WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą * CZERWONE LUDOJADY. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą * CZERWONE LUDOJADY. Pokaż wszystkie posty
piątek, 27 kwietnia 2012
Polak w POpolszy * Heroizm
ZAMIAST WSTĘPU.
Kiedy już głupcy przejrzą na oczy… |
Sumliński: Czy żyjemy w wolnej Polsce?
( )
Naciski na dziennikarzy, tajemnicze zgony, kłamstwa polityków, ukrywane afery... to norma w polskiej rzeczywistości. Czy żyjemy w wolnym kraju? Wojciech Sumliński - dziennikarz śledczy stara się pomóc nam odpowiedzieć na to pytanie. Opowiada o siłach, które kryją się za Bronisławem Komorowskim, o szafach w których byli esbecy trzymają życiorysy wpływowych ludzi, o śmierci Andrzeja Leppera i innych tajemnicach III RP.
Lublin, 24 kwietnia 2012r.
Organizatorzy spotkania:
Polonia Christiana
Organizatorzy spotkania:
Polonia Christiana
APPENDIX.
( ) Powszechnie narzeka się dzisiaj na niedostatek ideowości i to nie tylko wśród „młodych”, co to nie chcą już niczego, tylko „popić, po(g)ruchać i radia posłuchać” - ale również wśród autorytetów moralnych, którzy uważają, że życie ludzkie jest „wartością najwyższą”. Jaka szkoda, że nie wiedzieli o tym święci męczennicy, którzy najwyraźniej musieli uważać, że są wartości cenniejsze od życia, skoro je dla nich poświęcili, a nie zapalili kadzidła przed posągiem Jowisza Najlepszego i Największego. Inna rzecz, że nie wszystkie idee są warte takiego poświęcenia. Weźmy dla przykładu ideę Unii Europejskiej, w którą każe się ludziom wierzyć, jako w ideę wielką. Czy jednak znalazłby się w Europie chociaż jeden człowiek, gotów oddać życie za Unię Europejską i Józika Manuela Barroso? Każdy wie, że o tym nie ma mowy; takiego człowieka w całej Europie nie ma. Nieomylny to znak, że idea Unii Europejskiej ma tylko pozory wielkości, za którymi kryje się zwyczajne Scheisse w postaci interesów narodowych, a co gorsza - interesów lichwiarskiej międzynarodówki.
Mamy zatem kryterium, przy pomocy którego możemy bez trudu odróżnić ideowość prawdziwą od ideowości udawanej - jeśli ktoś dla idei, którą głosi, gotów jest zaryzykować własne życie. Breivik twierdzi, że zabijając swoje ofiary liczył się z utratą życia - i rzeczywiście; policja przybyła na miejsce by go aresztować dopiero wtedy, jak skończyła mu się amunicja - podobnie jak i dzisiaj twierdzi, że przyjąłby karę śmierci. Podobnie mówił Eligiusz Niewiadomski - i został stracony. Breivik może tylko tak mówi, bo w Norwegii kary śmierci nie ma - ale czy nie warto by jej przywrócić choćby dlatego, by móc sprawdzić takie deklaracje?
wtorek, 17 czerwca 2008
"MENGELE" z obozu Cohn Bendita
Cały świat zna doktora Mengele z niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Mało kto słyszał o jego sowieckim odpowiedniku z Łubianki.Ostatnio wiele było krzyku w środkach przekazu, gdyż Centralne Biuro Śledcze nadało kryptonim "Dr Mengele" jednemu z wątków śledztwa w sprawie lekarza podejrzanego o uśmiercenie swego pacjenta. Ciekawe, czy taki sam szum w lewicowych mediach wywołałoby nadanie temu śledztwu kryptonimu "dr Majranowski"? Tak się bowiem nazywał szef specjalnej pracowni do badań nad zastosowaniem trucizn w działalności sowieckich służb specjalnych. Wiem to, gdyż drugi kanał TV moskiewskiej RTR nadał o nim specjalny film dokumentalny. Po obejrzeniu filmu skojarzyłem sobie, że jaki czas temu kupiłem sobie książkę rosyjskiego pisarza Władimira Bobrieniowa pod tytułem "»Doktor Smiert'« ili warsonofjewskije prizraki", co się tłumaczy na polski "»Dr Śmierć«, czyli widma z zaułka Warsonofjewskiego" (Zaułek ów sąsiaduje z siedzibą KGB na Łubiance, noszącej przez długie lata nazwę placu Feliksa Dzierżyńskiego, i tam z kolei znajdowała się owa specjalna pracownia chemiczna). Książka ukazała się przed 10-ciu laty w wydawnictwie moskiewskim "Olimp" w ramach serii "Russkije tajny", czyli tajemnice rosyjskie. Zawiera ona relację o działalności doktora Grigorija Majranowskiego, opisanego wszelako pod kryptonimem profesora doktora Grigorija Mogilewskiego, prawdopodobnie ze względu na odczucia dzieci i wnuków zbrodniarza, z którymi autor miał kontakt osobisty. Inne dane biograficzne się zgadzają, toteż opierając się na informacjach zawartych w filmie telewizyjnym wykładającym bez osłonek prawdę o zbrodniczej działalności truciciela w białym kitlu, podpieram się dla uzupełnienia obrazu danymi zawartymi w książce.Początek karieryGrigorij Mojsiejewicz (czyli syn Mojżesza) Majranowski urodził się w roku 1899 w Baku, czyli w stolicy dzisiejszego Azerbejdżanu, w rodzinie żydowskiej. Podczas studiów medycznych był nawet członkiem żydowskiej partii socjalistycznej "Bund", ale we właściwym czasie przerzucił się do partii bolszewickiej jako bardziej rokującej nadzieje na pomyślną przyszłość. Za młodu przeniósł się też do Moskwy, gdzie usiłował zrobić karierę naukową w dziedzinie medycyny. Karierę w NKWD zawdzięczał swym zainteresowaniom iperytem, gazem trującym stosowanym w I wojnie światowej. Po odsunięciu przez Stalina ze stanowiska szefa NKWD Nikołaja Jeżowa, który przeszedł do historii jako autor krwawej czystki 1937 roku, jego następca Lawrenti Beria postanowił rozwinąć działalność istniejącej jeszcze w czasach Lenina pracowni specjalnej wykonującej trucizny dla służb specjalnych. Jeżow po smutnych doświadczeniach swego poprzednika na stanowisku ludowego komisarza spraw wewnętrznych Jagody, oskarżonego o trucie wybitnych działaczy bolszewickich, blokował właściwe wykorzystanie tej pracowni. Tymczasem sowieckie służby specjalne potrzebowały skutecznych środków dla cichej likwidacji przeciwników Stalina zagranicą, a nadto środków umożliwiających zastąpienie tortur cielesnych stosowanych w śledztwie jakimś narkotykiem otwierającym usta aresztantom. Wszystkie te kierunki badań usiłował poprowadzić protegowany przez Berię i jego zastępcę Wsiewołoda Mierkułowa Grigorij Majranowski. W swoim czasie próbował on badać działania iperytu na własnej skórze, ale dał się łatwo przekonać czekistom, że lepiej do takich badań nadają się więźniowie polityczni, skazani na karę śmierci (Przed nastaniem Majranowskiego jego pracownia badała działanie trucizn oraz odtrutek na ptakach i zwierzętach, ale wymagający czekiści domagali się preparatów wypróbowanych na ludziach. Majranowski i jego podwładni przystali na ten warunek, więc pracownię przeniesiono w sąsiedztwo gmachu NKWD na Łubiance, łącząc laboratorium chemiczne z pomieszczeniami więziennymi).Doświadczenia w zakresie zabijania na skazańcachBy ludzkie króliki doświadczalne nie stawiały oporu, wmawiano im, iż trafili do więziennego szpitala, dzięki czemu unikną kuli w potylicę. Wobec tego cały personel pracowni występował w białych fartuchach i pozorował badania lekarskie pacjentów. Najlepiej, bo najbardziej przekonywująco w roli troskliwego lekarza sprawdzał się Grigorij Majranowski. W rzeczywistości wypróbowywano wszelakie rodzaje trucizn podawanych w postaci zastrzyku dożylnego lub domięśniowego oraz trucizny podsuwanej w jedzeniu lub napojach. Poszukiwano właściwych mieszanek oraz metodą prób i błędów dobierano dozy. Ofiary umierały zamknięte w swych celach-pojedynkach częstokroć w wielkich męczarniach, obserwowane przez specjalne okienka przez swych morderców. Przebieg konania dokumentowano. Jęki ofiar były nieraz tak głośne, że trzeba je było zagłuszać przy pomocy głośnej muzyki z płyt.Wypróbowywano poza tym różne inne narzędzia zatruwania ofiar, by zaspokoić potrzeby skrytobójców z sowieckich służb specjalnych. Jednym z nich była laska z ukrytym szpikulcem, którą można było drasnąć ofiarę i spowodować natychmiastową śmierć. Z tamtych czasów datuje się zażyłość doktora Majranowskiego ze słynnymi sowieckimi skrytobójcami - zabójcą wodza ukraińskich nacjonalistów Konowalca Pawłem Sudopłatowem oraz organizatorem zamachu na Lwa Trockiego Naumem Eitingonem. Dla nich dr Majranowski wykonywał również zadania mordowania pod pozorem leczenia różnych osób, które należało usunąć po cichu, gdyż z różnych względów uwięzienie nie wchodziło w rachubę. Jedną z ofiar doktora Majranowskiego był (już po zakończeniu wojny) obywatel polski narodowości żydowskiej Samet (imienia nie podano), którego winą była chęć wyjazdu do Palestyny. Sprzeciwiały się temu władze sowieckie, gdyż znał on jakieś tajemnice państwowe. Majranowski zamordował go zastrzykiem, a następnie upozorowano śmierć w wyniku potracenia przez samochód. W nagrodę za pracę dla NKWD wiceminister W. Mierkułow na usilną prośbę Majranowskiego wystąpił w 1943 r. w trybie urzędowym do władz oświatowych ZSRR o nadanie mu stopnia doktora nauk medycznych (czyli doktora habilitowanego) bez obrony pracy habilitacyjnej oraz tytułu profesora bez prowadzenia pracy wykładowcy na wyższej uczelni. Najwyraźniej mało mu było awansu w tymże 1943 roku na pułkownika służb medycznych oraz kilku orderów na mundurze. Prace laboratorium Majranowskiego zostały mocno przyhamowane po zwycięskiej dla Stalina wojnie, gdy wskutek przejściowego zniesienia kary śmierci zabrakło więźniów skazanych na śmierć dla dalszych doświadczeń z truciznami. Przez jakiś czas jego karierę podtrzymywały wspomniane wyżej usługi dla generałów Sudopłatowa i Eitingona. Kara za zasługi wobec władzyWszystko, co dobre jednak z czasem się kończy i przy kolejnej roszadzie personalnej w MGB nowy minister Wiktor Abakumow zarządził reorganizację pracowni, dzieląc ją na dwie - farmakologiczną oraz chemiczną. Prof. Majranowski pozostał bez przydziału, gdyż kierownikami pracowni zostali jego zastępcy. Po pewnym czasie w grudniu 1951 roku - jak to za rządów tow. Stalina zdarzało - trafił do więzienia i po niezbyt długim śledztwie w lutym roku 1953 otrzymał w trybie zaocznym wyrok 10 lat więzienia (Śledztwo w jego sprawie podjął podpułkownik Michaił Riumin, który się wkrótce zdobył ponurą sławę jako śledczy w sprawie żydowskich "lekarzy-trucicieli" z lecznicy kremlowskiej. Później sam za przekręty w tym głośnym śledztwie skończył z kulą w potylicy.) Oskarżono go o nadużycia służbowe i przekroczenie uprawnień.Jak bywa w takich sprawach, pisał listy wyjaśniające w różne instancje i tylko szkodził tym sobie. Po śmierci Stalina napisał kilka listów do swego dawnego protektora Berii, który ponownie został ministrem spraw wewnętrznych, ale zyskał tylko tyle, że po aresztowaniu Berii został poddany dodatkowemu śledztwu w sprawie przestępczej, zdaniem prokuratury, działalności jego pracowni. Ostatecznie nowe śledztwo umorzonoWięzień karny Majranowski wrócił z Moskwy po złożeniu zeznań do zbudowanego jeszcze w czasach carskich więzienia w mieście Władimir. Tam wypadło mu siedzieć w jednej celi w towarzystwie dawnego generała NKWD Nauma Eitingona. Po pewnym czasie dołączył do nich inny generał NKWD Paweł Sudopłatow. Na początku 1962 roku "sowiecki dr Mengele" wyszedł na wolność. Jako były kryminalista nie otrzymał prawa zamieszkania u swej rodziny w Moskwie, więc znalazł sobie zatrudnienie na Północnym Kaukazie. Tam na wstępie złożył dyrektorowi swego instytutu naukowo-badawczego donos na jednego z pracowników, który w towarzystwie opowiadał dowcipy o Nikicie Chruszczowie. Majranowski powinien był się cieszyć z dowcipów dworujących z jednego ze swych prześladowców, ale stare nawyki wzięły, jak widać, górę. Można się spodziewać, że nie zyskał sobie w ten sposób przyjaciół w nowym środowisku. Niewiele zresztą już cieszył się życiem, gdyż wkrótce zmarł z dala od swej rodziny i został pochowany na miejscowym cmentarzu.Trzeba przyznać, że los prawdziwego doktora Mengele - jeśli wierzyć środkom przekazu - był po ucieczce do Ameryki Łacińskiej bardziej korzystny. Natomiast japońscy zbrodniarze z Armii Kwantuńskiej w Mandżurii zostali skazani jeszcze w 1945 roku na karę śmierci za masowe eksperymenty na ludziach, więc przyznajmy, że w sumie sowieckiemu zbrodniarzowi powiodło się nie najgorzej. Choć miał podstawy do traktowania władzy sowieckiej jako wielkiej niewdzięcznicy. Wszak wykonywał gorliwie jej rozkazy, a w nagrodę skończył w więzieniu jako pospolity przestępca i to bez możliwości wyjaśnienia spraw przed sądem. Dalsze sukcesy sowieckich służb specjalnych w skrytobójczym mordowaniu wrogów władzy sowieckiej w Związku Rad i poza jego granicami świadczą natomiast niezbicie, że dr Majranowski miał jednak godnych następców.
Antoni Zambrowski
Artykuł pierwotnie opublikowany w tygodniku "Gazeta Polska"
---------------------------------------------------
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Tutejszym problemem jest Bizancjum budowane przez wszystkie kolejne ekipy na bazie Szmaciaków wyhodowanych przez komunę. Czyli Bizancjum skrajnie rozdęte (w stosunku do oryginału, nawet), z władzą chętnie demonstrowaną przez nawet najmniejszego dworzanina (urzędnika) i wyjątkowo niekompetentne w zadaniach, które teoretycznie powinno spełniać względem poddanych.
Czy jest możliwa zmiana tego stanu rzeczy? Moim zdaniem nie. Lecz może się mylę, bo cuda czasem się zdarzają. Nie jest to możliwe ze względu na opór materii. Nowe pokolenia nasiąkają atmosferą starszych a bardziej buntowniczy emigrują i nie wracają, bo nie ma po co.
Jest też duże prawdopodobieństwo definitywnego końca Polski. Może to się odbyć pełzająco z akceptacją ludności pragnącej normalności jak i ucieczki przed miłością Tuska i jemu podobnych następców.
Pozdrawiam.