o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

sobota, 1 sierpnia 2015

Józefa Mackiewicza tekst z 1947 - o Powstaniu





Dodano: 02.08.2014 [21:00]
Tak o Powstaniu Warszawskim nikt by nie napisał! Mało znany tekst Józefa Mackiewicza - niezalezna.pl
foto: Jarekt; en.wikipedia.org/wiki/Public_domain
Przypominamy tekst Józefa Mackiewicza „Powstanie warszawskie z innej strony”, który został opublikowany w 1947 r. w „Wiadomościach”. Warto go przeczytać choćby z jednego tylko powodu – tak zdroworozsądkowej analizy Powstania Warszawskiego trudno doszukać się u współczesnych historyków i publicystów. Bo Mackiewicz nie ocenia, Mackiewicz właśnie analizuje. I wyciąga wnioski. Jakże trafne!

Nasze publicystyczno-literackie pamiętnikarstwo wojenne ma w sobie coś z opowieści Gogola „Wij”. Krąg zarysowany kredą święconą, poza który sami sobie nie pozwalamy wykroczyć. Stąd deptanie na miejscu w otoczeniu licznych „tabu”, zamykających umowne horyzonty. W takim kręgu obraca się m.in. temat powstania warszawskiego, który wciąż nie schodzi ze szpalt i prawdopodobnie przez długi czas nie zejdzie. Żadne jednak z ujęć tego tematu nie będzie całkowite, dopóki nie będzie wolno mówić o pewnych sprawach. Tymczasem wszechstronna ocena ostatniej bitwy o Warszawę jako o stolicę suwerennej Polski musi wyjść z założenia właśnie tej suwerenności, tzn. uznania, że najeźdźca sowiecki (jeżeli nawet przyjmiemy, że nie był gorszy) był równy najeźdźcy niemieckiemu. Od czasu do czasu wyrwie się to komuś, ale zazwyczaj odskakuje się od tego prostego stwierdzenia w pląsach i ukłonach, a koniec końców, Bogiem a prawdą, nikt nie dał dokładnej definicji: czy Sowiety są naszym wrogiem, czy wrogiem nie są? Są najeźdźcą, czy nie? Odebrały nam niepodległość, czy nie odebrały? Czy „Kraj” to jest „Polska”, czy tylko obca okupacja? Czy panowie Mikołajczyk-Bierut-Osóbka-Cyrankiewicz to quislingi, czy też jakieś pośrednie zjawisko: mieszanina „dobrej woli” z agentem NKWD, według fantastycznej recepty rosyjskiego kawału: „smies popa s wiełosipiedom”?

Sytuację tę zrodził sofizmatyczny termin „sojusznik naszych sojuszników”, nadany Związkowi Sowieckiemu jeszcze w r. 1943. Ta nieszczera i dziwaczna definicja mści się na nas do dziś.

Jeżeli natomiast wyjdziemy z założeń prostych, jasnych, ogólnie zrozumiałych i za „dobrych przedwojennych czasów” powszechnie przyjętych, określających mianem wroga każdego, kto najeżdża naszą ojczyznę, to i na powstanie warszawskie będziemy mogli popatrzeć obydwoma oczami, a nie, jak dotychczas, przymrużając jedno dyskretnie.

Na tej fatalnej sytuacji r. 1944 trudno zrozumieć, dlaczego ogół Polaków potępia akcję, której najoczywistszym celem było restytuowanie suwerennej stolicy z suwerennymi władzami i suwerennym wojskiem, wtedy, gdy rzecz ta była łatwa do zrobienia? Jeden wróg odchodził, drugi nadchodził. Pomiędzy tych dwóch wrogów wstawić niepodległy skrawek, ba, centrum Polski! Co w tym było głupiego albo zbrodniczego? Oczywiście, że nic, gdyby sprawę można było jasno postawić. Złożyło się jednak tak, że jeden z wrogów nie tylko odchodził, ale dogorywał. Natomiast tym drugim, który nadchodził, były Sowiety. A zatem ostrze akcji samo przez się skierowane by być musiało przeciwko nim. „Skandal!” „To by nas kompromitowało w oczach demokracji!”… Umówiono się zatem, żeby powstanie przedstawić w innym świetle, i w ten sposób spaczono jego sens od początku do naszych dni.

A jak położenie wyglądało naprawdę?

Odwrót armii niemieckiej był w pełnym toku. W ostatnich dniach lipca osiągał swój punkt szczytowy, a wraz z nim nieuchronny bałagan. O żadnej mobilizacji mężczyzn pod pretekstem robienia fortyfikacji nie było mowy.Głośniki radiowe nadały surowy rozkaz, aby „wszyscy zdolni od lat 16 itd.” zgłosili się z łopatami na wyznaczonym szeregu punktów zbornych, skąd ludzi zabiorą ciężarówki. Byli przekonani, że nie zjawi się nikt. Tymczasem tu i ówdzie poprzychodziło po kilkadziesiąt osób. Sam widziałem, jak na wyznaczonym m.in. pl. Narutowicza zebrało się ok. 70 (!) ludzi z łopatami, którzy daremnie czekali na przyjazd samochodów. Jednego z takich naiwnych spotkałem jeszcze o 11.30 na ulicy Filtrowej, gdy wracał z łopatą zniechęcony i zawiedziony (obiecano przecie wyżywienie i zapłatę).

W piątek i sobotę okna pobrzękiwały od dalekiej kanonady. Radio Londyn nadało wiadomość, że marszałek Rokossowski przeniósł swą kwaterę w orbitę widoczności Warszawy, i że stamtąd spogląda gołym okiem na stolicę Polski. 30 lipca al. Jerozolimskimi wycofywały się ostatnie tabory niemieckie, a później zaczęły iść czołgi za Wisłę. Na ulicach wisiały nie zrywane obwieszczenia delegatury podziemnej. Żałuję, że nie miałem aparatu, gdyż sfotografowałbym następujący dokument historyczny. Na rogu Brackiej i Widok, wokół obwieszczenia Delegatury Rządu, naklejonego na słupie, zebrał się tłum ludzi. W tłumie tym stało czterech „granatowych” policjantów i dwóch żołnierzy Wehrmachtu. Była 10 rano. Żołnierze ci pytali o drogę, a zwabieni zbiegowiskiem, zainteresowali się, co plakat zawiera, i odeszli następnie obojętnie. O 11 byłem na Pradze. Niemcy palili dworce i składy, jak się normalnie pali przed oddaniem terenu w ręce wroga. Powracając, na moście Kierbedzia zauważyłem, że jakiś spotniały kolejarz krzyknął do samochodu, którym jechali z Pragi (widocznie z frontu) kurzem okryci żołnierze:

- Wie weit?!

Żołnierz, pokazując dwa razy po dziesięć palców, odkrzyknął:

- Zwanzig Kilometer!

31 lipca z jednego tylko Dworca Zachodniego usuwano resztki wagonów. Nie było już ani porządku, ani kontroli. Każdy, kto chciał, mógł siadać i jechać bez żadnej przepustki. W takich warunkach powstanie, które wybuchło dopiero 1 sierpnia po południu, mogło liczyć na zupełny sukces i minimalne straty, co najwyżej w potyczkach z cofającymi się strażami tylnymi. Formalnie, przed świtem, Warszawa wyzwolona by była przez wojska polskie, a wkraczającego nowego najeźdźcę powitałyby suwerenny sztandar, zatknięty w suwerennej, wolnej stolicy. Otóż tego bolszewicy chcieli uniknąć za wszelką cenę. Czy można się było spodziewać takiego ich stanowiska? Do pewnego stopnia tak. Na czym więc polegał błąd w rachunku powstańców, który doprowadził do straszliwej katastrofy Warszawy?

Nie wiem, czy w ogóle można tu mówić o błędzie w rachunku logicznym. Bo jeżeli można było się spodziewać, że takie stanowisko zajmą Sowiety, niepodobieństwem było przewidzieć bezmiar zaślepionej, zaciętej tępoty Hitlera. Nawet po wszystkich doświadczeniach okupacji, nawet po zetknięciu się z tymi szaleństwami maniaka, który zatracił wszelkie poczucie rzeczywistości, nawet po tym całym krwawym tańcu epileptycznej polityki na ziemiach naszych i nie naszych. Jakkolwiek sytuacja Niemiec była już wtedy beznadziejna, to choćby dlatego, że czepiały się one rozpaczliwie każdej pozostałej jeszcze możliwości, powinny się były uchwycić oburącz okoliczności, że na drodze marszu Armii Czerwonej stawała suwerenna Polska, nie uznawana i znienawidzona przez Sowiety. Że powstała możliwość nowych incydentów i powikłań w obozie sojuszniczym. W każdym razie z punktu interesu niemieckiego nic nie przemawiało za utrzymaniem ogniska powstania na tyłach swego frontu, a wszystko za pozostawieniem go oko w oko z Armią Czerwoną. Nawet gdyby z tego zetknięcia nie miało być chleba… Manewr Rokossowskiego był tak przejrzysty co do swego celu, iż nie mogli go nie spostrzec Niemcy. Rzecz była oczywista, nie podlegająca dyskusji.

Znam osobiście ludzi o głośnych i patriotycznych nazwiskach, którzy próbowali pośredniczyć w sprawie pozostawienia przez władze niemieckie zbytecznej broni. Pośrednictwo to zostało odrzucone, zarówno przez stronę niemiecką, jak polską. Z jednej strony emocjonalna zaciekłość przeważała nad interesem politycznym, z drugiej obawa przed cieniem nawet „współpracy” przeważała nad obawą i troską o dobro ojczyzny.

Krew, zalewająca oczy Hitlera, pomieszała mu resztę rozsądku. Wiadomo już dziś, że Warszawa to była jego osobista sprawa, jego „Angelegenheit”. W ten sposób, najmniej oczekiwany i nieprawdopodobny, podobnie jak w r. 1939, odnowił się antypolski pakt sowiecko-niemiecki, nie pisany wprawdzie i nie podpisany, ale niemniej namacalny, a bardziej krwawy. Hitler nazwał zupełnie słusznie powstanie „drugim Katyniem”. Gdyż podobnie jak pierwszy, doszedł do skutku wyłącznie w interesach sowieckich, z tą tylko różnicą, że wykonany nie rękami enkawudzistów, ale Niemców. Był to z ich strony obłęd dosłowny i, doprawdy, trudno jest winić kierowników powstania, że go nie przewidzieli.

Charakterystyczne jest to, że dotychczas nie została poddana poważniejszej analizie raptowna zmiana stanowiska niemieckiego przy końcu powstania. A przecież rzecz rzucała się w oczy. Skreśleni zostali przez cenzurę „die polnischen Banditen”; powstańcom przyznano prawa armii regularnej. Wiadomo również, że wymaszerowujące po kapitulacji oddziały Armii Krajowej witano orkiestrą, i że gen. Bora zaproszono na liczne rozmowy, podczas których wysłuchiwać miał nowych propozycji. Oczywiście zrobiono to wszystko niezgrabnie, za późno i wciąż z tym tępym uporem i brutalną „herrenvolkowością”, która charakteryzowała politykę hitlerowską, a która odzierała wszystkich ich sojuszników z postawy suwerennej godności i spychała do roli posłusznych rabów, w rodzaju bałtyckich i ukraińskich oddziałów SS. Z tego punktu widzenia nie jest ważne, czy gen. Bór podczas tych rozmów pił herbatę, jak chce prasa bolszewicka, czy jej nie pił. Propozycje niemieckie odrzucił kategorycznie – i słusznie: gdyż w tym położeniu nie przedstawiały one żadnej rzeczywistej korzyści dla Polski. Ale ta kardynalna wolta w stanowisku niemieckim potwierdza w całej rozciągłości fakt, że gdy minął atak prywatnego szału Hitlera, odsłonił się zarys innej drogi, po której mniej więcej potoczyć by się winny wypadki, gdyby Hitler podobnym atakom szału nie podlegał i był w stanie kalkulować. Niewątpliwie przebieg powstania wyglądałby wtedy inaczej.

Naturalnie słowo „gdyby” nie jest w rozważaniach nad wypadkami minionymi słowem popularnym. Nie znaczy to jednak, ażeby dla zdobycia popularności wyzbywać się rozsądku. Cała sprawa powstania zwekslowana jest dziś na jednotorową propagandę i przedstawiana w ten sposób, jakby chodziło o to, że garstka bezbronnych szaleńców rzuciła się w niepoczytalnym stanie podniecenia i patriotyzmu na opancerzonego kolosa i za straty, jakie wywołała skutkiem swej lekkomyślności, powinna ponieść odpowiedzialność. Tak wcale nie było.

Powstanie warszawskie spowodowało potworne straty materialne. Straty te są do powetowania. Nie do powetowania są straty w zabytkach, dziełach sztuki, pomnikach itd. Co się tyczy strat w ludziach, wyglądają one inaczej, niż to przedstawia powszechnie przyjęta wersja. Himmler, ażeby odstraszyć Polaków od prób nowej akcji zbrojnej, oświadczył, że liczba ofiar wynosi ćwierć miliona. Dla tych samych celów bolszewicy podtrzymali tę cyfrę. Z naszej strony próbowano ją nawet wyśrubować do – trzystu tysięcy! Jeden z najznakomitszych polskich statystów wojennych, który był w powstaniu (nie mogę wymienić nazwiska ze względu na jego obecny pobyt w kraju), utrzymywał, że straty Armii Krajowej łącznie z ludnością cywilną w żadnym wypadku nie przekraczają pięćdziesięciu tysięcy.

W świetle tego wszystkiego trudno mówić o „błędzie” gen. Bora, który dał do niego hasło. Zastrzeżenie mogłoby budzić raczej jego obecne stanowisko. Gen. Bór przebywał w Ameryce i kilku krajach Europy i wszędzie, gdzie mówił albo udzielał wywiadów podkreślał, jak to Polacy wspomagali Armię Czerwoną w akcji, a jej dowódców podejmowali w Polsce śniadaniami i bankietami. Trudno zaprzeczyć, że w tradycji przywykliśmy do innych zwyczajów, które zresztą utrzymywane są w większości krajów. Nie zwykło się wrogów podejmować śniadaniami, gdy wkraczają, by odebrać terytorium i niepodległość. Toteż wydaje się, że niejeden cudzoziemiec, mniej zorientowany w subtelnościach politycznych labiryntów Polski, może wyrazić zdziwienie w taki np. sposób: „Skoroście im tak pomagali w opanowaniu własnego kraju i podejmowali śniadaniami na powitanie, dlaczego się skarżycie, że u was pozostali?!”.
SEE


Znalezione obrazy dla zapytania Marcin Dziedzic fotografie współczesnej Warszawy ze zdjęciami z czasów Powstania Warszawskiego.
Znalezione obrazy dla zapytania Marcin Dziedzic fotografie współczesnej Warszawy ze zdjęciami z czasów Powstania Warszawskiego.
Znalezione obrazy dla zapytania Marcin Dziedzic fotografie współczesnej Warszawy ze zdjęciami z czasów Powstania Warszawskiego.
Znalezione obrazy dla zapytania Marcin Dziedzic fotografie współczesnej Warszawy ze zdjęciami z czasów Powstania Warszawskiego.
Znalezione obrazy dla zapytania Marcin Dziedzic fotografie współczesnej Warszawy ze zdjęciami z czasów Powstania Warszawskiego.
Znalezione obrazy dla zapytania Marcin Dziedzic fotografie współczesnej Warszawy ze zdjęciami z czasów Powstania Warszawskiego.
Znalezione obrazy dla zapytania Marcin Dziedzic fotografie współczesnej Warszawy ze zdjęciami z czasów Powstania Warszawskiego.
Znalezione obrazy dla zapytania Marcin Dziedzic fotografie współczesnej Warszawy ze zdjęciami z czasów Powstania Warszawskiego.
Znalezione obrazy dla zapytania Marcin Dziedzic fotografie współczesnej Warszawy ze zdjęciami z czasów Powstania Warszawskiego.
Znalezione obrazy dla zapytania Marcin Dziedzic fotografie współczesnej Warszawy ze zdjęciami z czasów Powstania Warszawskiego.
Znalezione obrazy dla zapytania Marcin Dziedzic fotografie współczesnej Warszawy ze zdjęciami z czasów Powstania Warszawskiego.
Znalezione obrazy dla zapytania Marcin Dziedzic fotografie współczesnej Warszawy ze zdjęciami z czasów Powstania Warszawskiego.
Znalezione obrazy dla zapytania Marcin Dziedzic fotografie współczesnej Warszawy ze zdjęciami z czasów Powstania Warszawskiego.
Znalezione obrazy dla zapytania Marcin Dziedzic fotografie współczesnej Warszawy ze zdjęciami z czasów Powstania Warszawskiego.
Znalezione obrazy dla zapytania Marcin Dziedzic fotografie współczesnej Warszawy ze zdjęciami z czasów Powstania Warszawskiego.
Znalezione obrazy dla zapytania Marcin Dziedzic fotografie współczesnej Warszawy ze zdjęciami z czasów Powstania Warszawskiego.

sobota, 18 lipca 2015

Z neoprl - gorzej niż z Grecją

Przychodzi ktoś taki jak Kukiz, mówi: „Dość, kurwa, tego

dr Jan Sową „ Przychodzi ktoś taki jak Kukiz, mówi: „Dość, kurwa, tego”, i Polak czuje, że wreszcie ktoś zrozumiał jego problemy. Dzięki temu poczuje się odważniejszy i powie: „Właśnie, kurwa, dość tego, dość uczonych gadek pajaców w garniturach, wypierdalać!”. Winę za taki stan rzeczy ponoszą moim zdaniem w 100 proc. elity naszego kraju, które nie potrafiły wejść w jakikolwiek dialog z masami ludzi pokrzywdzonych przede wszystkim przez nasz peryferyjny kapitalizm . I dalej nie potrafią.  „...”Nierówności, ciężka, niewolnicza praca, fortuny nielicznych zbijane na wyzysku mas, pogarda zadowolonych z siebie elit dla przeciętnego, biednego człowieka, podrzędna, peryferyjna pozycja naszego kraju w międzynarodowej wymianie gospodarczej, mafie i układy grup interesu niszczących dobro wspólne dla swoich partykularnych korzyści, kolaboracja kompradorskich elit z obcymi siłami przeciw własnemu społeczeństwu, niewydolność instytucji państwowych – to wszystko jest więcej niż polskie. To jest ultra-polskie. To jest właśnie to, czego nazwą była historycznie i jest dzisiaj „Polska”. To jest I Rzeczpospolita teleportowana w czasie i ubrana we współczesny kostium.

 „...”W Polsce jest dzisiaj gorzej niż w Grecji „..” Jan Sowa. Autor głośnej i dyskutowanej książki „Inna Rzeczpospolita jest możliwa” ...” słyszałem mniej więcej taką właśnie diagnozę. Że nie dostrzegam sukcesu III RP, że nie rozumiem jej problemów, że obiektywne badania pokazują, jak bardzo ludzie są zadowoleni. A nawet że jestem klakierem PiS-u i gram pod nich, bo to właśnie oni roztaczają taki fałszywy obraz współczesnej Polski.”...”

Nie, przyszło polityczne tsunami i okazało się, że są w Polsce dosłownie miliony ludzi, którzy są tak wkurzeni na to, co się w naszym kraju dzieje i tak zdegustowani jałową „debatą” między PO a PiS, że są gotowi głosować na każdego, kto daje szansę rozbicia tego układu. „...” Byłem na przykład jedną z pierwszych osób w Polsce, która pisała o prekariacie i zajmowała się tą sprawą od 2008 roku. Na początku ludzie w większości śmiali się z dziwnego ich zdaniem neologizmu, później widziałem rosnące zainteresowanie tematem, ale głównie ze strony internautów. Dzisiaj jest to jeden z ważniejszych, jeśli w ogóle nie najważniejszy, temat dyskusji medialnych i politycznych.  „..”Teoria skapywania głosi, że jeśli bogaci się bogacą, to skorzystają na tym wszyscy, bo bogactwo „skapuje” z góry społecznej piramidy na dół. Bogaci mieliby więc tworzyć miejsca pracy, zwiększać koniunkturę w gospodarce swoimi inwestycjami itp. Mamy dzisiaj mnóstwo danych pokazujących, że tak się nie dzieje ani w Polsce, ani gdzie indziej. W Stanach Zjednoczonych, stawianych przez polskich (neo)liberałów za wzór właściwie działającej gospodarki, także nie.  „..”Bo Polacy nie są tak głupi, jak wydaje się Komorowskiemu i przynajmniej części naszych elit?
„..”Ikoną tej indolencji jest dla mnie Adam Michnik, który spędza wieczór wyborczy z prywatną grupą lobbingową Lewiatan odpowiedzialną w dużej mierze za prekaryzację warunków pracy w Polsce, a krytyków III RP nazywa „nieodpowiedzialną gówniarzerią”. Taka postawa już się mści, a będzie moim zdaniem jeszcze gorzej, bo elity nadal są skrajnie głupie.  „...”

Tak. Bo w Polsce jest dzisiaj gorzej niż w Grecji.  „...” Mimo lat kryzysu i zapaści gospodarczej pensje i emerytury w Grecji są wciąż wyższe niż we wspaniale rozwijającej się, ponoć, Polsce. Zarówno w liczbach absolutnych, jak i relatywnych – Grekom żyje się nawet dzisiaj przeciętnie lepiej niż Polakom. Mamy oczywiście inne problemy niż w Grecji, ale są one gigantyczne. Tylko jeszcze ich nie widać.
Natomiast za 1-2 dekady czeka nas Armagedon.
 Weźmy piramidę finansową zwaną ZUS-em. Prognozowane emerytury mają być żałośnie małe – szacuje się, że dla mojego pokolenia, ludzi urodzonych w latach 70. XX wieku wskaźnik zastąpienia będzie się wahał w okolicach 20-30 proc., czyli po kilku dekadach ciężkiej pracy dostaniemy około 1 tys. złotych lub nawet mniej, jeśli ktoś był przez dłuższy czas prekariuszem. Co gorsza, w systemie nie ma w ogóle pieniędzy na świadczenia dla nas. Świadczenia dla dzisiejszych emerytów są obsługiwane z wpłat osób pracujących. Już teraz mamy deficyt, ale sytuacja będzie się tylko pogarszać, negatywna dynamika demograficzna i emigracja działają tu silnie na niekorzyść. „..” III RP wcale nie jest zaprzedaniem i zaprzeczeniem idei polskości, ale jest właśnie jej doskonałą realizacją.  „.( źródło ) 

Michał Gąsior „ Artur Zawisza z Ruchu Narodowego: W koalicji z Kukizem będziemy walczyć o renegocjację traktatu akcesyjnego UE”...”Sztandar sprzeciwu wobec zdegenerowanych elit łączy wrażliwość Kukiza i narodowców – mówi w "Bez autoryzacji" Artur Zawisza „...”istotą rzeczy byłoby porozumienie antysystemowych kandydatów do prezydentury. Pamiętajmy, że łącznie zdobyli jedną czwartą oddanych głosów, a w liczbach bezwzględnych ponad 3,5 miliona, co jest ogromną liczbą obywateli. Jako Ruch Narodowy rzeczywiście byliśmy za porozumieniem wszystkich z tej grupy. Teraz zdajemy sobie sprawę, że w niektórych przypadkach jest to więcej niż trudne. Widać gołym okiem, że porozumienie środowiska Korwin-Mikkego z Korwinem jest praktycznie niemożliwe, i to ze względu na nadmierną ekscentryczność pana Janusza.  „..” 
A wy się sprzymierzycie z Kukizem?
Naszym hasłem jest: “chcemy rozmawiać z tym, kto chce rozmawiać”. Z tego punktu widzenia jest nam blisko do propozycji politycznej Pawła Kukiza. My chcemy zaznaczyć w niej swój narodowy głos. Przedstawiliśmy pełnozakresowy program zarówno w wyborach do Parlamentu Europejskiego, jak i w wyborach prezydenckich, i nie chcemy rezygnować z naszych postulatów.
Kukiz programu nie ma…
Rozumiemy, że jego koncepcja wyborcza opiera się na czymś innym. To z nami jednak nie koliduje, bo sztandar sprzeciwu wobec zdegenerowanych elit łączy wrażliwość Kukiza i narodowców. Stąd bliskość w działaniu, którego praktycznym przejawem jest zaangażowanie Ruchu Narodowego w kampanię referendalną.
Ale co z negocjacjami w sprawie wspólnej listy?
Mamy na to czas do końca lipca. Z całą pewnością będziemy przedstawiać swoje kandydatury we wszystkich okręgach wyborczych. Natomiast zgodnie z zasadą negocjacyjną nic nie zostało ustalone, dopóki wszystko nie zostało ustalone. Paweł Kukiz reprezentuje swoją osobistą charyzmę, a nie zarejestrowany sądownie podmiot, z którym można byłoby zawrzeć pisemne porozumienie. My na tym etapie przyjmujemy to do wiadomości i jednocześnie jesteśmy gotowi jako Ruch do samodzielnego startu wyborczego.
Nie boicie się Kukiza? Jego nieprzewidywalności?
Przede wszystkim nie boimy się samodzielności wyborczej, bo w ciągu ostatniego roku trzykrotnie wzięliśmy udział w wyborach. Co do nieprzewidywalności Kukiza, taka jego natura i uroda. Będąc takim otrzymał samodzielnie trzy miliony głosów. To każe każdemu z nas patrzeć z pokorą na swój sposób komunikowania się z opinią publiczną. Kukiz osiągnął więcej i więcej mu wolno.
Które z postulatów będziecie chcieli w pierwszej kolejności przeprowadzić, jeśli dojdzie do koalicji z ruchem muzyka?
Opowiadamy się za suwerennością państwa w każdej dziedzinie i podtrzymujemy nasz pomysł rabatu dla Polski w unijnym pakiecie klimatyczo-energetycznym – zwolnienia naszego kraju ze znaczącej części zobowiązań międzynarodowych prowadzących do wygaszania górnictwa i podwyżki cen prądu.”...(źródło ) 

Prekariat – kategoria społeczna charakterystyczna dla okresu późnego kapitalizmu. Prekariusze to osoby zatrudnione na podstawie elastycznych form zatrudnienia. Samo słowo jest neologizmem powstałym z połączenia dwóch słów: precarious (ang. niepewny) ze słowem proletariat. „...”Za twórcę tego pojęcia uznaje się Guya Standinga[potrzebne źródło] – profesora Uniwersytetu w Bath oraz założyciela, członka i prezesa Basic Income Earth Network[1]. Pozostałe definicje zamieszczane głównie w artykułach prasowych i w czasopismach internetowych są jedynie odbiciem definicji prekariatu w rozumieniu Guya Standinga. Sformułował ją w książce The Precariat: The New Dangerous Class (Prekariat: Nowa niebezpieczna klasa)[2], w której zwraca szczególną uwagę na socjoekonomiczny aspekt, charakteryzując prekariat jako ludzi pozbawionych siedmiu gwarancji zatrudnienia:
  1. Gwarancji rynku pracy, czyli odpowiednich możliwości pracy;
  2. Gwarancji zatrudnienia – odpowiednia ochrona pracownika przed zwolnieniem i stosowne dostosowanie w tym względzie przepisów prawnych;
  3. Gwarancji pracy – gwarancja związana z wykonywaniem danej pracy, z pewnością wykonywania takich, a nie innych obowiązków;
  4. Gwarancji bezpieczeństwa w pracy – szeroko pojęta ochrona zdrowia pracownika;
  5. Gwarancji reprodukcji umiejętności – zapewnienie nauki zawodu, szkoleń, jak i właściwego wykorzystania nabytych umiejętności w pracy;
  6. Gwarancji dochodu – dopasowana do wykonywanej pracy stała pensja;
  7. Gwarancji reprezentacji – gwarancja przedstawicielstwa interesów pracownika, na przykład bycie członkiem niezależnego związku zawodowego[3].
Życie prekarne to życie w ciągłej niepewności; życie, w którym trudno cokolwiek zaplanować. Odnosi się to zarówno do sfery zawodowej, gdzie częste zmiany organizacyjne sprawiają, że z dnia na dzień można pozbyć się stanowiska, gdzie prawie każdy zmienia pracę przynajmniej kilkakrotnie, szukając tej zapewniającej większe szeroko pojmowane bezpieczeństwo. To z kolei łączy się niejednokrotnie także ze zmianą miejsca zamieszkania, która wiąże się bezpośrednio ze sferą prywatną, dla przykładu - ze sprawami związanymi z planowaniem rodziny.”...”W jego skład wchodzą przede wszystkim:
  • ludzie wykształceni;
  • studenci z tytułami licencjata lub inżyniera, kontynuujący naukę i łączący ją ze stażami zawodowymi;
  • młodzi ludzie, którzy zakończyli już etap edukacji i wkroczyli bądź starają się wkroczyć na rynek pracy;
  • dorośli, których na różnych etapach zawodowej kariery spotkały przeszkody w postaci np. restrukturyzacji przedsiębiorstw i tym podobnych zmian, stawiając ich ciągłość zatrudnienia pod znakiem zapytania.
Wszyscy oni – z różnych środowisk, mieszkający na wsiach, w miasteczkach lub w wielkich miastach, ze zróżnicowanym wykształceniem, z różnymi stażami pracy, wciąż na przedłużających się stażach lub szukający pracy, godzący się często na tak zwane okresy próbne, umowy na czas określony, które kończą się brakiem stałego zatrudnienia – według istniejących definicji wchodzą w skład tej nowej kategorii społecznej.”...(źródło )
JAN SOWA - CO TO JEST PREKARIAT?”..”Prekariat to właściwe tłumaczenia na język polski angielskiego terminu precarity lub francuskiego precarité. Słowo to pochodzi od łacińskiego rdzenia caritas – (miłosierdzie, miłość do bliźniego, troska) i opisuje kondycję czegoś (lub kogoś), o co „trzeba się zatroszczyć” (w angielskim precarity słyszymy czasownik to care, czyli dbać, troszczyć się, przejmować się czymś). Chociaż „prekariat”, jako termin wywodzi się z filozofii chrześcijańskiej i odnosi się w niej do czegoś (lub kogoś), co ze względu na swoją fatalną sytuację wymaga modlitwy, stało się powszechnie znane dzięki użyciu go przez lewicową krytykę i teorię społeczną. „...”Prekariat to stan braku pewności, stałości i stabilności, to chroniczna niemożliwość przewidzenia przyszłości i nieustanny lęk, że przyniesie ona tylko pogorszenie obecnej sytuacji. Jest to kondycja kruchej i niepewnej egzystencji, na jaką skazana jest spora część światowej populacji, również w krajach kapitalistycznego centrum. Dotyczy ona ludzi czasowo bezrobotnych, utrzymujących się z dorywczych prac, zatrudnianych na krótkoterminowe umowy, migrujących w poszukiwaniu zarobku, pracujących na częściowe etaty lub zmuszanych do podpisywania in blancoswojego wypowiedzenia wraz z umową o pracę (praktyka dość częsta w wielkich korporacjach). Oznacza życie pełne niepewności i trudne do zaplanowania, życie, w którym kilkakrotnie trzeba zmieniać nie tylko miejsce pracy, ale również zawód, a nawet najlepsze stanowisko stracić można z dnia na dzień. Życie takie staje się udziałem coraz większej liczby ludzi, bo czasy, gdy spędzało się w jednej firmie lub na tym samym stanowisku czterdzieści lat zawodowej kariery, coraz szybciej odchodzą w niepamięć. „...(źródło )
-------
Mój komentarz
W USA, Europie Zachodniej , w Polsce istnieje prekariat , elektorat Kukiza. Coraz gorsze place, coraz mniejszy ich udział w PKP coraz większy wyzysk , trzymanie się kurczowo stałej pracy jeśli taka jest aż do upodlenia.
A w takich Chinach prekariat nie istnieje .Place rosną po 10 procent rocznie. Ludzi są coraz bogatsi , , udział plac nie spada w stosunku do chińskiego PKB , bezrobocie to około 4 procent , zarabiają więcej niż Polacy. Prezydent XI obiecał że w ciągu 10 lat jego kadencji płace się podwoją.
Jak to zrobić , aby w Polsce jak Chinach nie istnieli prekariusze , aby place rosły, bezrobocie malało . Zanim to wyjaśnię opiszę co robi chiński robotnik jak pracodawca nie chce mu podnieść płacy.
Młody przedsiębiorczy Chińczyk natychmiast zakłada swoja firmę . No bo w Chinach do 200 tysięcy złotych obrotu Chińczyk nie płaci ani zusu , ani podatku dochodowego , ani vatu. A gdyby urzędnik chińskiej skarbówki przyszedł jak w Polsce zniszczyć firmę, to natychmiast znalazłby się w więzieniu jako szczególnie niebezpieczny dal państwa kryminalista . W Chinach jest tak ostra w tej chwili walka z korupcją ,że Sikorski, Bieńkowska, Belka zostaliby aresztowani przez specjalną antykorupcyjną służbę bezpieczeństwa za płacenie pieniędzmi podatników za biesiady , a Nowak siedziałby wiele miesięcy w kazamatach służby antykorupcyjnej , ażby wyjawił wszystkie łapówki i łapówkarzy .
W Polsce w ciągu 25 lat wykończono około półtora miliona firm , czyli zlikwidowano około 40 procent W chinach ilość firm gwałtownie rośnie .A jeśli są miliony firm to muszą one konkurować o pracownika. I mu godnie zapłacić . Inaczej jest w systemie socjalizmu lichwiarskiego . Małe i średnie firmy celowy terror skarbówki niszczy. Pozostają nieliczne , liczone nie w milionach ale w setkach korporacje , należące do kilkudziesięciu głównych rodów lichwiarzy i oligarchów , które zatrudniaj łącznie miliony ludzi, a które w zmowach uzgadniają wspólną politykę niskich , głodowych płac. Pracownik korporacji nie może ani złożyć własnej firmy , bo zus , podatki, oraz kontrole natychmiast wykończą ani pójść do innej , małej lub średniej firmy , bo te firmy są celowa wykańczane przez socjalistyczny reżim przy użyciu fiskusa.
I powiem jedno , nie dziwię się że tylu młodych Polaków woli głosować na Kukiza , niż na PiS . Bo kiedy słyszę jak Szydło mówi ,że PiS nie dokona żadnych większych zmian w podatkach ,że w będzie to tylko małą dobra zmiana to oznacza ,że PiS chce zakonserwować system ekonomiczny , podatkowy, gospodarczy .A to oznacza ,że PiS zakonserwuje nędzę Polaków. Młody człowiek , który robi za 1500 złotych , a który chce założyć swoją własną firmę i słyszy że podatki, zusy , vaty , będą takie same jak za Platformy to zaczyna mieć w dupie cały ten PiS , chwyta za kamień i idzie do Kukiza , aby razem z nim całe to gówno , cały ten socjalizm zatłuc na śmierć .
PiS jeśli chce wygrać musi otworzyć się na ludzi uciśnionych. Małych przedsiębiorców , prekariuszy, którzy nie mogą założyć swojej firmy, na tych, na tych Polaków których firmy są wyniszczane zusem , podatkami i kontrolami , na tych mało zarabiających, których niskie płace są okradani zusem , vatem i podatkiem dochodowym .
Spotkałem się z opinią ze PiS tak naprawdę jest partią sytej budżetówki, emerytów i rencistów , a nie Polaków pracujących na swoim lub za darmo dla koncernów.
Przychodzi ktoś taki jak Kukiz, mówi: „Dość, kurwa, tego”
video Korwin Mikke - Żyjemy w ustroju niewolniczym
video Prekariat | Wykład prof. Guy'a Standinga w Łodzi
Marek Mojsiewicz