WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
niedziela, 29 kwietnia 2012
Ukrajina - obrazki prawdziwsze
Skażona krwią niewinnych ludzi ziemia …nie wydaje
plonów!
TUTAJ
TUTAJ
Podczas podróży na Kresy
…nawiedza mnie uporczywa refleksja, że na skażonej krwią niewinnych ludzi
ziemi …nigdy nie powstanie samodzielne, cywilizowane
państwo.
Mimo prób i wysiłków podejmowanych przez tamtejsze społeczeństwo - z roku, na rok więdnie wiara, ulatniają się resztki nadziei ,iż dar wolności jaki przyniosła wasalom ZSRR polska „Solidarność” – detonując ładunek wybuchowy, który zniszczył „imperium szatana” - zaowocuje na Ukrainie powstaniem bytu państwowego ,którego obywatele będą rzeczywistym podmiotem .Państwa kierującego się normami prawnymi i posiadającego odpowiednie instytucje zapewniające ich przestrzeganie .
Niby wszystko tam na pozór jest tworzone ,tak jak gdzie indziej… jest trójpodział władzy, która się dzieli ,tak jak w innych demokracjach na :ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą .Są wprawdzie ,wzięte od europejskich państw wzorce wg .których miano zbudować niezależność i dobrobyt .Jednak jakoś to Ukraińcom nie wychodzi. Z moich obserwacji wynika ,że niczym na planecie małp … wszystko tam jest realizowane karykaturalnie. Na opak, albo bardzo wykoślawione ,a dotyczy to prawie wszystkich dziedzin życia publicznego.
Wygląda na to ,iż państwa , w rozumieniu tworu troszczącego się o zaspokajanie potrzeb zbiorowości mieszkańców ziem leżących na Dniestrem i Dnieprem - nie ma ! Jest natomiast, rozdęta ponad wszelkie miary - opresyjna machina ,przeżarta niewyobrażalną korupcją !Każdy kontakt z tamtejszą ,pożal się Boże władzą - dla zwykłego człowieka jest zawsze jednym, wielkim stresem .
Nakłada się na to dodatkowo … rozbudowana i czerpiącą korzyści ze wszelkich przejawów życia i aktywności gospodarczej - struktura mafijna .Trzeba bowiem na Ukrainie … nie tylko opłacać się sprzedajnym urzędnikom i milicjantom ,ale i zwykłym bandytom .Prowadzisz, warsztat samochodowy, sprzedajesz na targowisku, masz sklep ,handlujesz warzywami, jeździsz taksówką, ba… budując dom - płacisz haracz!
Na studia dziecko nie dostanie się bez łapówki. Lekarz bez zwyczajowego” wziątku” - na ciebie nie spojrzy .Do tego dochodzi przecież codzienne utrzymanie siebie i swojej rodziny za pensje stanowiące równowartości 100 euro na miesiąc ,przy cenach podstawowych produktów i usług porównywalnych do cen w Polsce ,a nawet i wyższych .Cała rzesza rencistów i emerytów otrzymuje świadczenie 700 hrywien miesięcznie! Co daje w przeliczeniu na złotówki niecałe 300 zł!
Mimo prób i wysiłków podejmowanych przez tamtejsze społeczeństwo - z roku, na rok więdnie wiara, ulatniają się resztki nadziei ,iż dar wolności jaki przyniosła wasalom ZSRR polska „Solidarność” – detonując ładunek wybuchowy, który zniszczył „imperium szatana” - zaowocuje na Ukrainie powstaniem bytu państwowego ,którego obywatele będą rzeczywistym podmiotem .Państwa kierującego się normami prawnymi i posiadającego odpowiednie instytucje zapewniające ich przestrzeganie .
Niby wszystko tam na pozór jest tworzone ,tak jak gdzie indziej… jest trójpodział władzy, która się dzieli ,tak jak w innych demokracjach na :ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą .Są wprawdzie ,wzięte od europejskich państw wzorce wg .których miano zbudować niezależność i dobrobyt .Jednak jakoś to Ukraińcom nie wychodzi. Z moich obserwacji wynika ,że niczym na planecie małp … wszystko tam jest realizowane karykaturalnie. Na opak, albo bardzo wykoślawione ,a dotyczy to prawie wszystkich dziedzin życia publicznego.
Wygląda na to ,iż państwa , w rozumieniu tworu troszczącego się o zaspokajanie potrzeb zbiorowości mieszkańców ziem leżących na Dniestrem i Dnieprem - nie ma ! Jest natomiast, rozdęta ponad wszelkie miary - opresyjna machina ,przeżarta niewyobrażalną korupcją !Każdy kontakt z tamtejszą ,pożal się Boże władzą - dla zwykłego człowieka jest zawsze jednym, wielkim stresem .
Nakłada się na to dodatkowo … rozbudowana i czerpiącą korzyści ze wszelkich przejawów życia i aktywności gospodarczej - struktura mafijna .Trzeba bowiem na Ukrainie … nie tylko opłacać się sprzedajnym urzędnikom i milicjantom ,ale i zwykłym bandytom .Prowadzisz, warsztat samochodowy, sprzedajesz na targowisku, masz sklep ,handlujesz warzywami, jeździsz taksówką, ba… budując dom - płacisz haracz!
Na studia dziecko nie dostanie się bez łapówki. Lekarz bez zwyczajowego” wziątku” - na ciebie nie spojrzy .Do tego dochodzi przecież codzienne utrzymanie siebie i swojej rodziny za pensje stanowiące równowartości 100 euro na miesiąc ,przy cenach podstawowych produktów i usług porównywalnych do cen w Polsce ,a nawet i wyższych .Cała rzesza rencistów i emerytów otrzymuje świadczenie 700 hrywien miesięcznie! Co daje w przeliczeniu na złotówki niecałe 300 zł!
W miastach ,jest wprawdzie kolorowo, są pasaże handlowe ,w
których sprzedają luksusowy towar, jak w europejskich metropoliach ,ale
klientami są w nich chyba tylko przyjezdni
z zagranicy ,albo ci ,którzy pobierają „kałymę” - przeróżnego
kalibru gangsterzy .Życie tam jest jednym pasmem udręki
,która jest znoszona z filozoficzna pokorą …iż „ u nich ,nigdy nie będzie
normalnie”.
W rozmowach dominuje rezygnacja i coraz bardziej artykułowane przeświadczenie ,że Ukraina” ne bude żywa” - póki nie rozliczy się z mrocznej przeszłości !
Są też i inne postawy ,które państwową ,cywilizacyjną i kulturalną oligofrenię próbują zamaskować, zagłuszyć hałaśliwym nacjonalizmem i ..przy każdej okazji odwołują się do najplugawszych i haniebnych tradycji morderców spod znaków UPA ,OUN. Wymachują czerwono czarnymi sztandarami .W nawet w najmniejszej miejscowości, „pasiołkach „ zaledwie - usypuje się kurhany ozdobione tryzubem …upamiętniające gierojów poległych dla sławy Ukrainy. Jak w prześmiewczym utworze …”a na switu Ukrainy,zjehałysia wsie Rusiny..czeres misto szli piszki,aż im workotiły kiszki…”
- świętują przy każdej okazji ,wygłaszając natchnione patriotyzmem przemówienia ,zapewniając o swojej miłości do ojczyzny, którą – tak na prawdę , pełniąc funkcje państwowe, czy też administracyjne - okradają ,oszukują nagminnie, codziennie ,wykorzystując każdą sposobność .
Budują ozdobne cerkwie, obwieszają urzędy ikonami … poszukują sacrum, którego przez ponad 50 lat pozbawili ich komuniści .Ale wyznać straszliwego grzechu ludobójstwa popełnionego w imię narkotycznych wizji Samostijnej Ukrainy nie potrafią !
Nie umieją przyznać się do niewyobrażalnych cierpień , jakie w imię doktryny czystek etnicznych - zadawali niewinnym ludziom , Polakom ,swoim długoletnim sąsiadom ,a nawet niekiedy i bliskim krewnym .
Stanisław Wodyński 11 listopada 2010 r.
sobota, 28 kwietnia 2012
Polak w POpolszy II * Mądrość stanu
Wywiad z prof. M. Dakowskim
(Uwaga techniczna: wszelkie pogrubienia, podkreślenia, wielkie litery, skróty, inicjały
etc. pojawiające się w wypowiedziach prof. Dakowskiego, jak też wtrącenia
kursywą, nawiasy typu [----], pochodzą od samego indagowanego – przyp.
F.Y.M.)
FYM: Panie
Profesorze, przede wszystkim serdecznie dziękuję za zgodę na udzielenie wywiadu.
Jestem zdania, że w chwili obecnej (koniec kwietnia 2012 r.) Pańska relacja z
okresu współpracy z Zespołem min. A. Macierewicza oraz Pańskie refleksje
dotyczące śledztw „smoleńskich” - mogą być bardzo cenne dla osób interesujących
się wciąż niewyjaśnioną (mimo upływu czasu) sprawą tragedii polskiej
prezydenckiej delegacji. Pozwolę sobie teraz szerzej nakreślić ową „chwilę
obecną”.
Kontekst naszej
rozmowy wyznaczają, sądzę, trzy istotne procesy. Po
pierwsze: nacisk prokuratora generalnego na oficjalne
śledztwo prowadzone przez wojskową prokuraturę. Min. A. Seremet
raczył się wyrazić niedawno (w wywiadzie dla „Czerskiej Prawdy”), iż marzy o
tym, by śledztwo dobiegło końca w tym roku (http://wyborcza.pl/1,75478,11576169,Tu_154__Wybuchu_nie_bylo.html). Co więcej,
przyznał, iż mogłoby się ono zakończyć nawet bez uzyskania przez Polskę
lotniczych szczątków leżących obecnie pod „wiatą” na Siewiernym w Smoleńsku oraz
bez przekazania nam rejestratorów. Na ile ten nacisk jest skuteczny (vide sprawa
niegdysiejszego konfliktu prokuratura generalnego z gen. K. Parulskim), to się
jeszcze okaże, Seremet jednak już przy paru okazjach wyraźnie zgłaszał swój
sprzeciw wobec dalszych ekshumacji, które – jak wiemy – aktualnie nie są
prowadzone (mimo że tak zaskakujące wyniki miały przynieść badania
medyczno-sądowe ciał śp. prof. J. Kurtyki oraz śp. premiera P. Gosiewskiego) i
znikąd na razie nie dochodzą wieści, by badania takie miały zostać wznowione.
Prokuratorzy zresztą dość ostentacyjnie odrzucają wersję z zamachem na polską
delegację, wydaje się więc, przy coraz mniej skrywanej ślamazarności tego
oficjalnego śledztwa (biorąc jeszcze pod uwagę to, iż konsekwentnie od dwóch już
lat (!) nie ujawnia się zawartości nośników elektronicznych, które były w
posiadaniu członków delegacji), że nie zapowiada
się jakiś gruntowny przełom w tychże pracach. Niedawna akcja
z realizowaniem ruskiej prośby dot. dokumentacji rodzinnej załogi tupolewa, a
przechowywanej w zasobach IPN (http://www.rp.pl/artykul/859863.html), tak skwapliwie
spełniona przez polskich prokuratorów (którzy doprosić się latami nie mogą od
Moskwy kluczowych dokumentów i materiałów dowodowych związanych z 10-tym
Kwietnia), rozwiewa chyba wszelkie nadzieje, co do tego, iż oficjalne śledztwo
zmierza do wykrycia rzeczywistych przyczyn tragedii i samego jej
przebiegu.
To pierwsza,
oczywiście niezwykle ważna i brzemienna w skutki, sprawa, dlatego ją tak
obszernie opisuję. Zamknięcie bowiem oficjalnego śledztwa będzie zarazem
„zapieczętowaniem” pewnej wersji wydarzeń i kto wie, czy nie znajdzie też wyrazu
z zwalczaniu „nieoficjalnych” śledztw jako „nielegalnych”, „teorio-spiskowych”,
a może nawet „zagrażających bezpieczeństwu państwa”. Drugi
proces, to trwające, choć
chyba zmierzające ku końcowi, prace Zespołu min. Macierewicza, w ramach których
została jakiś czas temu sformułowana „hipoteza dwóch
wybuchów”. Trzeci,
to badania blogerów
analizujących sprawę tragedii z 10-04 w sposób zupełnie odmienny zarówno od
prokuratur, jak i Zespołu –
tj. przez pryzmat maskirowki osłaniającej zbrodnię ataku na polską delegację,
ataku dokonanego najprawdopodobniej na zapasowym lotnisku, na które skierowano
tę delegację.
Moje pierwsze
pytanie brzmi zatem tak: jak długo trwała Pańska współpraca z Zespołem i
dlaczego została przerwana?
MD: 10
maja2010 r. przekazałem przez zaufanych poniższy list JK i AM. Nigdzie go
dotąd nie publikowałem.
Pan Jarosław Kaczyński,
nasz kandydat
Szanowny
Panie,
Proszę o przyjęcie mnie do niejawnej [mam nadzieję,
że istniejącej i pracującej już od miesiąca!] grupy badającej przyczyny
Katastrofy. Badania takie są wykonalne. Klasyfikacja
hipotez przyczyn według ich prawdopodobieństwa dokonuje się
w grupach rozproszonych. Warto ich wysiłki zebrać.
Mamy nadzieję, że nie uległ Pan naciskom, iż
„ludziom nie można Prawdy przekazać – jest zbyt straszna i
niebezpieczna”.
Polacy
chcą i muszą poznać Prawdę, jeśli mają pozostać narodem.
Proszę Pana o - choć krótkie - spotkanie w tej
sprawie.
Uzasadnienie
prośby na dole strony.
Istotne
szczegóły:
Jesteśmy
zszokowani biernością Rodzin Ofiar Katastrofy.
-
Rodziny mogą przecież, jako pokrzywdzeni, brać udział w śledztwie (wg KPK). To utrudniłoby matactwa, przerwało oburzające dla Polaków trwające obecnie „tajne śledztwo władz Rosji”.
-
Ważne dowody do sprawdzenia ew. przyczyn rozpadu samolotu są w 96-ciu trumnach, już w Polsce. Możliwa i konieczna jest ich ekshumacja i zbadanie przez zaufanych sądowych patologów. Badania, m.inn. spektrograficzne pozostałych szczątków też są możliwe.
Uzasadnienie prośby.
Należę do ludzi, którzy swe największe osiągnięcia
uzyskali dzięki temu, iż podchodzą do spraw, uznanych przez „fachowców” za
nierozwiązalne.
Tak było w fizyce rozszczepienia (szczegóły
pomijam, są w literaturze) czy przy analizie „inventory” z rozbitego RBMK w
Czarnobylu. To ostatnie działanie miało miejsce w podziemiu lat 86-88, przy
pomocy prymitywnych komputerów domowych, gdy potrzebny był super-komputer
wektorowy - oraz tajne dane wojskowe sowieckie...
Uruchomienie w Polsce powiatowej lat 90-tych
produkcji kotłów na biomasę. Rezultat: W roku 2005 sumaryczna moc małych,
głównie domowych kotłów wyniosła ponad 7 GW, por. z mocą
projektową niedoszłej EJ w Żarnowcu ok. 1 GW.
Itp.”
---------------
Wtedy też - dziwnymi drogami - dostarczyłem obu panom
(JK i AM) ten tekst:Kto wie, co jest w trumnach?
Czyli:http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=1921&Itemid=100
Tu cytuję, proszę zwrócić uwagę na DATY. Nie
można mówić „przecież nie podejrzewaliśmy”...:
„Kto wie, co jest w trumnach?
Za czasów komuny mieliśmy parę wielkich katastrof
sowieckich samolotów w Polsce. Pod Policą, pod Warszawą a przed Okęciem w lesie
kabackim (IŁ-62). Przyczyny zapewne inne, ale sposób traktowania śledztwa i ciał
ofiar - też sowiecki. Eksperci i ludzie z ekip technicznych biorący udział w
„uprzątaniu” po tamtych katastrofach pamiętają i wspominają, co
wkładano wtedy do trumien: różne
kawałki ludzi, kamienie, worki z piaskiem. Kto by się trudził sprawdzaniem, czy noga
„pasuje” do korpusu?
Czy rodziny obecnych 96-ciu ofiar otwierały trumny
(lub polecały otwarcie
ekspertom) przed
pogrzebami, ale już w Polsce? Wątpię, to zbyt bolesne. Mam nadzieję że nie zmuszono
ich w Moskwie do podpisania cyrografu, że trumien nie otworzą. Ale jeśli nie
otwierano, to rozsądne będzie żądanie szybkiej ekshumacji i sprawdzenia zawartości
przez uczciwych biegłych sądowych. To potrzebne dla - choćby niewielkiego - sprawdzenia
poprawności procedur „gospodarzy”. Pogrzeby „na słowo honoru” Putina?”
Proszę o staranne przestudiowanie
artykułu Dymiący
nagan http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=1936&Itemid=100
z którego zamieszczam wyjątek:
„...uważam, że zarówno (niedostępne nam jeszcze na razie) szczątki samolotu jak i przedmioty znalezione na
miejscu wypadku oraz zwłoki ofiar mogłyby potwierdzić lub wykluczyć hipotezę
eksplozji wolumetrycznej w kabinie pasażerskiej, która jest zgodna z widocznym
na zdjęciach stanem wraku oraz pogłoskami na temat stanu zwłok. Osobom
zainteresowanym fizyką takich eksplozji i sposobem ich przeprowadzania polecam
kwerendę literatury tematu, z użyciem fraz kluczowych: UCVE (unconfined cloud vapour explosion), CCVE (confined cloud vapor explosion) oraz BLEVE (boiling liquid expanding vapor
explosion). O ile analiza
spektrometryczna znalazłaby na miejscu katastrofy, w szczątkach samolotu lub na
zwłokach ofiar tlenek etylenu,
tlenek propylenu, azotan izopropylu, aluminium, magnez lub cyrkon o wysokiej
czystości, w postaci pyłów o
innym składzie niż stopy użyte w konstrukcji samolotu, kompleksowe związki metaloorganiczne zawierające
fluor i metale lekkie, niewytłumaczalnie wysokie stężenie fluoru, albo
nanocząsteczki metali, to taka
sygnatura wskazywałaby na
eksplozję
wolumetryczną, zwaną przez
Rosjan
termobaryczną.”
----------------
Z błagalnego mail'a do [...]: „Niech pan powie Szefowi, że pańcia, która chwali
się, że z księdzem-niedoukiem zagrzebała ciało męczennika w dołku przy rowie -
no, nie popisała się”. Jako ekspiacja konieczna jest szybka porządna wyprawa
do Katynia
II, z dużym termosem
(stołówkowym) i suchym lodem, i przywiezienie tyle kawałków ciał, ile się da.
Dla badań DNA oraz śledztwa, co w nich jest: nano-cząstki, jakie związki
chemiczne (np. te, co u
Starego Wiarusa w Dymiącym Naganie wymienione). I przekonanie Rodzin,tych odważniejszych, by w
celach sądowych wymusiły ekshumację. [to POKRZYWDZENI, nie poszkodowani !]
(czyli KPK, nie KPC md]”
Zmieniony (12.05.2010.)
================================
A Zespół powstał wiele miesięcy później. Piotr B.
wywalczył mi posłuchanie w Zespole Parlamentarnym (dalej ZP). Było z 10 posłów,
sporo innych osób, trwało ze trzy godziny. Mówiłem o obliczeniach n.t. praw
zachowania pędu i momentu pędu (na „pancernej brzozie” - nikt
jeszcze otwarcie tego nie zakwestionował), że żadnych 40-100 g nie mogło
być. I o konieczności NATYCHMIASTOWYCH ekshumacji i niezależnych
badań zawartości trumien. Według zeznań już złożonych w Prokuraturze
Wojskowej:
Zeznania świadka Mirosława Dakowskiego dla
Prokuratury Wojskowej spisane 8 listopada 2010
r. Są tu:http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2605&Itemid=100
Powyższe warto przeczytać. Za długie, by tu
cytować.
I to było moje pierwsze i ostatnie spotkanie z
ZP.
GAPOL
Na początku X. 2010, wraz z mec. St. Hamburą, byłem na
spotkaniu „ekspertów” w GaPol-u u Sakiewicza i wielu innych. Przedtem
Wierzchołowski i Misiak przeprowadzili ze mną wywiad o pancernej brzozie, o
konieczności ekshumacji i konieczności zbadania tych stert złomu, które były już w Polsce, też w GP.
Już przedtem prokuratura wzięła im jakiś przyrząd, którym się pochwalili.
Ostrzegałem, by nie trzymali w szafach, lecz schowali u cioci – . Bez skutku. Na
zebraniu żądałem, by natychmiast zrobili badania, z jakich traktorów
(wladimiriec??) są to części (a które - z tutki) -
oraz
- czy zostały zgniecione, czy ew. rozerwane
- czy są ślady hexogenu, składników bomb próżniowych
itp.
- żądałem, by pani red., która z pomocą księdza
zakopała jakiś kawał mięsa koło drogi przy złomowisku, za karę zniszczenia
dowodu rzeczowego pojechała tam z naczyniem Dewara i kostką suchego ludu
- i przywiozła to mięsko do badań. Bo może to z kota? Byli chyba zgorszeni. W
czasie Narady informowałem, że tuż obok, kilkaset metrów od GP, jest na
Politechnice wydział MEL, na którym mogą badania mechaniczne przeprowadzić. Jest
zresztą wiele laboratoriów zdolnych do takich badań. Decyzja Tomka S.:
„pomyślimy”. Za tydzień chłopaki (Wierzchołowski) zeznały, że jednak
wywiad ze mną zdjęto z GP. A kolejnej narady ekspertów przewidzianej na
pocz. listopada, już nie było (ani ja, ani Hambura, bo pytałem).
Te grupy były jakby płoszone przez podobne pytania i
żądania (ciała, złom...). Na jesieni 2010 wg relacji [----]
wiarygodnych osób rugano „swoich”, tj. rodziny bliskich za chęć i plan
wykopania trumien i zbadania za granicą. „Tego nie wolno!!!”
„Tylko naciski na prokuraturę!!” Itp. Skutecznie...
FYM: Jak Pan
ocenia stan wspomnianych przeze mnie wyżej, dwóch śledztw – oficjalnego,
prowadzonego przez prokuratury (wojskową i cywilną) oraz tego prowadzonego przez
Zespół?
MD: Już rok
temu, na Prima Aprilis 2011, prok. Seremet oświadczył że „żadnego zamachu
nie było”, więc Mu posłałem następujące pismo: do Pana Andrzeja Seremeta,
prokuratora
Mirosław
Dakowski, Secunda Aprilis 2011
Szanowny
Panie,
Jeśli konferencja Panów na Prima Aprilis
(Najpotworniejsza WIADOMOŚĆ na Prima
Aprilis)
zdarzyła się naprawdę, a nie było to jakieś ponure zadrwienie z Pana i kolegów
przez złośliwego żartownisia, to byłoby to równocześnie groźne i smutne.
Bardziej może dla panów, niż dla ustalenia opinii Polaków na temat przyczyn
„Smoleńska”.
W czasie ostatniego, strasznego roku poznałem
rozumowania i argumenty bardzo wielu analityków sprawy smoleńskiej. Przekonało
mnie to, że analitycy publikujący swe prace w internecie są w ogromnym procencie
wysokiej klasy profesjonalistami. Dokumentują to wyniki ich analiz.
To, co dociera do nas wielu drogami z prokuratur,
wskazuje na raczej słabszą kondycję tych zespołów.
Tekst Jajcarze z
Prokuraturypan
na pewno zna, a jeśli sekretarka nie zdołała panu wydrukować, bo miała akurat
pilne rozmowy z koleżankami i źle wychodzący pasjans w komputerze, to może Pan
tu kliknąć - wyjdzie. By mieć pewność, że taki kiks, jak ten na Prima Aprilis
się nie zdarzy, posyłałem Panu parokrotnie na jesieni 2010 r. kopie dowodów
wskazujących na zbrodnię, składanych w Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w
Warszawie.
Nie może więc
Pan w przyszłości powiedzieć usprawiedliwiająco „nie wiedziałem”.
Propozycja
Jeśli prokuratorzy wiedzą, tj. mają
dowody, że gdzieś pod Smoleńskiem nie doszło do zamachu, że te wątki
są do wykluczenia, a ich ciągłe rozważanie i analizy robione przez nas są
nieuzasadnione, że zostaliśmy zwiedzeni na skutek np. jakiejś inscenizacji w
lasku pod Siewiernym, czy też zbiegu okoliczności, to prosimy o wyjaśnienie. Nie
jesteśmy zacietrzewieni. Można nas przekonać.
Oto przykładowe (nieliczne z wielu)
wątki:
- wątpliwości co do czasu i miejsca rozbicia Tu nr
101 i śmierci Polaków podobno znajdujących się na jego pokładzie,
- wątpliwości co do nagłej mgły, stanu
radiolatarni, możliwości meaconingu
- wątpliwości co do dowodów wybuchu (od środka)
jakiejś struktury, której części (są tam elementy omszałe) są widoczne na
zdjęciach lasku smoleńskiego,
- wątpliwości co do zmiennego stanu i
przemieszczania się złomu, np. kokpitu, już po t.zw. katastrofie...
Zupełnie skandaliczne jest nie przeprowadzenie
ekshumacji i badań ciał ofiar (ściślej- zawartości trumien) z urzędu, oraz
zastraszanie rodzin, które tego od wielu miesięcy żądają.
Takie i podobne argumenty i dowody przekazaliśmy
Okręgowej Prokuraturze Wojskowej w Warszawie, a ja, dla pewności procesowej,
przesyłałem je też równolegle na Pana ręce. Jeśli prokuratorzy Panu podlegający
i Pan osobiście po analizach uznali te dowody na zbrodnię za błędne, to nic
prostszego:
Proszę nas, tych 20-30 analityków społecznych,
którzy przedstawili swe rozumowania i spostrzeżenia w internecie czytającemu
narodowi, a przesłali je też panom, zaprosić na parodniowe warsztaty - i te
dowody będące w dyspozycji prokuratury nam przedstawić. Konieczne będzie
umożliwienie nam zadawania pytań, dyskusji, czy propozycji testów krzyżowych.
Jeśli argumenty panów będą przekonywujące, a nie wątpię, że po roku ciężkiej
pracy nie ośmieliliby się panowie przedstawiać jedynie swej ignorancji,
niewiedzy, to chętnie te dowody zaakceptujemy. Możemy też zobowiązać się, że
żadnych „szczegółów śledztwa” pod rygorem kar nie ujawnimy aż do chwili
zwolnienia z tych tajemnic.
Wydamy tylko wspólne
oświadczenie, że „przekonali nas faceci” (to z Gałczyńskiego,
nie drwina), iż w rzeczywistości żadnej zbrodni nie było, że myliliśmy
się w naszych analizach.
Jak duże znaczenie dla uspokojenia opinii
społecznej w Polsce miałoby takie oświadczenie, pewnie Pan wie, a jeśli nie,
mogą Panu to uświadomić wyspecjalizowane agendy propagandystów pracujące przy
rządzie.
Jeśli natomiast Pan, z prok. K. Parulskim (co to
dostał generała w czasie tego ślimaczącego się śledztwa)
naszą propozycję zignorujecie, to oczywistym się stanie dla wszystkich, że wasze
komunikaty nie mówią o Smoleńsku, a jedynie o stanie Waszych dusz.
To nie sprawa polityczna. To sprawa uczciwości i
honoru.
Zdajemy sobie sprawę, że przed tak dramatycznymi
wyborami polski wymiar sprawiedliwości nie stał nigdy w historii.
Prawda przecież istnieje obiektywnie. Jest
nieśmiertelna. Nie da się jej zaczarować, czy uśpić na zawsze.
