WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
czwartek, 22 stycznia 2009
DNO DNA DE STYLU
Czy Wy Panowie czasem siebie oglądacie i słuchacie?
Na internetowej stronie PiS przeczytałem wywiad, jaki przeprowadził red. MichałJ.K.: Nie jestem upoważniony do składania jakichkolwiek oświadczeń. Wiadomo, że w życiu nic nie może wiecznie trwać. Z pewnością, gdy TVN da gwarancję, że skończy się maniera, że w momencie, gdy zapraszany jest pisowiec, to dokłada się dwóch lub trzech polityków wrogich i jeszcze dziennikarz jest przeciwko niemu, przeszkody znikną. Wtedy jestem przekonany, że to się stanie.
Karnowski z posłem Jackiem Kurskim. W końcówce tego wywiadu padło zasadnicze
pytanie:
M.K.: Czy zostanie odwołany bojkot telewizji TVN?
M.K.: Ten moment zakończenia bojkotu jest blisko?
J.K.: Myślę, że można oczekiwać po kongresie stanowiska Jarosława Kaczyńskiego w tej sprawie. Mogę się tylko domyślać i spekulować, że jeśli miałoby dojść do porozumienia z TVN, to po ogłoszeniu nowego PiS na kongresie.
Wiem, że Jacek Kurski należy do tych kilku posłów PiS, którzy z niechęcią podporządkowują się decyzji partii o bojkocie TVN i bardzo cierpią z powodu ograniczenia możliwości oddawania się ulubionemu zajęciu, jakim jest występowanie w blasku kamer w bezpośrednich starciach na publicznej arenie. Niewątpliwie posłowie ci czują się bardzo pewnie w dysputach publicznych, są cenieni za celne riposty, podziwiani za swadę, za odporność na zaczepki przeciwników i są dostatecznie przebojowi, by nie dać się całkiem zagłuszyć i spacyfikować. Tak są oceniani z zewnątrz i z takim przekonaniem zwykli opuszczać jedno studio telewizyjne, by szybko przenieść się do kolejnego studia i powtórzyć ten sam spektakl w nieco zmienionym towarzystwie, w nowych okolicznościach i z doświadczeniem wyniesionym z poprzedniego występu. Są z siebie zadowoleni, przekonani o pożytkach jakie wnieśli w promocję własnej partii, w debatę publiczną, a w końcu i w to, co najważniejsze, w autentyczną walkę o polskie sprawy - bo ta walka wymaga przecież cierpliwości, poświęcenia, wielkiego wysiłku, znoszenia upokorzeń ...itd.
Często zastanawiam się, czy tacy medialni posłowie PiS sięgają czasem do nagrań swoich występów, by przyjrzeć się z zewnątrz współtworzonemu przez siebie spektaklowi z pozycji widza, czy słuchacza. Czy potrafią spojrzeć na to wszystko, wczuwając się w dramat odbiorcy, który mimo wcześniejszych rozczarowań, ponownie włącza tę samą stację radiową, ten sam program telewizyjny, by jeszcze raz sprawdzić, czy może tym razem usłyszy coś, co dotyczy naprawdę ważnych spraw publicznych. Czy, oglądając, lub słuchając siebie w odtworzonym programie, politycy - aktorzy potrafią dostrzec trudności, jakie napotyka zwykły odbiorca, gdy próbuje złowić jakieś ważne słowa, jakiś istotny przekaz, wyjaśnienie czegoś, czy choćby odebranie jakichś pozytywnych przykładów zachowania, formułowania myśli, czy wzorca kultury osobistej. Czy potrafią rzetelnie ocenić estetykę programów, w których biorą udział, wrażenie jakie u widza pozostaje, gdy już znikną z ekranu? Czy wreszcie dokonują pełnego bilansu zysków i strat wynikłych z tego udziału - kto naprawdę zyskał, a kto stracił? - jakie jest saldo w tym doraźnym momencie politycznego czasu i w dalszej perspektywie, która tworzy fragment historii.
Obawiam się, że ci politycy tego prawie nigdy nie czynią, a jeśli nawet sięgają po nagrania, to nie po to, by analizować całość, a jedynie, by przyjrzeć się swoim wypowiedziom pod kątem potrzeby promocji własnego wizerunku. Ale może przyglądają się występom innych i wtedy zaczynają dojrzewać w nich jakieś refleksje.
Na przykład próbuję wyobrazić sobie posłów J. Kurskiego, T.Cymańskiego i K.Putrę, częstych bywalców programu "Kawa na ławę" prowadzonego przez "wybitnego, bo przecież nagrodzonego dziennikarza" B.Rymanowskiego, gdy w niedzielny poranek 11 stycznia zasiadają w swoich domach przed telewizorem, włączają pilotem stację TVN, patrzą i słuchają, jak tym razem bez nich, toczy się widowisko. Ogarniają wzrokiem całe studio i widzą być może coś, czego nie dostrzegli wcześniej na żywo z jego wnętrza. Może ich rutynowi współrozmówcy wydają się trochę inni, niż zwykle, bardziej realistyczni, mniej zachęcający do okazywania sztucznej komitywy "ponad podziałami". Spójrzmy na tę galerię.
Oto Ryszard Kalisz - mówi dużo, zapełnia przy zbliżeniach prawie cały ekran, zakłóca bez przerwy wypowiedzi innych, poucza o demokracji i wolności słowa, o moralności i etyce. Wspiera się mocno na kindersztubie kłamstwa, którą wyniósł ze swego środowiska i zdaje się wierzyć w siłę własnej prawniczej sofistyki, raz po raz wpadając w kłopotliwe zapętlenia. Gdy jest zdenerwowany i nie znajduje argumentów, jego wymowa zdradza chęć do przeciwstawienia się oponentom z "całom mocom i godnościom", by donośnym rechotem zagłuszyć już wszystko.
Jest też Eugeniusz Kłopotek, który lubi mówić o rzeczach błahych i jednocześnie skarży się na miałkość debaty. Wykazuje specyficzne poczucie humoru, polegające na wspieraniu swoich wypowiedzi salwami własnego śmiechu, które zawisają w próżni akustycznej ciszy.
Widzimy też trzech dawnych przyjaciół z rozsypanego ZChN-u, których drogi całkowicie się rozeszły, a kariery potoczyły się po sinusoidach o różnych fazach. Jest Stefan Niesiołowski, który każdym swoim wystąpieniem publicznym przypomina o słusznym sprzeciwie polityków PiS, gdy powierzano mu funkcję vice marszałka Sejmu RP. Jest Michał Kamiński, z temperamentem i gadulstwem wtłaczającym go w banalne, jałowe i niepoważne starcia, które najwyraźniej tłumią poczucie odpowiedzialności wynikające z pełnionej funkcji i szkodzą prestiżowi Urzędu Prezydenta. Jest też były marszałek Sejmu Marek Jurek, który wbrew publicznym deklaracjom po odejściu z PiS, założył własną partię i stara się swej dawnej partii szkodzić. "Elegancko" wykorzystuje wolne miejsce przy stole telewizji, która całym swoim jestestwem zwalcza te wartości, o które on sam pryncypialnie zabiega. Lokuje złudne nadzieje w sile praw socjotechniki, które mu podpowiadają, że im więcej go ludzi zobaczy, tym więcej na niego zagłosuje.
Usiedli więc jedni posłowie w studio, a inni parlamentarzyści - J.Kurski, T.Cymański i K.Putra wbili wzrok w ekran razem z licznymi telewidzami i pomyśleli: O czym oni dzisiaj będą rozmawiać? Dzieje się tyle ważnych spraw.
rozwija się dalej kryzys gospodarczo-finansowy,
trwa energetyczny konflikt gazowy,
świat w bezradnej bezsilności patrzy na Blisko-Wschodni gwałt,
w Polsce przestępca skarży ministra sprawiedliwości i wygrywa proces,
rodzina zmaltretowana przez przestępców i służby państwowe jest dalej bezkarnie maltretowana przez państwo,
władza sądownicza traci wiarygodność i staje się bezużyteczna,
prawnicy nie potrafią odczytać najważniejszych ustrojowych zapisów konstytucyjnych,
euroentuzjaści domagają się ratyfikacji nieporównanie bardziej złożonego traktatu lizbońskiego, z którego ci sami prawnicy mogą wydedukować wszystko,
nadludzie, stawiający się w miejscu Boga chcą rozpocząć seryjną, przemysłową produkcję ludzi (wszak słychać argumenty, że in vitro rozwiąże problemy demograficzne).
Ale "wybitny, bo nagrodzony dziennikarz", pełniący rolę gospodarza, podnosi batutę i zadaje temat - zaczyna się ożywiona debata na temat kogoś, kto postawił Polskę na nogi, choć nie wiadomo, jak mu się to udało i kim jest. Czy jest komiwojażerem z seks-szopu ? Czy terminatorem z rzeźni ? Czy może satyrykiem współczesnego kabaretu studenckiego?
Nie ! To nowobogacki destylator, który bawi się Polską i w komitywie z mediami, upokarza dumny blisko 40-milionowy Naród, który w bezsilności coraz bardziej zdaje się zapominać o swoim dziedzictwie i powinnościach. To nie Naród jest winny, to ci panowie w studio, którzy z entuzjazmem ścierają się na poważne argumenty w niepoważnej sprawie.
A gdy już Marek Jurek zaczyna intuicyjnie wyczuwać, że coś niedobrego się dzieje i chce przerwać spektakl, "wybitny, bo nagrodzony, dziennikarz" dolewa oliwy do gasnącego ognia i zaczyna recytować fragmenty bloga destylatora, w których znajduje nowe elementy mogące wzniecić dyskusję. Jednak się nie udało, więc przerywa program i serwuje wyjątkowo długą sekwencję reklam, by każdy z uczestników dobrze sobie uświadomił, w jakim celu został zaproszony do studia. Nie sądzę, by Rymanowski z Palikotem chcieli budzić Naród takimi wiadrami zimnej wody, ale mimo ich woli, tak to można odebrać. Trzeba dotknąć dna, by się od niego odbić.
Jakie wrażenia mieliby nasi medialni posłowie, gdyby rzeczywiście oglądali program "Kawa na ławę" w niedzielę 11 stycznia 2009 ? Czy westchnęliby - szkoda, że nas tam nie było? Czy ktoś z nich może odetchnąłby z ulgą - dobrze, że mnie tam nie było? A może ktoś z nich zauważyłby nawet, jak właściwym gestem byłoby wyjście ze studia w momencie, gdy gospodarz zaczął cytować blog destylatora.
Bo dość już tolerancji dla medialnego upokarzania Polaków, dość publicznego jęczenia o tym, co jest powszechnie widoczne. Teraz potrzebne są czyny i odpowiednie gesty - bojkot złych mediów, ostracyzm wobec Palikotów i Niesiołowskich, milczenie w wymagających milczenia sytuacjach i przywoływanie do porządku "wybitnych, bo nagrodzonych, dziennikarzy" - takiego obrotu spraw chcemy, bo dna już dotknęliśmy.
---------------------------------------------
Uwaga: Wszelkie komentarze dot. "Zapisków" prosimy zamieszczać na Forum portalu Ojczyzna.pl
Od redakcji:
Niniejszy tekst nie jest typowym zapiskiem Profesora, a Jego głosem w dyskusji nad nową rolą blogosfery w polskim życiu publicznym. Dyskusja odbywa się na stronie internetowej POLIS, gdzie można śledzić wszystkie wypowiedzi dyskutantów:
http://polis2008.pl/index.php?option=com_content&view=category&layout=blog&id=18&Itemid=7
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz