o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

piątek, 13 maja 2016

To nie czas na kompromisy

Cały tekst prof. Jerzego R. Nowaka
( )
Bojkotować pyszałkowatego szkodnika- Różę Hun

 W tekście „Teraz nie czas na kompromisy” z 3 maja 2016 r. pisałem: „Nie wolno zapomnieć o jakże haniebnych napaściach polskich (!) europosłanek: Julii Pitery i Róży Thun na kandydaturę europosła Janusza Wojciechowskiegodo Europejskiego Trybunału Obrachunkowego. Tym paniom nikt z patriotycznych polityków nie powinien podawać ręki. Politycy PiS-u powinni odmawiać występowania w jakimkolwiek programie telewizyjnym z którąś z tych zdrajczyń polskich interesów”. I właśnie znalazłem kolejne potwierdzenie słuszności moich ocen  na temat pyszałkowatej europosłanki Róży Thun w jej   najnowszym tekście „Polska, europejskie straszydło?”, publikowanym  w „Gazecie Wyborczej”  z 7 maja 2016 r.   Arogancka europosłanka  mentorsko piętnuje Polskę za jej opory wobec  dyktatu Unii Europejskiej i deklaruje: „Polska  (…) spada do pozycji straszydła. Żal miejsca na cytowanie dość głupawych i nudziarskich wywodów Thun. Dla mnie to raczej ta Pani jest duchowym straszydłem, wykorzystywanym jako jedno z narzędzi zdradzieckich presji na własny kraj

Kogo odrzucają Kurski i jego podopieczni  od  reformowanej  publicznej telewizji.

2 kwietnia 2016 r. pisałem na tym blogu: „Za szczególnie słaby punkt obozu reform uważam niezwykle ślamazarne zmiany w telewizji publicznej (…).Coraz bardziej wygląda na to, że jako szef telewizji  Jacek Kurski prowadzi jakąś swoją dziwną grę. Wyraźnie dąży do cichego zaskarbienia sobie uznania Salonu, całej tej fatalnej „warszawki” i „krakówka”, jako ten, który mogąc robić wielkie zmiany personalne, ograniczał je do minimum i oszczędzał nawet wielu skrajnych lemingów”. Niestety w parze z tą tolerancją dla ludzi starego Układu w działaniach Kurskiego widać strach przed przyjmowaniem do telewizji postaci znanych  z ogromnej odwagi i błyskotliwości. Nader wymowny pod tym względem jest stosunek   nowych szefów telewizji do takich mistrzów publicystyki jak Max Kolonko Wojciech Cejrowski. Mimo, że sam Max Kolonko publicznie deklarował chęć współpracy z reformującą się telewizją publiczną, wyraźnie nie chciano i nie chce się skorzystać z jego oferty. Pewno jest zbyt ostry dla Kurskiego,  po cichu dialogującego z „Salonem”.

 Inny przykład to Cejrowski. Wśród najciekawszych publicystów, przez lata sekowanych w publicznej telewizji, blokowanych w różnych programach,   była tak barwna indywidualność jak pisarz, podróżnik i biznesmen Wojciech Cejrowski. Zdawało się, że „Dobra Zmiana” w telewizji błyskawicznie doprowadzi do przyznania  mu odpowiedniego miejsca w „reformowanej” telewizji. Szybko okazało się to złudzeniem.  Jak niedawno wyznał sam Cejrowski: „Prezes Kurski zadzwonił do mnie raz, w styczniu. Gadaliśmy 30 minut. Chciał, żebym robił program polityczny, a ja się zgodziłem. W ciągu tygodnia mieli mi dosłać szczegóły zamówienia. Nie dosłali. W lutym dyrektor TVP 2 Maciej Chmiel udzielił wywiadu. Zapytany o to, czy widziałby Cejrowskiego na swojej antenie, odpowiedział, że raczej nie, jeśli już, to we wcieleniu podróżniczym, ale…raczej nie, bo stawiamy teraz na młodych. Innych sygnałów z TVP nie miałem”. (Por. wywiad M. Pieczyńskiego z W. Cejrowskim: Potrzebna nam konstytucja na groźny czas, „Do Rzeczy” 4 kwietnia 2016 ). No cóż, odrzucanie przez reformowaną telewizję J. Kurskiego tak świetnych  błyskotliwych postaci jak Max Kolonko i Wojciech Cejrowski najlepiej dowodzi jak pozorowane są ich  „reformy” i jak szkodzą popularności nowej telewizji.

 Balcerowicz dobije do końca Ukrainę

 Nie  dawno -3 maja 2016 roku piętnowałem na tym blogu niszczące szaleństwa Leszka Balcerowicza wobec polskiej gospodarki.  Warto przypomnieć, że ten Szkodnik Numer Jeden polskiej gospodarki w 2015 roku pozwolił sobie na mentorskie pouczanie Polski w sprawie imigrantów, pisząc; „Wyłania się odrażający obraz Polski i Polaków, których solidarność sprowadza się do tego, że kasują setki miliardów euro. A jak przychodzi do pewnych ustępstw na rzecz solidarności europejskiej, to wychodzi twarz odrażająca”. (Por. tekst naczelnego redaktora „SuperExpressu” S. Jarzębowskiego, ostro polemizującego z oszczerczymi antypolskimi uogólnieniami Balcerowicza  pt. Brzydka twarz Balcerowicza, „SuperExpress” z 22 września 2015 ). Tym bardziej  szokujący jest fakt, że rządzący Ukrainą dość fatalny prezydent – oligarcha Petro  Poroszenko mianował właśnie Balcerowicza przedstawicielem prezydenta w nowym rzadzie Ukrainy. Grozi to  absolutnym dobiciem tego i tak zrujnowanego kraju. Tym celniejszy był błyskawiczny komentarz ministra Zbigniewa Ziobry na Twisterze "Boże Ukrainu chrani!" . Ziobro wyliczył przy okazji w swoim wpisie na portalu społecznosciowym:„”Czasy Balcerowicza w Polsce: afera Fozz, alkoholowa i inne, upadłe fabryki i PGR-y, za grosze sprzedane banki…".

 Trwa dyskryminacja mniejszości polskiej w Niemczech

 26 kwietnia 2016 r. krytykowałem na tym blogu skrajne zaniechania ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego, który okazał absolutną impotencję w sprawie obrony praw mniejszości polskiej w Niemczech. A oto najnowszy dowód tych zaniedbań. Prof. Piotr Małoszewski, wiceprzewodniczący  Chrześcijańskiego Centrum Krzewienia Kultury, Tradycji i Języka polskiego w Niemczech w wywiadzie dla „Naszego Dziennika’ w dniu 5 maja 2016 r. był zapytany o problemy, z którymi boryka się Polonia w Niemczech. Odpowiedział; „To głównie problem związany z realizacją traktatu polsko-niemieckiego, którego 25-lecie mija 17 czerwca. Jak do tej pory w sprawach związanych z Polonia uzyskaliśmy niewiele. Jeśli porówna się sytuacje mniejszości niemieckiej w Polsce, to dzieli nas przepaść. (Podkr.-J.R.N.). W przeciwieństwie do nas cieszy się  ona wszelkimi przywilejami mniejszości, mimo, że zapisy traktatowe mówią, że mamy mieć takie same przywileje w Niemczech jak mniejszość niemiecka w Polsce. Sprawa szkolnictwa polonijnego od lat tkwi w martwym punkcie, a szkoły społeczne nie dostają żadnego wsparcia ze strony niemieckiej”.(Cyt. za wywiadem P. Czartoryskiego - Szilera z P. Małoszewskim: Cisi bohaterowie, „Nasz Dziennik” 5 maja 2016.).

 R. Petru – największym nieukiem wśród polityków po 1989 r.

 Pisałem już szerzej na tym blogu o niebywałym chamstwie i nieuctwie Ryszarda Petru (por. wpis z z 14 grudnia 2015.) Wspominałem jak popełniając kardynalny błąd Petru kazał marszałkowi  Piłsudzkiemu przeprowadzić  zamach majowy w  1935r, akurat wtedy, gdy Marszałek był na łożu śmierci. O tym jak Sejm Niemy nazwał „sejmem głuchym”. Jak  zwiększył liczbę Trzech Króli do Sześciu Króli (jaskrawy dowód, że  Petru nie ma zielonego pojęcia o religii katolickiej. Petru niestrudzenie wciąż mnoży głupawe błędy historyczne. Przy jakiejś okazji „odkrywczo” stwierdził, że imperium rzymskie upadło w czasie swego największego rozkwitu. Biedny ignorant nie wiedział, że  imperium rzymskie dogorywało przynajmniej 200 lat. Ostatnio 3 maja Petru zrobił prawdziwą furorę wpisem na FB, stwierdzającym nie mniej, ni więcej: „Nasza konstytucja  ma już 225 lat. Druga na świecie, pierwsza w Europie. Trzyma się świetnie, choć PiS uparł się, by właśnie teraz  przeszła przymusowy lifting. Wierzę, że mimo przejściowych „niedogodności” będzie nas chronić przez kolejne stulecia”.(Por. szerzej komentarz T. Łysiaka; Brońmy Unii we „w Sieci” z 9 maja 2016). Trudno zrozumieć jak człowiek, który pomylił konstytucję Kwaśniewskiego z Konstytucja doby Sejmu Wielkiego mógł w ogóle przejść przez liceum.

 Pytanie, jak  taki skrajny analfabeta historyczny, prawdziwa niemota może w ogóle być politykiem, zasiadającym w Sejmie? Czy działacze  Nowoczesnej  nie czują wstydu z powodu takiego „Wodza” - nieuka?Tępa ignorancja  Petru stanowi znakomity kąsek dla  publicystycznych żartów. W najnowszym numerze „ w Sieci” z 9 maja 2016 w przeglądzie prasy Mazurka i Zalewskiego  publicyści piszą, niemiłosiernie dworując sobie z Petru: „Wśród licznych perror Ryśka (Petru- J. R .N.) największe wrażenie na zgromadzonych miała zrobić  ta, gdy powiedział, że tak jak Martin Luter King zmienił Amerykę, tak on, Rysiek, minia Polskę. Przytaczamy tę historię, dodając od razu, że nie wierzymy ani trochę w jej prawdziwość. To niemożliwe, by Petru wiedział, kim był Martin Luter King”.

 Bojkotować warchoła  Niesiołowskiego

 O wybrykach Stefana Niesiołowskiego pisałem już na tym blogu 23 marca 2016.  Z kolei w tekście na blogu z 3 maja 2016 r. sugerowałem nawet  nie podawanie  ręki i odmawianie przez polityków PiS-występowania w jakimkolwiek programie telewizyjnym wspólnie z sejmowym warchołem Stefanem Niesiołowskim.  Niedawno przeczytałem, z pewnym opóźnieniem kolejną informację o jego szaleńczych wybrykach. Niesiołowski  określił  rządy PiS jako inwazję „pluskiew” albo „kleszczy” .Na dodatek bezmyślnie atakując premier Beatę Szydło i prezydenta Dudę ,stwierdził : „Każdy dzień, w którym takie miernoty mogą na takich funkcjach się utrzymać, to jest po prostu kompromitacja Polski”. (Cyt. za JSZ: Poseł Niesiołowski odleciał na wiosnę, „Fakt” 30 kwietnia 2016). Pytanie, czy Sejm nie ma żadnych środków na zdyscyplinowanie   tak wielkiego szkodnika jak Niesiołowski, ogromnie mocno odpowiedzialnego za zaśmiecanie Polski swymi inwektywami i oszczerstwami? 

 Odsłanianie prawdy o zagrożeniu TTIP-em

 Już parokrotnie (31 stycznia i 14 kwietnia 2016 r.) pisałem na tym blogu  o rozmiarach zagrożenia umową TTIP  między USA a Unią Europejską dla Polski. Ostro krytykowałem nieodpowiedzialne poparcie umowy TTIP 29 stycznia 2016 r. przez ministra W. Waszczykowskiego, poparcie wynikłe przypuszczalnie z niewiedzy o tym, jak mocno TTIP jest korzystny   tylko dla wielkich korporacji, a szkodliwy dla małych i średnich państw typu Polski. Na korzyść działań na rzecz TTIP- u w Polsce działało  długotrwałe skuteczne zatajanie istoty tej  umowy w głównych polskojęzycznych mediach. W efekcie w proteście przeciw TTIP w całej Europie podpisało się ponad 3 miliony osób, a w Polsce tylko ok.30 tysięcy.

 Wreszcie zaznaczają się jednak coraz liczniejsze przejawy przełamywania tak niegodnego milczenia o skutkach TTIP-u dla Polski. Polecam  trzy najnowsze artykuły na ten temat: Jędrzeja Bieleckiego: Umowa z Unia przeraża Europę, „Rzeczpospolita” z 4 maja 2016,,Rafała Grodowskiego: TTIP, szansa czy zagrożenie dla Europy, „Gazeta Polska codziennie’  maja 2016, Anny Słojewskiej; TTIP: Zmarnowana szansa  Zachodu na nowe otwarcie, „Rzeczpospolita” 27 kwietnia 2016  i Macieja Deja ; Historyczna umowa handlowa USA i UE zagrożona, „Polska the Times” 6-8 maja 2016 ).

Kolejne uderzenie w księdza Jacka Międlara

   Zwielokrotniona nagonka „Gazety Wyborczej na  charyzmatycznego patriotycznego księdza Jacka Międlara  przyniosła rezultaty. Ulegając inspiratorom nagonki zgromadzenie księży misjonarzy, do którego należy ksiądz Jacek wydało mu całkowity zakaz wystąpień publicznych i wszelkiej aktywności w środkach masowego przekazu. Tak płaci ksiądz Międlar za swój patriotyzm i jakże zrozumiały sprzeciw wobec groźby muzułmańskiego najazdu na Europę (por. wpis na moim blogu 5 marca 2016 ). Tym bardziej cieszę się, że najnowszy numer „Do Rzeczy” z 9 maja 2016 r. opublikował bardzo obiektywny tekst Wojciecha Wybranowskiego o księdzu J Międlarze pt. „Patriotyzm i powołanie”, ostro sprzeciwiający się negatywnym etykietkowaniom tego księdza, tak zasłużonego pomimo młodego wieku. . A swoją drogą nie mogę się nadziwić  powtarzającym się nękaniom tak patriotycznego młodego księdza w czasie, gdy  zwierzchnicy jakoś nigdy nie ukarali naczelnego redaktora „Obłudnika Powszechnego” ks. Adama  Bonieckiego za  tak aktywne wspieranie antypolonizmu, w tym czołowego polakożercy Jana Tomasza Grossa.

Kłamstwa o manifestacji KOD-u z 7 maja 2016 r.

  Mnożą się próby zafałszowywania liczebności manifestacji KOD-u z 7 maja 2016 r. Z jednej strony ogromnie zawyża się ilość jej uczestników z kilkudziesięciu na 240 tysięcy osób. Z drugiej strony zaś pojawiają się kłamliwe osady w stylu Mateusza Kijowskiego, głoszące, że była to największa manifestacja po 1989 r. Przypomnę więc, że największą, manifestacją po 1989 r. była wielka manifestacja  na rzecz przyznania miejsca Telewizji Trwam na Multiplexie, z udziałem około 350 tysięcy  osób. Równie kłamliwa była wypowiedź b. wiceministra spraw zagranicznych z PO Rafała Trzaskowskiego: „Takich tłumów nie widziałem przed 1989 r.” Jak widać pan Trzaskowski, z oportunizmu lub z tchórzostwa nie uczestniczył w ,manifestacyjnym pogrzebie księdza Jerzego Popiełuszki w 1984 r., w którym wzięło udział ponad pół miliona osób.
      Nie lekceważyłbym jednak skutków manifestacji KOD-u zwłaszcza w odniesieniu na  zagranicę. Jak celnie zauważył naczelny redaktor tygodnika ‘Do Rzeczy” Paweł Lisicki: „Marsz był adresowany do opinii publicznej na  Zachodzie. Chodziło o pokazanie buntu społeczeństwa wobec rzekomo strasznych rządów PiS. Dowodem tego są  maszerujące tłumy na marszu opozycji. To może służyć naciskom na Polskę”. (P{or. P.  Lisicki : To był sukces opozycji, „SuperExpress” 9 maja 2016 r.) I tak płaci zbyt mocno pełen samozadowolenia PiS za długotrwałe zaniedbanie  manifestacji ulicznych (poza  tą z 10 kwietnia 2016 r.) Na próżno parokrotnie apelowałem na tym blogu  dwukrotnie (11 grudnia 2015 i 21 stycznia  2016) o  szerokie manifestacje uliczne z udziałem wszystkich  środowisk politycznych. Podobnie jak Lisicki obawiam się jednostronnego eksponowania manifestacji KOD-u na użytek naszych wrogów za granicą.
Dlatego tym mocniej apeluję do PiS-u i wszystkich innych sił patriotycznych o zorganizowanie możliwie  jak największej liczebnie, manifestacji patriotycznej w dniu 4 czerwca – w rocznicę obalenia rządu Jana Olszewskiego. Pokażmy  wreszcie w pełni siłę patriotów.

