o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

piątek, 22 sierpnia 2008

JESZCZE RAZ. O TYM SAMYM


************
I.
“Nie przechodzi mi przez gardło, żeby nazwać władze Pld. Osetii separatystycznymi. Kto jest tam separatystą? Szef miejscowego KGB Anatolij Baranow, który wcześniej kierował rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa w Mordowii? A może szef południowo-osetyjskiego MSW Michaił Mindzajew, który wcześniej , był szefem MSW w należącej do Rosji Północnej Osetii? A może separatystą jest południowo osetyjski minister obrony Wasilij Luniew, do niedawna komisarz wojskowy obwodu permskiego w Rosji? Albo szef południowoosetyjskiej Rady Bezpieczeństwa Anatolij Barankiewicz, były zastęca komisarza wojskowego wchdzącego w skład Rosji Kraju Stawropolskiego? Nazwisko premiera Jurija Morozowa też nie brzmi zbyt osetyjsko.
Władze południowoosetyjskie nie mają żadnych celów strategicznych. Ich działania w Osetii mają sens tylko z punktu widzenia zarabiania pieniędzy. A nie są one małe. Nowy gazociąg przeciągnięty przez góry, który ma zaopatrywać Osetię w razie odcięcia dostaw z [...]?kosztuje 570 mln dol.
Jest jeszcze tajny budżet Płd. Osetii na prowadzenie walk, który wynosi ponoć 800 mln dol. rocznie. Są także emerytury i pensje dla pracowników sfery budżetowej. Stale w Płd.Osetii mieszka ok. 30 tys. ludzi. Dziwnym trafem świadczenia otrzymuje jednak 80 tys. osób.
I gdy nam mówią o ostrzale Cchinwali, warto pamiętać, czym jest to miasto. To nie miejsce w centrum republiki ostrzeliwane przez dywersantów. Cchinwali jest z trzech stron otoczone przez Gruzję. Linię umocnień tworzy tu ostatni rząd domów. Zeby Gruzini nie strzelali do ludności cywilnej, wystarczyło przenieść punkty ogniowe , sto metrów poza granice miasta. Ale główna zasada terrostów ze spółki Południowa Osetia Sp. z 0.0. polega na tym, że ustawia się stanowiska wśród budynków cywilnych, by w razie ostrzału strony przeciwnej można było pokazać w telewizji ranne dzieci.” [źródło: >>>]
-------------------------------------------
II.
"" ( ) Porażony realizmem tego myślenia, zapomniałem przez chwilę, że Południowa Osetia (podobnie jak Abchazja) jest częścią Gruzji, że na początku sierpnia „Osetyńcy” (czyli naprawdę gangsterzy z kgb) wysadzili w powietrze ciężarówkę pełną gruzińskich policjantów i zaatakowali gruzińskie wioski. 7 sierpnia miały się odbyć rozmowy pomiędzy Gruzinami a osetyńskimi separatystami, zaaranżowane przez „dyplomatów rosyjskich”, ale tylko strona gruzińska przybyła na miejsce rozmów. Co się stało dalej jest mniej jasne (tj. kto pierwszy otworzył ogień? czy sowieckie wojska ruszyły z północnej Osetii przed atakiem gruzińskim, czy po?), ale wydaje się oczywiste, że Saakaszwili wpadł w sowiecką pułapkę. Niech mi nasz real-polityczny Prezes odpowie, jaka byłaby dobra, realistyczna reakcja na taką prowokację? Zmilczeć i schować ją w kieszeń? I co dalej? Prowokator będzie tak długo prowokował, aż osiągnie swój cel. Gdyby Saakaszwili cierpliwie znosił prowokacje, to prędzej czy później i tak zobaczyłby sowieckie czołgi na ulicach gruzińskich miast. Jaką odpowiedź dyktowałaby tak miła sercu Prezesa Realpolitik? Julia Łatynina określiła Południową Osetię jako „wspólne przedsięwzięcie kgb i osetyńskiego gangstera [towarzysza Kokoity], dla rozprowadzenia pieniędzy przeznaczonych przez Moskwę na walkę z Gruzją”. Putin płaci, ale domaga się rezultatów. Pan Prezes na pewno proponowałby realistyczne z nim rozmowy…
Jakie wnioski wyciąga Prezes z Gruzińskiej lekcji? „Los Gruzji jest przesądzony. Saakaszwili – jeśli autentycznie kocha swój kraj – powinien podać się do dymisji i uciec za granicę (byle nie do nas…), pozwalając na sformowanie rządu, z którym Rosjanie będą chcieli rozmawiać. Abchazja i Osetia są na trwale stracone – rzecz w tym, aby uratować resztę, zminimalizować straty ludzkie i materialne.” [pisownia Prezesa] A że „Rosjanie” będą chcieli rozmawiać wyłącznie ze swymi kukiełkami, to Prezes uważa na pewno za romantyczne mrzonki.
A dalej w tekście Show w Tbilisi mamy takie kawałki: „W oczach dyplomacji unijnej Rosja wyszła na poważnego partnera, który po przeprowadzeniu policyjnej akcji przeciwko gruzińskiemu watażce, wstrzymuje ataki militarne.” Warto zwrócić uwagę Prezesa na fakt, że sowieckie wojska operują nadal wewnątrz Gruzji właściwej, gdzie, wedle sowieckich oświadczeń, pilnują porządku publicznego…
Najciekawsze jednak enuncjacje zawiera tekst pt. Tarcza i Tbilisi. Prezes zastanawia się tu nad możliwymi opcjami politycznymi dla Polski i dochodzi do wniosku, że „z konserwatywnego punktu widzenia najlogiczniejsza jest opcja prorosyjska, gdyż Moskwa nie ma ideologicznych obsesji (paradoks historii…) i pod jej skrzydłami można budować kraj autentycznie konserwatywny”. Jednak, realistą będąc, Prezes odnotowuje z rozpaczą, że romantyczni rodacy nie dorośli do jego wizji, więc gotów jest ostatecznie zgodzić się na opcję proamerykańską. Ba, rozpacz i rzekomy realizm nie są dobrymi doradcami, bo najwyraźniej zamykają mu oczy na rzeczywistość. Do sojuszu potrzeba dwóch stron, a sowieciarze z pewnością mogą się obejść bez sojuszu z Prezesem. Myśl o budowaniu czegokolwiek (oprócz komunizmu) pod opiekuńczymi skrzydłami Putina rozczuliła mnie mimowolnie. Wyobraziłem sobie pana Prezesa umoszczonego wygodnie pod skrzydłami Łubianki, konserwatywnie i monarchistycznie podkręcającego wąsa… Ech, łza się w oku kręci.
Zatrzymam się dłużej nad pewną marginalną uwagą Prezesa, ponieważ wydaje mi się znamienna dla tego typu konserwatyzmu, który Józef Mackiewicz sprowadzał do „całowania każdej zastanej rzeczywistości w de…”, ale także dlatego, że pokazuje ślepotę zaściankowego realizmu, który widzi źdźbło w oku bliźniego, ale nie dostrzega belki we własnym oku. Pisze Prezes:
„Ostatnia wojna gruzińsko-rosyjska pokazuje, jak kończy się samodzielność pozornego podmiotu politycznego: podmiot pozorny, mimo że posiadał przewagę zaskoczenia, był zdolny prowadzić wojnę z podmiotem realnym przez zaledwie 5 dni.” [interpunkcja moja, bo prezesowa jest taka sobie]
To ma być o Gruzji, która miała przewagę zaskoczenia tylko w bujnej wyobraźni Prezesa, w rzeczywistości bowiem siły sowieckie czekały skoncentrowane w tunelu Roki, łączącym północną i południową część Osetii. Istotny jest jednak ów „podmiot pozorny”. Podmiot pozorny? Prezes nie zniża się do jasnego artykułowania myśli, więc nie wiadomo, o co dokładnie mu chodzi, musimy zatem snuć domysły. Na zdrowy rozum, wydawałoby się, że podmiot pozorny w polityce, to twór, który przy pewnych elementach suwerennej państwowości (które składają się na owe „pozory”) jest takiej suwerenności pozbawiony. Klasycznym pozornym podmiotem byłby np. prl, którego oprócz apologetów Paxu z Myszy Polskiej oraz Prezesa we własnej osobie, nikt już dziś zdaje się nie uważa za państwo polskie, choć nie było tak za czasów jego istnienia. Jeśli zatem Prezes uznaje współczesną Gruzję za podmiot pozorny – gdzie, paradoksalnie, bylibyśmy zgodni – to jak wyglądałaby w tym świetle współczesna Polska? Państwo stworzone na mocy pokątnego układu pomiędzy bolszewicką tajną policją a jej mniej tajnymi współpracownikami – czy taki twór zasługuje na miano podmiotu realnego w oczach Prezesa? A jak, w mniemaniu Prezesa, zakończy się samodzielność pozornego podmiotu politycznego pt. prl nr 2? Czy sojusz z Rosją uchroni prl bis przed losem Gruzji?..( ) ""
http://wydawnictwopodziemne.com/2008/08/24/wycisk-prezesa-wielomskiego/#more-91
*****
III.

*****
http://www.youtube.com/watch?v=YMvUGS4Eyp0

środa, 20 sierpnia 2008

TARCZA, i GRZYBY, NY...













************************

Dariusz Rohnka

Tarcza Putina
Opublikowany 31 sierpnia 2007
***
W swoim poemacie Moskwa - Pietuszki, Wieniedikt Jerofiejew pisał z wewnętrznym przekonaniem: Wszyscy mówią ‘Kreml, Kreml’, od każdego to słyszę, a ja sam ani razu Kremla nie widziałem. Zamykając oczy na dookolną rzeczywistość, tułający się po stolicy swego kraju, Jerofiejew nie mógł chyba lepiej wyrazić swojego zniesmaczenia. Jako poeta, pisarz, człowiek bynajmniej nie sowiecki, mógł sobie ignorować wszystko, na co tylko przyszła mu ochota, choć, po prawdzie owa buńczuczna deklaracja była jedynie błyskotliwą próbą zakamuflowania trawiącej go rozpaczy. Jerofiejew usiłował ignorować podsowiecką rzeczywistość, i takie było jego święte prawo, inaczej rzecz wygląda, gdy owa ignorancja nawiedza wielkich (choćby jedynie tytularnie) aktorów tego świata. W tym drugim przypadku, bezrozumne zamykanie oczu na rzeczywistość prowadzić musi do przykrych konsekwencji.

W połowie lipca 2007 roku na pierwszych stronach wszystkich światowych gazet pojawiła się elektryzująca informacja: Rosja zawiesiła swój udział w Traktacie o Ograniczeniu Sił Konwencjonalnych w Europie. Według oficjalnego oświadczenia Kremla, decyzja ta została podjęta w związku z wyjątkowymi okolicznościami, które naruszają bezpieczeństwo Federacji Rosyjskiej i wymagają podjęcia natychmiastowych kroków.

NATO i Biały Dom zareagowały ostro i dość nerwowo, uznając zapewne zgodnie, że obecne zachowanie Kremla nazbyt mocno kojarzy się z dawną, niemal już zapomnianą, zimnowojenną sowiecką retoryką. I tak, rzecznik Paktu, James Appathurai, wyraził rozczarowanie rosyjską decyzją, dodał jeszcze w nastroju retrospektywnego optymizmu, że NATO uważa Traktat za ważny kamień milowy dla europejskiego bezpieczeństwa.

Decyzja Kremla przekłada się w praktyce na możliwość rozmieszczenia większej ilości broni konwencjonalnej przy jej zachodniej granicy, choć krok taki jest mało prawdopodobny, jest przy tym pozbawiony znaczenia militarnego. W przyszłym konflikcie zbrojnym, jeśli do niego oczywiście dojdzie, broń konwencjonalna będzie miała drugorzędne, znikome znaczenie, poza tym wiadomo, że od początku lat 90., a więc od chwili podpisania wzmiankowanego traktatu, Rosja Sowiecka nigdy nie zastosowała się do jego postanowień, utrzymując na europejskiej części swojego terytorium znacznie większe ilości broni, aniżeli wynikałoby to z podpisanych porozumień.

W istocie, nikt chyba nie wierzy, aby chodziło o podpisany niemal dwadzieścia lat temu dokument, będący jeszcze jednym symbolem zamazywania globalnej rzeczywistości politycznej. Komentatorzy różnych opcji zgodnie natomiast przekonują, że sugestywny gest Putina należy odczytywać w kontekście amerykańskiej tarczy rakietowej i rozmieszczenia jej elementów na obszarze Czech i Polski.

Tarcza istotnie jest problemem:
*dla amerykańskich podatników, którzy będą zmuszeni ponieść koszty jej instalacji;
*dla amerykańskiej Partii Demokratycznej, która ani chce słyszeć o dalszych wydatkach na zbrojenia, sukcesywnie obcinając kolejne pozycje w budżecie Departamentu Obrony (setki milionów na obronę antyrakietową, kolejne setki milionów na budowę broni laserowej, etc.);
*dla tutejszej ludności wschodnioeuropejskiej, dla której budowa tarczy na jej terenie oznacza apokaliptyczną wizję nuklearnej zagłady w przyszłości;
*dla zachodnioeuropejskich społeczeństw i ich establishmentów, które konsekwentnie, od kilkudziesięciu lat sabotują każdą kolejną próbę (choćby tak wirtualną, jak amerykańska tarcza) obrony własnego terytorium, bojąc się, że taka obrona wzmocni jedynie strategiczną pozycję Stanów Zjednoczonych; zapewne także dla ekologów, którzy, jak można domniemywać, odkryją wkrótce rzadkie okazy flory lub fauny na terenie przewidzianym pod budowę baz.

Czy tarcza jest w równym stopniu problemem dla Putina? Z militarnego punktu widzenia, amerykańska antyrakietowa tarcza, wyposażona w zaledwie 10 rakiet przechwytujących, której baza ma zostać zbudowana gdzieś nad brzegami Bałtyku, jest niewinnym gadżetem, mogącym co najwyżej zagrozić meteorologicznym instytucjom badawczym, wypuszczającym swoje balony przy pomocy napędu rakietowego. Rosja Sowiecka, o czym polityczne establishmenty tzw. demokratycznego świata chętnie zapominają, nigdy nie straciła realnej pozycji najpotężniejszego, obok Stanów Zjednoczonych, mocarstwa atomowego.
Dysponuje potężnym, liczonym w tysiące, arsenałem naziemnych rakiet międzykontynentalnych, potężnym arsenałem rakiet umieszczonych na atomowych łodziach podwodnych, i, co znacznie bardziej istotne, jest silnie zaangażowana w rozbudowę nowoczesnej technologii broni strategicznej.
Podobnie jak dwie dekady wcześniej, tysiące sowieckich rakiet jest wycelowanych w bardzo konkretne cele na terytorium Stanów Zjednoczonych. Były amerykański sekretarz obrony, Robert McNamara, ten sam McNamara, który jak na ironię, odwiódł u progu lat 70. prezydenta Johnsona od idei budowy tarczy antyrakietowej, opierając się na raportach opracowanych jeszcze w latach 80., określa w jednym z artykułów bardzo konkretne sowieckie cele na terytorium samego tylko Nowego Jorku. I tak, wedle McNamary, w każde z trzech nowojorskich lotnisk wymierzone są po dziś dzień dwie jednomegatonowe bomby, po jednej takiej bombie przewidziano dla każdego z głównych nowojorskich mostów, dwie dla Wall Street i po dwie dla każdej z czterech rafinerii. Poza tym są jeszcze cele w postaci dworca centralnego, urządzeń portowych etc.

Od końca lat 90. Rosja Sowiecka rozwija program budowy najbardziej zaawansowanej technologicznie rakiety Topol-M (SS-27), która może być wystrzeliwana z silosów oraz bardzo trudnych do wyśledzenia i zniszczenia wyrzutni mobilnych. Istnieje także wersja przystosowana do instalacji na łodziach podwodnych (Buława). Największą zaletą nowej broni, która ma stanowić podstawę sowieckiego uzbrojenia do roku 2015 jest fakt, że żaden amerykański system obronny nie stanowi dla niej zagrożenia. Dotyczy to zarówno osławionej tarczy antyrakietowej, jak i nieco bardziej futurystycznej broni laserowej, zainstalowanej w przestrzeni kosmicznej. Według opinii ekspertów, Topol-M jest wyposażona w rodzaj osłony, chroniącej przed promieniowaniem, wpływem pola elektromagnetycznego i fizycznymi wstrząsami (starsze modele sowieckich rakiet mogły być zniszczone przy pomocy wybuchu atomowego). Co więcej, w maju 2007 roku Rosja Sowiecka przeprowadziła udany test z już zmodernizowaną wersją rakiety Topol-M, RS-24, która, w odróżnieniu od poprzedniczki, pozwala na przenoszenie równocześnie wielu głowic.
Rosja Sowiecka nie tylko rozbudowuje swój arsenał broni strategicznej, ale także nieustannie sprawdza stan gotowości bojowej swoich wojsk rakietowych, przeprowadzając rocznie około 15 testów z wykorzystaniem rakiet balistycznych (zarówno Topol-M jak i starszych, takich jak SS-18 i SS-19), a Władimir Putin, odgrywający obecnie na Kremlu rolę gospodarza, z wielkim entuzjazmem asystuje podczas kolejnych demonstracji rzekomo postsowieckiej potęgi.
Cóż zatem myśli Władimir Putin? Czy dziesięć amerykańskich silosów, umiejscowionych nad polskim Bałtykiem spędza sen z jego powiek? Czy czuje się zagrożony możliwością ataku z amerykańsko-polsko-czeskiej strony? Może buduje już dla siebie nowy schron, gdzieś głęboko pod skałami Uralu? Z dużą dozą prawdopodobieństwa na każde z tych pytań można odpowiedzieć negatywnie. Putin nie musi się martwić tarczą swojego rywala, ma swoją własną, znacznie wytrzymalszą, znacznie potężniejszą - atak.

Przynajmniej od dwóch dziesięcioleci trwa nieustająca proliferacja sowieckiej broni rakietowej do tak zwanych wrogich państw. Rosja Sowiecka od lat sprzedaje swoją broń i technologię komunistycznym Chinom. Nie gardzi kontrahentami w rodzaju Iraku, Korei Północnej, Syrii czy Iranu, w zamian za co liczyć może nie tylko na pieniądze, ale również na daleko posuniętą polityczną życzliwość.
Putin ma jeszcze jednego asa w rękawie - światowy terroryzm. Jako ojciec chrzestny współczesnego terroryzmu, Rosja Sowiecka kontroluje wszystkie istotniejsze organizacje terrorystyczne, Al-Kaidy nie wyłączając. Można spierać się o szczegóły, szacować stopień zaangażowania sowieckich tajnych służb w poszczególne przedsięwzięcia, nie sposób zaprzeczyć tylko temu, że to Sowieci pociągają za sznurki. Dlatego, gdy jakiś szaleniec rozrywa się na kawałki przy pomocy prymitywnej bomby w kolejce podziemnej w centrum Londynu, można oczywiście domniemywać, że działał na własną rękę. Gdy jednak któregoś ponurego dnia, co nie daj Boże, nad Waszyngtonem lub Nowym Jorkiem rozbłyśnie atomowy grzyb, i nie będzie on następstwem interkontynentalnego ataku, za zamachem stać będą służby, działające według sowieckiej długofalowej strategii. To będzie właśnie sowiecka tarcza, służąca bynajmniej nie do obrony, za którą łatwo ukryć także swoje prawdziwe intencje i cele.
-------------------------------------
-----------------------------
PRZECZYTAJ TEŻ:
/ /...Rok 1989 spłynął z kart historii jak nie przymierzając woda po kaczce. Przestał się liczyć, gdy sympatie społeczeństwa odwróciły się od samozwańczych „obalaczy komuny” na rzecz dawnych panów. Wystarczyło zaledwie kilka lat, aby ujawnić wstydliwe przywiązanie. Nie licząc porzucenia zgrzebnych atrybutów socjalizmu, uprzykrzających życie peerelowskim obywatelom, nie dokonał się żaden przełom, żaden zwrot historii. Co najwyżej rzeczywistość stała się jeszcze bardziej surrealistyczna, a bolszewicy odnieśli kolejne zwycięstwo.
Komunizm nie upadł, tak jak najpewniej nie upadnie w lipcu 2008 roku, ponieważ nie mogła tego dokonać grupka w taki czy inny sposób ubezwłasnowolnionych opozycjonistów, z których zresztą większość pałała mniej lub bardziej utajoną sympatią do socjalizmu, byleby z ludzkim, nie zamordystycznym, obliczem. Nie zrobiło tego społeczeństwo, ponieważ podobny zamysł nigdy nie zagościł w jego mentalności. Nie upadł na życzenie samych komunistów, choć ta absurdalna teza zdaje się być nawet całkiem popularna... / / cd: