WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą POpolsza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą POpolsza. Pokaż wszystkie posty
środa, 21 marca 2012
ten boni kRaj
ZAMIAST WSTĘPU.
( ) http://roko.salon24.pl/401448,dzien-gniewu-w-gdansku
Przemarsz wzbudził szczególnie duży entuzjazm przy szkole muzycznej na ul. Gnilnej, przed wejściem do "Madisona" oraz na Trakcie Królewskim. Obecne były ekipy, Tusk Vision Network, Polszmatu, TVP Truj-ki oraz zapewne innych przedstawicieli mediów, niezbyt chętnie chcących ujawnić swoją tożsamość, wobez czego ich tu nie wymienię. Wznoszono wiele haseł i co budujące, nie były to tylko protesty przeciwko ACTA czy budowie elektrowni jądrowych ale też, reformie emerytalnej, wazeliniarsko-nakolannemu poddaństwu wobec Unii Europejskiej, złodziejskiej walucie, znanej powszsechnie jako Euro czy rządowym projekcie produkcji idiotów w szkołach powszechnych. Manifestacja według założeń organizatorów miała mieć charakter polityczny ale bez wsparcia ugrupowań, utożsamianych z konkretną opcja polityczną. Taką też była, dzięki czemu nie da się jej przykleić czy to do o. Rydzyka, Kaczyńskiego czy wszelkich innych postaci. Ilość manifestujących jak napisałem powyżej, jest może mało imponująca ale znamienne, że to byli ludzie młodzi, bardzo młodzi i świadomi swojego protestu. W końcu, w latach 70-tych XX w., pod pomnikiem Sobieskiego w Gdańsku na manifestacje przychodziło ledwie i 50 osób ale przecież gdzieś musi powstać zaczyn. Ten już zdaje się powstał i będzie rósł z każdą chwilą, czy Tusk i Jego kamaryla, tego chcą czy nie. Tak jak Oni nie pytają Nikogo o zdanie, tak z każdą ich złą decyzją (a każda jest zła) opór rósł będzie w tempie geometrycznym.
To młode pokolenie zdaje się też wie, że POciagający za sznurki są nie mniej odpowiedzialni niż marionetka Tusko-PO-wska, i chcą zmian. Zmian nie po to by wymienić władzę ale by żyć. Żyć w świadomości że stanowią część społeczeństwa a nie tylko, lecąc Bartoszewskim, tworzyć stado bezrozumnego bydła.
WSI 24 na czatach
Frustracja
2012-03-18 15:16 http://www.chujnia.pl/
Mam dosyć bycia jebanym niewolnikiem. Czuje się jak Michael Douglas w filmie "Upadek". Dosyć mam całej tej cywilizacji, miasta, pracy, pieniędzy, syfu, tłumów ludzi, korków, gonitwy za chuj wie czym. Ja do tego nie pasuję. Źle wybrałem studia i pracę, jestem po polibudzie (elektronika) i po roku tak mi obrzydło, że mam konwulsje przed wyjściem do pracy. Jebać wszystko. Nie chcę mieć rodziny, mieszkania, bachorów, pieniędzy, kredytów - pierdolę cały ten pojebany zgniły chujowy świat w dupę. Już sam nie wiem czy to ja jestem jakiś spierdolony, czy wszystko dookoła? Przy życiu trzyma mnie już tylko mój rower i lubię nim zapierdalać po lasach, górach, łąkach i z dala od ludzi. Muszę znaleźć jakieś miejsce na ziemi, gdzie ludzie żyją spokojnie w harmonii z naturą poza systemem. Może jakiś klasztor nawet, macie jakieś propozycje?
Podziel się wpisem: Ustaw opis GG Dodaj do wykop.pl
Komentarze:
1. też to mam
2. Mam dokładnie to samo. Życie to dziwka.
3. Cieszy mnie to, że nie jestem sama i jest jeszcze ktoś na tym świecie taki jak Ty który widzi w jakim gównie żyjemy.
4. leśniczy :)
5. Afryka. Powrót Raftafarian z Babilonu do Syjonu czy jakos tak .
6. Mam tak samo jak tyyy
7. Normalnie bratnia dusza, szkoda ze nie zostawiłeś maila...
8. Stary!! Myślisz dokładnie jak ja!! Na szczęscie pogoda się poprawiła i można zapierdalac tym rowerkiem i chociaż przez chwilę poczuć wolność!
9. To świat jest spierdolony. Trzeba odnaleźć w sobie odwagę by zmienić całkowicie swoje życie, ale nie mówię tu o wyjeździe do Anglii za chlebem, to musi być coś co uspokoi w końcu duszę.