Panie Seremet, pan ma duszę. Ale, wbrew nadziejom
wielu głupców, ona nie kończy się z życiem biologicznym. Zapewniam pana, że ona
jest wieczna. Czy warto jej los narażać dla jakichś powodów bieżących, nacisków
czy uwarunkowań politycznych?
Panie Andrzeju, nie myślmy tylko o opinii Polaków
za lat sto czy dwieście o Zbrodni Smoleńskiej i ekipach ją
badających.
Mówi do Pana stary człowiek. Niech Pan pomyśli o
swej duszy nieśmiertelnej i zadba o nią... Pana podwładni i koledzy –
też.
Z wyrazami szacunku
Z Panem Bogiem
Mirosław Dakowski, fizyk
---------------------------------------------------------------
Pan A. Seremet zaraz odpowiedział mi, że przesyła ten
tekst do Wojsk. Prokuratury Okr. (mam jego pismo). A sam - zakończenie
potraktował poważnie, mam na to dowody. A celem „śledztwa oficjalnego” i
podtrzymywania dotychczasowej ”linii ZP” jest pogrążenie ludzi w beznadziei:
To może przestaną się wreszcie interesować...
FYM: Dlaczego Pański głos i głos prof. J.
Trznadla (pomysłodawcy i
sygnatariusza listu otwartego, domagającego się powołania międzynarodowej
komisji śledczej ws. tragedii z 10-04) opowiadający się za tym, iż w Smoleńsku
dokonano makabrycznej inscenizacji katastrofy lotniczej (makabrycznej w
dwójnasób – wykorzystano ciała ludzkie jako rekwizyty, a poza tym przedstawiono
„światu”, bo przecież nie tylko Polsce, ową polankę ze szczątkami jako „miejsce
wypadku”), został gruntownie
przemilczany? Nie chodzi mi
oczywiście o „media mainstreamowe”. Wg mnie względy polityczne zaczęły od
dłuższego już czasu brać górę nad sprawami samego śledztwa – to jest chyba
proces, który nie wróży zbyt dobrze dalszym badaniom nad przyczynami tragedii –
ciekaw jestem jednak Pańskiego zdania.
MD: Poza przewagą „względów politycznych” nad
koniecznością poznania PRAWDY - sądzę, że naciski były ponad siły niektórych
osób. Jak inaczej wytłumaczyć wielomiesięczne milczenia Jarosława Kaczyńskiego o
powtórnych oględzinach ciała Brata - już w Polsce. Z relacji prasowych wynika,
że pan JK zauważył wtedy w trumnie Brata – dorzuconą nogę generała. Reakcja
spodziewana przez nas byłaby: Hola!! Proszę robić zdjęcia,
filmować, dokumentować, żądam natychmiastowego śledztwa!
Itp.
A tych reakcji było brak. O jakim, niewyobrażalnym dla
nas nacisku na JK to świadczy! Strach pomyśleć. Ujawnił sprawę dopiero po paru
miesiącach - i znów zapadła CISZA. O jakim, niewyobrażalnym
nacisku na wszystkich odpowiedzialnych to świadczy!
Niedawno rozmawiałem ze znanym reżyserem. Mówi, że
jako fachowiec już od pierwszych godzin po wiadomości o „zdarzeniach
smoleńskich” był przekonany, że w lasku na Siewiernym była inscenizacja. Mniej
czy bardziej udolnie wykonywana - to do dyskusji. Ale środowiska polityczne
takiej profesjonalnej dyskusji, która powinna doprowadzić do uzgodnienia
poglądów - unikały i unikają. Dla rozstrzygnięcia każdej ważnej sprawy naukowej
robi się dyskusję, konfrontację danych i hipotez. Tu zaś - strona MAK i grupka
„mgr. inż. Millera” od początku do końca (raczej - aż do teraz, bo prawdziwy
KONIEC będzie ujawnieniem PRAWDY) zarzuca nas setkami ewidentnych kłamstw
i oszustw. Można skwitować, że od tego oni są. Ale czemu ZP unika dyskusji z
analitykami wskazującymi, że konsekwencją Inscenizacji (z jej istnieniem ZP się
chyba zgadza) jest maskirowka – nie wiem. Obiektywność każdych
badań nakazuje rozważenie wszystkich hipotez - i dopiero później ew. odrzucenie
niektórych. To odejście od przyjętych w nauce
metod badawczych bardzo mnie boli.Tajemnica...
FYM: Przejdźmy do
zagadnienia samych badań. Tak na zdrowy rozum, to sprawa tychże badań – nawet w przypadku takiej totalnej obstrukcji, jaką
od samego początku „wszczęcia śledztwa”, prowadzi Moskwa
– nie powinna być szczególnie
skomplikowana. Po pierwsze:
jest przecież mnóstwo świadków do przesłuchania (z Katynia, Smoleńska i Okęcia).
Po drugie: istnieje wiele śladów i wątków do zbadania w Polsce. Po trzecie:
sporo dowodów rzeczowych pozostaje w posiadaniu czy to rodzin ofiar zamachu, czy
też innych osób (np. dziennikarze mają swoje „depozyty”). Po czwarte: są liczne
– różnej jakości, ale na pewno poddające się analizie kryminalistycznej –
zdjęcia i materiały audiowizualne ze Smoleńska. Po piąte: w Polsce pochowano
ciała, które można poddać badaniom medyczno-sądowym. Tymczasem środowiska
skupione wokół Zespołu właściwie ograniczyły się do zgłębiania danych zawartych w raporcie komisji
Burdenki 2 (zwanym
potocznie „raportem MAK”),
ewentualnie danych „wydobytych” przez „komisję Millera” oraz do utyskiwania, iż
wciąż nie ma wraku oraz rejestratorów. (Na marginesie dodam, że nie wiem, w jaki sposób
można mówić z przekonaniem o dwóch wybuchach na pokładzie i rozerwaniu
„prezydenckiego tupolewa”, jeśli nie badało się osobiście wraku i miejsca, na
którym ten wrak leżał (i na które samolot miał w kawałkach spaść) oraz nie
dysponuje się oryginałami czarnych skrzynek i innych urządzeń pokładowych – ale
mniejsza z tym.) Jak Pan sądzi, dlaczego nawet w obszarze, powiedzmy,
niezależnego śledztwa – zakres poddawanego analizie materiału jest tak
wąski?
MD: Mogę
tylko powiedzieć, że grupa ZP, czy GaPOl-a, jakoś bardzo unika możliwości
badań zawartości trumien, wnikliwych przesłuchań świadków żyjących w Polsce.
Świadkowie pracujący w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego są u nich jakby
chronieni od wnikliwych pytań. A przecież mamy wcześniejsze dowody na rzecz
oczywistą: wrogowie Polski, czy Prezydenta LK działali wewnątrz Kancelarii.
Świadczy o tym np. podrzucenie do podpisu Prezydentowi jakiegoś wyróżnienia
Jaruzela za „Sybir”, czy demonstracyjne wciąganie na maszt flagi Monaco.
Zamach (a tego, że był to zamach, po analizach jestem
pewien w 100 %) wymagał współdziałania z wewnątrz Kancelarii Prezydenta. Od
pierwszych godzin zwracano uwagę na „wyciek” list pasażerów do mediów, na
gwałtowne zmiany środków transportu różnych osób.
Jakby w oficjalnych analizach (głównie ZP) nie
ośmielono się przyjąć oczywistego w każdym śledztwie założenia, że nie ma osób
pod osłoną, ani hipotez tabu, do odrzucenia z góry. Czemu tak się
dzieje? Misterium iniquitatis... Panuje „ogłuszająca cisza” wokół
najważniejszych spraw, wątków, których analiza możliwa jest nawet przy
zrabowaniu szczątków naszego samolotu, czy samolotów, też rejestratorów,
kodowanych telefonów, broni i kamizelek BOR-owców itp.
W notce „To elementarne, Watsonie!”
skupiłem się, z braku dowodów materialnych, które ciągle pozostają w rękach
rabusiów, na wskazaniu tylko tych spraw, dla których da się określić
prawdopodobieństwo na 1
(pewność, że zdarzenie zaszło) lub 0 (zdarzenie z
pewnością nie zaszło). Cytuję z: http://dakowski.pl//index.phpoption=com_content&task=view&id=2633&Itemid=100
„Jeśli dwie wieże WTC w 9/11 zostały
„trafione” przez duże Boeingi, to prawdopodobieństwo tego, że za sterami
siedzieli Arabowie nie umiejący powozić awionetką i nie znający „American
English” jest ZERO (p=0). Jeśli wszystkie trzy wieże (nie dwie,
średnio otumaniona Osobo!) zawaliły się w czasie zgodnym ze swobodnym
spadaniem ciał na Ziemi (a=g), to jest pewne (p=1), że
nastąpiło to na skutek jednoczesnych wybuchów na wielu piętrach, niszczących
konstrukcje nośne tych budynków. Musiało to być przygotowywane miesiącami przez
wielkie grupy profesjonalistów, pewnych możnej opieki i bezkarności. Jeśli
Komisja rządu USA orzeka, że te wieże zawaliły się „na skutek nacisku górnych
pięter”, to do komisji tej skierowano, ściślej: wybrano, nie
tylko jołopów, ale i zbrodniarzy. Piszę jołopów nie dlatego, że nie
wiedzieli, że to fizycznie niemożliwe, ale dlatego, że chyba uznali, iż
zastraszony naród amerykański nie ośmieli się tej sprawy podnieść. Ale dlaczego
zbrodniarze nie zostali osądzeni i ukarani? Jeśli podana oficjalnie
trajektoria Boeinga, który miał trafić w Pentagon, wymagałaby przyspieszeń do
36 g, oraz skurczenia się grubego samolotu do rozmiarów małego myśliwca
czy latającej bomby, i to tuż przed uderzeniem w ścianę Pentagonu, to
prawdopodobieństwo takiego procesu jest zerowe (p=0). Dokładnie,
matematycznie ZERO.
Z drugiej, naszej strony (słoń a sprawa
polska):Jeśli pan Kushner brał udział
w „pracach” tej komisji i jej wnioski podpisał (nie jestem tego pewien),
to świadomie skłamał swemu Narodowi. Szansa, że pomoże ujawnić prawdę Smoleńską
jakiemuś egzotycznemu narodkowi - no, też jest bardzo bliska ZERU.
Teraz u nas: Jeśli coś ścięło
brzozę (zostańmy przy tym terminie, choć była to zapewne topola...) samym
czubkiem skrzydła (drzazga...), przelatując na wysokości 5-6 metrów, to
prawdopodobieństwo, że „się urwie” kawał skrzydła o długości ok. 4-5 metrów, a
więc nastąpi duża nierównowaga sił nośnych skrzydeł, jest bardzo bliskie ZERA
(p=~0). Jeśli zaś cała okolica tego drzewa nie odczuła podmuchu wichru o
prędkości 100-300 km/h, to prawdopodobieństwo takiego przelotu i zdarzenia jest
dokładniezerowe (p=0).
Jeśli właz przedni Tu154 jest oparty o drzewo w
pozycji wskazującej na lot w kierunku przeciwnym niż hipotetyczny lot Tu154, to
musiał go tam ustawić wybuch nadający odwrotny kierunek lotu lub źle
przeszkolona ekipa robotników, a nie - rozpad kadłuba na skutek pędu
początkowego o znanym zwrocie. Ta ostatnia hipoteza miałaby (p=0).
Jeśli czarna skrzynka, przedmiot ciężki i kulisty, więc łatwo toczący się,
został znaleziony na początku „drogi rozpadu” samolotu, to
prawdopodobieństwo, że oderwała się ona z tegoż kadłuba, z okolic ogona i
poleciała zgodnie z kierunkiem postulowanego ruchu kadłuba jest (p=~0).
Jeśli plamy błota na fragmentach skrzydeł i ogona są po jednej stronie tych
elementów, oraz mają kształt plam kołowych (Krzysztof Cierpisz),
to wyklucza to przemieszczanie się tych elementów w sposób przypadkowy, przy
prędkości 300-100 km/h, jako skutek energii kinetycznej rozpadającego się
kadłuba w błotnym, miękkim terenie (p=~0).
Analiza szczątków Tu154M wskazuje, że części z
duralu nie zostały ZGNIECIONE, lecz rozerwane.
Konieczne jest sprawdzenie tego twierdzenia w laboratoriach specjalistycznych.
Jeśli zostanie potwierdzone rozerwanie, to WYBUCH przestanie być
hipotezą, choćby była ona obecnie najbardziej prawdopodobną. To samo dotyczy
badań, pod kątem analizy śladów wybuchu, zawartości trumien.
Takich faktów sto (lub więcej) znamy. Są dobrze
udokumentowane. Tu nie trzeba rozwiązywania układu równań różniczkowych, o
których pisują różne uczone trolle.
W rozumowaniach, w których do udowodnienia tezy
konieczny jest cały ciąg przesłanek, obalenie jednej urywa i czyni bezużytecznym
cały ten łańcuch. W proponowanej metodzie - odwrotnie: Choćby udowodniono, że
wszystkie argumenty poza jednym są błędne, to ten jeden, który się ostał, jest
decydujący.
Wynika z
tego, że:
Ponieważ o tym, kto będzie prowadził śledztwo
zadecydowali tchórze i zdrajcy, a może i mordercy, musimy każdym kosztem ujawnić
i udokumentować te oczywiste fakty, które uniemożliwią wrogom dodanie do
Zbrodni Smoleńskiej jeszcze Kłamstwa Smoleńskiego. Zebranie i porządne
sformułowanie jednego, spójnego, jednolitego tekstu musi się odbyć w gronie
sprawdzonych już przez te siedem miesięcy, wzajemnie sobie ufających i
skutecznych analityków. Poza rykiem i wrzaskiem trolli. A potem - wynik
przekażemy jawnie do Prokuratora Generalnego (ktokolwiek nim będzie) i
Prokuratury Wojskowej.
Bo oni wiedzą, że „politycy” (to ci, co obecnie
deklarują, że „polityką się nie chcą zajmować”), gdy Prawda zostanie
formalnie ujawniona, pewnie spadną na cztery łapy (no, może z jedną
oderwaną), ale urzędnik czy prokurator jest kandydatem na Kozła
Ofiarnego. Czego on bardzo nie lubi. A może też - znajdzie się wśród tych
ostatnich i patriota, by uniemożliwić prawne przyklepanie fałszu.”
Porównałem tu 9/11 w USA i Smoleńsk.
Był w tym czasie w
Warszawie Amerykanin, chyba Kushner, który wcześniej podpisał się pod
oficjalnym Raportem rządowym o 9/11. Dowodziłem,
że jeśli ktoś
kłamie w sprawie 9/11, nie wolno na niego liczyć w sprawie
Smoleńska. Zadziwiło mnie, że grupa osób wtedy badających
„Smoleńsk”, a zainteresowana pomocą Kushner’a, nie chciała słyszeć i widzieć
argumentów o 9/11. Kushner podpisał oficjalną rządową ewidentnie zakłamaną
wersję wydarzeń 9/11.
Na moje pytanie:
Dlaczego liczycie, że człowiek, który kłamał w najważniejszych sprawach swego
kraju, będzie zainteresowany w ujawnieniu prawdy w obcym kraiku?,
odpowiadano: „Milcz! To
przecież sojusznik”. Takie moje
postawienie sprawy wyraźnie gospodarzy spłoszyło. Ta logika, zapewne
często stosowana w zdegenerowanej polityce, jest sprzeczna z metodami nauk
ścisłych.
Rola płatnych trolli
jest jasna. Ale... Po mojej notce z 2010 roku, wykazującej że ew. urwanie
skrzydła tutki na pancernej brzozie
na wysokości 5.6 metra miałoby jako konsekwencję figury wyższej akrobacji (ta
nieszczęsna „beczka”) zachodzące wiele metrów pod ziemią (bo geometrycznie
na tej wysokości nie ma miejsca na
„figury”) odezwał się na
Salonie24 mój dawny miły znajomy, ojciec jezuita Krzysztof Mądel, by wykazywać
czytelnikom z dużą dozą pewności siebie, że on, jako ekspert
lotniczy (sic!) wie, że tutka mogła
po tym zderzeniu wznieść się w górę - to robi się
naprawdę STRASZNIE.
FYM: Pytania w
tej materii (smoleńskiego śledztwa) można by mnożyć. Jest np. cała sprawa wylotu
z Okęcia, monitorowania przelotu, dokumentacji związanej z tym, co się działo na
warszawskim lotnisku; jest sprawa zobrazowań radarowych podczas przelotów
statków specjalnych 10 Kwietnia; jest sprawa polskich świadków
(podkreślam
polskich, nie żadnych ruskich
leśnych dziadków, z których jeden się musiał koła samochodu trzymać, by go pęd
powietrza spod brzozy nie porwał, a drugi widział „wybuch jak żółtko”) będących
tamtego dnia w Smoleńsku; jest sprawa świadków w Katyniu; jest sprawa
rezerwowania lotnisk zapasowych; jest sprawa rzekomo nieczynnego lotniska w
Witebsku... Jest mnóstwo rzeczy do zbadania – tymczasem nie są one analizowane. Dlaczego?
MD:
STRACH. Zwierzęcy strach. Pies długo katowany liże oprawcy buty i merda
ogonkiem, nawet złamanym przed chwilą. Jak doprowadzono do tego nieludzkiego
stanu duże grupy Polaków?
Chyba się nie mylę, że odlot z Okęcia samolotów
(tutka, parę jaków?) jest jedynym w światowej historii odlotem Głowy Państwa,
Generalicji, osób towarzyszących, dziennikarzy itp.) bez dokumentacji
fotograficznej i filmowej, bez dokumentów lotu. Nawet osobiście odczułem Paraliż
Strachu u osób, które mogłyby wiedzieć, czy mieć dowody na to, co rankiem 10
kwietnia działo się na Okęciu. Pewna Poważna Pani profesor (dziękuję,
Marto!) pisała mi w 2010 r. ostrzegawczo, bym tak nie nastawał na niezależne
ekshumacje, bo jeśli PRAWDA wyjdzie na jaw - to co nam zostanie? Wojna z
Rosją? Przy takiej dysproporcji sił?
Tymczasem, przy analizie kinematyki i dynamiki
Zdarzenia nie myślimy o tym, kto to zrobił. Jeśli czerwoni, to może
Marsjanie, bo to Czerwona Planeta. Dopiero przy ocenie prawdopodobieństw
zafałszowania danych bierzemy pod uwagę, SKĄD te dane pochodzą.
Po dwóch latach podtrzymuję to, co pisałem do JK 10
maja 2010: „Mamy nadzieję, że nie uległ Pan naciskom, iż „ludziom
nie można Prawdy przekazać – jest zbyt straszna i niebezpieczna”. Polacy chcą i
muszą poznać Prawdę, jeśli mają pozostać narodem”.
FYM: Z maila od
Pana dowiedziałem się, że red. L. Szymowski bez Pańskiej wiedzy i zgody
wykorzystał Pańskie materiały w swojej książce. Nie przyszło mi to do głowy, że
mogła zaistnieć taka sytuacja, toteż wspominając w „Czerwonej stronie Księżyca”
o tym, iż w „Zamachu w Smoleńsku” są odwołania do Pańskich badań, nawet nie
sprawdziłem tej kwestii, zakładając, iż publikacja odnosiła się do czasów, gdy
był Pan jeszcze ekspertem Zespołu. Jak więc ocenia Pan nie tylko książkę
Szymowskiego, ale i te kolejne publikacje podtrzymujące wersję z zamachem na/nad
Siewiernym? Mam na myśli „Zbrodnię smoleńską” napisaną przez „Zespół
Niezależnych Ekspertów” (moim zdaniem „fachowców wojskowych”) i niedawną
„Musieli zginąć” L. Misiaka i G. Wierzchołowskiego?
MD: Leszek
Szymowski, „Zamach w Smoleńsku” - p.
Leszek bywał u mnie, rok-dwa wcześniej, gdy
chciał nagłośnić medialnie sprawę FOZZ. Niestety, sprawa go przerosła. Gdy więc
chciał, po pojawieniu się na wielu portalach wspomnianego wyżej tekstu o
Smoleńsku (Zeznania świadka
Mirosława Dakowskiego dla Prokuratury Wojskowej 8 listopada 2010 r.
- są tu:
http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2605&Itemid=100), bym odpowiedział na jego pytania (wtedy chciał opublikować na początek
w
NCz!) - napisałem mu prawdę, że
jego proponowane pytania są niemądre, świadczą o braku jakiejkolwiek wiedzy
ścisłej i brakach w nauce logiki - i zaproponowałem (moje)
tak pytania, jak odpowiedzi.
Gdy jednak kolejny raz wszystko przerobił pod kątem
„wielkich praw” itp. trąba- bąba, wygoniłem go. On znów jednak
powtórzył swe (niemądre) pytania, trochę zmodyfikowane. Wtedy zakazałem
„wkładania mi w usta” czegokolwiek. Zagroziłem, że mu [----] (nie
wypada cytować...). W książce skopiował więc me zdania z już opublikowanego
powyższego tekstu.
Dodał jednak coś o mej „sławie w dziedzinie
praw pędu...”. Brr. Nie mógł się powstrzymać... Mówię o tym, bo Pan cytował
mnie w „Czerwonej stronie
Księżyca”, jakby z
książki tego młodego dziennikarza. A to, co wypisał o mnie L. Sz. ośmieszyło
mnie w oczach kolegów (na Salonie 24 grzmiał prof. Rafał Broda). Zmartwiłoby
mnie, gdybym przywiązywał wagę do takich nielogicznych kłamstewek żurnalistów i
braku logiki kolegów.
Płk. A. i „Anatomia Zamachu”. Mój kontakt z tą
sprawą jest tak absurdalny, że opiszę szczegółowo. WM proponował mi współpracę z
gronem wojskowych, dawniej ze „służb”. Odmówiłem, wyjaśniając, że nie mam sił
ani czasu na zabawę z takimi szachistami, którzy przecież nawet stałych reguł
gry nie uznają, nie mówiąc o możliwości zaufania im. Po ok. 3-ch miesiącach WM
przyniósł mi wydruk angielskiej wersji tej pracy. Było to w pidgin
inglish, o wiele gorzej, niż gdyby to było tłumaczenie maszynowe. Zdziwiłem
się, bo autor podobno był 8 lat dyrektorem firmy lotniczej w Anglii.
Tekst polski, który mi po paru tygodniach przyniósł
sam płk. A., był o niebo lepszy. Płk. A. tłumaczył mi, że
„tamto” przetłumaczył w pośpiechu (choć w tekście polskim są raczej ślady
tłumaczenia z angielskiego). Był tajemniczy, skąd ma te dane o Mig-ach 29 i ich
lotnisku. Sugerował, że był tam z kolegą, też oficerem, ale mają również dane od
ruskich, kolegów (wojskowych, ale anty-putinowskich). Na moje pytanie,
jak można trafić na przygotowany uprzednio z dokładnością do 10-50 metrów plac z
Inscenizacją (a jej byliśmy już wtedy pewni) z tutką zestrzeloną
przez miga dawał odpowiedzi nieprzekonywujące. Całość - dużo materiałów
ciekawych, ale ile z nich wiarygodnych - nie wiem.
A „Musieli zginąć” L. Misiaka i G.
Wierzchołowskiego już nie czytałem, oni wcześniej okazali się „ślepymi na
jedno oko”. Mój czas jest coraz cenniejszy, bo go mało.
FYM: Jedna rzecz
nie daje mi spokoju – aktualnie już tylko Zespół pozostaje instytucją władną
jakoś pogłębiać wątki śledcze i zdobywać nowy materiał dowodowy czy nawet
procesowy – tymczasem można odnieść wrażenie, iż zostało (już od ponad roku) zupełnie zarzucone
przesłuchiwanie świadków
(ściśle związanych ze „Smoleńskiem”). Nie widzieliśmy więc ani wielu
dziennikarzy, którzy byli w okolicach smoleńskiego wojskowego lotniska (lub
rychło tam przybyli z Katynia), ani wielu urzędników państwowych, ani ludzi z 36
splt itd.
MD: Jest
nadzieja: wydaje się, że do pracy w ZP posłowie zapraszają coraz więcej ludzi
nauk ścisłych, którzy zechcą wreszcie przy swych analizach zaznaczać, że „te konkretne analizy”, jak „dwa
wybuchy”, na jakiej wysokości zaszły itp., robione są na podstawie
danych otrzymanych, podrzuconych czy przekazanych przez MAK. Takie dane
przecież analizują firmy amerykańskie, jak Avionics itp. Zgoda, że nie można w
tym wypadku przyjąć najlepszej taktyki, którą ktoś z blogerów zaproponował na
początku: „MAK w dupie”. Wystarczy jednak przecież dodać po analizie:
„Jeśliby dane, na których się oparłem, były autentyczne,
to...”
A tylko z autentycznych rejestratorów można będzie
(może?) odzyskać informacje sprzed fałszerstw. Zakładanie, że MAK
zawsze oszukuje (na co mamy dowody), ale „w tym wypadku” musimy się na ich
danych oprzeć - czyli uznać je za prawdziwe - nie jest już chyba naiwnością.
Byłoby - czymś gorszym.
Na polityków mniej działają argumenty, a więcej -
nacisk. Więc naciski społeczności blogerów (a widzę za miłym zdziwieniem, że
taka społeczność w sprawie ZBRODNI jednak powstała i jest prężna) mogą tu wiele
zmienić.
Ale na dotarcie do PRAWDY, tj. ujawnienie dowodów
siłami samych Polak ów - raczej nie liczę. Za dużo strachu i zakłamania.
Potrzebna jest nam oraz szczególnie Rosjanom radykalna zmiana w Rosji. Zaś
runięcie Imperium Kłamstwa i Zła jest możliwe - patrz odpowiedź na następne
pytanie, na końcu.
FYM: Czy Pana
zdaniem powstanie wnet komisja międzynarodowa ws. tragedii z
10-04?
MD:Wielkie siły globalistyczne wyraźnie prą świat do
jakiejś katastrofy. Sytuacja tak polityczna, jak gospodarcza staje się coraz
bardziej niestabilna. Jednak wbrew obawom wielu znawców, w USA jest jeszcze duży
potencjał, duży odłam zdrowego społeczeństwa, który to widzi - i może
zareagować. Przed laty miałem przyjaciela, generała CIA, katolika. Mówił z
troską o kierunku zmian w Stanach. Ale twierdził, że możliwe jest odrodzenie
tego narodu, zmiana kierunku polityki państwa z samozagłady na kierunek
ozdrowieńczy. I wtedy my mamy szansę, bo tak odnowionej Ameryce potrzebni będą
lojalni a uczciwi sojusznicy. Jeśli ten odwrót
odpolit-zakłamaniatam nastąpi - to
szybko pojawią się dowody, filmy, w ogóle realna pomoc w sprawie Zbrodni
Smoleńskiej. Tak z USA, jak z NATO. Bo im to będzie się
opłacało.
Czytelnicy mej strony wiedzą, że większą wagę
przykładam jednak do kierunku, który w Polsce najodważniej i najjaśniej
formułuje ksiądz Stanisław Małkowski:
I. Zawierzenie
Pośredniczce wszystkich Łask, Krucjata Różańcowa o poświecenie
Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi, jak tego Maryja żądała
w Fatimie - ale przez tego
Papieża, Benedykta XVI. Bo Rosja i Polska
mają już mało czasu. II. Krucjata Różańcowa za
Ojczyznę - już 10 % biskupów w niej uczestniczy, teraz
„wystarczy” zachęcić 10 %
Narodu (no i pozostałe 90% biskupów) – III. Intronizacja Jezusa Króla
Polski - tu opór biskupów jest jeszcze spory - ale oni
też, jak politycy, są podatni na mocne żądania Narodu. Tę sprawę od kilkunastu
lat prowadzi świetna grupa związana z ks. Tadeuszem
Kiersztynem.
FYM: Dziękuję za
rozmowę.
piątek, 27 kwietnia 2012
Polak w POpolszy * Heroizm
ZAMIAST WSTĘPU.
Kiedy już głupcy przejrzą na oczy… |
Sumliński: Czy żyjemy w wolnej Polsce?
( )
Naciski na dziennikarzy, tajemnicze zgony, kłamstwa polityków, ukrywane afery... to norma w polskiej rzeczywistości. Czy żyjemy w wolnym kraju? Wojciech Sumliński - dziennikarz śledczy stara się pomóc nam odpowiedzieć na to pytanie. Opowiada o siłach, które kryją się za Bronisławem Komorowskim, o szafach w których byli esbecy trzymają życiorysy wpływowych ludzi, o śmierci Andrzeja Leppera i innych tajemnicach III RP.
Lublin, 24 kwietnia 2012r.
Organizatorzy spotkania:
Polonia Christiana
Organizatorzy spotkania:
Polonia Christiana
APPENDIX.
( ) Powszechnie narzeka się dzisiaj na niedostatek ideowości i to nie tylko wśród „młodych”, co to nie chcą już niczego, tylko „popić, po(g)ruchać i radia posłuchać” - ale również wśród autorytetów moralnych, którzy uważają, że życie ludzkie jest „wartością najwyższą”. Jaka szkoda, że nie wiedzieli o tym święci męczennicy, którzy najwyraźniej musieli uważać, że są wartości cenniejsze od życia, skoro je dla nich poświęcili, a nie zapalili kadzidła przed posągiem Jowisza Najlepszego i Największego. Inna rzecz, że nie wszystkie idee są warte takiego poświęcenia. Weźmy dla przykładu ideę Unii Europejskiej, w którą każe się ludziom wierzyć, jako w ideę wielką. Czy jednak znalazłby się w Europie chociaż jeden człowiek, gotów oddać życie za Unię Europejską i Józika Manuela Barroso? Każdy wie, że o tym nie ma mowy; takiego człowieka w całej Europie nie ma. Nieomylny to znak, że idea Unii Europejskiej ma tylko pozory wielkości, za którymi kryje się zwyczajne Scheisse w postaci interesów narodowych, a co gorsza - interesów lichwiarskiej międzynarodówki.
Mamy zatem kryterium, przy pomocy którego możemy bez trudu odróżnić ideowość prawdziwą od ideowości udawanej - jeśli ktoś dla idei, którą głosi, gotów jest zaryzykować własne życie. Breivik twierdzi, że zabijając swoje ofiary liczył się z utratą życia - i rzeczywiście; policja przybyła na miejsce by go aresztować dopiero wtedy, jak skończyła mu się amunicja - podobnie jak i dzisiaj twierdzi, że przyjąłby karę śmierci. Podobnie mówił Eligiusz Niewiadomski - i został stracony. Breivik może tylko tak mówi, bo w Norwegii kary śmierci nie ma - ale czy nie warto by jej przywrócić choćby dlatego, by móc sprawdzić takie deklaracje?
środa, 25 kwietnia 2012
walka o Pomnik * KRS 0000263693
ZAMIAST WSTĘPU.
http://pomnikbitwywarszawskiej.pl/
APPENDIX.
Ty dołóż swoją patriotyczną cegiełkę”
Szanowni Państwo
Pomnik-Muzeum zwycięskiej wojny z bolszewikami w 1920r. będzie po wsze czasy symbolem chwały oręża polskiego.
Będzie przypomniał narodom Europy i świata, że Polacy uratowali również ich przed bolszewicką zagładą.
Zgromadzone w muzeum pamiątki i wspomnienia po bohaterskich żołnierzach i weteranach 1920r. będą służyć wychowaniu w patriotyzmie młodzieży polskiej.
PREZES ZARZĄDU FUNDACJI
Zbigniew Biernacki
APPENDIX.
Africa P r a w d a ryj - story
KRZYSZTOF OSIEJUK
Powrót burych suk
Ja naturalnie zdaję sobie sprawę z tego, co o moim stanie nerwów i emocji myślą sobie niektóre z osób odwiedzających ten blog. Wiem świetnie, że dla wielu z nich, a szczególnie dla tych którzy nie zgadzają się z opiniami przeze mnie formułowanymi, to co ja tu wypisuję, tworzy obraz wystarczająco wyraźny, żeby mnie uznać za osobę co najmniej podejrzaną. Wiem to i biorę to na swą pierś. Bez jednego słowa skargi.
Przyjmuję to na pierś, co jednak nie zmienia faktu, że z tego typu oceną głęboko się nie zgadzam. Uważam, że ja w gruncie rzeczy jestem komentatorem niezwykle umiarkowanym. To że moje poglądy są wyraźne i stosunkowo jednoznaczne, w żaden sposób temu umiarkowaniu nie przeczy. One są wyraźne, ale przy tym umiarkowane. Jestem pewien, że byłoby nienajgorzej, gdyby niektórzy zechcieli uprzejmie zauważyć, że tego typu zespół jest jak najbardziej sensowny i logiczny. Nie trzeba nie mieć poglądów, żeby zdobyć sobie uznanie i szacunek jako ktoś trzymający się środka. Taka jest prawda i nic na to nie poradzimy. Tak jest.
Jakie są powody, dla których wiele osob czytających moje komentarze na temat polityki i ludzi w tę politykę zaangażowanych uważa mnie za niebezpiecznego szaleńca? Oczywiście powodów tych może być mnóstwo. Dla niektórych ich wyrazem może być to na przykład, że uważam Jarosława Kaczyńskiego za wielkiego polskiego polityka i uczciwego człowieka, a jego zmarłego brata za wielkiego polskiego prezydenta. Dla innych dowodem na moje obłąkanie jest to, że o niektórych politykach, czy w ogóle osobach publicznych piszę, używając epitetu „ruski buc”. Inni z kolei boją się nawet na mnie spojrzeć, ponieważ z uporem godnym lepszej – ich zdaniem – sprawy, twierdzę, że samolot z Lechem Kaczyńskim na pokładzie został strącony przez złych ludzi, że inni źli ludzie powtarzają na jego temat najróżniejsze kłamstwa, a jeszcze inni źli ludzie, sfałszowali wybory, do których ich kumple swym podłym czynem doprowadzili.
Właśnie – wybory. Od czasu jak Jarosław Kaczyński znalazł w sobie tę siłę i wystartował przeciwko Bronisławowi Komorowskiemu – a tak naprawdę przeciwko wszystkim czarnym legionom Systemu – w walce o prezydenturę, niedługo upłyną już dwa lata, a ja wciąż sobie przypominam tamte dni, a może jeszcze bardziej tamten dzień i tamtą noc, i myślę, że skoro dziś ponownie z taką intensywnością przeżywamy tamtą katastrofę, a nasza walka o Prawdę wydaje się wchodzić w całkowicie nowy czas, spróbujmy też skierować naszą refleksję na tamten moment, kiedy to nam ogłoszono, że prezydentem Polski został on. Właśnie on.
Być może ktoś po latach jest w stanie sobie jeszcze przypomnieć, że kiedy owe wybory jeszcze były przed nami, wiele osób sugerowało w komentarzach tu na tym blogu, że źli ludzie je niechybnie sfałszują, a ja na to milczałem, lub bardzo się starałam, żeby w swoich odpowiedziach nie iść zbyt daleko. Myślę, że ci którzy ten blog znają trochę lepiej, pamiętają też, że do pewnego momentu, ja bardzo starannie unikałem mówienia nawet o tym, że katastrofa w Smoleńsku była aktem celowym i zaplanowanym. Dlaczego tak było? Dlatego mianowicie, że ja oczywiście swoje wiedziałem od samego początku, natomiast moje umiarkowanie i wewnętrzny spokój kazały mi patrzeć na wszystko w pewnej perspektywie. A tę perspektywę wytyczał cel pierwszy, podstawowy i w gruncie rzeczy jedyny. Trzeba wygrać tę prezydenturę, a potem pomyślimy o reszcie.
Nie wspominałem więc – do pewnego czasu – o smoleńskim morderstwie i przez pewien czas nie pisałem o fałszowaniu wyborów. Dopiero później. I znów dopiero dziś. A to, mimo że miałem niemal stuprocentową pewność, że Prezydent został zamordowany z premedytacją, a wybory z premedytacją zostały sfałszowane. Dlaczego więc wspominam o tym teraz? Otóż chodzi o to – i to też pisałem na tym blogu – moje świadectwo jest wręcz wymuszone bezczelnością zachowania ludzi odpowiedzialnych za to zło które się dzieje. Jeśli System, który dopuścił się tej zbrodni, a dziś ponownie – głosem wynajętych ekspertów – swoją zbrodnie próbuje ukryć, i przy okazji bez najmniejszych wyrzutów sumienia raz jeszcze oskarża za śmierć 96 ludzi Bogu ducha winnych pilotów, którzy sami w tej katastrofie zostali wymordowani, to ja – przepraszam bardzo – ale nie mam wyjścia. Jeśli najpierw nasz prezydent został zamordowany, następnie wybory w sposób absolutnie bezczelny zostały sfałszowane, a dziś oni znów zaczynają coś mi mówić na temat próby lądowania, to ja osobiście nie widzę najmniejszego powodu, żeby z równie spokojną twarzą znów nie ogłosić, że oni kłamią jak bure suki.
Powiem wyraźnie, dlaczego uważam, że Bronisław Komorowski został prezydentem wyłącznie skutkiem wyborczego oszustwa. Wiem, że to moje gadanie jest bez znaczenia, podobnie jak bez znaczenia jest to, jak długo jeszcze będziemy przypominać, że samolot pod Smoleńskiem nie spadł skutkiem mgły, czy błędu pilotów, ale co mi szkodzi? Niech wiedzą, że ja wiem. I niech ich szlag trafia. Niech ich ta wiedza pali. Niech się tą wiedzą udławią i w efekcie tego udławienia zdechną. Bo na nic więcej i tak nie zasługują.
Interesuję się polityką od wielu, wielu lat. I to nie interesuję się tak sobie, ale interesuję się bardzo. Od 1989 roku biorę udział we wszystkich możliwych wyborach i we wszystkich możliwych wyborach oddaję ważny i przemyślany głos. Pamiętam więc też świetnie, że nigdy wcześniej, w stosunku do tego co nas spotkało w lipcu 2010 roku, nie było takiej sytuacji, że na ostateczny wynik – wynik rozstrzygający – trzeba było czekać do ostatecznego komunikatu PKW? PKW podawało kolejne wyniki, najpierw po przeliczeniu pierwszych 20% głosów, następnie po przeliczeniu ponad połowy głosów, później po przeliczeniu ponad 70% głosów, wreszcie po przeliczeniu 90% głosów, i na końcu podawali ci państwo wynik ostateczny. Wynik wyborów – ten najważniejszy, a więc kto wygrał, znany był już po uwzględnieniu tzw. exit polls, a później był już tylko potwierdzany przez komunikaty PKW. Jeśli po przeliczeniu danych z pierwszych 20% komisji, okazywało się, że partia A, lub pan A prowadził nad partią B lub panem B z przewagą 2,6%, to w najgorszym razie, ta różnica mogła wzrosnąć lub się zmniejszyć, skacząc w międzyczasie raz to w górę, raz w dół, najwyżej o jakiś procent, lub – o zgrozo – dwa. A zatem zawsze już w niedzielę wieczorem, można było iść spokojnie spać, wiedząc przynajmniej, kto wygrał. I tak było przez lata.
Przy okazji tamtych pos-smoleńskich wyborów, i to w pierwszej, jak i drugiej turze, było jak było. I nie muszę nawet tego szczegółowo opisywać. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz. Zarówno w jednym, jak i w drugim wypadku, Jarosław Kaczyński do momentu aż przeliczono wyniki z 52 % komisji, wygrywał, by ostatecznie ponieść bardzo wyraźną porażkę. Pamiętam bardzo dobrze, jak wyglądały komunikaty PKW za jednym i za drugim razem. Przewodniczący Komisji informował, że po przeliczeniu głosów z 20% komisji różnica między Komorowskim a Kaczyńskim spadła w stosunku do tzw. exit polls, dramatycznie. Dziennikarze, w stanie podwyższonej paniki pytali, czy to może jest tak, ze najpierw nadchodzą głosy ze wsi od chamów i durniów, na co Przewodniczący niezmiennie odpowiadał, ze absolutnie nie. Że głosy spływają równomiernie z całej Polski. Po przeliczeniu głosów z 50% komisji, okazywało się, że jest już po Komorowskim i po nich wszystkich. Na to, dziennikarze w kompletnym przerażeniu pytali raz jeszcze, ze może jednak za chwilę pójdą wielkie metropolie i wszystko się odwróci, na co Przewodniczący niezmiennie odpowiadał, że mowy nie ma. Że wszystko spływa równomiernie. A więc strach.
Ja znakomicie rozumiałem to co mówi Przewodniczący z dwóch powodów. Przede wszystkim pamiętałem świetnie z wcześniejszych lat, że ta różnica najpierw się trochę zmniejsza, później trochę się zwiększa, by wreszcie utrzymać się na zbliżonym do oryginalnego poziomie. Po drugie jednak wiedziałem, że to całe gadanie o wsiach, które wysyłają raporty wcześniej jest funta kłaków warte. W mojej komisji, tam gdzie ja oddawałem swój głos, uprawnionych do głosowania było jakieś 1500 osob, z czego głosowało 800, z czego niecałe 200 głosowało na Jarosława Kaczyńskiego. Przepraszam bardzo, ale ile czasu ci ludzie potrzebowali, żeby policzyć te głosy, wklepać wynik do komputera i posłać wiadomość do Warszawy. Więcej niż u mnie na wsi, gdzie była pewnie tylko jedna komisja, ale za to prawdopodobnie głosowało tyle samo osób? Co za absurd!
Absurdalność tego typu myślenia potwierdził zresztą sam Przewodniczący PKW, kiedy wielokrotnie – powtarzam, wielokrotnie – powtórzył, że system jest taki, że najpierw idą głosy z komisji zamkniętych, takich jak więzienia, szpitale i ośrodki pomocy społecznej, gdzie głosuje może 10, 20, czy 50 osób, ale już chwilę później wszystko leci równo i demokratycznie.
Z matematyki jestem, jak to mówią, zimny. Rachunek prawdopodobieństwa, z mojego punktu widzenia, to wyłącznie coś co mi każe wierzyć, że w nadchodzący długi weekend żona moja pojedzie nabrać sił do swojego ukochanego Przemyśla. Nie przeszkadza mi to jednak, by wiedzieć, że jeśli po przeliczeniu 52% głosów, liczonych demokratycznie i tak jak do tych co liczą napływają, Jarosław Kaczyński prowadzi nad Bronisławem Komorowski, po dodaniu tak samo liczonych pozostałych głosów ta różnica zmienia się na korzyść Komorowskiego aż tak radykalnie, jak to miało miejsce w niedzielę 4 lipca 2010 roku, taka sytuacja jest zwyczajnie wykluczona.
Ja mogę uwierzyć, że jeśli Kaczyński po uwzględnieniu głosów z ponad połowy komisji prowadził te pół procenta, czy ile to tam było, to ewentualnie mógł przegrać jednym procentem, lub – jakimś cudem – dwoma. Ale nie sześcioma!!! Gdyby tak było, należałoby przyjąć, że wyłącznie przez czysty przypadek, w pozostałych 48% komisji Bronisław Komorowski wygrał nagle ze średnią przewagą 10%! Przypominam jeszcze raz – sam Przewodniczący PKW wielokrotnie zapewniał, że głosy płyną zewsząd równym strumieniem.
A więc powstaje pytanie, co się takiego stało? Jak to się wszystko odbyło? Nie mam pojęcia. Zwykła logika nakazuje mi podejrzewać, że kiedy po przeliczeniu ponad połowy głosów z całej Polski okazało się, że Komorowski dostał w ryj, System wydał polecenie, żeby już do samego końca zrobić wszystko, by ten rezultat był odwrotny. I żeby on był odwrotny w sposób przekonujący. Ale czy mam rację? Myślę że mam, choć głowy nie dam. Bardzo trudno mi jest przyjąć, że żyjemy w gruncie rzeczy w dzikiej Afryce. Wprawdzie wiele na to wskazuje, a już najbardziej od 10 kwietnia, ale i tak kocham Polskę tak bardzo i jestem z nią tak związany, że nie chcę o niej myśleć aż tak źle. Wolę wierzyć, że tamten samolot spadł, bo była mgła, a piloci byli pijani po nocnej imprezie, lub się zagapili. Albo że nawet Lech Kaczyński okazał się nędznym głupcem. Daje słowo, że tak by mi było łatwiej, niż żyć w przekonaniu, że oni zrobili z Polski dziki kraj.
Jednak jest mi bardzo trudno to przyjąć. Z jednego prostego powodu. Oni kręcą. Stoją, bezczelnie patrzą mi w oczy i kręcą jak cholera. Od masakry Smolensk' minęły już ponad dwa lata, a oni stoją i wciąż kłamią. Nie chcą mi dać jednego zwykłego słowa wyjaśnienia. Patrzą bezczelnie prosto w oczy i łżą jak psy. Dlatego ja się czuję zwolniony. Na dobre. I zachęcam wszystkich, by nie ustawali w powtarzaniu tej jednej prawdy: Oni kłamią jak bure suki. I mają do tego bardzo wyraźny powód. Powód równie wyraźny jak tamta śmierć.
***************************************
A PÓKI CO ..
- AFRICA II:
|
|
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Tutejszym problemem jest Bizancjum budowane przez wszystkie kolejne ekipy na bazie Szmaciaków wyhodowanych przez komunę. Czyli Bizancjum skrajnie rozdęte (w stosunku do oryginału, nawet), z władzą chętnie demonstrowaną przez nawet najmniejszego dworzanina (urzędnika) i wyjątkowo niekompetentne w zadaniach, które teoretycznie powinno spełniać względem poddanych.
Czy jest możliwa zmiana tego stanu rzeczy? Moim zdaniem nie. Lecz może się mylę, bo cuda czasem się zdarzają. Nie jest to możliwe ze względu na opór materii. Nowe pokolenia nasiąkają atmosferą starszych a bardziej buntowniczy emigrują i nie wracają, bo nie ma po co.
Jest też duże prawdopodobieństwo definitywnego końca Polski. Może to się odbyć pełzająco z akceptacją ludności pragnącej normalności jak i ucieczki przed miłością Tuska i jemu podobnych następców.
Pozdrawiam.