WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
czwartek, 31 stycznia 2013
Pokój tobie, Svitzerland Army
"Jeśli chcesz pokoju, przygotuj się na wojnę". Po co Szwajcarii największa armia w Europie?
Szwajcarska armia przygotowuje obecnie plan
awaryjny dla gwałtownych zamieszek w Europie. Naród ten
słynie głównie z banków, zegarków i czekolady, jednak już niebawem
może zmierzyć się z masowym napływem uchodźców z "gospodarczo złamanych" państw
europejskich. W tym celu zbroi się na potęgę, przewidując najczarniejszy z
możliwych scenariuszy: rozpad strefy euro.
Jedno z najbogatszych państw świata otwarcie
wyraziło zaniepokojenie ewentualnym wynikiem narastających kłopotów finansowych
w Europie. Szwajcaria prowadzi aktualnie ćwiczenia wojskowe przed możliwością
wybuchu zamieszek wzdłuż jej granic. Ćwiczenia nazwano "Stabilo Due", a polegają
one głównie na symulacji najbardziej brutalnych scenariuszy niestabilności w
całej Unii Europejskiej.
Szwajcaria utrzymuje swoją neutralność już od
dekad i konsekwentnie odmawia przyłączenia się do strefy euro. Bern najbardziej
obawia się dziś dezorganizacji armii sąsiednich narodów, która ma nastąpić z
powodu kryzysu w strefie euro oraz poważnych oszczędności w ramach
poszczególnych budżetów wojskowych państw członkowskich UE.
Szwajcarska armia zbroi się dziś
na potęgę. Neutralność tego państwa przez wielu błędnie kojarzona jest z brakiem wojska. (fot. cnbc.com) |
"Nie wykluczam, że będziemy potrzebowali
większej armii w najbliższych latach,", podkreślił w ostatnią niedzielę
szwajcarski minister obrony Ueli Maurer. Szwajcaria nie powinna mieć jednak
problemu z obroną swoich granic. W stosunku do liczby ludności (ok. 7,8 mln
obywateli) ten niewielki kraj ma najliczniejszą w Europie armię 200 tys.
żołnierzy. Szwajcarskie Ministerstwo Obrony planuje dalszą modernizację armii
oraz zakup kolejnych myśliwców.
Szwajcarskie władze wyrażają także obawę przed
wielokulturowością, która w konsekwencji ogromnego napływu uchodźców mogłaby
mieć bardzo negatywne skutki dla rozwoju i sytuacji społeczno-gospodarczej
całego kraju. Wystarczy przypomnieć, że w 2009 roku Szwajcaria podjęła decyzję w
referendum o zakazie budowy islamskich minaretów na własnym terytorium.
Czy Waszym zdaniem obawy Szwajcarii są
uzasadnione? Czy tak negatywny scenariusz dla Europy już niebawem może się
ziścić?
APPENDIX.
http://www.wolframalpha.com/input/?i=SWISS+ARMY
APPENDIX II.
O szpiegach, agentach, TW i GTW, bajka na dobranoc
Zanotował Штирлиц
fakty
podane za pułkownikiem KGB, Oleg Gordijewski – najwyższym
stopniem radzieckim szpiegiem, który przeszedł na "zachodnią stronę".
Stwierdził,
że dzisiaj przynajmniej ponad czterdziestu byłych agentów i szpiegów byłej
radzieckiej KGB działa w rządzie polskim, że wszelkie działania polskiego rządu
są inwigilowane, podsłuchiwane i analizowane przez Rosję. Twarze agentów,
kolegów znanych ze szkoleń służb specjalnych, teraz poznaje z transmisji
telewizyjnych oficjalnych spotkań rządowych w Polsce.
Dodaje: „W najwyższych strukturach władzy działa u was 22, może 23
oficerów KGB i SVR - wywiadu cywilnego i dyplomatycznego,
oraz 16-19 agentów GRU, czyli wywiadu wojskowego".
http://schizma.blogspot.com/
********************************************8
********************************************8
O szpiegach, agentach, TW i GTW, bajka na dobranoc
Grupa Trzymająca Władzę (Ponieważ ta grupa trzyma w ręku władzę…)
została wybrana przez radę naczelną stowarzyszenia „Ordynacka”. W jej skład
wchodzą:
„Powstała Europejska Akademia Dyplomacji – kształtując nowe pokolenie międzynarodowych liderów” Wśród jej świetnych wykładowców możemy zobaczyć tak znane postacie jak:
Do tego „prawie” należy dodać to, co jest istotą naszej zależności, czyli fakty podane za pułkownikiem KGB, Oleg Gordijewski – najwyższym stopniem radzieckim szpiegiem, który przeszedł na "zachodnią stronę".
Stwierdził, że dzisiaj przynajmniej ponad czterdziestu byłych agentów i szpiegów byłej radzieckiej KGB działa w rządzie polskim, że wszelkie działania polskiego rządu są inwigilowane, podsłuchiwane i analizowane przez Rosję. Twarze agentów, kolegów znanych ze szkoleń służb specjalnych, teraz poznaje z transmisji telewizyjnych oficjalnych spotkań rządowych w Polsce.
Dodaje: „W najwyższych strukturach władzy działa u was 22, może 23 oficerów KGB i SVR - wywiadu cywilnego i dyplomatycznego, oraz 16-19 agentów GRU, czyli wywiadu wojskowego".
Co robią ci agenci? – zbierają informacje, wyszukują "haki" na polityków, mataczą przekazując zaprzyjaźnionym dziennikarzom i politykom sprzeczne i kompromitujące materiały, szukają dostępu do młodych ludzi, którzy w przyszłości będą mogli odgrywać w państwie i polityce istotną rolę.
Żadnej sprawy nie jesteśmy w stanie popchnąć bez „pomocy” Rosjan. Wyjaśnienie czegokolwiek, czym jest zainteresowana ‘strona polska’ nie jest możliwe. Tajemnice zostaną tajemnicami tak długo, jak długo tego zechce strona rosyjska. Jeśli zaś chodzi o katastrofę prezydenckiego Tupolewa – to może okazać się, że specjaliści od dezinformacji mogą w razie konieczności skonfliktować władzę i całe społeczeństwo: rzucą cień podejrzeń na rządzących, zrobią to przy pomocy kontrolowanego „przecieku”.
Ciekawe dlaczego Stany Zjednoczone Ameryki odmawiają nam, Polakom przyznania wiz wjazdowych do USA?
Polsce grozi wszystko włącznie z dokonaniem fizycznym pełnego rozbioru: nie grozi nam jedno – lustracja i dekomunizacja. Wszystko inne jest możliwe.
http://wiktorsmol.salon24.pl/482507,o-szpiegach-agentach-tw-i-gtw-bajka-na-dobranoc
Belka Marek,
Cimoszewicz Włodzimierz, Ciosek Stanisław, Czarzasty Włodzimierz, Gorywoda
Manfred, Ikanowicz Cezary, Kaczmarek Wiesław, Kołodko Grzegorz, Koźmiński Jerzy,
Kwaśniewski Aleksander, Kwiatkowski Robert, Litwiniec Bogusław, Łybacka
Krystyna, Markiewicz Władysław, Mielcarek Eugeniusz, Oleksy Józef, Piechota
Jacek, Siwiec Marek, Stemplowski Ryszard, Turbański Stanisław, Waniek Danuta,
Załucki Andrzej
Jeśli dodamy do tego , co powyżej, pewną ciekawostkę:„Powstała Europejska Akademia Dyplomacji – kształtując nowe pokolenie międzynarodowych liderów” Wśród jej świetnych wykładowców możemy zobaczyć tak znane postacie jak:
Władysław Bartoszewski, Jan Krzysztof Bielecki, Ks. Adam Boniecki, Jerzy Buzek,
Danuta Hübner , Paweł Kowal, Stanisław Koziej, Aleksander Kwaśniewski ,Tadeusz
Mazowiecki, Zdzisław Najder, Daniel Olbrychski, Andrzej Olechowski, Józef
Oleksy, Janusz Onyszkiewicz, Paweł Poncyljusz, Agnieszka Pomaska, Witold
Orłowski, Dariusz Rosati, Jacek Saryusz-Wolski, Dariusz Szymczycha, Lech
Wałęsa.
