WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
środa, 8 kwietnia 2015
Jak sczeźnie Rassieja. Fragment
Prof. dr hab. Rafał Krawczyk:
( )
( )
Również i doświadczenie podpowiada, że warto zajmować się takimi problemami,
które najsilniej przykuwają uwagę, a nie tymi, które ludzi nudzą, mimo
słuszności stawianych tez. To jasne, że łatwiej jest odnieść się do spraw
dziejących się w pobliżu miejsca własnego życia, niż tych, które mają miejsce w
Afryce, Ameryce, czy Australii. Być może, jest to również dowodem słuszności
dawnego powiedzenia, że oto „moja chata z kraja”. Poza tym, sytuacja, w jakiej
znalazła się Rosja, wywołuje refleksję o globalnym zasięgu. Jest przy tym
znamienne, że większość komentatorów przyznaje, że fenomen samej Rosji oraz jej
obecnego postępowania jest po prostu głęboko niezrozumiały nie tylko dla
profesjonalnych komentatorów, ale wiele wskazuje też i na to, że nie rozumieją
go też i sami Rosjanie, działając tyleż gremialnie, co mechanicznie i kulturowo,
bez zrozumienia następstw, do jakich ich samych prowadzą. Brak zrozumienia jest
czymś bardzo groźnym dla procesu podejmowania decyzji w imieniu całego narodu,
szczególnie zaś decyzji mających globalne następstwa. Koszt błędu może się
bowiem okazać nieobliczalny, tak jak nikt z inicjatorów obu wojen światowych nie
przewidział skali dewastacji jaką przyniosły i konsekwencji w postaci
dzisiejszej pokorności Niemiec, niegdysiejszej potęgi gotowej do kształtowania
obrazu całego świata. Dlatego, jak sądzę, warto jest wciąż ten fenomen
analizować i koniecznie starać się zgłębić jego istotę.
Bo, też i może jesteśmy
właśnie świadkami zjawiska zupełnie nieoczekiwanego, czyli po prostu początku
procesu zanikania Rosji, największego państwa świata i do tego zanikania na jego
własne życzenie.
Rosja od jakiegoś czasu sprawia wrażenie, że jej postępowanie
jest całkiem irracjonalne z punktu widzenia jej własnych interesów i że jest
coraz bardziej kierowana jakąś mechaniką postępowania i pchana samą wewnętrzną
jego siłą, wyborem samodzielnym drogi przez świat. A może jest jeszcze inaczej,
skoro cechą historii tego kraju zawsze była imperialna irracjonalność, która
tylko pod wpływem szczególnych okoliczności przekształciła ją w twór realny.
Zacofana, żeby nie powiedzieć – zapyziała azjatycką prowincjonalnością Moskwa
Iwana Groźnego – zamierzyła sobie, jakkolwiek by to śmiesznie nie brzmiało,
stać się Trzecim Rzymem (i jedynym prawdziwym) oraz ogłosić najgłębszą i
najlepszą cywilizacją regionu.
Czterdziestoletni okres jego panowania jako cara,
był również czasem, kiedy powstawały zarysy późniejszego tworu. Na czym miałaby
polegać jego wyjątkowość przybierającego szaty „rzymskiej Rosji”, skoro – jak
podkreśla historyk – „kupcy rosyjscy pozbawieni byli prawa do swobodnego
wyjazdu zagranicę i musieli uzyskiwać na to specjalne zezwolenia cara”?
Rosjanie z dumą głosili, że „niezgodne jest z naszym obyczajem, by ludzie
jeździli wszędzie, bez zgody władcy”. Ten typ władzy, zupełnie bezzasadnie
aspirujący do „rzymskości”, wymagał wtedy i wymaga też i dzisiaj, całkowitego
zniewolenia poddanych i kontroli prawomyślności ich myślenia. Inaczej
przestanie istnieć, a przecież trwa całe pół tysiąclecia. Co go może zastąpić i
jak ma się odnaleźć w warunkach współczesności, kiedy to ruch, komunikacja,
swobodna wymiana myśli stała się nie tylko podstawą rozwoju, ale wręcz samego
istnienia?
Wnikliwy obserwator podróżujący po Rosji markiz
de Custine doszedł do podobnego wniosku prawie dwa stulecia temu, stwierdzając
oto, że „naród rosyjski nie jest zdolny do niczego oprócz podboju świata.
Naród widocznie poświęcił swoją wolność w imię zwycięstwa. Bez tej ukrytej
intencji, której ludzie się poddają, być może nieświadomie, historia Rosji
byłaby zagadką nie do rozwiązania”.
Jeśliby przyjąć tę rosyjską wizję świata jako
zjawisko realne, byłoby to równoznaczne z przepowiednią jej równie
irracjonalnego końca. Jeśli nie było właściwie żadnych racjonalnych podstaw dla
samego pojawienia się tego imperium, które własną inercją wypełniło opustoszałe
tereny Syberii i wschodniej Europy, to ten sam brak podstaw istnienia,
automatycznie pociągnie za sobą jego zniknięcie. To logiczne. Ktoś spyta:
dobrze, a co w jego miejsce? To dobre pytanie, na które odpowiedź musimy dopiero
znaleźć.
W naszej części świata, Rosja stała
się szczególnego rodzaju „gorącym kartoflem” i to nie z tej przyczyny, że nie
jest już imperialnym mocarstwem, takim jakim była w przeszłości, lecz dlatego,
że wypełnia sobą znaczną część Eurazji, a jej mieszkańcy nie są w stanie
wyobrazić sobie świata bez istnienia tego tworu, ani też sformułować cech jego
głębokiej odmienności od otoczenia. Kwestia, nad jaką się warto zastanowić, to
nie tylko sprawa matrycy, jakiej poddajemy schemat naszego własnego myślenia,
lecz także i próba spojrzenia na zagadnienie bez żadnych obciążeń. Jak mógłby
wyglądać świat bez Rosji?
Wiem, że dzisiaj jest to pytanie retoryczne i żadne ze
światowych mocarstw nie uważa tego za kwestię wartą analizy, a przecież – skoro
nie ma pytania, to nie ma i kwestii. Putin, symbolizujący dzisiejszą Rosję,
tylko na pierwszy rzut oka reprezentuje jej imperialne ambicje wraz z żądaniem
przyłączenia Ukrainy, Białorusi i Krymu do przestrzeni uznawanej za czysto
rosyjską. Czyni tak, bo nie ma na gaśnięcie rosyjskiej imperialności żadnego
innego pomysłu. To jednak tylko formalna strona zagadnienia. W rzeczywistości,
problem jest głębszy i wcale nie idzie tu o nabytki terytorialne, ale o sprawę
formy, w jakiej Rosja miałaby się pojawić w świecie przyszłości, jeśli w ogóle
miałaby się w nim pojawić. Problemem bowiem nie jest sama tylko Rosja i jej
pięćsetletnia imperialna tradycja, lecz kwestia jej własnej tożsamości. Czym
jest bowiem w europejskim rozumieniu Rosja i jakie jest jej miejsce w świecie
budującym swoją globalną jednolitość?
Historia Rosji skłania do
domniemania, że była na wschodniej półkuli Ziemi tworem, mającym od samego
początku cechę efemerydy. Według słownika języka polskiego,
„efemeryda to istota, rzecz lub zjawisko przemijające szybko i bez
śladu”. Czy Rosję można uznać za zjawisko przemijające bez śladu? Tylko
wtedy, kiedy spojrzymy na nie z historycznej perspektywy, dla której pięćset
lat, to „zaledwie pięćset lat”. Istotą efemerydy jest jej zjawiskowość na
kształt komety. Pojawia się tylko po to, by zniknąć. Rosja tę cechę posiadała od
początku istnienia, a odkąd pojawiła się na mapie świata, to, co ją zajmowało
nade wszystko, to tylko rozmiar własnego terytorium. Nie była nigdy ani
wybijającą się kulturą, nie była kwitnącą gospodarką, ani wzorem etycznego
postępowania. Zawsze była tylko krajem o wielkich rozmiarach grożącym sąsiadom,
że włączy ich w swoje granice. Nawet dzisiaj, kiedy wielkość terytorium ma
znaczenie drugorzędne, a pozycja mierzona jest zupełnie innymi wartościami,
okazuje się, że Rosja potrafi wciąż tylko jedno: produkować tyle uzbrojenia i
szkolić tyle wojska, żeby znowu móc poszerzać swoje terytorium. To, że odstaje w
tym od innych krajów świata widoczne jest jak na dłoni. Żaden z nich nie
utrzymuje z nią już normalnych stosunków i pozostaje ona w tej swojej pozornej
wielkości samotna, jak nigdy przedtem.
Rosja osiągnęła największą rozpiętość granic
dosyć niedawno, nieco ponad sto lat temu, to jest z początkiem XIX wieku, kiedy
na wschodzie sięgnęła Morza Japońskiego, a na południu perskiej stolicy – samego
Teheranu. Jej dzisiejsze granice, to zaledwie dwie trzecie ówczesnego
terytorium, co nie zmienia faktu, że nadal jest największym państwem świata. To,
że rozpoczęła właśnie wojnę o ziemię z Ukrainą, świadczy jednak o tym, że
znalazła się w okresie schyłkowym i nie jest w stanie określić swojej tożsamości
inaczej, jak tylko obszernością granic. Z rosyjskiego punktu widzenia, to rodzaj
upokorzenia, ponieważ przed ponad stu laty granica jej wpływów przebiegała na
wschodzie tak daleko, że opierała się aż o przedmieścia Pekinu, a na zachodzie
niemal o Poznań i Królewiec. Dzisiaj, Rosja nie jest w posiadaniu ani Poznania,
ani Krakowa, ani Warszawy, ani też chińskiej Mandżurii, a władanie przez nią
Królewcem, dawną stolicą Prus, sprawia już tylko wrażenie chichotu historii.
W ciągu ostatnich stu lat rozpadło się niejedno
imperium, ale tylko jedno z nich – rosyjskie nie potrafiło się z tym faktem
pogodzić. Jeszcze do niedawna, wydawało się, że Rosjanie przystosowali się do
nowej sytuacji oraz pogodzili z tym, że są dużym narodem posiadającym we
władaniu ogromne terytorium, ale ich pozycja w świecie jest już tylko na średnim
poziomie, a pod względem wielkości PKG oscyluje wokół dziesiątego miejsca na
liście.
Wypadki ostatniego roku wykazały, że
to dla Rosji szczególnie niebezpieczna sytuacja, albowiem skłania do
nieprawdziwego i „życzeniowego” spojrzenia na otaczający ją świat, spojrzenia
quasi-religijnego, od którego analizy rozpoczęliśmy te rozważania. Euforia, jaka
ogarnęła Rosjan po zajęciu Krymu miała taki właśnie „religijno-emocjonalny”
charakter pozbawiony cienia realizmu. Może to zresztą skłonić Moskwę do
popełnienia kolejnych głupstw, które doprowadzą do całkowitego jej rozpadu.
Kraj nikomu niepotrzebny rozpaść się musi. Tyle, że na światowym forum
politycznym, nikt nawet mrugnięciem oka nie ośmieli się dać do zrozumienia, że
problem nieistnienia Rosji jest w jakikolwiek sposób brany pod uwagę. Okazuje
się tymczasem, że w Internecie aż kipi od pomysłów i planów na ten temat i tak,
jak niedawno Władimir Żyrynowski wręczał rozmówcom mapę przyszłego podziału
Ukrainy, tak teraz mnożą się plany podziału samej Rosji.
Kresy.pl dzielą przyszłą Rosję na
kilkanaście odrębnych tworów, z których „Rosją” ma pozostać tylko nieduży
zachodni skrawek. Inna wersja podziału jest bardziej łaskawa i pozostawia jej,
jako przyszłej „Moskowii”, większość jej dzisiejszej europejskiej części, resztę
pozostawiając w obrębie Wielkich Chin. W tym ujęciu Petersburg miałby przypaść
Finlandii.
Trzeci pomysł forsowany przez
Strategic Culture Foundation, to mapa przyszłego świata utworzona
zaledwie przed kilkoma miesiącami, we wrześniu 2014 roku. Ten obraz również
kreśli perspektywę włączenia azjatyckiej części dzisiejszej Rosji w granice Chin
jako „Wielkiej Azji”. Unia Europejska miałaby wtedy wchłonąć zarówno Białoruś i
Ukrainę, jak i Turcję, a z Rosji miałaby pozostać jedynie dzisiejsza europejska
część.
Autorzy tej ostatniej wizji twierdzą,
że jest to zgodne z zamiarami NATO oraz Stanów Zjednoczonych, których
ostatecznym celem ma być finlandyzacja Rosji i „podzielenie na mniejsze części
tego największego kraju świata”. Idzie rzekomo o to, by nie mogła powstać w tym
rejonie świata żadna alternatywa w postaci, na przykład, integracji
euro-azjatyckiej, a to z tej przyczyny, że połączenie siły gospodarczej Unii
Europejskiej i zasobów naturalnych dsisiejszej Rosji spowodowałoby powstanie
potęgi znacznie przekraczającej możliwości Stanów Zjednoczonych. A przecież USA,
to światowy żandarm i źródło międzynarodowego zła. Jeśli tak jest w istocie i
podział Rosji na mniejsze państwa staje się perspektywą realną, to nasuwa się
myśl, że dzisiejsza putinowska Rosja, swoim działaniem aktywnie ten plan
wspomaga i daje światu wyraźny sygnał, że nie radzi sobie sama ze sobą.
W tej
sytuacji więc, to świat musi poradzić sobie z Rosja. Może więc jej podział na
mniejsze kawałki jest perspektywą całkiem racjonalną? Inaczej, w środku
wschodniej półkuli Ziemi nadal będzie istnieć twór, który wciąż kieruje się
zasadą niezmiennie powtarzaną przez jego założyciela – Iwana Groźnego, że oto
„ten, kto bije, jest lepszy, a ten, kogo biją i wiążą – gorszy”.
Trudno
uznać to za dowód „rzymskości” Rosji a wiele wskazuje na to, że rosyjskie elity
nie zdały sobie jeszcze sprawy z tego, że zasada już nie obowiązuje, a stosunki
między narodami opierają się na znacznie subtelniejszych powiązaniach i mają
treść istotnie bogatszą.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz