WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
poniedziałek, 22 października 2012
c y n i c z n i from POpolsza
Architekci Kontroli - Niewidzialna ręka
- YouTube przewraca reportaż o wyzwoleniu Auschwitz
- To nie są żarty, to są przygotowania do eksterminacji 95% populacji
- Jak Włodzimierz I. Lenin 14 sierpnia 2010 r. królował na Krakowskim Przedmieściu
- Ławy przysięgłych w Polsce? Czy jest to możliwe?
- Życzenia od satanistów
- Wojna o Krzyż, część 5 – 11 Minut
- Rafał Gawroński – List z więzienia
- „Tablica niegodna psów”
- Generał Jan Grudniewski o obronie Krzyża Smoleńskiego przed pijanymi satanistami
- Telefon od Rafała Gawrońskiego
- Cenzura 11 Minut na YouTube? HOLOCAUST NA POLAKACH NIEWYGODNY?
- Wstrząsająca relacja z ostatniej nocy (8.08). 11 Minut – Wojna o Krzyż, część 4
- Eugeniusz Sendecki: „Bądźmy rozsądni”
- Rafał Gawroński zlokalizowany
- Wojna o krzyż, część 3
CYNICZNI 2010
2010-07-22
Większość "Polaków" postawiła na szczerość. Ponad pięćdziesiąt procent, biorących udział w wyborach prezydenckich, wybrało najszczerszy, niczym nieskrępowany i nieskrywany, cynizm. Zaprawdę niewyczerpane są w Polsce pokłady cynizmu. Przez czterdzieści pięć lat pasł się nim PRL, a upadł z powodu rozlicznych deficytów, ale bynajmniej nie deficytu cynizmu. Na ile cynizm był fundamentem III RP, kto zechce, niech sam rozsądzi w swoim sumieniu i wedle swojej wiedzy.
Dziś, jak nigdy dotąd w ciągu ostatnich dwudziestu lat, cynizm został zmonopolizowany przez jedną siłę polityczną – bez wątpienia zasługującą na ten monopol, bo w tej jednej dyscyplinie bijącą wszystkich innych konkurentów na głowę. Poniekąd to sytuacja typowa dla każdej partii władzy i Platforma Obywatelska nie jest tu pionierem, niewątpliwie kroczy szlakiem przetartym uprzednio przez Kwaśniewskich i Millerów. Różnica jednak, i to różnica jakościowa, polega na tym, że SLD przez jakiś czas cynicznie żerował na naiwnym przekonaniu swoich wyborców, iż jest partią społecznej wrażliwości i sprawiedliwości, w rzeczywistości troszcząc się o własne partyjne interesy i interesy grupy wpływowych oligarchów. Natomiast Donald Tusk i jego ludzie są w o wiele bardziej komfortowej sytuacji, bo tak naprawdę, by rządzić Polską, wcale nie muszą kupować głosów swoich wyborców pustymi obietnicami - owszem te się pojawiają, ale tylko na zasadzie niepoważnej wyborczej licytacji.
Rządzącej dziś partii do zdobycia i utrwaleni władzy wystarczyło:
a. rozpoznać jak wielu obywatel III RP odeszło już od tradycyjnych obywatelskich cnót i traktuje uczciwość, przyzwoitość i patriotyzm jako oldschoolowe frajerstwo;
b. zaproponować im po prostu samych siebie - politycznych macherów nowego typu, cynicznych do bólu, ale i do skutku.
Wygląda na to, iż JAŚNIEPOLAKOM najzwyczajniej w świecie wystarczy otwarcie odwołać się do swojego żelaznego elektoratu, do jego świata pojęć i wartości, do niedawna jeszcze wstydliwych, dziś już jak najbardziej trendy. Tusk, Komorowski, Schetyna, Sikorski, Nowak, Palikot, Drzewiecki - jakaż galeria wyrazistych postaci. Twarze polskiego cynizmu.
By uświadomić sobie, o czym mowa, jakie postępy (czytaj: spustoszenia) poczynił polski cynizm w ciągu ostatnich lat, wystarczy tylko jeden prosty eksperyment myślowy – czy możecie wyobrazić sobie premiera Leszka Millera, przekazującego Rosji śledztwo po katastrofie samolotu z polskim prezydentem na pokładzie? Niech mi wybaczą wszyscy antykomuniści tego świata, ale ja sobie tego wyobrazić nie mogę. Premier Miller wiedziałby doskonale, że Polacy nigdy mu tego nie darują, po prostu nie odważyłby się na to.
Przyznać trzeba z uznaniem, że ekipa Tuska zagospodarowała polski cynizm w całym jego historycznym i wielowarstwowym zróżnicowaniu. Spróbuję rozdzielić i szkicowo opisać te warstwy, mając świadomość ich z założenia nieostrej tożsamości i częstego przenikania się.
Zacząć wypada, co chyba zrozumiałe, od pokomunistycznej spuścizny, od popeerelowskiej klienteli do pewnego czasu politycznie obsługiwanej alternatywnie przez SLD bądź Unię Wolności (wcześniej Unię Demokratyczną). To dość zróżnicowane grono wyborców, w którym należałoby wyróżnić trzy podgrupy ze względu na pewną odmienność motywów, dla których Platforma stała się partią ich naturalnego wyboru.
1. Pokomunistyczna niezlustrowana agentura, dla której krótki okres IV RP bez najmniejszej przesady pozostanie dożywotnią traumą, wspomnieniem spełniającego się najczarniejszego koszmaru, wiodącego wielu do piekła zasłużonej niesławy, innych, mniej umoczonych za to bardziej wrażliwych, pozbawiającego na zawsze moralnej wiarygodności, a co za tym idzie, dobrego samopoczucia i potrzebnej w życiu pewności siebie. Statystycznie, w ogólnej liczbie biorących udział w wyborach ich głos nie miał i nie ma zasadniczego znaczenia, ale w tym przypadku idzie nie o ilość, a o jakość. Bo to bardzo często osoby dysponujące nadzwyczajnymi środkami oddziaływania na opinię publiczną: ludzie mediów, politycy, przedstawiciele świata kultury, czy kadra naukowa wyższych uczelni.
2. Ekonomiczni beneficjenci PRL, zwyczajowo zwani komunistyczną nomenklaturą. Chodzi o ludzi starego systemu u zarania nowego quasi rynkowego porządku pod każdym względem uprzywilejowanych, bo dysponujących mniej czy bardziej legalnymi środkami, wiedzą i biznesowym doświadczeniem, rozległymi znajomościami w sferach decydenckich i, co chyba najważniejsze, rozpoczynających działalność w wymarzonych przez każdego przedsiębiorcę warunkach braku jakiejkolwiek znaczącej konkurencji. Dla nich PO, tak jak wcześniej Kongres Liberalno-Demokratyczny, z jej deklarowanym gospodarczy liberalizmem, wyrozumiałością dla patologii polskiej gospodarki i częstokroć biznesowym zaangażowaniem wielu prominentnych członków Platformy to zupełnie oczywisty wybór polityczny. Jakkolwiek praktyka ostatnich dwudziestu lat przekonuje, że coś takiego jak realna groźba wykrycia i rozliczenia przekrętów z czasów nomenklaturowych uwłaszczeń nie istnieje, to jednak w interesach (zwłaszcza dużych) liczy się też wizerunek, dobra opinia i zwyczajna osobista wiarygodność. Z tego punktu widzenia PiS ze swoim dotychczasowym programowym zainteresowaniem patologiami końca PRL-u jawi się opisywanemu środowisku jako natrętny, wciąż zagrażający szkodnik.
3. Mentalnie sformatowani przez realny socjalizm. To zdecydowanie najszersza i społecznie najbardziej reprezentatywna grupa spośród trzech wymienionych. W statystycznym sensie mająca też największy, bezpośredni wpływ na wynik demokratycznych wyborów. Mowa o licznej klasie wcale nie mitycznych wykształciuchów, jak nieelegancko raczył ich nazwać Ludwik Dorn. To wyhodowana za PRL młoda lewicowa elita, która zastąpić miała i nominalnie zastąpiła przedwojenną inteligencję unicestwioną wysiłkiem zbrodniczych reżimów służących dwóm totalitarnym ideologiom XX w. Jakkolwiek w którymś momencie cześć tej elity zaczęła Polskę Ludową otwarcie kontestować, co przejawiało się m.in. poparciem dla ruchu „SOLIDARNOŚCI”, to nie podlega dyskusji, że do samego końca komunizu, warstwa wykształcona była jakimś kawałkiem jego tożsamości - akceptowała znaczną cześć jego ideologicznych założeń, jak choćby bezkrytyczna wiara w postęp i na drugim biegunie nieufność do tradycji i religii, a wrogość do wszystkiego, co (słusznie bądź nie) kojarzone z nacjonalizmem. Doskonałym znakiem kontynuacji w III RP mentalności zaszczepionej i pielęgnowanej w realnym socjalizmie, jest niezmienne i znaczące trwanie na rynku prasowym dwóch jakże symbolicznych dla PRL-u czasopism: organu warszawskiej lewicowej elity – „Polityki” i urbanowskiego „Nie” dla intelektualnie mniej wyrobionych.
Mówiąc o popeerelowskich skamielinach, współtworzących krajobrazy i klimaty III RP, nie sposób nie odnieść się do tzw.” polskiej elity intelektualnej” i nie poświęcić więcej miejsca jej coraz szerszemu i śmielszemu otwarciu na cynizm. Warszawsko-krakowski salon, którego towarzyski trzon ukształtował się jeszcze w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX w., ideologicznie powrócił właśnie na porzucone dawno temu pozycje jednolitofrontowe i poza nielicznymi wyjątkami murem stanął po stronie JAŚNIEPOLAKÓW. Tę niezwykłą jedność rodzimych elit, pozostającą w szokującym kontraście do głębokości podziałów w reszcie społeczeństwa, tłumaczyć można na różne sposoby. A to ich naturalną hermetycznością, ograniczającą dopływ nowych ludzi i nowych idei. Tłumaczyć można bezkrytycznym uleganiem zachowaniom stadnym, czy poddaniu się wszechobecnej poprawnościowej presji. Myślę jednak, że rzeczywistą przyczyną jest wyobcowanie salonowego środowiska. Prawdziwym zwornikiem tej grupy społecznej jest powszechny u jej przedstawicieli dystans, jeżeli nie wręcz pogarda, wobec wspólnoty narodowej, jej tradycyjnego etosu i w pewnych aspektach także jej historii. Oświeceni luminarze ulokowani jeszcze za Polski Ludowej na społecznych wyżynach, po kompromitacji socjalistycznego egalitaryzmu, w realiach III RP nie widzą racjonalnych powodów, by szarych Polaków traktować jako godnych siebie partnerów do jakiejkolwiek debaty. Widzą w nich natomiast niebezpieczną masę i dedykują im jedną jedyną rolę - milczącego olbrzyma, który wymaga nieustannej troski i kontroli ze strony rządzących. Oni (elity) to jedno, a tamci to coś całkiem innego. Po ich stronie europejska tolerancja i przez dziesięciolecia pielęgnowany niezmącony intelekt, po drugiej zacofanie, nieokrzesane chamstwo i nienawiść do tych, którzy lepiej rozumieją ten świat i lepiej sobie w nim radzą. Dla ilustracji intelektualnej odmiany polskiego cynizmu warto przypomnieć znamienne postawy polskich twórców ujawnione przy okazji pewnego, bulwersującego opinię publiczną wydarzenia z ubiegłego roku.
Właśnie władze szwajcarskie zadecydowały o zakończeniu aresztu Romana Polańskiego. Pamiętamy, jaką burzę medialną wywołało jego zatrzymanie, z jakim oburzeniem środowisko artystyczne zareagowało na determinację amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, ścigającego przestępstwo seksualne sprzed ponad trzydziestu lat. Obok apeli o potrzebie przedawnienia, obok podnoszonego przez niektórych na poważnie argumentu, że Polański karę już odpokutował, bo przez lata nie mógł swobodnie podróżować po świecie, nie brakowało głosów przekonujących o tym, że ze względu na talent i artystyczny dorobek reżysera nie powinien być traktowany jak zwykły przestępca. Na żart historii zakrawa fakt, że wśród polskich filmowców z przekonaniem broniących racji Polańskiego znaleźli się twórcy tzw. „kina moralnego niepokoju”. Wśród nich szczególnie interesująco zabrzmiał głos Krzysztof Zanussiego, znanego admiratora polskiego papieża, autora jednej z pierwszych filmowych biografii Karola Wojtyły i ekranizacji jego dramatu. Warto sobie przypomnieć, jakimi argumentami szermował Zanussi w obronie swojego kolegi po fachu: „Nikt nie zauważa, że dlatego że on jest sławny to ta sprawa ma taki wymiar. Gdyby on nie był sławny, to fakt, że ponad trzydzieści parę lat temu w Los Angeles, które jest miastem szczególnie swobodnych obyczajów, skorzystał z usług jakiejś nieletniej prostytutki, bo chyba to tak naprawdę było…”. To odpowiedni moment, by zaproponować kolejny eksperyment myślowy i spróbować wyobrazić sobie Zanussiego stosującego publicznie taką argumentację za życia Jana Pawła II. Mam przeczucie, że coś jednak, by go powstrzymywało przed wypowiadaniem w podobnym kontekście tak swobodnych opinii. I myślę, że w reprezentowanym przez reżysera środowisku odejście papieża Polaka także wielu innym w tym sensie rozwiązało języki - ułatwiło im demonstrowanie tego typu postaw.
Ale solidnie zakorzeniony w polskiej historii cynizm, z natury rzeczy dynamicznie się rozwija, można by rzec, że wraz z wolnością i tolerancją współtworzy triadę nowoczesnego postępu. Jest uniwersalnym znakiem współczesności, epoki postmodernizmu, czasów z premedytacją ośmieszających tradycyjne autorytety i z satysfakcją zastępujących je dotychczasowymi antyautorytetami. Cynizm poza tym, że jest wygodny, bo unieważnia złe wspomnienia, uwalnia od stawiania ważnych pytań, w ogóle negując ich sens, po prostu stał się modny. Sprzedaje się dobrze, jak nigdy dotąd. To bardzo pożądany towar i równocześnie wygodny i powszechnie honorowany środek płatniczy. Dla pokolenia wyrosłego w polskiej rzeczywistości pokomunistycznej jest bodaj najskuteczniejszym sposobem na szybki sukces, o ile nie warunkiem jego osiągnięcia. Pozwala bez reszty skoncentrować się na sobie samym w wyścigu do zawodowej kariery i prywatnego dobrobytu.
Skoro wywołaliśmy temat narzucających ton gazet i telewizji, to zdaje się, że zbliżaW środowiskach nadających ton i wyznaczających nowoczesne trendy wszystko, co nie ma bezpośredniego związku z pielęgnowaniem indywidualnych potrzeb i aspiracji jest stratą czasu, zawracaniem głowy, albo, co w postmodernistycznych kategoriach chyba najgorsze, obciachem. Dla ludzi otwartych na tak rozumianą nowoczesność historia ma tylko jakiś sens, gdy można na niej budować prywatną rodową mitologię. Przynależność narodowa przegrywa u nich z korporacyjną lojalnością, ale nawet ta obowiązuje tylko do momentu pojawienia się bardziej atrakcyjnej oferty pracy. Pojęcie racji stanu w zestawieniu z interesem firmy jest czystą abstrakcją, a głos świadomych i odpowiedzialnych obywateli, nazywających narodowe patologie po imieniu, brzmi w ich uszach jak dźwięk wojennych trąb, zakłócający im święty spokój i zagrażający prawu do beztroskiej konsumpcji. I tak oto wyłania się nam obraz, współczesnego wykształciucha, nazwanego kiedyś przez kogoś „lemingiem”, który po części ze względu na przemiany cywilizacyjne, po części kierując się swoją wygodą, jedynie słuszne czasopismo zastąpił jedynie słuszną telewizją. Politycznie rzecz biorąc cała jego obywatelska aktywność sprowadza się do okazjonalnego głosowania na osobników, przedstawianych mu przez ulubioną telewizję jako naszych i trendy. Od swojego kandydata leming, bohater naszych czasów, oczekuje tylko, by zwolnił go z obowiązku interesowania się sprawami publicznymi przynajmniej do kolejnych wyborów, a najlepiej – aż do końca świata.my się do jądra problemu współczesnego cynizmu. Media według nieco już archaicznej koncepcji miały być czwartą władzą, kontrolującą pozostałe trzy. Trudno nie zauważyć, że we współczesnym świecie, kto dysponuje informacją, ten tak naprawdę ma władzę realną, nie którąś tam z kolei. Jest to władza niewybieralna, całkowicie poza społeczną kontrolą, bez ryzyka i politycznej odpowiedzialności, bo całkiem anonimowa i służąca anonimowym interesom. Koncerny medialne przy udziale obsługujących je korporacji: dziennikarzy, agencji reklamowy, środowisk eksperckich i niegdysiejszych ludzi kultury, dziś pełniących rolę celebrytów, nie tylko informacje zdobywają, opakowują i rozpowszechniają, ale nierzadko też je wytwarzają, programowo preparują, nadają im pożądany sens i wydźwięk. Jeżeli czynności z drugiego z wymienionych zestawów realizowane są na jakieś polityczne zamówienie lub dla osiągnięcia jakiś własnych niejawnych celów, media jako instytucje zaufania publicznego, temu zaufaniu najzwyczajniej w świecie się sprzeniewierzają. Społeczeństwo karmione (bardziej czy mniej nachalnie) deformowanym obrazem rzeczywistości zamiast informacji dostaje propagandę. W polskich warunkach braku konkurencji na rynku medialnym i niedorozwoju społeczeństwa obywatelskiego groźba kompromitacji nie jest żadnym zabezpieczeniem przed nadużyciami, nie ma zdrowego społecznego mechanizmu wymuszającego profesjonalną uczciwość i promującego zwykłą ludzką przyzwoitość. Co zrozumiałe, właściciele i menadżerowie mediów, takoż i pracujący dla nich opiniotwórczy dziennikarze, jak wszyscy inni, mają swój świat wartości, polityczne sympatie i poglądy, mają swoje korporacyjne ambicje i osobiste interesy. Dla ludzi decydujących o funkcjonowaniu mediów całkiem naturalną jest więc pokusa wpływania na opinię publiczną, aktywnego kształtowania jej wedle swoich potrzeb przy zastosowaniu łatwo dostępnego i fachowo opanowanego przez nich instrumentarium. Niektórzy, skłonni do nazywania rzeczy po imieniu, mówią wtedy wprost o cynicznej medialnej manipulacji. Dodatkowo pokusa ta bywa potęgowana poczuciem intelektualnej przewagi nad rzeszami przeciętnych konsumentów – poczuciem wyższości, nie tyle z racji jakiegoś nadzwyczajnego wykształcenia, co z zawodowej i towarzyskiej przynależności do wąskiego grona wtajemniczonych, lepiej poinformowanych, zorientowanych w sprawach dotyczących wszystkich, ale będących w gestii tylko nielicznych wybranych. To moralnie bardzo dwuznaczna i na dłuższą metę deprawująca sytuacja, zwłaszcza przy wspomnianym braku mechanizmów zabezpieczających.
To najlepsze podglebie dla cynizmu w życiu publicznym. Tu się uzyskuje profesjonalnie wyselekcjonowane, najczystsze jego ziarna, materiał siewny najwyższej jakości, bo w DNA cynizmu zakodowana jest karykaturalna misyjność, zakodowany jest pęd do ciągłego poszerzania zakresu władzy, do władzy totalnej. Nie ma natomiast genu wstydu odpowiedzialnego za samoograniczanie się, no chyba żeby za formę samoograniczenia uznać tę cyniczną prawidłowość, że jego ofiarami stają się nieuchronnie też w końcu sami żarliwi cynicy.
Na rynku mediów, zwłaszcza tych o największym zasięgu – elektronicznych, cynizm jest obecny nie tylko jako marketingowy chwyt pod publiczkę, ale w pewnym nasileniu sam staje się produktem, biorącym pełnoprawny udział w komercyjnym wyścigu do głów i portfeli milionowych rzesz odbiorców. Oczywiście, ostateczny wybór wciąż należy do maluczkich. To konsument decyduje, który papier toaletowy lepiej spełnia jego oczekiwania, który serial bardziej go wciąga i daje mu więcej zadowolenia, w końcu też raz na jakiś czas ma możliwość osobistego wyboru polityka lub partii, którą popiera dana telewizja albo, wręcz przeciwnie, przedstawia ją jako wroga publicznego nr 1. Dlatego pytanie o odpowiedzialność przeciętnego konsumenta za często bezrefleksyjny wybór politycznego cynizmu jest jak najbardziej uprawnione. Czy ktoś bezkrytycznie ulegający medialnej propagandzie jest tylko ofiarą cynicznej manipulacji, czy może jednak, ulegając nieuświadomionej presji i oddając głos na cynicznych macherów, staje się ich moralnym wspólnikiem? Bo jeżeli robi to świadomie i z premedytacja, sprawa jest przecież oczywista.
By postawiony dylemat unaocznić, na koniec słów kilka o pewnej sytuacji z minionej kampanii prezydenckiej i o jej dwóch bohaterach, pożal się Boże. Chodzi o sławetną wypowiedź znanego nihilisty z Biłgoraja o zastrzeleniu i wypatroszeniu Jarosława Kaczyńskiego udzieloną na potrzeby programu ulubionej telewizji polskiego leminga. Ale nie ohyda wylewająca się z ust etatowego błazna Platformy Obywatelskiej, i wiceprzewodniczącego jej klubu parlamentarnego, jest tym, co najbardziej mną przy tej okazji wstrząsnęło. Bardziej bulwersującą i dającą więcej do myślenia niż degrengolada Palikota była obecność tuż obok Marka Kamińskiego i brak jakiejkolwiek jego reakcji na haniebne słowa o wypatroszeniu Kaczyńskiego. Oglądam w Internecie filmik pokazujący ów „wywiad” i, widząc sylwetkę znanego podróżnika pomiędzy Palikotem a zadającym pytania, zastanawiam się, co ten facet tam robi, w tym jakże honorowym towarzystwie. Z uwagą obserwuję wyraz jego twarzy, gdy padają może najohydniejsze słowa wypowiedziane w Polsce publicznie w ciągu ostatnich dwudziestu lat – nic, żadnej dezaprobaty, choćby zdziwienia, normalka. Dlatego jak najbardziej uprawnione jest pytanie: panie Kamiński, czy pan też aspiruje do elitarnej galerii twarzy polskiego cynizmu? Bo jeżeli to nie cynizm to, co? – kolejne ekstremalne wyzwanie?
APPENDIX.
RRK-a na sygnale
jwp, 18 lipca, 2011 - 19:56
Blogerska kuchnia PO.
Właściwie dlaczego zgodziłeś się ze mną porozmawiać.
Sam nie wiem, może mi już za bardzo ciąży ten syf.
A kasa Cię nie uwiera ?
Dobre, może jedynie jej nadmiar.
To nawijaj, ja to się zaczęło.
Sam wiesz, wiesz kim był mój ojciec i jaki ja byłem za młodu.
Właśnie, tatuś działacz PZPR i ceniony naukowiec, a ty młody gniewny, schemat dość znany, a finał jak zwykle.
Dlaczego tak uważasz ?
W końcu jednak Twój gniew i ideowość przeszła w interesowność.
Tak i tego najmniej się
wstydzę, tak zwyczajnie zadbałem o swoją i rodziny przyszłość.
Natomiast mogłem to zrobić bez polityki i nie babrać się w tym gównie,
gównie z którego nie da się otrząsnąć, a na pewnym etapie nie można
bezboleśnie wyjść z układu. Kiedyś się o Ciebie upomną.
Kto i dlaczego.
Kto, to zależy kim byłeś i ile wiesz, a jak, to zależy od lojalności i tego czy trzymasz gębę na kłódkę.
To nie boisz się konsekwencji tej rozmowy, identyfikacji.
To nie boisz się konsekwencji tej rozmowy, identyfikacji.
A skąd wiesz czy nie ma
zgody, wszakże to gra i może pewna grupa potrafi spojrzeć o kilka
kroków do przodu dalej niż Premier i jego drużyna.
I ty miałbyś ich reprezentować ?
Myśl co chcesz, ważniejsze jest jaki będzie efekt tej rozmowy.
To co właściwie chcesz mi przekazać.
Tylko historię, jakich wiele, a jakie wnioski wyciągniesz, to już nie od nas zależy.
Czyli jednak „od nas”.
Jak najbardziej.
Jak pamiętam nie
powodziło się Twojej rodzinie najgorzej, a mimo już w szkole średniej i
na studiach zarabiałeś niezłą jak na koniec lat 80-ych kasę.
Nie tylko ja, skoro była możliwość się nie narobić, a zarobić, to czemu nie skorzystać.
Był też pewien epizod z MO lub może z SB.
To tylko epizod, po
prostu trzeba było się opłacać, wtedy można było prowadzić pewnego
rodzaju „działalność gospodarczą”. Jedni płacili informacjami, inni, jak
ja kasą.
Nie na jedno wychodzi ?
Ja nie kapowałem, z mojej kasy nie rósł fundusz operacyjny tylko prywatne portfele funkcjonariuszy.
A przecież należałeś do Federacji Młodzieży Walczącej ?
No i...?
Jakoś tak mi nie
pasuje, kasa dla MO, a może SB-eków, a tu FMW, duszpasterstwo dla
młodzieży, chociaż jak dobrze popatrzeć to zawsze byłeś bliżej...
Bliżej kasy ?, o to Ci chodzi ? Tak, oprócz idei byłem pragmatyczny.
I dlatego UD, a potem PO ?
Dokładnie.
A pamiętasz jak się doskonale bawiłeś za kasę z Unii w różnych organizacjach pozarządowych ?
Pamiętam i jest mi z tym dobrze, bo jak nie jak to kto inny by tak robił.
Niezłe wytłumaczenie. Przy pierwszej żonie też nie straciłeś, choć prywatnie wasze drogi się rozeszły.
To akurat był przypadek, że teściu dał zarobić na...
Wiem, wiem, bez
szczegółów, choć Twoja kariera jest charakterystyczna dla wielu członków
PO w Twoim wieku, to zbył łatwo można by Cię rozpoznać.
Potem już nie było przypadków ?
Nie, karierę w zakresie jaki sobie założyłem zrobiłem, a finansowo też poszło zgodnie z planem.
Wiem, wiem,
prześledziłem twoją drogę w PO i obrywy na różnych stanowiskach,
niekoniecznie Ci się należących z powodu kwalifikacji, ale cóż, to
przecież u Was normalne.
Właśnie ta
„normalność”, ta przewidywalność mnie szczególnie urzekła w PO i
zdecydowała o moim wyborze, przy Kaczyńskim bym się nie nażarł.
To co mi powiesz oprócz tego co wiem.
Nic nowego, nakreślę Ci jednak pewien modelowy przykład profesjonalizmu w działaniach na rzecz PO.
Jak mam to rozumieć ?
Tak samo jak ITI i
Agorę. Ojcowie założyciele to wybitni fachowcy, dlatego też Michnik
próbuje czytelnikom wmówić, że SB-ecy to prostacy i manipulanci. Choć w
tym drugim są naprawdę dobrzy, wiemy o tym ja, ty i każdy trzeźwo
myślący człowiek. Tak więc Ojcowie Założyciele ( nazwijmy ich OZ-i )
przewidzieli również pole walki jakim jest sieć. Dlatego też od początku
działań PO szczególny nacisk kładziony jest na media, w szczególności
elektroniczne. Na Michnika i Waltera czy też Solorza nie zawsze warto
liczyć. Oni mają swoje interesy i ich plecy są różne.
Najprościej jak potrafię objaśnię Ci obecny schemat działania.
Są Starsi Panowie Dwaj,
doskonali w swojej robocie. Jeden z nich zajmuje się całością idei
przekazu na blogach w sieci i w komentarzach, drugi weryfikuje i
zatrudnia. Nie płotki, to już robią niższe szczeble. On zatrudnia całe
zespoły. Rekrutacja nie odbywa się oczywiście w systemie jawnym, czy też
poprzez ogłoszenia. To system sam w sobie doskonały, choćby dlatego, że
oparty o istniejące już metody operacyjne służb, ale również
samokształtujący się przez ostatnie lata.
Jak to można rozumieć ?
Pewna grupa zaufanych,
że tak powiem „funkcjonariuszy PO” ( na 2 etatach ) na każdym szczeblu
wychwytuje osoby zaangażowane, uzdolnione w różnych dziedzinach, w
różnym wieku. Potem poprzez sugestie zapędzają ich do darmowej pracy na
rzecz partii na blogach lub też z wybranych po ich weryfikacji.
Najważniejsze w tym drugim przypadki jest by mieć gwarancję lojalności, a
tą nie jest bynajmniej nienawiść do PiS-orów, a jeżeli nawet to taka
„profesjonalna”, najlepiej rodem z PRL-u.
To akurat trudno w przypadku młodych ludzi.
Nie, wcale nie. To
właśnie Ci blogerzy i komentatorzy, którzy najczęściej zarzucają PiS-owi
i jego członkom, zwolennikom bolszewizm i korzenie PRL-owsko -
PZPR-owskie, sami mają ten problem. Tak już ich mentalność, z jednej
strony pieprzą o U.E., kapitalizmie i swobodach obywatelskich, a z
drugiej mentalnie nie wyszli z komuny. Muszą komuś służyć, to niejako we
krwi zostało, a będąc choćby „ekonomami netu” mają poczucie władzy i
spełnienia.
Dlaczego podpowiedziałeś mi taki tytuł ?
Nie wiesz, nie domyślasz się ?
Po części tak, ale to by było zbyt proste.
Dokładnie, to nie jest takie proste.
Pewna „blogerka”, jest
tylko przykładem metody i zjawiska. Ale zanim o niej i metodzie, to o
zaletach Pogotowia Ratunkowego, czy też Sieciowego.
Najważniejsza zaleta
netu to prędkość, bynajmniej nie łączy, to prędkość z jaką możemy
wrzucić to i owo, a zarazem odpowiedzieć, zdementować lub nie. To
prędkość z jaką największy bzdet zamienia się w prawdę, czasem chwilową,
ale prawie zawsze na wieki krążącą już w sieci. I choćby nie wiem jak
kto się naprężał, to ślad pozostaje i nie jest go łatwo usunąć. Ponadto
ta knajpa, a właściwie niezły burdel jakim jest net jest czynna 24/7.
Zalet jest co niemiara. Można by o nich tak do jutra. Mit anonimowości,
odwaga cywilna piszących pod własnym lub „własnym” nazwiskiem,
możliwości wizualne, ten jakże zrozumiały dla zarządzanego motłochu
język przekazu. I co najważniejsze - możliwość pracy zespołowej bez
konieczności przebywania w tym samym miejscu. Korzyść zarówno finansowa,
jak i dzięki niej można tworzyć zespoły bez granic, często struktury
niejawne, wręcz konspiracyjne. Nade wszystko należy zachować pozory
autentyczności działań blogerskich, musi być pasja, charakterystyczny
język i dobry życiorys. By nie było się czego czepić.
To jak to się ma do tego co powiedziałeś o rekrutacji, o tym, że to często osoby „zahaczone”.
To inna sprawa, stara kadra jest dobrze kryta, a papiery głęboko zakopane.
Chyba nie tak głęboko, w
paru miejscach śmierdzi na kilometr. Przecież i z języka widać kto zacz
i z metod walki. A analiza wpisów pozwala stwierdzić, iż to nie jest
jedna osoba. Wskazują na to różnice stylistyczne, szybkość reakcji na
komentarze, „ogromna wiedza”, a często poziom godny co najmniej
doktoranta PAN lub laureatki literackiej nagrody NIKE. Nie wspominając
już o zadaniowanych tematach i dostępie do materiałów nie zawsze
upublicznionych, jednakowoż prawie zawsze w SB-eckim stylu pomówień i
manipulacji.
Dokładnie, ale któremu
czytelnikowi bloga, zwolennikowi partii chce się grzebać i sprawdzać,
analizować językowo i merytorycznie - nielicznym. Większość woli
„mięcho” i „gnój” na którym kwitnie robactwo i gnidy.
I co podoba Ci się to ?
Od strony technicznej, że tak powiem osiągnięć sztuki wojennej tak, Natomiast od strony moralnej mnie to brzydzi.
Brzydzi, tylko tyle ?
Tylko i aż tyle.
Dlatego o tym z Tobą rozmawiam. Może bliżej mi do modelu gdzie każdy ma
możliwość godnie żyć, a nie tylko nieliczni. Nieliczni uzbrojeni w takie
narzędzia jakim jest sieć. Sieć zagospodarowana przez weteranów
propagandy, nie tylko sukcesu, ale i nienawiści.
To może powiesz coś jeszcze o metodach, o strukturze tych grup - czytaj blogerów pod nazwiskiem.
Doskonałym przykładem
jest nasza „Niestrudzona Karetka na Sygnale” z Grodu Kraka. Choć nie tam
rodzona. Na szczęście. Jest to bardzo, bardzo zaangażowana osoba, nie
tylko uczuciowo.
Sugerujesz, że stoi za tym kasa.
Nic nie sugeruję, tak
po prostu jest. Jak możemy mieć darmowych idiotów to z nich korzystamy.
Ale na 1-szej linii frontu muszą walczyć zawodowcy, oddziały specjalne. W
końcu walka już nie idzie tylko o kasę i władzę, ale o życie.
O życie ?, czyje ? Aby nie przesadzasz.
Kasa już podzielona,
prawie pusta, a teraz trzeba odroczyć wyrok, który prędzej czy później
zapadanie. I to niekoniecznie ze strony Strasznego PiS-u, a ze strony
OZ-i.
Dzieciobójstwo ?
Jak najbardziej.
Bękarty sadza się na tronie ze świadomością tego, że prędzej czy później
ku uciesze gawiedzi i dla utrzymania zakulisowej władzy trzeba będzie
ich poświęcić. Podobny los może spotkać niektóre gwiazdy netu. Gdy
zajdzie potrzeba to będą jak Ryszard C. Był w PO, ale nikt się do niego
nie przyznaje i ręce partii pozostają czyste, a on w niebyt. No może za
jakiś czas jak spraw ucichnie to taki bloger w spokoju za ciężko
zarobione pieniądze wyjedzie do ciepłych krajów. A może na kolejne
szkolenie.
A skąd kasa ?
Nie bądź naiwny, kilka lewych faktur za usługi i jest lewa kas, a wystawca też ma obrywy.
Wróćmy jednak do kuchni. Jest tam jakiś szef ?
Jak Ci mówiłem to
struktury połączone, lecz często anonimowe. Jest zawsze moderator. On
animuje i zawodowych i tych co ze szczerego serca udzielają się w sieci.
Dokładnie jest tak.
Grupa ludzi ma podzielone zadania. Jedni
śledzą tzw. „Bieżączkę”, inni opracowują tematy strategiczne w
długofalowym działaniu. Jeszcze inni śledzą wytypowane blogi i skanują
sieć w poszukiwaniu różnych tematów i nowych blogów, czy też inicjatyw.
Decydent wybiera ważne tematy i przydziela według kompetencji kolejnym
grupom. Tam zostają opracowane przez tzw. „Pióro”. W zależności od
tematu wpisu, jego charakteru, czy też poruszanej dziedziny wybieramy
np. „pióro ekonomiczne”, satyryczne, albo dla zmylenia przeciwnika
uczłowieczamy grupę przez „pióro osobiste” lub poetyckie. Do pióra
dołączone są osoby związane z charakterem pióra. Moderator, tropiciel,
trębacz, kat. Pierwszy pilnuje i nadaje ton i kierunek dyskusji oraz
zleca tropicielowi wyszukanie materiałów do fachowej odpowiedzi gdy
zajdzie taka potrzeba. Członkowie grupy bez względu na miejsce "pracy"
porozumiewają się ze sobą online na bezpiecznych łączach, a
"bibliotekarze" dbają o dostarczanie im materiałów do wpisów i
komentarzy ze swojego archiwum. Trębacz jest przygotowany na okazję, gdy
należy zagłuszyć niepożądany ton dyskusji. Trębacze bywają wewnętrzni i
zewnętrzni - nieświadomi sympatycy blogera. Kat zajmuje się ścinaniem
niepoprawnych i zadających trudne pytania lub zbyt zdolnych uczestników
dyskusji. Może ścinać słowami - argumenty o bolszewizmie, dyskusji ad
personam, itp, itd lub banem. Jest też łącznik, ma rolę taką jak na
froncie, łączy siły własne w walce z wrogiem, koordynuje, zawiadamia o
dyskusjach wpisach, zwołuje swoich. Jest też często „nowy w klasie”. A
to udający głupiego PiS-iora, a to zachwyconego starszego patriotę
zatroskanego o los Polski pod rządami Lorda Kaczora lub co najmniej
MwzWM.
I oczywiście tak jak w przypadku
Krakowskiej Karetki jest sama gwiazda. Bardzo podjarana, rwąca się do
walki, czasem widać to po jej komentarzach, niezbyt merytorycznych. Za
to będących żywą emanacją Dziennika Lektora i Kursów na WUML-u (
Wieczorowy Uniwersytet Marksistowsko Leninowski ). Niesłychanie zadufana
w sobie, właściwie uwierzyła już, iż jest tą samą osobą jaką widzimy w
sieci. Piękną duchowo i moralnie, omnibusem, rzec by można człowiekiem
renesansu. Istotą o dużej wrażliwości, poczuciu sprawiedliwości,
patriotyzmu i troski o wspólne dobro. Stoi za nią życiorys marzenie,
prawdziwy, taki polski, aż do bólu. Jest jak matka, potrafi przytulić do
piersi i dać klapsa, jak trzeba to zagryzie, przegryzie tętnicę
wrednemu PiSiorowi. Ma swoich wiernych akolitów, wyznawców, ma
przyjaciół i wrogów. Jest taka z krwi i kości, że sama w to uwierzyła i
syci się niczem wampir krwią PiS-iorów. Nie ustanie dopóki ostatni
bolszewik nie zniknie z Polskiej Ziemi. Z tym jest kłopot, musiałaby się
sama anihilować.
Za tym wszystkim z jednej strony
skrzecząca rzeczywistość w postaci sfrustrowanej emerytki co to by dała,
a nikt nie chce, jak to napisał kiedyś bloger w notce Fantazje s....j p......y.
Osób którymi dalej władają demony przeszłości i którzy pisząc o
bolszewikach piszą o sobie, o swoje niechlubnej przeszłości, w końcu
tylko takie życie znają i tylko taki, a nie inny zasób słownictwa i
retoryki mają, erystyka im raczej obca. W myśl, że nie można bardziej
kogoś zohydzić niż wskazując na jego bolszewicki, sowiecki, PZPR-owski
rodowód przykrywają prawdziwe intencje OZ-i i PO. Jak miła starsza pani
przyjmują na „pensję” panny i młodzieńców, z którymi tworzą zgrany
zespół. Jest kasa, jest satysfakcja, wreszcie spełnienie i zapomnienie o
niechlubnych kartach życia. Czy tak niechlubnych ?, nie. Większość z
nich widzi w PO przedłużenie PZPR, a w III RP swój ukochany PRL z
przywilejami dla wybranych działaczy, sprawdzonych towarzyszy i
funkcjonariuszy służb, „Świat zza Żółtych Firanek”. Paradoks to ?, nie
to oczywistość, bo tylko tak można przedłużyć żywoty świętych z PRL-u,
dzięki takim ludziom, którzy w mediach, w sieci sterują pożytecznymi
i/lub opłacanymi idiotami zbrodniarze pokroju Jaruzelskiego, Kiszczaka,
ich podwładni oraz przyjaciele z Czerskiej i Wiertniczej mają się i są
przekonani, iż będą się jeszcze długo mieć dobrze.
Jeżeli dodać do tego właścicieli,
strukturę, metody i źródła finansowania portali blogerskich, to nawet
jeżeli za NE stoją „Ciemne Moce” i nie mam zamiaru nikogo bronić, każdy
odpowiada za siebie, to tak naprawdę, iście SB-eckie metody widać na
salonie24. Tam krzyżują się grupy wpływu, tak stwarza się pozory
wolności słowa. Tam są blogerzy równi i równiejsi, są tacy co to jeden
mail lub telefon, a załoga na baczność. To właśnie na salonie promuje
się coraz obrzydliwsze teksty coraz obrzydliwszych blogerów i
komentatorów. Ale wielu czuje sentyment i syci się oglądalnością nie
chcąc dopuścić, że są tylko pionkami w grze oraz w działaniach mających
uwiarygodnić salon kanalizacji. I nie mówcie mi, że nie trzeba czytać i
pisać o takich sprawach. Grubo się jak zwykle „moi mili” ( Lech W. )
mylicie. A jak zwykle po fakcie oczy będą szeroko otwarte.
Nowoczesny warsztat pracy i metody jakim
dysponuje zaplecze OZ-i mogłyby przyprawić o zazdrość i ból głowy
niejednego blogera lub fana gier. To profesjonalne grupy rozsiane po
całej Polsce współpracujące ze służbami. Dostarczające danych o innych
blogerach i komentatorach. Tak a rolę w grupie pełni „Rybak”, który
złowione w dyskusji pod wpisem „rybki” przesyła do opracowania w
centrali. Ostatnie i nadchodzące zmiany w prawie wskazują, iż w
przypadku możliwej jednak utraty władzy przez OZ-i ich PO-wskiej
emanacji, nastąpi cyberobrona z ich strony. Zostaną zneutralizowane
blogi i portale mogące zakłócić przekaz zaprzyjaźnionych mediów, już nie
trzeba będzie przecinać siekierą kabli telefonicznych i używać czołgów i
sikawek na ulicach. Są lepsze i nowocześniejsze metody, a ich częścią
są właśnie owe profesjonalne grupy wsparcia w necie, przeznaczone
również do przyszłych zadań. Rozejrzyjcie się bacznie, a może zobaczycie
rzeczy, których władza już nawet nie kryje, no może przykrywa
niewątpliwymi sukcesami. Szczególnie w dziedzinie bezpieczeństwa
własnego. No cóż przed 10 IV wiele rzeczy było nie do pomyślenia, jeżeli
dzisiaj są jeszcze ludzie, którzy wolą rzeczywistość wsadzić między
bajki, to ja nie chciałbym, żeby to oni decydowali o tym kto będzie nami
rządził. Nic dobrego z tego nie wyjdzie, bo już nie wyszło.
Jak myślicie dlaczego ostatnio ,wrócił
temat trollowania, płatnej pracy blogerów na rzecz partii. Czasem w
sposób rzeczowy, a czasem na granicy teorii spiskowych. Ano tylko po to
by nas oswoić z czymś co jest od dawna nie tylko w necie. W tym co jest w
naszym życiu, z czymś czego sami używamy na co dzień. Z wpływem,
oddziaływaniem, manipulacją. Najwygodniej prychnąć. Mniej wygodnie jest
trzymać w jednej ręce zakupy, w drugiej pusty portfel, w kieszeni kartę z
wykorzystanym debetem i spróbować zapłacić za zakupy, nie wspominając
już o mediach. Co to ma wspólnego z blogowaniem, z mediami, niby nic.
Tylko tyle, że powinniśmy zająć się Polską i Sobą. Bo do tej pory
zajmujemy się często tym co nam ugotuje PO w swoje dobrze wyposażonej
kuchni. Tak trochę staropolskiej, sentymentalnej, a jednak na wskroś
nowoczesnej o jakiej nawet świnie w Folwarku Zwierzęcym nie śniły. A sen
może ziścić się w jawę, w jawę jaką już widzieliśmy, tylko w innym
anturażu.
Najbardziej lubimy piosenki, które znamy. My to wiemy i władza to wie.
Postacie i fakty mogą, ale nie muszą być prawdziwe, co nie oznacza,
że nie są.
A teraz plakat i ulotki.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz