WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
sobota, 12 lipca 2008
LAST MINUTE of Generalna RP of EUrabia
http://jaka.polska.salon24.pl/index.html
najpopularniejsze posty »
Czy system polityczny RP to jeszcze demokracja?Komentarze (6)
„Demokracja to rządy hien nad osłami”Komentarze (4)
Druga Szwajcaria albo SZPRYCHA?Komentarze (3)
Jaka demokracja taka PolskaKomentarze (2)
Zaproszenie do debatyKomentarze (2)
najpopularniejsze posty »
Czy system polityczny RP to jeszcze demokracja?Komentarze (6)
„Demokracja to rządy hien nad osłami”Komentarze (4)
Druga Szwajcaria albo SZPRYCHA?Komentarze (3)
Jaka demokracja taka PolskaKomentarze (2)
Zaproszenie do debatyKomentarze (2)
*****************************************
Divide et impera
Tagi:
referendum
Szwajcaria
demokracja bezpośrednia
Tytułowa sentencja łacińska dziel i rządź oznacza - siej niezgodę, byś mógł (łatwiej) rządzić. Ten sposób sprawowania władzy wylansowany w cesarstwie rzymskim jest stosowany również tu i teraz przez nasze „elity polityczne". „Efekty" społeczne jakie może sprawić manipulacja nastrojami obywateli dobrze oddaje opis momentów z kampanii prezydenckiej z 1990 roku opublikowany przez dziennik „Życie":
„...Klimat agresji był wszechobecny; o to, kto ma być prezydentem, kłócono się wszędzie: w pracy, na ulicy, przy kieliszku. O burdach o podłożu politycznym prasa regionalna donosiła prawie codziennie, na wiece i spotkania przychodziło mnóstwo polemistów i zwykłych krzykaczy. Kilkakrotnie solidnie ktoś oberwał na wiecach Wałęsy. Kiedy "Solidarność Walcząca" zaatakowała zwolenników przywódcy wielkiej "Solidarności", jedni świadkowie opowiadali, że starzy działacze od Lecha bili niewinnych ludzi metalowymi prętami. W Płocku na kilka tygodni przed wyborami prezydenckimi, 25 października 1990 roku pewien mężczyzna zadźgał nożem swojego zięcia. Poszło o to, kto jest lepszy - teść był za Wałęsą, zięć za Mazowieckim...".
Wydawało się, że takie emocjonalne nastroje to uboczny efekt rewolucji, cecha normalna raczkującej demokracji. Niestety nasza demokracja jest już dorosła a nasze decyzje polityczne są ciągle wynikiem podziałów i emocji. Osobiście jestem odporny na manipulacje władzy. Z powodzeniem stosuję filozofię Greka Zorby polegającą na podziale ludzi wyłącznie na DOBRYCH i ZŁYCH i dystansuję się od tych drugich. Niestety nie doceniłem siły i skuteczności oddziaływania polityków na poczciwych obywateli. Udało im się poróżnić mnie z kilkoma bliskimi mi osobami m. in. ze Zbyszkiem i Edziem.
Zbyszka P. poznałem w liceum. Zainteresował mnie i kilkoro innych kolegów w małomiasteczkowym LO matematyką i kosmosem. Mnie młodego chłopaka którego wiedza matematyczna była na poziomie tabliczki mnożenia zainteresował różniczkami i całkami. Podzielił się ze mną swoim zafascynowaniem królową nauk ścisłych tak skutecznie, że matematyka stała się moim ulubionym przedmiotem. Razem wystartowaliśmy w olimpiadzie matematycznej i doszliśmy do jej finału.
W roku lotu Gagarina w kosmos w nowootwartym powiatowym Domu Kultury Zbyszek P. zorganizował koło zainteresowań pt. „Centrum Badań Kosmicznych" . O tym jak skuteczne była to inicjatywa może świadczyć, że jeden z nas Zbyszek K. tak to młodzieńcze zainteresowanie kosmosem poważnie potraktował, że gdy dorósł to zainicjował powstanie dorosłego Centrum Badań Kosmicznych przy Polskiej Akademii Nauk i przez ponad 30 lat był jej szefem.
Przez dziesięciolecia nie spotykaliśmy się. Profesor Zbigniew P. kształcił(-i) młodzież w stolicy - ja byłem inżynierem na prowincji. Niedawno odnowiliśmy kontakty. Radość była wielka. Niestety Zbyszek P. jest zdecydowanym zwolennikiem PiS-u i braci Kaczyńskich a ja nie. W trakcie naszych rozmów przekonuje mnie do swoich ulubieńców i negatywnie ocenia moje poglądy. Politykom udało się wbić kolec pomiędzy nas.
Edzia L. poznałem na studiach. Zawsze uśmiechnięty. Pochodzi z tego samego zaboru co ja. Gdy kilkadziesiąt lat temu zamieszkałem we Wrocławiu i spotkałem Edzia ucieszyłem się wielce. Od tego czasu kilkanaście razy do roku spotykamy w grupie zaprzyjaźnionych znajomych z okazji imienin. Do niedawna zawsze byliśmy solidarni i w kwestiach politycznych nigdy nie było między nami poważnej różnicy zdań. Ostatnio nastąpiła zmiana. Edziu i jego żona Krysia to wielcy fani braci Kaczyńskich. Jesienią ubiegłego roku na ostatnich jego imieninach rozmowa zeszła nieopatrznie na tematy polityczne. Moje dosadne określenie niewielkiego wzrostu wodza PiS-u tak ich zirytowało, że nasza dalsza przyjaźń stanęła pod znakiem zapytania.
Szwajcaria - manipulacja nastrojami ograniczona do minimum.
Szczęściarze Helweci uporali się skutecznie z problemem marketingu politycznego i dzieleniem nas na MY (dobrzy) i oni (bee!). Po prostu wzięli władzę w swoje ręce i divide et impera w tym przypadku jest bez sensu. Nie ma problemu: Kto ma nami rządzić?. Jest problem zatrudnienia fachowców od rządzenia i sprawowania nad nimi realnej i bieżącej kontroli. Służba państwowa oraz samorządowe nie mogą podejmować żadnej ważnej czy kontrowersyjnej decyzji bez akceptacji ogółu obywateli. Ich profity są pod stałą kontrolą suwerena i dlatego Szwajcarzy mają autentycznie tanie państwo pomimo, że mają na okrągło referenda: gminne, kantonalne i federalne.
Media specjalnie się nie interesują politykami i większość poczciwych obywateli nie wie kto aktualnie jest premierem czy prezydentem. Na okrągło trwa publiczna i niepubliczna debata o zaletach i wadach decyzji na TAK i decyzji na NIE. Obywatele dzielą się przy każdym pytaniu referendalnym na trzy części. Jedni odpowiadają na TAK, drudzy na NIE a pozostali wybierają opcję: Jest mi obojętne, ta sprawa mnie nie interesuje, nie zabieram głosu w tej sprawie. Decyzja wyboru opcji jest prawdziwie wolna i niezależna od sympatii politycznych, stosunku do Boga czy biografii głosującego. 70 procent Szwajcarów jest dumna ze swojej SAMORZĄDNOŚCI.
***********
Czy nasze elity polityczne i medialne MUSZĄ 24 godziny na dobę podgrzewać nasze emocje? Skoro chcą naszego dobra to dlaczego dają nam zły przykład i permanentnie żrą się bądź kupczą między sobą? W Szwajcarii nikt nie dzieli obywateli na „swoich - solidarnych" i „tych którzy stoją na tym miejscu gdzie kiedyś stało ZOMO"? Weźmy z nich przykład.
P.S.
Organizujemy się w celu propagowania modelu Helwetów. Rozumiemy, że odgórnie nie można narzucić ich organizacji na poziomie ogólnokrajowym. Na początek chcemy wymusić wprowadzenie pełnej demokracji na poziomie gmin. Jeśli akceptujesz naszą ideę zgłoś się do nas: referendum@onet.eu
referendum
Szwajcaria
demokracja bezpośrednia
Tytułowa sentencja łacińska dziel i rządź oznacza - siej niezgodę, byś mógł (łatwiej) rządzić. Ten sposób sprawowania władzy wylansowany w cesarstwie rzymskim jest stosowany również tu i teraz przez nasze „elity polityczne". „Efekty" społeczne jakie może sprawić manipulacja nastrojami obywateli dobrze oddaje opis momentów z kampanii prezydenckiej z 1990 roku opublikowany przez dziennik „Życie":
„...Klimat agresji był wszechobecny; o to, kto ma być prezydentem, kłócono się wszędzie: w pracy, na ulicy, przy kieliszku. O burdach o podłożu politycznym prasa regionalna donosiła prawie codziennie, na wiece i spotkania przychodziło mnóstwo polemistów i zwykłych krzykaczy. Kilkakrotnie solidnie ktoś oberwał na wiecach Wałęsy. Kiedy "Solidarność Walcząca" zaatakowała zwolenników przywódcy wielkiej "Solidarności", jedni świadkowie opowiadali, że starzy działacze od Lecha bili niewinnych ludzi metalowymi prętami. W Płocku na kilka tygodni przed wyborami prezydenckimi, 25 października 1990 roku pewien mężczyzna zadźgał nożem swojego zięcia. Poszło o to, kto jest lepszy - teść był za Wałęsą, zięć za Mazowieckim...".
Wydawało się, że takie emocjonalne nastroje to uboczny efekt rewolucji, cecha normalna raczkującej demokracji. Niestety nasza demokracja jest już dorosła a nasze decyzje polityczne są ciągle wynikiem podziałów i emocji. Osobiście jestem odporny na manipulacje władzy. Z powodzeniem stosuję filozofię Greka Zorby polegającą na podziale ludzi wyłącznie na DOBRYCH i ZŁYCH i dystansuję się od tych drugich. Niestety nie doceniłem siły i skuteczności oddziaływania polityków na poczciwych obywateli. Udało im się poróżnić mnie z kilkoma bliskimi mi osobami m. in. ze Zbyszkiem i Edziem.
Zbyszka P. poznałem w liceum. Zainteresował mnie i kilkoro innych kolegów w małomiasteczkowym LO matematyką i kosmosem. Mnie młodego chłopaka którego wiedza matematyczna była na poziomie tabliczki mnożenia zainteresował różniczkami i całkami. Podzielił się ze mną swoim zafascynowaniem królową nauk ścisłych tak skutecznie, że matematyka stała się moim ulubionym przedmiotem. Razem wystartowaliśmy w olimpiadzie matematycznej i doszliśmy do jej finału.
W roku lotu Gagarina w kosmos w nowootwartym powiatowym Domu Kultury Zbyszek P. zorganizował koło zainteresowań pt. „Centrum Badań Kosmicznych" . O tym jak skuteczne była to inicjatywa może świadczyć, że jeden z nas Zbyszek K. tak to młodzieńcze zainteresowanie kosmosem poważnie potraktował, że gdy dorósł to zainicjował powstanie dorosłego Centrum Badań Kosmicznych przy Polskiej Akademii Nauk i przez ponad 30 lat był jej szefem.
Przez dziesięciolecia nie spotykaliśmy się. Profesor Zbigniew P. kształcił(-i) młodzież w stolicy - ja byłem inżynierem na prowincji. Niedawno odnowiliśmy kontakty. Radość była wielka. Niestety Zbyszek P. jest zdecydowanym zwolennikiem PiS-u i braci Kaczyńskich a ja nie. W trakcie naszych rozmów przekonuje mnie do swoich ulubieńców i negatywnie ocenia moje poglądy. Politykom udało się wbić kolec pomiędzy nas.
Edzia L. poznałem na studiach. Zawsze uśmiechnięty. Pochodzi z tego samego zaboru co ja. Gdy kilkadziesiąt lat temu zamieszkałem we Wrocławiu i spotkałem Edzia ucieszyłem się wielce. Od tego czasu kilkanaście razy do roku spotykamy w grupie zaprzyjaźnionych znajomych z okazji imienin. Do niedawna zawsze byliśmy solidarni i w kwestiach politycznych nigdy nie było między nami poważnej różnicy zdań. Ostatnio nastąpiła zmiana. Edziu i jego żona Krysia to wielcy fani braci Kaczyńskich. Jesienią ubiegłego roku na ostatnich jego imieninach rozmowa zeszła nieopatrznie na tematy polityczne. Moje dosadne określenie niewielkiego wzrostu wodza PiS-u tak ich zirytowało, że nasza dalsza przyjaźń stanęła pod znakiem zapytania.
Szwajcaria - manipulacja nastrojami ograniczona do minimum.
Szczęściarze Helweci uporali się skutecznie z problemem marketingu politycznego i dzieleniem nas na MY (dobrzy) i oni (bee!). Po prostu wzięli władzę w swoje ręce i divide et impera w tym przypadku jest bez sensu. Nie ma problemu: Kto ma nami rządzić?. Jest problem zatrudnienia fachowców od rządzenia i sprawowania nad nimi realnej i bieżącej kontroli. Służba państwowa oraz samorządowe nie mogą podejmować żadnej ważnej czy kontrowersyjnej decyzji bez akceptacji ogółu obywateli. Ich profity są pod stałą kontrolą suwerena i dlatego Szwajcarzy mają autentycznie tanie państwo pomimo, że mają na okrągło referenda: gminne, kantonalne i federalne.
Media specjalnie się nie interesują politykami i większość poczciwych obywateli nie wie kto aktualnie jest premierem czy prezydentem. Na okrągło trwa publiczna i niepubliczna debata o zaletach i wadach decyzji na TAK i decyzji na NIE. Obywatele dzielą się przy każdym pytaniu referendalnym na trzy części. Jedni odpowiadają na TAK, drudzy na NIE a pozostali wybierają opcję: Jest mi obojętne, ta sprawa mnie nie interesuje, nie zabieram głosu w tej sprawie. Decyzja wyboru opcji jest prawdziwie wolna i niezależna od sympatii politycznych, stosunku do Boga czy biografii głosującego. 70 procent Szwajcarów jest dumna ze swojej SAMORZĄDNOŚCI.
***********
Czy nasze elity polityczne i medialne MUSZĄ 24 godziny na dobę podgrzewać nasze emocje? Skoro chcą naszego dobra to dlaczego dają nam zły przykład i permanentnie żrą się bądź kupczą między sobą? W Szwajcarii nikt nie dzieli obywateli na „swoich - solidarnych" i „tych którzy stoją na tym miejscu gdzie kiedyś stało ZOMO"? Weźmy z nich przykład.
P.S.
Organizujemy się w celu propagowania modelu Helwetów. Rozumiemy, że odgórnie nie można narzucić ich organizacji na poziomie ogólnokrajowym. Na początek chcemy wymusić wprowadzenie pełnej demokracji na poziomie gmin. Jeśli akceptujesz naszą ideę zgłoś się do nas: referendum@onet.eu
czwartek, 10 lipca 2008
PO Lonia(Breżniew) PROSTITUTA a'la saddamski
b. doradca w SKW, matematyk po habilitacji
***
2008-07-09, 22:06:52
OBRAZA MAJESTATU
OBRAZA MAJESTATU
Wiele osób pyta mnie o „komitet obrony represjonowanych”, który był spontaniczną inicjatywą „Aleksandra Ściosa” zainspirowanego moim komentarzem i komentarzami pani Joanny Mieszko-Wiórkiewicz pod jego wpisem „Sfora na profesora”. Jestem wdzięczny za okazane mi zaufanie i umieszczenie mojego nazwiska wśród trójki osób gotowych do pomocy, ale równocześnie jestem nieco zakłopotany powstałą sytuacją. Nie ulega wątpliwości, że jestem autorem pomysłu, który rzuciłem mimochodem, gdyż wpis „Aleksandra Ściosa” przypomniał mi lata osiemdziesiąte, gdy działałem w „Komitecie Obrony Więzionych za Przekonania Polityczne”.
Spodziewałem się, że inicjatywa „Aleksandra Ściosa” zostanie podchwycona przez wybitnych dziennikarzy piszących w Salonie24, którzy powinni być zainteresowani zakładaniem takich komitetów we własnym interesie.
Historia toczy się kołem a dziennikarze, publicyści i piszący polityczne teksty naukowcy zawsze będą działali na granicy ryzyka. W takiej sytuacji popełnić błąd jest stosunkowo łatwo, a przegrana w sądzie może zrujnować niejednemu z nich życie. Z głównej listy uczestników Salonu24 jedynie Marek Chodakiewicz i Wojciech Sadurski zabrali głos w tej sprawie. Marek Chodakiewicz zabrał głos, gdyż systemu norm i wartości uczył się na amerykańskich uniwersytetach i dlatego wyczuł od razu wagę pomysłu. Przypadek Wojciecha Sadurskiego jest bardziej skomplikowany.
Wiem od Zybertowicza, że wpis Sadurskiego w Salonie24 „Kłamiesz, Zybciu, o Michniku” został dołączony do pisma procesowego w sprawie wytoczonej Zybertowiczowi przez Adama Michnika. Niestety, do pisma procesowego nie załączono komentarzy pod wpisem. Andrzej widział uprzednio Sadurskiego tylko kilka razy i był zaskoczony poufałą formą artykułu. Ten najpierw po ojcowsku poklepał „Zybcia” po plecach, aby chwilę potem poczęstować go iście fundamentalną krytyką.
Prof. Zybertowicz musiał bardzo dokuczyć Sadurskiemu swoją wypowiedzią o Michniku, który (cytuję Sadurskiego) jest „Jego (Michnika) kolegą”, przy czym „Jego” profesor napisał w uniżonym tonie z dużej litery. Marność nazywająca się Andrzej Zybertowicz śmiała krytykować „Jego Wysokość Adama Michnika”. Rozumiem, że to się nie mieści w głowie prof. Sadurskiego.
Słaby odzew na apel „Aleksandra Ściosa” wśród dziennikarzy z nazwiskami wynika zapewne z ich przeświadczenia, że zebrane środki, być może, będą wykorzystane w przyszłości na ich własną obronę. Chciałbym ich uspokoić, gdyż na apel odpowiedziało wystarczająco wiele przyzwoitych osób bez znanych nazwisk i one podejmą się trudu wspierania „osób represjonowanych”. Piszę „represjonowanych” w cudzysłowie z braku lepszego określenia - nie chodzi przecież o formalne represje, ale o nękanie z wykorzystaniem instrumentów prawnych osób, które w debacie publicznej podejmują pewne tematy ważne dla zrozumienia mechanizmów życia. Po niedawnej rozmowie z Andrzejem Zybertowiczem wydaje mi się, że bardziej sensowne jest założenie stowarzyszenia niż fundacji, co proponuje środowisko toruńskie.
Słaby odzew na apel „Aleksandra Ściosa” wśród dziennikarzy z nazwiskami wynika zapewne z ich przeświadczenia, że zebrane środki, być może, będą wykorzystane w przyszłości na ich własną obronę. Chciałbym ich uspokoić, gdyż na apel odpowiedziało wystarczająco wiele przyzwoitych osób bez znanych nazwisk i one podejmą się trudu wspierania „osób represjonowanych”. Piszę „represjonowanych” w cudzysłowie z braku lepszego określenia - nie chodzi przecież o formalne represje, ale o nękanie z wykorzystaniem instrumentów prawnych osób, które w debacie publicznej podejmują pewne tematy ważne dla zrozumienia mechanizmów życia. Po niedawnej rozmowie z Andrzejem Zybertowiczem wydaje mi się, że bardziej sensowne jest założenie stowarzyszenia niż fundacji, co proponuje środowisko toruńskie.
Zakładanie fundacji, zdaniem kolegów z Torunia, będzie trwało znacznie dłużej, gdy tymczasem
Krzysztof Wyszkowski i Andrzej Zybertowicz już od miesięcy płacą kosztyprocesów.
Wpis „Sfora na profesora” dotyczył Andrzeja Zybertowicza, lecz temat „obrona ludzi represjonowanych” jest znacznie szerszy. Musimy przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, kogo uważamy za „osobę represjonowaną”, gdyż pojęcie to jest bardzo pojemne i wiele osób może je rozumieć inaczej.
Dlatego, dla uproszczenia, w swoim komentarzu zaproponowałem, aby skupić się najpierw na sprawach K. Wyszkowskiego i A. Zybertowicza, którzy są niewątpliwie najbardziej dziś znanymi ofiarami swoich publicznie głoszonych poglądów.
Już w tej chwili można znaleźć, co najmniej kilka innych podobnych spraw. Pracy będzie dużo, a więc animatorami przedsięwzięcia powinny być osoby młode, do których ja już, niestety, nie należę. Pan „Aleksander Ścios” działa w świecie wirtualnym, pod pseudonimem i nie może podejmować jakichkolwiek działań prawnych. Z pewnością będzie bardziej przydatny, pisząc teksty w Salonie24 niż działając w „komitecie obrony represjonowanych”. Podobnie jest z panią Joanną Mieszko-Wiórkiewicz, która mieszka w Niemczech.
Nie ulega wątpliwości, że w pierwszej kolejności trzeba pomóc red. Wyszkowskiemu i prof. Zybertowiczowi, którzy nie są ludźmi majętnymi i ich rodziny mogą znaleźć się w poważnych kłopotach finansowych. Jestem przekonany, że zarówno Wyszkowski, jak i Zybertowicz, cokolwiek by nie zrobili, nie działali w złej wierze. Jeśli im nie pomożemy, swoboda ich wypowiedzi zostanie istotnie ograniczona. Czy tego chcemy? Niektórzy bywalcy Salonu24, którzy nie podzielają poglądów Wyszkowskiego i Zybertowicza a chcieliby im pomóc, mogą kierować się wolterowską zasadą: "nie zgadzam się z tobą, ale zawsze bronił będę twego prawa do posiadania własnego zdania". Maksymę tę dedykuję prof. Sadurskiemu, który w ferworze walki prawdopodobnie o niej zapomniał. Rozmawiałem niedawno z Andrzejem Zybertowiczem i nie słyszałem, aby skarżył się na sądy. Uważa, że - mimo przegranego procesu z Suboticiem - może wygrać pozostałe trzy procesy. Jeśli chodzi o mnie, wierzę w niezależność sądów w niepodległej Polsce. Moja wiara wynika z moich osobistych, pozytywnych doświadczeń, gdy zeznawałem wiele godzin jako świadek w ważnym dla mnie, trwającym wiele lat, procesie w sądzie gospodarczym. Jestem pod wielkim wrażeniem niezależności sędziów a rządziły w tym okresie różne partie polityczne. Sędziny prowadzące sprawę były niezwykle inteligentne i zadawały wnikliwe pytania świadczące o znajomości sprawy. Być może, sądy gospodarcze kierują się innymi prawami. Na zakończenie, gorąco namawiam prof. Sadurskiego, aby przyłączył się do akcji pomocy prof. Zybertowiczowi. Byłoby to eleganckie wyjście z nieciekawej sytuacji, w jakiej się znalazł po wykorzystaniu jego wpisu w Salonie24 jako osobliwego donosu obywatelskiego na kolegę profesora, którego poufale nazywał „Zybciem”.
komentarze (17)
Nie ulega wątpliwości, że w pierwszej kolejności trzeba pomóc red. Wyszkowskiemu i prof. Zybertowiczowi, którzy nie są ludźmi majętnymi i ich rodziny mogą znaleźć się w poważnych kłopotach finansowych. Jestem przekonany, że zarówno Wyszkowski, jak i Zybertowicz, cokolwiek by nie zrobili, nie działali w złej wierze. Jeśli im nie pomożemy, swoboda ich wypowiedzi zostanie istotnie ograniczona. Czy tego chcemy? Niektórzy bywalcy Salonu24, którzy nie podzielają poglądów Wyszkowskiego i Zybertowicza a chcieliby im pomóc, mogą kierować się wolterowską zasadą: "nie zgadzam się z tobą, ale zawsze bronił będę twego prawa do posiadania własnego zdania". Maksymę tę dedykuję prof. Sadurskiemu, który w ferworze walki prawdopodobnie o niej zapomniał. Rozmawiałem niedawno z Andrzejem Zybertowiczem i nie słyszałem, aby skarżył się na sądy. Uważa, że - mimo przegranego procesu z Suboticiem - może wygrać pozostałe trzy procesy. Jeśli chodzi o mnie, wierzę w niezależność sądów w niepodległej Polsce. Moja wiara wynika z moich osobistych, pozytywnych doświadczeń, gdy zeznawałem wiele godzin jako świadek w ważnym dla mnie, trwającym wiele lat, procesie w sądzie gospodarczym. Jestem pod wielkim wrażeniem niezależności sędziów a rządziły w tym okresie różne partie polityczne. Sędziny prowadzące sprawę były niezwykle inteligentne i zadawały wnikliwe pytania świadczące o znajomości sprawy. Być może, sądy gospodarcze kierują się innymi prawami. Na zakończenie, gorąco namawiam prof. Sadurskiego, aby przyłączył się do akcji pomocy prof. Zybertowiczowi. Byłoby to eleganckie wyjście z nieciekawej sytuacji, w jakiej się znalazł po wykorzystaniu jego wpisu w Salonie24 jako osobliwego donosu obywatelskiego na kolegę profesora, którego poufale nazywał „Zybciem”.
komentarze (17)
Subskrybuj:
Posty (Atom)