wtorek, 29 czerwca 2010
Prawda g ł ó w n a
20.04.2010.
[w niedziele pogrzebu Pary Prezydenckiej na Wawelu, na Jasną Górę przyjechała pielgrzymka piętnastu tysięcy motocyklistów.{jak okazało się później: ponad 25 tys. motocykli i 40 tys. osób}. Oto kazanie do nich /md]
Ks. Stanisław Małkowski Częstochowa, niedziela 18-04-2010
Homilia wygłoszona w III Niedzielę Wielkanocną na Jasnej Górze w czasie VII pielgrzymki motocyklistów
Jezus Chrystus z miłością przyjmuje trzykrotne wyznanie miłości św. Piotra, który wynagradza trzykrotne zaparcie się Mistrza i Pana.
Jesteśmy świadkami miłości Jezusa i św. Piotra, miłości Boga i ludu Bożego. Wezwani do miłości odpowiadamy miłością na miłość. Być kochanym nie wystarczy, żeby żyć wiecznie - trzeba kochać.
Przybywamy jako pielgrzymi do Matki Bożej Jasnogórskiej - naszej Matki Płaczącej, Bolesnej Królowej Polski ponownie zranionej w Jej dzieciach.
Przynosimy Matce nasz ból, naszą modlitwę, nasze łzy. Prosimy: Matko dopomóż, Matko pociesz, Matko ukaż drogę nadziei, Matko ratuj nas w kolejnym dziejowym nieszczęściu, które jako cios w głowę Najjaśniejszej Rzeczpospolitej i uderzenie w serce Polski dotknęło nasz Naród.
Ukazujesz nam, Matko, Twoje niepokalane Serce przebite mieczem boleści, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu, ukazujesz nam Twoją poranioną twarz. I mówisz: słuchajcie Mojego Syna, bo w Nim i tylko w Nim jest wasze ocalenie, czyńcie to, co On wam każe czynić. Słuchamy słowa Bożego w dzisiejszej liturgii słowa. Słyszymy: „trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi”.
Kazanie do tych słów miał wygłosić w Katyniu 10-go kwietnia ksiądz biskup generał Tadeusz Płoski: „jeżeli mamy bardziej słuchać Boga, to musimy być bardziej wrażliwi na wewnętrzny głos Ducha Świętego wpływającego na nasze motywacje; Bóg ma być autorytetem w kwestii polityki, kultury, prawa, we wszystkich dziedzinach życia; słuchać Boga to przyjąć prawdę; wraz z prawdą otrzymujemy wolność; prawda jest miarą wolności, nie ma wolności bez prawdy”.
Święty Jan na wyspie Patmos słyszy głosy Aniołów, a wśród nich z pewnością głos Anioła, który tysiąc lat później stał się Aniołem Stróżem Polski.
Oto co mówi Anioł - święty Anioł Stróż Królestwa Korony Polskiej: „otworzą się oczy i serca, obudzą się śpiący; niech Imię Jezusa Chrystusa będzie uwielbione w bólu polskiego narodu. Jest śmierć chwalebna sprawiedliwych, która spada na głowy tych, którzy przeciw nim powstali. Pan ujmie się za krwią sprawiedliwego i wyprowadzi z niej zwycięstwo. Zmartwychwstanie Pańskie swoim światłem i mocą objęło to wszystko, co się wydarzyło. Z ofiary sprawiedliwego płynie zmartwychwstanie. Gdy uderzy dzwon, obudzi to co śpiące, w chocholim tańcu uwikłane, i otworzy oczy i serca. Krzyż będzie podwyższony. Golgota Wschodu, Golgota Katynia wydała owoc zwycięstwa. Błogosławieństwo i moc przyjdą od męczennika księdza Jerzego w dniu Jego beatyfikacji. Ufajcie w miłosierdzie Pana Zastępów. Stąd wyjdzie iskra, która rozpromieni świat. Wielkie sprawy przed wami. Ufajcie!”
Gdy pracowałem jako wolontariusz w duszpasterstwie więziennym, poznałem więźnia o ksywie Janek Usypiacz. Jaka była jego przestępcza działalność na wolności? Za co trafił do więzienia? Oto najpierw wyćwiczył się w tzw. pijarze. Następnie szedł na dworzec kolejowy, wsiadał do międzynarodowego pociągu, szedł korytarzem wagonu, zaglądał do przedziałów i wchodził, gdy zobaczył samotnie siedzącego mężczyznę wyglądającego na zamożnego biznesmena. Zaprzyjaźniał się z nim uprawiając politykę miłości. Następnie wyjmował piersiówkę z alkoholem zaprawionym środkiem usypiającym, proponował „przejście na ty” i toast. Gdy klient po wypiciu zasnął, przeprowadzał na nim rabunkową prywatyzację i po przerwie na konsumpcję szukał nowego klienta dla przekształceń własnościowych. Aż noga mu się powinęła.
Dzisiejsi „usypiacze” w Polsce przeprowadzają rabunek na nieporównanie większą skalę. Na razie noga im się nie powinęła. Skutecznie unikają ludzkiej sprawiedliwości. Nie unikną sprawiedliwości Bożej. Odpowiedzą za skrzywdzonych, okradzionych, zabitych.
W Orędziu Rodzin Katyńskich do świata odczytanym 15 lat temu przez ś.p. księdza Zdzisława Peszkowskiego słyszymy słowa: „plan zniszczenia Narodu polskiego zaczęto od likwidacji elity społecznej, aby ścinając głowę, ubezwłasnowolnić kraj; Katyń stał się symbolem polskiej Golgoty Wschodu; dramat Golgoty Wschodu trwa do dzisiaj”. Są to prorocze słowa. Kolejną odsłoną Golgoty Wschodu stało się nieszczęście sprzed tygodnia, katastrofa koło Katynia.
Sługa Boży ksiądz Jerzy Popiełuszko powiedział: „Nasze cierpienia, nasze krzyże możemy ciągle łączyć z Chrystusem, bo proces nad Chrystusem trwa. Trwa proces nad Chrystusem w Jego braciach, bo aktorzy dramatu i procesu Chrystusa żyją nadal. Zmieniły się tylko ich nazwiska i twarze”.
Wzywani jesteśmy dzisiaj do pojednania: pogódźcie się, przestańcie się kłócić. Owszem, są kłótnie ludzi dobrej woli, gdy niepotrzebnie spierają się o drobiazgi, lub kierują się ambicją. Ale jest też konieczny sprzeciw wobec zła i złoczyńców. Zwłaszcza wtedy, gdy złoczyńcy nazywają siebie dobroczyńcami, dobroczyńców szkalują jako złoczyńców. Pięćdziesiąt lat temu jako licealista czytałem broszurę Bertranda Russela: „Dlaczego nie jestem chrześcijaninem?”. Pamiętam dwa „argumenty” tego filozofa miłośnika Stalina: pierwszy argument był ekologiczny: Jezus nie szanował przyrody, przeklął drzewo figowe i ono uschło; drugi argument z dziedziny dobrego wychowania: Jezus obrażał ludzi kulturalnych i wykształconych - uczonych w Piśmie i faryzeuszów.
Pojednanie ma dokonać się w prawdzie. Kłamstwu i obłudzie trzeba powiedzieć: nie. Czy prorocy i męczennicy „kłócili się” lub „denerwowali”, gdy sprzeciwiali się złu? Cudowny połów 153 ryb oznacza tworzenie wspólnoty miłości mocą Jezusa, ale również dzięki zaufaniu i współdziałaniu Jego uczniów. Wspólnota jest zasadniczo różna od wspólnictwa, którego istotą jest interes. W wyniku ludobójczego wspólnictwa dwu socjalistycznych potęg dokonała się Golgota Wschodu i Zachodu. Tworzy się teraz kolejne socjalistyczne wspólnictwo w postaci Związku Socjalistycznych Republik Europejskich i pogańskiego globalizmu.
Prawdy o Katyniu pierwszym i drugim trzeba szukać, o niej mówić, nie milczeć, jej bronić nawet za cenę życia.
Sługa Boży ksiądz Prymas Stefan kardynał Wyszyński powiedział: „mam prawdę czynić w miłości, to jest najtrudniejsze, w miłości mam dochodzić mojej prawdy”. Veritas In caritate i: Caritas In Veritate. Bóg jest miłością i prawdą zarazem. Sprzeczności w Bogu nie ma.
Miłość zwycięska w spotkaniu ze złem jest miłosierdziem.
W wigilię święta Miłosierdzia, w piątą liturgiczną rocznicę odejścia do Domu Ojca Jana Pawła II dokonała się lotnicza katastrofa koło Katynia. Im większe nieszczęście, im większa krzywda, tym większe Boże miłosierdzie. Diabeł ma swoje prezenty dla tych, którzy jemu służą na własną zgubę, czego nie widzą, bo z prezentów do czasu skwapliwie korzystają. Ale Bóg ma większe dary dla nas. Po to jednak, żeby dary Boże przyjąć i ocenić, trzeba się przygotować, nawrócić i otworzyć.
Pragnę teraz dla Polski i świata dwu znaków otwarcia się na dary Bożego miłosierdzia. Pierwszym znakiem będzie upragniona intronizacja Jezusa Chrystusa jako Króla Polski. Drugim znakiem będzie ofiarowanie Rosji Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Panny przez Ojca Świętego w jedności z biskupami Kościoła powszechnego.
Gdy te znaki będą spełnione, otworzy się droga do wiecznej Ojczyzny, ale także droga ku pokojowi w ziemskiej Ojczyźnie, Polsce wolnej, niepodległej, suwerennej, sprawiedliwej, solidarnej, zatroskanej o każdego człowieka od poczęcia po naturalną śmierć i o wspólne dobro tak materialne, jak duchowe. Wobec groźby piątego rozbioru Polski tylko Bóg może nas uratować w tych obu znakach naszego ocalenia. Miłość i prawda idą razem we wspólnocie. Kłamstwo i nienawiść chodzą razem we wspólnictwie.
Aby wolę Bożą w życiu spełnić, potrzeba odwagi i męstwa. „Nie lękajcie się!” mówi Jezus: „jestem z wami, wytrwajcie!”.
Pomocna do wytrwania i zwycięstwa bywa ludzka siła. Gdy widzę polską husarię w niebie (oczami wiary) i tutaj na ziemi, życzę wam, bracia i siostry motocykliści, odwagi, męstwa i siły w budowaniu wspólnoty miłości, cywilizacji miłości i życia.
Z siłą jednak, dobrze o tym wiecie, bywa różnie. Pracuję na cmentarzu w Wólce Węglowej w Warszawie i prowadzę czasem pogrzeby motocyklistów, którzy zginęli wskutek własnej niemądrej brawury. Szkoda młodego życia. Polska powstanie mocą mądrości i wiary, nie mocą straceńczej brawury.
„Powstań Polsko, skrusz kajdany, dziś twój triumf albo zgon”. Gdy „ważą się losy Polski, losy Europy się ważą”, pytamy: „czy Polska będzie? Czy Europa będzie?”, gdyż „bój to z pogaństwem nowożytnym, bój to z szatanem samym”. Słowa te powiedział płomienny kaznodzieja warszawski ksiądz Antoni Szlagowski na pogrzebie księdza Ignacego Skorupki w sierpniu 1920. Maryja i dzisiaj chce zwyciężyć w Polsce. Jezus mówi: ze Mną i moją Matką Polska powstanie by żyć
PS.
W najbliższą sobotę, 19 czerwca 2010r. o godz. 15.00 w Katedrze Opolskiej
Ksiądz profesor Kazimierz Dola
Mszą Świętą Wszechczasów
( czyli w klasycznym rycie rzymskim, zatwierdzonym na soborze w Trydencie)
podziękuje za łaski odebrane przez kapłanów Diecezji w kończącym się
Roku Kapłańskim
śpiewy
Mszę - Ignacego Riemanna
wykonają trzy połączone chóry i zespół Szkoły Muzycznej
Zaprasza
Opolska Grupa Wiernych Tradycji Łacińskiej
Rozmowa z księdzem profesorem
http://www.tvp.pl/opole/religia/puls-kosciola/wideo/6-czerwca-2010-r/1889154
poniedziałek, 28 czerwca 2010
P r a w d a przeciw światu
Gieorgij Gordin
Teraz, gdy ciała Prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego i jego współtowarzyszy spoczywają w ziemi, jest najwyższy czas, aby wymienić tych, którzy zorganizowali rozbicie się samolotu, dobijanie w miejscu upadku samolotu ocalałych Polaków i nieustannie dezinformują światową społeczność co do wyników tak zwanego „śledztwa”. Wiadomo, że „śledztwo” katastrofy przebiega pod kierownictwem tych samych osób, które organizowały rozbicie się samolotu i posłały komandosów do „oczyszczenia terenu” z tych, którzy przeżyli. Wiadomo, jakie będą „wyniki śledztwa” przeprowadzonego przez osoby, których głównym zadaniem jest zatarcie śladów zbrodni. Gdy ci sami zabijają i ci sami prowadzą śledztwo, sprawcy zazwyczaj pozostają niewykryci. Jednakże istnieje światowa społeczność. Potomek jednego z naszych kolegów znajdował się na stanowisku, przez które przechodziła duża ilość pierwotnych informacji z miejsca katastrofy. Wiele szczegółów znamy z pierwszej ręki. Porównanie tekstów rosyjskiej propagandy z materiałami pochodzącymi ze źródeł pierwotnych umożliwia wniesienie poprawek do powszechnie znanych informacji. Niech będzie to naszym wkładem w śledztwo jednej z najbardziej bezczelnych zbrodni XXI wieku.
Poprawka pierwsza
Powszechnie wiadomo, że od pierwszych minut po katastrofie zamiast informacji płynących z lotniska „Północne”, w eter poszła pośpiesznie sklecona dezinformacja kiepskiej jakości. Dezinformowano dokładnie o wszystkim, co się działo naprawdę. O gęstości mgły, o dźwiękach, jakie słyszeli świadkowie. O czterech podejściach do lądowania. O rzekomym rozkazie samego Kaczyńskiego posadzić samolot w Smoleńsku. O tym, że w ten sam sposób omal nie doprowadził do rozbicia samolotu w Gruzji. O zachowaniu różnych służb oraz rzekomej „barierze językowej”. O tym, o czym naprawdę zeznawali miejscowi mieszkańcy, przede wszystkim lotnicy i pracownicy lotniska. O każdy drobiazg.
Mieliśmy możliwość odtworzenia procesu powstawania czekistowskiego kłamstwa w trybie online. Wyraźnie zarysowały się dwie tendencje. Jedna polega na przeinaczaniu wiadomości tak, że dane wyjściowe stają się zupełnie różne od danych wejściowych. Często są wręcz przeciwieństwem informacji, która rzekomo była podstawą ogłoszonych oficjalnych komunikatów.
Zestawienie wiadomości na wejściu i wyjściu w trybie online pozwala na stwierdzenie, że wszystkie materiały bez wyjątku były poddawane przeróbce według jednej konkretnej „odgórnej” wytycznej. Taką przeróbką zajmowali się nie tylko dziennikarze poszczególnych czasopism (choć oni także), ale przede wszystkim oficjalne rosyjskie agencje informacyjne. Wszystkie rosyjskie agencje informacyjne i mass media – „przekaziory” musiały przekonać swoich czytelników, słuchaczy i widzów, że „samolot rozbił się z winy załogi, która nie sprostała swojemu zadaniu w trudnych warunkach pogodowych”.
Drugą tendencję tworzenia czekistowskiego kłamstwa w trybie online można określić następująco: na wejściu całkowity brak jakichkolwiek informacji z miejsca zdarzenia. Natomiast na wyjściu – niewiadomo skąd pojawiają się „wiarygodne wiadomości”, w tym rzekome informacje z ostatniej chwili z miejsca katastrofy. Informacje te oczywiście nie pochodzą z miejsca upadku samolotu. Chyba nie ma potrzeby wyjaśniać, że najczystsze wymysły na wyjściu preparowano według wspomnianej już dyrektywy – „samolot rozbił się z winy załogi, która nie sprostała swojemu zadaniu… itd.”
Z pierwszej poprawki wynika, że wytyczna, według której zabierano się do kłamania po katastrofie, została opracowana jeszcze przed rozbiciem samolotu Lecha Kaczyńskiego. Natomiast zamieszanie i rozbieżności były spowodowane przede wszystkim przesadnym wysiłkiem kremlowskich propagandystów, którzy starali się ze wszystkich sił, by skłamać jak najbardziej wyraziście i przekonująco. W pierwszych minutach zdarzenia nie mogą pojawiać się jasne i jednoznaczne informacje. Dla porównania przypomnijmy sobie przynajmniej jeden przykład, jak zachowują się kremlowskie agencje informacyjne i mass media, gdy nie ma żadnej zawczasu przygotowanej wytycznej:
Gdy zmarł pierwszy prezydent Rosji Borys Jelcyn, wszystkie rosyjskie mass media przez kilka godzin milczały, jakby wepchnęły języki w jedno miejsce. Wszystkie duże zachodnie już dawno ogłosiły tę wiadomość, gdy na Kremlu dopiero opamiętano się i wydano wskazówkę, jak i co ogłaszać. Po katastrofie samolotu Lecha Kaczyńskiego wskazówka „jak i co ogłaszać” pojawiła się od razu. Oznacza to, że były osoby odpowiedzialne, które zawczasu wiedziały, że samolot spadnie.
Poprawka druga
Nasi eksperci obejrzeli wszystkie dostępne materiały wideo i doszli do następującego wniosku. Nawet gdyby straż pożarna w ogóle nie przyjechała i wszystkie te fragmenty samolotu, które żarzyły się w pierwszych minutach filmowania (materiał wideo Andrieja Mienderieja), spłonęły całkowicie, nie mogło być mowy o żadnych „dwudziestu nierozpoznawalnych zwłokach”. Nawet przy tym stromym stopniu kątowym, pod jakim zwalono samolot prezydenta Polski. Nie mówiąc już o tym, że pożar szybko zgaszono (widać to na późniejszych zdjęciach tych samych fragmentów samolotu) oraz że traf chciał, iż większość „nierozpoznawalnych” to wojskowi i ochroniarze prezydenta. Nie da się zwrócić bliskim ciała „ofiary katastrofy lotniczej” z rosyjską kulą w głowie, jak w 1940 roku. Takie zwroty jak „uspokój się!”, „nie zabijajcie nas!”, „patrz mu w oczy!”, „dawaj pistolet!” w języku polskim mogły zostać wypowiedziane tylko przez pasażerów samolotu. Natomiast komenda w języku rosyjskim: „Wszyscy z powrotem, wychodzimy stąd!” mogła być oddana przez dowódcę oddziału specjalnego, który rozstrzeliwał rannych Polaków. O innych momentach w filmie nawet nie ma co mówić. Kto jeszcze wczesną wiosną – 10 kwietnia, rankiem, mógł stać w samej białej koszuli w zimnych smoleńskich lasach, obok samolotu, który przed chwilą runął, oprócz członka załogi? Inne znane i bezpośrednie dowody Katynia 2 każdy zdrowy człowiek może zobaczyć sam…
Swoją drogą, nasz kolega – w przeszłości starszy oficer oddziału specjalnego Ministerstwa Obrony – twierdzi, że po zawaleniu operacji (wideo, które zdążył nagrać Andriej Mienderiej) jej wykonawcy już nie żyją. Tak samo jak i strzelcy drugiego eszelonu – ci, którzy brali udział w likwidacji nieudolnego oddziału specjalnego. Polacy, którzy przeżyli katastrofę, zrozumieli, że komandosi „w czarnych ubraniach” przyszli ich zabić i odstrzeliwali się. To słychać w filmie. Wykonawcy dyspozycji Putina „pracowali” z tłumikami. Ale nagranie wideo z dźwiękiem i widokiem zarówno atakujących jak i ocalałych zdemaskowało wszystkie ich wybiegi. Dlatego jedne „rosyjskie osoby oficjalne” przez dwa tygodnie nie mogą podrobić treści „czarnych skrzynek”, a drugie, zrozumiawszy, że sprawa pali się, puściły do mass mediów balon próbny na temat „kaukaskiego śladu” w rozbiciu się samolotu prezydenta Polski. Ciąg dalszy nastąpi, rosyjskie i polskie „osoby oficjalne” dopiero rozpędzają się. Jednakże nie zdołają już zatrzeć śladów. Z drugiej poprawki dochodzimy do wniosku, że „oficjalne dane” na temat „materiału genetycznego” zamiast ciał 21 Polaków nie są zgodne ze stanem szczątków samolotu. Oznacza to, że zginęli z innej przyczyny. Przyczynę tę wyjaśnia film Andrieja Miendierieja.
Poprawka trzecia
Wszyscy eksperci jednogłośnie przytoczyli paralelę z niedawnego upadku samolotu przy lądowaniu na lotnisku Domodiedowo w Moskwie. Ale warunki tam były zupełnie inne. Załoga samolotu Tu-204 lecącego z Egiptu była na nogach od wczesnego ranka, czyli prawie całą dobę. Po odlocie z Moskwy do Hurghady nastąpiło krótkie spięcie kabla i pojawiło się dymienie. Po przebyciu sporej odległości trzeba było zawracać. Oczywiście nerwy wszystkich były napięte.
Po wymianie instalacji załoga tym samym samolotem, z tymi samymi pasażerami znowu poleciała do Hurghady. Trzeba było namawiać i uspokajać pasażerów, że nie ma więcej żadnego niebezpieczeństwa. Bezpośredni lot do Hurghady trwa, w zależności od typu samolotu, około 5 godzin. Przylecieli do Egiptu. Z uwzględnieniem awaryjnego powrotu i remontu, załoga Tu-204 miała już przepracowane 9 godzin. Norma godzin lotu została wyczerpana. Normalnie należało iść odpocząć. Co robić? Zamawiać hotel i płacić za postój samolotu? Strata tym większa, że planowych pasażerów już wywieziono na lot powrotny. Kompania lotnicza za to nie podziękuje. Zgodzili się więc lecieć z powrotem…
Niedaleko od Moskwy popsuł się sprzęt nawigacyjny. W odróżnieniu od polskiego samolotu panowała głęboka noc, i 21-22 marca nad całą Moskwą stała gęsta mgła. Lądowanie według przyrządów „koszących” nie udało się, załoga zmęczona i rozdrażniona, a tu jeszcze radiowy wysokościomierz zawył. Dokucza, że niby to ziemia jest blisko – a idź ty…! W rezultacie – typowy błąd zaufanego do siebie doświadczonego pilota, który setki razy sadzał samolot w podobnych warunkach. Prawie na lotnisku macierzystym.
Na smoleńskim lotnisku „Północny” nic podobnego nie miało miejsca. Nie była to noc, nie było takiej mgły, załoga nie była zmęczona, nie musiała spędzić całego dnia w napiętej i nerwowej atmosferze. Sytuacja normalna, załoga wypoczęta i czujna. Sprzęt nawigacyjny pracuje doskonale, aż do postronnej ingerencji w sterowanie samolotem na małej wysokości. Z trzeciej poprawki dochodzimy do wniosku, że warunki pogodowe i stan załogi w danym przypadku nie mogły być główną przyczyną katastrofy.
Poprawka czwarta
Oba samoloty, których wypadki były porównywane przez ekspertów, są podobnego typu. W Smoleńsku Tu-154, w DomodiedowoTu-204. Samolot, który leciał z Hurghady, też spadł do lasu i także oderwało mu skrzydła. W efekcie – dwie osoby na oddziale reanimacji, reszta odniosła rany różnego stopnia ciężkości. Po upadku w lesie samolotu podobnego typu w chwili znalezienia szczątków Tu-204, który leciał z Hurghady, wszystkie osoby żyły!
Rzecz jasna, jest różnica między upadkiem samolotu z kilkoma członkami załogi (Tu-204) a upadkiem samolotu z 96. osobami na pokładzie. Ale samolot polskiego prezydenta był załadowany mniej niż na dwie trzecie. Pokład Tu-154 może mieścić 163 osoby. Jeśli samolot jest załadowany mniej niż w 2/3, można nim sterować bez trudu.
Następna okoliczność – polski samolot po zaczepieniu skrzydłem drzew obrócił się. Jednakże podczas lądowania załoga i pasażerowie muszą mieć zapięte pasy. Nie ma powodu do przypuszczenia, że tego przepisu nie przestrzegano przy lądowaniu w niezbyt gęstej, ale jednak mgle.
Ostatnia okoliczność mogąca wpłynąć na liczbę ofiar śmiertelnych to kąt ataku samolotu w momencie uderzenia o ziemię. Istnieje informacja od doświadczonych lotników wojskowych, że Tu-154 Lecha Kaczyńskiego „schodził do lądowania, jak myśliwiec”. Czyli pod bardziej stromym kątem niż zwyczajnie. To faktycznie może zwiększyć liczbę ofiar śmiertelnych. Świadczą o tym także szczątki samolotu oraz ich rozmieszczenie.
Wersja oficjalna – „podczas katastrofy zginęli wszyscy”. Orzeczenie ekspertów: prawdopodobieństwo zgonu wszystkich co do jednej osoby w samolocie polskiego prezydenta jest takie same, jak gdyby woda z odkręconego kranu poleciała do góry zamiast na dół – prosto do sufitu. Innymi słowy: prawdopodobieństwo, że w tej katastrofie zginęły wszystkie osoby znajdujące się na pokładzie jest… zerowe. Z czwartej poprawki dochodzimy do wniosku, że w każdym przypadku ktoś z pasażerów musiał przeżyć katastrofę polskiego samolotu, a może nawet uniknąć zranień. Wszyscy zginąć mogli tylko w jednym przypadku: jeżeli oddział specjalny dobił ich już po upadku.
Nie jesteśmy w stanie nawet wymienić liczby dostrzelonych – liczba ta waha się od 10 do 21 osób. Zgodnie z oceną najbardziej doświadczonych ekspertów, nierozpoznawalnych (zmasakrowanych lub spalonych) mogło być najwyżej 10 – 12 ciał. Nie wszyscy podczas katastrofy znajdowali się w przedniej części samolotu. Płomień szybko zgaszono. Naprawdę nie rozpoznawalnych zwłok na miejscu upadku zapewne było bardzo mało lub nie było w ogóle. A więc „jedynie materiał genetyczny pozostały po 21 osobach”, o którym mowa w wersji FSB, w rzeczywistości jest liczbą osób, którzy przeżyły katastrofę prezydenckiego samolotu Lecha Kaczyńskiego. Dobili ich rosyjscy komandosi, po czym wywieźli i zamienili w kawałki spalonego mięsa, aby ukryć ślady zbrodni.
Poprawka piąta
W jaki sposób zorganizowano rozbicie samolotu polskiego prezydenta? Eksperci nam wyjaśnili, że to bardzo proste. Samolot został strącony przez rosyjskie specsłużby na małej wysokości, po podmianie parametrów lądowania. Tego dokonać można kilkoma sposobami. Na przykład, poprzez sekundowe zmanipulowanie systemu naprowadzania na niedużej wysokości tuż przed lądowaniem. Albo poprzez impuls elektromagnetyczny skierowany do bocznych kanałów sterowania samolotem (sterów, lotek) przed lądowaniem. Piloci wszystko widzieli i rozumieli, ale nic już nie mogli zrobić. Zabrakło czasu.
Właśnie dlatego, aby ukryć ślady zbrodni, ocalałych członków załogi i tych, którzy mogli słyszeć ich rozmowy, należało dobić na ziemi. Wykonawcy rozkazu Putina przeliczyli się jednak w tym, że wśród ocalałych były osoby uzbrojone i odważne, które nawet w tej sytuacji stawiały czynny opór. Oddział specjalny nie mógł bez przeszkód powystrzelać rannych Polaków w przewidzianych ramach czasowych. Musiał zatrzymać się na miejscu kaźni, gdzie ich zastały osoby, które przybiegły na miejsce katastrofy, przede wszystkim Andriej Mienderiej, który nagrywał sytuację kamerą.
Następnie wszystko potoczyło się dokładnie według przewidzianego na Kremlu planu. Miejsce katastrofy zostało otoczone, nikogo nie przepuszczano, a ciała ofiar katastrofy lotniczej i zastrzelonych na ziemi wywieziono. Ślady napadnięcia i egzekucji zostały usunięte. Ta poprawka jest kluczem do zrozumienia, co się zdarzyło. Wyjaśnia ona wszystko i komentarze tu nie są potrzebne.
Poprawka szósta
Dlaczego Putin postanowił popełnić zbrodnię na swoim terytorium? Zdaniem ekspertów, w ten sposób strącić samolot i zapewnić wiarygodne przykrycie aktu terrorystycznego można jedynie na terytorium całkowicie kontrolowanym przez rosyjskie służby specjalne. Po pierwsze, niezbędnego impulsu elektromagnetycznego nie można nadać na odległość tysięcy kilometrów. A na system naprowadzania oddziaływać można tylko ten, kto siedzi za pulpitem kontrolera lotów lub kontroluje go z zewnątrz. Ale owo „z zewnątrz” powinno być tuż obok, na niedużej odległości. Po drugie, na swoim terenie są najlepsze możliwości zatarcia śladów. Co miało miejsce od pierwszych sekund po katastrofie, ma miejsce obecnie i skonczy się dopiero, gdy zaczną ogłaszać wyniki oficjalnego „wspólnego” śledztwa.
Eksperci wymienili mnóstwo pozycji: niezbędność dwukrotnej wymiany fizycznych źródeł zakłóceń – „żarówek” przed przylotem samolotu Kaczyńskiego i od razu po katastrofie, dobicie tych, którzy przeżyli, rozerwanie na strzępy i spalenie ciał zastrzelonych pasażerów i członków załogi, zapewnienie „tajemniczego zniknięcia” dowodów, na przykład, broni, z której odstrzeliwali się ochroniarze Lecha Kaczyńskiego i wojskowi, którzy przeżyli katastrofę, odszukanie nabojów wystrzelonych przez oddział specjalny i polskich wojskowych w szczątkach samolotu i drzewach w miejscu egzekucji, podrabianie zapisu „czarnych skrzynek”, podawanie błędnej onformacji o waeunkach pogodowych oraz innych parametrów katastrofy niezbędnych do potwierdzenia fałszywej wersji o rzekomej „winie załogi, która nie zdołała wylądować w trudnych warunkach pogodowych”. Itede, itepe… Dzięki szóstej poprawce dochodzimy do wniosku, że rozwiązanie techniczne zamachu, a przede wszystkim „środki przykrycia” wymagały, aby samolot został strącony na terytorium kontrolowanym przez putinowskie specsłużby.
Przechodzimy do poprawki siódmej – „celowości politycznej” (z punktu widzenia Kremla) tego aktu terrorystycznego.
Lech Kaczyński był względnie bezpieczny, dopóki Putin nie upatrzył sobie „polskiego Janukowycza” – ciężko myślącego „przyjaciela Rosji”, polskiego premiera Donalda Tuska. Był to zwrot, po którym czekistowską wierchuszkę Rosji zajmowało tylko jedno: jak przeczyścić drogę dla swojej marionetki lub kogoś podobnego z tego grona „przyjaciół Rosji”. Wiedząc o zwyczajach i wcześniejszych czynach Putina, nietrudno domyśleć się w jaki sposób planowali tego dokonać. Reszty cały świat dowiedział się rankiem 10 kwietnia…
Z siódmej poprawki dochodzimy do wniosku, że postawienie Kremla na „polskiego Janukowycza” – Donalda Tuska, jego towarzyszy i ich elektorat, uruchomiło mechanizm fizycznej likwidacji Lecha Kaczyńskiego. Najlepiej razem z najwybitniejszymi jego zwolennikami. Metody najzwyczajniejsze w arsenale Putina i jego towarzyszy z KGB.
