WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
sobota, 27 kwietnia 2013
O Wierszynie - na 100 lat kościoła w Sybirze
Szaleńcza i hardcorowa wyprawa w sama raz na Rok Wiary. Pojedziemy w intencji Polski na 100-lecie istnienia kościoła w Wierszynie, 100 km od Irkucka (o wiosce Wierszyna możesz przeczytać tutaj (kliknij), gdzie mieszkają Polacy, osiedleńcy z początku XX w. i pracuje polski Misjonarz Oblat o. Karol Lipiński OMI. Więcej o tej misji przeczytasz tutaj (kliknij)...


Jerzy Bogusław Nowak
Nasz pojazd rytmicznie podskakuje na nierównościach drogi. Już dawno pożegnaliśmy asfalt. Dziury i kurz nikogo już nie dziwią. Mijamy kolejne syberyjskie wioski ogarnięte popołudniową drzemką; zdają się nas nie zauważać. Błogi stan letargu i nam się udziela. Nie na długo. Okrzyk - to tutaj - stawia nas na nogi. Przed nami tablica z napisem - Wierszyna. A jednak. Wzrok sięga po horyzont. Wokół wysokie wzgórza porośnięte tajgą. A w środku kilka tysięcy kilometrów od kraju, polska wieś – Wierszyna. Pełna polskiej gwary, malw, żonkili, zagonów dorodnej kapusty, ziemniaków, marchwi, pietruszki, szczypiorku i „zachłannie” pnącego się ku słońcu grochu. Łąki niczym panny na wydaniu, w kaczeńce przystrojone, wsłuchane w muzykę płynącej przez nie Idy. Wolno pasące się konie. Krowy zajęte skubaniem trawy. Beztrosko bawiąca się gromada umorusanych dzieciaków. Po chwili pilotowani przez naszą przewodniczkę Sabinę, na co dzień mieszkającą w Irkutsku, zatrzymujemy się przed domem jej mamy Franciszki Janaszek - seniorki rodu. Piękną polszczyzną, zdobną w gwarowe perełki archaizmów wita nas serdecznie i zaprasza do domu. W oczekiwaniu na poczęstunek spacerujemy ogrodowymi ścieżkami wśród grządek i rabatów. Zapach maciejki z koprem pomieszany, niczym orientalne kadzidło odurza nas polskością. Pierogi ruskie, ziemniaki z cebulą masłem okraszone, śmietana nożem krojona, domowy chleb oraz konfitury wraz z herbatą rodem z tajgi; a także inne specjały dopełniają miary zachwytu. Toż to Polska, jakiej już nie znamy.
Idę wolno rozkoszując się wszechobecnym pięknem. Nigdzie mi nie spieszno. Do ogniska, na które zaprosiliśmy mieszkańców wioski jeszcze dużo czasu. Z głębokiej zadumy wyrywa mnie głos zsiadającej z roweru kobiety. Co u was słychać? Niemal literacką polszczyzną, jakby nie tylko na Syberii wyuczoną zagaduje ona napotkaną koleżankę. Przyglądam się z zaciekawieniem obydwu paniom. Po chwili namysłu powiadam. Dzień dobry. Nazywam się Jerzy Bogusław Nowak. Jestem podróżnikiem i pilotem polskiej grupy z Krakowskich Kresów. Myślę, że jest Pani znaną mi z opowiadań Ludmiłą Wieżentas z domu Figurą, nauczycielką języka polskiego w Wierszynie. Wiem także, że skończyła Pani niedawno studia polonistyczne w Polsce na Uniwersytecie Gdańskim. Na Syberii nieustannie spotykam wielu wspaniałych ludzi. Jednak o rozmowie z Panią marzyłem od dawna. Jeśli są na świecie siłaczki, to Pani pewnie jest jedną z nich. Czy jestem siłaczką, tego nie wiem; ale reszta się zgadza. Tak, to ja. Moi pradziadkowie Jan i Cecylia Figurowie przyjechali tutaj w 1910 r. z podkrakowskiej wsi Czubrowice. Mój dziadek miał wówczas 1 rok. Osiedlili się tu wraz z innymi Polakami, którzy przyjechali tu z Zagłębia Dąbrowskiego. Początki nie były łatwe. Pierwszą zimę spędzili w ziemiankach. Karczowali tajgę, budowali domy. Walczyli z mrozem i komarami. Wkrótce wybudowali kościół i szkołę, w której początkowo nauczano języka polskiego. Wszystko zmieniło się po r. Rewolucji Październikowej, której skutki dotarły tu nieco później. Zlikwidowano prywatne gospodarstwa, młyny wodne i tartaki. Zapędzono wszystkich do kołchozów. Wiele rodzin wróciło wówczas do Polski. Kto nie miał pieniędzy na podróż lub nie miał do czego wracać pozostał na Syberii. Następne nieszczęście czekało mieszkańców Wierszyny w 1937 r. NKWD aresztowało 29 mężczyzn i 1 kobietę, w tym mojego dziadka Jana Figurę. Żaden z aresztowanych nigdy już nie wrócił do domu. Oskarżono ich o udział w spisku przeciwko władzy komunistycznej.
Jakub Szymczuk
Kościółek odzyskano w 1990 r. – bardzo szybko jak na warunki rosyjskie. Przetrwał, bo dobudowano przed nim budynek klubu kołchoźnika, a całość obito deskami. Z drogi nie było widać, że za klubem jest niewielka świątynia...
SYBERIA POLSKĄ PISANA – wieś WIERSZYNA
Jerzy Bogusław Nowak
SYBERIA - MIEJSCE
- polskiej kaźni i martyrologii,
- kibitek pełnych zesłańców,
- niemego krzyku Kołymy i Magadanu,
- poplątanych polskich losów
- SYBERIA – TO TEŻ
- rzek ku oceanom wędrówka nieskończona,
- gór ogromnych labirynt nieznany,
- jezior szmaragdowych tajemna głębia,
- tajgi pieśń odwieczna,
- ludzi wspaniałych obfitość.
Syci wrażeń i wszelakich smakołyków, udajemy się na położony pod lasem cmentarz; pełen polskich nazwisk. A wśród nich nazwiska tych, którzy przybyli tu pierwsi w 1910 r. w poszukiwaniu chleba. Zamyślony wracam wolno przez wioskę. Chaty zdobne w biel, zieleń i błękit mamią niecodziennymi kształtami okiennic. Wraz z ciekawskimi malwami za pięknych płotów przyglądają się drodze. Głośno defilujące stado gęsi obudziło śpiącą na ławeczce przed domem staruszkę. Przejechała dwukółka ciągniona przez karego konia. Wraz z opadającym kurzem wrócił spokój. W misternie utkanej pajęczej ikebanie przeglądało się słońce. Czuć było puls nagrzanego powietrza. Spokój udzielił się także dostojnym sylwetkom podwórkowych żurawi. Zastygłszy w bezruchu nad studniami zdawały się niczego nie zauważać.
Lata II wojny były także ciężkim doświadczeniem dla wierszynian. Niektórzy z nich zginęli. Potem było różnie.
Dopiero „pierestrojka” przyniosła korzystne zmiany. Ale czy ja pana nie zatrzymuję. Skądże. Mogę Panią słuchać bez końca. Choć nie ukrywam, że mam obowiązki wobec grupy. A ponadto jestem odpowiedzialny za przygotowanie ogniska, na które Panią w imieniu grupy serdecznie zapraszam. Będzie okazja dokończyć naszą rozmowę. Dziękuję. Na pewno przyjdę. Czas oczekiwania na spotkanie z Ludmiłą i mieszkańcami Wierszyny upłynął na przygotowaniu ogniska. Wielce pomocny jak zawsze był Kuba, a Wanda ozdobiła głowy uczestników ogniska pięknymi opaskami. Ona to w imieniu Zespołu Szkół Ekonomicznych Nr 1 w Krakowie przekazała na ręce Ludmiły jako prezesa Polskiego Stowarzyszenia Kulturalnego „Wisła” w Wierszynie kwotę 100 $ dla dzieci polskich. A gdy języki ognia zaczęły strzelać prosto ku niebu, zaczęły się opowieści i wspomnienia. Prym wiedli najstarsi. Opowiadali o początkach, czasach dobrych i złych. Ludmiła skupiła się na przyszłości. Mówiła, że przydałyby się stroje dla dziecięcego zespołu ludowego, który prowadzi i Dom Polski; w którym można by przyjmować gości. Na niebie trwał gwiezdny festiwal. Noc była piękna i jasna. W płomieniach ogniska widać było uśmiechnięte twarze. Temperaturę nocnych rozmów wspomagała nie tylko herbata. Na nocleg do gościnnych polskich domów udaliśmy się według rozpiski Pani Franciszki Janaszkowej. Nazajutrz z niemałym trudem udaje się nam rozstać z gościnnymi gospodarzami. Uściskom i pożegnaniom nie ma końca. Na odjezdnym zwiedzamy wierszyński kościółek. Ludmiła opowiada nam o historii kościoła i wioski. Żegnając się obiecuje Ludmile napisać o Wierszynie. W tym miejscu nachodzi mnie refleksja, że powinienem także napisać o wielu równie wspaniałych Polakach na Syberii. Jak choćby o ojcu Ignacym Pawlusie, Luizie Skrockiej, Nataszy Rozumnej, Marii Iwanownej, Franciszce Janaszkowej i jej córce Sabinie Biron z rodzinami. Ale o nich może innym razem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz