o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

sobota, 31 lipca 2010

( ) walka trwa



O dobrą pamięć,




Pamięć Żołnierzy Wyklętych.

**************

ANEKS.

Za Trumnami - c r e d o.

Prof. dr hab. Rafał B r o d a,
I.F.J. PAN.

Teraz mamy już prawdziwą wojnę.

Minęło już blisko pięć miesięcy od tragicznego 10 kwietnia 2010, dnia smoleńskiej katastrofy. Historyczna waga i symbolika tego wydarzenia, z całym wyczuwalnym dotykiem jego ponadludzkiego wymiaru i doniosłości dla losów Polski, nakazywały trwać w kwarantannie milczenia, by czegoś nie zepsuć niepotrzebnym słowem, źle skierowaną wyobraźnią, czy brakiem wrażliwości na ból tych, którzy najbardziej bezpośrednio zostali dotknięci. W międzyczasie straszliwa w skutkach powódź zanurzyła dużą część narodu w troskach o dalszy byt i odnalezienie drogi do minimalnej choćby stabilizacji codziennego trwania. Wyborczy wynik dopełnił pasma kataklizmów, a ponura masowa demonstracja braku wrażliwości większości Polaków na sprawy najistotniejsze dla Polski, czyni dzień 4 lipca 2010 dniem szczególnym - dla mnie jest to k o n i e c z ł u d z e ń i początek prawdziwej wojny; tej wojny, którą nam w różnych groźnych, lub bardziej subtelnych formach natrętnie zapowiadano.
Wyzwanie wojenne wymaga nowego spojrzenia na sprawy polskie, z pełniejszą i bardziej realistyczną niż dotychczas świadomością, że w tym wyzwaniu mamy nadzwyczaj licznych przeciwników wewnątrz Polski. Mamy więc etap dziwnej wojny domowej, w której podstawowym działaniem staje się walka o świadomość. Tej walki nie da się wygrać w sposób rozłożony w czasie, licząc na to, że ludzie doznają kiedyś olśnienia, zrozumieją zagrożenia i dojrzeją do wyborczej jedności. Tym bardziej nie da się tego wygrać snując plany o edukacji młodzieży, o wychowaniu w rodzinie, o rozwijaniu organizacji młodzieżowych, o wysyłaniu w teren emisariuszy, którzy nieśliby kaganiec prawdy o wolności suwerenności i niepodległości. To wszystko trzeba robić, ale ze świadomością, że strona przeciwna ma o wiele bardziej efektywne narzędzia i jest tak skuteczna, że upływający czas tylko pogarsza sytuację. My mamy o wiele trudniejsze wyzwanie, bo prawda jest o wiele bardziej skomplikowana i wymagająca myślenia, a atrakcyjną staje się dopiero w odległej perspektywie, gdy coś skłania, lub zmusza nas do podsumowań. Zło jest atrakcyjne doraźnie, dysponujące ofertą szybkiej konsumpcji, łatwo demoralizujące i preferujące stan leniwej bezmyślności - skutki ujawniają się z pewnym opóźnieniem, a te bardziej rozległe, sięgające podstaw bytu narodu, dopiero wtedy, gdy jest za późno, by zapobiec katastrofie. Dlatego
czekająca nas walka wymaga działań szybkich i zdecydowanych, tak jak w prawdziwej wojnie; trzeba się nawet liczyć z tym, że stan napięcia przekroczy psychiczną odporność ludzi i "brat powstanie przeciw bratu", jak wieszczą słowa proroctw.
Kolejny znakomity wywiad Jarosława M.Rymkiewicza [Rzeczpospolita,17/18 lipca,2010] podsumowuje stan spraw po wyborach i wpada w moje emocje razem ze wszystkimi jego realistycznymi i pesymistycznymi konkluzjami. Wywiad dotyczy koncepcji, według której istota polskiej odrębności ukształtowała się na przełomie XV i XVI wieku jako nadrzędne umiłowanie wolności, stające się podstawową racją bytu każdego Polaka w ramach wspólnoty narodowej. Historia Samuela Zborowskiego godzącego się z wyrokiem śmierci w imię obrony własnej wolności stanowi kanwę tego wywiadu i zapowiedź najnowszej książki autora. Jeszcze, niestety, nie znalazłem jej w krakowskich księgarniach; także poematu J.Słowackiego p.t. "Samuel Zborowski" nie mogłem znaleźć, ale wkrótce na pewno się to uda. W końcówce wywiadu
Rymkiewicz nawiązuje do współczesności i optymistycznie stwierdza, że te blisko 8 milionów wyborców, którzy głosowali na J.Kaczyńskiego, to zupełnie wystarczająco liczny naród, na którym można i warto się oprzeć. Cała reszta może nas nie obchodzić i powinniśmy ich traktować z pełną obojętnością; oni sami wyzuli się z tego, co w polskości jest najważniejsze.
Ta prosta, chociaż okrutna konkluzja, mocno wpasowała się w moje postanowienia po wyborach i nawet podziałała na mnie kojąco. Rzeczywiście, przecież nie można przez 21 lat bezowocnie argumentować i tłumaczyć ludziom, że sprawy Polski idą w całkiem złą stronę i doznawać tych samych rozczarowań w kolejnych wyborach. Dzieją się sprawy o fundamentalnym znaczeniu dla przyszłości Polski, dla jej przetrwania, a wykształceni ludzie z ambicjami do bycia częścią elity, są zupełnie obojętni, nawet nie starcza im wyobraźni, by dostrzec niebezpieczeństwa, które wcześniej, czy później dotkną bezpośrednio także ich osobistych losów. Nie rozumiem sposobu rozumowania moich kolegów ze środowisk naukowych, zwłaszcza tych ze szczególnie bliskiego mi środowiska fizyków, bo nawet tych skutków, które bezpośrednio ich dotykają, zdają się nie kojarzyć z przyczynami. Materialna degradacja naszych dziedzin dokonana decyzjami dokładnie tych sił politycznych, na które oddają swoje głosy, nie budzi żadnej refleksji. Nastąpiła jakaś daleko posunięta obojętność owiec prowadzonych na rzeź, którym nawet nie można pomóc - idą bezmyślnie za baranami przewodnikami i będą za nimi skakać w przepaść. Tym bardziej nie dostrzegają szerszych zagrożeń, które wprost zmierzają do unicestwienia państwa i rozpłynięcia się w obszarze zamieszkałym przez ludzi całkowicie ubezwłasnowolnionych. Symptomy nowego i wszechogarniającego totalitaryzmu stają się już niemal dotykalne.
Dlatego dzisiaj przyjmuję tę postawę, którą brutalnie wyraził J.M.Rymkiewicz przypominając legionowe zawołanie: " j..... was pies!" i ochłodziłem do minimum swoje relacje z wieloma znajomymi. Najciekawszą sprawą w tym całym zjawisku jest dla mnie niezwykła wprost wrażliwość tych ludzi na podejrzenia kwestionujące ich polskość i patriotyzm - oni naprawdę chcieliby być wciąż uznawani za patriotów i katolików; być może w tym tkwi szczypta nadziei, że zaczną zastanawiać się nad sensem patriotyzmu.
Doskonale zrozumiałem uwarunkowania, które kazały J.Kaczyńskiemu zrezygnować z nawiązywania do tragedii smoleńskiej w czasie kampanii wyborczej. Z tego zrozumienia także wynika pełna akceptacja dla działań po wyborach, zmierzających do wysunięcia tej sprawy na najważniejszą pozycję w dyskursie politycznym. Bo to jest sprawa najważniejsza i jej ranga musi być doceniona przez każdego, kto chce być członkiem polskiego narodu.
Dzisiaj już nie trzeba, a nawet nie wolno hamować się i trzeba mówić prostym tekstem. Każdy ma do tego prawo i nie ma żadnego znaczenia fakt, że być może tak jak w przypadku Katynia nigdy nie uzyskamy dowodów pozwalających na prawomocne potwierdzenie faktów. Mimo wszystko, ta z górą trzymiesięczna cisza była bardzo pożyteczna. W czasie jej długiego trwania ujawniło się w jak niebezpiecznie jałową stronę idą sprawy, gdy otoczone są milczeniem komfortowym dla śledczych, którzy mają zgoła inne zadanie niż poszukiwanie prawdy. Ja też wkomponowałem się w tę ciszę i powstrzymałem się od jednoznacznych sugestii i stwierdzeń, chociaż przyznam, że od samego początku, od 10 kwietnia, chciałem wraz z innymi wykrzyczeć w internecie, że był to okrutny zamach likwidujący większość polskiej państwowej elity i nawiązujący z premedytacją do zbrodni katyńskiej. Ci, którzy zginęli byli główną przeszkodą w zniewalaniu Polski. Słyszeliśmy wielokrotnie w publicznych wystąpieniach wielu polityków wewnątrz Polski i zza granicy, jak bardzo przeszkadzają, a były zapowiedzi, których trudno nie kojarzyć z tym, co się stało.

Teraz, po okresie chaosu informacyjnego i towarzyszącym mu milczeniu, mamy już do dyspozycji ogromną ilość faktów związanych z katastrofą smoleńską, niestety większości z nich nie możemy przyjąć, jako potwierdzonych, czy w pełni prawdziwych. Fakty te są roztrząsane, wiązane w związki przyczynowo-skutkowe i analizowane przez wielu dociekliwych ludzi, głównie amatorów, którzy wielowątkowo pracują nad tym, co jest dostępne. Dzięki tym ludziom mamy do dyspozycji obszerny materiał dający możliwość porównania z tym, co do nas dociera oficjalnie, a wynika z tego niepokój, że wiele podstawowych pytań w ogóle nie jest stawianych publicznie. Nie ma potrzeby, bo powtarzać to wszystkiego, co krąży w internecie, bo każdy zainteresowany wielokrotnie miał już możliwość zobaczyć, przeczytać i usłyszeć najróżniejsze wątpliwości. Wśród wielu zasadniczych pytań jest też to podstawowe, które jest podnoszone w internetowych tekstach, ale nie pojawia się w oficjalnym dyskursie publicznym: dlaczego, mimo niezbyt dużej prędkości, amortyzowanej dodatkowo płaskim lotem ścinającym drzewa, samolot tak kompletnie się rozbił, a kokpit w ogóle zniknął - co się naprawdę stało, gdzie są jego fragmenty? Czy sekcje zwłok przeprowadzone w Polsce mogą wykazać ślady, które wskażą na eksplozję bomby paliwowo-powietrznej? Czy na podstawie rozrzutu szczątków samolotu eksperci nie mogą definitywnie określić, że miała miejsce eksplozja, lub jej nie było?
W aktualnym stanie spraw można podejść do katastrofy całkiem inaczej. Można stwierdzić ogólnie, że dociera do nas wiele faktów, które są sprzeczne z wersją przypadkowej i nieszczęśliwej katastrofy lotniczej spowodowanej różnymi złożonymi przyczynami - nie wiemy jednak, które z tych faktów są prawdziwe i na ile kompletna jest nasza wiedza. Możemy wobec tego pominąć to wszystko, co nam dotychczas przekazano i wszystko odrzucić jako całkowicie niepewne fakty - w istocie żaden z nich nie jest potrzebny, bo twarde wnioski można ustalić na podstawie tego, co już dzisiaj jest pewne - pewne, bo sami osobiście to widzieliśmy i słyszeliśmy.
Pewne są następujące fakty:

  1. Od momentu katastrofy szerokim strumieniem płynęły z Rosji różne informacje, które szybko okazywały się być nieprawdziwe. Była to klasyczna dezinformacja sterowana centralnie i zmierzająca do wywołania chaosu poznawczego.Objęcie przez premiera V.Putina przewodnictwa komisji śledczej wyklucza, by taka akcja dezinformacyjna mogła się dziać bez jego zgody. W systemie politycznym Rosji jest to wykluczone i o wiele bardziej prawdopodobna jest tutaj inspiracja Putina.
  2. Równolegle już w dniu katastrofy pojawiła się teza o winie pilotów. Teza ta została w Polsce natychmiast wsparta przez szczególnie aktywnych komentatorów występujących w roli ekspertów i mających prawdopodobnie silne związki z WSI. Środowisko Gazety Wyborczej, wyjątkowo nieprzyjazne Polsce, intensywnie lansuje tezę winy pilotów od bardzo dawna, a minister spraw zagranicznych R.Sikorski propaguje ją na zewnątrz Polski (wywiad w CNN).
  3. Strona rosyjska od początku zaciera ślady,które są niezwykle istotne w wyjaśnianiu katastrofy. O tym, jak wygląda to zacieranie śladów w wielu technicznych detalach związanych z katastrofą nie wiemy niczego, tutaj musimy opierać się wyłącznie na domysłach. Wiemy natomiast o zaniedbaniach i zupełnie skandalicznych działaniach, które były oficjalnie podane do publicznej wiadomości. Chodzi o karygodnie beztroskie potraktowanie szczątków samolotu i wszystkich elementów rozrzuconych na miejscu katastrofy, łącznie ze szczątkami ofiar. Pobieżne zebranie głównych fragmentów wraku samolotu, brak zabezpieczenia terenu katastrofy i dopuszczenie na miejsce zupełnie przypadkowych ludzi, wreszcie wycięcie drzew i zrównanie terenu ciężkim sprzętem, to zupełnie jednoznaczne i mrożące krew w żyłach zachowanie, na które w ogóle nie było reakcji ze strony polskich instytucji państwowych. W istocie to łatwo dostrzegalne, bezprecedensowe zachowanie kompletnie nie przystaje do skali i wagi wydarzenia. Pozwala ono sądzić, że zacieranie śladów odbywa się cały czas, a już teraz upłynął czas dostatecznie długi, by nie przeoczyć żadnego detalu. Ci w Polsce, którzy "cierpliwie czekają" na wyniki śledztwa i ganią niecierpliwość innych, w ogóle nie są zaniepokojeni tym, że upływający czas może być czasem zacierania śladów.
  4. Niemniej ważne są fakty obserwowane bezpośrednio w Polsce. Można je podsumować lapidarną konkluzją, że wszystkie zaniedbania, beztroska, formalne wymówki o rzekomych ograniczeniach prawnych i zdanie się na upływający czas ze strony odpowiedzialnych władz państwowych wskazują na ich ewidentne zainteresowanie taką sytuacją, w której nigdy nie nastąpi wyjaśnienie okoliczności i przyczyn katastrofy - są ewidentnie zainteresowani procesem, w którym utrudnia się dojście do prawdy. Szczególnie znamienny jest tutaj brak jakiejkolwiek reakcji na skandaliczne postępowanie Rosjan zacierających ślady katastrofy, przetrzymujących ponad miarę oryginały czarnych skrzynek, skutecznie blokujących wszelkie materiały dokumentalne związane z przebiegiem wydarzenia ze strony wieży kontrolnej, z ruchem innych samolotów na lotnisku...etc. Oddanie sprawy w całości w ręce Rosjan i nie podjęcie choćby próby kontroli nad tym co się dzieje, jest bezprecedensową decyzją władz nominalnie wciąż jeszcze suwerennego państwa.

Rosjanie doskonale wiedzą, że nasze historyczne doświadczenia postawiły ich automatycznie w roli pierwszych podejrzanych w kwestii sprawstwa katastrofy smoleńskiej. Tym bardziej bliskość Katynia i kontekst z tym związany czyni takie podejrzenia całkowicie naturalnymi. Dlatego władze Rosji postępowałyby całkiem inaczej w sytuacji zupełnie przypadkowej tragicznej katastrofy polskiego samolotu z tak ważnymi dla polskiej państwowości ofiarami; postępowałyby inaczej zarówno wobec Polaków, jak i wobec opinii światowej. Mielibyśmy do czynienia z pełnym otwarciem śledztwa z udziałem Polaków i międzynarodowych ekspertów. Nie byłoby żadnych zaniedbań, bo w sprawach o wadze państwowej Rosjanie są wyjątkowo zdyscyplinowani i potrafią wymusić perfekcyjny porządek. To, co się dzieje od 10 kwietnia jest całkowitym zaprzeczeniem takiego postępowania. Gdyby wnioskować wprost, trzeba by zwrócić też uwagę na bezczelność i brak wstydu z jakim ujawnia się publicznie to odwrotne postępowanie strony rosyjskiej. Te "błędy", "zaniedbania", zacieranie śladów i zawłaszczenie śledztwa mają charakter niezwykle demonstracyjny i należy domniemywać premedytację w takim sposobie postępowania. Są więc podstawy, by wnioskować, że władze Rosji nie tylko są winne; te władze chcą byśmy o tym wiedzieli, że oni w tej katastrofie mają swój znaczący udział. Chcą byśmy to wiedzieli, ale nie mogli niczego udowodnić. Chcą byśmy przypomnieli sobie, do czego przywódcy Rosji są zdolni i byśmy zauważyli, że oni tę 70 rocznicę Katynia "uczcili" likwidacją blisko setki najważniejszych dla Polski ludzi. Chcieli nam pokazać, że pora się poddać i wybić sobie z głowy mrzonki o niepodległości, bo nie cofną się przed niczym.
Nie napisałem niczego nowego, prawdopodobnie konkluzje wielu Polaków są dzisiaj podobne, więc podsumuję moje wnioski i oceny, do których nie tylko mam prawo, ale o których słuszności jestem dzisiaj głęboko przekonany.

  1. Katastrofa lotnicza w Smoleńsku, w dniu 10 kwietnia 2010 była zamachem, w którym zlikwidowano najważniejszą część polskiej elity państwowej, aby usunąć główną przeszkodę w realizacji działań pozbawiających Polskę suwerenności politycznej i ekonomicznej.
  2. W planowaniu zamachu, w podjęciu decyzji o jego przeprowadzeniu, w jego realizacji, a następnie w zacieraniu śladów uniemożliwiającym odkrycie prawdyuczestniczyły nieznane dotąd osoby związane z władzami Rosji i ze wspólnikami z Polski.
  3. Nie wiemy, czy uda się zidentyfikować pełną prawdę o tym dziejowym wydarzeniu, ale nadrzędnymobowiązkiem każdego Polaka jest uczestnictwo w poszukiwaniu prawdy i wspieranie wszystkich, którzy działają w tym kierunku.
  4. Dla Polaków, którzy nie wzięli udziału w wyborach prezydenckich, lub głosowali na B.Komorowskiego, dzień 4 lipca 2010 stał się dniem hańby, który będzie dla nich bolesnym obciążeniem, gdy prawda o zamachu stanie się publiczna. Obciążenie będzie się wiązało ze świadomością, że swoją postawą utrudnili dojście do prawdy o jednym z najważniejszych i najbardziej drastycznych wydarzeń w historii Polski.

Nazwisko B.Komorowskiego wymieniam z premedytacją, bo jego rola w politycznych wydarzeniach ostatnich 20 lat polskiej historii, jest szczególna. Nie twierdzę, bo nie mam ku temu podstaw, że B.Komorowski uczestniczył w realizacji zamachu, ale na tej samej zasadzie też tego nie wykluczam. Twierdzę natomiast, że prezydent elekt jest jedną z najbardziej o b r z y d l i w y c h postaci polskiej sceny publicznej, a jego postępowanie, czyny i wypowiedzi zrównują jego sylwetkę z postacią generała W.Jaruzelskego. Nie miejsce tutaj, by uzasadniać tę analogię, natomiast przypomnę tylko okoliczność związaną z katastrofą smoleńską, która nie jest przypominana, a na mnie zrobiła wstrząsające wrażenie. Mianowicie, w kilka godzin po katastrofie, gdy wszyscy normalni Polacy byli kompletnie i głęboko porażeni informacjami o zaistniałej niewyobrażalnej tragedii, B.Komorowski w telewizji odpowiadał na pytanie dziennikarki. Pytanie, tak jak je pamiętam, brzmiało: Czy wobec szczególnie dotkliwych strat, jakie poniosła opozycyjna partia PIS, wasze postępowanie uwzględni tę sytuację i potraktuje swoich oponentów z pewnym współczuciem? Mimo, że nie spodziewałem się po Komorowskim niczego poza próbą uniknięcia odpowiedzi wprost, to co usłyszałem zaskoczyło mnie całkowicie. On odpowiedział: W polityce nie ma miejsca na współczucie. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że stało się tak, jak sobie wymarzył - droga do prezydentury otwarta, a cynizm tej postawy zamknął na zawsze możliwość akceptacji tego człowieka w życiu publicznym Polski. Od momentu zaprzysiężenia B.Komorowskiego na prezydenta RP będę odliczał dni do jego odwołania - myślę, że to nastąpi w związku z prawdą o katastrofie smoleńskiej.

Do tego długiego tekstu dołączę jeszcze dwie sprawy dotykające aktualnych wydarzeń.

Pierwsza wiąże się z Zespołem Sejmowym d/s wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza.
Powołanie tego zespołu już wywołało pozytywne, choć jeszcze niemrawe działania w stronę prawdy. Przykrą, natomiast, okolicznością jest negatywna postawa kilku członków rodzin ofiar, którzy mimo pozytywnego nastawienia większości innych rodzin, hałaśliwie protestują przeciw działaniom zespołu. Myślę, że tę sytuację mogłoby zamknąć krótkie oświadczenie Zespołu, na przykład o takiej treści:
" Przychylając się do wypowiadanych publicznie życzeń rodzin kilku ofiar katastrofy smoleńskiej, które wyrażają zastrzeżenia i niechęć do działań naszego zespołu w poszukiwaniu prawdy o katastrofie, oświadczamy, że w naszych dociekaniach nie będziemy się zajmować żadnymi informacjami dotyczącymi losu tych konkretnych ofiar. Uwzględniając aktualne życzenie rodzin trojga ofiar przyjmujemy, że w tych trzech przypadkach nasze wysiłki w poszukiwaniu prawdy nie są pożądane. Wobec tego nasza praca skupi się na wyjaśnianiu losu 93 innych ofiar. Prosimy inne rodziny, które ewentualnie także nie są zainteresowane pracą Zespołu o zgłoszenie swoich zastrzeżeń, które będą w podobnym trybie uwzględnione."

Druga sprawa wiąże się z palącą potrzebą nadania wymiaru międzynarodowego sprawie katastrofy smoleńskiej.
Gdyby naród Polski był zjednoczony wokół tej sprawy, moglibyśmy dać sobie sami radę, ale tak nie jest i bez pomocy z zewnątrz nie uda się wyjaśnić katastrofy.
Dlatego z radością przywitałem inicjatywę członka Izby Reprezentantów w Kongresie USA Petera Kinga występującego o uchwalenie Rezolucji Kongresu domagającej się międzynarodowego śledztwa w sprawie katastrofy. Przypuszczam, że byłem jednym z wielu, którzy podziękowali P.Kingowi i wsparli jego działania w tej sprawie. Do niniejszej wypowiedzi dołączam tekst mojego listu, który wystosowałem elektronicznie do Petera Kinga i kopię jego odpowiedzi, którą otrzymałem w dniu następnym.

Prawdopodobnie ta odpowiedź jest standartowa, ale i tak przytaczam ją, by podkreślić wielką różnicę z sytuacją w Polsce, gdzie parlamentarzyści praktycznie nigdy nie odpowiadają na maile, a nawet na poważne listy przekazywane zwykłą pocztą. Podaję mój list do publicznej wiadomości, aby zachęcić Polaków z USA do wspierania tak życzliwych dla Polski i prawdy polityków, jak Peter King. Jest to zresztą częściowe wypełnienie zawartych w liście moich obietnic wobec adresata.

http://www.polskie-wici.pl/teraz-mamy-juz-prawdziwa-wojne

piątek, 30 lipca 2010

GUS i MinFin PO prezent prodakszyn


W poprzednim wpisie nadmieniłem o łojeniu frajerów przez urzędy skarbowe. Jak to się odbywa…
Przyjeżdża sobie repatriant z USA, który mieszkał tam przez ostatnie 5 lat i zarabiał przeciętne $17/h. Pierwszą rzecz jaką potrzebuje jest mieszkanie. Takie mieszkanie nabywa przy czym opłaca u notariusza podatek od czynności cywilnoprawnych. Zestawienie zakupów jak co miesiąc wędruje od notariuszy do urzędów skarbowych, gdzie praktykantki wklepują numerki NIP do komputera i sprawdzają czy nabywca zadeklarował odpowiednio wysokie dochody. Oczywiście natychmiast podnosi się czerwona flaga – nabywca nie składał deklaracji. Ojej, trzeba wyjaśnić to nieporozumienie ! Wysyła się krótkie wezwanko do stawienia się we właściwym urzędzie skarbowym.
Tam repatriant wchodzi z duszą na ramieniu i oddycha z ulgą, gdy słyszy że chodzi o wykazanie dochodów. Ależ płaciło się podatki, w USA, oczywiście i naturalnie ! Tu są formularze !
Przeprowadźmy teraz rozumowanie tokiem urzędowym.
Weźmy rok 2009. $17/h daje $35360, od czego podatnik zapłacił $3160 podatku federalnego i $1000 podatku stanowego.
Polski urząd stosuje metodę proporcjonalnego odliczania. Oznacza to, że naliczy podatek według polskich stawek i odejmie podatek zapłacony obcemu fiskusowi. Dla tego przykładu mamy 109616 zł dochodu, z czego podatek wynosi 22547 zł. Od tego odejmuje się podatek zapłacony tam, czyli 12896 zł. Do zapłaty 9678 zł.
I tak razy 5 ostatnich lat, do tego kary i odsetki, czyli jakieś 70 000 zł.
Bywa też tak, że Polacy pracują ‘za kesz’ i nie składają żadnych deklaracji. Wtedy stosuje się przepisy o nieujawnionym dochodzie, za które płaci się 75% ujawnionego dochodu. Kupując mieszkanie za 200 000 zł podatek wyniesie więc 150 000 zł. Mieszkanie sprzedawane jest przez komornika, ale rzadko kiedy osiągnie cenę zakupu z której trzeba jeszcze opłacić koszty egzekucyjne. Może być i tak, że nawet po upłynnieniu nieruchomości podatnik będzie musiał nawet dopłacić pewną kwotę.
Mieszkanko zajmuje się bardzo szybko i prosto. Nie ma żadnego tłumaczenia. Jak dobrze pójdzie, to frajer nawet nie zdąży się wprowadzić. Ale hej, można przecież wyjechać na następne 5 lat za granicę.


Henry Ford zauważył kiedyś, że trzeba płacić robotnikowi godnie, ponieważ wyższa siła nabywcza społeczeństwa napędza biznes. Stąd dziś dość powszechnie uważa się, że popyt wewnętrzny stanowi o rozwoju gospodarczym kraju.
Ciekawe wnioski płyną z rozmów z Polakami i z czytelnictwa prasy wydawanej w Polsce. Wydaje się, że młodzież jest bardzo realistycznie nastawiona do rzeczywistości. Większość osób z jakimi rozmawiałem oblicza swoje oczekiwania płacowe (x) w następujący sposób:
x = (koszt wynajęcia pokoju) + (koszt wyżywienia) + (koszt biletu miesięcznego)
w przypadku młodego małżeństwa jest to zupełnie inne wyliczenie:
x’ = (koszt wynajęcia kawalerki) + (koszt wyżywienia 2 osób) + (koszt 2 biletów miesięcznych)
Mało kto zakłada takie ekstrawagancje jak posiadanie dziecka, fundusz wakacyjny, samochód czy oszczędzanie na emeryturę. Przypuszczam, że jakiekolwiek urodzenia należy tłumaczyć wyłącznie nieskuteczną antykoncepcją lub jej brakiem (rodziny patologiczne, rodziny talibo-katolickie).
Jest to ciekawe, biorąc pod uwagę wysoki poziom popytu wewnętrznego, który rzekomo zauważa GUS. Sądzę, że wytłumaczeniem dużej ilości nowych mieszkań i nowych samochodów są ludzie pracujący za granicą, szara/czarna strefa oraz ludzie wkręceni w którąś z legalnych mafii (np. notariusze, adwokaci, dzieci ordynatorów po specjalizacjach ograniczonych ilościowo, rodziny urzędników biorących łapówki itp).
O realiach panujących na rynku pracy niech świadczą artykuły tego typu. Dzięki recesji, atmosferze krwiożerczego 19wiecznego kapitalizmu oraz zbójeckim składkom ZUS na emerytowanych oficerów UB zabijających niegdyś AKowców, zatrudnienia na etat między Odrą a Bugiem nie prowadzi się. Środkowy palec w górę droga młodzieży.
Z rozmów z Polakami oceniam przeciętne wynagrodzenie netto w granicach 1500 – 2500 zł, w zależności od wielkości obozu pracy niewolniczej miasta. To są stawki głodowe. Oto przykład takiej oferty pracy – wyższe wykształcenie, język, doświadczenie no i stawka 1000 zł netto. Prawdopodobnie gdyby chcieć utrzymać niewolnika, koszt zakwaterowania i wyżywienia zupą z brukwi byłby wyższy. To są powody, dla których niewolnictwo zostało zakazane – było niewygodne (mała możliwość doboru kadr) i drogie.
W USA płaca minimalna wynosi $7,25/h czyli około 4000 zł netto miesięcznie. Biorąc pod uwagę podobny koszt utrzymania (zakładając przeniesienie skromnego życia w Polsce na warunki amerykańskie) jest to minimalne wynagrodzenie pozwalające na godne życie. Pracownicy w Polsce powinni zarabiać 4000 lub więcej, żeby stopa życia zbliżała się do poziomu świata rozwiniętego. Co ciekawe, przy takich samych cenach w McDonaldzie kelnerka tam zarabia $7,25 a w Polsce 1 miskę ryżu i 1 kopa w dupę/h – i jakoś McDolandy dają radę przetrwać i oferować doskonałej jakości potrawy za zbliżoną, przystępną cenę.
Jako, że zwykle zadaję się z liberałami (czasem z libertynkami), zarzut jaki zwykle słyszę brzmi – ‘niech się spakują i wyjadą jak ty’. Niestety, to nie takie proste. Doskonale obrazuje to przykład pewnej znajomej projektantki mody, bezrobotnej od roku. Jak to ona określiła, woli umrzeć niż wyjechać. Strach przed głęboką wodą Irlandii jest tak duży, że całkowicie odbiera możliwość wyjazdu. Lepiej zdechnąć z głodu w ojczyźnie lub samemu odebrać sobie życie niż wsiąść do samolotu.
Nie bez znaczenia jest również fakt, że złoty okres emigracji (2004-2007) jest już odległą przeszłością. Gospodarki, które gwałtownie potrzebowały emigrantów jako pracowników nie mają pomysłu co zrobić z własnymi bezrobotnymi obywatelami.
Czasem zgubne bywają nadmierne roszczenia względem życia. Są ludzie, którzy nie chcą na obczyźnie kariery sprzątaczki ani hydraulika lecz roją o rozwijaniu się we własnym kraju. Na obudzenie repatriantów czekają już realia opisane w linkowanym artykule oraz urzędy skarbowe gotowe do naliczania podatku za pracę za granicą. Ale to łojeniu frajera przez fiskusa w kolejnym odcinku.
+++++++++++
http://slomski.us/