WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
czwartek, 24 lutego 2011
.. to not existing Nation
Przyczyny katastrofy w smoleńsku
Farsa trwa, mija 9 miesiąc od Katastrofy a przyczyn nie znamy - oficjalnie znaczy.
http://poprawnypolitycznie.blogspot.com/?zx=fdd6ec0977472f7
No to ja Wam wszystko wyjaśnię:
1. Dlaczego nikt nie rozwodzi się nad nagłym obniżeniem wysokości samolotu które miało miejsce? Samolot będąc nad ścieżką podejścia nagle po przeleceniu 3 km (7,5 sek. lotu) znajduje się dużo poniżej niej:
Nawet polska pseudo komisja czegoś tam, komentująca raport MAK, która ustaliła jedynie tyle, że nie było wystarczającego jakiegoś tam "wsparcia". Ale żeby było zabawniej, to kontrolerzy kurs polskiego samolotu, który znajdował się powyżej ścieżki podejścia określali jako (sic!) "na kursie", czyli zmniejszali ryzyko katastrofy!
Otóż, jak informuje dziennik, kurs po którym leciał TUTEK, był zakazany w takich warunkach, bo podczas tak cholernej mgły, w jej obszarze panuje niskie ciśnienie (natura mgły), które obniża siłę nośną (w próżni samolotom niepotrzebne są skrzydła bo nie ma siły nośnej), a to skutkuje obniżeniem się wysokości samolotu i dodatkowo przed lotniskiem są "dziury" w ziemi - które dodatkowo oszukują mechanikę wskazującą wysokość samolotu (pomijając już działanie wysokościomierza barometrycznego, który zgodnie z naszym podejściem powinien wskazywać wyższy pułap samolotu, i takowy - w obszarze mgły - wskazuje rzeczywiście).
Kontroler z wieży w smoleńsku mógłby łaskawie wspomnieć, że takie podejście jest zakazane (po katastrofie, która wydarzyła się 10 lat temu w identycznych warunkach), ale na miłość boską, piloci, którzy byli bezpośrednio odpowiedzialni za samolot mogliby wziąć pod uwagę topografię terenu i warunki atmosferyczne mające wpływ na wysokość samolotu nad ziemią i działania aparatury wskazującej wysokość.
To, że mieliśmy do czynienia z nagłym (7,5 sek) obniżeniem wysokości samolotu z kursu ponad ścieżką podejścia, do kursu poniżej ścieżki podejścia wskazuje raczej na to, że raczej nie uwzględniono tego.
Jeśli kontroler, mówił, że wszystko jest OK, a samolot znajdował się powyżej ścieżki, to piloci mając na uwadze niskie ciśnienie mogliby podnieść maszynę obawiając się zmniejszenia siły nośnej ze względu na ciśnienie.
Nie interesuje mnie czy winni są Polacy, czy Rosjanie. Interesuje mnie prawda. Dla mnie, teraz wszystko układa się w logiczną całość. Sprawa może zostać zamknięta.
Winą winni się podzielić piloci i kontroler wedle uznania.
Autor: na wskroś o 02:25 4 komentarze Linki do tego posta
Etykiety: smoleńsk katastrofa przyczyny
poniedziałek, 29 listopada 2010
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
WTRĘT.
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Wikileaks - czyli kto podniósł kradzione jest kurwą!
Dobrze wiemy o tym, że nie można przywłaszczyć sobie czyjejś własności, nie można również wykorzystać w sądzie informacji, które pochodzą z nielegalnego źródła, i nie można także, uzyskiwać dostępu do informacji, które są zastrzeżone - nawet jeśli leży na ziemi kartka, na której napisane jest "druga strona dostępna jest tylko dla np.: Janiny W." to jest to nie nasza sprawa, co jest napisane na drugiej stronie kartki - nawet jeśli prawo nie opisuje tego typu sytuacji.
Takie są po prostu zasady, dzięki którym łatwiej nam się żyje w społeczeństwach. To, że sąsiadka z bloku na przeciwko rozbiera się i przy okazji zapomniała zasłonić zasłon, nie oznacza, że mogę ją podglądać!
I teraz przejdźmy do przecieków na WikiLeaks - wszystkie - bez kurwa żadnego wyjątku - media upajają się informacjami, które były tajne, albo zastrzeżone, albo coś podobnego. To, że robi również banda popierdoleńcó/hakerów/terrorystów/ciekawskich/cyklistów to nie oznacza, że można/powinno się publikować te informacje wszędzie gdzie się da!
Czym różnią się takie informacje od na przykład jakiegoś nowego filmu, który pojawił się w sieci P2P? (Poza tym, że tych informacji nie można legalnie kupić i mogą sporo namieszać na arenie międzynarodowej) Dlaczego media jak popierdolone nie publikują najnowszych płyt np U2 albo filmów Tarantino tylko dlatego, że ktoś je wykradł i umieścił na jakimś serwerze.
Argument w stylu - ale wszyscy to publikują - jest doprawdy śmieszny. Żadna wytwórnia fonograficzna nie przyjęłaby takiego argumentu jako linii obrony człowieka oskarżonego o nielegalne udostępnianie ich nagrań w sieci.
Media są obłudne do szpiku kurwa kości.
ps. ok, przyznam - są wyjątki. tzn powinny być. gdyby na przykład w tych informacjach znalazła się taka, że np USA planują wysadzić całą Ziemię, tylko po to by z księżyca nakręcić ciekawy film dokumentalny o końcu cywilizacji ludzkiej - to takie informacje powinny ujrzeć światło dzienne. ale to - co jeden z dyplomatów mysli o drugim, albo to, że największe mocarstwo świata próbuje pozyskać jak najwięcej informacji o innych jest chlebem powszednim światowej polityki.
Autor: na wskroś o 06:12 0 komentarze Linki do tego posta
sobota, 17 kwietnia 2010
Smierć Kaczyńskiego, żałoba i inne gówna
Miałem nic nie pisać, ale skrobnę sobie - widok Wawelu z okna mnie dopinguje.
Postaram się krótko.
Kaczyński kiwnął - nie byłem jego fanem (nie głosowaniem na niego i nie zagłosowałbym), ale zdarzyło mi się nawet na tym blogu bronić go przed psami z Wyborczej.
To czy on żyje czy nie było i jest mi obojętne.
Ale kurwa jego pierdolona mać nie mogę znieść tej jebanej obłudy polskich kurw nazywających się dziennikarzami/komentatorami i innych chujów.
Jak kurwa można całe życie kolesia opluwać a teraz wytykać innym brak żałoby tudzież znieważenie [kurewska wyborcza ]?
Po jakiego chuja Tusku klękałeś gdzieś tam skoro kurwa twoja pierdolona mać masz w dupie kościół ? [ja też mam go w dupie, ale to nie znaczy że klękam to tu to tam by się komuś przypodobać]
Na płacz się kurwa wszystkim - łącznie z szparozębną Moniką - mimo że pewnie marzyli o tym by wypierdolić Kaczyńskiego w kosmos.
Zabierz babci dowód, co ?
Z chęcią zabrałbym Wam mikrofony i wepchnął prosto w dupę.
Jak można być taką dwulicową kurwą ? Ja pierdole ! Jak kurwa ?
Powiem coś czego wszyscy boicie się napisać (piszę za was, nie za siebie)-
" Dobrze że Kaczyński nie żyje - mógł kiwnąć wcześniej.
Dobrze że Kurtyka nie żyje - mógł kiwnąć wcześniej.
Dobrze, że jeszcze kilku innych prawicowych wariatów diabeł zabrał do siebie. Cieszmy się jak chuj. Można teraz zamknąć sprawę PRL-u paląc w chuj wszystkie akta. Tak jak chciał Michnik - o ile się nie mylę.
Teraz można na potęgę integrować się z Europą.
Teraz można bez przeszkód przepchnąć każdą - nawet najbardziej chujową ustawę.
Chwała Ci Boże za tą katastrofę."
---------------
a teraz tylko czekać aż Wyborcza i TVN złożą doniesienie do prokuratury na mnie , za to że nie zachowałem wystarczająco dużo powagi po jego śmierci.
Coś wam powiem - szanowałem go za jego życia - w przeciwieństwie do Was. Życzę Wam śmierci, długiej i bolesnej. Niech Was wszystkich rak krtani - albo inne gówno - dopadnie.
ps. kiedyś wymyśliłem sobie test sprawdzający jakie są moje prawdziwe odczucia do danej osoby. Co trzeba zrobić by się przetestować?
Trzeba wyobrazić sobie, że dana osoba nie żyje. Wyobrazić sobie wszystkich jej przyjaciół płaczących. Ewentualny lament mediów itp. Trzeba też spróbować "odczuć" swoje odczucia. Trzeba poczuć siebie w tej sytuacji.
I teraz główna część testu. Wyobrażamy sobie, że ta osoba jednak żyje. Że wstaje z trumny i mówi "o ja pierdole, ale mnie poturbowało, ale chyba jednak zyję" (czy coś takiego) i teraz znów trzeba wczuć się w swoje odczucia.
Trzeba zaobserwować, czy budzi się w nas radość i chcemy rzucić się w ramiona danej osoby z płaczem i okrzykiem "Boże, jak się cieszę że żyjesz" czy też, wzruszymy ramionami i mówimy sobie pod nosem "jebie mnie to".
zrobiłem sobie taki test - nie rzuciłbym się w ramiona ani pana Kaczyńskiego, ani pana Kurtyki
ale za ich życia szanowałem ich - zwłaszcza tego drugiego
i właściwie wszystkich którzy wieszali na nim psy spaliłbym - albo udusił, własnoręcznie
ale po ich śmierci, nie ryczę jak jakaś dwulicowa kurwa, nie noszę się na czarno, nie stoję w kolejce po 12 godzin by przejść przed ich trumnami, tylko po to by media widziały
broniłem ich na forach , w dyskusjach itp, ale nie potrafię zmusić się do płaczu
a wy? Wy, pierdolone medialne kurwy? Rzucilibyście się w ramiona Kaczyńskiego ?
Wyobraźmy sobie że np Monika szparozębna leci w ramiona Lecha z płaczem i mówi "jak dobrze że Pan żyje", albo Michnik, albo Wałęsa ... ja nie potrafię sobie tego wyobrazić
nie potrafię sobie siebie wyobrazić w takiej chujowej roli
za to potrafię sobie siebie wyobrazić lecącego w ramiona mej lubej, mojego rodzeństwa, moich znajomych itd
potrafię
+++++++++++++++++++++++++++++++++
ANEKS.
SPRAWA 13. PARAGRAFU.
zagadka protokołu numer trzynaście....
No i mamy manifestację przyjaźni polsko-rosyjskiej: z jakiegoś powodu Rosjanie postanowili obejść się z Tuskiem okrutnie i ogłosili swój raport o katastrofie smoleńskiej w chwili, gdy Tusk był na urlopie. Można powiedzieć - przypadek; Rosjanie nie muszą wiedzieć kiedy polski premier ma urlop. Niby nie muszą, ale czy aby na pewno nie wiedzą takich rzeczy? Tak czy owak - numer jest w ich stylu: ogłaszają raport, a Tusk ma zgryz - przerywać urlop, czy nie przerywać? I tak źle i tak niedobrze... Jeśli przerwie - przyzna, że go rosyjscy przyjaciele nieprzyjemnie zaskoczyli. Jeśli nie przerwie - wyjdzie na to, że bimba sobie ze spraw ważnych i poważnych... Jeszcze wczoraj PR-owcy uważali, że korzystniejsza będzie wersja "nic ważnego się nie dzieje", w związku z czym Rzecznik Graś twierdził, że nie bardzo wiadomo po co Tusk miałby wracać. Dziś PR-owcy zmienili taktykę, skoro rzecznik ogłosił, że premier wraca. A wraca, bo nasi rosyjscy przyjaciele nie przejęli się specjalnie polskimi uwagami do projektu rosyjskiego raportu, bez uwzględnienia których - według Tuska - raport finalny miał być nie do przyjęcia.
Jak Tusk z tego wybrnie zobaczymy, ale jeśli chodzi o rosyjski raport jego treść jest oczywista. "Skończy się (...) na tym, że winnymi smoleńskiej katastrofy okażą się polscy piloci, którzy lądowali, choć nie powinni (w domyśle: naciskani przez prezydenta}" - wieszczyłem w maju 2010 i mi się sprawdziło, ale nie trzeba było do tego specjalnych zdolności profetycznych, bo sprawa była pozamiatana z chwilą, gdy oddano kontrolę nad śledztwem Rosjanom. Jak do tego doszło? Łukasz Warzecha twierdzi: "....współwinny tego ruskiego cyrku jest osobiście Donald Tusk. To on pozwolił, aby dochodzenie komisji odbywało się według konwencji chicagowskiej, choć były inne możliwości, w tym polsko-rosyjska umowa. W warunkach chaosu i płynności po 10 kwietnia można było się starać o inny sposób prowadzenia dochodzenia. Polski rząd nawet nie spróbował. Dziś premier twierdzi, że nie pamięta nawet, kto zasugerował posłużenie się tą konwencją i - niezależnie od tego, czy faktycznie nie pamięta, czy też kłamie - już samo to stwierdzenie jest dla niego wystarczająco kompromitujące."
Skoro tak się sprawy mają - spróbuję odpowiedzieć na pytanie kto podsunął stronie polskiej konwencję chicagowską. Skorzystam ze stosunkowo świeżych "zeznań", to jest z wywiadu przeprowadzonego przez "Gazetę Polską" z Edmundem Klichem (numer bieżący). Z wywiadu wyłania się taki obraz wypadków: Klich dowiaduje się z telewizji o katastrofie, natychmiast zaczyna szykować się do wyjazdu do Warszawy i w tym momencie dzwoni do niego ktoś, kto podaje się za Aleksjeja Morozowa - wiceszefa MAK-u. Według Klicha ów "Morozow" "...poinformował, że doszło do katastrofy. Rozbił się tupolew z prezydentem i on widzi, że jedynym dokumentem, który obydwa nasze państwa mają podpisany i według którego można procedować jest konwencja chicagowska i załącznik 13". Klich na to: "Odpowiedziałem, że nie wiem, bo to nie jest obszar mojego działania i nie moja decyzja. I, że jeśli chodzi o Polskę i Rosję, znam jedynie porozumienie w ramach konwencji chicagowskiej". W tym miejscu pojawiają się dwie kwestie:
- po pierwsze podkreślmy, że Klich utrzymuje, iż cała sprawa nie mieściła się w obszarze jego działania.
- Po drugie Klich wyznaje: "Nagle facet do mnie dzwoni, mówi po angielsku. Ja nie wiedziałem, kto to jest Morozow. Potem sobie przypomniałem, że byliśmy razem na jednej międzynarodowej konferencji"
No dobrze, ale w takim razie - skąd Klich wiedział z kim rozmawia, a jeśli nie wiedział to dlaczego z tym kimś dyskutował? To prawda - ostatecznie osobnik podający się za Morozowa faktycznie okazał się Morozowem z MAK-u, ale w czasie rozmowy Klich chyba nie mógł być tego pewny. Bo niby na jakiej podstawie? W takiej sytuacji dzwoniącego można zidentyfikować bodajże tylko na dwa sposoby: po numerze wyświetlanym przez telefon lub - po głosie. Sposób drugi jest mocno niepewny, zwłaszcza gdy idzie o kogoś, kogo spotkało się raz w życiu na jakiejś konferencji. Co do sposobu pierwszego - nic nie wskazuje na to, że Klich znał prywatny czy służbowy numer Morozowa ("nie współpracowaliśmy z MAK" - twierdzi pułkownik). Mimo tego wszystkiego Klich uznaje, że rzekomy Morozow to faktycznie Morozow i z tym przekonaniem udaje się do ministra Grabarczyka, Grabarczyk bowiem zadzwonił do Klicha po Morozowie i wezwał go - to jest Klicha - do siebie.
Tu pojawia się pytanie: dlaczego do Klicha "...zadzwonili z sekretariatu ministra Grabarczyka, skoro sprawa nie była "z obszaru działania" pułkownika? Rzecz można tłumaczyć na wiele sposobów. Nieżyczliwie dla Klicha - pułkownik nie miał pojęcia o swoim obszarze działań. Nieżyczliwie dla Grabarczyka - minister nie miał pojęcia o obszarze działania Klicha. Względnie życzliwie dla ich obu - w chwili kryzysu ściągano wszystkich co ważniejszych osobników mających coś wspólnego z lotnictwem. Byłoby to działanie cokolwiek wariackie, ale w sytuacji bez precedensu jakoś tam zrozumiałe. Tak czy owak - Klich zjawia się u Grabarczyka i opowiada mu o rozmowie z Morozowem (co do którego nie może być chyba pewnym, że faktycznie był to Morozow). Klich relacjonuje(podkreślenia w tekście - moje): "Powiedziałem, iż padła PROPOZYCJA czy SUGESTIA, że jedynym podpisanym dokumentem jest załącznik 13. Minister poprosił o ten załącznik i na tym rozmowa się zakończyła. Wróciłem do komisji i czekałem". Na pytanie "A kiedy zapadła decyzja, że będziecie procedować zgodnie z załącznikiem 13" Klich odpowiada: "Nie wiem. Nie do mnie należy kierować to pytanie". No tak, ale z drugiej strony minister Kwiatkowski pytany dziś w Salonie Politycznym Trójki o to, czy był obecny 10 kwietnia na nadzwyczajnym posiedzeniu rządu na którym zapadła decyzja o trzymaniu się załącznika numer 13, odparł, że tak, a dopytywany o to, kto podsunął takie rozwiązanie stwierdził, że osoba najlepiej do tego przygotowana to jest - Edmund Klich. Co prawda - ciągnął minister - załącznik dotyczy lotów cywilnych, podczas gdy lot był cywilno-wojskowy, czego zresztą nie uznają Rosjanie twierdzący, że lot był czysto cywilny. W tym punkcie - prawił minister Kwiatkowski - mamy z Rosjanami spór. Ale spór mamy nie tylko z Rosjanami, ale i chyba z ... pułkownikiem Klichem, bo - jako się rzekło - po dziś dzień twierdzi on, że nie uznawał (nie uznaje?) katastrofy smoleńskiej za rzecz z obszaru swoich kompetencji. I bądź tu mądry... Wydaje się, że jedyną stroną pewną swego byli Rosjanie. To oni błyskawicznie "wybrali" sobie Klicha na osobę, z którą zechcieli się skontaktować i to oni zasugerowali Klichowi konwencję chicagowską (z czym Klich się zresztą zgodził), po czym "propozycje" i "sugestie" strony rosyjskiej Klich podsuflował ministrowi Grabarczykowi. Przy tym, żeby było śmieszniej, w kluczowych chwilach całej sprawy Klich wierzył "na gębę", że osobnik z którym sobie porozmawiał był faktycznie wiceszefem MAK-u, choć chyba nie miał ku temu podstaw.... Słowem - III RP w całej krasie.
Siłę sprawczą strony rosyjskiej widać i w sposobie w jaki Edmund Klich stał się polskim akredytowanym przy MAK-u. A było to (według Klicha) tak: zadzwoniono do niego z sekretariatu ministra Grabarczyka i powiedziano: "pan leci do Smoleńska". Po co? Nie bardzo wiadomo. Klich: "Nie dostałem konkretnych zadań. Jechałem do Smoleńska, żeby zacząć jakąś współpracę ze stroną rosyjską". Tak było do 13 kwietnia kiedy to na scenę znów wkracza niezawodny pan Morozow. Pułkownik Klich: "13 kwietnia o godz. 12 podchodzi do mnie Morozow i mówi: "słuchaj, Putin zaprasza cię na konferencję do Moskwy. Mnie wyprostowało, co ten Putin ode mnie chce, skąd on wie, że ja tutaj jestem, o co tu chodzi? Dzwonię do ministra Grabarczyka. Pytam, czy ja mam w ogóle iść na tę konferencję? Dał mi do zrozumienia, że jednak mogę uczestniczyć, ja to zrozumiałem jako akceptację". W tym miejscu pada pytanie: "Ale jako kto miał Pan uczestniczyć?", a pułkownik na to: "Nie wiem, mam zaproszenie od Putina. Telekonferencję zaczyna Putin, następnie mówi Iwanow, wicepremier. I Anodina, która stwierdza, że zdecydowano iż będziemy działać według załącznika 13" (Klich właśnie od Anodiny miał się dowiedzieć o tym rozstrzygnięciu....). Kto więc "mianował" Klicha akredytowanym? Zdaje się, że - de facto - ci, którzy dzwonili do niego tuż po katastrofie... I to byłoby tyle, gdy idzie o stan RP w pierwszej dekadzie
http://perlyprzedwieprze.salon24.pl/
Farsa trwa, mija 9 miesiąc od Katastrofy a przyczyn nie znamy - oficjalnie znaczy.
http://poprawnypolitycznie.blogspot.com/?zx=fdd6ec0977472f7
No to ja Wam wszystko wyjaśnię:
1. Dlaczego nikt nie rozwodzi się nad nagłym obniżeniem wysokości samolotu które miało miejsce? Samolot będąc nad ścieżką podejścia nagle po przeleceniu 3 km (7,5 sek. lotu) znajduje się dużo poniżej niej:
Nawet polska pseudo komisja czegoś tam, komentująca raport MAK, która ustaliła jedynie tyle, że nie było wystarczającego jakiegoś tam "wsparcia". Ale żeby było zabawniej, to kontrolerzy kurs polskiego samolotu, który znajdował się powyżej ścieżki podejścia określali jako (sic!) "na kursie", czyli zmniejszali ryzyko katastrofy!
Otóż, jak informuje dziennik, kurs po którym leciał TUTEK, był zakazany w takich warunkach, bo podczas tak cholernej mgły, w jej obszarze panuje niskie ciśnienie (natura mgły), które obniża siłę nośną (w próżni samolotom niepotrzebne są skrzydła bo nie ma siły nośnej), a to skutkuje obniżeniem się wysokości samolotu i dodatkowo przed lotniskiem są "dziury" w ziemi - które dodatkowo oszukują mechanikę wskazującą wysokość samolotu (pomijając już działanie wysokościomierza barometrycznego, który zgodnie z naszym podejściem powinien wskazywać wyższy pułap samolotu, i takowy - w obszarze mgły - wskazuje rzeczywiście).
Kontroler z wieży w smoleńsku mógłby łaskawie wspomnieć, że takie podejście jest zakazane (po katastrofie, która wydarzyła się 10 lat temu w identycznych warunkach), ale na miłość boską, piloci, którzy byli bezpośrednio odpowiedzialni za samolot mogliby wziąć pod uwagę topografię terenu i warunki atmosferyczne mające wpływ na wysokość samolotu nad ziemią i działania aparatury wskazującej wysokość.
To, że mieliśmy do czynienia z nagłym (7,5 sek) obniżeniem wysokości samolotu z kursu ponad ścieżką podejścia, do kursu poniżej ścieżki podejścia wskazuje raczej na to, że raczej nie uwzględniono tego.
Jeśli kontroler, mówił, że wszystko jest OK, a samolot znajdował się powyżej ścieżki, to piloci mając na uwadze niskie ciśnienie mogliby podnieść maszynę obawiając się zmniejszenia siły nośnej ze względu na ciśnienie.
Nie interesuje mnie czy winni są Polacy, czy Rosjanie. Interesuje mnie prawda. Dla mnie, teraz wszystko układa się w logiczną całość. Sprawa może zostać zamknięta.
Winą winni się podzielić piloci i kontroler wedle uznania.
Autor: na wskroś o 02:25 4 komentarze Linki do tego posta
Etykiety: smoleńsk katastrofa przyczyny
poniedziałek, 29 listopada 2010
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
WTRĘT.
|
Data i miejsce urodzenia: 18-06-1949, Warszawa Stan cywilny: wolny Wykształcenie: wyższe Tytuł/stopień naukowy: dr nauk prawnych Ukończona szkoła: - Uniwersytet Warszawski, Wydział Prawa i Administracji - mgr prawa - Instytut Nauki o Państwie i Prawie, Teoria Państwa i Prawa - dr Zawód: prawnik |
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Wikileaks - czyli kto podniósł kradzione jest kurwą!
Dobrze wiemy o tym, że nie można przywłaszczyć sobie czyjejś własności, nie można również wykorzystać w sądzie informacji, które pochodzą z nielegalnego źródła, i nie można także, uzyskiwać dostępu do informacji, które są zastrzeżone - nawet jeśli leży na ziemi kartka, na której napisane jest "druga strona dostępna jest tylko dla np.: Janiny W." to jest to nie nasza sprawa, co jest napisane na drugiej stronie kartki - nawet jeśli prawo nie opisuje tego typu sytuacji.
Takie są po prostu zasady, dzięki którym łatwiej nam się żyje w społeczeństwach. To, że sąsiadka z bloku na przeciwko rozbiera się i przy okazji zapomniała zasłonić zasłon, nie oznacza, że mogę ją podglądać!
I teraz przejdźmy do przecieków na WikiLeaks - wszystkie - bez kurwa żadnego wyjątku - media upajają się informacjami, które były tajne, albo zastrzeżone, albo coś podobnego. To, że robi również banda popierdoleńcó/hakerów/terrorystów/ciekawskich/cyklistów to nie oznacza, że można/powinno się publikować te informacje wszędzie gdzie się da!
Czym różnią się takie informacje od na przykład jakiegoś nowego filmu, który pojawił się w sieci P2P? (Poza tym, że tych informacji nie można legalnie kupić i mogą sporo namieszać na arenie międzynarodowej) Dlaczego media jak popierdolone nie publikują najnowszych płyt np U2 albo filmów Tarantino tylko dlatego, że ktoś je wykradł i umieścił na jakimś serwerze.
Argument w stylu - ale wszyscy to publikują - jest doprawdy śmieszny. Żadna wytwórnia fonograficzna nie przyjęłaby takiego argumentu jako linii obrony człowieka oskarżonego o nielegalne udostępnianie ich nagrań w sieci.
Media są obłudne do szpiku kurwa kości.
ps. ok, przyznam - są wyjątki. tzn powinny być. gdyby na przykład w tych informacjach znalazła się taka, że np USA planują wysadzić całą Ziemię, tylko po to by z księżyca nakręcić ciekawy film dokumentalny o końcu cywilizacji ludzkiej - to takie informacje powinny ujrzeć światło dzienne. ale to - co jeden z dyplomatów mysli o drugim, albo to, że największe mocarstwo świata próbuje pozyskać jak najwięcej informacji o innych jest chlebem powszednim światowej polityki.
Autor: na wskroś o 06:12 0 komentarze Linki do tego posta
sobota, 17 kwietnia 2010
Smierć Kaczyńskiego, żałoba i inne gówna
Miałem nic nie pisać, ale skrobnę sobie - widok Wawelu z okna mnie dopinguje.
Postaram się krótko.
Kaczyński kiwnął - nie byłem jego fanem (nie głosowaniem na niego i nie zagłosowałbym), ale zdarzyło mi się nawet na tym blogu bronić go przed psami z Wyborczej.
To czy on żyje czy nie było i jest mi obojętne.
Ale kurwa jego pierdolona mać nie mogę znieść tej jebanej obłudy polskich kurw nazywających się dziennikarzami/komentatorami i innych chujów.
Jak kurwa można całe życie kolesia opluwać a teraz wytykać innym brak żałoby tudzież znieważenie [kurewska wyborcza ]?
Po jakiego chuja Tusku klękałeś gdzieś tam skoro kurwa twoja pierdolona mać masz w dupie kościół ? [ja też mam go w dupie, ale to nie znaczy że klękam to tu to tam by się komuś przypodobać]
Na płacz się kurwa wszystkim - łącznie z szparozębną Moniką - mimo że pewnie marzyli o tym by wypierdolić Kaczyńskiego w kosmos.
Zabierz babci dowód, co ?
Z chęcią zabrałbym Wam mikrofony i wepchnął prosto w dupę.
Jak można być taką dwulicową kurwą ? Ja pierdole ! Jak kurwa ?
Powiem coś czego wszyscy boicie się napisać (piszę za was, nie za siebie)-
" Dobrze że Kaczyński nie żyje - mógł kiwnąć wcześniej.
Dobrze że Kurtyka nie żyje - mógł kiwnąć wcześniej.
Dobrze, że jeszcze kilku innych prawicowych wariatów diabeł zabrał do siebie. Cieszmy się jak chuj. Można teraz zamknąć sprawę PRL-u paląc w chuj wszystkie akta. Tak jak chciał Michnik - o ile się nie mylę.
Teraz można na potęgę integrować się z Europą.
Teraz można bez przeszkód przepchnąć każdą - nawet najbardziej chujową ustawę.
Chwała Ci Boże za tą katastrofę."
---------------
a teraz tylko czekać aż Wyborcza i TVN złożą doniesienie do prokuratury na mnie , za to że nie zachowałem wystarczająco dużo powagi po jego śmierci.
Coś wam powiem - szanowałem go za jego życia - w przeciwieństwie do Was. Życzę Wam śmierci, długiej i bolesnej. Niech Was wszystkich rak krtani - albo inne gówno - dopadnie.
ps. kiedyś wymyśliłem sobie test sprawdzający jakie są moje prawdziwe odczucia do danej osoby. Co trzeba zrobić by się przetestować?
Trzeba wyobrazić sobie, że dana osoba nie żyje. Wyobrazić sobie wszystkich jej przyjaciół płaczących. Ewentualny lament mediów itp. Trzeba też spróbować "odczuć" swoje odczucia. Trzeba poczuć siebie w tej sytuacji.
I teraz główna część testu. Wyobrażamy sobie, że ta osoba jednak żyje. Że wstaje z trumny i mówi "o ja pierdole, ale mnie poturbowało, ale chyba jednak zyję" (czy coś takiego) i teraz znów trzeba wczuć się w swoje odczucia.
Trzeba zaobserwować, czy budzi się w nas radość i chcemy rzucić się w ramiona danej osoby z płaczem i okrzykiem "Boże, jak się cieszę że żyjesz" czy też, wzruszymy ramionami i mówimy sobie pod nosem "jebie mnie to".
zrobiłem sobie taki test - nie rzuciłbym się w ramiona ani pana Kaczyńskiego, ani pana Kurtyki
ale za ich życia szanowałem ich - zwłaszcza tego drugiego
i właściwie wszystkich którzy wieszali na nim psy spaliłbym - albo udusił, własnoręcznie
ale po ich śmierci, nie ryczę jak jakaś dwulicowa kurwa, nie noszę się na czarno, nie stoję w kolejce po 12 godzin by przejść przed ich trumnami, tylko po to by media widziały
broniłem ich na forach , w dyskusjach itp, ale nie potrafię zmusić się do płaczu
a wy? Wy, pierdolone medialne kurwy? Rzucilibyście się w ramiona Kaczyńskiego ?
Wyobraźmy sobie że np Monika szparozębna leci w ramiona Lecha z płaczem i mówi "jak dobrze że Pan żyje", albo Michnik, albo Wałęsa ... ja nie potrafię sobie tego wyobrazić
nie potrafię sobie siebie wyobrazić w takiej chujowej roli
za to potrafię sobie siebie wyobrazić lecącego w ramiona mej lubej, mojego rodzeństwa, moich znajomych itd
potrafię
+++++++++++++++++++++++++++++++++
ANEKS.
SPRAWA 13. PARAGRAFU.
zagadka protokołu numer trzynaście....
No i mamy manifestację przyjaźni polsko-rosyjskiej: z jakiegoś powodu Rosjanie postanowili obejść się z Tuskiem okrutnie i ogłosili swój raport o katastrofie smoleńskiej w chwili, gdy Tusk był na urlopie. Można powiedzieć - przypadek; Rosjanie nie muszą wiedzieć kiedy polski premier ma urlop. Niby nie muszą, ale czy aby na pewno nie wiedzą takich rzeczy? Tak czy owak - numer jest w ich stylu: ogłaszają raport, a Tusk ma zgryz - przerywać urlop, czy nie przerywać? I tak źle i tak niedobrze... Jeśli przerwie - przyzna, że go rosyjscy przyjaciele nieprzyjemnie zaskoczyli. Jeśli nie przerwie - wyjdzie na to, że bimba sobie ze spraw ważnych i poważnych... Jeszcze wczoraj PR-owcy uważali, że korzystniejsza będzie wersja "nic ważnego się nie dzieje", w związku z czym Rzecznik Graś twierdził, że nie bardzo wiadomo po co Tusk miałby wracać. Dziś PR-owcy zmienili taktykę, skoro rzecznik ogłosił, że premier wraca. A wraca, bo nasi rosyjscy przyjaciele nie przejęli się specjalnie polskimi uwagami do projektu rosyjskiego raportu, bez uwzględnienia których - według Tuska - raport finalny miał być nie do przyjęcia.
Jak Tusk z tego wybrnie zobaczymy, ale jeśli chodzi o rosyjski raport jego treść jest oczywista. "Skończy się (...) na tym, że winnymi smoleńskiej katastrofy okażą się polscy piloci, którzy lądowali, choć nie powinni (w domyśle: naciskani przez prezydenta}" - wieszczyłem w maju 2010 i mi się sprawdziło, ale nie trzeba było do tego specjalnych zdolności profetycznych, bo sprawa była pozamiatana z chwilą, gdy oddano kontrolę nad śledztwem Rosjanom. Jak do tego doszło? Łukasz Warzecha twierdzi: "....współwinny tego ruskiego cyrku jest osobiście Donald Tusk. To on pozwolił, aby dochodzenie komisji odbywało się według konwencji chicagowskiej, choć były inne możliwości, w tym polsko-rosyjska umowa. W warunkach chaosu i płynności po 10 kwietnia można było się starać o inny sposób prowadzenia dochodzenia. Polski rząd nawet nie spróbował. Dziś premier twierdzi, że nie pamięta nawet, kto zasugerował posłużenie się tą konwencją i - niezależnie od tego, czy faktycznie nie pamięta, czy też kłamie - już samo to stwierdzenie jest dla niego wystarczająco kompromitujące."
Skoro tak się sprawy mają - spróbuję odpowiedzieć na pytanie kto podsunął stronie polskiej konwencję chicagowską. Skorzystam ze stosunkowo świeżych "zeznań", to jest z wywiadu przeprowadzonego przez "Gazetę Polską" z Edmundem Klichem (numer bieżący). Z wywiadu wyłania się taki obraz wypadków: Klich dowiaduje się z telewizji o katastrofie, natychmiast zaczyna szykować się do wyjazdu do Warszawy i w tym momencie dzwoni do niego ktoś, kto podaje się za Aleksjeja Morozowa - wiceszefa MAK-u. Według Klicha ów "Morozow" "...poinformował, że doszło do katastrofy. Rozbił się tupolew z prezydentem i on widzi, że jedynym dokumentem, który obydwa nasze państwa mają podpisany i według którego można procedować jest konwencja chicagowska i załącznik 13". Klich na to: "Odpowiedziałem, że nie wiem, bo to nie jest obszar mojego działania i nie moja decyzja. I, że jeśli chodzi o Polskę i Rosję, znam jedynie porozumienie w ramach konwencji chicagowskiej". W tym miejscu pojawiają się dwie kwestie:
- po pierwsze podkreślmy, że Klich utrzymuje, iż cała sprawa nie mieściła się w obszarze jego działania.
- Po drugie Klich wyznaje: "Nagle facet do mnie dzwoni, mówi po angielsku. Ja nie wiedziałem, kto to jest Morozow. Potem sobie przypomniałem, że byliśmy razem na jednej międzynarodowej konferencji"
No dobrze, ale w takim razie - skąd Klich wiedział z kim rozmawia, a jeśli nie wiedział to dlaczego z tym kimś dyskutował? To prawda - ostatecznie osobnik podający się za Morozowa faktycznie okazał się Morozowem z MAK-u, ale w czasie rozmowy Klich chyba nie mógł być tego pewny. Bo niby na jakiej podstawie? W takiej sytuacji dzwoniącego można zidentyfikować bodajże tylko na dwa sposoby: po numerze wyświetlanym przez telefon lub - po głosie. Sposób drugi jest mocno niepewny, zwłaszcza gdy idzie o kogoś, kogo spotkało się raz w życiu na jakiejś konferencji. Co do sposobu pierwszego - nic nie wskazuje na to, że Klich znał prywatny czy służbowy numer Morozowa ("nie współpracowaliśmy z MAK" - twierdzi pułkownik). Mimo tego wszystkiego Klich uznaje, że rzekomy Morozow to faktycznie Morozow i z tym przekonaniem udaje się do ministra Grabarczyka, Grabarczyk bowiem zadzwonił do Klicha po Morozowie i wezwał go - to jest Klicha - do siebie.
Tu pojawia się pytanie: dlaczego do Klicha "...zadzwonili z sekretariatu ministra Grabarczyka, skoro sprawa nie była "z obszaru działania" pułkownika? Rzecz można tłumaczyć na wiele sposobów. Nieżyczliwie dla Klicha - pułkownik nie miał pojęcia o swoim obszarze działań. Nieżyczliwie dla Grabarczyka - minister nie miał pojęcia o obszarze działania Klicha. Względnie życzliwie dla ich obu - w chwili kryzysu ściągano wszystkich co ważniejszych osobników mających coś wspólnego z lotnictwem. Byłoby to działanie cokolwiek wariackie, ale w sytuacji bez precedensu jakoś tam zrozumiałe. Tak czy owak - Klich zjawia się u Grabarczyka i opowiada mu o rozmowie z Morozowem (co do którego nie może być chyba pewnym, że faktycznie był to Morozow). Klich relacjonuje(podkreślenia w tekście - moje): "Powiedziałem, iż padła PROPOZYCJA czy SUGESTIA, że jedynym podpisanym dokumentem jest załącznik 13. Minister poprosił o ten załącznik i na tym rozmowa się zakończyła. Wróciłem do komisji i czekałem". Na pytanie "A kiedy zapadła decyzja, że będziecie procedować zgodnie z załącznikiem 13" Klich odpowiada: "Nie wiem. Nie do mnie należy kierować to pytanie". No tak, ale z drugiej strony minister Kwiatkowski pytany dziś w Salonie Politycznym Trójki o to, czy był obecny 10 kwietnia na nadzwyczajnym posiedzeniu rządu na którym zapadła decyzja o trzymaniu się załącznika numer 13, odparł, że tak, a dopytywany o to, kto podsunął takie rozwiązanie stwierdził, że osoba najlepiej do tego przygotowana to jest - Edmund Klich. Co prawda - ciągnął minister - załącznik dotyczy lotów cywilnych, podczas gdy lot był cywilno-wojskowy, czego zresztą nie uznają Rosjanie twierdzący, że lot był czysto cywilny. W tym punkcie - prawił minister Kwiatkowski - mamy z Rosjanami spór. Ale spór mamy nie tylko z Rosjanami, ale i chyba z ... pułkownikiem Klichem, bo - jako się rzekło - po dziś dzień twierdzi on, że nie uznawał (nie uznaje?) katastrofy smoleńskiej za rzecz z obszaru swoich kompetencji. I bądź tu mądry... Wydaje się, że jedyną stroną pewną swego byli Rosjanie. To oni błyskawicznie "wybrali" sobie Klicha na osobę, z którą zechcieli się skontaktować i to oni zasugerowali Klichowi konwencję chicagowską (z czym Klich się zresztą zgodził), po czym "propozycje" i "sugestie" strony rosyjskiej Klich podsuflował ministrowi Grabarczykowi. Przy tym, żeby było śmieszniej, w kluczowych chwilach całej sprawy Klich wierzył "na gębę", że osobnik z którym sobie porozmawiał był faktycznie wiceszefem MAK-u, choć chyba nie miał ku temu podstaw.... Słowem - III RP w całej krasie.
Siłę sprawczą strony rosyjskiej widać i w sposobie w jaki Edmund Klich stał się polskim akredytowanym przy MAK-u. A było to (według Klicha) tak: zadzwoniono do niego z sekretariatu ministra Grabarczyka i powiedziano: "pan leci do Smoleńska". Po co? Nie bardzo wiadomo. Klich: "Nie dostałem konkretnych zadań. Jechałem do Smoleńska, żeby zacząć jakąś współpracę ze stroną rosyjską". Tak było do 13 kwietnia kiedy to na scenę znów wkracza niezawodny pan Morozow. Pułkownik Klich: "13 kwietnia o godz. 12 podchodzi do mnie Morozow i mówi: "słuchaj, Putin zaprasza cię na konferencję do Moskwy. Mnie wyprostowało, co ten Putin ode mnie chce, skąd on wie, że ja tutaj jestem, o co tu chodzi? Dzwonię do ministra Grabarczyka. Pytam, czy ja mam w ogóle iść na tę konferencję? Dał mi do zrozumienia, że jednak mogę uczestniczyć, ja to zrozumiałem jako akceptację". W tym miejscu pada pytanie: "Ale jako kto miał Pan uczestniczyć?", a pułkownik na to: "Nie wiem, mam zaproszenie od Putina. Telekonferencję zaczyna Putin, następnie mówi Iwanow, wicepremier. I Anodina, która stwierdza, że zdecydowano iż będziemy działać według załącznika 13" (Klich właśnie od Anodiny miał się dowiedzieć o tym rozstrzygnięciu....). Kto więc "mianował" Klicha akredytowanym? Zdaje się, że - de facto - ci, którzy dzwonili do niego tuż po katastrofie... I to byłoby tyle, gdy idzie o stan RP w pierwszej dekadzie
http://perlyprzedwieprze.salon24.pl/
Dziejowa o c z y w i s t o ś ć .
February 23, 2011
Obok Orla znak Pogoni...
Niekiedy zastanawiam sie nad tym jak szybko zmienia sie z czasem mentalnosc Polakow oraz ich zdolnosc odbierania siebie samych jako elementow wspolnoty narodowej i panstwowej.
Dzisiaj mija kolejna, 180-ta, rocznica bitwy pod Olszynka Grochowska. Byla to jedna z najwazniejszych bitew powstania listopadowego. Bitwa wygrana, ktorej strategiczne znaczenie nie zostalo pozniej wykorzystane dla stabilizacji odzyskanej na krotko niepodleglosci.
Przyczyna bylo dazenie owczesnych elit powstaniowych do znalezienia sposobu na pokojowe wspolistnienie z Rosja i pozostalymi mocarstwami rozbiorowymi.
Tymczasem ani wtedy ani teraz pokojowe wspolistnienie Panstwa Polskiego ani z Rosja ani z Niemcami nie jest mozliwe.
Polska jesli ma istniec jako panstwo musi uczynic wszystko aby obaj nasi niebezpieczni sasiedzi byli permanentnie oslabieni, zamieszani w konflikty wewnetrzne albo fizycznie zlikwidowani.
Wszelkie orientacje polityczne, ktore propaguja wzajemne wspolistnienie Polski i Niemiec czy Rosji w ramach tej samej geo- politycznej organizacji w Europie -
sa faktycznie zdrajcami Narodu i powinne byc wyeliminowane permanentnie z polskiej sceny politycznej. Pierwszym krokiem w celu odzyskania znaczenia Polski w Europie i na politycznej mapie swiata musi byc powiekszenie i modernizacja polskiego wojska oraz aktywizacja i unowoczesnienie narodowego przemyslu zbrojeniowego.
Krokiem nastepnym jest odzyskanie odwiecznych ziem polskich na Wschodzie a zwlaszcza opanowanie Litwy, Ukrainy i Bialorusi. Polska przegapila niezwykla szanse jaka miala bezposrednio po rozpadzie Imperium Radzieckiego kiedy to obaj nasi sasiedzi pograzeni byli w chaosie spowodowanym polityczna zapascia ZSRR oraz przejeciem przez Niemcy Zachodnie administracji na dawnym terytorium NRD. W dodatku powstanie nowych rezimow w Europie Wschodniej o nominalnie antykomunistycznym charakterze na terenach Litwy Srodkowej, i Zachodniej Bialorusi i Ukrainy wprowadzilo tam zamieszanie polityczne i gospodarcze, ktore powinien byl wykorzystac rzad Wolnej Polski dla przywrocenia tych odwiecznie polskich ziem Macierzy. Przegapienie tej szansy dowodzi piramidalnej glupoty elit okraglostolowych badz tez ich swiadomej zdrady.
Bylo to zamieszanie tej samej klasy jak to, ktore wykorzystali Polacy tuz po zakonczeniu I Wojny Swiatowej. Wtedy pozwolilo ono na reaktywazje prawdziwego Panstwa Polskiego.
Tej niezwyklej politycznej koniunktury nie wykorzystaly elity o rodowodzie ubecko-solidarnosciowym a prowadzona przez nie polityka wewnetrzna nie oczyscila panstwa z elementow narodowo i politycznie patologicznych. Brak dekomunizacji oraz samobojcza polityka ludnosciowa doprowadzila obecna Polske na krawedz nastepnej katastrofy polityczno-gospodarczej. Miejmy nadzieje, ze zdrowe elementy narodowe nie przegapia szansy jaka nasuwa sie teraz -
kiedy to praktycznie caly swiat pograzy sie wkrotce w chaosie gospodarczym i politycznym. Pamietajmy, ze stare polskie przyslowie mowi: "Nie mozna zrobic jajecznicy bez rozbijania jajek". Bez oczyszczenia Narodu i Europy z elementow wrogich daleko nie zajdziemy!
Dzisiaj mija kolejna, 180-ta, rocznica bitwy pod Olszynka Grochowska. Byla to jedna z najwazniejszych bitew powstania listopadowego. Bitwa wygrana, ktorej strategiczne znaczenie nie zostalo pozniej wykorzystane dla stabilizacji odzyskanej na krotko niepodleglosci.
Przyczyna bylo dazenie owczesnych elit powstaniowych do znalezienia sposobu na pokojowe wspolistnienie z Rosja i pozostalymi mocarstwami rozbiorowymi.
Tymczasem ani wtedy ani teraz pokojowe wspolistnienie Panstwa Polskiego ani z Rosja ani z Niemcami nie jest mozliwe.
Polska jesli ma istniec jako panstwo musi uczynic wszystko aby obaj nasi niebezpieczni sasiedzi byli permanentnie oslabieni, zamieszani w konflikty wewnetrzne albo fizycznie zlikwidowani.
Wszelkie orientacje polityczne, ktore propaguja wzajemne wspolistnienie Polski i Niemiec czy Rosji w ramach tej samej geo- politycznej organizacji w Europie -
sa faktycznie zdrajcami Narodu i powinne byc wyeliminowane permanentnie z polskiej sceny politycznej. Pierwszym krokiem w celu odzyskania znaczenia Polski w Europie i na politycznej mapie swiata musi byc powiekszenie i modernizacja polskiego wojska oraz aktywizacja i unowoczesnienie narodowego przemyslu zbrojeniowego.
Krokiem nastepnym jest odzyskanie odwiecznych ziem polskich na Wschodzie a zwlaszcza opanowanie Litwy, Ukrainy i Bialorusi. Polska przegapila niezwykla szanse jaka miala bezposrednio po rozpadzie Imperium Radzieckiego kiedy to obaj nasi sasiedzi pograzeni byli w chaosie spowodowanym polityczna zapascia ZSRR oraz przejeciem przez Niemcy Zachodnie administracji na dawnym terytorium NRD. W dodatku powstanie nowych rezimow w Europie Wschodniej o nominalnie antykomunistycznym charakterze na terenach Litwy Srodkowej, i Zachodniej Bialorusi i Ukrainy wprowadzilo tam zamieszanie polityczne i gospodarcze, ktore powinien byl wykorzystac rzad Wolnej Polski dla przywrocenia tych odwiecznie polskich ziem Macierzy. Przegapienie tej szansy dowodzi piramidalnej glupoty elit okraglostolowych badz tez ich swiadomej zdrady.
Bylo to zamieszanie tej samej klasy jak to, ktore wykorzystali Polacy tuz po zakonczeniu I Wojny Swiatowej. Wtedy pozwolilo ono na reaktywazje prawdziwego Panstwa Polskiego.
Tej niezwyklej politycznej koniunktury nie wykorzystaly elity o rodowodzie ubecko-solidarnosciowym a prowadzona przez nie polityka wewnetrzna nie oczyscila panstwa z elementow narodowo i politycznie patologicznych. Brak dekomunizacji oraz samobojcza polityka ludnosciowa doprowadzila obecna Polske na krawedz nastepnej katastrofy polityczno-gospodarczej. Miejmy nadzieje, ze zdrowe elementy narodowe nie przegapia szansy jaka nasuwa sie teraz -
kiedy to praktycznie caly swiat pograzy sie wkrotce w chaosie gospodarczym i politycznym. Pamietajmy, ze stare polskie przyslowie mowi: "Nie mozna zrobic jajecznicy bez rozbijania jajek". Bez oczyszczenia Narodu i Europy z elementow wrogich daleko nie zajdziemy!
Na planszy : Moneta wydana przez rzad Krolestwa Polskiego w czasie powstanie listopadowego. Zauwazmy jak wygladalo wtedy godlo panstwowe. Jest to moneta srebrna o ciezarze 9.1 g identycznym jaki miala moneta o tym samym nominale bita w Krolestwie Polskim przez cara Mikolaja I. Pozniejsze edycje polskie okresu powstania utrzymywaly ten sam nominal ale o zmnieszonej juz zawartosci srebra ( ciezar monety 8.9g) W ten sposob przewjawiala sie epoce pieniadza kruszcowego dewaluacja waluty. Jak widac korzenie nabijania populacji w butelke finansowa sa w Polsce calkiem dlugie.
Ponizej: Aluminiowa zlotowka PRL z roku 1986 (wieksza) i z roku 1989 (mniejsza) z charakterystycznym wylenialym orlem . Pierwasza zlotowka o tym wzorze pojawila sie z data 1949 roku i byla wykonana z zelazo-niklu. Z tego samego stopu byly tez wykonane mniejsze nominaly 10gr, 20 gr, 50 gr.. Moneta 5 gr byla poczatkowa wykonana z stopu miedzi. Tylko monety 1 i 2 gr byly aluminiowe. Ogolnie biorac widzimy, ze sytuacja gospodarcza kraju jest tragiczna wtedy gdy nawet stosunkowo tanie metale, z ktorych bito obecne nadwartosciowe monety , staja sie wiecej warte niz wybity w nich nominal.
Subskrybuj:
Posty (Atom)