ANEKS.
Sprawy Węgier.
m.in  Nieujawniony charakter węgierskich przemian

niedziela, 10 kwietnia 2016

PLF 101 droga donikąd

Dokąd leciał PLF 101 i… skąd szedł russ. gen. Tuman?

ciąg dalszy ...
blek bery
Ktoś powie: aaaa, no bo pewnie się opóźniał ten jego wylot i się Ruscy zniecierpliwili. Opóźniał? Jak to się opóźniał? W planie lotu trzymanym przez Szpinetę godzina startu to wszak 7:00 (pol. czasu), a już o 7:17 Ruscy by się „zniecierpliwili”, mimo gorącej sytuacji na Okęciu? Ale o co kaman, spytałby wreszcie ten ktoś nieco zbity z tropu.

Zanim odpowiem na to ciekawe pytanie, zerknijmy do „raportu Millera” na s. 210, gdzie niemalże „minuta po minucie” (jak to czasami rejestrują przeróżne historyczne zdarzenia media) rekonstruowana jest „historia lotu PLF 101”. Całej ze szczegółami nie ma potrzeby przytaczać, wystarczy przyjrzeć się jednemu, kluczowemu, zdaniu: O godz. 6:14:15 kontroler przekazał załodze informację: „Polish one zero one, for information at zero six one oneSmoleńsk visibility: four zero zero metres, fog” (PLF 101 dla informacji, w SMOLEŃSKU o godz. 06:11 widzialność 400 metrów, mgła”). Znamy ten komunikat na pamięć, z przecinkami. W ofic. narracji jest on przypisany enigmatycznemu „kontrolerowi z Mińska”. Widzimy ten komunikat i go „nie rozumiemy”, gdyż nie dostrzegamy słonia w menażerii, nieuważnie przebiegając wzrokiem napisy, które się nam opatrzyły.
komunikat
Przekartkujmy wobec tego „raport Millera” nieco dalej, bo 10 stron zaledwie, dla rozluźnienia wzroku. Na s. 220 to samo, co powyżej, podane jest w inny, jakby dokładniejszy, sposób: Przekazana przez kontrolera MIŃSK KONTROLA informacja o WA na lotnisku SMOLEŃSK PÓŁNOCNY  znacznie poniżej minimum do lądowania samolotu i załogi (…), dalszy ciąg możemy pominąć. I jeszcze dla pewności jeden cytat z tego samego „raportu” KBWLLP; wystarczy przejść tym razem tylko 3 strony dalej (s. 223): O godz. 6:14:15 kontroler MIŃSK przekazał załodze informację o warunkach atmosferycznych na lotnisku SMOLEŃSK PÓŁNOCNY: widzialność 400 m i mgła.

Gdzie ten słoń w menażerii, do cholery?, spyta rozjuszony ktoś, przecierając szkła. Otóż ów„miński kontroler” nie przekazuje polskiej załodze informacji, o które  lotnisko chodzi. Nie podaje on więc polskim pilotom, wbrew temu, jak to „uszczegóławia” wyżej KBWLLP, żadnej informacji o północnym lotnisku (XUBS) – tylko mówi im po prostu o… Smoleńsku. Mówi im to, mimo że w tym mieście są, jak wiemy, dwa, powtarzam, dwa, lotniska. Niby drobiazg, a robi dość dużą różnicę. To właśnie ten „słoń”. KBWLLP „dopowiada” nam, że chodzi w komunikacie „mińskim” o smoleńskie wojskowe lotnisko, lecz przecież „kontroler miński” tego tak wcale nie formułuje. Ktoś powie: no dobra, dobra, spokojnie, może ten mało gramotny białoruski kontroler nieco niedbale podszedł do sprawy powiadamiania polskich pilotów, ale na pewno załoga, polska załoga, wiedziała, o co chodzi, tzn. o jakim lotnisku gość z Mińska mówi – nasi piloci nie byli niegramotni,  stąd i KBWLLP, biorąc to wszystko pod uwagę, w swej egzegezie doprecyzowała „miński” komunikat dotyczący literalnie li tylko Smoleńska, jakby to był komunikat mówiący dokładnie o PółnocnymSmoleńsku (czyli XUBS). Oczywiście, przyjmując takie wyjaśnienie do wiadomości i traktując je jako uzasadnione, zakładamy też, iż ów „miński kontroler” wiedział, na jakie lotnisko PLF 101 leci, a wspomniane już ZZZZ z przekazanego dzień wcześniej do różnych instytucji planu lotu (specjalnego, lotu specjalnego, dodam) traktował on jako skrót myślowy odnoszący się do XUBS, tj. smoleńskiego Siewiernego; choć nikt mu („kontrolerowi”) tego z załogi podczas korespondencji PLF 101 – „Mińsk-Kontrola” nie zakomunikował. To zaś, że „kontroler miński”, jak cytowałem wyżej z „raportu Millera”, zaczął swą wypowiedź od:Polish one zero one, a nie od razu od: Polish Air Force one-zero-one, to tylko przypadkowe potknięcie językowe – albo „kontrolera”, albo KBWLLP.

Hm. W paru już opracowaniach zwracałem uwagę na to, że coś może być bardzo „nie halo” z tym „mińskim kontrolerem”[6]. Takie może być z nim „bardzo nie halo”, że to kontroler niekoniecznie miński, białoruski, ale taki… np. ruski, a dokładniej: smoleński. Kontroler smoleński. W Suplemencie[7] przedstawiałem wprawdzie hipotezę, że to może być, dajmy na to, słynny swego czasu ppłk. P. Plusnin z XUBS, z deklamowaną przez niego mantrą o „widoczności 400 i mgle”, ale… po głębszej analizie różnych danych – także „meteorologicznych” – chciałbym tamtą hipotezę teraz nieco zmodyfikować, poszerzyć. Pod jakim kątem, spyta ktoś? Pod kątem zgodnym z, by tak rzec, kierunkiem podchodzenia ruskiego gen. Tumana, który 10 Kwietnia zawitał do „goroda-gieroja”. Zauważmy – a sygnalizuje to za „zapisami z wieży szympansów” sama KBWLLP – najpierw „smoleńska mgła” (ta uniemożliwiająca bezpieczne lądowania) pojawia się na smoleńskim Jużnym, a dopiero potem, tj. tu po 20 minutach, na Siewiernym. Mgła idzie od południa Smoleńska, mówiąc krótko. „Raport Millera” podaje (s. 190-191): Na lotnisku SMOLEŃSK POŁUDNIOWY mgła z widzialnością poziomą przy ziemi 500 m wystąpiła 20 min wcześniej  [aniżeli na Siewiernym – przyp. F.Y.M.], o godz. 4:50 (o tej godzinie została wystawiona depesza STORM).
2

ciąg dalszy ...
UUBS
Ta specyficzna, strategiczna niemalże, mgła, idzie od południa Smoleńska, jakby… przed  samolotem. Nie musiałbym przypominać, lecz nie wszyscy znają to, co w planie lotu załogi Protasiuka (a powoływałem się na ten plan na początku notki) było zapisane, więc jednak przypomnę: zrazu statek powietrzny pilotowany przez tę załogę miał lecieć właśnie od południa do Smoleńska, tj. z punktu RALOT. Ale zaraz, zaraz, pomału, bo można kręćka dostać, odezwałby się ktoś przytomny, kto nie daje się zapędzić w kozi róg – przecież mgła na smoleńskim Jużnym pojawia się już o godz. 6:50 pol. czasu – jakim tedy sposobem miałby się tam znaleźć PLF 101, który by startował z Okęcia o godzinie 7:23, tfu, o 7:27? Odpowiedź na to pytanie nie jest skomplikowana. Ten, który by wyleciał o 7:27, 7:23, 7:17, w każdym razie: jakiś czas „po siódmej”, nie znalazłby się nad Smoleńskiem w okolicach siódmej pol. czasu. Natomiast ten, który by wyleciał „po szóstej” – znalazłby się. O jakiego tupolewa chodzi? O tego, do którego kilka minut po szóstej rano 10 Kwietnia (2010) wsiada prezes IPN-u J. Kurtyka[8], który, co nie jest wcale wykluczone (jakkolwiek by to dziwnie w tym momencie zabrzmiało), wchodzi na pokład statku powietrznego… po  Prezydencie.

No masz!, zawołałby poirytowany wielce ktoś – jeszcze czegoś takiego nie było, by po „głównym pasażerze” ktoś wchodził na pokład „prezydenckiego samolotu”. I to pewnie uwaga całkiem słuszna, choć – jeśli wczytamy się w dialogi pochodzące z posiedzenia „komisji Macierewicza” – to nie kto inny a „przewodniczący zespołu”, były szef SKW, znakomicie obeznany z wieloma jawnymi i niejawnymi sprawami, taką właśnie (taką właśnie!) sytuację zarysowuje w jednym ze swych niewinnych, luźnych  „zapytań” kierowanych do świadka T. Szczegielniaka[9] z prezydenckiej kancelarii. Ten ostatni zaś wprawdzie „wszystkich widział”, „wszystkich żegnał”, „wszystkim wręczał” rozmaite okolicznościowe akcesoria, aczkolwiek o Kurtyce nie ma nic wtedy konkretnego do powiedzenia. Tak jakby Kurtyki na Okęciu nie widział. Przypomnijmy sobie, o co pyta znawca katastrofologii Macierewicz przesłuchując Szczegielniaka: I ostatnia już... już w związku z tym kwestia... związana z samym, samym tym przylotem. Istnieje też relacja mówiąca, że p. Prezydent nie był ostatnią osobą, która przyjechała. Że tak naprawdę ostatnią osobą, która przyjechała na lotnisko, był p. prezes Kurtyka. Czy pan coś na ten temat wie? Czy nie ma tu, w tej wypowiedzi mgr. Macierewicza, założenia sformułowanego wprost, że prof. Kurtyka wchodzi na pokład „prezydenckiego samolotu” już po Prezydencie Kaczyńskim?

No dobrze, ktoś powie, może taka tu jest nie za zręczna sugestia mistrza Antoniego, założenie, insynuacja, cośtam, ale przecież tenże Szczegielniak miał na własne oczy widzieć, jak Prezydent z obstawą BOR-u podjeżdża pod tupolewa przed terminalem 10 Kwietnia i nawet miały zostać zrobione zdjęcia przez któregoś z prezydenckich urzędników „telefonem blek bery”? Tylko że, jak pamiętamy, Szczegielniak jakoś nie był w stanie dookreślić, czy spod terminala widział on Prezydenta, czy nie. A kto to by był, jak nie Prezydent?[10], spytałby mój adwersarz, pukając się w czoło. Odpowiedziałbym, że nie interesuje nas, kto by to był ten ktoś widziany przez Szczegielniaka na Okęciu, interesuje nas wyłącznie to, że Szczegielniak jako prezydencki urzędnik nie był na sto procent pewien, że ten ktoś (widziany przez niego) to polski Prezydent[11]. Tylko tyle i… aż tyle. Czy bowiem BOR nie mógł 10 Kwietnia urządzić na Okęciu swoistego cyrku, że do drugiegotupolewa podjeżdża „prezydencka kolumna”, ale taka już bez Prezydenta – cyrku w ramach ochrony Prezydenta przed możliwym zagrożeniem zamachem z ruskiej strony, a więc przed swoistym polowaniem na Prezydenta? Cyrku stanowiącego odpowiedź na moskiewską depeszę (pytającą), co z PLF 101, HEAD, EPWA-XUBS (o której już wyżej wspominałem)? Cyrku uwiarygodniającego (drugiego) „prezydenckiego tupolewa”?
detale
Gdzie w takim razie byłby Prezydent Lech Kaczyński?, spytałby ktoś ze złością. Prezydent Lech Kaczyński byłby na pokładzie pierwszego tupolewa, który lecąc do Smoleńska rankiem 10-04… mógłby nie mieć statusu HEAD (znów: dla wprowadzenia w błąd zamachowców i dla bezpieczeństwa części delegacji). I stąd „kontrolerzy” smoleńscy, zarówno ci fachowcy z Jużnego, jak i ci, rozwrzeszczani i klnący na czym świat stoi, z Siewiernego, nie wiedzieliby, co z takim statkiem powietrznym „pchającym się do Smoleńska” mają zrobić. Czyli co, spytałby ktoś, jednak wyleciałyby z Okęcia dwa „takie same” tupolewy? Dwie 101-ki? Ale jak tego niesamowitego, odlotowego, scenariusza dowieść? Wróćmy zatem może do relacji głośnej Szczegielniaka, który podaje, zeznając przed znakomitym gremium znawców z ZP, że o godz. 7.08-7.09 stawił się Prezydent na EPWA. Wspomniana już KBWLLP, mająca dostęp do dokumentacji 36 SPLT, zapewnia nas, że właśnie dokładnie o godz. 7:08 odjechały schodki[12] sprzed tupolewa.
3

schodki 7-08
Wydaje się mało prawdopodobne, by polski Prezydent mógł się dostać na pokład samolotu w takiej sytuacji – bez względu na to, czy by podjechał z kolumną o 7:08, czy o 7:09. Chyba że… Szczegielniak opisuje nieco inną godzinę, a KBWLLP jeszcze inną – czyli, że na Okęciu pracują jakby „dwa zegary”. Czyli jeszcze inaczej ujmując: Szczegielniak opowiada nam o jakimś Tu-2 (np. „Stroińskim”), podczas gdy KBWLLP relacjonuje z detalami historię Tu-1 (np. „Protasiuka”). No dobrze, ktoś wtrąciłby, to w jaki sposób znaleźć w oficjalnej dokumentacji potwierdzenie takiej paranoicznej tezy, że w okolicach lądowania jaka-40 („Wosztyla”) na XUBS, nad Smoleńskiem przebywał jakiś inny polski samolot, typu „Protasiuk”?

W odpowiedzi wystarczy zajrzeć do polskich Uwag do „projektu raportu MAK” z grudnia 2010. Pojawia się tam zagadkowe zgoła pytanie kierowane do ruskiej strony; tej treści: Czy w dniu 10.04.2010 była próba podejścia do lądowania jakiegokolwiek statku powietrznego przed lądowaniem polskiego samolotu Jak-40? Na to pytanie strona polska nie uzyskała odpowiedzi.
Jużnyj w Uwagach
Czyżby dlatego, że nie wskazała dokładnie, o jakie lotnisko smoleńskie chodzi? Bo może PLF 101 (ten pierwszy, ma się rozumieć) najpierw, tj. po przekroczeniu granicy białorusko-ruskiej, zgłosił się kontroli UUBS, czyli Jużnego, i ta „nie zezwoliła na lądowanie” (ze względu na mgłę i widoczność 400). Następnie „Polak”, odesłany znad UUBS, zgłosił się mundurowej kontroli XUBS i ta również „nie zezwoliła na lądowanie” (ze względu na mgłę i widoczność 400), wspomagana dodatkowo przez „Frołowa”, który wyczyniał cuda nad Siewiernym, by uniemożliwić zniżanie „Protasiukowi”, a więc, by „Polak” brawurowo nie wylądował, mimo wyłączonego oświetlenia lotniskowego (Się chyba nie świeci). I dopiero po holdingu nad Siewiernym i rozmowie z załogą PLF 031 „Protasiuk” odleciał na „zapasowe”?   
Jużnyj w Uwagach


[10] W ten zresztą sposób potwierdzałyby się podejrzenia blogerów, co do autentyczności zdjęć zrobionych „komórką blek bery”. Szeroka dyskusja na ich temat przetoczyła się przez blogosferę.
[11] Stuprocentowej pewności nie mogę mieć, że to był p. Prezydent, wyznaje świadek. I parokrotnie powtarza, że nie ma pewności.