Poprawka ósma
Na co liczyli organizatorzy zamachu w tak ryzykownej sprawie? Przecież skutki naprawdę mogą być – i niechybnie będą – najbardziej niekorzystne dla Kremla. Nic nowego: tak samo jak w ciągu ostatnich dziesięciu lat, stawiano na najzwyczajniejszych durniów. Przywódców państw zachodnich na Kremlu zawsze uważano za nieco głupawych. Takich, którzy przysłuchują się opinii swojego społeczeństwa i obnoszą się z jakimiś prawami człowieka, jak kurwa z kapeluszem. Tę tezę mogę uzasadnić i zaświadczyć osobiście! Na Kremlu po dziś dzień uważają, że nikt nie uwierzy, iż lider Federacji rosyjskiej mógł zdecydować się na coś takiego. Zobowiązać swoich podwładnych do zorganizowania zabójstwa prezydenta innego państwa na swoim terytorium! Nie uwierzą także własnym oczom i uszom. Nawet gdyby politykom i mieszkańcom tych krajów dobrobytu zostały przedstawione niezbite dowody – i tak nie uwierzą. W głowach zachodnich obywateli są własne wyobrażenia na temat granic kremlowskiego podstępu. Takie ryzyko! Takie okrucieństwo! Po co? Moi drodzy, przecież to Rosja! Tu nigdy nie było inaczej. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana!
I nikt z zadowolonych sobą mieszkańców tych krajów dobrobytu nie przypomni sobie prawdziwej twarzy Putina, gdy ten w porywie nieokiełznanego gniewu obiecał „powiesić za jaja” prezydenta Gruzji Michaiła Saakaszwilego. Mówił to w obecności przywódców krajów zachodnich! Nikt nie przypomni sobie szczerego żalu Putina, że nie udało się do końca otruć Wiktora Juszczenki. Prezydenta Ukrainy – państwa, które zgodnie z publiczną wypowiedzią Putina… „w ogóle nie istnieje”. Nikt nie przypomni sobie nadania przez Putina trucicielom prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki stopni generałów rosyjskich resortów siłowych i specsłużb.
A przecież Lech Kaczyński był trzecim prezydentem sąsiedniego państwa po Saakaszwilim i Juszczenką, którego Putin nienawidził bardziej od pozostałych. Nikt nie spodziewał się takiego spotkania? Do tego jest szkoła rosyjskich specsłużb. Wśród ścian KGB Putin był długo szkolony do działań zaskakujących i niespodziewanych dla przeciwnika. Z ósmej poprawki dochodzimy do wniosku, że Putin zawsze mordował ludzi, których uważał za swoich wrogów. Przy czym zawsze ryzykował, przeprowadzając najbardziej skandaliczne operacje specjalne, w tym za granicą. Lech Kaczyński znajdował się w pierwszej trójce wrogów Putina i był jedynym, do którego mógł się dobrać. A tu jeszcze „polski Janukowycz” nadarzył się…
Co zaś tyczy się liczenia Kremla na beznadziejnych durniów, którzy nie dadzą wiary nawet niezbitym dowodom popełnionej zbrodni, to na dzień dzisiejszy sprawdza się to nawet w Polsce.
Poprawka dziewiąta
Każdy człowiek posiada swoją „firmową” cechę określającą jego postępowanie. Posiada ją także Putin. Zachód tak i nie potrafił prawidłowo odpowiedzieć na pytanie: „Who is Mister Putin?” Słusznie zauważono jego skłonność do rozwiązań siłowych, ale to tylko drobiazgi. Wyróżniająca cecha Putina od razu rzuca się w oczy. Jest to skrajne okrucieństwo na granicy szaleństwa.
Uczniowie w Biesłanie we wrześniu 2004 roku. Rozkaz Putina – przerwać negocjacje i zielone światło do spalania dzieci z dział czołgów. W efekcie – ponad 350 ofiar śmiertelnych, grubo ponad 500 rannych, włącznie z najlepszymi komandosami rosyjskich oddziałów specjalnych wystawionych na ogień zaporowy powstańców. Ogromna ilość inwalidów.
Zakładnicy w teatrze muzycznym „Nord-Ost” na moskiewskiej Dubrowce w październiku 2002 roku. Powstańcy zabili trzech osób, na rozkaz Putina otruto co najmniej 174 widzów spektaklu. To tylko te ofiary śmiertelne, których rodzinom udało się udowodnić ich nazwiska. Fałszywej oficjalnej liczby nawet nie warto wymieniać.
Od swojego patrona nie odstają zaufani Putina, na przykład, „mały Kadyrow”. Dzisiaj oni popełniają bestialstwa, które raz już były poddane ocenie prawnej w Norymberdze. Całe najbliższe otoczenie Putina to naturalni kandydaci na ławę oskarżonych Międzynarodowego Trybunału Wojennego. Co jeszcze należy wiedzieć, aby przewidzieć postępowanie Putina i jego podwładnych przy spotkaniu zajadle znienawidzonego na Kremlu prezydenta sąsiedniego państwa? Z dziewiątej poprawki dochodzimy do wniosku, że zabójstwo Lecha Kaczyńskiego i 95 jego współtowarzyszy pasuje do podstawowej charakterystyki Putina tak samo dokładnie, jak nabój do komory.
Poprawka dziesiąta
Punkty przełomowe w biografii Putina. Są monotonne, ale bardzo wymowne w świetle zabójstwa Lecha Kaczyńskiego oraz znacznej części polskiej elity.
Czy pozostały jeszcze jakieś wątpliwości, gdy jesienią 1999 roku wysadzono domy w Moskwie i Wołgodońsku? Przy czym na poziomie rządowym zawczasu wymieniono miejsce wybuchu! Nawet Adolf Hitler nie pozwalał sobie wysadzać spokojnie śpiących Niemców. Ograniczył się do podpalenia Reichstagu.
A nieprzerwany szereg „tajemniczych” zabójstw poważnych przeciwników politycznych Putina, obrońców praw człowieka, dziennikarzy, przedstawicieli organizacji młodzieżowych i publicznych? Od momentu, gdy Putin otrzymał władzę, zabójstwa polityczne w Rosji i poza jej granicami stały się codziennością.
Bezbronnym kobietom w bramie strzelają w plecy lub mordują prosto w putinowskiej milicji. Zdrowych mężczyzn wyrzucają przez okna, trują i strzelają zza rogu. Aby złamać niepokornych, rosyjskie struktury siłowe palą ich domy, porywają ich dzieci i mordują ich rodziców. O czym jeszcze trzeba wiedzieć, aby po kolejnej zbrodni władzy rosyjskiej nie ględzić: „Tego nie może być! Na to nikt nie pójdzie!” i podobne głupoty? Z dziesiątej poprawki dochodzimy do wniosku, że cała dotychczasowa biografia Putina jest nasycona takimi samymi monotonnymi zbrodniami, jakie popełniono 10 kwietnia na lotnisku „Siewiernyj”. Byłoby nawet nieco dziwne, gdyby Putin nie spróbował przynajmniej otruć swoich wrogów. Teraz przechodzimy do istoty zagadnienia.
Pozycja jedenasta – styl Putina
Postępowanie każdego zbrodniarza posiada charakterystyczne cechy i niuanse, które są nie do podrobienia. Nawet gdyby ktoś bardzo tego chciał – nie da rady. Przyjrzyjmy się przykładom.
Akt terrorystyczny w lutym 2004 roku w stolicy Kataru Ad-Dauhy. Wysadzono znienawidzonego przez Kreml Zelimchana Jandarbijewa oraz jego 13-letniego syna. Źle przygotowani dywersanci z Moskwy wpadli jak frajerzy. W wynajętym samochodzie zostawili skrawki kabli i kawałki taśmy izolacyjnej. Zostali schwytani, jak należało. Putin dopiął, aby zwrócono ich Moskwie.
A teraz uwaga! Podchodzimy do najważniejszej rzeczy. Przekazanych z Kataru bandytów średniej rangi na lotnisku spotykano jak głowy obcych państw. Są teraz bohaterami i przykładem dla kremlowskiej młodzieży. Tu właśnie kryje się charakterystyczny wykrętas jego stylu. Jest to, można rzec, podpis Putina pod tymi zbrodniami, których ideowym inspiratorem był on sam, jest i będzie, aż zasiądzie na ławie oskarżonych Międzynarodowego Trybunału. Jest to styl Władimira Władimirowicza Putina. Ta właściwość stylu rozszyfrowuje się następująco: oficjalnie nic wspólnego z tym nie mamy, ale wszyscy muszą wiedzieć i rozumieć, że tylko my mogliśmy uczynić coś takiego! I tak będzie ze wszystkimi, kto wystąpi przeciwko nam!
Przykładów są tysiące. Znane są przeważnie te zbrodnie, w sprawie których prowadzono śledztwa w innych krajach. Na przykład, sprawa otrucia Saszy Litwinienko. Jego truciciela nazwiskiem Ługowoj demonstracyjnie mianowano członkiem honorowym Państwowej Dumy. Macie wy wszyscy, Europejczycy i inni Anglicy! Żeby wszyscy wiedzieli, kto naprawdę zabił swojego wroga i za co. I tak będzie z każdym, kto ośmieli się sprzeciwiać majorowi rezerwy KGB.
Nie odstają jego ulubieni mianowańcy. Czy mógłby „mały Kadyrow” bez wiedzy Putina organizować serię zamachów za granicą? Śmiech pomyśleć. W Rosji wszystko jest o wiele prostsze. Sami zabijają i sami „poszukują”. Wszystkie bez wyjątku „zamówienia” Putina nie zostały wyjaśnione. Przebrzmiało publiczne porwanie Magasa na lotnisku i demonstracyjne rozstrzelanie – zwyczajnie, w milicyjnym samochodzie – właściciela inguskiej witryny internetowej Mahometa Jewłojewa.
Drodzy blogerzy! Nawet jeżeli zostaniecie demonstracyjnie, na oczach dużego skupiska ludzi zastrzeleni przez usłużnego pułkownika putinowskich specsłużb, odpowiadać będzie szeregowy gliniarz – „zwrotniczy”. I ten więcej niż rok w zawieszeniu nie dostanie. Szczególnym przypadkiem było zabójstwo Anny Politkowskiej. Tu Putin pozwolił sobie nawet publicznie zakpić, mówiąc, że “jej zabójstwo spowodowało nam szkodę o wiele większą niż to, co ona napisała.” Zarozumiała forma tegoż przesłania – drżyjcie, my możemy nie tylko zabić, ale także zabić, splunąć i nie zauważyć! Ta matryca jest nie do podrobienia. Wylazła ona od razu po zabójstwie Lecha Kaczyńskiego. Od nagłówków: „Wszyscy nieprzyjaciele Rosji znajdą swój koniec pod Smoleńskiem” do form bardziej zakamuflowanych – „Czy teraz przyjaciele Rosji wezmą górę?”
Ten sam styl – oficjalnie była to katastrofa, ale wszyscy powinni wiedzieć i rozumieć, kto i dlaczego zakatrupił prezydenta Polski oraz jego współtowarzyszy. I tak będzie z pozostałymi, w razie czego. A poza tym – ubolewamy i jesteśmy pogrążeni w żałobie razem z przyjacielskim narodem polskim po “strasznej katastrofie lotniczej”. Z jedenastej poprawki dochodzimy do wniosku, że Putin zawsze umieszczał swój autograf pod organizowanym i przeprowadzonym aktem terrorystycznym. Umieścił i teraz.
Ostatnia uwaga – dwunasta
Jak będą reagować oficjalne osoby innych państw? Nietrudno przewidzieć. Bardzo wielu postara się przemilczeć oczywiste i niezbite fakty. Będą zamykać oczy, zatykać uszy, nie widzieć, nie wiedzieć i nie słyszeć. Dlaczego? To bardzo proste. Jak w świetle dzisiejszych wydarzeń muszą wyglądać wszystkie te kozły tudzież, przepraszam za neologizm, koźlice polityczne, które przez lata całowały się i zadawały z majorem rezerwy KGB? Kto zapraszał tego czekistowskiego chłopca do swojego stołu obiadowego, wygadywał pochwalne peany, prawił komplementy i namawiał do odpoczynku na prywatnej wyspie wśród ciepłego morza? Kto po dziś dzień walczy o „dobre stosunki” z taką putinowską Rosją i taką jej władzą, wszelcy budowniczowie rurociągów i inni „pragmatycy”? Przecież teraz poły ich galowych marynarek i mankiety spódnic są splamione krwią Lecha Kaczyńskiego i polskiej elity.
Nie zdziwię się, jeżeli Putina i „polskiego Janukowycza” – Donalda Tuska – dwóch głównych partnerów w sprawie zabójstwa prezydenta Polski – w najbliższym czasie znowu zobaczymy razem. I obaj będą w dwa gardła będą opowiadać jedna i te samą kremlowską fabułę na temat „osiągniętych wyników wspólnego śledztwa” i śpiewać piosnkę o “nierozłącznej przyjaźni między narodami rosyjskim i polskim”. A w dalszym planie usłużni komentatorzy, niby ot tak, napomkną, że przed pewnym czasem niejaki Lech Kaczyński i jego kamraci próbowali skłócić dwa „bratskije naroda”. Ale im się nie udało. Dlatego zabójstwo prezydenta Polski oraz znacznej części jej elity politycznej obecnie staje się poważną próbą dla wielu krajów zachodniej demokracji…*JAK KIEDYŚ KATYŃ *
VN:F [1.9.1_1087]http://www.nurniflowenola.com/?p=2196
niedziela, 27 czerwca 2010
RZĄD o s t a t n i e j nadziei
WP UBEzwłasnowolnione
My się ekscytujemy Jarkiem i Komorem, a za Oceanem już się przygotowują do wyborów w 2012 r. Dużo się obecnie spekuluje, czy kontrkandydatem Baracka Barakowicza Obamy będzie gen. David Petraeus - gostek aspirujący obecnie do stania się nowym amerykańskim Bogiem Wojny. Osobiście nie sądzę, że tak się stanie, chociaż Petraeus byłby zbawcą dla Republikanów. "Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu." Petraeus ma realną kontrolę nad wojskiem i nie pozbędzie się jej rzucając w niepewny wir kampanii. Ale... Może zamiast niego kandydowac jego kumpel gen. Stanley McChrystal, człowiek, który nie ma nic do stracenia.
Czy rządy wojskowego byłyby dobre dla Ameryki? Warto przypomniec, że ani Petraeus ani McChrystal nie są tępymi trepami. Obaj to ludzie bardzo dobrze wykształceni - "inteligenci w armii". Obaj mają ogromne doświadczenie w polityce zagranicznej. Do tego McChrystal był kiedyś pisarzem-amatorem. Gostek jest inteligentny, odważny, bezpośredni, sympatyczny... Chłopak z ludu i wymarzony prezydent w jednym.
Poza tym USA już wielokrotnie rządzili generałowie. Niektórzy z nich byli wybitni - np. Washington czy Andrew Jackson, inni słabi - Grant czy Eisenhower. W 1952 r. starał się o republikańską nominację Bóg Wojny gen. Douglas MacArthur. Nieco wcześniej prezydent Truman, dyletant w sprawach zagranicznych, nie pozwolił mu wygrac wojny w Korei (tak jak Obama przeszkodził McChrystalowi). MacArthur, podobnie jak Petraeus, był intelektualistą. Miał też ogromne doświadczenie w rządzeniu państwami. W latach 30-tych był de facto panem Filipin, po 1945 r. Japonii. Filipiny przygotował do niepodległości. W Japonii zbudował nowoczesne społeczeństwo, demokrację i potęgę gospodarczą. Gdyby wygrał wybory w 1952 r. USA wygrałyby Zimną Wojnę już w latach 50-tych. Niestety, uwalono go w wewnątrzpartyjnych gierkach...
++++++++++
http://foxmulder.blox.pl/html
piątek, 25 czerwca 2010
continuum B D o n e k smoleński
*********
Jan Michał Zazula-Jaśko
Wyjeżdżajcie już chłopcy od "Piasta",
Pora chłopcy opuścić tę dziurę,
Baby płaczą, napiekły Wam ciasta,
Złota klatka uniesie Was w górę.
Wyjeżdżajcie, już szychta skończona,
Pielęgniarki i lekarz są w szatni.
Porozwożą Was s u k i po domach,
Mają wszystkich. Wasz szyb był ostatni.
Pan pułkownik wyciągnie sam rękę,
Gdzieś w kantorku bulgoce już czajnik,
Żona z " Wujka " ma czarną sukienkę,
A poza tym jest wszystko normalnie.
Śpijcie w domach spokojnie do rana,
Nikt nie będzie się z Wami targować,
Jutro druga pojedzie w dół zmiana.
Trza fedrować! Fedrować! Fedrować.
Ze dwudziestu nie wróci górników,
Pięciu zniknie, czterech stanie przed sądem,
Trzech oplują w wieczornym "Dzienniku",
Dwóch jest nie stąd. A reszta? Jest z rządem.
Ład i spokój, i praca na górze,
Pojedyncze są jeszcze przypadki...
Wolny kraj. Co Was trzyma w tej dziurze?
Czas się zbierać, czas wchodzić do klatki.
„Tygodnik Mazowsze” nr 2, 11.02.1982
ps.
Tekst krążący w odpisach, z którego zrobiłem piosenkę. Wiersz nieznanego mi autora - najpierw myślałem, potem usłyszałem, że to tekst J.K. Kelusa. Niedawno dostałem mail:
"Wiersz "Ostatnia szychta na KWK Piast" napisał w grudniu 1981 roku ś.p. Jan Michał Zazula używający pseudonimu Jakub Broniec, a dla przyjaciół Jaśko. Fizyk, podróżnik, polarnik, alpinista i poeta, zginął 28 września 1997 pod Mont Blanc."
muz. Paweł Orkisz
czwartek, 24 czerwca 2010
sobota, 19 czerwca 2010
20.VI - r e z u l t a t - 10.IV
Borat Komorajew i jego partia mogą nam tu zrobic Kazachstan. Ich stosunek do wolności słowa jest iście środkowoazjatycki. Pamiętacie kampanię nienawiści wobec IPN rozkręcaną przez tych ludzi, po publikacji książki o TW "Bolku"? Albo bezprecedensowe ataki na Pawła Zyzaka, gostka który tylko (a może aż?) napisał magisterkę o Wałęsie? Albo słowa Rafała Grupińskiego "Pan Filip Rdesiński już za kilka miesięcy nie będzie w radiu pracował"? Jakie to standardy? Zachodnich demokracji czy też Kazachstanu?
Borata Kamorajewa otacza wianuszek panów w zielonych mundurach mających nieciekawą przeszłośc, a czasem nawet prokuratorskie zarzuty. Generał Dukaczewski mówi, że otworzy szampana, jeśli wygra Borat Komorajew. Przypominam: WSI to ludzie za którymi na setki kilometrów ciągnie się sowiecko-aferalny smród. Ludzie oskarżeni o sprzedawanie broni terrorystom, handel narkotykami, gigantyczne oszustwa finansowe (FOZZ), rozkręcenie mafii paliwowej, inwigilację demokratycznych polityków (np. Radka Sikorskiego). Borat Komorajew kumpluje się z tymi ludźmi od co najmniej 20 lat. Dzielnie ich wspiera oraz wspólnie z nimi buduje nam Kazachstan.