niedziela, 15 czerwca 2008
* non comments
Drzwi od stodoły
Tagi:
LOT
języki obce
lotnik skrzydlaty
Ekran EADI (Electronic Attitude Display Indicator) w Boeingu 737-500. Są dwa takie, jeden dla kapitana, drugi dla drugiego pilota. Na skutek krytycznego błędu załogi zgasło na nich wszystko z wyjątkiem wysokościomierza i szybkościomierza.
-------------
Dlaczego załoga LO 282 Londyn-Warszawa dn. 4 czerwca 2007 r. przypilnowała skasowania zawartości Cockpit Voice Recorder (CVR), rejestrującego wszystkie rozmowy pomiędzy załogą w kabinie pilotów? Żeby CVR w Boeingu 737-500 się automatycznie skasował, samolot musi być na ziemi, szybkość zero, wyłączone silniki, włączone hamulce postojowe. W ten sposób CVR kasuje się samoczynnie kiedy samolot zostaje normalnie zaparkowany po locie. Założenie jest takie, że skoro samolot normalnie wylądował i normalnie zaparkował, to nagranie z kabiny pilotów jest już niepotrzebne. Żeby CVR się NIE skasował (bo na przykład nagranie z niego może być potrzebne przy dochodzeniu w sprawie incydentu podczas lotu), pilot musi pomiędzy wylądowaniem a zaparkowaniem samolotu wyłączyć na pomocniczej tablicy rozdzielczej bezpiecznik zasilania CVR, zmieniając położenie jednego wyłącznika z ON na OFF. Taka też jest w każdej linii lotniczej świata standardowa procedura, nakazująca zachować nagranie CVR po każdym locie, w ktorym coś było nie tak. Chłopaki z LO 282 zadbały, żeby ten wyłącznik został na ON, więc nagranie CVR się automatycznie skasowało, ku chwale Ojczyzny. A szkoda, bo jak odnotowało brytyjskie biuro badania wypadków lotniczych(AAIB), ten konkretny samolot miał CVR z 30-minutową pamięcią, a cały lot trwał 27 minut. Gdyby załoga wykonała swój obowiazek i zapobiegła skasowaniu nagrania CVR, inspektorzy AAIB mogliby odsłuchać każde słowo, jakie padło w kabinie pilotów Boeinga od startu do lądowania.
Chyba się domyślam dlaczego piloci nie chcieli, by tego słuchano. Brytyjski pilot pasażerski tak skomentował LO 282 na specjalistycznym forum dyskusyjnym pilotów:
Znaczy, jeśli ja właściwie zrozumiałem str. 14 raportu AAIB, załoga wykołowala na pas startowy, a następnie wystartowała, nie zauważając, że oba ekrany EADI nie działają?!! Jeśli tak w istocie było, to ich nieznajomość angielskiego i kłopoty z pilotowaniem na awaryjnych przyrządach doprawdy nie były ich największym problemem tego dnia…. (EADI = Electronic Attitude Display Indicator, główny elektroniczny przyrząd pilotażowy przed każdym z pilotów - ekran integruje sztuczny horyzont, szybkościomierz, wysokościomierz, przechyłomierz, zakrętomierz i dane z systemu nawigacyjnego. Pierwszy ekran od góry przed kapitanem i drugim pilotem, na środku głównej tablicy przyrządów każdego z pilotów).
Jeżeli kapitanowie LOT z 15 tysiącami wylatanych godzin nie mają zwyczaju spojrzenia na EADI przed startem i podczas startu, w zwiazku z czym potrafią wystartować z nieczynnymi głównymi przyrządami pokładowymi służącymi do prowadzenia samolotu bez widoczności ziemi, w warunkach kiedy chmury są na wysokości 500m, a pilot traci widoczność ziemi pół minuty po starcie, to ja serdecznie doradzam, by wszyscy Polacy latali Ryan Air.
Co się stało - z raportu AAIB:
"If the IRU data is Non Computed Data (NCD) as we assumed due to IRU being in ALIGN mode, EFIS will remove IRU related data but it will not display IRU related Flags on EADI or EHSI. With IRU data being NCD, EFIS will remove horizontal line, pitch lines, roll pointer and sky/ground shading from the EADI."
IRU: Inertial Reference Unit. główny element systemu nawigacji inercjalnej, zespół akcelerometrów mierzących położenie samolotu w przestrzeni w trzech stopniach swobody (wzgledem trzech osi) oraz przyspieszenia linowe i kątowe względem każdej z tych trzech osi. Komputer wylicza z tych danych pozycję, kurs i szybkość. Na podstawie danych IRU komputer generuje również 'attitude information' czyli sztuczny horyzont i wskaźniki orientacji samolotu w trójwymiarowej przestrzeni, zastępujące orientację wizualną.
ALIGN mode: IRU potrzebuje pewnego czasu na 'orientację' ('alignment') przed startem , to jest musi 'zorientować się' w trzech wymiarach względem znanego punktu odniesieniaby komputer wiedział gdzie jest dół, góra i północ. Podczas tej orientacji (2-3 minuty) samolot musi stać bez ruchu. Normalnie jest tak, że pilot przełącza IRU na ALIGN, czeka ażź zgaśnie napis ALIGN, następnie przekręca obrotowy przełącznik IRU MODE z ALIGN na NAV (nawigacja), a następnie startuje. LO 282 wystartował, leciał 27 minut i wylądował z przełącznikiem IRU w pozycji ALIGN. W takim wypadku główny komputer pilotażowy (EFIS - Electronic Flight Information System), nie przyjmuje danych z IRU, bo do czasu zakończenia orientacji IRU (i przekręcenia przełącznika do pozycji NAV), te dane nie są wiarygodne, nie są na bieżąco, są NCD (Non Computed Data). Skutek jest taki że z ekranów EADI obu pilotów znika sztuczny horyzont, przechyłomierz, zakrętomierz i charakterystyczna niebiesko-brązowa grafika ziemi i nieba reprezentująca położenie samolotu wobec horyzontu. Czyli gaśnie wszystko poza szybkościomierzem i wysokościomierzem. Pilot nie wie, czy leci prosto, czy skręca, czy skrzydła są poziomo, czy samolot ma przechył, ani w którą stronę. Za oknem widać tylko szarą watę. Samolot ma na taką okoliczność mechaniczne przyrządy zapasowe, awaryjne - czyli kompas magnetyczny i sztuczny horyzont / przechyłomierz / zakrętomierz. Ale po pierwsze daleko gorzej widoczne dla pilotów niż ekrany EADI tuż przed nosem. Po drugie, pilot musi się wtedy natychmiast przestawić na technikę pilotażu o 50 lat wstecz w historii lotnictwa. To nie każdemu współczesnemu pilotowi, przyzwyczajonemu do obsługi przez pieszczotliwą elektronikę pokładową, łatwo przychodzi.
Wtedy nadchodzi pora, by prosić wieżę kontrolną o pomoc. Po angielsku. I tu zaczyna się prawdziwa groza…
http://wtemaciemaci.salon24.pl/index.html
sobota, 14 czerwca 2008
- Diagnoza * oPiS
008-06-12, 19:56:28
O PiS plus garść rad - cz. 3
Tagihttp://artur.salon24.pl/78967,index.html
Przegrane wybory 2007
Jak najbardziej podzielam pogląd, że Jarosław Kaczyński chciał w połowie kadencji bardzo pożegnać się z władzą. Jest to filozofia politycznych szachów, gdzie planując kilka ruchów do przodu, trzeba oddać pola, by zadać końcowego mata.
Jarosław Kaczyński, dobrze wiedział, że po czterech latach rządów, w koalicji z LPR i Samoobroną (które mógł spokojnie dociągnąć do końca), po wszystkich sensacyjnych odpryskach, które kojarzyły się z nieprzewidywalnymi koalicjantami, iluzorycznie obiektywnymi mediami; które posiłkując się autorytetami pokroju reż. Kutza, prof. Krzemińskiego, red. Wołka i wszelkich innych lewitujących siepaczy, zrobiły z premiera Kaczyńskiego mefistofelesa na kaczych łapach ogarniętego nienawiścią do każdego. (dygresja: czy ktoś pamięta, że Newsweek wysmażył artykuł gdzie porównał Jarosława Kaczyńskiego do Putina a redaktor Lis debatował nad tym u siebie w programie? - tak, to było wszystko na poważnie!).
Pod koniec takiej kadencji, PiS dzieki medialnej orkiestrze bylby totalnie skompromitowany, jego poparcie opierałoby się na najbardziej oddanych piewcach IVP oraz móglby zapomnieć o dobrym wyniku w następnych wyborach i reelekcji Lecha Kaczyńskiego.
Kampania PiS w 2007 sprawiała wrażenie robionej na kolanie, sprowadzała się głównie do billboard'ów z pułapką na myszy z dolarami jako symbol walki z korupcją i filmikami o bezach. W porównaniu do kampanii z 2005 r to była mizeria, że hej. Nic o bilansie rządu!. To się nie mogło udać.
Teraz Jarosław Kaczyński ma czas na oddech, zużycie się PO i przygotowania się do kampanii w 2011 roku, która z pewnoscią będzie ciekawa. Ale to odległe czasy.
Jestem przekonany, że politycznym szachistą jest również Donald Tusk - o tym może świadczyć wypowiedz Jarosława Gowina, że być może bedą wcześniejsze wybory czy wypowiedz rzeczniczki rządu, że obecny premier wcale nie ma w planach być prezydentem.
PiS i Radio Maryja
PiS nie powinien iść w kierunku Radio Maryja. Doceniam medium o.Rydzyka w kwestii rozwijania czasowej formuły realnej debaty publicznej w Polsce - te kilkugodzinne nasiadówki (z ludzmi pokroju pana Zybertowicza, Krasnodębskiego, dziennikarzy typu Wojciecha Reszczyńskiego których mi brakuje w tzw. głównym nurcie) omawiające dane zagadnienie są o niebo lepsze w porównaniu do politycznych sitcomów imitujących programy publiystyczne (ekskludując program Jana Pospieszalskiego). I to jest bardzo dobre i za to dziękuje.
Jednak Radio Maryja patrząc w skali makro, jest w swej hamulcowej obręczy środowiskiem zbyt hermetycznym, kompletnie niezdolnym do wyjścia poza swoje, przyznam, często racjonalne silne uprzedzenia. Troszke tam jest mitomaństwa i zbyt uproszczonego dychotomicznego etykietowania rzeczywistości wzdluż linii podziału patriota-ten obcy. Nie jest to charakterologiczno ideologiczny miąższ na którym partia aspirująca do bycia szerszym aeropagiem politycznym może coś zbudować.
Pluralizm radiomaryjny, jest dokładnie taki sam jak w Gazecie Wyborczej - czyli sekciarski, służy głównie do łomotania przeciwników o innej orientacji ideowej, zasłużonego ujajania salonowej lewicy laickiej i kompletnie braku autorefleksji nad własnym środowiskiem czy postępowaniem.
Do tego dochodzi całkowicie dwuznaczne podejście do lustracji.
Z duzą pieczołowitością przywiązuje się, w RM, uwagę do okrągłostołowej agentury a przecież to nikt inny jak ojciec Tadeusz stanał niczym Rejtan w obronie abp. Wielgusa razem ze swoim radiem, tworząc kościelny front antylustracyjny, które w mało elegancki sposób postponowało tak poczciwych ludzi jak pan Terlikowski czy ksiądz Isakowicz-Zalewski.
Na tak dwuznaczne i niejasne postępowanie oraz kalumniowanie ludzi szczerze oddanych ekumenizmowi, zgody nie ma.
Nie wierzę w specjalną miłość braci Kaczyńskich i o. Rydzyka - jest to obustronna polityczna kalkulacja ludzi skazanych na siebie, więc powodów ku specjalnej promocji przez PiS Radia Maryja nie widzę.
Polityka historyczna
Dwa słowa. Podobał mi się pomysł szerokiej lustracji, dekomunizacji, prezydenta który odznacza drugi szereg nieznanych opozycjonistów, rewizji wizerunków akowców ale PiS popelnił tutaj jeden kardynalny bład. Zapomniał o szarych ludziach. O ludziach, którzy żyli w PRL a kompletnie nie byli świadomi tego co było kosztem drugiej strony kronik telewizyjnych.
Dla nich teczki, piony esbeckiej struktury to jest rozmowa o strefie 51. (i nie mam na myśli tych którzy udają, że nie wiedzą, tylko robotniczo-chłopskiej spiżowej szarzyzny z okresu PRL)
Przy tak silnej polityce resekcji wszystkich patologicznych elementów systemu z historii Polski ludowej, nie można zapomnieć o ludziach, którzy żyli w tym systemie kompletnie swoim życiem, oni cieszyli się z talonu na "malucha", przydziału działek i wczasów pracowniczych.
Ich trzeba było wykluczyć z linii ognia i powiedzieć kilka ciepłych słow. Na tym pokoleniu, tzw. sierot po PRL, tych spoza post aparatczykowsko-esbeckiej orbity gazety "NIE", można było ugrać dużo więcej.
A PiS, wszedł do domu, wbił noż w stól, powiedział, że tamci to ZOMO i wyszedł. Przerysowałem ale znam starsze osoby, które by zagłosowały na PiS, gdyby nie to koszmarno błędne ujednolicenie wszystkich życiorysów w PRL jako tych "złych" - ja również podzielam ten pogląd.
http://artur.salon24.pl/78967,index.html