piątek, 20 kwietnia 2012
s z o p e n f e l d z i a r z e
Adam S, stadiony na Euro 2012 i marzenia związane z turniejem...
Do wyborów jest, niestety, daleko, ale zachęcamy do założenia zeszyciku, w którym zapisywać by można nazwiska polityków, na których w przyszłości pod żadnym pozorem nie należy oddać głosu. Świeże nazwisko do zanotowania - Adam Szejnfeld. Jak raczył się wypowiedzieć przedstawiciel Platformy Obywatelskiej: - Stadion Narodowy jest budowany na EURO, a nie jakieś Superpuchary.
Tym samym pan Szejnfeld właśnie pochwalił wydanie 2 miliardów złotych w celu rozegrania pięciu meczów Euro 2012. To dopiero fanaberia rządu - wychodzi 400 milionów złotych za jedno spotkanie. Nieźle się bawimy, ale wiadomo - odkąd pod Olkuszem trysnęła ropa i odkąd Polska stała się drugim Katarem, nikt nie przejmuje się kosztami. Pan Szejnfeld podobno nie wykluczył budowy toru Formuły 1 w celu zorganizowania jednego wyścigu. Później tor miałby zostać zamknięty. Rozważany jest też pomysł budowy jednorazowych portów lotniczych.
A teraz trochę z innej beczki. Ciekawi jesteśmy, czy prześladuje was ta sama myśl, która nachodzi i nas. To znaczy - czy zdarzają wam się chwile, kiedy po prostu marzycie, by jak na złość całe te Euro 2012 okazało się CAŁKOWITĄ klapą. Czyli żeby na Stadionie Narodowym doszło do gigantycznej zadymy z udziałem kibiców dwóch innych reprezentacji, żeby cała Europa pokazywała sparaliżowane przejścia graniczne oraz kilometrowe korki na "autostradach", żeby liczba miejsc w hotelach okazała się dziesięciokrotnie za mała, żeby na którymś obiekcie doszło do kompromitującej usterki (mogłoby się coś zawalić, byle nikomu nie stała się krzywda). I tak dalej... Czy macie coś takiego? Że patrzycie na mordy polityków i myślicie: "ach, żebyś musiał się gęsto tłumaczyć w lipcu". Czy słysząc, że stadion nie został zbudowany dla Polaków, tylko jest darem Polski dla narodów Europy, nie marzy wam się: oby narody Europy rozniosły ten obiekt w pył?
APPENDIX.
www.hoermann-gmbh.de/pdf/Downloads/01-Sirenendatenblaetter/ECN0600-en.pdf
poniedziałek, 22 marca 2010
TO jest TUŻ
" O jedenastej, powiada aktor - sztuka jest skończona. "
( ) Tymczasem, kiedy nasze, poprzebierane za dygnitarzy klauny próbują za pośrednictwem sprzedajnych żurnalistów podsuwać opinii publicznej takie makagigi, na naszych oczach dokonuje się eksperyment, który już wkrótce może stać się również naszym udziałem. Mówię oczywiście o Grecji, w której pod koniec ubiegłego roku dług publiczny przekroczył 300 miliardów euro, co stanowi ponad 100 procent tamtejszego produktu krajowego brutto, a więc tego, co Grecja w postaci dóbr i usług wytwarza i sprzedaje. Bankructwo Grecji spektakularnie podważa opowieści bandy idiotów, że jak tylko przyłączymy się do Eurosojuza, a już zwłaszcza – do unii walutowej, czyli do strefy euro, to już włos nam z głowy spaść nie może i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie. Okazuje się, że na głupotę i niefrasobliwość skutecznego lekarstwa jeszcze nie wynaleziono, dlatego wbrew pozorom, ani Unia Europejska, ze swoimi komisarzami, ani euro, też takim lekarstwem nie jest. Po staremu – o jedenastej przysyłają rachunek i wtedy nastaje godzina prawdy.
Bankructwo Grecji powinno nas zainteresować co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że na znacznie mniejszą skalę już raz przerabialiśmy to samo za czasów Edwarda Gierka, którego entuzjaści założyli teraz w Sosnowcu hagiograficzny instytut. Edward Gierek stworzył w Polsce wrażenie cudu gospodarczego za pożyczone 20 miliardów dolarów. Kiedy jednak trzeba było zacząć oddawać pożyczki, czar prysnął. Oczywiście nie od razu, bo przez prawie pięć lat Edward Gierek próbował powagę sytuacji ukrywać z jednej strony przez tak zwaną propagandę sukcesu w telewizji i innych mediach, a z drugiej – przez zaciąganie kolejnych pożyczek na oddanie najpilniejszych długów. Ponieważ jednak te kolejne pożyczki zaciągał na 20 i więcej procent w sytuacji, gdy, nawet według propagandy sukcesu, wzrost gospodarczy wynosił około 4 procent, to wiadomo było, że musi się to wszystko zakończyć katastrofą. No i zakończyło się w sierpniu 1980 roku, to znaczy – niezupełnie, bo generał Jaruzelski przedłużył tę agonię do roku 1989. Wtedy okazało się, jaki był bilans zamknięcia PRL;
Tak na wieczną rzecz pamiątkę wyliczył profesor Eugeniusz Rychlewski ze Szkoły Głównej Handlowej – na przekór wszystkim sierotom po Stalinie, Gomułce, Gierku i czcicielom generała Jaruzelskiego.
Okazało się jednak, że towarzystwo, któremu przy okrągłym stole komunistyczny wywiad wojskowy powierzył zewnętrzne znamiona władzy, poszło w ślady Edwarda Gierka, tyle, że na znacznie większą skalę, to znaczy – z większym rozmachem i niefrasobliwością. I to jest drugi powód, dla którego powinniśmy nie tylko z zainteresowaniem przyglądać się Grecji, ale i wyciągnąć jakieś wnioski na przyszłość.
Chodzi o to, że po tzw. transformacji ustrojowej, kolejne ekipy stwarzały wrażenie płynności finansowej państwa poprzez powiększanie długu publicznego. Proces ten nabrał tempa zwłaszcza po rozpoczęciu dostosowywania naszego systemu prawnego do tak zwanych standardów unijnych. O ile Edward Gierek potrzebował prawie 9 lat na pożyczenie 20 miliardów i zadłużenie kraju na 40 miliardów dolarów, to już
co w przeliczeniu na dolary oznacza grubo ponad 30 miliardów rocznie. W tej chwili dług publiczny Polski oscyluje wokół 700 miliardów złotych, powiększając się z szybkością około 1700 złotych na sekundę. W przeliczeniu na złote grecki dług publiczny wyniósłby 1140 miliardów, ale przecież nasi dygnitarze w tej sprawie nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.
W nocy z poniedziałku na wtorek ministrowie finansów strefy euro pozwolili Grecji nadal sprzedawać obligacje lichwiarskiej międzynarodówce – ale oczywiście – na bardzo wysoki procent. Ponieważ wzrost gospodarczy w strefie euro oscyluje wokół zera, to tylko patrzeć, jak Grecja powtórzy eksperyment Edwarda Gierka. Co wtedy postanowi w kwestii greckiej lichwiarska międzynarodówka? Zażąda zwrotu w naturze, czy sprzedania wszystkich Greków w dziedziczną niewolę?
Ciekawe, co na ten temat sądzą nasi przebierańcy i czy w debacie w ogóle ośmielą się ten temat poruszyć, czy raczej ogranicza się do różnicy między przodkiem a tyłkiem?
Mówił Stanisław Michalkiewicz
http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1553
++++++++++++++++
polska | bieda | ubóstwo | kryzys | bankructwo | gospodarka
Liczba upadłości wzrosła o 120 proc. Kto najczęściej zamyka
Co druga firma w czwartym kwartale 2009 r. była w złej lub bardzo złej kondycji finansowej. Najgorzej jest wśród producentów odzieży, mebli, w branży transportowej i budownictwie - informuje "Rzeczpospolita".
Wywiadownia gospodarcza Dun & Bradstreet przeprowadziła właśnie badanie
LEWICA SZUKA OSZCZĘDNOŚCI W KOŚCIELE>>
W pierwszych trzech tygodniach stycznia odnotowaliśmy 70 upadłości polskich przedsiębiorstw. Dla porównania w roku poprzednim było ich 32 - mówi dziennikowi Tomasz Starzyk z D&B.
W 2009 roku bankructw i
Z raportu wynika, że w przypadku firm zajmujących się handlem pojazdami, prowadzeniem stacji benzynowych czy stacji obsługi, 66 proc. jest w złej lub bardzo złej kondycji finansowej. W takich branżach jak transport kołowy, handel art. budowlanymi czy produkcja mebli ich odsetek także przekracza 60 proc. - dodaje "Rzeczpospolita".
KRYZYS DOTARŁ DO SZKOLNYCH TOALET>>
W katastrofalnej kondycji jest 48 proc. producentów
Są też branże, w których dominują firmy w dobrej kondycji. To m.in. banki, sklepy meblowe i spożywcze czy producenci wyrobów z tworzyw sztucznych - wymienia gazeta.
JS