WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą EU. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą EU. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 24 lutego 2011
.. to not existing Nation
Przyczyny katastrofy w smoleńsku
Farsa trwa, mija 9 miesiąc od Katastrofy a przyczyn nie znamy - oficjalnie znaczy.
http://poprawnypolitycznie.blogspot.com/?zx=fdd6ec0977472f7
No to ja Wam wszystko wyjaśnię:
1. Dlaczego nikt nie rozwodzi się nad nagłym obniżeniem wysokości samolotu które miało miejsce? Samolot będąc nad ścieżką podejścia nagle po przeleceniu 3 km (7,5 sek. lotu) znajduje się dużo poniżej niej:
Nawet polska pseudo komisja czegoś tam, komentująca raport MAK, która ustaliła jedynie tyle, że nie było wystarczającego jakiegoś tam "wsparcia". Ale żeby było zabawniej, to kontrolerzy kurs polskiego samolotu, który znajdował się powyżej ścieżki podejścia określali jako (sic!) "na kursie", czyli zmniejszali ryzyko katastrofy!
Otóż, jak informuje dziennik, kurs po którym leciał TUTEK, był zakazany w takich warunkach, bo podczas tak cholernej mgły, w jej obszarze panuje niskie ciśnienie (natura mgły), które obniża siłę nośną (w próżni samolotom niepotrzebne są skrzydła bo nie ma siły nośnej), a to skutkuje obniżeniem się wysokości samolotu i dodatkowo przed lotniskiem są "dziury" w ziemi - które dodatkowo oszukują mechanikę wskazującą wysokość samolotu (pomijając już działanie wysokościomierza barometrycznego, który zgodnie z naszym podejściem powinien wskazywać wyższy pułap samolotu, i takowy - w obszarze mgły - wskazuje rzeczywiście).
Kontroler z wieży w smoleńsku mógłby łaskawie wspomnieć, że takie podejście jest zakazane (po katastrofie, która wydarzyła się 10 lat temu w identycznych warunkach), ale na miłość boską, piloci, którzy byli bezpośrednio odpowiedzialni za samolot mogliby wziąć pod uwagę topografię terenu i warunki atmosferyczne mające wpływ na wysokość samolotu nad ziemią i działania aparatury wskazującej wysokość.
To, że mieliśmy do czynienia z nagłym (7,5 sek) obniżeniem wysokości samolotu z kursu ponad ścieżką podejścia, do kursu poniżej ścieżki podejścia wskazuje raczej na to, że raczej nie uwzględniono tego.
Jeśli kontroler, mówił, że wszystko jest OK, a samolot znajdował się powyżej ścieżki, to piloci mając na uwadze niskie ciśnienie mogliby podnieść maszynę obawiając się zmniejszenia siły nośnej ze względu na ciśnienie.
Nie interesuje mnie czy winni są Polacy, czy Rosjanie. Interesuje mnie prawda. Dla mnie, teraz wszystko układa się w logiczną całość. Sprawa może zostać zamknięta.
Winą winni się podzielić piloci i kontroler wedle uznania.
Autor: na wskroś o 02:25 4 komentarze Linki do tego posta
Etykiety: smoleńsk katastrofa przyczyny
poniedziałek, 29 listopada 2010
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
WTRĘT.
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Wikileaks - czyli kto podniósł kradzione jest kurwą!
Dobrze wiemy o tym, że nie można przywłaszczyć sobie czyjejś własności, nie można również wykorzystać w sądzie informacji, które pochodzą z nielegalnego źródła, i nie można także, uzyskiwać dostępu do informacji, które są zastrzeżone - nawet jeśli leży na ziemi kartka, na której napisane jest "druga strona dostępna jest tylko dla np.: Janiny W." to jest to nie nasza sprawa, co jest napisane na drugiej stronie kartki - nawet jeśli prawo nie opisuje tego typu sytuacji.
Takie są po prostu zasady, dzięki którym łatwiej nam się żyje w społeczeństwach. To, że sąsiadka z bloku na przeciwko rozbiera się i przy okazji zapomniała zasłonić zasłon, nie oznacza, że mogę ją podglądać!
I teraz przejdźmy do przecieków na WikiLeaks - wszystkie - bez kurwa żadnego wyjątku - media upajają się informacjami, które były tajne, albo zastrzeżone, albo coś podobnego. To, że robi również banda popierdoleńcó/hakerów/terrorystów/ciekawskich/cyklistów to nie oznacza, że można/powinno się publikować te informacje wszędzie gdzie się da!
Czym różnią się takie informacje od na przykład jakiegoś nowego filmu, który pojawił się w sieci P2P? (Poza tym, że tych informacji nie można legalnie kupić i mogą sporo namieszać na arenie międzynarodowej) Dlaczego media jak popierdolone nie publikują najnowszych płyt np U2 albo filmów Tarantino tylko dlatego, że ktoś je wykradł i umieścił na jakimś serwerze.
Argument w stylu - ale wszyscy to publikują - jest doprawdy śmieszny. Żadna wytwórnia fonograficzna nie przyjęłaby takiego argumentu jako linii obrony człowieka oskarżonego o nielegalne udostępnianie ich nagrań w sieci.
Media są obłudne do szpiku kurwa kości.
ps. ok, przyznam - są wyjątki. tzn powinny być. gdyby na przykład w tych informacjach znalazła się taka, że np USA planują wysadzić całą Ziemię, tylko po to by z księżyca nakręcić ciekawy film dokumentalny o końcu cywilizacji ludzkiej - to takie informacje powinny ujrzeć światło dzienne. ale to - co jeden z dyplomatów mysli o drugim, albo to, że największe mocarstwo świata próbuje pozyskać jak najwięcej informacji o innych jest chlebem powszednim światowej polityki.
Autor: na wskroś o 06:12 0 komentarze Linki do tego posta
sobota, 17 kwietnia 2010
Smierć Kaczyńskiego, żałoba i inne gówna
Miałem nic nie pisać, ale skrobnę sobie - widok Wawelu z okna mnie dopinguje.
Postaram się krótko.
Kaczyński kiwnął - nie byłem jego fanem (nie głosowaniem na niego i nie zagłosowałbym), ale zdarzyło mi się nawet na tym blogu bronić go przed psami z Wyborczej.
To czy on żyje czy nie było i jest mi obojętne.
Ale kurwa jego pierdolona mać nie mogę znieść tej jebanej obłudy polskich kurw nazywających się dziennikarzami/komentatorami i innych chujów.
Jak kurwa można całe życie kolesia opluwać a teraz wytykać innym brak żałoby tudzież znieważenie [kurewska wyborcza ]?
Po jakiego chuja Tusku klękałeś gdzieś tam skoro kurwa twoja pierdolona mać masz w dupie kościół ? [ja też mam go w dupie, ale to nie znaczy że klękam to tu to tam by się komuś przypodobać]
Na płacz się kurwa wszystkim - łącznie z szparozębną Moniką - mimo że pewnie marzyli o tym by wypierdolić Kaczyńskiego w kosmos.
Zabierz babci dowód, co ?
Z chęcią zabrałbym Wam mikrofony i wepchnął prosto w dupę.
Jak można być taką dwulicową kurwą ? Ja pierdole ! Jak kurwa ?
Powiem coś czego wszyscy boicie się napisać (piszę za was, nie za siebie)-
" Dobrze że Kaczyński nie żyje - mógł kiwnąć wcześniej.
Dobrze że Kurtyka nie żyje - mógł kiwnąć wcześniej.
Dobrze, że jeszcze kilku innych prawicowych wariatów diabeł zabrał do siebie. Cieszmy się jak chuj. Można teraz zamknąć sprawę PRL-u paląc w chuj wszystkie akta. Tak jak chciał Michnik - o ile się nie mylę.
Teraz można na potęgę integrować się z Europą.
Teraz można bez przeszkód przepchnąć każdą - nawet najbardziej chujową ustawę.
Chwała Ci Boże za tą katastrofę."
---------------
a teraz tylko czekać aż Wyborcza i TVN złożą doniesienie do prokuratury na mnie , za to że nie zachowałem wystarczająco dużo powagi po jego śmierci.
Coś wam powiem - szanowałem go za jego życia - w przeciwieństwie do Was. Życzę Wam śmierci, długiej i bolesnej. Niech Was wszystkich rak krtani - albo inne gówno - dopadnie.
ps. kiedyś wymyśliłem sobie test sprawdzający jakie są moje prawdziwe odczucia do danej osoby. Co trzeba zrobić by się przetestować?
Trzeba wyobrazić sobie, że dana osoba nie żyje. Wyobrazić sobie wszystkich jej przyjaciół płaczących. Ewentualny lament mediów itp. Trzeba też spróbować "odczuć" swoje odczucia. Trzeba poczuć siebie w tej sytuacji.
I teraz główna część testu. Wyobrażamy sobie, że ta osoba jednak żyje. Że wstaje z trumny i mówi "o ja pierdole, ale mnie poturbowało, ale chyba jednak zyję" (czy coś takiego) i teraz znów trzeba wczuć się w swoje odczucia.
Trzeba zaobserwować, czy budzi się w nas radość i chcemy rzucić się w ramiona danej osoby z płaczem i okrzykiem "Boże, jak się cieszę że żyjesz" czy też, wzruszymy ramionami i mówimy sobie pod nosem "jebie mnie to".
zrobiłem sobie taki test - nie rzuciłbym się w ramiona ani pana Kaczyńskiego, ani pana Kurtyki
ale za ich życia szanowałem ich - zwłaszcza tego drugiego
i właściwie wszystkich którzy wieszali na nim psy spaliłbym - albo udusił, własnoręcznie
ale po ich śmierci, nie ryczę jak jakaś dwulicowa kurwa, nie noszę się na czarno, nie stoję w kolejce po 12 godzin by przejść przed ich trumnami, tylko po to by media widziały
broniłem ich na forach , w dyskusjach itp, ale nie potrafię zmusić się do płaczu
a wy? Wy, pierdolone medialne kurwy? Rzucilibyście się w ramiona Kaczyńskiego ?
Wyobraźmy sobie że np Monika szparozębna leci w ramiona Lecha z płaczem i mówi "jak dobrze że Pan żyje", albo Michnik, albo Wałęsa ... ja nie potrafię sobie tego wyobrazić
nie potrafię sobie siebie wyobrazić w takiej chujowej roli
za to potrafię sobie siebie wyobrazić lecącego w ramiona mej lubej, mojego rodzeństwa, moich znajomych itd
potrafię
+++++++++++++++++++++++++++++++++
ANEKS.
SPRAWA 13. PARAGRAFU.
zagadka protokołu numer trzynaście....
No i mamy manifestację przyjaźni polsko-rosyjskiej: z jakiegoś powodu Rosjanie postanowili obejść się z Tuskiem okrutnie i ogłosili swój raport o katastrofie smoleńskiej w chwili, gdy Tusk był na urlopie. Można powiedzieć - przypadek; Rosjanie nie muszą wiedzieć kiedy polski premier ma urlop. Niby nie muszą, ale czy aby na pewno nie wiedzą takich rzeczy? Tak czy owak - numer jest w ich stylu: ogłaszają raport, a Tusk ma zgryz - przerywać urlop, czy nie przerywać? I tak źle i tak niedobrze... Jeśli przerwie - przyzna, że go rosyjscy przyjaciele nieprzyjemnie zaskoczyli. Jeśli nie przerwie - wyjdzie na to, że bimba sobie ze spraw ważnych i poważnych... Jeszcze wczoraj PR-owcy uważali, że korzystniejsza będzie wersja "nic ważnego się nie dzieje", w związku z czym Rzecznik Graś twierdził, że nie bardzo wiadomo po co Tusk miałby wracać. Dziś PR-owcy zmienili taktykę, skoro rzecznik ogłosił, że premier wraca. A wraca, bo nasi rosyjscy przyjaciele nie przejęli się specjalnie polskimi uwagami do projektu rosyjskiego raportu, bez uwzględnienia których - według Tuska - raport finalny miał być nie do przyjęcia.
Jak Tusk z tego wybrnie zobaczymy, ale jeśli chodzi o rosyjski raport jego treść jest oczywista. "Skończy się (...) na tym, że winnymi smoleńskiej katastrofy okażą się polscy piloci, którzy lądowali, choć nie powinni (w domyśle: naciskani przez prezydenta}" - wieszczyłem w maju 2010 i mi się sprawdziło, ale nie trzeba było do tego specjalnych zdolności profetycznych, bo sprawa była pozamiatana z chwilą, gdy oddano kontrolę nad śledztwem Rosjanom. Jak do tego doszło? Łukasz Warzecha twierdzi: "....współwinny tego ruskiego cyrku jest osobiście Donald Tusk. To on pozwolił, aby dochodzenie komisji odbywało się według konwencji chicagowskiej, choć były inne możliwości, w tym polsko-rosyjska umowa. W warunkach chaosu i płynności po 10 kwietnia można było się starać o inny sposób prowadzenia dochodzenia. Polski rząd nawet nie spróbował. Dziś premier twierdzi, że nie pamięta nawet, kto zasugerował posłużenie się tą konwencją i - niezależnie od tego, czy faktycznie nie pamięta, czy też kłamie - już samo to stwierdzenie jest dla niego wystarczająco kompromitujące."
Skoro tak się sprawy mają - spróbuję odpowiedzieć na pytanie kto podsunął stronie polskiej konwencję chicagowską. Skorzystam ze stosunkowo świeżych "zeznań", to jest z wywiadu przeprowadzonego przez "Gazetę Polską" z Edmundem Klichem (numer bieżący). Z wywiadu wyłania się taki obraz wypadków: Klich dowiaduje się z telewizji o katastrofie, natychmiast zaczyna szykować się do wyjazdu do Warszawy i w tym momencie dzwoni do niego ktoś, kto podaje się za Aleksjeja Morozowa - wiceszefa MAK-u. Według Klicha ów "Morozow" "...poinformował, że doszło do katastrofy. Rozbił się tupolew z prezydentem i on widzi, że jedynym dokumentem, który obydwa nasze państwa mają podpisany i według którego można procedować jest konwencja chicagowska i załącznik 13". Klich na to: "Odpowiedziałem, że nie wiem, bo to nie jest obszar mojego działania i nie moja decyzja. I, że jeśli chodzi o Polskę i Rosję, znam jedynie porozumienie w ramach konwencji chicagowskiej". W tym miejscu pojawiają się dwie kwestie:
- po pierwsze podkreślmy, że Klich utrzymuje, iż cała sprawa nie mieściła się w obszarze jego działania.
- Po drugie Klich wyznaje: "Nagle facet do mnie dzwoni, mówi po angielsku. Ja nie wiedziałem, kto to jest Morozow. Potem sobie przypomniałem, że byliśmy razem na jednej międzynarodowej konferencji"
No dobrze, ale w takim razie - skąd Klich wiedział z kim rozmawia, a jeśli nie wiedział to dlaczego z tym kimś dyskutował? To prawda - ostatecznie osobnik podający się za Morozowa faktycznie okazał się Morozowem z MAK-u, ale w czasie rozmowy Klich chyba nie mógł być tego pewny. Bo niby na jakiej podstawie? W takiej sytuacji dzwoniącego można zidentyfikować bodajże tylko na dwa sposoby: po numerze wyświetlanym przez telefon lub - po głosie. Sposób drugi jest mocno niepewny, zwłaszcza gdy idzie o kogoś, kogo spotkało się raz w życiu na jakiejś konferencji. Co do sposobu pierwszego - nic nie wskazuje na to, że Klich znał prywatny czy służbowy numer Morozowa ("nie współpracowaliśmy z MAK" - twierdzi pułkownik). Mimo tego wszystkiego Klich uznaje, że rzekomy Morozow to faktycznie Morozow i z tym przekonaniem udaje się do ministra Grabarczyka, Grabarczyk bowiem zadzwonił do Klicha po Morozowie i wezwał go - to jest Klicha - do siebie.
Tu pojawia się pytanie: dlaczego do Klicha "...zadzwonili z sekretariatu ministra Grabarczyka, skoro sprawa nie była "z obszaru działania" pułkownika? Rzecz można tłumaczyć na wiele sposobów. Nieżyczliwie dla Klicha - pułkownik nie miał pojęcia o swoim obszarze działań. Nieżyczliwie dla Grabarczyka - minister nie miał pojęcia o obszarze działania Klicha. Względnie życzliwie dla ich obu - w chwili kryzysu ściągano wszystkich co ważniejszych osobników mających coś wspólnego z lotnictwem. Byłoby to działanie cokolwiek wariackie, ale w sytuacji bez precedensu jakoś tam zrozumiałe. Tak czy owak - Klich zjawia się u Grabarczyka i opowiada mu o rozmowie z Morozowem (co do którego nie może być chyba pewnym, że faktycznie był to Morozow). Klich relacjonuje(podkreślenia w tekście - moje): "Powiedziałem, iż padła PROPOZYCJA czy SUGESTIA, że jedynym podpisanym dokumentem jest załącznik 13. Minister poprosił o ten załącznik i na tym rozmowa się zakończyła. Wróciłem do komisji i czekałem". Na pytanie "A kiedy zapadła decyzja, że będziecie procedować zgodnie z załącznikiem 13" Klich odpowiada: "Nie wiem. Nie do mnie należy kierować to pytanie". No tak, ale z drugiej strony minister Kwiatkowski pytany dziś w Salonie Politycznym Trójki o to, czy był obecny 10 kwietnia na nadzwyczajnym posiedzeniu rządu na którym zapadła decyzja o trzymaniu się załącznika numer 13, odparł, że tak, a dopytywany o to, kto podsunął takie rozwiązanie stwierdził, że osoba najlepiej do tego przygotowana to jest - Edmund Klich. Co prawda - ciągnął minister - załącznik dotyczy lotów cywilnych, podczas gdy lot był cywilno-wojskowy, czego zresztą nie uznają Rosjanie twierdzący, że lot był czysto cywilny. W tym punkcie - prawił minister Kwiatkowski - mamy z Rosjanami spór. Ale spór mamy nie tylko z Rosjanami, ale i chyba z ... pułkownikiem Klichem, bo - jako się rzekło - po dziś dzień twierdzi on, że nie uznawał (nie uznaje?) katastrofy smoleńskiej za rzecz z obszaru swoich kompetencji. I bądź tu mądry... Wydaje się, że jedyną stroną pewną swego byli Rosjanie. To oni błyskawicznie "wybrali" sobie Klicha na osobę, z którą zechcieli się skontaktować i to oni zasugerowali Klichowi konwencję chicagowską (z czym Klich się zresztą zgodził), po czym "propozycje" i "sugestie" strony rosyjskiej Klich podsuflował ministrowi Grabarczykowi. Przy tym, żeby było śmieszniej, w kluczowych chwilach całej sprawy Klich wierzył "na gębę", że osobnik z którym sobie porozmawiał był faktycznie wiceszefem MAK-u, choć chyba nie miał ku temu podstaw.... Słowem - III RP w całej krasie.
Siłę sprawczą strony rosyjskiej widać i w sposobie w jaki Edmund Klich stał się polskim akredytowanym przy MAK-u. A było to (według Klicha) tak: zadzwoniono do niego z sekretariatu ministra Grabarczyka i powiedziano: "pan leci do Smoleńska". Po co? Nie bardzo wiadomo. Klich: "Nie dostałem konkretnych zadań. Jechałem do Smoleńska, żeby zacząć jakąś współpracę ze stroną rosyjską". Tak było do 13 kwietnia kiedy to na scenę znów wkracza niezawodny pan Morozow. Pułkownik Klich: "13 kwietnia o godz. 12 podchodzi do mnie Morozow i mówi: "słuchaj, Putin zaprasza cię na konferencję do Moskwy. Mnie wyprostowało, co ten Putin ode mnie chce, skąd on wie, że ja tutaj jestem, o co tu chodzi? Dzwonię do ministra Grabarczyka. Pytam, czy ja mam w ogóle iść na tę konferencję? Dał mi do zrozumienia, że jednak mogę uczestniczyć, ja to zrozumiałem jako akceptację". W tym miejscu pada pytanie: "Ale jako kto miał Pan uczestniczyć?", a pułkownik na to: "Nie wiem, mam zaproszenie od Putina. Telekonferencję zaczyna Putin, następnie mówi Iwanow, wicepremier. I Anodina, która stwierdza, że zdecydowano iż będziemy działać według załącznika 13" (Klich właśnie od Anodiny miał się dowiedzieć o tym rozstrzygnięciu....). Kto więc "mianował" Klicha akredytowanym? Zdaje się, że - de facto - ci, którzy dzwonili do niego tuż po katastrofie... I to byłoby tyle, gdy idzie o stan RP w pierwszej dekadzie
http://perlyprzedwieprze.salon24.pl/
Farsa trwa, mija 9 miesiąc od Katastrofy a przyczyn nie znamy - oficjalnie znaczy.
http://poprawnypolitycznie.blogspot.com/?zx=fdd6ec0977472f7
No to ja Wam wszystko wyjaśnię:
1. Dlaczego nikt nie rozwodzi się nad nagłym obniżeniem wysokości samolotu które miało miejsce? Samolot będąc nad ścieżką podejścia nagle po przeleceniu 3 km (7,5 sek. lotu) znajduje się dużo poniżej niej:
Nawet polska pseudo komisja czegoś tam, komentująca raport MAK, która ustaliła jedynie tyle, że nie było wystarczającego jakiegoś tam "wsparcia". Ale żeby było zabawniej, to kontrolerzy kurs polskiego samolotu, który znajdował się powyżej ścieżki podejścia określali jako (sic!) "na kursie", czyli zmniejszali ryzyko katastrofy!
Otóż, jak informuje dziennik, kurs po którym leciał TUTEK, był zakazany w takich warunkach, bo podczas tak cholernej mgły, w jej obszarze panuje niskie ciśnienie (natura mgły), które obniża siłę nośną (w próżni samolotom niepotrzebne są skrzydła bo nie ma siły nośnej), a to skutkuje obniżeniem się wysokości samolotu i dodatkowo przed lotniskiem są "dziury" w ziemi - które dodatkowo oszukują mechanikę wskazującą wysokość samolotu (pomijając już działanie wysokościomierza barometrycznego, który zgodnie z naszym podejściem powinien wskazywać wyższy pułap samolotu, i takowy - w obszarze mgły - wskazuje rzeczywiście).
Kontroler z wieży w smoleńsku mógłby łaskawie wspomnieć, że takie podejście jest zakazane (po katastrofie, która wydarzyła się 10 lat temu w identycznych warunkach), ale na miłość boską, piloci, którzy byli bezpośrednio odpowiedzialni za samolot mogliby wziąć pod uwagę topografię terenu i warunki atmosferyczne mające wpływ na wysokość samolotu nad ziemią i działania aparatury wskazującej wysokość.
To, że mieliśmy do czynienia z nagłym (7,5 sek) obniżeniem wysokości samolotu z kursu ponad ścieżką podejścia, do kursu poniżej ścieżki podejścia wskazuje raczej na to, że raczej nie uwzględniono tego.
Jeśli kontroler, mówił, że wszystko jest OK, a samolot znajdował się powyżej ścieżki, to piloci mając na uwadze niskie ciśnienie mogliby podnieść maszynę obawiając się zmniejszenia siły nośnej ze względu na ciśnienie.
Nie interesuje mnie czy winni są Polacy, czy Rosjanie. Interesuje mnie prawda. Dla mnie, teraz wszystko układa się w logiczną całość. Sprawa może zostać zamknięta.
Winą winni się podzielić piloci i kontroler wedle uznania.
Autor: na wskroś o 02:25 4 komentarze Linki do tego posta
Etykiety: smoleńsk katastrofa przyczyny
poniedziałek, 29 listopada 2010
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
WTRĘT.
|
Data i miejsce urodzenia: 18-06-1949, Warszawa Stan cywilny: wolny Wykształcenie: wyższe Tytuł/stopień naukowy: dr nauk prawnych Ukończona szkoła: - Uniwersytet Warszawski, Wydział Prawa i Administracji - mgr prawa - Instytut Nauki o Państwie i Prawie, Teoria Państwa i Prawa - dr Zawód: prawnik |
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Wikileaks - czyli kto podniósł kradzione jest kurwą!
Dobrze wiemy o tym, że nie można przywłaszczyć sobie czyjejś własności, nie można również wykorzystać w sądzie informacji, które pochodzą z nielegalnego źródła, i nie można także, uzyskiwać dostępu do informacji, które są zastrzeżone - nawet jeśli leży na ziemi kartka, na której napisane jest "druga strona dostępna jest tylko dla np.: Janiny W." to jest to nie nasza sprawa, co jest napisane na drugiej stronie kartki - nawet jeśli prawo nie opisuje tego typu sytuacji.
Takie są po prostu zasady, dzięki którym łatwiej nam się żyje w społeczeństwach. To, że sąsiadka z bloku na przeciwko rozbiera się i przy okazji zapomniała zasłonić zasłon, nie oznacza, że mogę ją podglądać!
I teraz przejdźmy do przecieków na WikiLeaks - wszystkie - bez kurwa żadnego wyjątku - media upajają się informacjami, które były tajne, albo zastrzeżone, albo coś podobnego. To, że robi również banda popierdoleńcó/hakerów/terrorystów/ciekawskich/cyklistów to nie oznacza, że można/powinno się publikować te informacje wszędzie gdzie się da!
Czym różnią się takie informacje od na przykład jakiegoś nowego filmu, który pojawił się w sieci P2P? (Poza tym, że tych informacji nie można legalnie kupić i mogą sporo namieszać na arenie międzynarodowej) Dlaczego media jak popierdolone nie publikują najnowszych płyt np U2 albo filmów Tarantino tylko dlatego, że ktoś je wykradł i umieścił na jakimś serwerze.
Argument w stylu - ale wszyscy to publikują - jest doprawdy śmieszny. Żadna wytwórnia fonograficzna nie przyjęłaby takiego argumentu jako linii obrony człowieka oskarżonego o nielegalne udostępnianie ich nagrań w sieci.
Media są obłudne do szpiku kurwa kości.
ps. ok, przyznam - są wyjątki. tzn powinny być. gdyby na przykład w tych informacjach znalazła się taka, że np USA planują wysadzić całą Ziemię, tylko po to by z księżyca nakręcić ciekawy film dokumentalny o końcu cywilizacji ludzkiej - to takie informacje powinny ujrzeć światło dzienne. ale to - co jeden z dyplomatów mysli o drugim, albo to, że największe mocarstwo świata próbuje pozyskać jak najwięcej informacji o innych jest chlebem powszednim światowej polityki.
Autor: na wskroś o 06:12 0 komentarze Linki do tego posta
sobota, 17 kwietnia 2010
Smierć Kaczyńskiego, żałoba i inne gówna
Miałem nic nie pisać, ale skrobnę sobie - widok Wawelu z okna mnie dopinguje.
Postaram się krótko.
Kaczyński kiwnął - nie byłem jego fanem (nie głosowaniem na niego i nie zagłosowałbym), ale zdarzyło mi się nawet na tym blogu bronić go przed psami z Wyborczej.
To czy on żyje czy nie było i jest mi obojętne.
Ale kurwa jego pierdolona mać nie mogę znieść tej jebanej obłudy polskich kurw nazywających się dziennikarzami/komentatorami i innych chujów.
Jak kurwa można całe życie kolesia opluwać a teraz wytykać innym brak żałoby tudzież znieważenie [kurewska wyborcza ]?
Po jakiego chuja Tusku klękałeś gdzieś tam skoro kurwa twoja pierdolona mać masz w dupie kościół ? [ja też mam go w dupie, ale to nie znaczy że klękam to tu to tam by się komuś przypodobać]
Na płacz się kurwa wszystkim - łącznie z szparozębną Moniką - mimo że pewnie marzyli o tym by wypierdolić Kaczyńskiego w kosmos.
Zabierz babci dowód, co ?
Z chęcią zabrałbym Wam mikrofony i wepchnął prosto w dupę.
Jak można być taką dwulicową kurwą ? Ja pierdole ! Jak kurwa ?
Powiem coś czego wszyscy boicie się napisać (piszę za was, nie za siebie)-
" Dobrze że Kaczyński nie żyje - mógł kiwnąć wcześniej.
Dobrze że Kurtyka nie żyje - mógł kiwnąć wcześniej.
Dobrze, że jeszcze kilku innych prawicowych wariatów diabeł zabrał do siebie. Cieszmy się jak chuj. Można teraz zamknąć sprawę PRL-u paląc w chuj wszystkie akta. Tak jak chciał Michnik - o ile się nie mylę.
Teraz można na potęgę integrować się z Europą.
Teraz można bez przeszkód przepchnąć każdą - nawet najbardziej chujową ustawę.
Chwała Ci Boże za tą katastrofę."
---------------
a teraz tylko czekać aż Wyborcza i TVN złożą doniesienie do prokuratury na mnie , za to że nie zachowałem wystarczająco dużo powagi po jego śmierci.
Coś wam powiem - szanowałem go za jego życia - w przeciwieństwie do Was. Życzę Wam śmierci, długiej i bolesnej. Niech Was wszystkich rak krtani - albo inne gówno - dopadnie.
ps. kiedyś wymyśliłem sobie test sprawdzający jakie są moje prawdziwe odczucia do danej osoby. Co trzeba zrobić by się przetestować?
Trzeba wyobrazić sobie, że dana osoba nie żyje. Wyobrazić sobie wszystkich jej przyjaciół płaczących. Ewentualny lament mediów itp. Trzeba też spróbować "odczuć" swoje odczucia. Trzeba poczuć siebie w tej sytuacji.
I teraz główna część testu. Wyobrażamy sobie, że ta osoba jednak żyje. Że wstaje z trumny i mówi "o ja pierdole, ale mnie poturbowało, ale chyba jednak zyję" (czy coś takiego) i teraz znów trzeba wczuć się w swoje odczucia.
Trzeba zaobserwować, czy budzi się w nas radość i chcemy rzucić się w ramiona danej osoby z płaczem i okrzykiem "Boże, jak się cieszę że żyjesz" czy też, wzruszymy ramionami i mówimy sobie pod nosem "jebie mnie to".
zrobiłem sobie taki test - nie rzuciłbym się w ramiona ani pana Kaczyńskiego, ani pana Kurtyki
ale za ich życia szanowałem ich - zwłaszcza tego drugiego
i właściwie wszystkich którzy wieszali na nim psy spaliłbym - albo udusił, własnoręcznie
ale po ich śmierci, nie ryczę jak jakaś dwulicowa kurwa, nie noszę się na czarno, nie stoję w kolejce po 12 godzin by przejść przed ich trumnami, tylko po to by media widziały
broniłem ich na forach , w dyskusjach itp, ale nie potrafię zmusić się do płaczu
a wy? Wy, pierdolone medialne kurwy? Rzucilibyście się w ramiona Kaczyńskiego ?
Wyobraźmy sobie że np Monika szparozębna leci w ramiona Lecha z płaczem i mówi "jak dobrze że Pan żyje", albo Michnik, albo Wałęsa ... ja nie potrafię sobie tego wyobrazić
nie potrafię sobie siebie wyobrazić w takiej chujowej roli
za to potrafię sobie siebie wyobrazić lecącego w ramiona mej lubej, mojego rodzeństwa, moich znajomych itd
potrafię
+++++++++++++++++++++++++++++++++
ANEKS.
SPRAWA 13. PARAGRAFU.
zagadka protokołu numer trzynaście....
No i mamy manifestację przyjaźni polsko-rosyjskiej: z jakiegoś powodu Rosjanie postanowili obejść się z Tuskiem okrutnie i ogłosili swój raport o katastrofie smoleńskiej w chwili, gdy Tusk był na urlopie. Można powiedzieć - przypadek; Rosjanie nie muszą wiedzieć kiedy polski premier ma urlop. Niby nie muszą, ale czy aby na pewno nie wiedzą takich rzeczy? Tak czy owak - numer jest w ich stylu: ogłaszają raport, a Tusk ma zgryz - przerywać urlop, czy nie przerywać? I tak źle i tak niedobrze... Jeśli przerwie - przyzna, że go rosyjscy przyjaciele nieprzyjemnie zaskoczyli. Jeśli nie przerwie - wyjdzie na to, że bimba sobie ze spraw ważnych i poważnych... Jeszcze wczoraj PR-owcy uważali, że korzystniejsza będzie wersja "nic ważnego się nie dzieje", w związku z czym Rzecznik Graś twierdził, że nie bardzo wiadomo po co Tusk miałby wracać. Dziś PR-owcy zmienili taktykę, skoro rzecznik ogłosił, że premier wraca. A wraca, bo nasi rosyjscy przyjaciele nie przejęli się specjalnie polskimi uwagami do projektu rosyjskiego raportu, bez uwzględnienia których - według Tuska - raport finalny miał być nie do przyjęcia.
Jak Tusk z tego wybrnie zobaczymy, ale jeśli chodzi o rosyjski raport jego treść jest oczywista. "Skończy się (...) na tym, że winnymi smoleńskiej katastrofy okażą się polscy piloci, którzy lądowali, choć nie powinni (w domyśle: naciskani przez prezydenta}" - wieszczyłem w maju 2010 i mi się sprawdziło, ale nie trzeba było do tego specjalnych zdolności profetycznych, bo sprawa była pozamiatana z chwilą, gdy oddano kontrolę nad śledztwem Rosjanom. Jak do tego doszło? Łukasz Warzecha twierdzi: "....współwinny tego ruskiego cyrku jest osobiście Donald Tusk. To on pozwolił, aby dochodzenie komisji odbywało się według konwencji chicagowskiej, choć były inne możliwości, w tym polsko-rosyjska umowa. W warunkach chaosu i płynności po 10 kwietnia można było się starać o inny sposób prowadzenia dochodzenia. Polski rząd nawet nie spróbował. Dziś premier twierdzi, że nie pamięta nawet, kto zasugerował posłużenie się tą konwencją i - niezależnie od tego, czy faktycznie nie pamięta, czy też kłamie - już samo to stwierdzenie jest dla niego wystarczająco kompromitujące."
Skoro tak się sprawy mają - spróbuję odpowiedzieć na pytanie kto podsunął stronie polskiej konwencję chicagowską. Skorzystam ze stosunkowo świeżych "zeznań", to jest z wywiadu przeprowadzonego przez "Gazetę Polską" z Edmundem Klichem (numer bieżący). Z wywiadu wyłania się taki obraz wypadków: Klich dowiaduje się z telewizji o katastrofie, natychmiast zaczyna szykować się do wyjazdu do Warszawy i w tym momencie dzwoni do niego ktoś, kto podaje się za Aleksjeja Morozowa - wiceszefa MAK-u. Według Klicha ów "Morozow" "...poinformował, że doszło do katastrofy. Rozbił się tupolew z prezydentem i on widzi, że jedynym dokumentem, który obydwa nasze państwa mają podpisany i według którego można procedować jest konwencja chicagowska i załącznik 13". Klich na to: "Odpowiedziałem, że nie wiem, bo to nie jest obszar mojego działania i nie moja decyzja. I, że jeśli chodzi o Polskę i Rosję, znam jedynie porozumienie w ramach konwencji chicagowskiej". W tym miejscu pojawiają się dwie kwestie:
- po pierwsze podkreślmy, że Klich utrzymuje, iż cała sprawa nie mieściła się w obszarze jego działania.
- Po drugie Klich wyznaje: "Nagle facet do mnie dzwoni, mówi po angielsku. Ja nie wiedziałem, kto to jest Morozow. Potem sobie przypomniałem, że byliśmy razem na jednej międzynarodowej konferencji"
No dobrze, ale w takim razie - skąd Klich wiedział z kim rozmawia, a jeśli nie wiedział to dlaczego z tym kimś dyskutował? To prawda - ostatecznie osobnik podający się za Morozowa faktycznie okazał się Morozowem z MAK-u, ale w czasie rozmowy Klich chyba nie mógł być tego pewny. Bo niby na jakiej podstawie? W takiej sytuacji dzwoniącego można zidentyfikować bodajże tylko na dwa sposoby: po numerze wyświetlanym przez telefon lub - po głosie. Sposób drugi jest mocno niepewny, zwłaszcza gdy idzie o kogoś, kogo spotkało się raz w życiu na jakiejś konferencji. Co do sposobu pierwszego - nic nie wskazuje na to, że Klich znał prywatny czy służbowy numer Morozowa ("nie współpracowaliśmy z MAK" - twierdzi pułkownik). Mimo tego wszystkiego Klich uznaje, że rzekomy Morozow to faktycznie Morozow i z tym przekonaniem udaje się do ministra Grabarczyka, Grabarczyk bowiem zadzwonił do Klicha po Morozowie i wezwał go - to jest Klicha - do siebie.
Tu pojawia się pytanie: dlaczego do Klicha "...zadzwonili z sekretariatu ministra Grabarczyka, skoro sprawa nie była "z obszaru działania" pułkownika? Rzecz można tłumaczyć na wiele sposobów. Nieżyczliwie dla Klicha - pułkownik nie miał pojęcia o swoim obszarze działań. Nieżyczliwie dla Grabarczyka - minister nie miał pojęcia o obszarze działania Klicha. Względnie życzliwie dla ich obu - w chwili kryzysu ściągano wszystkich co ważniejszych osobników mających coś wspólnego z lotnictwem. Byłoby to działanie cokolwiek wariackie, ale w sytuacji bez precedensu jakoś tam zrozumiałe. Tak czy owak - Klich zjawia się u Grabarczyka i opowiada mu o rozmowie z Morozowem (co do którego nie może być chyba pewnym, że faktycznie był to Morozow). Klich relacjonuje(podkreślenia w tekście - moje): "Powiedziałem, iż padła PROPOZYCJA czy SUGESTIA, że jedynym podpisanym dokumentem jest załącznik 13. Minister poprosił o ten załącznik i na tym rozmowa się zakończyła. Wróciłem do komisji i czekałem". Na pytanie "A kiedy zapadła decyzja, że będziecie procedować zgodnie z załącznikiem 13" Klich odpowiada: "Nie wiem. Nie do mnie należy kierować to pytanie". No tak, ale z drugiej strony minister Kwiatkowski pytany dziś w Salonie Politycznym Trójki o to, czy był obecny 10 kwietnia na nadzwyczajnym posiedzeniu rządu na którym zapadła decyzja o trzymaniu się załącznika numer 13, odparł, że tak, a dopytywany o to, kto podsunął takie rozwiązanie stwierdził, że osoba najlepiej do tego przygotowana to jest - Edmund Klich. Co prawda - ciągnął minister - załącznik dotyczy lotów cywilnych, podczas gdy lot był cywilno-wojskowy, czego zresztą nie uznają Rosjanie twierdzący, że lot był czysto cywilny. W tym punkcie - prawił minister Kwiatkowski - mamy z Rosjanami spór. Ale spór mamy nie tylko z Rosjanami, ale i chyba z ... pułkownikiem Klichem, bo - jako się rzekło - po dziś dzień twierdzi on, że nie uznawał (nie uznaje?) katastrofy smoleńskiej za rzecz z obszaru swoich kompetencji. I bądź tu mądry... Wydaje się, że jedyną stroną pewną swego byli Rosjanie. To oni błyskawicznie "wybrali" sobie Klicha na osobę, z którą zechcieli się skontaktować i to oni zasugerowali Klichowi konwencję chicagowską (z czym Klich się zresztą zgodził), po czym "propozycje" i "sugestie" strony rosyjskiej Klich podsuflował ministrowi Grabarczykowi. Przy tym, żeby było śmieszniej, w kluczowych chwilach całej sprawy Klich wierzył "na gębę", że osobnik z którym sobie porozmawiał był faktycznie wiceszefem MAK-u, choć chyba nie miał ku temu podstaw.... Słowem - III RP w całej krasie.
Siłę sprawczą strony rosyjskiej widać i w sposobie w jaki Edmund Klich stał się polskim akredytowanym przy MAK-u. A było to (według Klicha) tak: zadzwoniono do niego z sekretariatu ministra Grabarczyka i powiedziano: "pan leci do Smoleńska". Po co? Nie bardzo wiadomo. Klich: "Nie dostałem konkretnych zadań. Jechałem do Smoleńska, żeby zacząć jakąś współpracę ze stroną rosyjską". Tak było do 13 kwietnia kiedy to na scenę znów wkracza niezawodny pan Morozow. Pułkownik Klich: "13 kwietnia o godz. 12 podchodzi do mnie Morozow i mówi: "słuchaj, Putin zaprasza cię na konferencję do Moskwy. Mnie wyprostowało, co ten Putin ode mnie chce, skąd on wie, że ja tutaj jestem, o co tu chodzi? Dzwonię do ministra Grabarczyka. Pytam, czy ja mam w ogóle iść na tę konferencję? Dał mi do zrozumienia, że jednak mogę uczestniczyć, ja to zrozumiałem jako akceptację". W tym miejscu pada pytanie: "Ale jako kto miał Pan uczestniczyć?", a pułkownik na to: "Nie wiem, mam zaproszenie od Putina. Telekonferencję zaczyna Putin, następnie mówi Iwanow, wicepremier. I Anodina, która stwierdza, że zdecydowano iż będziemy działać według załącznika 13" (Klich właśnie od Anodiny miał się dowiedzieć o tym rozstrzygnięciu....). Kto więc "mianował" Klicha akredytowanym? Zdaje się, że - de facto - ci, którzy dzwonili do niego tuż po katastrofie... I to byłoby tyle, gdy idzie o stan RP w pierwszej dekadzie
http://perlyprzedwieprze.salon24.pl/
niedziela, 17 maja 2009
I.“BIG – prywatne państwo“ II.EU:Pogarda
Eureko, czyli metka z ceną za autorytety
12 maj 2009
W minioną sobotę odbyła się europejska Parada Schumana. Było pięknie, jak na 1 maja. Dzieci szły z plakatami, wszyscy machali flagami, tłum ważnych polityków razem z całą mównicą wiozła ciężarówka. Megafony, transparenty, muzyka w stylu umpa-umpa, cheerleaderki, delegacje szkół podstawowych, czerwony lincoln kabriolet – jednym słowem Europa. Z portretów spoglądali ciepło ojcowie założyciele - Tadeusz Mazowiecki i Robert Schuman. Spontaniczność parady dorównywała entuzjazmowi pierwszomajowych pochodów. Nie czepiamy się, rozumiemy, że profesjonalnie zorganizowane masowe imprezy mają swoje prawa, nie ma w nich miejsca na niekontrolowane improwizacje.
Nasz przyjaciel obserwujący paradę z kawiarni hotelu Bristol (wystawili stoliki na zewnątrz!) w pewnym momencie zauważył „O! teraz wjeżdża… metka z ceną“. W tym samym momencie naszym oczom ukazał się wielki napis przez całą ciężarówkę „EUREKO“. Firma ta, znana głównie jako niedoszły właściciel PZU, jest głównym sponsorem imprezy. I co w tym złego? Nic, fajnie, że prywatne firmy nawet odnotowując setki milionów euro straty sponsorują dobre imprezy. Od dawna obserwujemy jak kolejne reklamy Eureko zalewają polskie media. Nie dziwi nas więc, że sponsoring Eureko rozciąga się daleko dalej. Coś tam zresztą o tym wiemy, ale to na inny wpis.
Na warszawskiej paradzie takich „metek z ceną“ było jednak bardzo, bardzo dużo. I w tym sęk. Napis „Eureko“ pojawiał się właściwie wszędzie. I trochę nas to niepokoi. Czy naprawdę dzieciom na paradzie proeuropejskiej trzeba rozdawać chorągiewki z portretem Tadeusza Mazowieckiego i wielkim napisem EUREKO (małymi literkami „europejska firma ubezpieczeniowa“). Nie EUROPA, ale EUREKO. Wpychanie dzieciom portretów Schumana i Mazowieckiego, którymi mają spontanicznie machać do tłumów samo w sobie nie jest naganne. Każdy ma prawo promować autorytety jakie uznaje i namawiać do tego nieletnich. Jakoś nam się jednak dziwnie zrobiło kiedy zauważyliśmy, że wszystkie te zachwycone majowym pochodem sympatyczne dzieciaki wymachują chorągiewkami z napisem „EUREKO“ a po drugiej stronie portretem… Mazowieckiego.
Tego samego dnia w „Gazecie Wyborczej“ ukazał się czołówkowy tekst z laudacją na cześć Tadeusza Mazowieckiego. Mamy taką refleksję. Może warto pewnych autorytetów nie rozmieniać na drobne? Może jeśli chce się wykreować autorytet to nie pozwalać dzieciom na wymachiwanie flagą gdzie po jednej stronie jest portret Mazowieckiego a po drugiej „metka z ceną“? Sponsorowi pewnie wystarczyłby jeden wielki napis albo kilka małych, ale ktoś pewnie był nadgorliwy. Jak dzieci dorosną to mogą mieć takie skojarzenia jak nasze pokolenie kiedy zorientowało się, że za spontanicznymi 1-majowymi imprezami stoi jakiś Wielki Brat.
PS. Tym, którzy się spodziewali po tym felietonie, że opublikujemy listę mediów i polityków żyjących w symbiozie z Eureko, możemy polecić jedynie przegląd tekstów z przed lat:
“BIG – prywatne państwo“, “Ujawnienie umowy prywatyzacyjnej PZU”, Strategia ponad podziałami.
Minęło prawie 10 lat ale od tamtej pory niewiele się zmieniło.
http://blog.marazm.pl/?m=200905
**************
***************
07.05.2009 W prasie PiS na świecie źródło: Niezależna Gazeta Polska
Dzieje jednej kasety
To było jak na prawdziwym sensacyjnym filmie. I choć rzecz dotyczy polityki, nie był to żaden „political fiction”. To raczej paradokumentalny polityczny thriller. Jest w nim wszystko co potrzeba do „kina akcji”, ale na koniec nie ma napisów z nazwiskami aktorów, scenografów, kamerzystów i kierowników planu zdjęciowego. Ta rzecz zdarzyła się naprawdę.
W roli głównej wystąpiła tu pewna mała kaseta do reporterskiego dyktafonu, znaleziona w koszu na śmieci w rezydencji ambasadora jednego z krajów członkowskich NATO i UE. Ale zanim na niej coś nagrano i zanim odsłuchali ją nie ci ludzie co powinni była jeszcze prehistoria tej opowieści.
W autokarze na trasie Siemiatycze - Bruksela, kilka lat temu, znalazło się kilku młodych ludzi z głową na karku: powiedzmy Marek i powiedzmy Krzysztof. Mieli smykałkę do interesów i zaplecze w stolicy Belgii w osobach kuzynów i przyjaciół, którzy funkcjonowali tam już od lat, co w przypadku ludzi z Podlasia nie dziwi. W Brukseli szybko założyli firmę sprzątającą biurowce. Firma zatrudniała Polaków - była więc tania i konkurencyjna, a ponadto miała wyłącznie białych pracowników, więc cieszyła się względami na rynku wśród właścicieli biurowców i rezydencji, oficjalnie deklarujących brak jakichkolwiek rasistowskich uprzedzeń. Gdy pojawiły się oznaki kryzysu, polska firma tylko na tym skorzystała: cięto koszty wynajmu i sprzątania, a nasi byli bardzo elastyczni. Weszli więc jeszcze bardziej w obszar rezydencji dyplomatycznych. Do ambasad ich nie wpuszczano - względy bezpieczeństwa! - ale sprzątali już szereg ambasadorskich willi, zaś personel firmy czasem ze sprzątania przynosił niepotrzebne właścicielom gadżety. Wśród nich bywały CD z muzyką, ale też znalazła się owa kaseta. Dziewczyna, która wyjęła ją z kosza gabinetu pana ambasadora w owej rezydencji nie była szpiegiem, ale zwykłą gadżeciarą. Jednak już po kilkudziesięciu sekundach odsłuchiwania kasety, zrezygnowała. Zapis był bowiem po angielsku, a ona ledwie mówiła po francusku. Kaseta powędrowałaby pewnie - już definitywnie - do kolejnego kosza na śmieci, gdyby nie kompletny przypadek. Ów przypadek nazywał się powiedzmy Jurek, i był studentem z Warszawy (choć pochodził z Radomia). W ramach „dziekanki” przyjechał do Holandii i Belgii trochę pozwiedzać, trochę dorobić. On znał angielski, ale także interesowała go polityka. Przynajmniej na tyle, aby zrozumieć jak ważne jest to, co znalazło się w jego ręku tylko dlatego, że poszedł na imieniny do koleżanki mieszkającej w dzielnicy Ixelles. Owa koleżanka, bezskuteczny przedmiot westchnień, powiedzmy Jurka, była siostrą owej Magdy, sprzątaczki-gadżeciary.
Powiedzmy Jurek odsłuchał kasetę, dostał wypieków na twarzy i postanowił nią zainteresować kogoś, kto może zrobić z niej użytek. Jak postanowił, tak zrobił.
I tak czytelnicy NGP mogą dziś przeczytać tłumaczenie stenogramu rozmowy podczas lunchu w rezydencji ambasadora jednego z państw krajów członkowskich NATO i UE. Na taśmie nie wszystko jest czytelne - mikrofon nie zarejestrował jednakowo głosów dyplomatów z różnych części stołu. Stąd przerwy w stenogramie.
Oto zapis rozmowy:
Głos I: … bo, Panowie, powiedzmy sobie otwarcie, że czasem trzeba się spotkać w swoim, to jest w naszym, starym gronie. My się oczywiście spotykamy w ramach „27” (liczba państw - członków UE - przyp. RCz), ale trudno tam do końca mówić szczerze. Ci nowi, zwłaszcza Polacy, zamiast się, Panowie, cieszyć, że są z nami w salonie i jedzą nożem i widelcem przy głównym stole, cały czas czegoś chcą…
Głos II: No, to już się zmieniło. Może chcieli, może już nawet widzieli siebie jako tych rozgrywających, takich jak my, ale też przysiedli, kucnęli.
Głos III (ze śmiechem): No tak, nowy rząd zrozumiał, jak się zachowywać, żeby dostać trochę pochwał od zagranicznych dziennikarzy.
Głos I: … i żeby potem można to było przedrukować w kraju. Ale jednak do końca, nawet teraz przewidywalni nie są. Ich ambasador na co dzień jest miły i rozumie proporcje sił i wie jak jest urządzona Europa, ale po każdej wizycie tego prezydenta-bliźniaka dostaje, przepraszam, małpiego rozumu i ma znowu jakieś roszczenia i pytania jak 2–3 lata wstecz…
Głos IV: Słuchajcie, świetna ta ryba. Co to jest? Sola? Z tymi młodymi szparagami jest doskonała!
Głos V: No tak, Alan (Alan Thomas - ambasador Austrii przy UE - dop. RCz.), biedaku - wy nie macie w tej waszej Austrii morza. Wy dobrą rybę możecie tylko importować…
Głos II (chyba - dop. RCz.): A propos ryb. Ostatnio u naszego przyjaciela ambasadora Rosji, Władimira (Władimir Czyżow - ambasador Federacji Rosyjskiej - dop. RCz.), jadłem świetną rybkę, coś jak jesiotr… Bie…
Głos I: Bieluga (chodzi o bieługę - dop. RCz.) Ale wracając to przecież nie zwalajmy wszystkiego na Polaków. Nie możemy swobodnie porozmawiać o naprawie relacji z Rosją, zwłaszcza w kontekście naszych inwestycji w tym wielkim kraju i eksportu.
Głos VI: Z eksportem gorzej, bo kryzys. Rosja, Ekscelencjo, w ciągu roku 10 razy zmniejszyła obroty handlowe z zagranicą. Przerażające. Jak to w nas uderza…
Głos I: Racja, ale tym bardziej nie można Rosji dociskać kolanem do ściany. A jak tylko mówimy coś o realnym appeacement (znane pojęcie w dyplomacji wprowadzone przez brytyjskiego premiera Chamberlaina, gdy zawierał krótkowzroczne i krótkotrwałe porozumienie z Niemcami Hitlera w Monachium w 1938 r. - dop. RCz), to już nie tylko Polacy gardłują, ale też Bałtowie.
Głos VII: Małe to to, ta cała Estonia czy Litwa, a wypowiadają się jakby mieli jutro wypowiedzieć wojnę Kremlowi.
Ogólny śmiech.
Głos VIII: (nieczytelny zapis - dop. RCz) … i to zresztą z nowym prezydentem Obamą było ustalane…
Głos II: Ale ta „nowa” Unia nie nadąża. Oni nie wiedzą, że teraz jest silny, stabilny trójkąt: my, Unia, Moskwa i Waszyngton.
Głos I: No, nie wszyscy. Węgrzy rozumieją, Słowacy zrozumieli, polski premier też już grzeczny.
Głos III: Zdaniem nowego rządu nic nie może przeszkadzać w strategicznym ułożeniu sobie naszych relacji z Rosją. Na to naciska nasz przemysł, nasz biznes, to jest nasza przyszłość.
Głos I: No i to, Panowie, musimy przeprowadzić. Tu trzeba użyć wszelkich możliwych środków rozsądnych. Na przykład niedługo rozpocznie się dyskusja w Unii o podziale środków budżetowych na kolejną 7-letnią perspektywę finansową, począwszy od 2013. No i tu, mówiąc wprost, jest kij i jest marchewka. Nasi nowi partnerzy ze wschodniej Europy….
Głos III: Tylko nie mów do nich, że są ze wschodniej Europy (ogólny śmiech). Oni mówią, że są z Europy Środkowowschodniej.
Głos I: Tak, tak. Niech im będzie. Oni muszą zrozumieć, że my, stara, bogata Unia, kraje założycielskie, nie jesteśmy dojna krowa. Dajemy, ale wymagamy. Będzie większy zastrzyk finansowy, ale jak to mówił prezydent Jacques Chirac - zdrowie, Panie ambasadorze Francji, „santé!” - niech teraz skorzystają z okazji, żeby w sprawach Rosji siedzieć cicho.
Głos IV: No i też, Panowie, musimy wpływać na nich przez sytuację wewnętrzną u nich. Trzeba pomóc Tuskowi, no i temu nowemu premierowi na Węgrzech, premiera Fico ze Słowacji trzeba wreszcie przyjąć do Międzynarodówki Socjalistycznej, a nie głupio bojkotować…
Głos I: No tak, to jasne. Trzeba osłabiać bliźniaków w Polsce, ale z tym Klausem to jest problem. Z jednej strony…
Głos IX: Słuchaj Pierre (Pierre Sellal - ambasador Francji przy UE - dop. RCz.) możesz, kochany, podać trochę sosu? Wyśmienity sos… Wy to robicie czy sprowadzacie?
Głos I:…. Z jednej strony bowiem Klaus lubi Rosję, jest realistą, ma dobre relacje z Rosją, a z drugiej strony nie rozumie nas, nie rozumie Unii Europejskiej i przeszkadza, przeszkadza… Ale à propos Rosji, właśnie ich ambasador przesłał mi ich znakomity koniak. To, Panowie, przy cygarku, zapraszam.
Głos III: Musimy też grać to tak, aby jednak, Drodzy Koledzy, dbać o elementarne pozory. Ja tylko Panom przypomnę jak powstało największe mocarstwo świata - czyli USA. Otóż wzięło się to od wywalania transportu herbaty do oceanu w porcie w Bostonie, ponieważ brytyjskie kolonie, a dzisiaj Stany Zjednoczone - były niezadowolone brakiem partycypacji w zyskach i decyzjach politycznych ich dotyczących. Nie powtarzajmy więc błędów Brytyjczyków sprzed tych dwustu ponad lat.
Głos V: A tak konkretnie? Bo to przecież banały, Pan, wybaczy Ekscelencjo…
Głos III: Musimy dać im poczucie udziału w decyzjach i gronach kierowniczych. Każdy ma takie świecidełka na jakie zasługuje. Skoro były słoweński premier (Alojz Peterle - dop. RCz.) był w prezydium konwentu, który przygotował Konstytucję Europejską - co było i tak bez znaczenia - a teraz Łotysz jest wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej….
Głos I: Chyba Estończyk…
Głos II: Tak, tak Estończyk (Siim Kallas - dop. RCz.)
Głos III: No właśnie. Pamiętałem, że któryś z tych bałtyckich krajów. Teraz znowu dajmy coś bez realnego zastrzeżenia politycznego, ale nawet i spektakularnego.
Głos i: Na przykład szefa PE…
Głos III: No właśnie o tym chciałem powiedzieć. To zabawka. Dekoracja. Mój kraj to poprze. To nie jest żaden wpływowy instrument, ale to zadowoli ich ambicje…
Głos I: Na przykład Polaków.
Głos III: Choćby i Polaków.
Głos II: (zapis nieczytelny - dop. RCz.) … No i potem zrobimy oficjalne spotkanie z Polakami i tą całą resztą, żeby ich poinformować o ustaleniach. Zgoda?
Głos I: (zapis nieczytelny, dźwięk odsuwanych krzeseł - dop. RCz.)… No to przejdźmy, Panowie, do salonu, zapraszam na kawę, zapraszam na rosyjski koniak, na szkocką whisky, na grecką Metaxę. Niech żyje zjednoczona Europa! (śmiech, zapis się urywa).
Ile takich kaset nie zostało nigdy odnalezionych? Ale jedna wystarczy, aby dostrzec choćby zarysy kulis międzynarodowej gry sił i interesów.
Ryszard Czarnecki
Poseł do Parlamentu Europejskiego PiS/UEN
http://www.pis.org.pl/article.php?id=15062
12 maj 2009
W minioną sobotę odbyła się europejska Parada Schumana. Było pięknie, jak na 1 maja. Dzieci szły z plakatami, wszyscy machali flagami, tłum ważnych polityków razem z całą mównicą wiozła ciężarówka. Megafony, transparenty, muzyka w stylu umpa-umpa, cheerleaderki, delegacje szkół podstawowych, czerwony lincoln kabriolet – jednym słowem Europa. Z portretów spoglądali ciepło ojcowie założyciele - Tadeusz Mazowiecki i Robert Schuman. Spontaniczność parady dorównywała entuzjazmowi pierwszomajowych pochodów. Nie czepiamy się, rozumiemy, że profesjonalnie zorganizowane masowe imprezy mają swoje prawa, nie ma w nich miejsca na niekontrolowane improwizacje.
Nasz przyjaciel obserwujący paradę z kawiarni hotelu Bristol (wystawili stoliki na zewnątrz!) w pewnym momencie zauważył „O! teraz wjeżdża… metka z ceną“. W tym samym momencie naszym oczom ukazał się wielki napis przez całą ciężarówkę „EUREKO“. Firma ta, znana głównie jako niedoszły właściciel PZU, jest głównym sponsorem imprezy. I co w tym złego? Nic, fajnie, że prywatne firmy nawet odnotowując setki milionów euro straty sponsorują dobre imprezy. Od dawna obserwujemy jak kolejne reklamy Eureko zalewają polskie media. Nie dziwi nas więc, że sponsoring Eureko rozciąga się daleko dalej. Coś tam zresztą o tym wiemy, ale to na inny wpis.
Na warszawskiej paradzie takich „metek z ceną“ było jednak bardzo, bardzo dużo. I w tym sęk. Napis „Eureko“ pojawiał się właściwie wszędzie. I trochę nas to niepokoi. Czy naprawdę dzieciom na paradzie proeuropejskiej trzeba rozdawać chorągiewki z portretem Tadeusza Mazowieckiego i wielkim napisem EUREKO (małymi literkami „europejska firma ubezpieczeniowa“). Nie EUROPA, ale EUREKO. Wpychanie dzieciom portretów Schumana i Mazowieckiego, którymi mają spontanicznie machać do tłumów samo w sobie nie jest naganne. Każdy ma prawo promować autorytety jakie uznaje i namawiać do tego nieletnich. Jakoś nam się jednak dziwnie zrobiło kiedy zauważyliśmy, że wszystkie te zachwycone majowym pochodem sympatyczne dzieciaki wymachują chorągiewkami z napisem „EUREKO“ a po drugiej stronie portretem… Mazowieckiego.
Tego samego dnia w „Gazecie Wyborczej“ ukazał się czołówkowy tekst z laudacją na cześć Tadeusza Mazowieckiego. Mamy taką refleksję. Może warto pewnych autorytetów nie rozmieniać na drobne? Może jeśli chce się wykreować autorytet to nie pozwalać dzieciom na wymachiwanie flagą gdzie po jednej stronie jest portret Mazowieckiego a po drugiej „metka z ceną“? Sponsorowi pewnie wystarczyłby jeden wielki napis albo kilka małych, ale ktoś pewnie był nadgorliwy. Jak dzieci dorosną to mogą mieć takie skojarzenia jak nasze pokolenie kiedy zorientowało się, że za spontanicznymi 1-majowymi imprezami stoi jakiś Wielki Brat.
PS. Tym, którzy się spodziewali po tym felietonie, że opublikujemy listę mediów i polityków żyjących w symbiozie z Eureko, możemy polecić jedynie przegląd tekstów z przed lat:
“BIG – prywatne państwo“, “Ujawnienie umowy prywatyzacyjnej PZU”, Strategia ponad podziałami.
Minęło prawie 10 lat ale od tamtej pory niewiele się zmieniło.
http://blog.marazm.pl/?m=200905
**************
2008-01-10 09:31
Ciemny ludek kupi wszystko ...
Każdą
chamską propagandę mediów, każde jej przemilczenie ...
Przyjdzie jednak
dzień kiedy koryto się opróżni ...
Znikną darmowe szkoły i uczelnie ...
W
szpitalu poproszą o karty kredytowe ...
Wtedy ciemny ludek się wścieknie
!!!
Komitetów już nie ma ...
Pierwsze więc, zapłoną redakcje
...
"Nad redakcją czarne chmury wiszą, za redakcją wiszą ci co
piszą"
:)
http://malibu.salon24.pl/84522,ciemny-ludek-kupi-wszystko
***************
07.05.2009 W prasie PiS na świecie źródło: Niezależna Gazeta Polska
Dzieje jednej kasety
To było jak na prawdziwym sensacyjnym filmie. I choć rzecz dotyczy polityki, nie był to żaden „political fiction”. To raczej paradokumentalny polityczny thriller. Jest w nim wszystko co potrzeba do „kina akcji”, ale na koniec nie ma napisów z nazwiskami aktorów, scenografów, kamerzystów i kierowników planu zdjęciowego. Ta rzecz zdarzyła się naprawdę.
W roli głównej wystąpiła tu pewna mała kaseta do reporterskiego dyktafonu, znaleziona w koszu na śmieci w rezydencji ambasadora jednego z krajów członkowskich NATO i UE. Ale zanim na niej coś nagrano i zanim odsłuchali ją nie ci ludzie co powinni była jeszcze prehistoria tej opowieści.
W autokarze na trasie Siemiatycze - Bruksela, kilka lat temu, znalazło się kilku młodych ludzi z głową na karku: powiedzmy Marek i powiedzmy Krzysztof. Mieli smykałkę do interesów i zaplecze w stolicy Belgii w osobach kuzynów i przyjaciół, którzy funkcjonowali tam już od lat, co w przypadku ludzi z Podlasia nie dziwi. W Brukseli szybko założyli firmę sprzątającą biurowce. Firma zatrudniała Polaków - była więc tania i konkurencyjna, a ponadto miała wyłącznie białych pracowników, więc cieszyła się względami na rynku wśród właścicieli biurowców i rezydencji, oficjalnie deklarujących brak jakichkolwiek rasistowskich uprzedzeń. Gdy pojawiły się oznaki kryzysu, polska firma tylko na tym skorzystała: cięto koszty wynajmu i sprzątania, a nasi byli bardzo elastyczni. Weszli więc jeszcze bardziej w obszar rezydencji dyplomatycznych. Do ambasad ich nie wpuszczano - względy bezpieczeństwa! - ale sprzątali już szereg ambasadorskich willi, zaś personel firmy czasem ze sprzątania przynosił niepotrzebne właścicielom gadżety. Wśród nich bywały CD z muzyką, ale też znalazła się owa kaseta. Dziewczyna, która wyjęła ją z kosza gabinetu pana ambasadora w owej rezydencji nie była szpiegiem, ale zwykłą gadżeciarą. Jednak już po kilkudziesięciu sekundach odsłuchiwania kasety, zrezygnowała. Zapis był bowiem po angielsku, a ona ledwie mówiła po francusku. Kaseta powędrowałaby pewnie - już definitywnie - do kolejnego kosza na śmieci, gdyby nie kompletny przypadek. Ów przypadek nazywał się powiedzmy Jurek, i był studentem z Warszawy (choć pochodził z Radomia). W ramach „dziekanki” przyjechał do Holandii i Belgii trochę pozwiedzać, trochę dorobić. On znał angielski, ale także interesowała go polityka. Przynajmniej na tyle, aby zrozumieć jak ważne jest to, co znalazło się w jego ręku tylko dlatego, że poszedł na imieniny do koleżanki mieszkającej w dzielnicy Ixelles. Owa koleżanka, bezskuteczny przedmiot westchnień, powiedzmy Jurka, była siostrą owej Magdy, sprzątaczki-gadżeciary.
Powiedzmy Jurek odsłuchał kasetę, dostał wypieków na twarzy i postanowił nią zainteresować kogoś, kto może zrobić z niej użytek. Jak postanowił, tak zrobił.
I tak czytelnicy NGP mogą dziś przeczytać tłumaczenie stenogramu rozmowy podczas lunchu w rezydencji ambasadora jednego z państw krajów członkowskich NATO i UE. Na taśmie nie wszystko jest czytelne - mikrofon nie zarejestrował jednakowo głosów dyplomatów z różnych części stołu. Stąd przerwy w stenogramie.
Oto zapis rozmowy:
Głos I: … bo, Panowie, powiedzmy sobie otwarcie, że czasem trzeba się spotkać w swoim, to jest w naszym, starym gronie. My się oczywiście spotykamy w ramach „27” (liczba państw - członków UE - przyp. RCz), ale trudno tam do końca mówić szczerze. Ci nowi, zwłaszcza Polacy, zamiast się, Panowie, cieszyć, że są z nami w salonie i jedzą nożem i widelcem przy głównym stole, cały czas czegoś chcą…
Głos II: No, to już się zmieniło. Może chcieli, może już nawet widzieli siebie jako tych rozgrywających, takich jak my, ale też przysiedli, kucnęli.
Głos III (ze śmiechem): No tak, nowy rząd zrozumiał, jak się zachowywać, żeby dostać trochę pochwał od zagranicznych dziennikarzy.
Głos I: … i żeby potem można to było przedrukować w kraju. Ale jednak do końca, nawet teraz przewidywalni nie są. Ich ambasador na co dzień jest miły i rozumie proporcje sił i wie jak jest urządzona Europa, ale po każdej wizycie tego prezydenta-bliźniaka dostaje, przepraszam, małpiego rozumu i ma znowu jakieś roszczenia i pytania jak 2–3 lata wstecz…
Głos IV: Słuchajcie, świetna ta ryba. Co to jest? Sola? Z tymi młodymi szparagami jest doskonała!
Głos V: No tak, Alan (Alan Thomas - ambasador Austrii przy UE - dop. RCz.), biedaku - wy nie macie w tej waszej Austrii morza. Wy dobrą rybę możecie tylko importować…
Głos II (chyba - dop. RCz.): A propos ryb. Ostatnio u naszego przyjaciela ambasadora Rosji, Władimira (Władimir Czyżow - ambasador Federacji Rosyjskiej - dop. RCz.), jadłem świetną rybkę, coś jak jesiotr… Bie…
Głos I: Bieluga (chodzi o bieługę - dop. RCz.) Ale wracając to przecież nie zwalajmy wszystkiego na Polaków. Nie możemy swobodnie porozmawiać o naprawie relacji z Rosją, zwłaszcza w kontekście naszych inwestycji w tym wielkim kraju i eksportu.
Głos VI: Z eksportem gorzej, bo kryzys. Rosja, Ekscelencjo, w ciągu roku 10 razy zmniejszyła obroty handlowe z zagranicą. Przerażające. Jak to w nas uderza…
Głos I: Racja, ale tym bardziej nie można Rosji dociskać kolanem do ściany. A jak tylko mówimy coś o realnym appeacement (znane pojęcie w dyplomacji wprowadzone przez brytyjskiego premiera Chamberlaina, gdy zawierał krótkowzroczne i krótkotrwałe porozumienie z Niemcami Hitlera w Monachium w 1938 r. - dop. RCz), to już nie tylko Polacy gardłują, ale też Bałtowie.
Głos VII: Małe to to, ta cała Estonia czy Litwa, a wypowiadają się jakby mieli jutro wypowiedzieć wojnę Kremlowi.
Ogólny śmiech.
Głos VIII: (nieczytelny zapis - dop. RCz) … i to zresztą z nowym prezydentem Obamą było ustalane…
Głos II: Ale ta „nowa” Unia nie nadąża. Oni nie wiedzą, że teraz jest silny, stabilny trójkąt: my, Unia, Moskwa i Waszyngton.
Głos I: No, nie wszyscy. Węgrzy rozumieją, Słowacy zrozumieli, polski premier też już grzeczny.
Głos III: Zdaniem nowego rządu nic nie może przeszkadzać w strategicznym ułożeniu sobie naszych relacji z Rosją. Na to naciska nasz przemysł, nasz biznes, to jest nasza przyszłość.
Głos I: No i to, Panowie, musimy przeprowadzić. Tu trzeba użyć wszelkich możliwych środków rozsądnych. Na przykład niedługo rozpocznie się dyskusja w Unii o podziale środków budżetowych na kolejną 7-letnią perspektywę finansową, począwszy od 2013. No i tu, mówiąc wprost, jest kij i jest marchewka. Nasi nowi partnerzy ze wschodniej Europy….
Głos III: Tylko nie mów do nich, że są ze wschodniej Europy (ogólny śmiech). Oni mówią, że są z Europy Środkowowschodniej.
Głos I: Tak, tak. Niech im będzie. Oni muszą zrozumieć, że my, stara, bogata Unia, kraje założycielskie, nie jesteśmy dojna krowa. Dajemy, ale wymagamy. Będzie większy zastrzyk finansowy, ale jak to mówił prezydent Jacques Chirac - zdrowie, Panie ambasadorze Francji, „santé!” - niech teraz skorzystają z okazji, żeby w sprawach Rosji siedzieć cicho.
Głos IV: No i też, Panowie, musimy wpływać na nich przez sytuację wewnętrzną u nich. Trzeba pomóc Tuskowi, no i temu nowemu premierowi na Węgrzech, premiera Fico ze Słowacji trzeba wreszcie przyjąć do Międzynarodówki Socjalistycznej, a nie głupio bojkotować…
Głos I: No tak, to jasne. Trzeba osłabiać bliźniaków w Polsce, ale z tym Klausem to jest problem. Z jednej strony…
Głos IX: Słuchaj Pierre (Pierre Sellal - ambasador Francji przy UE - dop. RCz.) możesz, kochany, podać trochę sosu? Wyśmienity sos… Wy to robicie czy sprowadzacie?
Głos I:…. Z jednej strony bowiem Klaus lubi Rosję, jest realistą, ma dobre relacje z Rosją, a z drugiej strony nie rozumie nas, nie rozumie Unii Europejskiej i przeszkadza, przeszkadza… Ale à propos Rosji, właśnie ich ambasador przesłał mi ich znakomity koniak. To, Panowie, przy cygarku, zapraszam.
Głos III: Musimy też grać to tak, aby jednak, Drodzy Koledzy, dbać o elementarne pozory. Ja tylko Panom przypomnę jak powstało największe mocarstwo świata - czyli USA. Otóż wzięło się to od wywalania transportu herbaty do oceanu w porcie w Bostonie, ponieważ brytyjskie kolonie, a dzisiaj Stany Zjednoczone - były niezadowolone brakiem partycypacji w zyskach i decyzjach politycznych ich dotyczących. Nie powtarzajmy więc błędów Brytyjczyków sprzed tych dwustu ponad lat.
Głos V: A tak konkretnie? Bo to przecież banały, Pan, wybaczy Ekscelencjo…
Głos III: Musimy dać im poczucie udziału w decyzjach i gronach kierowniczych. Każdy ma takie świecidełka na jakie zasługuje. Skoro były słoweński premier (Alojz Peterle - dop. RCz.) był w prezydium konwentu, który przygotował Konstytucję Europejską - co było i tak bez znaczenia - a teraz Łotysz jest wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej….
Głos I: Chyba Estończyk…
Głos II: Tak, tak Estończyk (Siim Kallas - dop. RCz.)
Głos III: No właśnie. Pamiętałem, że któryś z tych bałtyckich krajów. Teraz znowu dajmy coś bez realnego zastrzeżenia politycznego, ale nawet i spektakularnego.
Głos i: Na przykład szefa PE…
Głos III: No właśnie o tym chciałem powiedzieć. To zabawka. Dekoracja. Mój kraj to poprze. To nie jest żaden wpływowy instrument, ale to zadowoli ich ambicje…
Głos I: Na przykład Polaków.
Głos III: Choćby i Polaków.
Głos II: (zapis nieczytelny - dop. RCz.) … No i potem zrobimy oficjalne spotkanie z Polakami i tą całą resztą, żeby ich poinformować o ustaleniach. Zgoda?
Głos I: (zapis nieczytelny, dźwięk odsuwanych krzeseł - dop. RCz.)… No to przejdźmy, Panowie, do salonu, zapraszam na kawę, zapraszam na rosyjski koniak, na szkocką whisky, na grecką Metaxę. Niech żyje zjednoczona Europa! (śmiech, zapis się urywa).
Ile takich kaset nie zostało nigdy odnalezionych? Ale jedna wystarczy, aby dostrzec choćby zarysy kulis międzynarodowej gry sił i interesów.
Ryszard Czarnecki
Poseł do Parlamentu Europejskiego PiS/UEN
http://www.pis.org.pl/article.php?id=15062
czwartek, 14 maja 2009
...to, co cię łobalilo...
2009-05-14 08:04
TO, CO CIĘ OBALIŁO, Brother ..
2008-06-21 18:03
LUDZIE KTÓRYCH OBALIŁ KOMUNIZM
"To ja obaliłem komunizm.. to my obaliliśmy komunizm..."
Komunizm był jedną z najgorszych rzeczy jaka „przytrafiła” się ludzkości. Nie tylko pochłonął ok. 100 mln ofiar ale i porządnie nadgryzł dużą ilość umysłów żyjących współcześnie , strącając w moralną przepaść. Często na zawsze. Cześć z tych ludzi z własnego wyboru stała się jego janczarami i nawet teraz, po latach wciąż straszą z medialnej czeluści przystrojeni w aureolę kłamstwa salonowych autorytetów lub “koncesjonowanych opozycjonistów”.
To właśnie ich komunizm - obalił. Im dedykuje ten wpis.
Przewrócone maskotki i obaleni giganci:
Moją listę otwiera pracownik i maskotka gazety Wyborczej ubecki kapuś Lesław Maleszka - przez długie lata przeciwnik- czego ? – a jakże – lustracji.
Lecz Maleszka "już tutaj nie mieszka" – z powodu planowanej emisji wiadomego filmu przestał pracować w gazecie wyb. 20 .06. 2008 roku. Zdemaskowany w 2001 roku przez Bronisława Wildsteina , jako jeden z niewielu... przyznał się.
Jest wsród nich gigant PRL -owskiej opozycji - Adam Michnik
lewak – trockista ,komunistyczny renegat. Z powodu swojego radykalizmu represjonowany przez konkurencyjną frakcję - izolowany w PRL- owskim więzieniu; W odróżnieniu od Maleszki (TW) Michnik był JW
tzw. JW -Jawny Współpracownik naczelnego Sb-eka Kiszczaka w II połowie lat 80 tych. oraz w ramach “okrągłego stołu”.
Zbigniew Herbert : “Michnik jest manipulatorem, to jest człowiek złej woli, kłamca, oszust intelektualny.” Czyż trzeba więcej słów?
Jest Bronisław Geremek : członek ekspozytury sowieckiej agentury - partii komunistycznej PZPR - drugi sekretarz POP na UW wyznający swego czasu osobliwą teorię “ komunizm młodością świata...” Aktualnie żarliwy zwolennik integracji unijnej w nowej neokomunistycznej formie.
Jest Tadeusz Mazowiecki: według Stefana Kisielewskiego gorliwy i wierny obrońca socjalizmu. W czasie pełnienia funkcji premiera kabaretowego “ pierwszego niekomunistycznego rządu” pozwalał na wywózkę z MSW tajnych dokumentów oraz na zacieranie śladów komunistycznych zbrodni (palenie archiwów) Autor słynnej "grubej kreski" - politycznego uniewinnienia dla bandytów.
I tu przy okazji pytanie do młodego pokolenia:
Po czyjej stronie swego czasu stanął pan Mazowiecki- po stronie torturowanego przez SB biskupa Kaczmarka czy może po stronie oprawców? Poszukajcie odpowiedzi na to pytanie sami.
I na koniec Lech Wałęsa - gigant na glinianych nogach pełniący równoczesnie funkcję maskotki. Człowiek który “obalił komunizm” a potem całkowicie mu uległ. Ten stan trwa niestety do dziś.
Spójrzmy przez chwilę na dwóch obalonych: Lecha Wałęsę i Bronisława Geremka.
Pierwszy (Wałęsa) zrezygnował ze współpracy z SB; nie wpłynęło to niestety na zmianę jego politycznej praktyki od 1988 roku. W krytycznych momentach kiedy komunistycznej mafii groziło zdemaskowanie, utrata politycznych wpływów zawsze stawał po lewej stronie.
Wałęsa został obalony w 1988/89 roku i do dziś nie jest w stanie podnieść się.
Przeczytajcie Stracona szansa Lecha Wałęsy
http://www.rp.pl/artykul/150569.html
Rozmowa z człowiekiem, który prawie 30 lat temu nagrał Lecha Wałęsę.
http://polityczni.pl/on_nagral_l._walese,audio,51,2335.html
Drugi (Geremek) wystąpił z PZPR w 1968 roku. Poglądy niestety zostały. Skończyło się to jawnym politycznym mariażem jego politycznej kanapy z postkomunistrami z SLD i tzw. SDRP. W deklaracjach ideowych oraz w praktyce popiera każdy komunistyczny projekt lansowany przez unijnych lewaków. Sądząc po jego “politycznych” torsjach mozna wnosić że podobnie jak Michnik nienawidzi polskiej tradycji narodowej.
Z faktami nie dyskutuje się, można natomiast różnie je interpretować. Jak ocenić w.w postacie?
Dla mnie , osobnik który wie o kilkudziesięciu tyś. Polakach zamordowanych przez SB, taki osobnik który staje sie ich płatnym kapusiem, wstępuje do komunistcznej parti, nawiązuje współpracę z komunistcznymi przestępcami - taki ktoś nie zasługuje na polityczny byt.
Takiemu komuś można W_Y_B_A_C_Z_Y_Ć
Ale mogą to zrobić przede wszystkim ludzie których rodzinna historia jest pełna blizn i pustych miejsc po tych którzy zostali ZAMORDOWANI.
Osobnicy których obalił komunizm powinni zniknąć z przestrzeni publicznej.
Skandalem jest to że nadal pełnią w niej funkcję gorliwych politycznych stręczycieli oraz FAŁSZERZY POLSKIEJ HISTORII.
Jaka jest recepta na kurację która wyleczy wreszcie Nas - Polaków z postkomunistycznego trądu?
--------------------------------------------------------------------------------
http://czarnalimuzyna.salon24.pl/16643,ludzie-ktorych-obalil-komunizm
TO, CO CIĘ OBALIŁO, Brother ..
2008-06-21 18:03
LUDZIE KTÓRYCH OBALIŁ KOMUNIZM
"To ja obaliłem komunizm.. to my obaliliśmy komunizm..."
Komunizm był jedną z najgorszych rzeczy jaka „przytrafiła” się ludzkości. Nie tylko pochłonął ok. 100 mln ofiar ale i porządnie nadgryzł dużą ilość umysłów żyjących współcześnie , strącając w moralną przepaść. Często na zawsze. Cześć z tych ludzi z własnego wyboru stała się jego janczarami i nawet teraz, po latach wciąż straszą z medialnej czeluści przystrojeni w aureolę kłamstwa salonowych autorytetów lub “koncesjonowanych opozycjonistów”.
To właśnie ich komunizm - obalił. Im dedykuje ten wpis.
Przewrócone maskotki i obaleni giganci:
Moją listę otwiera pracownik i maskotka gazety Wyborczej ubecki kapuś Lesław Maleszka - przez długie lata przeciwnik- czego ? – a jakże – lustracji.
Lecz Maleszka "już tutaj nie mieszka" – z powodu planowanej emisji wiadomego filmu przestał pracować w gazecie wyb. 20 .06. 2008 roku. Zdemaskowany w 2001 roku przez Bronisława Wildsteina , jako jeden z niewielu... przyznał się.
Jest wsród nich gigant PRL -owskiej opozycji - Adam Michnik
lewak – trockista ,komunistyczny renegat. Z powodu swojego radykalizmu represjonowany przez konkurencyjną frakcję - izolowany w PRL- owskim więzieniu; W odróżnieniu od Maleszki (TW) Michnik był JW
tzw. JW -Jawny Współpracownik naczelnego Sb-eka Kiszczaka w II połowie lat 80 tych. oraz w ramach “okrągłego stołu”.
Zbigniew Herbert : “Michnik jest manipulatorem, to jest człowiek złej woli, kłamca, oszust intelektualny.” Czyż trzeba więcej słów?
Jest Bronisław Geremek : członek ekspozytury sowieckiej agentury - partii komunistycznej PZPR - drugi sekretarz POP na UW wyznający swego czasu osobliwą teorię “ komunizm młodością świata...” Aktualnie żarliwy zwolennik integracji unijnej w nowej neokomunistycznej formie.
Jest Tadeusz Mazowiecki: według Stefana Kisielewskiego gorliwy i wierny obrońca socjalizmu. W czasie pełnienia funkcji premiera kabaretowego “ pierwszego niekomunistycznego rządu” pozwalał na wywózkę z MSW tajnych dokumentów oraz na zacieranie śladów komunistycznych zbrodni (palenie archiwów) Autor słynnej "grubej kreski" - politycznego uniewinnienia dla bandytów.
I tu przy okazji pytanie do młodego pokolenia:
Po czyjej stronie swego czasu stanął pan Mazowiecki- po stronie torturowanego przez SB biskupa Kaczmarka czy może po stronie oprawców? Poszukajcie odpowiedzi na to pytanie sami.
I na koniec Lech Wałęsa - gigant na glinianych nogach pełniący równoczesnie funkcję maskotki. Człowiek który “obalił komunizm” a potem całkowicie mu uległ. Ten stan trwa niestety do dziś.
Spójrzmy przez chwilę na dwóch obalonych: Lecha Wałęsę i Bronisława Geremka.
Pierwszy (Wałęsa) zrezygnował ze współpracy z SB; nie wpłynęło to niestety na zmianę jego politycznej praktyki od 1988 roku. W krytycznych momentach kiedy komunistycznej mafii groziło zdemaskowanie, utrata politycznych wpływów zawsze stawał po lewej stronie.
Wałęsa został obalony w 1988/89 roku i do dziś nie jest w stanie podnieść się.
Przeczytajcie Stracona szansa Lecha Wałęsy
http://www.rp.pl/artykul/150569.html
Rozmowa z człowiekiem, który prawie 30 lat temu nagrał Lecha Wałęsę.
http://polityczni.pl/on_nagral_l._walese,audio,51,2335.html
Drugi (Geremek) wystąpił z PZPR w 1968 roku. Poglądy niestety zostały. Skończyło się to jawnym politycznym mariażem jego politycznej kanapy z postkomunistrami z SLD i tzw. SDRP. W deklaracjach ideowych oraz w praktyce popiera każdy komunistyczny projekt lansowany przez unijnych lewaków. Sądząc po jego “politycznych” torsjach mozna wnosić że podobnie jak Michnik nienawidzi polskiej tradycji narodowej.
Z faktami nie dyskutuje się, można natomiast różnie je interpretować. Jak ocenić w.w postacie?
Dla mnie , osobnik który wie o kilkudziesięciu tyś. Polakach zamordowanych przez SB, taki osobnik który staje sie ich płatnym kapusiem, wstępuje do komunistcznej parti, nawiązuje współpracę z komunistcznymi przestępcami - taki ktoś nie zasługuje na polityczny byt.
Takiemu komuś można W_Y_B_A_C_Z_Y_Ć
Ale mogą to zrobić przede wszystkim ludzie których rodzinna historia jest pełna blizn i pustych miejsc po tych którzy zostali ZAMORDOWANI.
Osobnicy których obalił komunizm powinni zniknąć z przestrzeni publicznej.
Skandalem jest to że nadal pełnią w niej funkcję gorliwych politycznych stręczycieli oraz FAŁSZERZY POLSKIEJ HISTORII.
Jaka jest recepta na kurację która wyleczy wreszcie Nas - Polaków z postkomunistycznego trądu?
--------------------------------------------------------------------------------
http://czarnalimuzyna.salon24.pl/16643,ludzie-ktorych-obalil-komunizm
Subskrybuj:
Posty (Atom)