrozić, przez co nie zasługuje na szacunek i można mu srać na głowę. Remedium na tę nowomodną degenerę, z której nie wynika nic dobrego poza tym, że przybywa tych popsutych bab, jest naga przemoc. Naga przemoc zaś to jest ten niezbędny składnik, bez którego nie ma mowy o miłości kobiety do mężczyzny, czyli specyficznej mieszanki pożądania, strachu i fascynacji zwierzęcą siłą.
Z naszą lewicą jest więc jak z tymi rozpuszczonymi babami. Po prostu jak się lewactwa nie bije, to mu wątroba gnije.
Mamy więc ten rozdzielony marsz i mamy odkopywanie tych przedwojennych trumien Dmowskiego i Piłsudskiego. Dla normalnego człowieka były one zagrzebane w miarę solidnie i z dorobku obu tych panów można było sobie wybrać to co najlepsze, dokonać syntezy i na niej bazując myśleć o tym, co zrobić z tą całą postkomuną i jak sprawić, by Polska pojawiła się na powrót na realnych mapach politycznych Europy i Świata. Okazuje się zaś, że z tej syntezy mogą być nici i zamiast wspólnie to postsowieckie bydło pogonić za Don, będziemy się teraz przepychać między sobą i kłócić o to, który trup ważniejszy.
Tak na moje oko to najbardziej o to chodzi, kto zostanie Michnikiem prawicy. Tzn. każdy z ośrodków, w okół którego zaczyna się koncentrować jakakolwiek prawicowa siła polityczna, natychmiast zaczyna kombinować nad tym, jak tu przejąć rząd dusz nad całą resztą prawej strony. Informuję, że to się nie uda. My nie jesteśmy lewica, czy inna Platforma, żeby po naszej stronie mógł zaistnieć jakiś guru, jak Aaaadam, który będzie całej reszcie mówił, co ma myśleć i tresował ku nowemu, lepszemu mrówkoczłowieczeństwu. Jeśli chcemy wygrać trzeba pogodzić się z tym, że niczego takiego nie będzie, za to naszą siłą jest nasza róznorodność. Różnorodność, która koncentruje się wokół idei Polski. Naszym wspólnym mianownikiem są bowiem słowa Hemara:
Chcemy, aby Najjaśniejsza Rzeczpospolita była wielka, bo albo będziemy wielcy, albo nie będzie nas wcale
I teraz to nie jest ważne, jak sobie różni ludzie wyobrażają tę wielką Polskę. Różnie sobie wyobrażają, bo są różni. I o tym wszystkim możemy sobie dyskutować i spierać się między sobą, bo trzeba nam będzie znaleźć sposób na takie poukładanie Polski, byśmy się w niej zmieścili wszyscy i żeby nikogo Polska w dupę nie kopała. Clou jednak w tym, że taka debata może się toczyć wyłącznie wśród tych, którzy Polski wielkiej pragną i sami się do polskości poczuwają. To zaś od razu wyrzuca poza margines te wszystkie euromichniki, biłgorajskie szumowiny, wszystkich tych leberałów, postkomuchów, zdrajców, jurgieltników i innych Smolarów, te wszystkie Stokrotki, Miecugowy, ryże wnuczki z Wehrmachtu i spoconego posła Olszewskiego, czyli sowiecką progeniturę w gumofilcach od Testoni. No ale żeby temu plugastwu móc powiedzieć gromkie: WY-PIE-DA-LAĆ!!! to trzeba, by po naszej stronie zapanowała zgoda przynajmniej co do tego. To zaś oznacza, że wszelkie ośrodki prawicowe muszą się po prostu ze sobą zacząć porozumiewać i traktować jak partnerów, a nie wrogów. Oczywiście przy zachowaniu proporcji i ważeniu sił, niemniej jednak.
A teraz o tym, jak się na te marsze przygotowała natchnięta Duchem Świętym Bufetowa. Pewnie niewielu o tym pamięta, bo to było dawniej niż przedwczoraj, dlatego ten świński ryjek z warszawskiego ratusza (no nie mówcie, że ona z profilu nie wygląda jak loszka, a ąfas jak zapóźniona w rozwoju pegeerowska młodsza oborowa), może uchodzić w oczach Młodych Zadłużonych z Wielkich Miast, za postępowca i nadzieję na niski kurs franka, ale jeszcze nie tak dawno opowiadała przecież, jak to ją Duch Święty natchnął i jaka to z niej  jest gorliwa katoliczka. No ale to było w czasach, gdy ryży wnuczek z Wehrmachtu na chybcika się kościelnie żenił i nie było jeszcze rozkazu, żeby nie klękac przed księżmi.
Przygotowano się na nasz przyjazd wspaniale. Kontrole drogowe zaczęły się już przed Bełchatowem (jadąc od Wrocka). Oczywiście podejrzliwość policji wzbudzały pojazdy z polską flagą. No bo, powiedzmy to sobie otwarcie, kto to widział, żeby obywatel wywieszał biało- czerwoną flagę w święto państwowe? W jakieś święto niepodległości? No dajcież spokój! Nie po to dziadzio Szechter AKowcom paznokcie otwieraczem do butelek zrywał, nie po to babcia Wolińska wydawała wyroki śmierci, nie po to tate Popiełuszkę mordował, żeby teraz ich potomstwu w mundurach jacyś Polaczkowie ze swoimi flagami przed oczy leźli. To chyba jasne?
Nas, czyli mnie i mojego sąsiada, zawinięto dopiero w Jankach. Popatrzono do bagażnika, ale tak dobrze ukryliśmy kałasznikowy i wyrzutnie rakiet ziemia ziemia, że ich nie znaleziono. Tu akurat nie wiem jednej rzeczy, bo się nas policjant pytał, po co do Warszawy jedziemy i czy na Marsz. Policjant takie pytanie może obywatelowi zadać w ogóle? Jak to jest?Bo chyba nie ma takiego prawa w Polsce jeszcze, żeby się byle psu spowiadać z tego, gdzie i po co się jedzie swoim prywatnym samochodem, za swoje prywatne pieniądze?
Generalnie, już przed Jankami, wszędzie pełno suk. I małych, takich suczek i takich dużych, nastajaszczych suk. Psiarnia w pełnej zbroi, ochraniacze od stóp do głowy. Wszystko to na sygnałach, choć nie spieszyli się nigdzie. Ot, jedzie sobie taka suka, w środku te jej opancerzone szczenięta, niespiesznie się toczy, ale wyje jak wszyscy diabli. Nie wiem, może to miało kogoś przestraszyć, a może chodziło o to, żeby taką kabaretową atmosferą grozy kogoś wkurzyć, żeby co wyrywniejsi szybciej potracili nerwy. Ogólnie jednak wyglądało to wszystko dosyć żenująco, jak na pokaz siły.
Tu mi się przypomniało, jak kiedyś jechaliśmy z Grześkiem Braunem do Warszawy, całkiem nie po to, żeby demonstrować, tylko do telewizora sprawę załatwić i zatrzymano nas w ramach jakiejś sierpniowej akcji znicz. Zjechałem na pobocze i dopiero wtedy zobaczyłem, że ci policjanci uzbrojeni jak na wojnę w kałasznikowy itp., to dzieciaki jakieś mizerne i trochę przestraszone. Na to Grzesiek otworzył okno i powiedział do jednego z tych dzieciaków w mundurach tak:
- Proszę pana, niech pan lepiej schowa ten karabin, bo jak przyjadą prawdziwi bandyci, to pana zbiją i panu ten karabin zabiorą.
:D
Tym razem tych dzieciaków z pryszczami nie było widać, ale gdzież temu nowomodnemu ZOMO Donalda Tuska, do pierwowzoru pod dowództwem ludzi honoru Gazety Wyborczej? Donaldowi Tuskowi rozlicznych talentów odmówić nie sposób, ale powiedzmy sobie prawdę, Cześkowi Kiszczakowi nie godzien czyścić walonek.
Sam marsz, gdyby nie to ZOMO właśnie, odbyłby się bez jednego incydentu.

Tak naprawdę były tylko dwie blokady- ta pierwsza, na samym początku, jak tylko marsz ruszył i to ewidentnie było szykowane dla kamer zaprzyjaźnionych telewizji towarzyszy ojców założycieli
- i druga, kiedy to ZOMO zastąpiło drogę pomniejszonemu już marszowi, gdy Kluby Gazety Polskiej, czyli w jakichś 60% mohery i ludzie niezdolni do zadym z racji wieku, odłączyły się od radykałów na Rozdrożu i szły w kierunku pomnika Piłsudskiego. Nikt jednak nie chciał w ZOMO rzucać niczym, nawet ich nie wygwizdano, więc po chwili ta bezsensowna blokada została zdjęta i pod pomnik Marszałka doszliśmy.
Teraz odczucia.
Zdarzyło mi się parę razy w życiu być uczestnikiem sytuacji, po których następowała zmiana. Sytuacji publiczno- politycznych. W takich razach, na języku, wyczuwa się taki metaliczny posmak. Jakby w powietrzu unosiła się rozpylona krew. To zapewne tylko projekcja, ale tak to się odbiera. Po prostu czuć, że zaraz będzie bitka i to bitka prawdziwa. Nie jakieś tam ciskanie petardami, tylko bitwa. Że nie będzie się brało jeńców i nie skończy się na guzach. Wtedy to powietrze ma naprawdę inny zapach i czuje się rosnące z chwili na chwilę napięcie, które musi znaleźć jakieś ujście, jest tak wielkie, że trzeba je rozładować i rozładować je można tylko w jeden sposób.
W niedzielę 11.XI.2012   t e g o nie było.
Nie było tego już od Bełchatowa.
Była za to szopka. Po obu stronach. Oni udawali że są groźni, a my trochę udawaliśmy, że w tę ich grozę wierzymy, ale będziemy niezłomnie maszerować. Do zwycięstwa. Wbrew wszystkiemu.
Tzn. z tym udawaniem, to może nie jest właściwe słowo. Oni po prostu nie potrafią być groźni. A my nie potrafiliśmy się ich bać i bohatersko ten lęk zwyciężywszy rozbić te ich opancerzone zastępy. Po prostu sobie pomaszerowaliśmy śpiewając rózne wywrotowe zwrotki i wznosząc hasła typu „Donald pedał Polskę sprzedał”. Itp.
I można by powiedzieć, że to była obustronna impotencja, gdyby nie to, że po naszej stronie była gotowość, by się z nimi bić. I gdyby poseł Górski nie zatrzymał tej ZOMOwskiej ciężarówki, którą oni chcieli staranować czoło pochodu, to zamiast tych kilkudziesięciu psów Donalda Tuska, do szpitala trafiłoby ich parę setek. Z tej prostej przyczyny, że na czele pochodu nie szedł nikt z różańcem- czyli pokornego serca i łatwy do spałowania, za to jakieś 30 tysięcy wkurwionych chłopaków prosto z sal MMA itp. mordobić. I te chłopaki by tych gliniarzy rozerwały na strzępy. Tak o. I nawet by się szczególnie nie spocili. A mieli na to naprawdę wielką ochotę. Więc jeśli na 13 grudnia, w Warszawie, policja będzie miała pomysł być bardziej stanowcza, to ja już teraz sugeruję, żeby krawężniki brały urlopy, bo ci, którzy demonstrantom drogę zagrodzą, zapłacą za to straszną cenę. I wszystko to za tę uwłaczającą ludzkiej godności pensję. I wszystko to w imię tej odrażającej hołoty nazywającej się rządem.
Żeby nie było, ja tu nikogo do niczego nie namawiam, ja po prostu stwierdzam fakt. Moje gadanie niczego tu nie zmieni. Jeśli władza wyśle psy przeciwko ludziom, to te psy będą skamleć z bólu. Niech lepiej siedzą w budzie.
I na koniec, jakby kto nie wiedział, gdzie się podziewają nasze pieniądze i dlaczegóż to te drogi, co to je nam Donaldu buduje ze starych sedesów są w cenie sztabek złota. Poniższe zdjęcie zrobiliśmy wczoraj, wracając do Wrocławia. To jest odcinek trasy S8 która ma łączyć Wrocław z Warszawą. Odcinek zamknięty dla ruchu, w budowie. A te świecące kropki, to są lampy oświetlające tę pustą, zamkniętą autostradę i pusty, zamknięty parking przy niej. Kilometry lamp świecących psu w dupę. A rachunki płacimy my. Za prąd wytwarzany (dzięki ci DOnaldu za pakiet klimatyczny) nie z naszego węgla, a z gazu kupowanego u pułkownika KGB, Putina, za co ten przemiły dżentelmen i morderca Litwinienki (oraz min. kilkudziesięciu dziennikarzy niezależnych, widzów spektaklu na Dubrowce, czy tych dzieciaków z Biesłanu), kupi sobie trochę nowych rakiet Iskander, które z ukradzionego nam Królewca wyceluje w nas.
Sorry za niską jakość zdjęć, ale nie bardzo miałem się jak bawić komórką śmigając jeszcze o lasce. Bojowej bo bojowej, ale jednak lasce. A o lasce to pstrykanie fotek nie idzie. Zresztą, net pełen jest zdjęć w dobrej i bardzo dobrej jakości. Choćby tutaj.
Te moje fotki, jak je kliknąć, to najpierw się pokaże jeszcze raz miniaturka, a po drugim kliknięciu całe, duże zdjęcie.
------------------------- Boże chroń Jarosława Kaczyńskiego --------------------------

Brak komentarzy: