WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
Wojciech MYŚLECKI
Analityk polityki i strategii geopolityki. Pracownik Politechniki Wrocławskiej, autor kilkudziesięciu publikacji naukowych z zakresu telekomunikacji, informatyki przemysłowej oraz zagadnień politycznych i gospodarczych. Były prezes zarządu Polskich Sieci Elektroenergetycznych SA. W latach 1968–1989 działacz opozycji demokratycznej.
Rok temu zaryzykowałem dosyć daleko idącą prognozę rozwoju sytuacji politycznej w Polsce związanej z wyborami. Twierdziłem wówczas, że prezydent Bronisław Komorowski nie będzie miał tak łatwej reelekcji, jak to się wydawało, a wyniki wyborów i ich przebieg zaskoczą wszystkich.
I rzeczywiście stało się coś, co nawet ze statystycznego punktu widzenia było mało prawdopodobne, bo lewica sięgając niemal progu wyborczego, ale go nie przekraczając, umożliwiła stworzenie jednopartyjnego rządu. Symboliczne było też wejście Kornela Morawieckiego do Sejmu i objęcie przez niego funkcji Marszałka Seniora. Kornel Morawiecki przemawiał w Izbie, w której po raz pierwszy od zakończenia wojny nie było lewicy komunistycznej ani postkomunistycznej. Los mu więc zaoszczędził zasiadania w Parlamencie razem z jego dostojnymi przeciwnikami. To, co Kornel Morawiecki wówczas podczas inauguracji Sejmu powiedział, było bardzo istotne.
Tego nie dało się w lutym ubiegłego roku przewidzieć, ale postawiłem wówczas tezę, że wyniki wyborów będą zaskakujące, inne niż można sobie wyobrazić. I były.
Wspomniałem również, że czynnikiem destabilizującym sytuację na świecie jest i będzie narastająca koncentracja bogactwa w bardzo nielicznych rękach. Ten proces obserwujemy od dwudziestu paru lat. On się ostatnio zatrzymał, a nawet nieco się cofa. Ale nadal dysproporcje są olbrzymie – 80 najbogatszych rodzin dysponuje zasobami takimi jak połowa ludności świata, czyli 3,5 mld najbiedniejszych mieszkańców naszego globu.
W kalendarzu chińskim rok 2016 jest Rokiem Małpy (rozpoczął się 8 lutego). U Chińczyków każdy rok kalendarzowy ma przypisane sobie zwierzę, które definiuje specyfikę danego roku. W tym roku oznacza to, że wszystko może się zdarzyć, bo małpa z natury rzeczy jest nieprzewidywalna i sama siebie nie do końca kontroluje.
Rok Małpy stawia wszystko na głowie i wszystko czyni płynnym. Niczego nie możemy być pewni. Czeka nas rok zdarzeń nieprzewidywalnych, nawet trochę nieracjonalnych.
W tym roku odbędzie się na świecie kilka ważnych wydarzeń, które będą miały wpływ na ocenę roku 2016. Przede wszystkim odbędą się już po raz piętnasty Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej, tym razem we Francji od 10 czerwca do 10 lipca. Od 5 do 21 sierpnia odbędzie się XXXI Olimpiada, a więc największe igrzyska sportowe na kuli ziemskiej. A 8 listopada będą się wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. W Polsce będą dwa bardzo ważne wydarzenia: od 8 do 9 lipca w Warszawie 27. szczyt NATO, a między 21 a 31 lipca w Krakowie Światowe Dni Młodzieży i będzie w nich uczestniczył Ojciec Święty Franciszek.
Są to wydarzenia, wokół których będzie można zweryfikować kierunek, w jakim podąża świat.
Każdy zakątek świata wmontowany jest dziś, lepiej lub gorzej, w politykę globalną. Wciąż dominują Stany Zjednoczone ze swoim blisko 300-milionowym narodem, potężną gospodarką i z najsilniejszą armią, a przede wszystkim flotą. W zasadzie Stany Zjednoczone nadal są w stanie dyktować ramy, w których polityka światowa się porusza, aczkolwiek czynią to z coraz większym wysiłkiem, a często skutki są dalekie od zamierzeń amerykańskiego rządu. Świat jest coraz bardziej nieprzewidywalny. Według Stanów Zjednoczonych ich rywalem są państwa europejskie, a przeciwnikiem Rosja i Chiny, które jako przeciwnik zdecydowanie wysunęły się na pierwsze miejsce.
To, co się dzieje w Stanach Zjednoczonych, krajach europejskich, Chinach i po części w Rosji zdecyduje o tym, co może się zdarzyć w tym roku. Będzie to zderzenie interesów, ale też współdziałanie, bo w świecie globalnym jest to koniecznością.
Nowym elementem, który zaburza wszystko, a zaczyna nawet zmieniać, jest pojawienie coraz bardziej upolitycznionego fundamentalizmu muzułmańskiego. A więc oprócz wzajemnych relacji pomiędzy wielkimi blokami politycznymi i państwami, musimy brać pod uwagę ich stosunek do kwestii radykalizmu muzułmańskiego.
Radykalizm muzułmański ze względu na swoją specyfikę – nie można nawet określić jego terytorium, zasobów i liczebności – stworzył zdarzenia i fakty, które przeorganizowują politykę, zwłaszcza europejską.
Żeby zrozumieć istotę tego problemu posłużę się przykładem, który był dla mnie wstrząsającą i dramatyczną nauką, w jaki sposób muzułmanie widzą ludzi. Pomagałem młodym Czeczenom, żeby wtedy, gdy w Czeczenii była wojna, mogli u nas studiować. Oni zaprosili mnie na wystawę, którą przygotowali w Krakowie i mieli na drugi dzień otworzyć. Wśród wielu drastycznych zdjęć pokazujących sceny podczas walk w Groznym, kilka przedstawiało leżących żołnierzy rosyjskich rozszarpywanych przez psy. Bardzo się wtedy zdenerwowałem i kazałem im usunąć te fotografie. Zapytałem ich jak mogli do tego dopuścić, a oni wyjaśnili mi, że to nie są ludzie. Jak twierdzili, dokładnie sprawdzali zmarłych i gdy ci mieli jakikolwiek krzyżyk, gwiazdę Dawida czy inny symbol religijny, to tych z szacunkiem chowali. Pozostali to niewierni, więc dla nich to nie byli ludzie.
Tego się nie mówi głośno, przemilcza się taki sposób postrzegania świata przez muzułmanów, że w ich oglądzie liberalne społeczeństwo zachodnie to zbiorowisko „nieludzi”. Oni pogardzają takim społeczeństwem, według nich nie odnoszą się do tej społeczności żadne Boskie prawa. Ponieważ dla muzułmanów wiara jest oczywistością, to jak ktoś nie wierzy w Boga, nie jest człowiekiem. I stosują to w praktyce. W związku z tym mamy do czynienia z cywilizacją, która automatycznie wyłącza ze swoich praw moralnych dużą część społeczeństwa, szczególnie współczesnego. Oni nie mają żadnych skrupułów, ze zlaicyzowanym społeczeństwem zachodnim będą walczyć bez żadnych ograniczeń. Ich w ryzach mogłaby utrzymać tylko siła. A Europa tej siły nie ma.
Europa zafundowała sobie coś w rodzaju ogródka jordanowskiego, gdzie nie ma przemocy, nie ma żadnych różnic. Nie ma różnic między kobietą a mężczyzną, małżeństwo może być dwupłciowe, trójpłciowe, właściwie każda forma jest równoprawna. A jednocześnie jest rozmycie ideowe i ośmieszanie wszystkich wyznań, a przede wszystkim Kościoła Katolickiego. To społeczeństwo jest całkiem bezradne wobec tego, co się dzieje. Europa jest bezsilna i nie jest w stanie zdefiniować swojej polityki.
Stany Zjednoczone są państwem imperialnym, a zatem kto zagraża imperium jest zwalczany. Od krajów arabskich są oddzielone oceanem i nie da się tam dopłynąć kajakiem czy pontonem. Przyglądają się na razie bacznie z dużym zdumieniem, temu, co się dzieje w świecie arabskim, zwłaszcza że mają swoje problemy z Meksykiem.
Chiny są daleko od spraw muzułmańskich, mają swoją niewielką mniejszość urgujską wyznającą islam, ale dają sobie z nią radę. To nie są Arabowie, nie mają więc tak radykalnych poglądów. Chiny obserwują z uwagą, co się dzieje, ponieważ mają potężne interesy surowcowe w rejonie arabskim i w Afryce. Są zainteresowani utrzymaniem żeglowności szlaków ze względu na układ surowcowy. Chiny nie są natomiast wystawione na bezpośrednie oddziaływanie radykalizmu muzułmańskiego.
Bardzo poważne problemy może mieć znowu Rosja ze względu na to, że Kaukaz jest muzułmański, a w Państwie Islamskim walczy około 30 tysięcy ludzi z Kaukazu. To jest poważna siła militarna, prawie wszyscy bojownicy z Kaukazu przenieśli się w tej chwili do Syrii, ale mogą w każdej chwili wrócić. Jest to więc problem bardzo poważny, a więc ich zaangażowanie po stronie Syrii jest próbą aktywnej polityki. Wygląda na to, że chcą przede wszystkim rozbić oddziały fundamentalistów islamskich pochodzenia kaukaskiego. Rosja nie jest więc neutralna, ale prowadzi specyficzną grę. Trzeba zdefiniować, jakie ma interesy na innych obszarach definiujących ich linię polityczną.
Stany Zjednoczone uważały przez jakiś czas Unię Europejską za potencjalnego rywala. Były bardzo zaniepokojone powstaniem waluty europejskiej. Dopiero, gdy się zorientowano, że ta waluta więcej przysparza kłopotu Europie niż pożytku, że ona nie jest w stanie zagrozić dolarowi amerykańskiemu i na dodatek Europa politycznie jest dosyć rozbita, bo każde państwo prowadzi swoją politykę, przeprowadzono ponowny rachunek.
W tej chwili Ameryka znacznie bardziej martwi się słabą Europą niż – jak wcześniej – tym, że Europa będzie zbyt silna. Szczególnie do zmiany tej postawy skłoniła ocena potencjału naukowego Europy. Jednym ze wskaźników jest to, że w pierwszej setce najlepszych uczelni świata są 52 uniwersytety amerykańskie, a tylko dwadzieścia kilka uczelni europejskich.
A więc widać wyraźnie, że nawet to, co dawniej było siłą Europy, czyli zdecydowana przewaga naukowo-intelektualna, już faktycznie jest nieaktualna. Europejska waluta jest tylko źródłem kłopotów, a problemy z niemożnością zdefiniowania swojej polityki w stosunku do ruchu radykalnego islamizmu i posiadania tego problemu w środku Europy, bo zarówno w Niemczech, jak i we Francji są już w tej chwili duże skupiska muzułmańskie, niezdolność Europy do zdefiniowania swojej pozycji i swoich interesów w stosunku do tego ruchu powoduje, że Ameryka zaczyna się poważnie obawiać o przyszłość Europy. Trwają starania, aby Europę wciągnąć w sferę bezpośrednich wpływów USA. Tu jest zasadnicza zmiana polityki amerykańskiej i będzie to wyraźnie widoczne w 2016 roku.
Nie zmienia to faktu, że Europa ma problemy, które winna sama rozwiązać.. Oprócz niezdolności sformułowania polityki w stosunku do radykalnego ruchu muzułmańskiego i procesu imigracji muzułmanów, ma też poważne problemy dotyczące relacji z Rosją. O ile państwa, które są bezpośrednio przez Rosję zagrożone, szczególnie kraje dawnego bloku sowieckiego, mają jednoznaczną politykę, to pozostałe prowadzą politykę bardzo zróżnicowaną, zwłaszcza wobec konfliktu na Ukrainie i reakcji Zachodu na poczynania rosyjskie. Zaczynają tu dominować elementy polityki gospodarczej. Niemcy chcą za wszelką ceną mieć gwarantowane dostawy dużych ilości gazu i uważają, że Rosja jest w tym dla nich państwem komplementarnym. Francja ma swoje interesy w eksporcie, szczególnie technologii energetycznych do Rosji i też byłaby gotowa „odpuścić” zajęcie Krymu. Włochy już się bezpośrednio zaangażowały w zniesienie sankcji. Można więc powiedzieć, że jest grupa państw, która byłaby gotowa „sprzedać” Ukrainę za profity gospodarcze. Stany Zjednoczone na to się nie godzą. Po pierwsze one nie tracą tyle na sankcjach gospodarczych w stosunku do Rosji ile kraje Europejskie, a po drugie prowadzą bardziej pryncypialną i jednolitą politykę. Nie akceptują zmiany granic, szczególnie w obszarze państw cywilizowanych, metodą manu militari, tzn. siłowego przesunięcia granic bez akceptacji międzynarodowej. To jest dla nich do pewnego stopnia sprawa doktrynalna. Stany Zjednoczone zamierzają kontynuować, a nawet zaostrzać sankcje, dopóki Rosja w jakimś układzie międzynarodowym nie rozstrzygnie swoich relacji z Ukrainą.
Dla Polski Rosja jest ważnym czynnikiem, bo z nią graniczy. Wprawdzie linia graniczna jest krótka, bo Polska graniczy tylko z Kaliningradem, ale nie zmienia to faktu, że w zasadzie Białoruś i w pewnym stopniu Ukraina są dla wojsk rosyjskich przejrzyste i mogłyby one przejść przez nie – moim zdaniem – bez żadnych problemów.
Polska w sensie militarnym jest państwem granicznym świata zachodniego. Jest również pod dużym wpływem oddziaływania zarówno gospodarki rosyjskiej, jak i służb rosyjskich, które mają tu sporo bardzo sprawnej agentury i potrafią nieźle rozgrywać Polaków. A więc dla Polski Rosja jako państwo jest problemem bardzo dobrze zdefiniowanym. I stąd pewien upór Polski, kolejnych zresztą rządów, niezależnie jakby się one zwały, aby „nie odpuścić” sprawy Ukrainy.
Rosja w tej chwili, mimo pozornych sukcesów, mimo że prowadzi skuteczne bombardowania i potrafiła przerzucić wojska, zbudować lotniska w Syrii, czyli potrafi prowadzić operacje na dosyć dużych odległościach, sama nie wie jak konflikt z Ukrainą rozwiązać. Notabene skuteczność Rosji wynika też z tego, że wojska rosyjskie bombardują całe wsie i osiedla, a nie – jak amerykańskie czy francuskie – tylko cele wojskowe. Rosja zabrała Ukrainie Krym, w Donbasie podgrzewają atmosferę, ale Krym na tym nic nie zyskał, wręcz odwrotnie, poziom życia się zdecydowanie obniżył. Koszty życia są bardzo duże, w Donbasie też są bardzo trudne warunki życia, a i Rosja nie ma z tego żadnych korzyści. A to wszystko kosztuje. Jak więc z tego wyjść?
Putin jest zakładnikiem swojej imperialnej polityki. On jest wielki dopóki daje Rosjanom przekonanie, że ich państwo jest wielkie. Niedługo będzie test prawdy, bo układ, który oddziaływuje w tej chwili i będzie oddziaływać 2016 roku, jest dla Rosji dramatyczny. Chodzi o rynki surowcowe. Rosja ma 70 proc. przychodów z eksportu surowców paliwowych takich, jak ropa, gaz i trochę węgla, które eksportuje. Cena surowców energetycznych spadła trzykrotnie w ciągu ostatnich dwóch lat. Na ten rok przewiduje się, że średnia cena ropy będzie wynosić czterdzieści kilka dolarów za baryłkę tej lepszej i czterdzieści za tę gorszą. Rosja sprzedaje najczęściej gorszą, więc taniej Wprawdzie to jest jeszcze ciągle powyżej kosztów wydobycia, ale z tych 70 proc. przychodów z eksportu zostanie 15 proc., może 20 proc. W zyskach z eksportu spadek jest kilkakrotny. Wobec tego budżet rosyjski jest zagrożony. A równocześnie są sankcje i koszty operacji wojskowych w Syrii i na Ukrainie. Rosjanie prowadzą działania na dwóch frontach, na które ich po prostu nie stać.
Większym problemem niż zagrożenie ze strony Rosji, będzie ponowne jej bankructwo. Niedługo zaczniemy i my się tym martwić, gdy przestaną w Rosji płacić emerytury, wynagrodzenia… To oczywiście nie nastąpi jeszcze w 2016 roku, bo Rosja ma wystarczające oszczędności, tak że przeżyją w miarę spokojnie ten rok. Ale w Rosji zaczyna być niebezpieczna sytuacja ze względu na niestabilność ekonomiczną i brak perspektyw rozwoju. Wtedy, gdy były pieniądze, trzeba było zbudować nowoczesną gospodarkę. Wartość Gazpromu, sztandarowego zakładu wydobywczego Rosji, spadła z 312 mld dolarów do pięćdziesięciu, czyli sześciokrotnie.
Bankructwo Rosji to problem bardzo poważny. Gdy test prawdy nastąpi, układ rządzący Rosją może wywołać wojnę, aby przedłużyć swoje panowanie. Pamiętajmy, że obecnie rządzące elity rozkradły Rosję. To oczywiście nie nastąpi jeszcze w tym roku, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że taki scenariusz jest prawdopodobny.
Chiny z kolei wpadły w pułapkę niezrównoważonego wzrostu. Ponieważ model chińskiej gospodarki opierał się na taniej sile roboczej i braku zobowiązań państwa w zakresie socjalnym. W Chinach nie ma ani systemu emerytalnego, ani gwarantowanego systemu ochrony zdrowia. System emerytalny opiera się na rodzinie, nikt rodzica nie wyrzuci na bruk.
Gdy zgodnie z decyzjami komunistów chińskich nie wolno było mieć więcej niż jedno dziecko, naturalny system emerytalny zaczął się załamywać. Z drugiej strony, o ile państwo chińskie ma nadwyżki, o tyle przedsiębiorstwa w Chinach są zadłużone na skalę kilkunastu bilionów dolarów. Dług przedsiębiorstw chińskich przekracza roczny produkt całego kraju. To jest bardzo niebezpieczna sytuacja i w momencie, kiedy jest spowolnienie gospodarcze, to Chiny będą ponowne próbowały wrócić za wszelką cenę do modelu opartego o niski koszt pracy, a więc trochę się cofną. Będą konkurowały na rynkach europejskim i amerykańskim oraz innych jeszcze tańszymi produktami, czyli wymuszą z kolei na państwach europejskich obniżenie płac i w Chinach, i w Europie. Zacznie narastać problem społeczny związany z próbą powrotu do modelu niskokosztowego w zakresie płac. Chiny więc będą oddziaływały negatywnie na resztę świata.
Uważa się, że bez tych wielkich wzrostów gospodarczych w Chinach rzędu kilkunastu procent rocznie, Chiny na długi czas mogą wejść w dryf japoński. Starsi Japończycy to pamiętają, też Japonia miała w latach sześćdziesiątych wzrost 12, 13, a nawet 14 procent, a teraz od kilkunastu lat są jest na poziomie jednego, dwu procent. Więc Chiny mogą ugrzęznąć na takim minimalnym wzroście, a to się niezwykle odbije na rynku światowym rynku surowcowym.
Przeglądając globalne wskaźniki gospodarcze, wybrałem jeden, który bardzo wyraźnie i w sposób jednoznaczny pokazuje, co się dzieje na światowych rynkach surowcowych. To jest Baltic Dry Index(Wskaźnik Bałtycki). Z Bałtykiem ma on niewiele wspólnego, powstaje w ten sposób, że robi się siatkę powiązań morskich światowych i liczy się, ile kosztuje jedna tona frachtu. W latach 2004–2006 ten współczynnik dochodził do sześciu, w latach 2007–2009, tuż przed krachem gospodarczym dochodził do jedenastu, a w tej chwili plasuje się na poziomie jeden. I nie ma żadnej tendencji wzrostowej. Oznacza to, że rynki surowcowe „siadły” na razie trwale.
A więc w roku 2016 będą niskie ceny gazu, oprócz tego, który jest sprzedawany do Polski, bo zawarliśmy porozumienie, skutkiem którego wszyscy będą mieli tani gaz, tylko nie my. Nie wiem, co zrobi nasz monopolista gazowy, gdy zaczną z Niemiec sprzedawać u nas ten tani gaz. Ponadto będzie tania ropa, tani węgiel, co uderza z kolei w polską gospodarkę węglową. Rysuje się stabilny, ale niemający żadnych tendencji wzrostowych obraz gospodarki.
Gospodarka europejska zaczęła mieć niewielką tendencję wzrostową, ale sytuacja surowcowa spowoduje, że z jednej strony to dla gospodarki jest korzystne, gdy są tanie surowce, zwłaszcza dla Polski, która jest importerem paliw energetycznych, ale z drugiej Chiny, które przestają kupować surowce, albo mniej ich kupują, a to powodują, że „siada” cała gospodarka światowa. Powiązania globalne między Chinami a resztą świata spowodują, że może się okazać, iż Europa ledwo co wystartowała gospodarczo do góry, a tu przyjdzie spowolnienie. Wzrost w państwach strefy euro nie będzie wyższy niż jeden, półtora procent.
Dużo lepiej będzie w Polsce, która weszła w 2016 rok z rosnącą gospodarką, dlatego, że skorzystaliśmy z tego, iż są tanie surowce i umieliśmy się „odbić”.
Znowu będziemy tą gospodarką, w której wzrost gospodarczy będzie bliski czterech procent. Realnie osiągniemy 3,7 może 3,8 proc. W zeszłym roku mieliśmy 3,5 proc., a w 2014 – 3 proc. Byłby to trzeci kolejny rok niewielkiego, ale stałego wzrostu gospodarczego, a osiągając 4 proc., zaczynamy znowu mocno gonić państwa Unii Europejskiej.
Zauważalny wzrost gospodarki to minimum 4 proc., zaczynamy więc się do tego zbliżać. Po części wzrost będzie wynikał z polityki nowego rządu, który „rzuci” na rynek trochę pieniędzy tzw. konsumpcyjnych. Będą to przede wszystkim środki związane z programem 500+, dofinansowaniem wielodzietnych rodzin i kolejnych dzieci. Z drugiej strony nie da się już w Polsce zahamować procesu ograniczania płac. To jest pierwszy czynnik, który wyrwał się spod politycznej kontroli, zauważalny wzrost płac będzie następował i wyniesie około 4 proc. w 2016 roku, a realnie będzie to około dwóch procent. Średnia płaca w gospodarce wyraźnie przekroczy 4 tys. zł, zaś minimalna wynosi 1850 zł. A więc pod względem wzrostu gospodarczego i płac, mimo że będą awantury, będzie nieźle, lepiej niż w pozostałej części Europy. Pomyślne wiatry wieją w tym roku nad Polską. Gorzej może być w roku 2017.
Największą ekspozycją na ryzyka są dla nas nasi koledzy i przyjaciele z Unii Europejskiej, czyli państwa członkowskie UE. Każde z nich ma trochę inną politykę wobec Rosji, odmienną politykę w stosunku do emigracji wywołanej fundamentalizmem arabskim, inną de facto politykę co do przyszłości Europy.
Dwa państwa ponownie postawią kwestię kształtu Unii Europejskiej: Wielka Brytania i Grecja.
Wielka Brytania, w której przeprowadzone zostanie referendum w sprawie pozostania w strukturach UE. Moim zdaniem pozostanie ona w Unii, ale „wyrąbie” sobie jeszcze bardziej niezależną pozycję i będzie państwem, które dowodzi, że pozostając w UE, można mieć z tego plusy, bez minusów.
Drugim państwem jest Grecja. Grecja jest bankrutem, tylko z różnych względów sztucznie podtrzymywanym. Głównie z tej przyczyny, że greckie obligacje były w bankach francuskich, niemieckich i hiszpańskich. Niemcy bez pomocy udzielonej Grecji nie zawaliłyby się, ale ich banki poniosłyby straszne straty. W bankach niemieckich było około 200 miliardów euro w greckich obligacjach, które w razie bankructwa miałyby wartość zero. Dlatego Niemcy pożyczali Grecji pieniądze publiczne, żeby Grecja wykupywała obligacje z niemieckich banków, a Niemcy już nie kupowali greckich obligacji, tylko utworzony został specjalny fundusz obligacji w banku centralnym Unii Europejskiej. Tym bankiem nawet Niemcy się nie przejmują, bo nie wiadomo czyj on jest. W ten sposób uporządkowano banki niemieckie i podobnie francuskie. Grecja nie jest już Unii potrzebna. Jest jedynie kłopotem, bo to tam dopływają muzułmanie rozpoczynając z Grecji wędrówkę europejską. Być może, i to jest dość prawdopodobne, że pozwoli się Grecji na odejście z unii walutowej. Pozostanie członkiem UE, ale takim raczej honorowym, bo nic dla Grecji z tego członkostwa nie będzie wynikało.
Rok 2016 przyniesie więc dwie zasadnicze zmiany – Wielka Brytania, pozostając w Unii Europejskiej, wzmocni swoją pozycję, natomiast Grecja może nawet Unię opuścić. I to będzie bardzo poważny problem.
Trzecim problemem będzie kwestia migracji. Jest to problem w jakieś mierze sterowany, z jednej strony przez Turcję, z drugiej przez państwo islamskie, które przemyca do Europy wraz z imigrantami swoich bojowników.
Europa zrobiła ten sam błąd, co starożytny Rzym. Imperium zaczęło upadać wówczas, gdy pozwolono Wizygotom, którzy byli naciskani przez ludy stepowe, aby osiedlali się w granicach rzymskich w przekonaniu, że gdy już się znajdą w obrębie Imperium, będą go bronić. Tymczasem oni nie mieli sentymentu do Rzymu, nie mieli zamiaru się zmieniać i sprawili mnóstwo kłopotów.
Podobnie uważa Europa. Już wjechało milion imigrantów, za nimi przyjedzie kolejny milion, a potem zjawi się tu pół Afryki. Taki problem powinno się zamknąć na początku. Ale jak Węgrzy zamknęli granice, zostali nazwani faszystami. Dlatego Europa, oprócz problemu Wielkiej Brytanii i Grecji, stanie także wobec narastającego problemu emigracji.
Rosja na własne życzenie zaczyna być niestabilna, podobnie niestabilna staje Europa, nie chcąc przyjąć jakiegoś zbioru wartości, wychodząc z założenia, że jest grupą państw chrześcijańskich, mających swoje tradycje, które trzeba respektować. Dla tych, którzy nie chcą tego zaakceptować , nie powinno być tutaj miejsca. Ze zgorszeniem przyjmowaliśmy, gdy policja niemiecka udawała, że nie widzi, jak imigranci napastują dziewczyny. Nie chciały informować o tym także niemieckie media. Tamtejsze społeczeństwo nie buntuje się jednak przeciw takiemu traktowaniu emigrantów. W Polsce byłoby to nie do pomyślenia. Ale to jest także nasz problem, bo jesteśmy członkiem Unii Europejskiej.
Jest pewna nadzieja, że może Turcja zmniejszy trochę ten strumień napływający do Europy. Po eksplozji koło błękitnego meczetu w Stambule, gdzie jest dużo turystów i zestrzeleniu rosyjskiego samolotu jest jakaś nadzieja, że Turcja stanie się osłoną. Oczywiście, będzie ona chronić swoje interesy, a nie europejskie.
Wobec wyzwań przed jakimi stoi Europa zdumiewa, że głównym problemem europejskim jest to, że w mało elegancki sposób rozwiązuje się problemy polityczne w Polsce. Nie problem emigracji, nie brak tożsamości europejskiej, ale problemem dla Europy jest polski rząd! Żyjemy więc w świecie jakiegoś kompletnego absurdu i Unia Europejska jest tego najlepszym przykładem. Znowu sprawdza się to, co napisał Aleksander Wat w swoich dramatycznych wspomnieniach z zesłania na Syberii, gdzie ledwie przeżył. On był komunistą, ale w łagrze przejrzał na oczy i napisał wspaniałą książkę „Mój wiek. Pamiętnik mówiony” będącą wnikliwą diagnozą komunizmu. Stwierdzil tam , że Istotą komunizmu nie jest to, co jest, ale to, co być powinno, a czego być nie może. Jedyną metodą realizacji komunizmu jest więc użycie siły lub życie w świecie absurdu. Unia Europejska nie tworzy wprawdzie łagrów, ale robi coś podobnego do tego, co opisał Wat. Zamiast dokonać gruntownej analizy sytuacji i podjąć zdecydowane kroki, udaje, że problemu nie ma, bo nie pasuje to do wizji Europy.
Gospodarka światowa jest pozornie w nienajgorszym stanie. Gospodarka amerykańska już się odbiła, chińska spowolniła, ale wzrost odnotuje. Niedawno wygrzebaliśmy się ze strasznego dołka gospodarczego, a teraz jak gdyby usiedliśmy na mieliźnie. Problemy nierozwiązane będą się pogłębiać. Bo problemy można rozwiązywać tylko wówczas, gdy jest dynamika, jest wzrost. Na razie nie wygląda to najlepiej na przyszłość, ale jeżeli nie będzie nadzwyczajnych zdarzeń, to gospodarka w roku 2016 będzie się jakoś trzymać.
W Polsce zwycięstwo i utworzenie jednopartyjnego rządu było niewątpliwie zaskoczeniem dla wszystkich z Prawem i Sprawiedliwością włącznie, które do końca nie było do tego przygotowane. Miało program i koncepcję gospodarczą, którą stara się obecnie realizować, ale nie było przygotowane kadrowo. W ubiegłym roku mówiłem, że PiS ma szansę wygrać, ale nie chce sam siebie zdefiniować.
Tymczasem w Polsce zachodzą istotne zmiany. Są trzy główne linie tych zmian.
Po pierwsze, zmiany demograficzne – odchodzi z czynnej służby pokolenie wyżu powojennego i pałeczkę musi przejąć wtórny wyż powojenny.
Po drugie, skończyliśmy okres pierwotnej akumulacji kapitału i trzeba uporządkować podstawowe zasady stosunku do własności.
Po trzecie, z bezpiecznego w miarę układu geostrategicznego, w którym byliśmy, znaleźliśmy się w sytuacji mniej stabilnej – Rosja jest w ślepym zaułku, Unia Europejska nie bardzo wie, w jakim kierunku ma podążać, „siadły” Chiny, a Ameryka nie ma już siły na to, by pełnić rolę globalnego nadzorcy. Świat staje się bardziej niebezpieczny, niż był kiedyś. Dlatego musimy sami więcej myśleć o swoim bezpieczeństwie. Jest sporo do zrobienia zarówno w kwestiach bezpieczeństwa gospodarczego, jak i wojskowego. Obecny rząd ma tego świadomość.
Nieszczęściem tego rządu jest to, że nie przygotował kadr niezbędnych w stosunku do wyzwań. Aparat partyjny, który wiernie trwał przy PiS-ie i został poddany ciężkim próbom, to nie są wystarczające zasoby kadrowe. Z takim aparatem trudno jest przeprowadzać zmiany, bo ktoś, kto potrafi dzielnie trwać w okopach, nie nadaje się do działań pokojowych, otwartych, elastycznych.
Jest zatem poważny problem z aparatem partyjnym partii rządzącej. Moim zdaniem nie da się tych ludzi przysposobić do kierowania państwem w tak trudnym momencie. PiS ma tego świadomość.
Dodatkowo Unia Europejska, w większości lewicowa i liberalna, traktuje ten rząd jak zniewagę. Sytuacja jest więc podwójnie trudna – rząd musi przeprowadzać zmiany i reformy w państwie przy pomocy ludzi, którzy nie są do końca do tego przygotowani i na dodatek w warunkach, kiedy ich się demonizuje.
Pytanie, czy rząd będzie kontynuował radykalne reformy, na przykład rozprawienie się z Trybunałem Konstytucyjnym czy też szybką wymianę kadr w mediach publicznych. Doświadczenie z czasów poprzednich rządów PiS, gdy zmiany przeprowadzane były powoli i łagodnie, wskazuję że elity mainstreamowe nie popuszczą PiS. Wnioski zostały wyciągnięte i zmiany są przeprowadzane szybko.
Wprawdzie jest wrzask, ale byłby on podobny, gdyby zmiany było wprowadzane wolniej. Gdyby PiS nic nie robił, też byłoby podobnie. Zasadne jest więc pytanie, o co tu chodzi.
Układ interesów ukształtowany w Polsce po tzw. upadku komunizmu, de facto po transformacji komunizmu w jakiś inny system, został ukształtowany na początku lat dziewięćdziesiątych w oparciu o określoną umowę polityczną i ten układ rządził do momentu utworzenia obecnego jednopartyjnego rządu PiS. Ten rząd musi zmienić układ interesów, bo demokracja działa tylko wówczas, kiedy układ jest w miarę stabilny.
Demokracja jest arbitrażem, działa tylko wtedy, kiedy jest dobrym arbitrem pomiędzy układem interesów. Podstawą stabilnej demokracji jest prawidłowe rozpoznanie interesów i zdefiniowanie, czyich interesów zamierzamy bronić, albo czyje interesy będziemy ograniczać po to, żeby je zrównoważyć.
W programie PiS-u ta sprawa została jasno postawiona – stawia się na rozwój polskiej gospodarki, polskich przedsiębiorstw, przycięcie trochę skrzydeł zagranicznemu kapitałowi, ograniczenie ilości pieniędzy, które nawet w wyniku normalnych, nie złodziejskich transakcji wycieka za granicę (a to są naprawdę duże kwoty) zmianę systemu podatkowego na bardziej korzystny dla polskich przedsiębiorstw.
Czyli program zakłada rozwój polskiej gospodarki w dużym stopniu w oparciu o polski kapitał, który dostanie pewne preferencje. 25 lat preferencje mieli ludzie ze starej władzy i kapitał zagraniczny. Teraz przez jakiś czas, dla osiągnięcia równowagi, preferencje będzie miał polski kapitał.
Chodzi nie o to, by pozabierać majątki, które zostały zakumulowane czy ukradzione ale o to, by zrównoważyć interesy na nowym poziomie odpowiadającym normalnemu europejskiemu państwu. To oznacza zmianę i o to właśnie jest ta straszna walka. Nie ma żadnego znaczenia, co powiedział Kaczyński, czy co powiedział rząd. Walka idzie o układ interesów, który musi być zmieniony. Powodzenie tego rządu będzie zależeć od tego, czy skutecznie uda się osiągnąć nowy poziom równowagi. To także dotyczy zrównoważenia systemu informacyjnego. Po to były te wszystkie szybkie ruchy w mediach, choć nie zawsze bardzo eleganckie. Było to konieczne, w przeciwnym razie rząd nic by nie zrobił i w dodatku zostałby „rozjechany”.
Oprócz twardego uchwycenia władzy, rząd musi odwołać się do społeczeństwa i wytłumaczyć, co robi. Nie może wytłumaczyć, jeżeli nie podejmie się rozwiązania ważnych problemów gospodarczych i zauważalnej realizacji obietnic, które złożył w trakcie kampanii wyborczej. Aby je wypełnić, trzeba dużo lepiej gospodarować, bo to nie jest tylko kwestia opodatkowania kapitału zagranicznego, ale również wykorzystania tego, co już mamy.
Mogę podać konkretne przykłady marnotrawstwa nawet setek milionów złotych inwestowanych w przedsięwzięcia, które nawet nie wystartowały. Stopień niefrasobliwości w zarządzaniu kapitałem państwowym był dotychczas ogromny. Lepiej by było te pieniądze wrzucić do pieca i spalić, niż wybudować coś, co nigdy nie zostanie uruchomione. To zmarnowany materiał i ludzka praca. Nietrafione inwestycje, nieprawidłowo prowadzone przedsiębiorstwa są źródłem rozpraszania polskiego kapitału tworzonego z takim wysiłkiem.
Trzeba więc przyglądać się, co rząd robi w gospodarce, jak robi i kto to robi. Pierwszym punktem zagrożenia dla programu jest przeciwnik wewnątrz tego rządu – ludzie, którzy chcą mieć stanowiska, a kompletnie się do tego nie nadają. Ten problem będzie musiał być rozwiązany.
W PiS jest sporo ludzi, którzy rozumieją, co to jest polityka i oni w pewnym momencie staną przed dylematem: albo ciągniemy gospodarkę do przodu i oddajemy ją w ręce ludzi, którzy to potrafią, albo… Wtedy trzeba będzie jasno powiedzieć: „Dobry byłeś przez osiem lat, przychodziłeś na wszystkie rocznice, miesięcznice, ale tu się nie nadajesz”. Ta korekta jest niezbędna, bo inaczej nie uda się zrealizować tego wielkiego programu zmiany polskiej gospodarki i zrównoważenia interesów dla zapewnienia rozwoju. Inaczej po prostu się nie uda.
Każdemu rządowi życzę sukcesu, a temu szczególnie. Ale będzie to dla rządu trudny rok. Gospodarka będzie jakoś się kręcić , nawet jeżeli specjaliści od aptek będą zarządzali w energetyce, ale nie mniej problem kadr w gospodarce stanie. Mam nadzieję, że problem ten zostanie podjęty jeszcze w tym roku i nastąpi wewnętrzna reorganizacja i inny dobór ludzi, którzy będą zarządzać państwem i gospodarką. Pamiętajmy, że rząd ten nie jest jednolity, po części są tam ludzie związani z aparatem partyjnym, działacze polityczni PiS-u, ale jest tam na przykład wicepremier Mateusz Morawiecki, który odpowiada za rozwój gospodarczy. Czyli przychodzi z zewnątrz wybitny fachowiec i zostaje od razu wicepremierem. To znak świadomości, że w gospodarce trzeba coś zasadniczo zmienić.
Jeżeli rząd skutecznie uchwyci przyczółki władzy i sprawi, że gospodarka będzie przynajmniej poprawnie zarządzana oraz zacznie realizować program zmiany, czyli skierowania dużego kapitału na nowoczesne kierunki inwestycyjne, to mamy szansę stać się faktycznym liderem zmian w Europie. Możemy też pomóc Europie zdecydowaniem politycznym i ideowym, a także poprawnością zarządzania gospodarką.
Platforma była partią władzy. Są tam ludzie dobrze przygotowani i rozumiejący państwo, to nie jest jakaś banda złodziei. Sądzę, że Platforma podzieli się, bo partia władzy w takim stanie się nie utrzyma. I myślę, że Jarosław Kaczyński, który jako jeden z nielicznych polityków polskich widzi parę ruchów do przodu, będzie brał udział w tym podziale i że znajdzie się grupa posłów PO, która zdecyduje się na utworzenie koalicji do wsparcia zmiany Polski. Chodzi o to, by przy obecnym Sejmie uzyskać większość konstytucyjną.
Dlatego pewnie wiele ruchów, które nie do końca będą zrozumiałe nawet dla bacznych obserwatorów, wynikać będzie z poszukiwania większości konstytucyjnej. Przy obecnie obowiązującej Konstytucji można wszystko zablokować, dlatego rozprawa z Trybunałem Konstytucyjnym musiała nastąpić. Jest to wprawdzie na granicy prawa, jest pewnym rodzajem falandyzacji prawa , ale nie ma innego wyjścia.
Jedynym rozwiązaniem jest nowa Konstytucja. Pod koniec roku będzie już pewnie wiadomo, czy to się uda. Z mojego buchalteryjnego rachunku wynika, że prawie ¾ posłów od Kukiza jest gotowa na układ konstytucyjny, a nawet i całość tego klubu. Jest też grupa posłów Platformy, która w sprawie Trybunału Konstytucyjnego nie głosowała. Warto to bacznie to obserwować. Tu gra się toczy o dużą stawkę.
Na koniec warto zatrzymać się przy partii o nazwie Nowoczesna. Jak królik z cylindra wyskoczyła i zajmuje w sondażach pierwsze miejsce po PiS-ie. Czym jest Nowoczesna? To jest tratwa rezerwowa, na którą należy przenieść to, co z Platformy da się uratować, gdy zacznie się ona rozsypywać. To już jest trochę kuchnia polityczna, ale warto zwrócić uwagę, że jeżeli przez osiem lat sprawuje się władzę i to w fazie pierwotnej akumulacji kapitału, to istnieje licząca się grupa polityków, która w tej akumulacji kapitału brała udział. W każdej prokuraturze rejonowej jest taki zbiór spraw zamrożonych, czyli rozpoznanych, ale zbyt poważne są dowody, aby je umorzyć, a zbyt poważnych ludzi to dotyczy, żeby sprawom tym nadać bieg. Jeżeli PiS nie dojdzie do tych zbiorów, to oznacza, że żadnej władzy nie sprawuje. W przeciwnym razie będzie musiał albo nadać bieg sprawie, albo zdecydować, że będzie to karta przetargowa.
Partia, która ma obalić PiS, nie może mieć ludzi ze sprawami w zbiorach zastrzeżonych. Dla tych, których tam nie ma, trzeba zrobić miejsce, bo ci, którzy tworzyli Nowoczesną, dobrze wiedzą, co w tych zbiorach zastrzeżonych jest. Tak więc Nowoczesna to jest platforma dla tych, którzy mogą zostać w polityce bez obciążeń. Po to ona jest i dobrze, że jest. Ma reprezentować interesy przedstawicieli zagranicznego kapitału i tych, którzy wytworzyli tu sobie majątki.
Gdy rozmawiałem z politykami z obecnej partii rządzącej, mówiłem, że trzeba wziąć przykład z Marszałka Piłsudskiego, który już po zwycięstwie nad bolszewikami spotkał się z polską arystokracją. Było to słynne spotkanie w Nieświeżu, podczas którego Piłsudski zagwarantował, że nie będzie rekwizycji majątków, ale pod warunkiem poparcia reformy rolnej i zgody na wysokie podatki.
Piłsudski zawarł układ, który lepiej lub gorzej do 1939 roku był dotrzymany. Podobnie należy postąpić z ludźmi, którzy w okresie transformacji wzbogacili się w ekspresowym tempie, czyli – pozostańmy przy tym określeniu – skorzystali z akumulacji kapitału.
Trzeba im powiedzieć, że ten rozdział zostanie zamknięty, gdy zapłacą jednorazowo określony procent od tego majątku. Otrzymają wówczas czystą kartę. Taki układ należy zawrzeć. W ten sposób, zarówno metodami aktywnymi, jak i poprzez prawidłowe zarządzanie i uporządkowanie starych spraw rząd musi zbudować nowy układ równowagi. Układ równowagi jest fundamentem demokracji. Ten rząd ma tylko jedno zadanie – zrównoważyć ten układ i zbudować perspektywę rozwojową w Polsce.
Wojciech MyśleckiTekst wykładu wygłoszonego w Klubie „Spotkanie i Dialog”, 13 stycznia 2016, oprac.red.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz