o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

sobota, 27 kwietnia 2013

O Wierszynie - na 100 lat kościoła w Sybirze

Szaleńcza i hardcorowa wyprawa w sama raz na Rok Wiary. Pojedziemy w intencji Polski na 100-lecie istnienia kościoła w Wierszynie, 100 km od Irkucka (o wiosce Wierszyna możesz przeczytać tutaj (kliknij), gdzie mieszkają Polacy, osiedleńcy z początku XX w. i pracuje polski Misjonarz Oblat o. Karol Lipiński OMI. Więcej o tej misji przeczytasz tutaj (kliknij)...
 Kościółek odzyskano w 1990 r. – bardzo szybko jak na warunki rosyjskie. Przetrwał, bo dobudowano przed nim budynek klubu kołchoźnika, a całość obito deskami. Z drogi nie było widać, że za klubem jest niewielka świątynia
Jakub Szymczuk
Kościółek odzyskano w 1990 r. – bardzo szybko jak na warunki rosyjskie. Przetrwał, bo dobudowano przed nim budynek klubu kołchoźnika, a całość obito deskami. Z drogi nie było widać, że za klubem jest niewielka świątynia...
 img6
SYBERIA POLSKĄ PISANA – wieś  WIERSZYNA

Jerzy Bogusław Nowak


SYBERIA - MIEJSCE
  • polskiej kaźni i martyrologii,
  • kibitek pełnych zesłańców,
  • niemego krzyku Kołymy i Magadanu,
  • poplątanych polskich losów
  • SYBERIA – TO TEŻ
  • rzek ku oceanom wędrówka nieskończona,
  •  gór ogromnych labirynt nieznany,
  • jezior szmaragdowych tajemna głębia,
  • tajgi pieśń odwieczna,
  • ludzi wspaniałych obfitość.

23.jpg (8.67 Kb)Nasz pojazd rytmicznie podskakuje na nierównościach drogi. Już dawno pożegnaliśmy asfalt. Dziury i kurz nikogo już nie dziwią. Mijamy kolejne syberyjskie wioski ogarnięte popołudniową drzemką; zdają się nas nie zauważać. Błogi stan letargu i nam się udziela. Nie na długo. Okrzyk - to tutaj - stawia nas na nogi. Przed nami tablica z napisem - Wierszyna. A jednak. Wzrok sięga po horyzont. Wokół wysokie wzgórza porośnięte tajgą. A w środku kilka tysięcy kilometrów od kraju, polska wieś – Wierszyna. Pełna polskiej gwary, malw, żonkili, zagonów dorodnej kapusty, ziemniaków, marchwi, pietruszki, szczypiorku i „zachłannie” pnącego się ku słońcu grochu. Łąki niczym panny na wydaniu, w kaczeńce przystrojone, wsłuchane w muzykę płynącej przez nie Idy. Wolno pasące się konie. Krowy zajęte skubaniem trawy. Beztrosko bawiąca się gromada umorusanych dzieciaków. Po chwili pilotowani przez naszą przewodniczkę Sabinę, na co dzień mieszkającą w Irkutsku, zatrzymujemy się przed domem jej mamy Franciszki Janaszek - seniorki rodu. Piękną polszczyzną, zdobną w gwarowe perełki archaizmów wita nas serdecznie i zaprasza do domu. W oczekiwaniu na poczęstunek spacerujemy ogrodowymi ścieżkami wśród grządek i rabatów. Zapach maciejki z koprem pomieszany, niczym orientalne kadzidło odurza nas polskością. Pierogi ruskie, ziemniaki z cebulą masłem okraszone, śmietana nożem krojona, domowy chleb oraz konfitury wraz z herbatą rodem z tajgi; a także inne specjały dopełniają miary zachwytu. Toż to Polska, jakiej już nie znamy.
Syci wrażeń i wszelakich smakołyków, udajemy się na położony pod lasem cmentarz; pełen polskich nazwisk. A wśród nich nazwiska tych, którzy przybyli tu pierwsi w 1910 r. w poszukiwaniu chleba. Zamyślony wracam wolno przez wioskę. Chaty zdobne w biel, zieleń i błękit mamią niecodziennymi kształtami okiennic. Wraz z ciekawskimi malwami za pięknych płotów przyglądają się drodze. Głośno defilujące stado gęsi obudziło śpiącą na ławeczce przed domem staruszkę. Przejechała dwukółka ciągniona przez karego konia. Wraz z opadającym kurzem wrócił spokój. W misternie utkanej pajęczej ikebanie przeglądało się słońce. Czuć było puls nagrzanego powietrza. Spokój udzielił się także dostojnym sylwetkom podwórkowych żurawi. Zastygłszy w bezruchu nad studniami zdawały się niczego nie zauważać.
22.jpg (13.92 Kb)Idę wolno rozkoszując się wszechobecnym pięknem. Nigdzie mi nie spieszno. Do ogniska, na które zaprosiliśmy mieszkańców wioski jeszcze dużo czasu. Z głębokiej zadumy wyrywa mnie głos zsiadającej z roweru kobiety. Co u was słychać? Niemal literacką polszczyzną, jakby nie tylko na Syberii wyuczoną zagaduje ona napotkaną koleżankę. Przyglądam się z zaciekawieniem obydwu paniom. Po chwili namysłu powiadam. Dzień dobry. Nazywam się Jerzy Bogusław Nowak. Jestem podróżnikiem i pilotem polskiej grupy z Krakowskich Kresów. Myślę, że jest Pani znaną mi z opowiadań Ludmiłą Wieżentas z domu Figurą, nauczycielką języka polskiego w Wierszynie. Wiem także, że skończyła Pani niedawno studia polonistyczne w Polsce na Uniwersytecie Gdańskim. Na Syberii nieustannie spotykam wielu wspaniałych ludzi. Jednak o rozmowie z Panią marzyłem od dawna. Jeśli są na świecie siłaczki, to Pani pewnie jest jedną z nich. Czy jestem siłaczką, tego nie wiem; ale reszta się zgadza. Tak, to ja. Moi pradziadkowie Jan i Cecylia Figurowie przyjechali tutaj w 1910 r. z podkrakowskiej wsi Czubrowice. Mój dziadek miał wówczas 1 rok. Osiedlili się tu wraz z innymi Polakami, którzy przyjechali tu z Zagłębia Dąbrowskiego. Początki nie były łatwe. Pierwszą zimę spędzili w ziemiankach. Karczowali tajgę, budowali domy. Walczyli z mrozem i komarami. Wkrótce wybudowali kościół i szkołę, w której początkowo nauczano języka polskiego. Wszystko zmieniło się po r. Rewolucji Październikowej, której skutki dotarły tu nieco później. Zlikwidowano prywatne gospodarstwa, młyny wodne i tartaki. Zapędzono wszystkich do kołchozów. Wiele rodzin wróciło wówczas do Polski. Kto nie miał pieniędzy na podróż lub nie miał do czego wracać pozostał na Syberii. Następne nieszczęście czekało mieszkańców Wierszyny w 1937 r. NKWD aresztowało 29 mężczyzn i 1 kobietę, w tym mojego dziadka Jana Figurę. Żaden z aresztowanych nigdy już nie wrócił do domu. Oskarżono ich o udział w spisku przeciwko władzy komunistycznej.
Lata II wojny były także ciężkim doświadczeniem dla wierszynian. Niektórzy z nich zginęli. Potem było różnie.
Dopiero „pierestrojka” przyniosła korzystne zmiany. Ale czy ja pana nie zatrzymuję. Skądże. Mogę Panią słuchać bez końca. Choć nie ukrywam, że mam obowiązki wobec grupy. A ponadto jestem odpowiedzialny za przygotowanie ogniska, na które Panią w imieniu grupy serdecznie zapraszam. Będzie okazja dokończyć naszą rozmowę. Dziękuję. Na pewno przyjdę. Czas oczekiwania na spotkanie z Ludmiłą i mieszkańcami Wierszyny upłynął na przygotowaniu ogniska. Wielce pomocny jak zawsze był Kuba, a Wanda ozdobiła głowy uczestników ogniska pięknymi opaskami. Ona to w imieniu Zespołu Szkół Ekonomicznych Nr 1 w Krakowie przekazała na ręce Ludmiły jako prezesa Polskiego Stowarzyszenia Kulturalnego „Wisła” w Wierszynie kwotę 100 $ dla dzieci polskich. A gdy języki ognia zaczęły strzelać prosto ku niebu, zaczęły się opowieści i wspomnienia. Prym wiedli najstarsi. Opowiadali o początkach, czasach dobrych i złych. Ludmiła skupiła się na przyszłości. Mówiła, że przydałyby się stroje dla dziecięcego zespołu ludowego, który prowadzi i Dom Polski; w którym można by przyjmować gości. Na niebie trwał gwiezdny festiwal. Noc była piękna i jasna. W płomieniach ogniska widać było uśmiechnięte twarze. Temperaturę nocnych rozmów wspomagała nie tylko herbata. Na nocleg do gościnnych polskich domów udaliśmy się według rozpiski Pani Franciszki Janaszkowej. Nazajutrz z niemałym trudem udaje się nam rozstać z gościnnymi gospodarzami. Uściskom i pożegnaniom nie ma końca. Na odjezdnym zwiedzamy wierszyński kościółek. Ludmiła opowiada nam o historii kościoła i wioski. Żegnając się obiecuje Ludmile napisać o Wierszynie. W tym miejscu nachodzi mnie refleksja, że powinienem także napisać o wielu równie wspaniałych Polakach na Syberii. Jak choćby o ojcu Ignacym Pawlusie, Luizie Skrockiej, Nataszy Rozumnej, Marii Iwanownej, Franciszce Janaszkowej i jej córce Sabinie Biron z rodzinami. Ale o nich może innym razem.

piątek, 26 kwietnia 2013

Lewizna, w neoprawie, w neoprl

..

..
..
APPENDIX.

Imperium kontratakuje - UKŁAD w natarciu

O ile do wczoraj wydawało mi się, że propaganda III RP totalnie się pogubiła i strzela sobie regularnie w stopę, to dziś po ogłoszeniu "wyroku" w sprawie Sawickiej ręce mi opadły.
Czy można uniewinnić kobietę, która nie tylko jawnie domaga się stu tysięcy złotych łapówki w dwóch ratach i bez mrugnięcia okiem ją przyjmuje, nie tylko ma pełną świadomość tego, że to co robi jest przestępstwem, ale jest do tego stopnia bezczelna, że poleca się na przyszłość obiecując kręcenie prawdziwych wałków na prywatyzacji służby zdrowia?
Okazuje się że można.
Została przełamana kolejna niebezpieczna bariera. Już nie tylko można, jak Igor Tuleya, pod wpływem porażającej siły dowodów skazać osobę ewidentnie winną, a następnie serią medialnych "uzasadnień wyroków" zrobić z niej biedną ofiarę "strasznych" ludzi, którzy wykonując uczciwie swoje obowiązki ochrony obywateli przed przestępcami doczekali się porównania ze stalinowskimi zbrodniarzami, ale można taką osobę zupełnie uniewinnić ze względu na "nielegalne techniki CBA".
Jak "sędzia" Paweł Rysiński spojrzy w twarz dziesiątkom przedsiębiorców, którzy stracili dorobek całego życia tylko dlatego, że konkurencja ich ograła łapówką? Jak spojrzy? Tak jak filmowy "prokurator" Kostrzewa swoim ofiarom - umieszczając ich wśród swoich trofeów myśliwskich.
Ale prikaz to prikaz. Więc sumienie (jeśli jeszcze takowe "sędzia" posiada) można zagłuszyć literą prawa i... jak Tuleya zostać celebrytą lub zaliczyć awans.
Obserwując w Internecie całe dzisiejsze poruszenie: najpierw wokół przyznania "matkom pierwszego kwartału" tego, co im się należało jak przysłowiowemu psu zupa, następnie wokół błyskawicznego "procesu" i wreszcie "wyroku" w sprawie Sawickiej trudno nie odnieść wrażenia, że to wszystko jest odegranym na szybko przedstawieniem, które ma być zaplanowanym "golem do szatni" -  psychicznym uderzeniem przed przerwą meczu. Przecież przed nami "długi weekend" - wyborcy nie mogą na niego pojechać ze świadomością przegranych przez PO wyborów w Rybniku, porażających spadków w sondażach, nieudolnej próby odgrzewania tematu "Trybunału Stanu" dla Kaczyńskiego i Ziobry oraz żałośnie desperackiej próby odwrócenia tematyki filmu "Układ zamknięty" przez Waldemara Kuczyńskiego na łamach Wirtualnej Polski. Więc Donald Tusk wykorzystując domagające się swoich praw mamusie (to zagranie akurat popieram) strzela PiS-owi bramkę kontaktową, a "sędzia" Paweł Rysiński doprowadza do wyrównania. Co gorsza teraz piłka jest po ich stronie, bo na 100% zaczną się podobne cyrki jak medialne "uzasadnienia wyroku" w wykonaniu "sędziego" Igora Tuleyi, tylko na większą skalę.
Gdy uwzględnimy dyspozycyjność pewnego "prezesa sądu" z Gdańska, wówczas nasze wrażenie zmienia się w przekonanie graniczące z pewnością, że ani miejsce, ani czas, ani nawet sam wyrok nie były przypadkowe i to wszystko było jednym wielkim ukartowanym przedstawieniem.
A co w tej sprawie od początku nie jest przedstawieniem? Łzy i omdlenie zasmarkanej Sawickiej? Teatr w marnym wykonaniu!
Zresztą druga strona sama się o to prosiła. Jak się powiedziało "A", to należało powiedzieć "B". Jak się sprawę Sawickiej wyciągnęło przed wyborami 2007 roku, to należało powiedzieć wprost, że w tych wyborach mamy wybór pomiędzy tymi, co są oskarżani o nadużywanie służb specjalnych, a tymi, przed którymi te służby muszą nas chronić. Komuś zabrakło jaj, aby spytać wprost:
"jaki zawód wykonuje pani Sawicka, skoro twierdzi, że zażądała od agenta 100 tysięcy dlatego, że próbował ją uwieść jest posłanką czy ...?"
W 2007 roku przegrano wybory. Układ odzyskał władzę. W 2010 uzyskał władze absolutną. I mamy to, co mamy.
Czy Polacy nabiorą się na medialny cyrk z Sawicką? Skoro tak łatwo kupili latający cyrk Igora Tuleyi to i ten kupią. Nieważne, że to jest ta sama sztuczka powtórzona drugi raz! Skoro udało się nabrać internautów na dwie identyczne "niepowtarzalne" debaty w sprawie cenzury Internetu 5 lutego 2010 roku i w sprawie ACTA 6 lutego 2012, to dlaczego teraz ma się nie udać? Nawiasem mówiąc trzeba mieć tupet, aby nabierając ludzi na ten sam chwyt zrobić to niemal dokładnie w rocznicę poprzedniego przekrętu.
"Nową przypowieść Polak sobie kupi, że i przed szkodą i po szkodzie głupi".
Teraz zdecydowanie trudniej będzie wygrać wybory w Elblągu.
Wybory w Rybniku pokazały ile jest warta Platforma bez ogromnej machiny propagandowej.
Dzisiejszy dzień pokazał za pomocą jakich środków Platforma wygrywa wybory i utrzymuje poparcie przez dwie kadencje.
Tylko co nam pozostało? Ludziom, którzy chcieliby normalnie żyć, uczciwie pracować, prowadzić swoje interesy bez dawania łapówek i obawy, że któregoś dnia nasze życie zmieni się w koszmar, bo jakiś łapownik nas ubiegnie lub jakiś "sędzia", "prokurator" lub "naczelnik urzędu skarbowego" zechce przeją naszą firmę?
Pozostaje nam to, co pozytywnym bohaterom filmu "Układ zamknięty" - wyjechać z tego kraju.
-----
Post Scriptum
Wyrazy typu "sąd", "sędzia", "wyrok", "prokurator", "naczelnik urzędu skarbowego" celowo pisałem w cudzysłowach i z małej litery, bo w obecnym kształcie - dokładnie przedstawionym w filmie "Układ zamknięty" - to "państwo" jest parodią państwa, jego "instytucje" i "organy" są karykaturą instytucji i organów państwowych, a najgorzej jest z "wymiarem sprawiedliwości", który jest zaprzeczeniem swojej nazwy.
<iframe width="640" height="360" src="http://www.youtube.com/embed/7Z6MKZkHF8s?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>