o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą d. POLSKA.. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą d. POLSKA.. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 17 listopada 2011

z BLOGÓW * http://bomboglad.blogspot.com/

R E T O R Y C Z N I E     RYCZ   N I E

Czy o 11:00 Donald Tusk ogłosi rezygnację z wszelkich funkcji i odda się do dyspozycji Prokuratury?

Przecież, w normalnym demokratycznym państwie, tak by się stało już 11.11.2011 - a nie po tylu dniach!
Za chwilę, o godz. 11:00, będzie miała miejsce konferencja prasowa z udziałem premiera RP Donalda Tuska. Na pewno domyślamy się, co nam chce premier, po spotkaniu z pRezydentem, przekazać. Ale czy rzeczywiście, w kontekście tego co się stało podczas obchodów Święta Niepodległości, właśnie to jest najistotniejsze, czy tego właśnie oczekują dzisiaj Polacy od człowieka, który stoi na czele rządu i rządzącej partii?
Po fali dyskusji, jaka przetoczyła się w mediach - a głównie na portalach internetowych - nie ulega żadnej wątpliwości, że najważniejsza na dzień dzisiejszy, jest odpowiedź na jedno pytanie:

Czy premier RP wiedział, że na dzień 11.11.2011 r. planowane jest rozbicie - z wykorzystaniem państwowych służb i sił porządkowych - Marszu Niepodległości, organizowanego przez polskie środowiska patriotyczne?


I tu można powiedzieć, że ze strony premiera są możliwe tylko dwie odpowiedzi:
1. Nie. Nie wiedziałem!
2. Tak. Wiedziałem!

ZAMIAST  WPROWADZENIA.
              mswiaabwnarodowe centrum sportuinwigilacjawielki brattorproxyWielki Brat
Okazuje się, że niedługo polskie służby specjalne będą mogły nas podsłuchiwać w internecie. MSWiA oraz ABW zleciły właśnie Narodowemu Centrum Badań i Rozwoju stworzenie "autonomicznych narzędzi wspomagających zwalczanie cyberprzestępczości". Problem w tym, że te narzędzia mogą posłużyć do totalnej inwigilacji obywateli.
Ostatnio dużo jest o inwigilacji i podglądaniu, nawet telewizory zaczynają przypominać małego, Wielkiego Brata (np. Toshiba UL863).

Jakie cele zostały zapisane w projekcie dla Narodowego Centrum Badań i Rozwoju? Po pierwsze Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji chce mieć możliwość łamania zabezpieczeń szyfrujących sieci Tor oraz systemów Proxy (używanych m.in. przez banki do ochrony przelewów internetowych). Co więcej, chce blokować wybrane treści w internecie (do czego obecnie nawet nie ma prawa). I wreszcie to, co najbardziej oburzające - urzędnicy chcą móc włamywać się do naszych komputerów i czytać wszystkie nasze dane. A do tego - zupełnie bez naszej wiedzy.

Ministerstwo łamie polskie prawo?
Według kodeksu karnego i artykułu 269b, policja i służby specjalne nie mają prawa zlecać tworzenia tego typu narzędzi inwigilacji. Właśnie z tych powodów kilka dni temu stowarzyszenie Blogmedia24 skierowało doniesienie do prokuratury w sprawie popełnienia przez MSWiA przestępstwa. Co na to MSWiA?

MSWiA - prawo blokuje, prawo zmienimy
- Nie ma nic dziwnego w budowaniu narzędzi, które będą legalizowane dopiero po stworzeniu. Najpierw powstał samochód, potem stworzono przepisy ruchu drogowego - powiedział Sebastian Serwiak z MSWiA.

Owszem, blokowanie treści w internecie czy włamywanie się do komputerów bez zgody sądu jest obecnie zakazane u niezgodne z prawem. Czy to znaczy, ze nie mamy się czego obawiać? Problem w tym, że polskie służby specjalne, gdy już będą miały gotowe narzędzia w rękach, mogą próbować omijać zgody sądowe.

1984 w 2011 czyli Wielki Brat zjawi się nad Wisłą?
Czy według Was to MSWiA i ABW chce nas inwigilować niczym słynny Wielki Brat? A może to dobry środek do zwalczania przestępczości w internecie? Mnie się wydaje, że polskie ministerstwo oraz służby specjalne trochę przesadziły. Jeden wniosek wynika z tego niezbicie - wolność nie jest nieśmiertelna, trzeba się o nią zawsze upominać, bo nie jest nam dana raz na zawsze. Potrzebny jest w internecie głos wolny, wolność ubezpieczający, by powstrzymać niebezpieczne zapędy niektórych urzędników i służb państwowych.

Źródło: Wyborcza.pl
***************************************


 http://bomboglad.blogspot.com/
@Patryk Grzybowski
Spokojnie! Sprawę prowadzi Świdnica!
Z Wałbrzycha do Świdnicy jest rzut beretem,raptem 0.5 godziny jazdy
zgodnie z przepisami 50km/godz.
Prokuratura świdnicka przejmuje wszystkie sprawy z okręgu Zdzicha,
Mira i towarzyszy.
Jak sie pojedzie ze Świdnicy do Wrocławia,to po drodze [niedaleko]
jest miejscowość Marcinowice,ze sławnym cmentarzem...
PS.Stacja benzynowa już ŁUKOIL,nie CPN :-))


Pozdrowienia i uściski (mordo Ty moja) dla różnego frustrata z Kloaki z cytowanej Świdnicy (moje rodzinne miasto) a szczególne dla komentarora troszcząvcego się o możliwość popełnienia samobójstwa przez ... http://Gasipies.salon24.pl/329254,radek-czy-zdblo-polamie-garb-wielblada#comment_4754256

Prosto z hotelu Piast w Świdnicy

image

Afera w wałbrzyskiej PO. Czy pieniądze trafiały do Chlebowskiego?


A ponieważ mamy wakacje, to polecam zwiedzanie Dolnego Śląska zacząć od Zieleńca - reklamowanego przez Rycha. Tam nie ma sklepów, ale herbatkę u Rycha w Szarotce ewentualnie gdzieś naprzeciwko spokojnie można wypić. Lepiej jednak i ciekawiej po sąsiedzku w Czechach - na dojazdówce do Zieleńca jakieś 4 km przed skręcićw lewo i prosto leśnym duktem do takiej oto prześlicznej karczmy





lokalizacja -link: www.panoramio.com/photo/40248144

Zimą też jest tu prześlicznie, żeby nie przesadzić z obrazkami w notce - podam link tylko maps.google.pl/maps - to dojazdówka do Zieleńca.


Dalej lecimy na Wałbrzych. Przed Wałbrzychem jest Szczawno - polecam, można tanio przenocować. Wałbrzych sam można sobie odpuścić, bo Natomiast pobliski zamek w Książu już nie.


... notka w trakcie edycji - proszę zajrzeć za chwilkę, żeby dalszy ciąg zobaczyć, za jakąś godzinkę np., bo muszę chwilowo zapisać i odejść, ale zapraszam, obiecuję, że będzie ciekawie, bo to moje rodzinne strony i obrazki ze Strzegomia mają być

środa, 27 lipca 2011


Grzegorz Schetyna i Rafał Grupiński nie polecieli

W piśmie znak: BSM 1810 - 12 > - 10
z 18 marca 2010 r.
skierowanym do Władysława Stasiaka, Szefa Kancelarii Prezydenta RP
Biuro Spraw Międzynarodowych Kancelarii Sejmu informuje, iż polski Parlament
reprezentować będą przedstawiciele czterech największych klubów parlamentarnych.
Listę otwierają posłowie PO: Grzegorz Schetyna i Rafał Grupiński.


Może ktoś wie dlaczego nie polecieli?
Jarosław Kaczyński też podobno chciał lecieć. Został jednak ze względu na chorą matkę. Informację tę upubliczniono i JK się nie obraził, że ktoś go pyta dlaczego nie poleciał ani, ani że ktoś niby życzy mu śmierci.
Osoby otwierające listę są osobami publicznymi - podobnie jak Jarosław Kaczyński. Domniemam, że nie jest to tajemnicą państwową lub służbową. Chciałbym zatem zaspokoić swoją ciekawość i dowiedzieć się, co stało, że ww. posłowie nie polecieli. Mam jednocześnie nadzieję, że nieobecność posłów na pokładzie nie była spowodowana chorobą kogoś bliskiego. Może jacyś dziennikarze np. z Gazety Wyborczej coś wiedzą?
Za ewentualne wyjaśnienia - dziękuję.

http://www.wprost.pl/ar/194724/Ujawniamy-korespondencje-ws-obchodow-w-Katyniu/?O=194724&K=1&KI=244573#

sobota, 12 listopada 2011

dawno temu, w Ameryce

Warszawa, Grób Nieznanego Żołnierza 
 
Warszawa, Grób Nieznanego Żołnierza
 
Warszawa, Grób Nieznanego Żołnierza





DEMOKRACJA  JAkSTRUNA
.
Atmosfera jest rozpalana już od dawna. "Wiodące" gazety i czasopisma dyszą nienawiścią do Polski, Kościoła i wszelkich pozytywnych wartości. Zwraca uwagę postępująca wulgaryzacja języka w mediach. Np. felietony Tomasza Jastruna - nie da się już ich czytać. W Newsweeku ow artykułach nie stroni się od wulgarnych słów. Wszystko to jest manipulacją emocjami tzw. "środowisk patriotycznych" (w rzeczywistości ludzi, którzy widzą choć trochę dalej niż koniec własnego nosa, niekoniecznie żarliwych patriotów). Należy bardzo uważać i monitorować sytuację, żeby to podżeganie nie skończyło się tak, jak akcja "antyrasistowska" na stadionie w Gdańsku, gdzie w sytuacji braku rasistowskich napisów wesoła grupa dokonała czynu godnego komedii Barei i sama nasmarowała napis na ścianie stadionu, by go potem zamalować.
MARKUS AUS BRASSEL



11.11.2011 12:25 0

Kamiński CBA Establishment kontroluje karykaturę Polskę

Kamiński CBA Establishment kontroluje karykaturę Polskę
 
Warto przeczytać wywiad jaki przeprowadzili Karnowscy z Mariuszem Kamińskim . Zanim do tego przejdę chciałbym jako tło przedstawić kilka ocen fenomenu społecznego jakim było czterdziesto procentowe poparcie jaki uzyskał Tusk i Platforma.
Adam Wnorowsk w swoim tekście „ Wałbrzych Polska – syndrom Sztokholmski „ ukuł po sukcesie Platformy w powtórnych wyborach termin Syndrom Wałbrzyski , nawiązując do syndromu choroby psychicznej , miłości ofiary do kata , Syndromu Sztokholmskiego .
 
Terror propagandowy wmawia ludziom , że wskaźnik wzrostu gospodarczego jest wskaźnikiem wzrostu dobrobytu wszystkich Polaków. Gdyby tak było to społeczeństwo jako byłoby coraz bogatsze , bezrobocie byłoby coraz mniejsze , emigracja coraz mniejsza , praca i z nią związane coraz lepiej zabezpieczałoby byt ekonomiczny rodziny , służb zdrowia byłaby coraz sprawniejsza , firmy coraz nowocześniejsze i silniejsze . Tymczasem jest dokładnie odwrotnie . Wzrost PKB nie przekłada się na jednak na wzrost dobrobytu polskich rodzin.
 
I tutaj wróćmy do syndromu wałbrzyskiego , do syndromu sztokholmskiego , choroby psychicznej na jaką zapadła większość polskiego społeczeństwa . Ludzi , których dzieci zostały „wyeksportowane „ jako tania siła robocza do fabryk niemieckich , francuskich, angielskich , Polacy, którzy pomimo ciężkiej pracy nie mogą zez względu na wysokie podatki opłacić rachunków , utrzymać dzieci , ojcowie i matki rodzin, w których pomimo ich ciężkiej pracy dzieci żyją w ubóstwie . Przedsiębiorcy pozbawieni godności i pewności jutra poprzez totalitarny w swej istocie aparat bezkarnych urzędników.. Oni w dużej mierze głosują na swoich katów . Wysokie podatki , niebotyczna ośmiornica 660 tysięcy urzędników wysysających żywotne siły polskiego społeczeństwa . Czy miliony ludzi poniewieranych , obdarzanych pogardą przez układ i elity , Establishment - darzą chorym uczuciem swych oprawców ?
 
Oprócz doprowadzania wysokimi podatkami milionów Polaków do nędzy i emigracji mamy jeszcze do czynienia z rozbudową w III RP państwa miękkiego totalitaryzmu . Ograniczanie wolności słowa, wyrzucanie z pracy za poglądy polityczne, łamanie praw człowieka do których należą na przykład prawo do swobody badań naukowych i swobodnej ich publikacji . Pomimo tego ,że totalitarne metody łamią prawa człowieka , zagrażają wolnością obywatelskim milionów osób - większość z nich głosuje za oprawcami tychże praw człowieka .
 
I tutaj warto zwrócić uwagę na termin , który upowszechnił John Gray . Klasa Torturowalna . Opis pewnej postawy psychologicznej typowej dla sterroryzowanych ludzi w państwach totalitarnych, autorytarnych. Opis Syndromu Klasy Torturowalnej pochodzi z Kuby . Ludzie , którzy należą do tej klasy akceptują pozbawienie ich praw , na przemoc aparatu państwa w stosunku do nich . Godzą się z tym , że państwo może bezkarnie zrobić z nimi co zechce są bierni , nie walczą . ( więcej )
 
Oczywiście uzupełnieniem tego jest zjawisko , które jest jednym ze źródeł
toczonej bezwzględnej politycznej wojnie domowej jaka ma miejsce w Polsce .
Pozwoliłem sobie nazwać to zjawisko kanibalizmem ekonomicznym . Na czym ono polega . Układ rozkrada większość wytworzonego bogactwa. Jednocześnie pozostawia zbyt mało środków społeczeństwu polskiemu, aby mogło ono biologicznie przetrwać . Część tego społeczeństwa , na przykład urzędnicy , sfera budżetowa może przetrwać tylko wtedy gdy dokona ekonomicznego kanibalizmu . Wyniszczy ekonomicznie i co za tym idzie biologicznie resztę społeczeństwa .Najlepszą ilustracja kanibalizmu ekonomicznego jest zatrudnienie dodatkowych stu tysięcy nowych urzędników , w większości członków rodzin kasty urzędniczej , co pozwoli im przetrwać kryzys kosztem obkładanych dodatkowymi podatkami Polaków
 
W syndromie Kanibalizmu Ekonomicznego , czyli jeśli utrzymacie nas przy władzy to my wam pomożemy przetrwać kosztem innych , upatruję głównej przyczyny sukcesu Platformy .
 
Po tym wstępie wracam do wywiadu Kamińskiego. Kamiński prawdopodobnie , według mnie zostanie sukcesorem Kaczyńskiego . Kaczyński został uznany prze Rymkiewicza za najwybitniejszego polskiego męża stanu od czasu Piłsudskiego .I rzeczywiście. Kaczyńskiemu pomimo wojny ideologicznej i idącego za nią terroru propagandowego udało się zbudować rzecz unikatową w Europie . Zbudować faktycznie ruch oporu , obóz , który jest popierany przez jedna trzecią społeczeństwa. W Europie instynkt samozachowawczy społeczeństw został zniszczony, po prostu zgnił . Ruch Oburzonych skierował swój gniew nie przeciwko wszechmocy i wszechwładzy państwa ideologicznego ,ale przeciwko przedsiębiorcom i ludziom ciężko pracującym , bo ich jedynym , lub co najmniej głównym żądaniem było utrzymanie świadczeń społecznych .Na które właśnie oni łożą wyniszczające podatki.
 
Dlatego warto przyjrzeć się poglądom Kamińskiego , bo przy systemie wodzowskim jaki zafundowała nam postkomunistyczna konstytucja jego poglądy mogą już wkrótce wyznaczać kierunek w jakim będzie podążał w Polsce polityczny ruch oporu .
 
 
 
Kamiński „ To będą gorzkie refleksje. Nasze marzenia o wolnej Polsce z lat 80., o niepodległym, silnym i wolnym państwie wciąż się nie ziściły. To, co jest teraz, to niestety jakaś karykatura. Co więcej, zamiast poprawy mamy regres. Państwo polskie słabnie w oczach, zyskuje znaczenie i wpływy całkowicie egoistycznie myślący i działający establishment. On ma w tej chwili praktycznie w ręku całe państwo, spycha na margines niemal wszystko, co nowe i świeże, a już zwłaszcza to, co nawiązuje na poważnie do myśli niepodległościowej. „....”. U nas coraz częściej mamy do czynienia z grą pozorów, z fasadową demokracją. Weźmy choćby podstawową wartość w demokracji, czyli wolność słowa. I co widzimy? Niemal wszystko w tym obszarze to klony  „Gazety Wyborczej”. Większość tytułów trzymają współcześni „inżynierowie dusz” mający ambicje kształtowania na nowo tożsamości Polaków. Podobnie w polityce – rzekomo jest różnorodność, ale tylko PiS jest  jedyną prawdziwą alternatywą dla obecnego układu rządzącego.”....”To od dłuższego czasu dzieje się już  po naszej stronie. Tworzą się wolne media, powstaje wiele stowarzyszeń. To jest autentyczne społeczeństwo obywatelskie. PiS zdaje sobie sprawę, że aby skutecznie realizować cele polityczne, musi być obudowane tkanką społeczną stowarzyszeń, think tanków, organizacji. „....”Na czołowych miejscach znalazło się wiele wartościowych postaci ze świata nauki i kultury, niebędących członkami PiS. I warto podkreślić, że stało się tak w wyniku determinacji Jarosława Kaczyńskiego „....”Prędzej czy później ciężka praca pozwoli nam uzyskać wpływ na bieg spraw państwowych. Bo mamy rację, państwo polskie potrzebuje troski i naprawy. W pewnym momencie obywatele podzielą tę diagnozę. Poczucie rozczarowania narasta. Może nie jest jeszcze tak duże, by przełamać monopol PO, ale coraz wyraźniejsze. Ważne, by PiS, a więc alternatywa, przetrwał. „...( źródło )
 
Wywiad za Kamińskim skoncentrował się na problemach Polski takich jak zagrożenie demokracji , zagrożenie wolności słowa , budowie społeczeństwa obywatelskiego . Co bardzo istotne w odróżnieniu od Tuska Kamiński chce zbudować dla PiS silne intelektualne zaplecze , w ich zorganizowanej formie think tanków . I co najważniejsze zdaje sobie sprawę ,że najistotniejsze nie jest to czy PiS wygra , ale czy przetrwa .Przetrwanie PiS jako sine qua non zbudowania demokratycznego , obywatelskiego społeczeństwa , w którym prawa człowieka będą przestrzegane, a wolności obywatelskie chronione. Bez przywrócenia społeczeństwu polskiemu jego podmiotowości , w tym ekonomicznej , tego proces wewnętrznego wyniszczania się Polski ni euda się powstrzymać .
 
Marek Mojsiewicz
http://mojsiewicz.salon24.pl/
     
     
     
     










poniedziałek, 7 marca 2011

Opis Prawdy * “Jack” W.S. KUNICZAK -- PISARZ w RPrl) NIEZNANY*

MOTTO.
"
Zatem:  jak zachęcić koejne polskie wydawnictwo do skutecznego rozwiązania spraw związanych z copy rights do dzieł Kuniczaka i opublikowania w Polsce świetnej literackiej wizji Golgoty, zgotowanej przez Niemców i Sowietów, obserwowanej z ograniczonym zainteresowaniem przez naszych wiarołomnych Aliantów z 1939 r.?  Należy przy tym też zauważyć sposób przedstawiania polskiego wysiłku wojennego w Kraju:  albo klasykiem pozostanie film Czterej pancerni i pies (ukazujący nierozerwalną przyjażń polsko-radziecką) – albo Epopeje wojenne Kuniczaka, w istocie jakże polskie i podobne do Trylogii sienkiewiczowskiej. "


Drukuj Email

12.11.2010.
“Jack” W.S. KUNICZAK  --  PISARZ (W POLSCE) NIEZNANY*


SUKCES.



W roku 1966 książka The Thousand Hour Day (Dzień o tysiącu godzin, dedykowana Ojcu Autora: 628 stron; wyd.The Dial Press, NY 1966 i Doubleday, NY 1980 – copyright W.S.Kuniczak) osiągnęła niebywałe, jak dla debiutu w USA, nakłady:  najpierw 25 tys., potem w wyniku rekomendacji Klubu Książki Miesiąca w USA i Kanadzie (1967) -- 250 tys.  Talent Autora, W.S.Kuniczaka [1930†2000] recenzenci przyrównywali do Tołstoja i Hemingwaya, chwaląc stylistykę a także bogate słownictwo.  Niewątpliwie poza walorami literackimi temat Polskiej Golgoty lat 1939-45 doskonale przystawał do kształtowania mentalności czytelników u apogeum zimnej wojny a nie było jeszcze wtedy nagminnego zwalczania wszystkiego, co polskie.  Zachęcenie Amerykanów do zajmowania się trudną do zrozumienia tragedią mało znanego tu Kraju i Narodu -- i do lektury poważnie wyglądających tomów -- było niewątpliwym sukcesem a książka Kuniczaka okazała się drugim “polskim” bestsellerem po wydanym w roku 1943 w angielskim przekładzie tomie III Krzyżowców Kossak-Szcuckiej, sprzedanych w 450 tys. egzemplarzy.  Łatwiej bowiem sięgniąć w Ameryce po popularne (i znacznie tańsze) paperback a także szeroko dostępną literaturę angielskia, francuską czy rosyjską, uznanych za klasykę, niż zajmować się trudną do zrozumienia egzotyką "środkowoeuropejskiego kraju o zachodnioeuropejskiej mentalności".  Wyjątkiem ostatnio jest jedynie A Question of Honor (Sprawa honoru) -– książka wydana w 2003 r. w Nowym Jorku, w mniejszym co prawda nakładzie 74 tys., mimo świetnego warsztatu pisarskiego i staranności edytorskiej (bardzo potrzebnej, jak to podkreślają życzliwi recenzenci, dziełom Kuniczaka).
 
Niezwykły układ treści Dnia o tysiącu godzin w postaci dziennika rozpiętego pomiędzy 25 sierpnia i 9 pażdziernika 1939, sugestywnie słowem malowane batalie (Westerplatte, Świecie, Kampinos, Zagnańsk, Warszawa, Lwów) ale i rzezie (np. zgotowana przez Niemców i Słowaków w Kielcach) o których przez ponad pół wieku kazano nam zapominać albo pozbawiono nas szczegółów bitewnych, pozwalają umocnić dumę z Wojny Obronnej wbrew propagandzie czerwonych i brunatnych a ostatnio poprawności politycznej.  A heroiczność Polskich Obrońców, którzy w drugiej dekadzie walk ustabilizowali front zachodni z zamiarem utrzymania ogromnego przyczółka południowo-wschodnich Kresów dla odwetowych działań wspartych przez naszych Aliantów (także Rumunii) oraz Oksywia, oczekującego okrętów polskich i brytyjskich, została zaprzepaszczona zdradą nie spełnienionych zobowiązań sojuszniczych.  Tym większą, że agresor musiał do walki z Polakami sciągnąć posiłki znad granicy z Francją.  Przypieczętowaniem tragedii, rozpaczy i beznadziei był zabór ze wschodu przez hordy ponawiające zalew Europy.  Recenzent National Observer pięknie ocenił trwającą 1000 godzin obronę Rzeczpospolitej:  [jest to] monument ducha człowieczego, który nie może być zapomniany…A na mnie, poza przypomnieniem okrucieństwa wojny, ogromne wrażenie wywarł opis dantejskich scen w warszawskim Szpitalu Ujazdowskim, w którym wraz z siostrą i innymi dziećmi braliśmy udział w Szopce Bożonarodzeniowej 1940-go roku dla rannych Żołnierzy Września.


         W latach 1970-tych Kuniczak negocjował publikację Dnia o tysiącu godzin z wydawnictwem Czytelnik w Warszawie.  Opowieść (w roku 1978) przełożył Bronisław Zieliński, autor znakomitych spolszczeń dzieł Hemingwaya, Steinbecka i Capot’ego.  Warunkiem druku ze strony urzędu cenzorskiego w Warszawie było poniechanie przez Kuniczaka ukończernia następnego tomu, poświęconego Golgocie Wschodu.  Kuniczak nie ustąpił i sprawa upadła (a manuskrypt w/w tłumaczenia Bronisława Zielińskiego zaginął) ale powróciła w początkach ostatniej dekady ub.w., kiedy to negocjowano (bez sukcesu) wydanie angielskich tłumaczeń Trylogii i Quo Vadis, a wzamian można było osiągnąć równoległe wydanie polskiego przekładu Epopei Wojennych Kuniczaka.  Tłumaczenie Dnia o tysiącu godzin (na zamówienie Kuniczaka) powtórzył Juliusz Kydryński (1993), ale i ono przepadło.  Nb.  dzieła Sienkiewicza w tłumaczeniu Kuniczaka osiągają dzisiaj zawrotne ceny (prawie $ 400! za egzemplarz) w USA. 
CONTYNUACJA
       Następne, 821. stronicowe dzieło Kuniczaka The March (Marsz dedykowany Matce Autora: wyd. Doubleday &Co., Garden City NY, 1979 – copyright W.S.Kuniczak) o represjach sowieckich na Polakach, rozpoczętych w październiku 1939 r. we Lwowie, o Katyniu i tworzeniu Armii Andersa jest znakomitym studium zaprowadzania sowieckiego terroru na podbitych terenach oraz represjonowania obywateli II RP.  Motywem wiodącym jest los grupki Polaków zesłanych do syberyjskiego GUŁAGU, skąd zbiegli (maszerując) ku wolności.  Mimo świetnych recenzji i mianowania w 1984 r. do Nagrody Nobla(!!), ksążka nie osiągnęła statutu bestsellera w USAPolskiego tłumaczenia dokonał Juliusz Kydryński (1992) na życzenie Kuniczaka, powierzającego przed śmiercią manuskrypt swemu przyjacielowi w USA.


Uświadomienie Amerykanom tragedii Polaków, wynikłej z agresji sowieckiej 17 września a potem układów jałtańskich, nie było “na czasie” ze względu na ówczesne ocieplenie stosunków z Moskwą.  Tymniemniej Washington Star recenzje opatrzył znamiennym komentarzem:  długa, serce poruszająca, opowieśc choć nie łatwa w czytaniu to napewno pozostająca w pamięci czytającego…Istotnie:  Marsz, jak i pozostałe dwa tomy Epopei Wojennych Kuniczaka nie są lekturą “do poduszki”, wymagają bowiem skupienia, powodując moc ponurych skojarzeń zwłaszcza u polskiego czytelnika.  Ale jako rekomendację warto dodać, że zostały bardzo wysoko oceniona przez Melchiora Wańkowicza pomimo wytykanych przez emigracyjnych recenzentów dłużyzn, zwłaszcza w sienkiewiczowskich wręcz dialogach.
 
Ostatnia część Epopei Wojennych lat 1939-45 pt. Valedictory (Pożegnanie dedykowane Amy Wallin: stron 389 –- wyd. Doubleday, 1983 – copyright Pro Arte Inc.) pozostała niezauważona na amerykańskim rynku wydawniczym podobnie jak Glass Mountain (Polskie bajki i legendy – 1992) i My Name is Million (Polacy w USA –1999)**.  Mnie, starego lotnika, pomimo uznania przez polskich krytyków emigracyjnych Valedictory za najsłabszą część Epopei Wojennych, Pożegnania zachwyciły.  Tłumaczenia polskiego (czekającego na wydawcę) dokonał prof. Jerzy Krzyżanowski (USA, 1993).  Autor we Wprowadzeniu napisał o fikcyjnych postaciach z Dywizjonu 303: …polscy piloci, latając w czasie wojny z Brytyjczykami a mieszkający teraz poza Polską, mam nadzieję, zaakceptują [tę opowieść] jako pamięć o czasie wojny [o przewagę nad Luftwaffe najpierw nad Anglią a potem Europą].  Nb. zastrzeżenie zapewne jest niezrozumiałe dla Amerykanów wysoko ceniących filmy pokazujace bohaterskich Yankesów w wydarzeniach, które się nie wydarzyły.  Dzięki skrupulatności Autora (zebrał informacje od ponad 700 weteranów, dokonał starannej kwerendy kilku archiwów) odnotowałem bardzo cenny komentarz do dręczących pytań o wyposażenie polskich dywizjonów myśliwskich w 1939 r. ale także wyjaśnienie braku entuzjazmu Francuzów do walki z Wehrmachtem w 1939 i 1940 r. oraz przyczynki do śmierci Generała Sikorskiego w 1943 r.  Także szeroko przedstawił Kuniczak haniebny antypolonizm na Wyspie, zainicjowany już we wrześniu 1939 r. *** i zintensyfikowany po zwycięskiej Bitwie o Wielką Brytanię.  Ale:  będąc w Manchesterze (1968) na premierze Battle of Britain byłem poruszony brawami widowni dla polskiej sekwencji filmu.  A byli na projekcji głównie moi rówieśnicy, dzieci w czasie tamtych zmagań.  Czyżby mimo obłędnej propagandy antypolskiej, jednak wdzięczna pamięć pozostała choćby w wymierającym obecnie pokoleniu Wyspiarzy, czego dowodem może być zrealizowany ostatnio przez BBC film o Dywizjonie 303?… Może więc i do Anglików powinny być adresowane książki Kuniczaka, napisane w świetnej angielszczyżnie?
 
Niepowodzenie Valedictory w USA wynikać może też z zupełnego ominięcia w książkach WSK wkładu Stanów Zjednoczonych w zwycięstwo nad Rzeszą.  A trudno oczekiwać by Amerykanie chcieli czytać o zdradzie jałtańskiej i agentach sowieckich, otaczających prezydenta Roosevelta, tak jak i rząd brytyjski, bez komentarza o decydującym dla Europy udziale Yankesów w wojnie i o programie Lend-Lease (wprawdzie odebranego polskiemu rządowi na uchodźtwie ale skompensowanego specjalnym funduszem 10 mln dolarów, przyznanym po zreferowaniu w Waszyngtonie przez premiera Mikołajczyka i gen.Tatara programu “Most” w 1944 r).  Warto też przypomnieć, że polskie jednostki wojskowe wypasażone były w sprzęt amerykański i zawdzięczały Amerykanom obfite zaopatrzenie i wyżywienie, a i w Kraju karmiła nas i odziewała po wojnie UNRRA zza Wielkiej Wody.  W końcu rzeczą ludzką jest zadowolenie ze znajdowania w Historii pozytywów o własnym kraju.  Taką satysfakcję mogłyby zapewnić polskojęzycznym amerykańskim czytelnikom zwięzłe przypisy do treści Epopei Wojennych Kuniczaka, wartych (w polskim wydaniu) opatrzenia indeksami i ilustracjemi, dodającymi atrybutów autentyczności fikcji literackiej, wpisanej w wydarzenia historyczne (np. na wymienienie zasługuje Wydzielony Oddział WP majora Hubala albo Raport pułkownika US Szymańskiego o Katyniu).  Wydawca powinien jednocześnie skorygować drobne błędy (np. mapa Polski ze żle umiejscowioną Puszczą Kampinoską albo płynąca na południe Wisła na str.496 Dnia o tysiącu godzin).
  
WYDANIE W POLSCE?
Przekłady Epopei Wojennych Kuniczaka, dokonane na jego życzenie dla wydania po polsku w USA, czekają (po odnalezieniu manuskryptu tłumaczenia tomu Dnia o tysiącu godzin, w czym mogą pomóc rodziny zmarłych tlumaczy, albo po ponownym przetlumaczeniu przez wydawcę) na dobrego polskiego edytora dla ujednolicenia stylistyki.  Napewno warto by fragmenty drukować w odcinkach w polskiej prasie codziennej (o czym marzyło się także Autorowi Escaping Hell, Konstantemu Piekarskiemu****;  nb. zaliczenie książki Piekarskiego do bestsellerów Amazon Yahoo w 2004 r. nie dało nawet części sukcesu wydawniczego, osiągniętego przez The Thousand Hour Day).  A może fragmenty przekładów dało by się zaprezentować w audycjach Polskiego Radia? – ot, choćby trwanie na Westerplatte w związku z zapędami spaskudzenia pamięci o Majorze Sucharskim przez Polski Instytut Sztuki Filmowej.  Warto zwrócić uwagę potencjalnych czytelników, że poza szaleństwem wojny znajdą u Kuniczaka urokliwe wątki miłosne, barwne sceny obyczajowe ówczesnego życia codziennego, piękne opisy krajobrazów i przyrody.
 
W Wolnej Polsce niemoc polskich wydawców w opublikowaniu (nie tylko) Epopei Wojennyc, wynika z polskiego prawa wydawniczego, nakazującego bezwzględne odnalezienie spadkobierców praw autorskich lub wskazanie takowych przez Sąd, co wiąże sie ze sporymi wydatkami i rozwlekłością.  W rezultacie cenne pozycje wydawnicze (m.in. dzieła Kuniczaka) nie są znane Polakom, pomimo wydania ich w innych językach i mimo omówień Epopei w książkach wydanych nad Wisłą:  Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm Korzenie są polskie i w Ulicy żółwiego strumienia, Jerzego Krzyżanowskiego Widziane z Ameryki oraz Wojciecha Wierzewskiego Pegaz za Oceanem.  Wprawdzie Kuniczaka w 1991 r. wyróżnił Minister Spraw Zagranicznych RP a w 1992 r. Stowarzyszenie Autorów ZAiKS w Warszawie nagrodziło za tłumaczenie książek Sienkiewicza, dostał też nagrody Instytutu Kultury Polskiej w Miami (1992 r.) oraz Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie w Londynie (1999 r. za szerzenie wiedzy o Polsce wśród Amerykanów).  Jednakże blokada Dnia o tysiącu godzin, nałożona przez Urząd Kontroli Wydawnictw PRL, zdaje się trwać i dzisiaj w Polsce.  Na marginesie:  wcale nie krótki okres popularności Solidarności nie został wykorzystany przez MSZ dla popularyzacji wiedzy o naszej Historii i dla promowania polskich dzieł literackich za Wielką Wodą i ogromna szkoda, że przy okazji starań o przynależność Polski do NATO nie zaprezentowano “wojennej” prozy Kuniczaka Amerykanom i Europejczykom.
 
Pod koniec życia Kuniczak usiłował opublikować polskie przekłady Epopei Wojennych w USA niestety choroba Pisarza pokrzyżowała ten zamiar a sponsor zamierzenia, Edward Piszek (1916†2004, inicjator opracowania i wydania w 1981 r. książki Poland J.A.Michinera [1907†1997], sprzedanej w milionach egzemplarzy) prawdopodobnie nie zamknął uzgodnień z siostrą Pisarza, Ewą (mieszkającą w Wielkiej Brytanii) oraz wydawnictwem Doubleday (obecnie w koncernie Random House), z którym należy(?) negocjować zezwolenie na przedruki części i tłumaczenie całości: The Knopf Doubleday Group Foreign Rights 1745 Broadway, New York, NY 10019; Fax (212) 572-2662.  Być może bowiem, że Doubleday zakupiło prawa autorskie i wydawnicze od WSK; zapewne znając adres agencji Pro Arte, posiadającej copy rights do Valedictory.  Zapewne kontakt z fundacją kulturalną Copernicus Society of America, założoną przez Edwarda Piszka (1 Reiffs Mill Rd Ambler, PA 19002, tel. 215 646-4420) mógłby przyczynić się do rozwikłania węzła gordyjskiego, jakim okazały się formalności związane z opublikowaniem w Polsce Epopei wojennych WSK.  Udostępnienia manuskryptów polskich przekładów Marszu i Pożegnań obiecal prof. Jerzy Krzyżanowski.  Warto też wspomnieć, że dossier Kuniczaka znajduje się w jednej z bibliotek w Bostonie (zainteresowanym chętnie udzielę informacji o 26 [!!] “boxach” zawierających m.in. anglojęzyczną korespondencję z Jerzym Kosińskim oraz szkice literackie).  Niestety wieloletni przyjaciel i agent wydawniczy Kuniczaka, Max Gartenberg, zmarł w 2009 r. i choc jego córka, Ann Devlin (prowadzaąca teraz Agencję), obiecała pomoc w poszukiwaniu polskiego manuskryptu The Thousand Hour Day – jednak po paru miesiącach zawiadomiła, że “nie może pomóc”.  Sprawa także nie wydaje się zmierzać ku wyjaśnieniu szczegółów, tyczących copyright tymbardziej, że jak to określiła siostra Pisarza, Ewa, WSK nie zwierzał się z “interesów” a zmarł bezpotomnie…
  
SIENKIEWICZ
 
Ostatnie lata życia Pisarz poświęcił tłumaczeniu ukochanych przezeń dzieł Sienkiewicza, dzięki czemu pod koniec ubiegłego wieku ukazały się w USA (wreszcie!!) współczesne przekłady Trylogii i Quo Vadis.  Recenzje zwłaszcza w polskiej prasie emigracyinej znakomite a do tego wyróżnienie Stowarzyszenia Tłumaczy Anglojęzycznych.  -- Zafundowałem więc znajomym Amerykanom parę egzemplarzy -- niestety, mimo początkowego zainteresowania lekturą, wylądowały wśród książek “na potem”.  Przyczyną okazał się angielski Kuniczaka wyraźnie bardziej szekspirowski niż współczesny amerykański, zmuszający czytelników (poza koneserami) do nazbyt częstego zaglądania w Dictionary.  Lektuty nie ułatwiają nierzadkie wtręty słów polskich, niemieckich, rosyjskich i yidisz, często pozostawionch bez objaśnieniaTo zaś odbiera czytelnikowi przyjemność śledzenia wartkich akcji.  Nb. zubożenie słownictwa, używanego współcześnie przez Amerykanów, jest zapewne skutkiem nie tylko ogólnego pośpiechu ale i wycofania w latach 50. ub. w. ze szkół średnich lektury dzieł Szekspira (Obawiam się, że rezygnacja z Trylogii Sienkiewicza spośród lektur szkolnych w Polsce może podobnie doprowadzić do trudności w rozumieniu tekstu najpopularniejszych niegdyś w Kraju książek).
 
Oczywista(?) dla sprawności porozumiewania się konieczność ograniczenia zasobu leksykalnego (wielki słownik Webstera zawiera około 450 tys. haseł) powoduje stosowanie nieco innego słownictwa w poszczególnych anglojęzycznych ośrodkach akademickich a także wyraźnie różną stylistykę amerykańskich i kanadyjskich gazet codziennych w rỏżnych regionach i wielkich miastach -- dla pozyskania popularności książek w USA i Anglii należy to uwzględniać przy ujednolicającej redakcji trzech tomów Epopei.  A do tego dla wykreowania bestsellera spośród corocznie publikowanych tutaj około ½ mln tytułów, zazwyczaj niezbędna jest kosztowna reklama -– a skutecznej reklamy książkom Kuniczaka bardzo brakowało.  Myslę jednak, że o tych sprawach napewno pamiętać będzie zacne wydawnictwo Random House - Doubleday, dla którego (nie wątpię:) powodzenie książek Kuniczaka w Polsce może być cenną wskazówką w zamierzeniach wydawniczych.
  
I CO DALEJ?
 
Drobne uzupełnienia i przeredagowania (i oczywiście reklama) mogą przywrócić Epopeje Wojenne Kuniczaka, a także (dzięki Jego przekładowi) wznowienie Trylogii Sienkiewicza, na rynek wydawniczy USA, powodując ponowne zainteresowanie jakże często teraz szkalowaną i upokarzaną Polską.  Skorygowanie niepochlebnego wizerunku wykreowanego przez propagandę goebelsowską a takze lewackich tworcow z Hollywood wespół z agenturą moskiewską oraz skuteczne propagowanie polskiej literatury w USA i Kanadzie niewątpliwie wymaga ciągłego wysiłku ze strony Polonii (Fundacje Kościuszkowska, Kopernika, Polskie Instytuty Naukowe w Montrealu i Nowym Jorku oraz uniwersyteckie katedry polonistyki…) a także służb dyplomatycznych RP.  Natomiast promocja Ministerstwa Kultury RP wydaje się niezbędna dla wsparcia finansowego potencjelnego wydawcy i udostępnienia Epopei Wojennych czytelnikom w Kraju po rozsądnej cenie, co z kolei może doprowadzić do uznania anglojęzycznych dzieł Kuniczaka za dorobek polskiej kultury narodowej.  I to pomimo pogłoski o współpracy WSK ze służbami specjalnymi PRL (nb. fakt takiej współpracy nie odebrał uroku opowiastkom Brzechwy albo książkom R. Kapuścińskiego).  Trudno przy tym uniknąć podejrzeń, że pieniądze z nagród Ministra Spraw Zagranicznych RP albo ZAIKS-u były przekazywane przez agentów komunistycznych służb specjalnych, zabezpieczających pod koniec istnienia PRL niemożność wydawania książek dezawuujących anty polskie działania imperium sowieckiego.
 
Zatem:  jak zachęcić koejne polskie wydawnictwo do skutecznego rozwiązania spraw związanych z copy rights do dzieł Kuniczaka i opublikowania w Polsce świetnej literackiej wizji Golgoty, zgotowanej przez Niemców i Sowietów, obserwowanej z ograniczonym zainteresowaniem przez naszych wiarołomnych Aliantów z 1939 r.?  Należy przy tym też zauważyć sposób przedstawiania polskiego wysiłku wojennego w Kraju:  albo klasykiem pozostanie film Czterej pancerni i pies (ukazujący nierozerwalną przyjażń polsko-radziecką) – albo Epopeje wojenne Kuniczaka, w istocie jakże polskie i podobne do Trylogii sienkiewiczowskiej.
 
Dr inż. Stefan Pągowski, Toronto 1 listopada 2010 r.
  
*) informacje i recenzje dostępne w internecine pod hasłem “Kuniczak W.S.”:
 
-- 1992: Jerzy Krzystek (red.): Spojrzenia - dla kultury polskiej - krzystek@u.washington.eduTen adres email jest ukrywany przed spamerami, włącz obsługę JavaScript w przeglądarce, by go zobaczyć ;
 
-- 2000: Alina Żerańska: Pisarz niedoceniony oraz Czesław Karkowski: Wieslaw Kuniczak (1930†2000)www.dziennik.com  (NY);
 
-- 2008: Krzysztof Zajączkowski: Nieznana epopeja o polskim Wrześniu www.polis.pl  (Kraków);
 
-- 2009: Jerzy Krzyżanowski: Widziane z Ameryki norbertinum@norbertinum.plTen adres email jest ukrywany przed spamerami, włącz obsługę JavaScript w przeglądarce, by go zobaczyć (Lublin).
 
**) Prawa wydawnicze do The Glass Mountain (1977), My Name is Million (1999), tłumaczenia Quo Vadis (1997) oraz 4. innych książek posiada Hippocrene Books, NY. zaś do tłumaczenia Trylogii Sienkiewicza – Copernicus Society of America, Philadelphia.  Sprawa copyrights do Epopei wojennych wciaz nie jest wyjasniona.
 
***) Studium antypolonizmu w USA przedstawił M.B.Biskupski w książce Hollywood’s War with Poland, 1939-1945 (University Press of Kentucky, 2009).  Do zapoczątkowania tej propagandy w USA bardzo przyczynił się przedwojenny działacz PPS Jerzy Szapiro (Glaukopis nr 17-18, Warszawa 2010).
 
****) książka wydana w Toronto w 1989 r. doczekała się tlumaczenia i publikacji w Warszawie po 16. latach dzięki zaangażowaniu kilkunastu Polaków mieszkających w Kanadzie wspartych przez Kongres Polonii Kanadyjskiej - www.polandpolska.org.
 
=========================================================
 
Powyższe memorandum opublikowano w Pamietniku Literackim nr XXXVIII (grudzień 2009), wydawanym przez Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie w Londynie.
 -------------------------
  http://www.wicipolskie.org/index.php?option=com_content&task=view&id=4001&Itemid=56

ANEKS.

4-11 lutego 1945 - JAŁTA!!!



Zbliża się rocznica oficjalnej legalizacji sowieckiej agresji na Polskę, dzień żałoby dla każdego Polaka. Dzień, w którym Katyń, łagry, wywózki i egzekucje zostały oficjalnie zatwierdzone. Dzień, który umożliwił fałszerstwo referendalne i wyborcze w 1947 roku, zapalił zielone światło dla ubeckich katowni i gehenny AKowców - na konferencji jałtańskiej Stalin zgodził się na wolne demokratyczne wybory w Polsce, jednakże zaprotestował w sprawie przeprowadzenia ich pod kontrolą międzynarodową, gdyż jak uważał ingeruje to w wewnętrzne sprawy Polski. Jego intencje były chyba jasne. O uzgodnionych granicach Polski (linia Curzona, Odra i Nysa Łużycka) oficjalnie poinformowano jedynie rząd lubelski (komunistów Stalina) co było aktem zdrady wobec skłóconego, ale legalnego rządu RP na uchodźstwie.

Kiedy piszę te slowa i słucham "Jałty" Kaczmarskiego łzy mi stoją w oczach. I przypomina mi się cytat z Łysiaka: "Lepiej być wrogiem Wielkiej Brytanii niż jej przyjacielem. Jako wroga może spróbują Cię kupić - jako sojusznika prędzej czy później zdradzą". Co do Francji - cóż. Wpiszcie sobie w google frazę "french military victories" i kliknijcie "Szczęśliwy Traf" i wejdźcie w podany link.

Czy historia czegoś uczy?

Jak na razie zauważyłem jedną naukę: Taką że nigdy nikogo niczego nie nauczyła...

czwartek, 24 lutego 2011

.. to not existing Nation

Przyczyny katastrofy w smoleńsku  





Farsa trwa, mija 9 miesiąc od Katastrofy a przyczyn nie znamy - oficjalnie znaczy.
http://poprawnypolitycznie.blogspot.com/?zx=fdd6ec0977472f7


No to ja Wam wszystko wyjaśnię:

1. Dlaczego nikt nie rozwodzi się nad nagłym obniżeniem wysokości samolotu które miało miejsce? Samolot będąc nad ścieżką podejścia nagle po przeleceniu 3 km (7,5 sek. lotu) znajduje się dużo poniżej niej:





Nawet polska pseudo komisja czegoś tam, komentująca raport MAK, która ustaliła jedynie tyle, że nie było wystarczającego jakiegoś tam "wsparcia". Ale żeby było zabawniej, to kontrolerzy kurs polskiego samolotu, który znajdował się powyżej ścieżki podejścia określali jako (sic!) "na kursie", czyli zmniejszali ryzyko katastrofy!



Otóż, jak informuje dziennik, kurs po którym leciał TUTEK, był zakazany w takich warunkach, bo podczas tak cholernej mgły, w jej obszarze panuje niskie ciśnienie (natura mgły), które obniża siłę nośną (w próżni samolotom niepotrzebne są skrzydła bo nie ma siły nośnej), a to skutkuje obniżeniem się wysokości samolotu i dodatkowo przed lotniskiem są "dziury" w ziemi - które dodatkowo oszukują mechanikę wskazującą wysokość samolotu (pomijając już działanie wysokościomierza barometrycznego, który zgodnie z naszym podejściem powinien wskazywać wyższy pułap samolotu, i takowy - w obszarze mgły - wskazuje rzeczywiście).



Kontroler z wieży w smoleńsku mógłby łaskawie wspomnieć, że takie podejście jest zakazane (po katastrofie, która wydarzyła się 10 lat temu w identycznych warunkach), ale na miłość boską, piloci, którzy byli bezpośrednio odpowiedzialni za samolot mogliby wziąć pod uwagę topografię terenu i warunki atmosferyczne mające wpływ na wysokość samolotu nad ziemią i działania aparatury wskazującej wysokość.



To, że mieliśmy do czynienia z nagłym (7,5 sek) obniżeniem wysokości samolotu z kursu ponad ścieżką podejścia, do kursu poniżej ścieżki podejścia wskazuje raczej na to, że raczej nie uwzględniono tego.



Jeśli kontroler, mówił, że wszystko jest OK, a samolot znajdował się powyżej ścieżki, to piloci mając na uwadze niskie ciśnienie mogliby podnieść maszynę obawiając się zmniejszenia siły nośnej ze względu na ciśnienie.



Nie interesuje mnie czy winni są Polacy, czy Rosjanie. Interesuje mnie prawda. Dla mnie, teraz wszystko układa się w logiczną całość. Sprawa może zostać zamknięta.

Winą winni się podzielić piloci i kontroler wedle uznania.

Autor: na wskroś o 02:25 4 komentarze Linki do tego posta

Etykiety: smoleńsk katastrofa przyczyny

poniedziałek, 29 listopada 2010
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

WTRĘT.

Poseł Jarosław Kaczyński NastępnyPoprzedni
Jarosław Kaczyński
Wybrany dnia: 21-10-2007
  • lista: Prawo i Sprawiedliwość

  • okręg wyborczy: 19 Warszawa

  • liczba głosów: 273684

    Staż parlamentarny: senator I kadencji, poseł I kadencji, poseł III kadencji, poseł IV kadencji, poseł V kadencji


  • Data i miejsce urodzenia: 18-06-1949, Warszawa
    Stan cywilny:
    wolny

    Wykształcenie:
    wyższe
    Tytuł/stopień naukowy:
    dr nauk prawnych
    Ukończona szkoła:

    - Uniwersytet Warszawski, Wydział Prawa i Administracji - mgr prawa
    - Instytut Nauki o Państwie i Prawie, Teoria Państwa i Prawa - dr
    Zawód: prawnik


    Aktywność poselska:
    Naruszenie Zasad Etyki Poselskiej

    Biura Poselskie Współpracownicy Oświadczenia majątkowe Rejestr korzyści Strona WWW Poczta
    ++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

    Wikileaks - czyli kto podniósł kradzione jest kurwą!



    Dobrze wiemy o tym, że nie można przywłaszczyć sobie czyjejś własności, nie można również wykorzystać w sądzie informacji, które pochodzą z nielegalnego źródła, i nie można także, uzyskiwać dostępu do informacji, które są zastrzeżone - nawet jeśli leży na ziemi kartka, na której napisane jest "druga strona dostępna jest tylko dla np.: Janiny W." to jest to nie nasza sprawa, co jest napisane na drugiej stronie kartki - nawet jeśli prawo nie opisuje tego typu sytuacji.



    Takie są po prostu zasady, dzięki którym łatwiej nam się żyje w społeczeństwach. To, że sąsiadka z bloku na przeciwko rozbiera się i przy okazji zapomniała zasłonić zasłon, nie oznacza, że mogę ją podglądać!



    I teraz przejdźmy do przecieków na WikiLeaks - wszystkie - bez kurwa żadnego wyjątku - media upajają się informacjami, które były tajne, albo zastrzeżone, albo coś podobnego. To, że robi również banda popierdoleńcó/hakerów/terrorystów/ciekawskich/cyklistów to nie oznacza, że można/powinno się publikować te informacje wszędzie gdzie się da!

    Czym różnią się takie informacje od na przykład jakiegoś nowego filmu, który pojawił się w sieci P2P? (Poza tym, że tych informacji nie można legalnie kupić i mogą sporo namieszać na arenie międzynarodowej) Dlaczego media jak popierdolone nie publikują najnowszych płyt np U2 albo filmów Tarantino tylko dlatego, że ktoś je wykradł i umieścił na jakimś serwerze.

    Argument w stylu - ale wszyscy to publikują - jest doprawdy śmieszny. Żadna wytwórnia fonograficzna nie przyjęłaby takiego argumentu jako linii obrony człowieka oskarżonego o nielegalne udostępnianie ich nagrań w sieci.



    Media są obłudne do szpiku kurwa kości.



    ps. ok, przyznam - są wyjątki. tzn powinny być. gdyby na przykład w tych informacjach znalazła się taka, że np USA planują wysadzić całą Ziemię, tylko po to by z księżyca nakręcić ciekawy film dokumentalny o końcu cywilizacji ludzkiej - to takie informacje powinny ujrzeć światło dzienne. ale to - co jeden z dyplomatów mysli o drugim, albo to, że największe mocarstwo świata próbuje pozyskać jak najwięcej informacji o innych jest chlebem powszednim światowej polityki.

    Autor: na wskroś o 06:12 0 komentarze Linki do tego posta

    sobota, 17 kwietnia 2010



    Smierć Kaczyńskiego, żałoba i inne gówna



    Miałem nic nie pisać, ale skrobnę sobie - widok Wawelu z okna mnie dopinguje.

    Postaram się krótko.



    Kaczyński kiwnął - nie byłem jego fanem (nie głosowaniem na niego i nie zagłosowałbym), ale zdarzyło mi się nawet na tym blogu bronić go przed psami z Wyborczej.



    To czy on żyje czy nie było i jest mi obojętne.

    Ale kurwa jego pierdolona mać nie mogę znieść tej jebanej obłudy polskich kurw nazywających się dziennikarzami/komentatorami i innych chujów.



    Jak kurwa można całe życie kolesia opluwać a teraz wytykać innym brak żałoby tudzież znieważenie [kurewska wyborcza ]?



    Po jakiego chuja Tusku klękałeś gdzieś tam skoro kurwa twoja pierdolona mać masz w dupie kościół ? [ja też mam go w dupie, ale to nie znaczy że klękam to tu to tam by się komuś przypodobać]



    Na płacz się kurwa wszystkim - łącznie z szparozębną Moniką - mimo że pewnie marzyli o tym by wypierdolić Kaczyńskiego w kosmos.

    Zabierz babci dowód, co ?



    Z chęcią zabrałbym Wam mikrofony i wepchnął prosto w dupę.



    Jak można być taką dwulicową kurwą ? Ja pierdole ! Jak kurwa ?



    Powiem coś czego wszyscy boicie się napisać (piszę za was, nie za siebie)-

    " Dobrze że Kaczyński nie żyje - mógł kiwnąć wcześniej.

    Dobrze że Kurtyka nie żyje - mógł kiwnąć wcześniej.



    Dobrze, że jeszcze kilku innych prawicowych wariatów diabeł zabrał do siebie. Cieszmy się jak chuj. Można teraz zamknąć sprawę PRL-u paląc w chuj wszystkie akta. Tak jak chciał Michnik - o ile się nie mylę.

    Teraz można na potęgę integrować się z Europą.



    Teraz można bez przeszkód przepchnąć każdą - nawet najbardziej chujową ustawę.



    Chwała Ci Boże za tą katastrofę."



    ---------------

    a teraz tylko czekać aż Wyborcza i TVN złożą doniesienie do prokuratury na mnie , za to że nie zachowałem wystarczająco dużo powagi po jego śmierci.



    Coś wam powiem - szanowałem go za jego życia - w przeciwieństwie do Was. Życzę Wam śmierci, długiej i bolesnej. Niech Was wszystkich rak krtani - albo inne gówno - dopadnie.



    ps. kiedyś wymyśliłem sobie test sprawdzający jakie są moje prawdziwe odczucia do danej osoby. Co trzeba zrobić by się przetestować?

    Trzeba wyobrazić sobie, że dana osoba nie żyje. Wyobrazić sobie wszystkich jej przyjaciół płaczących. Ewentualny lament mediów itp. Trzeba też spróbować "odczuć" swoje odczucia. Trzeba poczuć siebie w tej sytuacji.

    I teraz główna część testu. Wyobrażamy sobie, że ta osoba jednak żyje. Że wstaje z trumny i mówi "o ja pierdole, ale mnie poturbowało, ale chyba jednak zyję" (czy coś takiego) i teraz znów trzeba wczuć się w swoje odczucia.

    Trzeba zaobserwować, czy budzi się w nas radość i chcemy rzucić się w ramiona danej osoby z płaczem i okrzykiem "Boże, jak się cieszę że żyjesz" czy też, wzruszymy ramionami i mówimy sobie pod nosem "jebie mnie to".



    zrobiłem sobie taki test - nie rzuciłbym się w ramiona ani pana Kaczyńskiego, ani pana Kurtyki



    ale za ich życia szanowałem ich - zwłaszcza tego drugiego

    i właściwie wszystkich którzy wieszali na nim psy spaliłbym - albo udusił, własnoręcznie



    ale po ich śmierci, nie ryczę jak jakaś dwulicowa kurwa, nie noszę się na czarno, nie stoję w kolejce po 12 godzin by przejść przed ich trumnami, tylko po to by media widziały



    broniłem ich na forach , w dyskusjach itp, ale nie potrafię zmusić się do płaczu



    a wy? Wy, pierdolone medialne kurwy? Rzucilibyście się w ramiona Kaczyńskiego ?

    Wyobraźmy sobie że np Monika szparozębna leci w ramiona Lecha z płaczem i mówi "jak dobrze że Pan żyje", albo Michnik, albo Wałęsa ... ja nie potrafię sobie tego wyobrazić

    nie potrafię sobie siebie wyobrazić w takiej chujowej roli



    za to potrafię sobie siebie wyobrazić lecącego w ramiona mej lubej, mojego rodzeństwa, moich znajomych itd

    potrafię

    +++++++++++++++++++++++++++++++++
    ANEKS.  

    SPRAWA  13.  PARAGRAFU.

    zagadka protokołu numer trzynaście....


    No i mamy manifestację przyjaźni polsko-rosyjskiej: z jakiegoś powodu Rosjanie postanowili obejść się z Tuskiem okrutnie i ogłosili swój raport o katastrofie smoleńskiej w chwili, gdy Tusk był na urlopie. Można powiedzieć - przypadek; Rosjanie nie muszą wiedzieć kiedy polski premier ma urlop. Niby nie muszą, ale czy aby na pewno nie wiedzą takich rzeczy? Tak czy owak - numer jest w ich stylu: ogłaszają raport, a Tusk ma zgryz - przerywać urlop, czy nie przerywać? I tak źle i tak niedobrze... Jeśli przerwie - przyzna, że go rosyjscy przyjaciele nieprzyjemnie zaskoczyli. Jeśli nie przerwie - wyjdzie na to, że bimba sobie ze spraw ważnych i poważnych... Jeszcze wczoraj PR-owcy uważali, że korzystniejsza będzie wersja "nic ważnego się nie dzieje", w związku z czym Rzecznik Graś twierdził, że nie bardzo wiadomo po co Tusk miałby wracać. Dziś PR-owcy zmienili taktykę, skoro rzecznik ogłosił, że premier wraca. A wraca, bo nasi rosyjscy przyjaciele nie przejęli się specjalnie polskimi uwagami do projektu rosyjskiego raportu, bez uwzględnienia których - według Tuska - raport finalny miał być nie do przyjęcia.



    Jak Tusk z tego wybrnie zobaczymy, ale jeśli chodzi o rosyjski raport jego treść jest oczywista. "Skończy się (...) na tym, że winnymi smoleńskiej katastrofy okażą się polscy piloci, którzy lądowali, choć nie powinni (w domyśle: naciskani przez prezydenta}" - wieszczyłem w maju 2010 i mi się sprawdziło, ale nie trzeba było do tego specjalnych zdolności profetycznych, bo sprawa była pozamiatana z chwilą, gdy oddano kontrolę nad śledztwem Rosjanom. Jak do tego doszło? Łukasz Warzecha twierdzi: "....współwinny tego ruskiego cyrku jest osobiście Donald Tusk. To on pozwolił, aby dochodzenie komisji odbywało się według konwencji chicagowskiej, choć były inne możliwości, w tym polsko-rosyjska umowa. W warunkach chaosu i płynności po 10 kwietnia można było się starać o inny sposób prowadzenia dochodzenia. Polski rząd nawet nie spróbował. Dziś premier twierdzi, że nie pamięta nawet, kto zasugerował posłużenie się tą konwencją i - niezależnie od tego, czy faktycznie nie pamięta, czy też kłamie - już samo to stwierdzenie jest dla niego wystarczająco kompromitujące."



    Skoro tak się sprawy mają - spróbuję odpowiedzieć na pytanie kto podsunął stronie polskiej konwencję chicagowską. Skorzystam ze stosunkowo świeżych "zeznań", to jest z wywiadu przeprowadzonego przez "Gazetę Polską" z Edmundem Klichem (numer bieżący). Z wywiadu wyłania się taki obraz wypadków: Klich dowiaduje się z telewizji o katastrofie, natychmiast zaczyna szykować się do wyjazdu do Warszawy i w tym momencie dzwoni do niego ktoś, kto podaje się za Aleksjeja Morozowa - wiceszefa MAK-u. Według Klicha ów "Morozow" "...poinformował, że doszło do katastrofy. Rozbił się tupolew z prezydentem i on widzi, że jedynym dokumentem, który obydwa nasze państwa mają podpisany i według którego można procedować jest konwencja chicagowska i załącznik 13". Klich na to: "Odpowiedziałem, że nie wiem, bo to nie jest obszar mojego działania i nie moja decyzja. I, że jeśli chodzi o Polskę i Rosję, znam jedynie porozumienie w ramach konwencji chicagowskiej". W tym miejscu pojawiają się dwie kwestie:



    - po pierwsze podkreślmy, że Klich utrzymuje, iż cała sprawa nie mieściła się w obszarze jego działania.

    - Po drugie Klich wyznaje: "Nagle facet do mnie dzwoni, mówi po angielsku. Ja nie wiedziałem, kto to jest Morozow. Potem sobie przypomniałem, że byliśmy razem na jednej międzynarodowej konferencji"



    No dobrze, ale w takim razie - skąd Klich wiedział z kim rozmawia, a jeśli nie wiedział to dlaczego z tym kimś dyskutował? To prawda - ostatecznie osobnik podający się za Morozowa faktycznie okazał się Morozowem z MAK-u, ale w czasie rozmowy Klich chyba nie mógł być tego pewny. Bo niby na jakiej podstawie? W takiej sytuacji dzwoniącego można zidentyfikować bodajże tylko na dwa sposoby: po numerze wyświetlanym przez telefon lub - po głosie. Sposób drugi jest mocno niepewny, zwłaszcza gdy idzie o kogoś, kogo spotkało się raz w życiu na jakiejś konferencji. Co do sposobu pierwszego - nic nie wskazuje na to, że Klich znał prywatny czy służbowy numer Morozowa ("nie współpracowaliśmy z MAK" - twierdzi pułkownik). Mimo tego wszystkiego Klich uznaje, że rzekomy Morozow to faktycznie Morozow i z tym przekonaniem udaje się do ministra Grabarczyka, Grabarczyk bowiem zadzwonił do Klicha po Morozowie i wezwał go - to jest Klicha - do siebie.



    Tu pojawia się pytanie: dlaczego do Klicha "...zadzwonili z sekretariatu ministra Grabarczyka, skoro sprawa nie była "z obszaru działania" pułkownika? Rzecz można tłumaczyć na wiele sposobów. Nieżyczliwie dla Klicha - pułkownik nie miał pojęcia o swoim obszarze działań. Nieżyczliwie dla Grabarczyka - minister nie miał pojęcia o obszarze działania Klicha. Względnie życzliwie dla ich obu - w chwili kryzysu ściągano wszystkich co ważniejszych osobników mających coś wspólnego z lotnictwem. Byłoby to działanie cokolwiek wariackie, ale w sytuacji bez precedensu jakoś tam zrozumiałe. Tak czy owak - Klich zjawia się u Grabarczyka i opowiada mu o rozmowie z Morozowem (co do którego nie może być chyba pewnym, że faktycznie był to Morozow). Klich relacjonuje(podkreślenia w tekście - moje): "Powiedziałem, iż padła PROPOZYCJA czy SUGESTIA, że jedynym podpisanym dokumentem jest załącznik 13. Minister poprosił o ten załącznik i na tym rozmowa się zakończyła. Wróciłem do komisji i czekałem". Na pytanie "A kiedy zapadła decyzja, że będziecie procedować zgodnie z załącznikiem 13" Klich odpowiada: "Nie wiem. Nie do mnie należy kierować to pytanie". No tak, ale z drugiej strony minister Kwiatkowski pytany dziś w Salonie Politycznym Trójki o to, czy był obecny 10 kwietnia na nadzwyczajnym posiedzeniu rządu na którym zapadła decyzja o trzymaniu się załącznika numer 13, odparł, że tak, a dopytywany o to, kto podsunął takie rozwiązanie stwierdził, że osoba najlepiej do tego przygotowana to jest - Edmund Klich. Co prawda - ciągnął minister - załącznik dotyczy lotów cywilnych, podczas gdy lot był cywilno-wojskowy, czego zresztą nie uznają Rosjanie twierdzący, że lot był czysto cywilny. W tym punkcie - prawił minister Kwiatkowski - mamy z Rosjanami spór. Ale spór mamy nie tylko z Rosjanami, ale i chyba z ... pułkownikiem Klichem, bo - jako się rzekło - po dziś dzień twierdzi on, że nie uznawał (nie uznaje?) katastrofy smoleńskiej za rzecz z obszaru swoich kompetencji. I bądź tu mądry... Wydaje się, że jedyną stroną pewną swego byli Rosjanie. To oni błyskawicznie "wybrali" sobie Klicha na osobę, z którą zechcieli się skontaktować i to oni zasugerowali Klichowi konwencję chicagowską (z czym Klich się zresztą zgodził), po czym "propozycje" i "sugestie" strony rosyjskiej Klich podsuflował ministrowi Grabarczykowi. Przy tym, żeby było śmieszniej, w kluczowych chwilach całej sprawy Klich wierzył "na gębę", że osobnik z którym sobie porozmawiał był faktycznie wiceszefem MAK-u, choć chyba nie miał ku temu podstaw.... Słowem - III RP w całej krasie.



    Siłę sprawczą strony rosyjskiej widać i w sposobie w jaki Edmund Klich stał się polskim akredytowanym przy MAK-u. A było to (według Klicha) tak: zadzwoniono do niego z sekretariatu ministra Grabarczyka i powiedziano: "pan leci do Smoleńska". Po co? Nie bardzo wiadomo. Klich: "Nie dostałem konkretnych zadań. Jechałem do Smoleńska, żeby zacząć jakąś współpracę ze stroną rosyjską". Tak było do 13 kwietnia kiedy to na scenę znów wkracza niezawodny pan Morozow. Pułkownik Klich: "13 kwietnia o godz. 12 podchodzi do mnie Morozow i mówi: "słuchaj, Putin zaprasza cię na konferencję do Moskwy. Mnie wyprostowało, co ten Putin ode mnie chce, skąd on wie, że ja tutaj jestem, o co tu chodzi? Dzwonię do ministra Grabarczyka. Pytam, czy ja mam w ogóle iść na tę konferencję? Dał mi do zrozumienia, że jednak mogę uczestniczyć, ja to zrozumiałem jako akceptację". W tym miejscu pada pytanie: "Ale jako kto miał Pan uczestniczyć?", a pułkownik na to: "Nie wiem, mam zaproszenie od Putina. Telekonferencję zaczyna Putin, następnie mówi Iwanow, wicepremier. I Anodina, która stwierdza, że zdecydowano iż będziemy działać według załącznika 13" (Klich właśnie od Anodiny miał się dowiedzieć o tym rozstrzygnięciu....). Kto więc "mianował" Klicha akredytowanym? Zdaje się, że - de facto - ci, którzy dzwonili do niego tuż po katastrofie... I to byłoby tyle, gdy idzie o stan RP w pierwszej dekadzie
    http://perlyprzedwieprze.salon24.pl/