I jeszcze wielu innych, a między nimi: gen. Marek Dukaczewski – b. szef
Wojskowych Służb Informacyjnych, czyli prawie komplet TW. A jak wiadomo „prawie” czyni
wielką różnicę.Do tego „prawie” należy dodać to, co jest istotą naszej zależności, czyli fakty podane za pułkownikiem KGB, Oleg Gordijewski – najwyższym stopniem radzieckim szpiegiem, który przeszedł na "zachodnią stronę".
Stwierdził, że dzisiaj przynajmniej ponad czterdziestu byłych agentów i szpiegów byłej radzieckiej KGB działa w rządzie polskim, że wszelkie działania polskiego rządu są inwigilowane, podsłuchiwane i analizowane przez Rosję. Twarze agentów, kolegów znanych ze szkoleń służb specjalnych, teraz poznaje z transmisji telewizyjnych oficjalnych spotkań rządowych w Polsce.
Dodaje: „W najwyższych strukturach władzy działa u was 22, może 23 oficerów KGB i SVR - wywiadu cywilnego i dyplomatycznego, oraz 16-19 agentów GRU, czyli wywiadu wojskowego".
Co robią ci agenci? – zbierają informacje, wyszukują "haki" na polityków, mataczą przekazując zaprzyjaźnionym dziennikarzom i politykom sprzeczne i kompromitujące materiały, szukają dostępu do młodych ludzi, którzy w przyszłości będą mogli odgrywać w państwie i polityce istotną rolę.
Żadnej sprawy nie jesteśmy w stanie popchnąć bez „pomocy” Rosjan. Wyjaśnienie czegokolwiek, czym jest zainteresowana ‘strona polska’ nie jest możliwe. Tajemnice zostaną tajemnicami tak długo, jak długo tego zechce strona rosyjska. Jeśli zaś chodzi o katastrofę prezydenckiego Tupolewa – to może okazać się, że specjaliści od dezinformacji mogą w razie konieczności skonfliktować władzę i całe społeczeństwo: rzucą cień podejrzeń na rządzących, zrobią to przy pomocy kontrolowanego „przecieku”.
Ciekawe dlaczego Stany Zjednoczone Ameryki odmawiają nam, Polakom przyznania wiz wjazdowych do USA?
Polsce grozi wszystko włącznie z dokonaniem fizycznym pełnego rozbioru: nie grozi nam jedno – lustracja i dekomunizacja. Wszystko inne jest możliwe.
http://wiktorsmol.salon24.pl/482507,o-szpiegach-agentach-tw-i-gtw-bajka-na-dobranoc
Pamięci Józefa Mackiewicza
Podróż do krainy dzieciństwa Józefa Mackiewicza
Dzisiejszym mieszkańcom Wilna, nawet tym z przedwojenną metryką, nazwa Kolonia Bankowa lub Kolonia Montwiłłowska niewiele albo już nic nie mówi. Odchodzą w zapomnienie ludzie, a wraz z nimi dawne nazwy. Odchodzi w niepamięć stare Wilno.
Kolonią Bankową nazywano kwartał kilku ulic, a właściwie uliczek, wileńskiej dzielnicy Rossa, przy których pod koniec XIX stulecia Józef Montwiłł, właściciel i dyrektor Banku Ziemskiego, a zarazem nieprzeciętny filantrop i społecznik, zbudował pod koniec XIX stulecia domy dla pracowników banku. W jednym z takich domów przy ulicy Witebskiej 1 (róg Białostockiej) zamieszkała wiosną 1907 roku rodzina Antoniego i Marii Mackiewiczów z dziećmi – Stasiem, Seweryną i Józiem. Państwo Mackiewiczowie przyjechali z Petersburga. Zdecydowali się na przeprowadzkę ze względu na niesprzyjający Józiowi klimat nadnewskiego, pełnego wilgoci miasta, z troski o zdrowie często chorującego chłopca na infekcję górnych dróg oddechowych. Antoni Mackiewicz wracał do rodzinnego miasta.
Fleury
Dotarcie do Kolonii Bankowej nie nastręcza większych kłopotów – wystarczy dojechać autobusem miejskim do cmentarza na Rossie, a stąd już zaledwie kilkanaście minut pieszej wędrówki. Czas okazał się niezmiernie wyrozumiały dla tego zakątka Wilna i powściągnął swoją zachłanność. Uliczki i domy sprawiają wrażenie przeniesionych z dziewiętnastowiecznego albumu. W jesiennym słońcu błyszczą kamienne kocie łby. Można śmiało kroczyć środkiem uliczek – bez obawy, że rozjedzie nas samochód. Spokojnie tu i cicho. I o dziwo, domy nawet nie remontowane, są w dobrym stanie. A te, nieliczne, na których widać ślady remontu, nie są przerabiane na nowoczesne wille z plastikowymi oknami. Mieszkańcy domów, kamieniczek z szacunkiem odnieśli się do starych wileńskich architektów. Gdzie niegdzie może razić jedynie eternit jako poszycie dachu. Ale to już starsza robota. Nie trzeba mieć aż nadto rozbudzonej wyobraźni, żeby poczuć atmosferę tamtego czasu, kiedy biegał po tych uliczkach mały Józek Mackiewicz, przyszły pisarz. Zatrzymuję się na dłużej przed domem przy ulicy Święciańskiej 2, w którym mieszkał zaprzyjaźniony z rodziną Mackiewiczów Stanisław Filibert Fleury – fotograf i artysta malarz. Józek kolegował z dziećmi Fleury: Wiciukiem (Witoldem), Heńką (Henrykiem), Stasiem i Waćką (Wacławą). Dom nie jest imponujący, w porównaniu z sąsiednimi kamieniczkami – skromny, parterowy. Od ulicy odgradza go równo przycięty żywopłot. Fleury, zwany przez zaprzyjaźnione osoby „Słoniem”, ze względu na swą pokaźną posturę i dobroduszność, odkrywał przed małym Józiem świat, który odnajdziemy później w jego reportażach, powieściach – świat wileńskiej ulicy, handlarzy, powstańców z 1863 roku, podwileńskich pejzaży, kobiet okutanych w chustach, jarmarków, mężczyzn wynajmujących się do rąbania drewna, sprzedawców cukrowych baranków, sprzedawczyń ziół. Fleury zmarł w roku 1915, kiedy Józef miał 13 lat, rok wcześniej spoczął na pobliskim cmentarzu ojciec przyszłego pisarza. Jak bardzo dom Fleury był bliski chłopcu, może świadczyć fakt, iż po kilkudziesięciu latach niemal z fotograficzną dokładnością potrafił odtworzyć z pamięci jego wnętrze – precyzyjnie określając gdzie np. znajdowało się pianino, gdzie stała lampa, a gdzie biurko. Fleury pozostawił po sobie ponad 400 niezwykle interesujących fotografii Wilna, Wileńszczyzny z przełomu XIX i XX stulecia. W swojej pracowni uwiecznił też na fotografiach rodzinę Mackiewiczów. Ulica Witebska, przy której mieszkali Mackiewiczowie, jest prostopadłą do ulicy Święciańskiej. Ich dom nosił numer jeden, graniczył z ulicą Białostocką biegnącą wzdłuż nasypu kolejowego, linii kolejowej Warszawa – Mińsk. Kiedy przejeżdżał pociągiem car, nie pozwalano okolicznym mieszkańcom wychodzić z domów. Mały Józio mógł jedynie z okna domu obserwować przejeżdżający pociąg z monarchą rosyjskim. Przed dawnym domem Mackiewiczów nie ma żadnej tabliczki, choćby niewielkiej, informującej kto tutaj kiedyś mieszkał. Można powiedzieć: bardzo zwyczajny, solidny dom. Zastanawiają jedynie kraty, aczkolwiek delikatnej konstrukcji, wstawione w oknach, których nie widać w innych, sąsiednich budynkach. Józek Mackiewicz miał wiele ciekawych miejsc do zabawy – w pobliżu rozciągają się wspaniałe łąki, a kilka ulic dalej, za ulicą Subocz i Popławską, płynie pogodnym nurtem Wilenka. W zabawach pojawiali się bohaterowie „Olszynki Grochowskiej”, „Bitwy pod Raszynem”, generał Sowiński z kościółka na Woli, Ordon z „Reduty Ordona”.
Przyroda
Małego Józia ciągnęło zawsze do świata przyrody, zwierząt – zaprzyjaźnił się ze starym ogrodnikiem Edwardem Łukaszewiczem, byłym powstańcem 1863 roku, znawcą zwierząt, podań ludowych, potrafiącym tłumaczyć sny. Bliski był Józkowi chłop Bajko, przyjeżdżający z pobliskiej puszczy, który dostarczał nabiał do ich domu. Dużą przyjemność sprawiało chłopcu pojenie i karmienie małych koników należących do puszczańskiego chłopa. Nade wszystko jednak mały Józek upodobał sobie ptaki. Godzinami mógł obserwować pospolite wróble, wrony. W podarowanej przez ojca klatce trzymał m.in. gile, kanarki, kruka. Nie było to ani pobieżne, ani krótkotrwałe zainteresowanie – w dzieciństwie przeczytał o ptakach wiele książek popularno – naukowych, a później studiował też nauki przyrodnicze na Uniwersytecie Warszawskim. Barbara Toporska we wstępie do zbioru tekstów „Fakty, przyroda, ludzie” pisze, iż „’Priroda’ Bogdanowa była najulubieńszą lekturą ucznia pierwszej klasy gimnazjum Winogradowa w Wilnie. Aż mu wychowawczyni, Jelizawieta Pietrowna, zwróciła uwagę, że nie może wypożyczać ze szkolnej czytelni ciągle tej samej książki. Umówił się wówczas z kolegami, że oni będą brali dla niego ‘Prirodę’, a on na swoje imię książki, jakie zechcą”. Zdaniem Barbary Toporskiej zainteresowania Józefa Mackiewicza przyrodą spowodowały jego niechęć do nacjonalizmu – „z punktu widzenia biologicznego – pisała żona autora ‘Drogi donikąd’ – wszelki nacjonalizm jest bzdurą”. Mackiewicz obcował z przyrodą jako żołnierz wojny polsko – bolszewickiej, reporter terenowy „Słowa” – zjeżdżając wzdłuż i wszerz ziemie dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, pracując ciężko w lesie jako drwal i furman w czasie okupacji sowieckiej, a także uprawiając, pielęgnując ogród w Czarnym Borze. Był też świetnym synoptykiem – potrafił czytać z chmur, przepowiadać pogodę. Świat ptaków, ich zwyczaje, znał równie dobrze jak my znamy świat swoich najbliższych – rodziny, przyjaciół. Opisy przyrody autora „Kontry” służą nie tylko funkcji estetycznej, nie tylko budowaniu nastroju dramaturgicznego narracji, nie tylko są ważnym elementem kompozycji utworu, ale są próbą przeciwstawienia, zderzenia dwóch światów: świata przyrody i świata ludzi. W tym pierwszym jest ład, porządek, uroda życia; ten drugi świat przepełniony jest złem, degeneracją. W świecie ludzi takie wartości jak np. przyzwoitość, honor stają się deficytowe.
Szkoła
Józio Mackiewicz i jego starszy o sześć lat brat Staś, uczęszczali do rosyjskiego gimnazjum klasycznego Winogradowa. Wśród uczniów dominowały dzieci polskie, pochodzące z zamożnych rodzin. Szkoła była uznawana za najlepszą w mieście. Dyrektor gimnazjum miał niezwykle ciepły, serdeczny stosunek do Polaków. Uczniowie Winogradowa nosili mundurki – czarne „kosoworotki”, czarne spodnie, czarne lakierowane pasy z kwadratową z białego metalu sprzączką z literami WWG (Wileńskie Gimnazjum Winogradowa), płaszcze i czapki z gwiazdką, też z literami WWG. Gimnazjum znajdowało się naprzeciwko kościoła św. Katarzyny. Z tej m.in. szkoły Mackiewicz wyniósł dużą wiedzę na temat kultury, literatury rosyjskiej. Zawsze już będzie w przyszłości podkreślał różnicę między tym co sowieckie, a tym co rosyjskie. Duży wpływ na wychowanie dzieci miała matka, Maria Mackiewiczowa z Pietraszkiewiczów, pochodząca z Krakowa, przejawiająca zainteresowania literackie, artystyczne. „Co niedzielę matka prowadziła nas na sumę do kościoła Misjonarzy, gdzie zasiadaliśmy (wstawali i klęczeli) w ławkach prezbiterium. - ...’Dominus vobisuum...’ – odwracał od ołtarza twarz surową, jak z brązu wyciętą, ks. Songin, jeden z tych jakich mało się już widuje wśród nieugiętych ludzi świata, jeżeli gdzie jeszcze są” – wspominał po wielu latach pisarz. „Wilno leżało na wzgórzach. My schodziliśmy w dół, aż do ulicy Subocz, wówczas ‘Sierockiej’ (był jakiś sierociniec w pobliżu). Ale z drugiej strony, za kościołem, pochyłość spadała dalej za ogrodami pomisjonarskimi, chyba aż po rzekę Wilenkę. Widok stąd ...mój ty Boże.” Beztroskie, szczęśliwe dzieciństwo zakończyło się wraz ze śmiercią ojca – w roku 1914, w roku wybuchu wojny. W rodzinie zaczęły się kłopoty finansowe. W kilka lat później, w roku 1921, sytuacja przymusiła Marię Mackiewiczową do sprzedaży domu przy ul. Witebskiej. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży domu przeznaczyła m.in. na wykształcenie Józefa. Sama przeniosła się do Bursy przy ul. Wielkiej. Bursę prowadziła do roku 1932, kiedy zmarła. We wrześniu 1915 roku Niemcy zajęli Wilno. Jedną z pierwszych decyzji, była zgoda na otwarcie polskich szkół – po ponad stu latach zakazu na ich istnienie. Józek z bratem Stanisławem poszli do gimnazjum, którego dyrektorem był późniejszy znany profesor Stanisław Kościałkowski. „Szkoła rosyjska traktowała nas jak dzieci – wspominał po latach Józef Mackiewicz. Nowa szkoła polska traktowała nas jako obowiązkowych patriotów. To czasem nudziło, gdy np. świetlana postać, dyrektor gimnazjum, prof. Stanisław Kościałkowski, zanim ukarał kogoś za psotę (‘na godzinę po lekcjach’), wygłaszał przedtem tyradę patriotyczną, co zabierało niepotrzebnie dużo czasu (‘Doczekałeś się wreszcie szkoły polskiej i oto jak się w niej zachowujesz...’ etc., etc.). W takiej atmosferze poczęła się szerzyć w szkole POW (Polska Organizacja Wojskowa – tajna organizacja powstała z inicjatywy Józefa Piłsudskiego w r. 1914 – przyp. D.J.). Warto przytoczyć niezwykle ciekawe spostrzeżenie na temat ówczesnej szkoły, zasad wychowania: „Wyrośliśmy jeszcze w aurze XIX wieku. ‘Szpieg’, ‘szpicel’, ‘donosiciel’ należało do najohydniejszych cech ludzkich; chyba nie było gorszych. Legendy patriotyczne, że coś podobnego uprawiano w szkołach rosyjskich – były i pozostały legendami. Znany był wypadek na uniwersytecie moskiewskim: zbierano na tacę kopiejki na pomnik Aleksandra II; pewien student rzucił demonstracyjnie zamiast monety guzik; drugi doniósł o tym rektorowi. Student został natychmiast wyrzucony z uniwersytetu, ale nie ten, który rzucił guzik, tylko ten, który doniósł na tamtego. Słynna ‘Ochrana’ to była dziecinna freblówka (przedszkole – przyp. D.J.) w porównaniu do NKWD i Bezpieki. Choć się odwraca do dziś dnia kota ogonem”. Pod koniec 1918 roku Niemcy wycofali się z Wilna, wkrótce nadciągnęła Armia Czerwona. Józef Mackiewicz będąc uczniem VI klasy gimnazjum, mając 17 lat, zgłosił się na ochotnika na wojnę polsko-bolszewicką . Służył w 10 Pułku Ułanów Dywizji Litewsko – Białoruskiej i w 13 Pułku Ułanów Wileńskich majora Jerzego Dąbrowskiego „Łupaszki”. Po wojnie z bolszewikami zdał maturę, w roku 1921 wyjechał z Wilna do Warszawy na studia biologiczne na uniwersytecie. ***
Ilekroć jestem w Wilnie, staram się odwiedzać miejsca związane z Józefem
Mackiewiczem – budynek redakcji „Słowa” przy ulicy Królewskiej (na początku
redakcja mieściła się przy ul. Mickiewicza), cmentarz na Rossie, gdzie pochowana
jest najbliższa rodzina pisarza – ojciec, matka; kawiarnię Rudnickiego koło
katedry – ulubione miejsce spotkań wileńskich literatów, artystów, dziennikarzy,
do której też zaglądał autor „Kontry”, a przede wszystkim Kolonię Montwiłłowską
i Czarny Bór.
Nigdzie jednak nie ma, choćby małej, tabliczki z informacją o Józefie Mackiewiczu.
Nigdzie jednak nie ma, choćby małej, tabliczki z informacją o Józefie Mackiewiczu.
Dosyć uważnie przeglądam, pojawiające się co pewien czas, polskojęzyczne
przewodniki po Wilnie. O Józefie Mackiewiczu nie ma w nich nawet jednego zdania.
Uważam, że czas najwyższy by polskie instytucje kultury zajęły się promocją,
popularyzacją jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy. Kiedy rozmawiam ze
znajomymi na temat Józefa Mackiewicza, odnoszę wrażenie że rozmawiam o pisarzu
ciągle zakazanym, na indeksie.
Dariusz Jarosiński
P.S. Powyższy tekst jest jednym z wielu reportaży powstałych z moich wypraw na Wileńszczyznę. Ten akurat, poświęcony wędrówkom śladami Józefa Mackiewicza, był publikowany w „Gazecie Polskiej” w numerze z dn. 19-26 grudnia 2007 r.
31 stycznia br. minęła 24 rocznica śmierci Józefa Mackiewicza, jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy dwudziestego stulecia, jednego z najbardziej niezależnych umysłów.
Dariusz Jarosiński
P.S. Powyższy tekst jest jednym z wielu reportaży powstałych z moich wypraw na Wileńszczyznę. Ten akurat, poświęcony wędrówkom śladami Józefa Mackiewicza, był publikowany w „Gazecie Polskiej” w numerze z dn. 19-26 grudnia 2007 r.
31 stycznia br. minęła 24 rocznica śmierci Józefa Mackiewicza, jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy dwudziestego stulecia, jednego z najbardziej niezależnych umysłów.
Subskrybuj:
Posty (Atom)