WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
Urodził się w Rypinie, rodzice jakiś czas mieszkali w Zieluniu pod Żurominem. Kończył „ogólniak” w Brodnicy. Ostatnim miejscem w Polsce było Skrwilno, gdzie miał prymicję po ukończeniu seminarium duchownego w Białymstoku. W Skrwilnie do dziś jest zameldowany. Sam o sobie mówi, że jest bezdomnym z wyboru. Taki też tytuł nosi jego książka, która jest swoistym curriculum vitae.
- Święcenia otrzymałem w Białymstoku, 20 lat temu, z czego 19 spędziłem na Wschodzie. Siedem lat w Rosji nad Cichym Donem, trzy lata na Sachalinie niedaleko wybrzeża Morza Ochockiego. Potem było pięć lat na wschodniej Ukrainie w okolicach Donbasu. Ostatnie trzy lata to Uzbekistan, czyli Azja centralna w pobliżu Taszkientu. To okolice sławne z działań generała Andersa. Miałem zaszczyt kilkakrotnie odwiedzić cmentarze trzech tysięcy poległych naszych oficerów i kapłanów. Obecnie mieszkam w Taszkiencie przy katedrze, trochę pomagam biskupowi i franciszkanom. Ale najwięcej satysfakcji daje mi współpraca z siostrami Matki Teresy, gdzie mam dwa razy w tygodniu katechezy dla bezdomnych. Dorywczo zajmuję się także dziećmi, które siostry wzięły pod swoją opiekę. Mam też dwie dojazdowe parafie, nielegalne, bo w tym kraju gdzie obecnie przebywam nie ma wolności wyznaniowej. Niestety, więcej parafii się zamyka niż otwiera. Można powiedzieć, że to trochę niebezpieczne być księdzem w takim miejscu. Ja jednak czuję się zmobilizowany, bo dla każdego mężczyzny takie trudności są jak wyzwanie. Zwłaszcza dla Polaka - wylicza polski misjonarz ze Wschodu.
Punktem zaczepienia na obczyźnie na początku były kontakty z rodakami, później już przyszły posługi dla miejscowych. Ksiądz Jarosław przez dwa lata miał posługę w koreańskiej diasporze, gdzie musiał się nauczyć tego języka. Teraz uczy się uzbeckiego, choć ten jest niełatwy. Nauka tego języka była polecona przez biskupa na wypadek, gdyby taka konieczność wynikła. Obecnie Uzbecy w większości deklarują przynależność do islamu, ale spotykane są także nawrócenia na katolicyzm. Wśród nich pojawiają się także Tatarzy.
- Jednym z powodów mojego przyjazdu do Polski było przywiezienie dwóch osób na katolickiestudia we Wrocławiu. To dwie dziewczyny, z których jedna ma polskie pochodzenie, a druga tatarskie - mówi ksiądz Wiśniewski.
W krajach, gdzie do tej pory pełnił i pełni swoją kapłańską posługę znajduje się Polonia.
- Polacy zajmują różne postawy. Starsze pokolenia są wdzięczne za wszelkie symptomy polskości, średnie pokolenie prezentuje postawę wyczekującą na jakieś podarunki, usługi czy wycieczki do kraju swoich przodków, ale nie zawsze jesteśmy w stanie je spełnić. Fajnie pracuje się z najmłodszymi, bo nie mają specjalnych wymagań. Mam w sobie ducha przyrodnika i podróżnika, co bardzo pomaga w tworzeniu więzi z młodzieżą. Wspólnie sobie podróżujemy gdzie się da. Kraj jest duży i ciekawy. Poza tym w ubiegłym roku grupa moich parafian była w Hiszpanii, tego roku następna grupa pojechała do Madrytu na spotkanie z papieżem. Ale nie są to żadne luksusy, bo w kraju, gdzie wszelka działalność religijna jest bardzo ograniczana, a często prześladowana, zwłaszcza praca z młodzieżą, czasami bezpiecznie jest wyjechać za granicę. Przez te minione 19 lat nieraz bardzo tęskniłem do Polski, ale były to chwile, kiedy byłem od ojczyzny tak daleko, a podróżowanie było tak drogie, że siłą rzeczy trzeba było zrezygnować z myśli o przyjeździe do Polski.
Korzystając z tegorocznego pobytu w ojczyźnie ksiądz Jarosław na krótki czas przyjechał do Świedziebni, bo tutaj mieszka jego dalsza rodzina - państwo Kopczyńscy. Poza nimi misjonarz przybył w te strony ze względu na dawne koleżeńskie znajomości.
- To koledzy z ogólniaka. Chodziłem do jednej klasy i mieszkałem w internacie ze Zbyszkiem Sosnowskim, obecnym wiceministrem. Ula Stogowska jest dyrektorką szkoły w Michałkach, Gosia Bartnicka trafiła chyba do Torunia, moim dobrym kolegą ze Świedziebni był też Darek Adamski. Z wieloma dawnymi kolegami i koleżankami już nie mam kontaktu. Wszystkie ciekawsze wątki zawarłem w swojej książce, jaką ze sobą przywiozłem. Pięć lat temu przez pół roku leżałem w szpitalu chory na nerki. Aby uciekać od choroby postanowiłem napisać książkę w formie wspominkowej. Jedna z moich ciotek powiedziała, że po przeczytaniu tej książki nareszcie zrozumiała, po co ja w taki daleki świat pojechałem. Bez książki w żadnej, nawet najdłuższej rozmowie nie byłbym w stanie nikomu opowiedzieć o swoich przygodach i przemyśleniach. Pan Bóg wie co robi. Swoją chorobę i długi pobyt w szpitalu potraktowałem jako urlop, jakiego wcześniej nie potrafiłem sobie samemu dać. Niech to będzie takie przesłanie do wszystkich pracoholików, aby nie zmuszali Pana Boga do ekstremalnych decyzji...
- Święcenia otrzymałem w Białymstoku, 20 lat temu, z czego 19 spędziłem na Wschodzie. Siedem lat w Rosji nad Cichym Donem, trzy lata na Sachalinie niedaleko wybrzeża Morza Ochockiego. Potem było pięć lat na wschodniej Ukrainie w okolicach Donbasu. Ostatnie trzy lata to Uzbekistan, czyli Azja centralna w pobliżu Taszkientu. To okolice sławne z działań generała Andersa. Miałem zaszczyt kilkakrotnie odwiedzić cmentarze trzech tysięcy poległych naszych oficerów i kapłanów. Obecnie mieszkam w Taszkiencie przy katedrze, trochę pomagam biskupowi i franciszkanom. Ale najwięcej satysfakcji daje mi współpraca z siostrami Matki Teresy, gdzie mam dwa razy w tygodniu katechezy dla bezdomnych. Dorywczo zajmuję się także dziećmi, które siostry wzięły pod swoją opiekę. Mam też dwie dojazdowe parafie, nielegalne, bo w tym kraju gdzie obecnie przebywam nie ma wolności wyznaniowej. Niestety, więcej parafii się zamyka niż otwiera. Można powiedzieć, że to trochę niebezpieczne być księdzem w takim miejscu. Ja jednak czuję się zmobilizowany, bo dla każdego mężczyzny takie trudności są jak wyzwanie. Zwłaszcza dla Polaka - wylicza polski misjonarz ze Wschodu.
Punktem zaczepienia na obczyźnie na początku były kontakty z rodakami, później już przyszły posługi dla miejscowych. Ksiądz Jarosław przez dwa lata miał posługę w koreańskiej diasporze, gdzie musiał się nauczyć tego języka. Teraz uczy się uzbeckiego, choć ten jest niełatwy. Nauka tego języka była polecona przez biskupa na wypadek, gdyby taka konieczność wynikła. Obecnie Uzbecy w większości deklarują przynależność do islamu, ale spotykane są także nawrócenia na katolicyzm. Wśród nich pojawiają się także Tatarzy.
- Jednym z powodów mojego przyjazdu do Polski było przywiezienie dwóch osób na katolickiestudia we Wrocławiu. To dwie dziewczyny, z których jedna ma polskie pochodzenie, a druga tatarskie - mówi ksiądz Wiśniewski.
W krajach, gdzie do tej pory pełnił i pełni swoją kapłańską posługę znajduje się Polonia.
- Polacy zajmują różne postawy. Starsze pokolenia są wdzięczne za wszelkie symptomy polskości, średnie pokolenie prezentuje postawę wyczekującą na jakieś podarunki, usługi czy wycieczki do kraju swoich przodków, ale nie zawsze jesteśmy w stanie je spełnić. Fajnie pracuje się z najmłodszymi, bo nie mają specjalnych wymagań. Mam w sobie ducha przyrodnika i podróżnika, co bardzo pomaga w tworzeniu więzi z młodzieżą. Wspólnie sobie podróżujemy gdzie się da. Kraj jest duży i ciekawy. Poza tym w ubiegłym roku grupa moich parafian była w Hiszpanii, tego roku następna grupa pojechała do Madrytu na spotkanie z papieżem. Ale nie są to żadne luksusy, bo w kraju, gdzie wszelka działalność religijna jest bardzo ograniczana, a często prześladowana, zwłaszcza praca z młodzieżą, czasami bezpiecznie jest wyjechać za granicę. Przez te minione 19 lat nieraz bardzo tęskniłem do Polski, ale były to chwile, kiedy byłem od ojczyzny tak daleko, a podróżowanie było tak drogie, że siłą rzeczy trzeba było zrezygnować z myśli o przyjeździe do Polski.
Korzystając z tegorocznego pobytu w ojczyźnie ksiądz Jarosław na krótki czas przyjechał do Świedziebni, bo tutaj mieszka jego dalsza rodzina - państwo Kopczyńscy. Poza nimi misjonarz przybył w te strony ze względu na dawne koleżeńskie znajomości.
- To koledzy z ogólniaka. Chodziłem do jednej klasy i mieszkałem w internacie ze Zbyszkiem Sosnowskim, obecnym wiceministrem. Ula Stogowska jest dyrektorką szkoły w Michałkach, Gosia Bartnicka trafiła chyba do Torunia, moim dobrym kolegą ze Świedziebni był też Darek Adamski. Z wieloma dawnymi kolegami i koleżankami już nie mam kontaktu. Wszystkie ciekawsze wątki zawarłem w swojej książce, jaką ze sobą przywiozłem. Pięć lat temu przez pół roku leżałem w szpitalu chory na nerki. Aby uciekać od choroby postanowiłem napisać książkę w formie wspominkowej. Jedna z moich ciotek powiedziała, że po przeczytaniu tej książki nareszcie zrozumiała, po co ja w taki daleki świat pojechałem. Bez książki w żadnej, nawet najdłuższej rozmowie nie byłbym w stanie nikomu opowiedzieć o swoich przygodach i przemyśleniach. Pan Bóg wie co robi. Swoją chorobę i długi pobyt w szpitalu potraktowałem jako urlop, jakiego wcześniej nie potrafiłem sobie samemu dać. Niech to będzie takie przesłanie do wszystkich pracoholików, aby nie zmuszali Pana Boga do ekstremalnych decyzji...
ANEKS.
Prośba o pomoc dla bohaterskiego misjonarza |
Napisał(a) ks. Jarosław Wiśniewski | |
niedziela, 01 październik 2006 | |
Napisał do nas Ks. Jarosław Wiśniewski, polski ksiądz, od wielu lat pełniący posługę misyjną w Rosji, na Ukrainie, w Japonii, a obecnie w Chinach. W trudnych warunkach szerzył wiarę, pomagał miejscowej ludności, której troski i radości dzielił. Za posłguę został nawet wydalony z Rosji. Publikujemy dramatyczny apal Księdza Jarosława, który zapadł na ciężką chorobę i - jak pisze - po raz pierwszy prosi dla siebie - o modlitwę, dobre słowo i wsparcie finansowe. Szcześć Boże! Już półtora miesiąca plączę się po zakatkach Pekina i walczę z "bratem osłem", a konkretnie z chorymi nerkami. Dolegliwość nazywa się "chroniczny glomerulonefryt" i chwilami opadają mi ręce, bo zdaje się, że zamiast leczyć, hormony jakie przyjmuję mnie gubią. W Pekinie, dokad ściagnął mnie "misyjny instynkt" spróbowałem akupunktury, choć na Ukrainie naśmiewano się z tej idei, ja się jej trzymam jak "tonacy trzyma się brzytwy". Trzymam się też was "internautów", z którymi spędziłem różne dole i niedole przez ostatnie 4 lata. Niektorzy ze zdziwieniem pytają, jak to się stało, że ich wpisalem na listę mailowej rozsyłki... Stało się to latem 2002 roku w Japonii, w trakcie wydalenia z Sachalina, tzn. z Rosji. Pisałem wtedy ostro i bez ogródek. Artykuły "Pogrom diecezji w Rosji" i "Pięta Achillesa" drukowane byly w "Niedzieli", a nawet w rosyjskich "Izwiestiach". Pewien dziennikarz z Sachalina nazwał mnie "internetowym pająkiem", inny z Dagestanu "modzacheddinem" i "wachabitą", czyli kims w rodzaju terrorysty. Od tej pory ciągnie sie za mną opinia "niepokornego księdza". Prawdziwie. Taki jestem. W filmie o Prymasie Wyszyńskim, gdy mu zarzucano niepokorę mówił: "Szacunek dla Najwyższego Autorytetu daje mi siły lekceważyć "autorytety", które się z nim nie liczą". Właśnie w Japonii odczułem wielką niecheć do wladz rosyjskich za lekceważenie autorytetu Kościoła i wydalanie księży, zwlaszcza Biskupa z Irkucka. Internet stał się moją amboną, z której wzywałem solidarności z ks. Biskupem Mazurem wcześniej wydalonym z Syberii. Na mojej mailowej liscie byli wtedy głównie dziennikarze, politycy i organizacje humanitarne. Moje wydalenie się przedłużało, nostalgia za Sachalinem spowodowała serię artykułów, wspomnień i wierszy. Wyszedł tomik "Człowiek znikąd", w przygotowaniu jest "Dziennik znikąd". Przyjaciele z Podlasia pomogli mi to wszystko pomieścić na sajcie http://www.orient.to.pl W chwili wyjazdu na Ukrainę stroniczka stała się moją karmicielką. Diecezja Charkowsko-Zaporoska jest ku memu zdziwieniu biedniejsza niż Irkucka. Ludzie żyją w warunkach gorszych niż na Syberii. Toteż podwoiłem wysilki, by sytuacja była znana. Na liste mailową trafili kapłani, zakonnicy i zakonnice, polonusi, harcerze i wykladowcy. Bylem przekonany, że w kraju, gdzie 95% ludności nazywa siebie katolikami los misjonarza i jego potrzeby kogos zainteresuje. Nie pomyliłem się. "Zielonoświątkowy list" w 1994 dał środki na budowę kapliczki w Makiejewce na Donbasie. Inny - "Nóż na gardle" pomógł sfinansować niektóre prace remontowe pięknego kościoła w Jenakiewo. Był list "40 dni" o zwróconym koćciele w Artiomowsku. Nie oszczędzałem siebie pracując calodobowo. Słusznie szukałem zrozumienia i wsparcia. Wyrazem tego był ponury list "Bez intencji, bez nadziei", który powstał na jesieni 200,5 a wyslany dopiero kiedy złe przeczucia się spełniły. Zmęczenie na granicy depresji dodawało minorowych barw moim listom, ale przez to zostaly one zauważone. Niepokorny "raport misyjny" powstal na Œw. Trójcę, na 15 rocznicę święceń i wysłany był w przeddzien wyjazdu do Chin, cześciowo już z Pekinu. Pewne listy trafiły do prasy katolickiej w Polsce i na obczyŸnie. Jestem wdzieczny za wszelkie ofiary płynące tą droga. Nieoczekiwanie przyszedł czas pomysleć o sobie. W trakcie kolędy na poczatku roku spuchłem jak żaba i nie sposób było dłużej chować się od lekarzy. Trzy tygodnie leczyłem się po sąsiedzku w ukrainskiej Makiejewce. Zrobiono mi punkcję nerek i skierowano do kliniki w Doniecku. Tam spedzilem parę miesiecy z przerwą na Œwięta Wielkanocne. Nie mając zastępstwa odwiedzałem parafię w Makiejewce w każdy weekend, by odprawić niedzielną Eucharystię. To bylo niemądre, ale konieczne. Pewna zakonnica, która nie widziala mnie dwa lata stwierdziła, że od Jarka "został tylko nos i głos", tak bardzo choroba i chemioterapia zdeformowaly mnie. Do cierpienia fizycznego doszły ataki depresji. Zacząłem grymasić i po grubiańsku rozmawiać z parafianami, widać było wyraŸnie, że dłużej nie potrafię przebywać na Ukrainie, że urlop zdrowotny jest konieczny. Trudno opisać ten ból. Zmalal on pewnej nocy, gdy odmawiałem Koronke Miłosierdzia. Zdało mi się, że Sługa Boży ks. Sopoćko (spowiednik S. Faustyny i nasz bialostocki profesor) wszedl do mego pokoju, siadł na zielonym starym foteliku (poczulem skrzyp) i krótko pomodlił się razem ze mną. Dziekan z Doniecka chciał mnie zabrać do Polski, gdy razem z grupą pielgrzymów jechał na spotkanie Papieża. Byly chwile, kiedy sam skłaniałem się do takiej myśli. Ból był nieznośny. Ani chodzić, ani oddychać normalnie nie mogłem. Ostatecznie, wiedziony instynktem, nie pojechałem leczyć się w Polsce, jak mi radzono. Jestem w Chinach, łącząc przyjemne z pożytecznym. Ponieważ nie wolno mi dużo czasu spedzać na nogach, pozostaje mi wiele czasu na "główkowanie". Uporządkowałem starego notebooka i mam zamiar do końca oczyścić liste mailową. Toteż proszę osoby znudzone, czy zirytowane moją korespondencją o pilne powiadomienie mnie o tym. Błagam też o kulturalne listy, bo pogróżki i przekleństwa uważam za niezasłużone. Moje listy nie są wulgarne i zdarzają się tylko w wielkiej potrzebie. Nie kopie się leżącego. Jak już mówiłem "tonący chwyta się brzytwy". Moja droga życiowa i wybór nie jest łatwy. Kadrynał Gulbinowicz spotkawszy mnie na placu katedralnym w GnieŸnie po wręczeniu krzyża misyjnego zapytał, kim jestem i widząc moją siostrę stojacą obok mnie powiedzial do niej: "dobrze, że go wygnali, bo by byli zamordowali". Kardynał jest znany z poczucia humoru, tym razem jednak on mówił poważnie. Proszę mi wierzyć, po 10 latach różnych przygód w Rosji, "ja wiem, co to znaczy tonać". Jak mówiłem wcześniej, większość moich respondentów wspiera mnie modlitwą, niektórzy ofiarami. Kaplani posyłali mi intencje. Dziennikarze redagowali i publikowali moje niezdarne teksty. Tym listem chcę ponowić prośbę o wsparcie, po raz pierwszy proszę osobiście dla siebie. Pozostało jeszcze kilka seansów akupunktury. Jedna seria zabiegów (5 dni) kosztuje 800 yuan, czyli 100 dolarów. Nie są to wielkie pieniadze (zważywszy jak kosztowne i klopotliwe są dializy, które mi grożą), ale w chwili obecnej i tego nie posiadam. Dziś pobrałem ostatnie 500 yuanow z mojego konta na karcie magnetycznej. Ufam, że piszę dość konkretnie we właściwym czasie i na potrzebny adres. Może jakas gazeta przyjmie mój kolejny tekst z Pekinu o miejscowych kościołach do druku? Może ktoś wyśle mi intencję, może ktoś po prostu pomodli się o moje uzdrowienie. Mój urlop kończy się 7 pazdziernika na Matki Bożej Różańcowej. Pisze w wigilię Matki Boskiej Częstochowskiej. Jest mi tu dobrze. Najchętniej zostałbym na zawsze. To też zdarzenia liturgiczne, które mnie trzymają na duchu, Matka Boża wie, co jej dzieciom potrzebne. Ona też wie, gdzie jestem potrzebniejszy, czy tu, czy tam, czy potrzebniejszy jestem zdrowy, czy może też zbawię się przez chorobę... są przykłady chorych misjonarzy, którym Pan Bóg więcej błogosławił niż zdrowym. Zdaję się na Boże Milosierdzie i wasze dobre serca. Kończąc pozdrawiam z całego serca z dalekich i upalnych Chin. http://www.orient.to.pl Redakcja "Aspektu Polskiego" przyłącza się do prośby Księdza Jarosława o pomoc. Tych, którzy mogą wspomóc bohaterskiego misjonarza, prosimy o wpłaty: Kredyt Bank SA II O/ Bialystok, ul. Warszawska 14 1. Wpłaty z Polski: - wpłaty w PLN: 79 1500 1344 1113 4010 0139 0000 - wpłaty w USD: 40 1500 1344 1113 4011 0402 0000 - wpłaty w EUR: 42 1500 1344 1113 4011 0398 0000 2. Wpłaty z zagranicy: - wpłaty w USD: PL 40 1500 1344 1113 4011 0402 0000 KRDBPLPW - wpłaty w EUR: PL 42 1500 1344 1113 4011 0398 0000 KRDBPLPW |
Następny > |
---|
Człowiek orkiestra, ks.Jarosław Wisniewski, Uzbekistan |
Człowiek orkiestra, Jest to popularny termin w języku rosyjskim na określenie samowystarczalnych i wielofunkcyjnych amatorskich twórców ludowych. Kiedyś na Ukrainie nazwala mnie w ten sposób pewna dziennikarka z "Parafialnej Gazety". Powiedziała, że jakbym się uparł to mógłbym sam stworzyć gazetę i w niej pisać. Domyślam się, że na taką pisaninę niewielu byłoby chętnych i nakład takiej gazety nie wyszedłby za granicą w 1000 egzemplarzy. Wszystko byłoby "na prawach maszynopisu" bardzo romantycznie i bardzo niezdarnie. Tym niemniej dzisiaj wysyłam próbkę takiej gazety. Umownie nazwijmy ja "FENIX -Biuletyn Misyjny". Taka sobie robocza nazwa. Z czasem do Głowy może przyjdzie coś lepszego. Feniks to godło Uzbekistanu, po rosyjsku "żar ptica", symbol z perskiej mitologii dość adekwatny do sytuacji w jakiej funkcjonuje jako misjonarz. Ponadto tak się nazywała klerycka gazetka AWSD Białystok, w której publikowałem swoje pierwsze teksty 25 lat temu. Oto jakie wieści można w tym pierwszym numerze przeczytać: Pierwszy tekst biuletynu to dalszy ciąg opowieści "zamiast oazy" czyli kolejne wycieczki z dzieciakami po Uzbekistanie. Drugi tekst:"Kumys po grunwaldzku" to takie sobie refleksje o Tatarach i nie tylko jakie przywiozłem razem z kumysem z uzbeckich gor Tien Szan. W połowie lipca odwiedził nas i zwizytował Chrystusowiec ks. Jerzy Kubicki. To delegat Episkopatu d/s wschodu. Jest dużo starszy ode mnie, ale był bardzo koleżeński. Opisałem jego pobyt w trzech kawałkach: honorowy gość 1 i 2 oraz bl. Jerzy w Taszkiencie, dlatego, ze ks. Kubicki był tu z relikwią błogosławionego. Niniejszym pozdrawiam go serdecznie i dziękuje za braterskie słowa otuchy. Dla odmiany pomimo tematyki uzbeckiej są felietony o tematyce polskiej. Pierwszy z nich to przyczynek wspomnieniowy o Częstochowie i jej związkach ze wschodem. Ten tekst obiecałem przyjacielowi Prałata Peszkowskiego Panu Andrzejowi z Lodzi. Opowieść Anwar Ferganski to szkice o parafianach z odległego obwodowego miasta Fergana, które sąsiaduje z Kirgizja. "Bez-Pański Krzyż" to kolejny felieton na tematy polskie. Tytuł sam mówi za siebie. Chodzi o wydarzenia na Placu Prezydenckim. U kogo słabe nerwy nie radze go czytać. Sam się denerwowałem bardzo gdy to pisałem, tym niemniej wysyłam, by było wiadomo, ze misjonarze nie gęsi, tez poglądy maja. Dla romantycznie nastawionych polecam sielankowa opowiesc o koreańskim kleryku z polskim imieniem Stanisław. Podobnie sielankowa może się zdać powołaniowa opowieść o siostrach Matki Teresy w Afganistanie. Biuletyn zamyka opowieść "wycieczka w góry", równie sentymentalna jak dwie poprzednie. Jak widać w moim biuletynie macie jak to się mówi "do wyboru i koloru" wszelkiej maści teksty. Gdybym zniknął na czas jakiś to niewątpliwie pojawię się we wrześniu. Udaje się bowiem na pielgrzymkę do Ukraińskiej Częstochowy, która po raz czwarty startuje 21-go sierpnia z Doniecka i kończy się 26-go sierpnia na jubileusz 100-lecia urodzin Matki Teresy mieście Mariupol pięknie położonym nad Morzem Azowskim. Mam już gotowy cykl tekstów na stulecie Matki Teresy. Można już teraz je czytać w rubryce "Inne teksty" na stroniczce www.orient.to.pl Wyślę być może w oddzielnym liście gdy będzie bliżej jubileuszu. a dokładniej po 26-m sierpnia. Biuletyn zdaje się dość tłusty na początek. Nie wiem jak będzie w przyszłości. Zależy to również w dużej mierze od odbioru. Myślę, że jakiś odzew będzie. Gdyby ktoś chciał z tekstów skorzystać do publikacji to nie mam żadnych oporów w tym względzie, byle w ramach korekty nie zniszczono i nie zdeformowano moich intencji. Tak bywało niestety. Chodzi mi o popularyzacje misji. O rozbudzenie powołań i oczywiście o to, by do Polski docierała informacja z pierwszej ręki o tym czym się zajmują księża misjonarze i jak się żyje ludziom na "Jedwabnym szlaku". Prosiłbym jedynie o informacje gdzie i kiedy była publikacja a jeśli to pismo papierowe to serdecznie bym prosił o egzemplarz autorski na adres: x.Jaroslaw Wisniewski VATICAN EMBASSY 100047 Tashkent ul. Musaxanova 80/1a UZBEKISTAN Niewiele polskich tytułów dociera do nas. Otrzymujemy regularnie krakowskie "Źródła" i czasami poczta koleżeńska "Miłujcie się" po polsku lub rosyjsku. Nie mamy ani Rycerza Niepokalanej, ani Niedzieli ani Gościa Niedzielnego, co dopiero mówić o jakichś sowieckich gazetach. Parafia w Taszkiencie ma status nuncjatury wiec jeśli ktoś byłby tak wielkoduszny i zaprenumerował dla naszej misji swoja gazetę bezpłatnie to byłbym wielce wdzięczny. Brak prasy w takim urzędzie to spory niedostatek. Mamy tu również w polu widzenia kilka organizacji polonijnych, z którymi współpracujemy w tej lub innej mierze byłoby wiec z kim się podzielić, gdyby nawet nadeszły nadwyżki. Tak już się stało w przypadku polonijnej gazety z Żytomierza i Kijowa. Niniejszym sle słowa uznania i wdzięczności. Z góry dziękuje kaśdej innej redakcji.Tak wiec do usłyszenia. Pozdrawiam z samego serca Azji, ks. Jarek - Taszkient Inne reportaże, felietony i przemyślenia ks. Jarosława już zamieszczone w 'odkupicielu': Przekleństwo Stalina Kondolencje z Taszkientu Życzenia noworoczne z Taszkientu Notka biograficzna: Ks.Jarosław Wiśniewski (kontakt - http://www.orient.to.pl/), kapłan metropolii białostockiej (47 lat, z czego 18 spędzonych na Wschodzie). Był w grupie 5 kapłanów wydalonych z Rosji w 2002 roku. Autor b.wielu reportaży w tym m.in z Uzbekistanu: "Warto, by ludzie w Polsce wiedzieli, że komunizm jako skutek trwa w umysłach i druzgoce dawne sowieckie republiki. Mamy wiele powodów, by dziękować Opatrzności, że Polska się z tego jarzma wyrwała" i jeszcze niczym motto ks. Jarosława za św. Franciszkiem Ksawerym do profesorów i studentów Sorbony: "Gdybyście 10 procent swej wiedzy o Bogu, którą zdobywacie na studiach dla egoizmu, pieniędzy, tytułów i próżnych akademickich sprzeczek ofiarowali dla misji, już dziś Azja byłaby katolicka... Zapraszamy - przeczytaj i zapoznaj się z ostatnimi reportażami oraz felietonami ks. Jarosława : Anwar Fergański Bez-Pański Krzyż Jerzy Popiełuszko w Taszkiencie Honorowy Gość Honorowy Gość-2 Częstochowska Golgota Wschodu Koreański Kleryk Kumys Grunwaldzki Misja w Kabulu Wycieczka w góry zamiast oazy-2 zebrał: kaes@odkupiciel.net.pl 201008092210 |
- nie mamy pieniędzy, za które Anglicy utrzymywali państwo podziemne,
- środki techniki śledzenia są tak zaawansowane, iż bez wsparcia logistycznego wysokozaawansowanego sojusznika, a nie mamy żadnego, działanie jest niemożliwe. Nieprzypadkowo w konspiracji tkwią tylko terroryści, którymi opiekują się wywiady innych czy raczej innego państwa obecnie naszego suwerena,
- ludzie tak się zeszmacili,że mają odwagę tylko w internecie, a zgłupieli tak, że myślą, że są anonimowi. Powszechne tchórzostwo i spodlenie jako umiłowany wzorzec uniemożliwiają opór.
2. Pisanie protestów doprowadzi do usunięcia Kondonka, bo już tak zdecydowano i zamiast tego ku powszechnej radości hołoty zastąpią go naszymi rękami Ryjem. Już się cieszyć?