o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

poniedziałek, 22 października 2012

c y n i c z n i from POpolsza



Architekci Kontroli - Niewidzialna ręka





CYNICZNI 2010

2010-07-22 

Większość "Polaków" postawiła na szczerość. Ponad pięćdziesiąt procent, biorących udział w wyborach prezydenckich, wybrało najszczerszy, niczym nieskrępowany i nieskrywany, cynizm. Zaprawdę niewyczerpane są w Polsce pokłady cynizmu. Przez czterdzieści pięć lat pasł się nim PRL, a upadł z powodu rozlicznych deficytów, ale bynajmniej nie deficytu cynizmu. Na ile cynizm był fundamentem III RP, kto zechce, niech sam rozsądzi w swoim sumieniu i wedle swojej wiedzy.
Dziś, jak nigdy dotąd w ciągu ostatnich dwudziestu lat, cynizm został zmonopolizowany przez jedną siłę polityczną – bez wątpienia zasługującą na ten monopol, bo w tej jednej dyscyplinie bijącą wszystkich innych konkurentów na głowę. Poniekąd to sytuacja typowa dla każdej partii władzy i Platforma Obywatelska nie jest tu pionierem, niewątpliwie kroczy szlakiem przetartym uprzednio przez Kwaśniewskich i Millerów. Różnica jednak, i to różnica jakościowa, polega na tym, że SLD przez jakiś czas cynicznie żerował na naiwnym przekonaniu swoich wyborców, iż jest partią społecznej wrażliwości i sprawiedliwości, w rzeczywistości troszcząc się o własne partyjne interesy i interesy grupy wpływowych oligarchów. Natomiast Donald Tusk i jego ludzie są w o wiele bardziej komfortowej sytuacji, bo tak naprawdę, by rządzić Polską, wcale nie muszą kupować głosów swoich wyborców pustymi obietnicami - owszem te się pojawiają, ale tylko na zasadzie niepoważnej wyborczej licytacji.
Rządzącej dziś partii do zdobycia i utrwaleni władzy wystarczyło:
a. rozpoznać jak wielu obywatel III RP odeszło już od tradycyjnych obywatelskich cnót i traktuje uczciwość, przyzwoitość i patriotyzm jako oldschoolowe frajerstwo;
b. zaproponować im po prostu samych siebie - politycznych macherów nowego typu, cynicznych do bólu, ale i do skutku.
Wygląda na to, iż JAŚNIEPOLAKOM najzwyczajniej w świecie wystarczy otwarcie odwołać się do swojego żelaznego elektoratu, do jego świata pojęć i wartości, do niedawna jeszcze wstydliwych, dziś już jak najbardziej trendy. Tusk, Komorowski, Schetyna, Sikorski, Nowak, Palikot, Drzewiecki - jakaż galeria wyrazistych postaci. Twarze polskiego cynizmu.
By uświadomić sobie, o czym mowa, jakie postępy (czytaj: spustoszenia) poczynił polski cynizm w ciągu ostatnich lat, wystarczy tylko jeden prosty eksperyment myślowy – czy możecie wyobrazić sobie premiera Leszka Millera, przekazującego Rosji śledztwo po katastrofie samolotu z polskim prezydentem na pokładzie? Niech mi wybaczą wszyscy antykomuniści tego świata, ale ja sobie tego wyobrazić nie mogę. Premier Miller wiedziałby doskonale, że Polacy nigdy mu tego nie darują, po prostu nie odważyłby się na to.
Przyznać trzeba z uznaniem, że ekipa Tuska zagospodarowała polski cynizm w całym jego historycznym i wielowarstwowym zróżnicowaniu. Spróbuję rozdzielić i szkicowo opisać te warstwy, mając świadomość ich z założenia nieostrej tożsamości i częstego przenikania się.
Zacząć wypada, co chyba zrozumiałe, od pokomunistycznej spuścizny, od popeerelowskiej klienteli do pewnego czasu politycznie obsługiwanej alternatywnie przez SLD bądź Unię Wolności (wcześniej Unię Demokratyczną). To dość zróżnicowane grono wyborców, w którym należałoby wyróżnić trzy podgrupy ze względu na pewną odmienność motywów, dla których Platforma stała się partią ich naturalnego wyboru.
1. Pokomunistyczna niezlustrowana agentura, dla której krótki okres IV RP bez najmniejszej przesady pozostanie dożywotnią traumą, wspomnieniem spełniającego się najczarniejszego koszmaru, wiodącego wielu do piekła zasłużonej niesławy, innych, mniej umoczonych za to bardziej wrażliwych, pozbawiającego na zawsze moralnej wiarygodności, a co za tym idzie, dobrego samopoczucia i potrzebnej w życiu pewności siebie. Statystycznie, w ogólnej liczbie biorących udział w wyborach ich głos nie miał i nie ma zasadniczego znaczenia, ale w tym przypadku idzie nie o ilość, a o jakość. Bo to bardzo często osoby dysponujące nadzwyczajnymi środkami oddziaływania na opinię publiczną: ludzie mediów, politycy, przedstawiciele świata kultury, czy kadra naukowa wyższych uczelni.
2Ekonomiczni beneficjenci PRL, zwyczajowo zwani komunistyczną nomenklaturą. Chodzi o ludzi starego systemu u zarania nowego quasi rynkowego porządku pod każdym względem uprzywilejowanych, bo dysponujących mniej czy bardziej legalnymi środkami, wiedzą i biznesowym doświadczeniem, rozległymi znajomościami w sferach decydenckich i, co chyba najważniejsze, rozpoczynających działalność w wymarzonych przez każdego przedsiębiorcę warunkach braku jakiejkolwiek znaczącej konkurencji. Dla nich PO, tak jak wcześniej Kongres Liberalno-Demokratyczny, z jej deklarowanym gospodarczy liberalizmem, wyrozumiałością dla patologii polskiej gospodarki i częstokroć biznesowym zaangażowaniem wielu prominentnych członków Platformy to zupełnie oczywisty wybór polityczny. Jakkolwiek praktyka ostatnich dwudziestu lat przekonuje, że coś takiego jak realna groźba wykrycia i rozliczenia przekrętów z czasów nomenklaturowych uwłaszczeń nie istnieje, to jednak w interesach (zwłaszcza dużych) liczy się też wizerunek, dobra opinia i zwyczajna osobista wiarygodność. Z tego punktu widzenia PiS ze swoim dotychczasowym programowym zainteresowaniem patologiami końca PRL-u jawi się opisywanemu środowisku jako natrętny, wciąż zagrażający szkodnik.
3. Mentalnie sformatowani przez realny socjalizmTo zdecydowanie najszersza i społecznie najbardziej reprezentatywna grupa spośród trzech wymienionych. W statystycznym sensie mająca też największy, bezpośredni wpływ na wynik demokratycznych wyborów. Mowa o licznej klasie wcale nie mitycznych wykształciuchów, jak nieelegancko raczył ich nazwać Ludwik Dorn. To wyhodowana za PRL młoda lewicowa elita, która zastąpić miała i nominalnie zastąpiła przedwojenną inteligencję unicestwioną wysiłkiem zbrodniczych reżimów służących dwóm totalitarnym ideologiom XX w. Jakkolwiek w którymś momencie cześć tej elity zaczęła Polskę Ludową otwarcie kontestować, co przejawiało się m.in. poparciem dla ruchu „SOLIDARNOŚCI”, to nie podlega dyskusji, że do samego końca komunizu, warstwa wykształcona była jakimś kawałkiem jego tożsamości - akceptowała znaczną cześć jego ideologicznych założeń, jak choćby bezkrytyczna wiara w postęp i na drugim biegunie nieufność do tradycji i religii, a wrogość do wszystkiego, co (słusznie bądź nie) kojarzone z nacjonalizmem. Doskonałym znakiem kontynuacji w III RP mentalności zaszczepionej i pielęgnowanej w realnym socjalizmie, jest niezmienne i znaczące trwanie na rynku prasowym dwóch jakże symbolicznych dla PRL-u czasopism: organu warszawskiej lewicowej elity – „Polityki” i urbanowskiego „Nie” dla intelektualnie mniej wyrobionych.
Mówiąc o popeerelowskich skamielinach, współtworzących krajobrazy i klimaty III RP, nie sposób nie odnieść się do tzw.” polskiej elity intelektualnej” i nie poświęcić więcej miejsca jej coraz szerszemu i śmielszemu otwarciu na cynizm. Warszawsko-krakowski salon, którego towarzyski trzon ukształtował się jeszcze w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX w., ideologicznie powrócił właśnie na porzucone dawno temu pozycje jednolitofrontowe i poza nielicznymi wyjątkami murem stanął po stronie JAŚNIEPOLAKÓW. Tę niezwykłą jedność rodzimych elit, pozostającą w szokującym kontraście do głębokości podziałów w reszcie społeczeństwa, tłumaczyć można na różne sposoby. A to ich naturalną hermetycznością, ograniczającą dopływ nowych ludzi i nowych idei. Tłumaczyć można bezkrytycznym uleganiem zachowaniom stadnym, czy poddaniu się wszechobecnej poprawnościowej presji. Myślę jednak, że rzeczywistą przyczyną jest wyobcowanie salonowego środowiska. Prawdziwym zwornikiem tej grupy społecznej jest powszechny u jej przedstawicieli dystans, jeżeli nie wręcz pogarda, wobec wspólnoty narodowej, jej tradycyjnego etosu i w pewnych aspektach także jej historii. Oświeceni luminarze ulokowani jeszcze za Polski Ludowej na społecznych wyżynach, po kompromitacji socjalistycznego egalitaryzmu, w realiach III RP nie widzą racjonalnych powodów, by szarych Polaków traktować jako godnych siebie partnerów do jakiejkolwiek debaty. Widzą w nich natomiast niebezpieczną masę i dedykują im jedną jedyną rolę - milczącego olbrzyma, który wymaga nieustannej troski i kontroli ze strony rządzących. Oni (elity) to jedno, a tamci to coś całkiem innego. Po ich stronie europejska tolerancja i przez dziesięciolecia pielęgnowany niezmącony intelekt, po drugiej zacofanie, nieokrzesane chamstwo i nienawiść do tych, którzy lepiej rozumieją ten świat i lepiej sobie w nim radzą. Dla ilustracji intelektualnej odmiany polskiego cynizmu warto przypomnieć znamienne postawy polskich twórców ujawnione przy okazji pewnego, bulwersującego opinię publiczną wydarzenia z ubiegłego roku.
Właśnie władze szwajcarskie zadecydowały o zakończeniu aresztu Romana Polańskiego. Pamiętamy, jaką burzę medialną wywołało jego zatrzymanie, z jakim oburzeniem środowisko artystyczne zareagowało na determinację amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, ścigającego przestępstwo seksualne sprzed ponad trzydziestu lat. Obok apeli o potrzebie przedawnienia, obok podnoszonego przez niektórych na poważnie argumentu, że Polański karę już odpokutował, bo przez lata nie mógł swobodnie podróżować po świecie, nie brakowało głosów przekonujących o tym, że ze względu na talent i artystyczny dorobek reżysera nie powinien być traktowany jak zwykły przestępca. Na żart historii zakrawa fakt, że wśród polskich filmowców z przekonaniem broniących racji Polańskiego znaleźli się twórcy tzw. „kina moralnego niepokoju”. Wśród nich szczególnie interesująco zabrzmiał głos Krzysztof Zanussiego, znanego admiratora polskiego papieża, autora jednej z pierwszych filmowych biografii Karola Wojtyły i ekranizacji jego dramatu. Warto sobie przypomnieć, jakimi argumentami szermował Zanussi w obronie swojego kolegi po fachu: „Nikt nie zauważa, że dlatego że on jest sławny to ta sprawa ma taki wymiar. Gdyby on nie był sławny, to fakt, że ponad trzydzieści parę lat temu w Los Angeles, które jest miastem szczególnie swobodnych obyczajów, skorzystał z usług jakiejś nieletniej prostytutki, bo chyba to tak naprawdę było…”. To odpowiedni moment, by zaproponować kolejny eksperyment myślowy i spróbować wyobrazić sobie Zanussiego stosującego publicznie taką argumentację za życia Jana Pawła II. Mam przeczucie, że coś jednak, by go powstrzymywało przed wypowiadaniem w podobnym kontekście tak swobodnych opinii. I myślę, że w reprezentowanym przez reżysera środowisku odejście papieża Polaka także wielu innym w tym sensie rozwiązało języki - ułatwiło im demonstrowanie tego typu postaw.
Ale solidnie zakorzeniony w polskiej historii cynizm, z natury rzeczy dynamicznie się rozwija, można by rzec, że wraz z wolnością i tolerancją współtworzy triadę nowoczesnego postępu. Jest uniwersalnym znakiem współczesności, epoki postmodernizmu, czasów z premedytacją ośmieszających tradycyjne autorytety i z satysfakcją zastępujących je dotychczasowymi antyautorytetami. Cynizm poza tym, że jest wygodny, bo unieważnia złe wspomnienia, uwalnia od stawiania ważnych pytań, w ogóle negując ich sens, po prostu stał się modny. Sprzedaje się dobrze, jak nigdy dotąd. To bardzo pożądany towar i równocześnie wygodny i powszechnie honorowany środek płatniczy. Dla pokolenia wyrosłego w polskiej rzeczywistości pokomunistycznej jest bodaj najskuteczniejszym sposobem na szybki sukces, o ile nie warunkiem jego osiągnięcia. Pozwala bez reszty skoncentrować się na sobie samym w wyścigu do zawodowej kariery i prywatnego dobrobytu.
Skoro wywołaliśmy temat narzucających ton gazet i telewizji, to zdaje się, że zbliżaW środowiskach nadających ton i wyznaczających nowoczesne trendy wszystko, co nie ma bezpośredniego związku z pielęgnowaniem indywidualnych potrzeb i aspiracji jest stratą czasu, zawracaniem głowy, albo, co w postmodernistycznych kategoriach chyba najgorsze, obciachem. Dla ludzi otwartych na tak rozumianą nowoczesność historia ma tylko jakiś sens, gdy można na niej budować prywatną rodową mitologię. Przynależność narodowa przegrywa u nich z korporacyjną lojalnością, ale nawet ta obowiązuje tylko do momentu pojawienia się bardziej atrakcyjnej oferty pracy. Pojęcie racji stanu w zestawieniu z interesem firmy jest czystą abstrakcją, a głos świadomych i odpowiedzialnych obywateli, nazywających narodowe patologie po imieniu, brzmi w ich uszach jak dźwięk wojennych trąb, zakłócający im święty spokój i zagrażający prawu do beztroskiej konsumpcji. I tak oto wyłania się nam obraz, współczesnego wykształciucha, nazwanego kiedyś przez kogoś „lemingiem”, który po części ze względu na przemiany cywilizacyjne, po części kierując się swoją wygodą, jedynie słuszne czasopismo zastąpił jedynie słuszną telewizją. Politycznie rzecz biorąc cała jego obywatelska aktywność sprowadza się do okazjonalnego głosowania na osobników, przedstawianych mu przez ulubioną telewizję jako naszych i trendy. Od swojego kandydata leming, bohater naszych czasów, oczekuje tylko, by zwolnił go z obowiązku interesowania się sprawami publicznymi przynajmniej do kolejnych wyborów, a najlepiej – aż do końca świata.my się do jądra problemu współczesnego cynizmu. Media według nieco już archaicznej koncepcji miały być czwartą władzą, kontrolującą pozostałe trzy. Trudno nie zauważyć, że we współczesnym świecie, kto dysponuje informacją, ten tak naprawdę ma władzę realną, nie którąś tam z kolei. Jest to władza niewybieralna, całkowicie poza społeczną kontrolą, bez ryzyka i politycznej odpowiedzialności, bo całkiem anonimowa i służąca anonimowym interesom. Koncerny medialne przy udziale obsługujących je korporacji: dziennikarzy, agencji reklamowy, środowisk eksperckich i niegdysiejszych ludzi kultury, dziś pełniących rolę celebrytów, nie tylko informacje zdobywają, opakowują i rozpowszechniają, ale nierzadko też je wytwarzają, programowo preparują, nadają im pożądany sens i wydźwięk. Jeżeli czynności z drugiego z wymienionych zestawów realizowane są na jakieś polityczne zamówienie lub dla osiągnięcia jakiś własnych niejawnych celów, media jako instytucje zaufania publicznego, temu zaufaniu najzwyczajniej w świecie się sprzeniewierzają. Społeczeństwo karmione (bardziej czy mniej nachalnie) deformowanym obrazem rzeczywistości zamiast informacji dostaje propagandę. W polskich warunkach braku konkurencji na rynku medialnym i niedorozwoju społeczeństwa obywatelskiego groźba kompromitacji nie jest żadnym zabezpieczeniem przed nadużyciami, nie ma zdrowego społecznego mechanizmu wymuszającego profesjonalną uczciwość i promującego zwykłą ludzką przyzwoitość. Co zrozumiałe, właściciele i menadżerowie mediów, takoż i pracujący dla nich opiniotwórczy dziennikarze, jak wszyscy inni, mają swój świat wartości, polityczne sympatie i poglądy, mają swoje korporacyjne ambicje i osobiste interesy. Dla ludzi decydujących o funkcjonowaniu mediów całkiem naturalną jest więc pokusa wpływania na opinię publiczną, aktywnego kształtowania jej wedle swoich potrzeb przy zastosowaniu łatwo dostępnego i fachowo opanowanego przez nich instrumentarium. Niektórzy, skłonni do nazywania rzeczy po imieniu, mówią wtedy wprost o cynicznej medialnej manipulacji. Dodatkowo pokusa ta bywa potęgowana poczuciem intelektualnej przewagi nad rzeszami przeciętnych konsumentów – poczuciem wyższości, nie tyle z racji jakiegoś nadzwyczajnego wykształcenia, co z zawodowej i towarzyskiej przynależności do wąskiego grona wtajemniczonych, lepiej poinformowanych, zorientowanych w sprawach dotyczących wszystkich, ale będących w gestii tylko nielicznych wybranych. To moralnie bardzo dwuznaczna i na dłuższą metę deprawująca sytuacja, zwłaszcza przy wspomnianym braku mechanizmów zabezpieczających.
To najlepsze podglebie dla cynizmu w życiu publicznym. Tu się uzyskuje profesjonalnie wyselekcjonowane, najczystsze jego ziarna, materiał siewny najwyższej jakości, bo w DNA cynizmu zakodowana jest karykaturalna misyjność, zakodowany jest pęd do ciągłego poszerzania zakresu władzy, do władzy totalnej. Nie ma natomiast genu wstydu odpowiedzialnego za samoograniczanie się, no chyba żeby za formę samoograniczenia uznać tę cyniczną prawidłowość, że jego ofiarami stają się nieuchronnie też w końcu sami żarliwi cynicy.
Na rynku mediów, zwłaszcza tych o największym zasięgu – elektronicznych, cynizm jest obecny nie tylko jako marketingowy chwyt pod publiczkę, ale w pewnym nasileniu sam staje się produktem, biorącym pełnoprawny udział w komercyjnym wyścigu do głów i portfeli milionowych rzesz odbiorców. Oczywiście, ostateczny wybór wciąż należy do maluczkich. To konsument decyduje, który papier toaletowy lepiej spełnia jego oczekiwania, który serial bardziej go wciąga i daje mu więcej zadowolenia, w końcu też raz na jakiś czas ma możliwość osobistego wyboru polityka lub partii, którą popiera dana telewizja albo, wręcz przeciwnie, przedstawia ją jako wroga publicznego nr 1. Dlatego pytanie o odpowiedzialność przeciętnego konsumenta za często bezrefleksyjny wybór politycznego cynizmu jest jak najbardziej uprawnione. Czy ktoś bezkrytycznie ulegający medialnej propagandzie jest tylko ofiarą cynicznej manipulacji, czy może jednak, ulegając nieuświadomionej presji i oddając głos na cynicznych macherów, staje się ich moralnym wspólnikiem? Bo jeżeli robi to świadomie i z premedytacja, sprawa jest przecież oczywista.
By postawiony dylemat unaocznić, na koniec słów kilka o pewnej sytuacji z minionej kampanii prezydenckiej i o jej dwóch bohaterach, pożal się Boże. Chodzi o sławetną wypowiedź znanego nihilisty z Biłgoraja o zastrzeleniu i wypatroszeniu Jarosława Kaczyńskiego udzieloną na potrzeby programu ulubionej telewizji polskiego leminga. Ale nie ohyda wylewająca się z ust etatowego błazna Platformy Obywatelskiej, i wiceprzewodniczącego jej klubu parlamentarnego, jest tym, co najbardziej mną przy tej okazji wstrząsnęło. Bardziej bulwersującą i dającą więcej do myślenia niż degrengolada Palikota była obecność tuż obok Marka Kamińskiego i brak jakiejkolwiek jego reakcji na haniebne słowa o wypatroszeniu Kaczyńskiego. Oglądam w Internecie filmik pokazujący ów „wywiad” i, widząc sylwetkę znanego podróżnika pomiędzy Palikotem a zadającym pytania, zastanawiam się, co ten facet tam robi, w tym jakże honorowym towarzystwie. Z uwagą obserwuję wyraz jego twarzy, gdy padają może najohydniejsze słowa wypowiedziane w Polsce publicznie w ciągu ostatnich dwudziestu lat – nic, żadnej dezaprobaty, choćby zdziwienia, normalka. Dlatego jak najbardziej uprawnione jest pytanie: panie Kamiński, czy pan też aspiruje do elitarnej galerii twarzy polskiego cynizmu? Bo jeżeli to nie cynizm to, co? – kolejne ekstremalne wyzwanie?

APPENDIX.

RRK-a na sygnale

portret użytkownika jwp
rrk-a.JPG
Blog
Blogerska kuchnia PO.
Właściwie dlaczego zgodziłeś się ze mną porozmawiać.
Sam nie wiem, może mi już za bardzo ciąży ten syf.
A kasa Cię nie uwiera ?
Dobre, może jedynie jej nadmiar.
To nawijaj, ja to się zaczęło.
Sam wiesz, wiesz kim był mój ojciec i jaki ja byłem za młodu.
Właśnie, tatuś działacz PZPR i ceniony naukowiec, a ty młody gniewny, schemat dość znany, a finał jak zwykle.
Dlaczego tak uważasz ?
W końcu jednak Twój gniew i ideowość przeszła w interesowność.
Tak i tego najmniej się wstydzę, tak zwyczajnie zadbałem o swoją i rodziny przyszłość. Natomiast mogłem to zrobić bez polityki i nie babrać się w tym gównie, gównie z którego nie da się otrząsnąć, a na pewnym etapie nie można bezboleśnie wyjść z układu. Kiedyś się o Ciebie upomną.
Kto i dlaczego.
Kto, to zależy kim byłeś i ile wiesz, a jak, to zależy od lojalności i tego czy trzymasz gębę na kłódkę.
To nie boisz się konsekwencji tej rozmowy, identyfikacji.
A skąd wiesz czy nie ma zgody, wszakże to gra i może pewna grupa potrafi spojrzeć o kilka kroków do przodu dalej niż Premier i jego drużyna.
I ty miałbyś ich reprezentować ?
Myśl co chcesz, ważniejsze jest jaki będzie efekt tej rozmowy.
To co właściwie chcesz mi przekazać.
Tylko historię, jakich wiele, a jakie wnioski wyciągniesz, to już nie od nas zależy.
Czyli jednak „od nas”.
Jak najbardziej.
Jak pamiętam nie powodziło się Twojej rodzinie najgorzej, a mimo już w szkole średniej i na studiach zarabiałeś niezłą jak na koniec lat 80-ych kasę.
Nie tylko ja, skoro była możliwość się nie narobić, a zarobić, to czemu nie skorzystać.
Był też pewien epizod z MO lub może z SB.
To tylko epizod, po prostu trzeba było się opłacać, wtedy można było prowadzić pewnego rodzaju „działalność gospodarczą”. Jedni płacili informacjami, inni, jak ja kasą.
Nie na jedno wychodzi ?
Ja nie kapowałem, z mojej kasy nie rósł fundusz operacyjny tylko prywatne portfele funkcjonariuszy.
A przecież należałeś do Federacji Młodzieży Walczącej ?
No i...?
Jakoś tak mi nie pasuje, kasa dla MO, a może SB-eków, a tu FMW, duszpasterstwo dla młodzieży, chociaż jak dobrze popatrzeć to zawsze byłeś bliżej...
Bliżej kasy ?, o to Ci chodzi ? Tak, oprócz idei byłem pragmatyczny.
I dlatego UD, a potem PO ?
Dokładnie.
A pamiętasz jak się doskonale bawiłeś za kasę z Unii w różnych organizacjach pozarządowych ?
Pamiętam i jest mi z tym dobrze, bo jak nie jak to kto inny by tak robił.
Niezłe wytłumaczenie. Przy pierwszej żonie też nie straciłeś, choć prywatnie wasze drogi się rozeszły.
To akurat był przypadek, że teściu dał zarobić na...
Wiem, wiem, bez szczegółów, choć Twoja kariera jest charakterystyczna dla wielu członków PO w Twoim wieku, to zbył łatwo można by Cię rozpoznać.
Potem już nie było przypadków ?
Nie, karierę w zakresie jaki sobie założyłem zrobiłem, a finansowo też poszło zgodnie z planem.
Wiem, wiem, prześledziłem twoją drogę w PO i obrywy na różnych stanowiskach, niekoniecznie Ci się należących z powodu kwalifikacji, ale cóż, to przecież u Was normalne.
Właśnie ta „normalność”, ta przewidywalność mnie szczególnie urzekła w PO i zdecydowała o moim wyborze, przy Kaczyńskim bym się nie nażarł.
To co mi powiesz oprócz tego co wiem.
Nic nowego, nakreślę Ci jednak pewien modelowy przykład profesjonalizmu w działaniach na rzecz PO.
Jak mam to rozumieć ?
Tak samo jak ITI i Agorę. Ojcowie założyciele to wybitni fachowcy, dlatego też Michnik próbuje czytelnikom wmówić, że SB-ecy to prostacy i manipulanci. Choć w tym drugim są naprawdę dobrzy, wiemy o tym ja, ty i każdy trzeźwo myślący człowiek. Tak więc Ojcowie Założyciele ( nazwijmy ich OZ-i ) przewidzieli również pole walki jakim jest sieć. Dlatego też od początku działań PO szczególny nacisk kładziony jest na media, w szczególności elektroniczne. Na Michnika i Waltera czy też Solorza nie zawsze warto liczyć. Oni mają swoje interesy i ich plecy są różne.
Najprościej jak potrafię objaśnię Ci obecny schemat działania.
Są Starsi Panowie Dwaj, doskonali w swojej robocie. Jeden z nich zajmuje się całością idei przekazu na blogach w sieci i w komentarzach, drugi weryfikuje i zatrudnia. Nie płotki, to już robią niższe szczeble. On zatrudnia całe zespoły. Rekrutacja nie odbywa się oczywiście w systemie jawnym, czy też poprzez ogłoszenia. To system sam w sobie doskonały, choćby dlatego, że oparty o istniejące już metody operacyjne służb, ale również samokształtujący się przez ostatnie lata.
Jak to można rozumieć ?
Pewna grupa zaufanych, że tak powiem „funkcjonariuszy PO” ( na 2 etatach ) na każdym szczeblu wychwytuje osoby zaangażowane, uzdolnione w różnych dziedzinach, w różnym wieku. Potem poprzez sugestie zapędzają ich do darmowej pracy na rzecz partii na blogach lub też z wybranych po ich weryfikacji. Najważniejsze w tym drugim przypadki jest by mieć gwarancję lojalności, a tą nie jest bynajmniej nienawiść do PiS-orów, a jeżeli nawet to taka „profesjonalna”, najlepiej rodem z PRL-u.
To akurat trudno w przypadku młodych ludzi.
Nie, wcale nie. To właśnie Ci blogerzy i komentatorzy, którzy najczęściej zarzucają PiS-owi i jego członkom, zwolennikom bolszewizm i korzenie PRL-owsko - PZPR-owskie, sami mają ten problem. Tak już ich mentalność, z jednej strony pieprzą o U.E., kapitalizmie i swobodach obywatelskich, a z drugiej mentalnie nie wyszli z komuny. Muszą komuś służyć, to niejako we krwi zostało, a będąc choćby „ekonomami netu” mają poczucie władzy i spełnienia.
Dlaczego podpowiedziałeś mi taki tytuł ?
Nie wiesz, nie domyślasz się ?
Po części tak, ale to by było zbyt proste.
Dokładnie, to nie jest takie proste.
Pewna „blogerka”, jest tylko przykładem metody i zjawiska. Ale zanim o niej i metodzie, to o zaletach Pogotowia Ratunkowego, czy też Sieciowego.
Najważniejsza zaleta netu to prędkość, bynajmniej nie łączy, to prędkość z jaką możemy wrzucić to i owo, a zarazem odpowiedzieć, zdementować lub nie. To prędkość z jaką największy bzdet zamienia się w prawdę, czasem chwilową, ale prawie zawsze na wieki krążącą już w sieci. I choćby nie wiem jak kto się naprężał, to ślad pozostaje i nie jest go łatwo usunąć. Ponadto ta knajpa, a właściwie niezły burdel jakim jest net jest czynna 24/7. Zalet jest co niemiara. Można by o nich tak do jutra. Mit anonimowości, odwaga cywilna piszących pod własnym lub „własnym” nazwiskiem, możliwości wizualne, ten jakże zrozumiały dla zarządzanego motłochu język przekazu. I co najważniejsze - możliwość pracy zespołowej bez konieczności przebywania w tym samym miejscu. Korzyść zarówno finansowa, jak i dzięki niej można tworzyć zespoły bez granic, często struktury niejawne, wręcz konspiracyjne. Nade wszystko należy zachować pozory autentyczności działań blogerskich, musi być pasja, charakterystyczny język i dobry życiorys. By nie było się czego czepić.
To jak to się ma do tego co powiedziałeś o rekrutacji, o tym, że to często osoby „zahaczone”.
To inna sprawa, stara kadra jest dobrze kryta, a papiery głęboko zakopane.
Chyba nie tak głęboko, w paru miejscach śmierdzi na kilometr. Przecież i z języka widać kto zacz i z metod walki. A analiza wpisów pozwala stwierdzić, iż to nie jest jedna osoba. Wskazują na to różnice stylistyczne, szybkość reakcji na komentarze, „ogromna wiedza”, a często poziom godny co najmniej doktoranta PAN lub laureatki literackiej nagrody NIKE. Nie wspominając już o zadaniowanych tematach i dostępie do materiałów nie zawsze upublicznionych, jednakowoż prawie zawsze w SB-eckim stylu pomówień i manipulacji.
Dokładnie, ale któremu czytelnikowi bloga, zwolennikowi partii chce się grzebać i sprawdzać, analizować językowo i merytorycznie - nielicznym. Większość woli „mięcho” i „gnój” na którym kwitnie robactwo i gnidy.
I co podoba Ci się to ?
Od strony technicznej, że tak powiem osiągnięć sztuki wojennej tak, Natomiast od strony moralnej mnie to brzydzi.
Brzydzi, tylko tyle ?
Tylko i aż tyle. Dlatego o tym z Tobą rozmawiam. Może bliżej mi do modelu gdzie każdy ma możliwość godnie żyć, a nie tylko nieliczni. Nieliczni uzbrojeni w takie narzędzia jakim jest sieć. Sieć zagospodarowana przez weteranów propagandy, nie tylko sukcesu, ale i nienawiści.
To może powiesz coś jeszcze o metodach, o strukturze tych grup - czytaj blogerów pod nazwiskiem.
Doskonałym przykładem jest nasza „Niestrudzona Karetka na Sygnale” z Grodu Kraka. Choć nie tam rodzona. Na szczęście. Jest to bardzo, bardzo zaangażowana osoba, nie tylko uczuciowo.
Sugerujesz, że stoi za tym kasa.
Nic nie sugeruję, tak po prostu jest. Jak możemy mieć darmowych idiotów to z nich korzystamy. Ale na 1-szej linii frontu muszą walczyć zawodowcy, oddziały specjalne. W końcu walka już nie idzie tylko o kasę i władzę, ale o życie.
O życie ?, czyje ? Aby nie przesadzasz.
Kasa już podzielona, prawie pusta, a teraz trzeba odroczyć wyrok, który prędzej czy później zapadanie. I to niekoniecznie ze strony Strasznego PiS-u, a ze strony OZ-i.
Dzieciobójstwo ?
Jak najbardziej. Bękarty sadza się na tronie ze świadomością tego, że prędzej czy później ku uciesze gawiedzi i dla utrzymania zakulisowej władzy trzeba będzie ich poświęcić. Podobny los może spotkać niektóre gwiazdy netu. Gdy zajdzie potrzeba to będą jak Ryszard C. Był w PO, ale nikt się do niego nie przyznaje i ręce partii pozostają czyste, a on w niebyt. No może za jakiś czas jak spraw ucichnie to taki bloger w spokoju za ciężko zarobione pieniądze wyjedzie do ciepłych krajów. A może na kolejne szkolenie.
A skąd kasa ?
Nie bądź naiwny, kilka lewych faktur za usługi i jest lewa kas, a wystawca też ma obrywy.
Wróćmy jednak do kuchni. Jest tam jakiś szef ?
Jak Ci mówiłem to struktury połączone, lecz często anonimowe. Jest zawsze moderator. On animuje i zawodowych i tych co ze szczerego serca udzielają się w sieci.
Dokładnie jest tak.
Grupa ludzi ma podzielone zadania. Jedni śledzą tzw. „Bieżączkę”, inni opracowują tematy strategiczne w długofalowym działaniu. Jeszcze inni śledzą wytypowane blogi i skanują sieć w poszukiwaniu różnych tematów i nowych blogów, czy też inicjatyw. Decydent wybiera ważne tematy i przydziela według kompetencji kolejnym grupom. Tam zostają opracowane przez tzw. „Pióro”. W zależności od tematu wpisu, jego charakteru, czy też poruszanej dziedziny wybieramy np. „pióro ekonomiczne”, satyryczne, albo dla zmylenia przeciwnika uczłowieczamy grupę przez „pióro osobiste” lub poetyckie. Do pióra dołączone są osoby związane z charakterem pióra. Moderator, tropiciel, trębacz, kat. Pierwszy pilnuje i nadaje ton i kierunek dyskusji oraz zleca tropicielowi wyszukanie materiałów do fachowej odpowiedzi gdy zajdzie taka potrzeba. Członkowie grupy bez względu na miejsce "pracy" porozumiewają się ze sobą online na bezpiecznych łączach, a "bibliotekarze" dbają o dostarczanie im materiałów do wpisów i komentarzy ze swojego archiwum. Trębacz jest przygotowany na okazję, gdy należy zagłuszyć niepożądany ton dyskusji. Trębacze bywają wewnętrzni i zewnętrzni - nieświadomi sympatycy blogera. Kat zajmuje się ścinaniem niepoprawnych i zadających trudne pytania lub zbyt zdolnych uczestników dyskusji. Może ścinać słowami - argumenty o bolszewizmie, dyskusji ad personam, itp, itd lub banem. Jest też łącznik, ma rolę taką jak na froncie, łączy siły własne w walce z wrogiem, koordynuje, zawiadamia o dyskusjach wpisach, zwołuje swoich. Jest też często „nowy w klasie”. A to udający głupiego PiS-iora, a to zachwyconego starszego patriotę zatroskanego o los Polski pod rządami Lorda Kaczora lub co najmniej MwzWM.

I oczywiście tak jak w przypadku Krakowskiej Karetki jest sama gwiazda. Bardzo podjarana, rwąca się do walki, czasem widać to po jej komentarzach, niezbyt merytorycznych. Za to będących żywą emanacją Dziennika Lektora i Kursów na WUML-u ( Wieczorowy Uniwersytet Marksistowsko Leninowski ). Niesłychanie zadufana w sobie, właściwie uwierzyła już, iż jest tą samą osobą jaką widzimy w sieci. Piękną duchowo i moralnie, omnibusem, rzec by można człowiekiem renesansu. Istotą o dużej wrażliwości, poczuciu sprawiedliwości, patriotyzmu i troski o wspólne dobro. Stoi za nią życiorys marzenie, prawdziwy, taki polski, aż do bólu. Jest jak matka, potrafi przytulić do piersi i dać klapsa, jak trzeba to zagryzie, przegryzie tętnicę wrednemu PiSiorowi. Ma swoich wiernych akolitów, wyznawców, ma przyjaciół i wrogów. Jest taka z krwi i kości, że sama w to uwierzyła i syci się niczem wampir krwią PiS-iorów. Nie ustanie dopóki ostatni bolszewik nie zniknie z Polskiej Ziemi. Z tym jest kłopot, musiałaby się sama anihilować.
Za tym wszystkim z jednej strony skrzecząca rzeczywistość w postaci sfrustrowanej emerytki co to by dała, a nikt nie chce, jak to napisał kiedyś bloger w notce Fantazje s....j p......y. Osób którymi dalej władają demony przeszłości i którzy pisząc o bolszewikach piszą o sobie, o swoje niechlubnej przeszłości, w końcu tylko takie życie znają i tylko taki, a nie inny zasób słownictwa i retoryki mają, erystyka im raczej obca. W myśl, że nie można bardziej kogoś zohydzić niż wskazując na jego bolszewicki, sowiecki, PZPR-owski rodowód przykrywają prawdziwe intencje OZ-i i PO. Jak miła starsza pani przyjmują na „pensję” panny i młodzieńców, z którymi tworzą zgrany zespół. Jest kasa, jest satysfakcja, wreszcie spełnienie i zapomnienie o niechlubnych kartach życia. Czy tak niechlubnych ?, nie. Większość z nich widzi w PO przedłużenie PZPR, a w III RP swój ukochany PRL z przywilejami dla wybranych działaczy, sprawdzonych towarzyszy i funkcjonariuszy służb, „Świat zza Żółtych Firanek”. Paradoks to ?, nie to oczywistość, bo tylko tak można przedłużyć żywoty świętych z PRL-u, dzięki takim ludziom, którzy w mediach, w sieci sterują pożytecznymi i/lub opłacanymi idiotami zbrodniarze pokroju Jaruzelskiego, Kiszczaka, ich podwładni oraz przyjaciele z Czerskiej i Wiertniczej mają się i są przekonani, iż będą się jeszcze długo mieć dobrze.
Jeżeli dodać do tego właścicieli, strukturę, metody i źródła finansowania portali blogerskich, to nawet jeżeli za NE stoją „Ciemne Moce” i nie mam zamiaru nikogo bronić, każdy odpowiada za siebie, to tak naprawdę, iście SB-eckie metody widać na salonie24. Tam krzyżują się grupy wpływu, tak stwarza się pozory wolności słowa. Tam są blogerzy równi i równiejsi, są tacy co to jeden mail lub telefon, a załoga na baczność. To właśnie na salonie promuje się coraz obrzydliwsze teksty coraz obrzydliwszych blogerów i komentatorów. Ale wielu czuje sentyment i syci się oglądalnością nie chcąc dopuścić, że są tylko pionkami w grze oraz w działaniach mających uwiarygodnić salon kanalizacji. I nie mówcie mi, że nie trzeba czytać i pisać o takich sprawach. Grubo się jak zwykle „moi mili” ( Lech W. ) mylicie. A jak zwykle po fakcie oczy będą szeroko otwarte.
Nowoczesny warsztat pracy i metody jakim dysponuje zaplecze OZ-i mogłyby przyprawić o zazdrość i ból głowy niejednego blogera lub fana gier. To profesjonalne grupy rozsiane po całej Polsce współpracujące ze służbami. Dostarczające danych o innych blogerach i komentatorach. Tak a rolę w grupie pełni „Rybak”, który złowione w dyskusji pod wpisem „rybki” przesyła do opracowania w centrali. Ostatnie i nadchodzące zmiany w prawie wskazują, iż w przypadku możliwej jednak utraty władzy przez OZ-i ich PO-wskiej emanacji, nastąpi cyberobrona z ich strony. Zostaną zneutralizowane blogi i portale mogące zakłócić przekaz zaprzyjaźnionych mediów, już nie trzeba będzie przecinać siekierą kabli telefonicznych i używać czołgów i sikawek na ulicach. Są lepsze i nowocześniejsze metody, a ich częścią są właśnie owe profesjonalne grupy wsparcia w necie, przeznaczone również do przyszłych zadań. Rozejrzyjcie się bacznie, a może zobaczycie rzeczy, których władza już nawet nie kryje, no może przykrywa niewątpliwymi sukcesami. Szczególnie w dziedzinie bezpieczeństwa własnego. No cóż przed 10 IV wiele rzeczy było nie do pomyślenia, jeżeli dzisiaj są jeszcze ludzie, którzy wolą rzeczywistość wsadzić między bajki, to ja nie chciałbym, żeby to oni decydowali o tym kto będzie nami rządził. Nic dobrego z tego nie wyjdzie, bo już nie wyszło.
Jak myślicie dlaczego ostatnio ,wrócił temat trollowania, płatnej pracy blogerów na rzecz partii. Czasem w sposób rzeczowy, a czasem na granicy teorii spiskowych. Ano tylko po to by nas oswoić z czymś co jest od dawna nie tylko w necie. W tym co jest w naszym życiu, z czymś czego sami używamy na co dzień. Z wpływem, oddziaływaniem, manipulacją. Najwygodniej prychnąć. Mniej wygodnie jest trzymać w jednej ręce zakupy, w drugiej pusty portfel, w kieszeni kartę z wykorzystanym debetem i spróbować zapłacić za zakupy, nie wspominając już o mediach. Co to ma wspólnego z blogowaniem, z mediami, niby nic. Tylko tyle, że powinniśmy zająć się Polską i Sobą. Bo do tej pory zajmujemy się często tym co nam ugotuje PO w swoje dobrze wyposażonej kuchni. Tak trochę staropolskiej, sentymentalnej, a jednak na wskroś nowoczesnej o jakiej nawet świnie w Folwarku Zwierzęcym nie śniły. A sen może ziścić się w jawę, w jawę jaką już widzieliśmy, tylko w innym anturażu.
Najbardziej lubimy piosenki, które znamy. My to wiemy i władza to wie.
Postacie i fakty mogą, ale nie muszą być prawdziwe, co nie oznacza,
że nie są.
A teraz plakat i ulotki.

sobota, 20 października 2012

śmierć w kondominium

Elegia o chłopcu polskim

Krzysztof Kamil Baczyński

      Oddzielili cię, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
      haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią,
      malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg
      wyszywali wisielcami drzew płynące morze.
        Wyuczyli cię, syneczku, ziemi twej na pamięć,
        gdyś jej ścieżki powycinał żelaznymi łzami.
        Odchowali cię w ciemności, odkarmili bochnem trwóg,
        przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.
      I wyszedłeś jasny synku, z czarną bronią w noc,
      i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut - zło.
      Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
      Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?
pic
01 - Prolog
02 - Wigilia na Syberii
03 - Autoportret Witkacego
04 - Dylemat
05 - Targ
06 - Czerwony autobus
07 - Przesluchanie aniola
08 - Dokad nas zaprowadzisz Panie
09 - Posilek
10 - Potega smaku
11 - Dzieci Hioba
12 - Piesn o snie
13 - Ornamentatorzy
14 - Osly i ludzie
15 - A my nie chcemy uciekac stad
16 - Jeszcze dzien
17 - Powrot
18 - Epilog
................

Gintrowski: Kaczmarski umiał zmusić mnie do pracy
"Wspominam go jako człowieka o dużym apetycie na życie, bardzo pracowitego. Umiejętnie zmuszał mnie do pracy" powiedział PAP kompozytor muzyki do utworów wykonywanych przez Jacka Kaczmarskiego, jego najbliższy współpracownik Przemysław Gintrowski.
Pierwsza faza znajomości obu artystów przypadła na połowę lat 70. "Potem przez wiele lat żyliśmy z Jackiem jak małżeństwo; spędzaliśmy ze sobą sześć na siedem dni w tygodniu, byliśmy prawie ciągle razem" - wspominał.
"Jeśli dochodziło między nami czasami do jakichś spięć to właśnie na tym tle ? np. on wstawał o siódmej rano i brał się do roboty, a ja niekoniecznie" - powiedział muzyk.
Od 1981 roku Kaczmarski przebywał na emigracji - pracował m.in. w Radiu Wolna Europa, koncertował w Europie i Ameryce, a współpraca z Gintrowskim, który został w Polsce, nabrała nowego charakteru. "Każdy z nas grał osobne koncerty, ale graliśmy też od czasu do czasu razem. To nie był koniec naszej wspólnej pracy" - tłumaczył Gintrowski.
W jego opinii, "to była inna formuła współpracy". "Nie robiliśmy razem kolejnego programu, ale napisaliśmy wtedy wspólnie wiele piosenek" - zaznaczył.
Po 10 latach nieobecności Kaczmarski wrócił do kraju. Zdaniem Gintrowskiego, to właśnie wtedy ich stosunki bardzo się ociepliły i stali się prawdziwymi przyjaciółmi. "Po tych dziesięciu latach okrzepliśmy, staliśmy się mężczyznami i nasza praca nie miała już znamion nerwowości, tak jak w końcu 70. i na początku 80. lat" - wspomina artysta.
We współpracy z Kaczmarskim nagrali kilka płyt: "Mury", "Raj", "Muzeum", "Mury w muzeum raju" (kompilacja poprzednich płyt), "Wojna postu z karnawałem".
"Mieliśmy w planach jeszcze wydać dwie płyty, ale nie zdążyliśmy" - powiedział Gintrowski.
..................


PS.

Napiszę jeszcze raz, bo mój komentarz wcięło! Zamach oczywiście był! Tylko gdzie i jak? Kadłub samolotu rozerwany był wybuchem. Na miejscu wypadku prawie żadnych ciał, foteli i bagaży! Nagły wysyp tych fotografii! I do tego ciało p.Walentynowicz, nieuszkodzone w Moskwie, a w Polsce uszkodzone! Kto, gdzie i jak uśmiercił podle 99-ciu naszych przedstawicieli? Gdzie, w taki przemyślny sposób uszkodzono ciała? Nowy, polski rząd oficjalnie poprosi o raporty rządy USA oraz innych państw, które na pewno obserwowały ten lot i lotnisko w Sewiernym. Wszystko wyjdzie na jaw. Ile samolotów leciało do Smoleńska? Czy nie lądowały, lub rozbiły się gdzie indziej? Czy nie zostały przejęte w powietrzu po skierowaniu nad inne obszary? Resztę dopowie nasza "kochana" ekipa przy władzy na przesłuchaniach. Noszą w sobie śmiertelną wiedzę i tajemnice! Żyją już na kredyt. Operacja FSB zakończona. Za dużo świadków żyje. Za dużo wycieków. To co można było zrobić głośno, na oczach świata z 99 osobami, zrobi się po cichu i pojedynczo z podłymi kolaborantami, bez czci i honoru! Pozwolili potraktować tak innych, na nich teraz kolej. Kot nawet nie zamiauczy i pies po nich nie zaszczeka, naród ogłosi święto!