10. mam to samo, kazdy sie mnie pyta co ty chcesz robić wkońcu, a skąd mam ku..wa wiedzieć, skoro na każdym kroku jest GNÓJ...:/ żadnego oparcia finansowego, stałej pracy przy której można pomyśleć o jakimś ustatkowaniu sie. Ale nie da sie , tez uciekam jak moge od tego syfu całego, jak patrze na tych pojebanych ludzi jak za czymś latają w mega pośpiechu to mi sie rzygać chce.
11. Załóż siodełko na sztycę i wszystko wróci do normy.
12. Nie wiem kim jesteś, ale za jakiś miesiąc czy dwa napisałbym mniej więcej to samo. Nie wiem co ze mną nie tak, kryzys wieku średniego 20 lat przed czasem? Pozdrawiam.
13. Nawet w Polsce jest masa zabitych dechami wioch, gdzie diabeł mówi dobranoc, tam na pewno czas płynie wolniej i spokojniej.
14. haha, dokladnie tak samo sie czuje :)
15. Wszystko jest w porządku dopóki nie będziesz miał myśli samobójczych :D . Słuchaj doświadczonych....
16. Jesteś chyba moim klonem, bo mam dokładnie tak samo. Mam tak wyjebane że wsiadam na rower i pędzę przed siebie, albo zwyczajnie idę do lasu pogapić się na drzewa. Męczy mnie ta życiowa paranoja, obłuda, chujnia, ludzka nieżyczliwość. Wolę być z dala od ludzi.
17. Chyba coraz więcej ludzi ma podobne odczucia... Człowiek stworzył sobie system niewolnictwa doskonałego, jakiego nie było jeszcze nigdy w historii cywilizacji. A najgorsze, że nie widać wyjścia z systemu :-/
18. Gajowy. Gajowy Marucha z pana Sułka
19. Zgadza się..Ludzie to porypany gatunek. Fałszywi na każdym kroku. Cóż taki już jest ten świat...
20. Wyjedź. Usuń wszelkie media, o ile potrafisz. Żyj rowerem, pracuj na to, żeby realizować pasje. Poza tym, narzekasz, a szczerze wątpię, zebys chciał to rzucić w cholerę. Nie umiesz się dostosować, kobiety też nie masz. Dręczy Cię samotność, jak większość ludzi. Spójrz prawdzie w oczy i zmień to.
21. Jedyne rozwiązanie to bezludna wyspa, jest jeszcze jedno miejsce, zapraszam;)
22. Dużo ludzi tak ma ze spieprza od tej kretyńskiej gonitwy za kasą itp Mój stary zawsze w morzu, a ja jak pies w domu.Bez pracy,tylko harówa w domu, dzieci zakupki, dupki. Szkoda gadać
Podziel się wpisem: Ustaw opis GG Dodaj do wykop.pl
Ocena: |
Komentarze:
1. też to mam
2. Mam dokładnie to samo. Życie to dziwka.
3. Cieszy mnie to, że nie jestem sama i jest jeszcze ktoś na tym świecie taki jak Ty który widzi w jakim gównie żyjemy.
4. leśniczy :)
5. Afryka. Powrót Raftafarian z Babilonu do Syjonu czy jakos tak .
6. Mam tak samo jak tyyy
7. Normalnie bratnia dusza, szkoda ze nie zostawiłeś maila...
8. Stary!! Myślisz dokładnie jak ja!! Na szczęscie pogoda się poprawiła i można zapierdalac tym rowerkiem i chociaż przez chwilę poczuć wolność!
9. To świat jest spierdolony. Trzeba odnaleźć w sobie odwagę by zmienić całkowicie swoje życie, ale nie mówię tu o wyjeździe do Anglii za chlebem, to musi być coś co uspokoi w końcu duszę.
10. mam to samo, kazdy sie mnie pyta co ty chcesz robić wkońcu, a skąd mam ku..wa wiedzieć, skoro na każdym kroku jest GNÓJ...:/ żadnego oparcia finansowego, stałej pracy przy której można pomyśleć o jakimś ustatkowaniu sie. Ale nie da sie , tez uciekam jak moge od tego syfu całego, jak patrze na tych pojebanych ludzi jak za czymś latają w mega pośpiechu to mi sie rzygać chce.
11. Załóż siodełko na sztycę i wszystko wróci do normy.
12. Nie wiem kim jesteś, ale za jakiś miesiąc czy dwa napisałbym mniej więcej to samo. Nie wiem co ze mną nie tak, kryzys wieku średniego 20 lat przed czasem? Pozdrawiam.
13. Nawet w Polsce jest masa zabitych dechami wioch, gdzie diabeł mówi dobranoc, tam na pewno czas płynie wolniej i spokojniej.
14. haha, dokladnie tak samo sie czuje :)
15. Wszystko jest w porządku dopóki nie będziesz miał myśli samobójczych :D . Słuchaj doświadczonych....
16. Jesteś chyba moim klonem, bo mam dokładnie tak samo. Mam tak wyjebane że wsiadam na rower i pędzę przed siebie, albo zwyczajnie idę do lasu pogapić się na drzewa. Męczy mnie ta życiowa paranoja, obłuda, chujnia, ludzka nieżyczliwość. Wolę być z dala od ludzi.
17. Chyba coraz więcej ludzi ma podobne odczucia... Człowiek stworzył sobie system niewolnictwa doskonałego, jakiego nie było jeszcze nigdy w historii cywilizacji. A najgorsze, że nie widać wyjścia z systemu :-/
18. Gajowy. Gajowy Marucha z pana Sułka
19. Zgadza się..Ludzie to porypany gatunek. Fałszywi na każdym kroku. Cóż taki już jest ten świat...
20. Wyjedź. Usuń wszelkie media, o ile potrafisz. Żyj rowerem, pracuj na to, żeby realizować pasje. Poza tym, narzekasz, a szczerze wątpię, zebys chciał to rzucić w cholerę. Nie umiesz się dostosować, kobiety też nie masz. Dręczy Cię samotność, jak większość ludzi. Spójrz prawdzie w oczy i zmień to.
21. Jedyne rozwiązanie to bezludna wyspa, jest jeszcze jedno miejsce, zapraszam;)
22. Dużo ludzi tak ma ze spieprza od tej kretyńskiej gonitwy za kasą itp Mój stary zawsze w morzu, a ja jak pies w domu.Bez pracy,tylko harówa w domu, dzieci zakupki, dupki. Szkoda gadać
sobota, 10 marca 2012
dobrze płatna lewizna * śmieciowe prawo
ZAMIAST WSTĘPU.
Dystans do tragedii już jest, za akcję ratowniczą zostali wyróżnieni dzielni strażacy i pozostałe służby, których specjalnie się nie czepiam, ale wiadomo czemu ma służyć nagradzanie sprawnych służb wypełniających rutynowe obowiązki –
mitowi o „sprawnym państwie”. Koledzy maszyniści wzruszająco trąbią przy miejscu wypadku, a TVN relacjonuje dźwięki „Ciszy”.
W dniu katastrofy pisałem jaki będzie wyrok w sprawie tragedii i w ogóle się nie pomyliłem, winny najniższego szczebla się znalazł drugiego dnia i dzięki Bogu nie trzeba z niego robić ani pijaka, ani wariata, bo sam zwariował. W związku z powyższym standardem rozstrzygania i wypalania gorącym żelazem wszelkiej patologii nadal obowiązują rządowe diagnozy sytuacji. Takich inwestycji na kolej jakie mamy w ostatniej pięciolatce nie było nigdy przedtem, prześcignęliśmy, przegoniliśmy, zrobiliśmy kółko wokół średniej europejskiej i ścigamy czołówkę. Jak dopasować tę informację do wykorzystanych 2% z kwoty 4 miliardów euro, przyznanych z dotacji UE i przesunięcia środków na drogi? Prace trwają. Póki prace trwają osiągnęliśmy punktualność Deutsche Bahn i to proszę spojrzeć w jakich okolicznościach sprzętowych.
Nasze najpopularniejsze TGV, lokomotywa EP09,
tym się wozi ludzi, czymś podobnym w latach 80-tych woziło się węgiel:
Natomiast tutaj, podobny „szynowóz” DB, wypełniający parametry techniczne EP09:
Dogoniliśmy punktualność Deutsche Bahn na sprzęcie klasy lata 90-te, ale to jeszcze nie koniec sukcesów, ponieważ dogoniliśmy DB przy zawrotnej średniej prędkości 30 km/h, tymczasem średnia europejska, to ślimacze 120 km/h. Lokomotywa, która zderzyła się w Szczekocinach z inną drezyną, była zmodernizowana niczym radziecki samolot, maszynista miał pełen komfort pracy:
Zazdroszczą polskiemu maszyniście niemieccy koledzy, którzy są zmuszani do pracy w standardzie pozbawionym modernizacji:
Poprawiliśmy i zostawiliśmy w tyle infrastrukturę kolejową w najwyższej klasie europejskiej. Stanowisko pracy polskiego dyspozytora jest tak skonstruowane, że zapobiega przemęczeniu dzięki pełnej ergonomii i automatyzacji mechanicznej:
Niemieccy dyspozytorzy muszą się zmagać ze szkodliwymi warunkami, emisją promieniowania z komputerowych ekranów, skośnym ułożeniem klawiatury i nadmiarem światła słonecznego, które razi niemiłosiernie i zakłóca graficzny obraz trakcji:
Z dostępnych już ustaleń prokuratury wynika, że na zmodernizowanej trasie, zmodernizowana lokomotywa szła jak ta lala, ale zawinił „czynnik ludzki”. Do ustaleń prokuratora doszła drogą eliminacji. Jak ustalono na przebieg tragedii nie miał wpływu uszkodzony semafor z jednej strony trakcji i uszkodzona zwrotnica z drugiej strony. Nie miała wpływu jedna czynna trakcja i kilkadziesiąt awarii zgłoszonych na tym odcinku w ostatnich miesiącach. Zupełnie bez znaczenia prokuraturze wydał się fakt, że oba składy jechały w trybie awaryjnym i że już po wypadku pół kolejarskiej Polski zaczęło się zastanawiać, czy według idealnego rozkładu jazdy pociągów, który udało się napisać, „Gubałówka” będzie, czy nie będzie feralnego dnia śmigać. Dyspozytor, który zwariował, powinien wziąć pod uwagę, że pociągi na tej trasie jeżdżą wahadłowo, że dwa tygodnie temu rozkład był inny, a dziś jest inny, że semafor u koleżanki padł jak skarpeta, że zwrotnica na jego posterunku nie zaskoczyła na pstryczek-elektryczek, ponieważ takie są procedury. Na kilka minut przed katastrofą dyspozytor powinien wybiec co tchu ze stanowiska, po schodach uważać, żeby nie złamać nogi, przed torami starać się wyrównać oddech, żeby nie dostać zawału, ani nie zemdleć. Następnie spokojnie i ręcznie przestawić zwrotnicę, w duchu prosząc Boga Wszechmogącego, żeby ta ostania deska ratunku się nie złamała. Niestety kolejny raz się okazało, że europejskie zabezpieczenia, unijne modernizacje, niemiecka punktualność i żadna inna modernizacja, nie gwarantuje bezpieczeństwa, ponieważ brak wyobraźni człowieka niweluje wszelkie wysiłki i nakłady europejskiego państwa na piątkę – no może z minusem.
*********************************************************
Nie ma w Polszy symetrii pomiędzy prawicą a lewizną !
1. W Polsce tylko lewica ma na sumieniu: terror, prześladowania, więzienia, obozy koncentracyjne, mordy sądowe i strzelanie w tył głowy. Prawicowy ekstremizm w Polsce nigdy nie osiągnął stanu, w którym można by czynić jakieś sensowne porównania.
2. W dniu 11 listopada prawicowych demonstrantów (kimkolwiek by nie byli) łączyła jakaś idea pozytywna, a lewicowych – idea negatywna (zablokować, przeszkodzić, nie dać).
3. Ekstrema lewicowa wspierana jest przez wiodące media i przez państwo (dotacje do klubu Krytyki Politycznej); "ekstrema prawicowa" zwana „kibolami” to inicjatywa oddolna (nota bene: mająca cały szereg pozytywnych cech, które w innych warunkach można by skanalizować na przedsięwzięciach pozytywnych)
4. We wszystkich większych i mniejszych państwach Europy prowadzona jest jakaś polityka historyczna, polityka pamięci i dumy narodowej. Wiadomo jak uroczyście i w pełnej zgodzie obchodzone są święta narodowe w USA, Wielkiej Brytanii, Francji, jak dba się o dumę narodową w Niemczech, a nawet w Luksemburgu.
Jest POpolsza chyba największym rozwiniętym krajem, w którym narzucana jest mentalność internacjonalistyczna.
Nie wiem czy Palikot realizuje cudzy plan, czy swój własny, czy marzy mu się zniszczenie Polski, czy tylko cieszy go pajacowanie i robienie z ludzi idiotów.
Apeluję do polityków prawicy, żeby nie tańczyli, tak jak im Palikot zagra,a do blogerów apeluję o nieuleganie stereotypom pozornych symetrii.
ŹRÓDŁO
APPENDIX.
- lewiznowa lista PŁAC
Dystans do tragedii już jest, za akcję ratowniczą zostali wyróżnieni dzielni strażacy i pozostałe służby, których specjalnie się nie czepiam, ale wiadomo czemu ma służyć nagradzanie sprawnych służb wypełniających rutynowe obowiązki –
mitowi o „sprawnym państwie”. Koledzy maszyniści wzruszająco trąbią przy miejscu wypadku, a TVN relacjonuje dźwięki „Ciszy”.
W dniu katastrofy pisałem jaki będzie wyrok w sprawie tragedii i w ogóle się nie pomyliłem, winny najniższego szczebla się znalazł drugiego dnia i dzięki Bogu nie trzeba z niego robić ani pijaka, ani wariata, bo sam zwariował. W związku z powyższym standardem rozstrzygania i wypalania gorącym żelazem wszelkiej patologii nadal obowiązują rządowe diagnozy sytuacji. Takich inwestycji na kolej jakie mamy w ostatniej pięciolatce nie było nigdy przedtem, prześcignęliśmy, przegoniliśmy, zrobiliśmy kółko wokół średniej europejskiej i ścigamy czołówkę. Jak dopasować tę informację do wykorzystanych 2% z kwoty 4 miliardów euro, przyznanych z dotacji UE i przesunięcia środków na drogi? Prace trwają. Póki prace trwają osiągnęliśmy punktualność Deutsche Bahn i to proszę spojrzeć w jakich okolicznościach sprzętowych.
Nasze najpopularniejsze TGV, lokomotywa EP09,
tym się wozi ludzi, czymś podobnym w latach 80-tych woziło się węgiel:
Natomiast tutaj, podobny „szynowóz” DB, wypełniający parametry techniczne EP09:
Dogoniliśmy punktualność Deutsche Bahn na sprzęcie klasy lata 90-te, ale to jeszcze nie koniec sukcesów, ponieważ dogoniliśmy DB przy zawrotnej średniej prędkości 30 km/h, tymczasem średnia europejska, to ślimacze 120 km/h. Lokomotywa, która zderzyła się w Szczekocinach z inną drezyną, była zmodernizowana niczym radziecki samolot, maszynista miał pełen komfort pracy:
Zazdroszczą polskiemu maszyniście niemieccy koledzy, którzy są zmuszani do pracy w standardzie pozbawionym modernizacji:
Poprawiliśmy i zostawiliśmy w tyle infrastrukturę kolejową w najwyższej klasie europejskiej. Stanowisko pracy polskiego dyspozytora jest tak skonstruowane, że zapobiega przemęczeniu dzięki pełnej ergonomii i automatyzacji mechanicznej:
Niemieccy dyspozytorzy muszą się zmagać ze szkodliwymi warunkami, emisją promieniowania z komputerowych ekranów, skośnym ułożeniem klawiatury i nadmiarem światła słonecznego, które razi niemiłosiernie i zakłóca graficzny obraz trakcji:
Z dostępnych już ustaleń prokuratury wynika, że na zmodernizowanej trasie, zmodernizowana lokomotywa szła jak ta lala, ale zawinił „czynnik ludzki”. Do ustaleń prokuratora doszła drogą eliminacji. Jak ustalono na przebieg tragedii nie miał wpływu uszkodzony semafor z jednej strony trakcji i uszkodzona zwrotnica z drugiej strony. Nie miała wpływu jedna czynna trakcja i kilkadziesiąt awarii zgłoszonych na tym odcinku w ostatnich miesiącach. Zupełnie bez znaczenia prokuraturze wydał się fakt, że oba składy jechały w trybie awaryjnym i że już po wypadku pół kolejarskiej Polski zaczęło się zastanawiać, czy według idealnego rozkładu jazdy pociągów, który udało się napisać, „Gubałówka” będzie, czy nie będzie feralnego dnia śmigać. Dyspozytor, który zwariował, powinien wziąć pod uwagę, że pociągi na tej trasie jeżdżą wahadłowo, że dwa tygodnie temu rozkład był inny, a dziś jest inny, że semafor u koleżanki padł jak skarpeta, że zwrotnica na jego posterunku nie zaskoczyła na pstryczek-elektryczek, ponieważ takie są procedury. Na kilka minut przed katastrofą dyspozytor powinien wybiec co tchu ze stanowiska, po schodach uważać, żeby nie złamać nogi, przed torami starać się wyrównać oddech, żeby nie dostać zawału, ani nie zemdleć. Następnie spokojnie i ręcznie przestawić zwrotnicę, w duchu prosząc Boga Wszechmogącego, żeby ta ostania deska ratunku się nie złamała. Niestety kolejny raz się okazało, że europejskie zabezpieczenia, unijne modernizacje, niemiecka punktualność i żadna inna modernizacja, nie gwarantuje bezpieczeństwa, ponieważ brak wyobraźni człowieka niweluje wszelkie wysiłki i nakłady europejskiego państwa na piątkę – no może z minusem.
*********************************************************
Nie ma w Polszy symetrii pomiędzy prawicą a lewizną !
1. W Polsce tylko lewica ma na sumieniu: terror, prześladowania, więzienia, obozy koncentracyjne, mordy sądowe i strzelanie w tył głowy. Prawicowy ekstremizm w Polsce nigdy nie osiągnął stanu, w którym można by czynić jakieś sensowne porównania.
2. W dniu 11 listopada prawicowych demonstrantów (kimkolwiek by nie byli) łączyła jakaś idea pozytywna, a lewicowych – idea negatywna (zablokować, przeszkodzić, nie dać).
3. Ekstrema lewicowa wspierana jest przez wiodące media i przez państwo (dotacje do klubu Krytyki Politycznej); "ekstrema prawicowa" zwana „kibolami” to inicjatywa oddolna (nota bene: mająca cały szereg pozytywnych cech, które w innych warunkach można by skanalizować na przedsięwzięciach pozytywnych)
4. We wszystkich większych i mniejszych państwach Europy prowadzona jest jakaś polityka historyczna, polityka pamięci i dumy narodowej. Wiadomo jak uroczyście i w pełnej zgodzie obchodzone są święta narodowe w USA, Wielkiej Brytanii, Francji, jak dba się o dumę narodową w Niemczech, a nawet w Luksemburgu.
Jest POpolsza chyba największym rozwiniętym krajem, w którym narzucana jest mentalność internacjonalistyczna.
Nie wiem czy Palikot realizuje cudzy plan, czy swój własny, czy marzy mu się zniszczenie Polski, czy tylko cieszy go pajacowanie i robienie z ludzi idiotów.
Apeluję do polityków prawicy, żeby nie tańczyli, tak jak im Palikot zagra,a do blogerów apeluję o nieuleganie stereotypom pozornych symetrii.
ŹRÓDŁO
APPENDIX.
- lewiznowa lista PŁAC
poniedziałek, 23 stycznia 2012
z Blogów * WŁODZIMIERZ BYKOWSKI
Różowe robaki (część druga): Kuracja
Powoli szara tabletka zaczęła działać. Robaki znikały, a zamiast nich widziałem brudne skarpetki.
– To w takich usyfionych skarpetkach chodziłem?! – powiedziałem sam do siebie. W gardle poczułem pragnienie i dokończyłem mineralną, która teraz smakowała jak kranówka.
Postanowiłem wyjść z domu, odwiedzić kolegę. Pogoda była marna, depresyjna, zupełnie nie przypominała zimy. Na ulicy spotkałem sąsiada siłującego się z drzwiami od garażu i przeklinającego zamek.
– Dzień dobry – powiedziałem.
– Dzień dobry – powiedziałem.
– Jaki on dobry – odkrzyknął okraszając tą długa wypowiedź garścią przekleństw. Na koniec zaczął wyzywać zamek i odgrażać mu się na wszelkie sposoby. Nie ma co z nim gadać – pomyślałem. Lepiej odejść.
Idąc chodnikiem patrzyłem pod nogi by nie wdepnąć w psie gówno. Dlaczego ludzie kupują sobie zwierzęta, a później nie chce im się zbierać odchodów; i jeszcze pozwalają czworonogom wypróżniać się na kostkę brukową. Pod klatką wieżowca, w którym mieszkał znajomy stała grupa blokersów i meneli:
– Siemanko panie łysy – powiedział z przekąsem jeden z nich. Przypomniało mi się, że ponad 20 lat temu był moim uczniem kiedy pracowałem jako nauczyciel w podstawówce.
– Dzień dobry – odpowiedziałem starając się nie przyglądać reszcie z grupy.
Kolegi nie było w domu. Może wrócić autobusem? Przystanek był pomalowany graffiti, którego treści nikt chyba nie jest w stanie zrozumieć. Na zewnątrz wisiały stare plakaty wyborcze NOP-u – były pozakreślane pisakiem a wielki napis brzmiał „faszyści”. Podeszła do mnie starsza kobieta prosząc o kilka groszy na jedzenie. Dałem jej 2 złote bo nie miałem drobniejszych, a po drugie, po ostatnich podwyżkach, to za mniej chyba nic sobie nie kupi.
Kiedy podjechał autobus wsiadłem do niego. Uderzył mnie smród będący mieszaniną potu, papierosów oraz tanich perfum o nachalnym zapachu. Część ludzi rozmawiała z sobą; mimowolnie zacząłem się przysłuchiwać dialogom. Otyły mężczyzna opowiadał znajomej, że nie należy odbierać połączeń z numerów których się nie zna i zilustrował to opowieścią, że jak raz odebrał to w efekcie musiał zapłacić bankowi zaległą ratę. Inni mówili o rosnących cenach i pytali samych siebie „jak żyć”, kolejni kłócili się o przyczyny katastrofy w Smoleńsku. Jeszcze inni z ironią stwierdzili, że może „mohery” powinny zacząć ustawiać w autobusie krzyż. Jak poparzyłem na pasażerów to stwierdziłem, że są kiepsko ubrani, brudni i wrogo nawzajem do siebie nastawieni. Ta szara kapsułka dziwnie działa, niby nie widzę omamów ale świat wydaje mi się jakiś taki bezbarwny i smutny. Ciekawe co będzie po drugiej tabletce?
Rano obudziłem się zmęczony i niewyspany. Bolał mnie kręgosłup i swędziała skóra – chyba powinienem się był umyć. Kiedy zbliżało się południe na nogach znowu zacząłem widzieć robaki. Siedząc w starym fotelu przygotowywałem się do połknięcia różowej kapsułki. Woda, którą popiłem lek śmierdziała chlorem i była ohydna. Patrzyłem na brudną ścianę ze śladami zacieków. Ciągle nic się jednak nie działo i byłem coraz bardziej zniecierpliwiony. Nagle, zupełnie niespodziewanie, poczułem przypływ ciepła w żyłach. Mój nastrój całkowicie się zmienił. Pomyślałem sobie, że to jest jak „kop” po zażyciu środków odurzających. Mieszkanie zaczęło wypełniać słoneczne światło – wreszcie wyszło zza chmur. W ciśnieniowym ekspresie zaparzyłem sobie smaczną i mocną kawę, zjadłem kilka kostek pistacjowej czekolady.
Kiedy wyszedłem na zewnątrz moje zmysły pobudził powiew świeżego powietrza. Drogą przejeżdżało duże markowe auto, które zatrzymało się przede mną. Opuściło się okno przednich drzwi i wyłoniła się uśmiechnięta głowa sąsiada, który wczoraj siłował się z zamkiem.
– Dzień dobry sąsiedzie – powiedział z uprzejmością – może pana gdzieś podwieźć? Żona wysłała mnie do galerii bym zrobił zakupy. Raźniej będzie jechać razem.
Podziękowałem i wsiadłem do auta. Zapiąłem pasy i dotknąłem rękoma siedzeń:
– O skórzane i podgrzewane – powiedziałem z uznaniem.
– A co mam sobie żałować – stwierdził sąsiad – wziąłem korzystny kredyt w rublach. Teraz to się najbardziej opłaca, a przecież trzeba Panie używać życia. Dość tej biedy. Byłem w zeszłym tygodniu we Francji. Panie tam teraz bieda, a u nas patrzy pan jak dobrze. Ludzie mają pracę, pieniądze i dostęp do kredytów. Tylko Ci malkontenci z opozycji. Oni wszyscy są chyba chorzy psychicznie i wpieprzają te szare tabletki reklamowane przez Rydzyka – skwitował szeroko się uśmiechając.
W galerii handlowej rozstaliśmy się. Bez celu zacząłem chodzić po sklepach, u jubilera oglądałem zegarki. Ten stary Tissot już mi się znudził, może kupić sobie coś bardziej ekstrawaganckiego albo klasycznego? Moją uwagę przykuł złoty Atlantic z bransoletą za kilkanaście tysięcy. Za plecami stały dwie kobiety oglądające biżuterię w gablocie. Jedna drugiej pokazała coś palcem i zaczęły rozmawiać:
– O tego muszę mieć. Jak z tobą wyjdę na zakupy to zawsze wydam kupę kasy na nowe ciuchy. Na koniec jeszcze do jubilera. Ile ja mam wydawać? Może powinnyśmy chodzić do muzeum, tam się tylko ogląda – powiedziała śmiejąc się głośno.
– Nie żartuj, zawsze tak robimy, a twojemu staremu to zupełnie obojętne. Po co go sobie wzięłaś? No powiedz? Czy nie po to by robić zakupy? Na takie grosze jak te kilka stów dziennie to on nawet nie zwraca uwagi.
Postanowiłem przejść do następnej gabloty, oglądałem kolejne zegarki.
Ludzie chodzący po galerii byli zadowoleni i uśmiechnięci. Maszerowanie po tak wielkim sklepie jest jednak męczące. Dlatego postanowiłem wrócić taryfą. Z radia, które miał włączone kierowca, dowiedziałem się o kolejnych sukcesach polskiego rządu i genialnym planie ratowania strefy euro jaką zaproponował nasz minister finansów. Podobno nawet Merkel nie może wyjść z zachwytu. Okazało się, że by zatrzymać kryzys wystarczy policzyć Grecji, i innym państwom południa Europy, średni dług na dekadę. Dzięki temu ich oceny zaraz skoczą na trzy „A” i będą mogli uzyskać nowe pożyczki z Banku Światowego. Jakie to proste – pomyślałem – a tyle było strachu z tym kryzysem.
W domu cały wieczór spędziłem na oglądaniu nowego zegarka, na którego zakup się zdecydowałem. Wybrałem duński tytanowy zegarek o ciekawym wzornictwie. Lubię ładne rzeczy i ten metaliczny szary połysk.
Następnego, już trzeciego dnia od wizyty u lekarza, świat wrócił do zwyczajnych barw oraz wyimaginowanych robaków na nogach. Było już po dziewiątej; przynajmniej taką godzinę pokazywał mi mój nowy tandetny i plastikowy zegarek. Śniadanie zjadłem z moją nową żoną (chyba za szybko powiedziałem jej „żegnaj panienko”) i ubrawszy się w kurtkę poszedłem w kierunku apteki. Ku mojemu zdziwieniu w oknach wystawowych centrum handlowego tym razem siedzieli rzeźnicy z Nie-Boskiej komedii Krasińskiego. Ostrzyli noże i mówili, że muszą być ostre, bo będą rżnąć.
Przed okienkiem w Aptece zapytałem się farmaceutki czy nie ma różowych tabletek w większym opakowaniu. Odpowiedziała, że najkorzystniej jest zakupić 10 kapsułek w cenie 666 złotych. Zgodziłem się i znowu zapłaciłem kartą.
Na ulicy pomyślałem, że poprzednim razem zapomniałem zapoznać się z ulotką dołączoną do leku. Zupełnie nie wiem czy branie tego środka nie ma skutków ubocznych. Kiedy starałem się przeczytać informacje wydrukowane maleńkimi literkami, podszedł do mnie sąsiad, który wczoraj podwiózł mnie do galerii handlowej.
– Witam sąsiada – powiedział – widzę, że pan też woli te różowe tabletki. Tylko one są takie drogie. W zeszłym roku były na zniżkę, a teraz wszystko przez tych Greków. Nie pożyczy mi pan jednej? Kiedyś oddam.
Jego oczy były przekrwione, a na nogach pełzało pełno różowych robaków. Nie będę żyła, dałem mu dwie kapsułki; bardzo mi dziękował i odszedł pełen zadowolenia.
Moje myśli zatrzymały się, spojrzałem na własne nogi z rozbieganymi glizdami i głośno zadałem sobie pytanie:
– A co ja zrobię jak zabraknie mi pieniędzy na różowe tabletki? Świat po szarych za 14,35 jest nie do wytrzymania – stwierdziłem ze smutkiem. Czy dostanę kredyt na różowe życie?
* * *
Po dziewięciu dniach łykania różowych kapsułek, nadal rano widzę robaki chodzące po moich nogach. Pojawiło się jednak działanie uboczne lekarstwa – podobnie jak u sąsiada glizdy są różowe.
czwartek, 20 października 2011
rusko_tuske cuda nad urną
BADANIE NIEZALEŻNE : http://electionsmeter.com/polls/prawo-i-sprawiedliwoscOnline election results for "PiS (Polska)" in graph. | |
Online election results for "Platforma Obywatelska (Polska)" in graph. |
APPENDIX.
Zwycięstwo demokratycznej prowokacji
Czyli garść truizmów w wykonaniu dezertera z demokratycznego frontu
„Prawda jest bolesna, ale głupio byłoby nie spojrzeć jej w oczy”
Józef Mackiewicz
„Reakcjonista nie pisze, aby kogokolwiek przekonać. Po prostu przekazuje swym przyszłym wspólnikom akta świętego sporu”
Nicolas Gomez Davila
„W zamian w tej ziemi nam mogiła…”
Jacek Kaczmarski
Leminggrad obchodził kolejne „święto demokracji”. Demokracja, jak zwykle, zwyciężyła. Interesy sowieckie w naszej tranzytowej republice buraczanej zabezpieczone zostały na kolejne cztery lata. Ale oprócz „starych neobolszewików” w postaci Platformy, zielonych czerwonych ze spółdzielni o skrócie PSL czy sprawdzonych towarzyszy z byłego PZPR, do Gadalni RP wejdzie też Ruch Poparcia Dewiacji Wszelakich Janusza Palikota.
A zatem towarzysze generałowie z formacji „nieznanych sprawców” poza zabezpieczeniem interesów czekistów z Kremla na naszym terytorium, postanowili na serio pobawić się nastrojami wśród tubylczej ludności i wypróbować jak w naszych warunkach przyjmie się zorganizowana politycznie formacja dewiantów. Eksperyment udał się wybornie! Nasze (nazwijmy je roboczo „naszym”) społeczeństwo jest gotowe na wybieranie sobie zboczeńców, chamów i degeneratów jako swoich przedstawicieli do izby ustawodawczej, czyli przypomnijmy maturzystom: organu (nomen omen), który ma (przynajmniej teoretycznie, bo jak jest naprawdę o tym niżej) stanowić prawo w naszym (nazwijmy je tak roboczo) kraju. Celowo piszę „kraj”, albowiem o naszym „państwie” możemy pisać i mówić w odniesieniu do lat 1918 – 1939. Po tym czasie polskiego państwa nie było. Nie licząc oczywiście państwa podziemnego w latach okupacji oraz funkcjonujących po II wojnie instytucji na uchodźstwie do momentu niefortunnego przekazania insygniów władzy przez ostatniego legalnego prezydenta RP Ryszarda Kaczorowskiego, wybranemu „demokratycznie” na ten urząd w tworzącym się PRL - bis Lechowi Wałęsie, znanemu w pewnych kręgach jako TW”Bolek”. Wkroczyliśmy więc w nowy etap naszej chwalebnej i sławetnej (oraz oczywiście pokojowej) „transformacji ustrojowej”, kiedy to o jakości tubylczego prawa stanowić będzie nowa awangarda rewolucji – sodomici.
Oczywiście to nie Gadalnia ustanawia prawa, ona je tylko zatwierdza, gdyż strategiczne decyzje podejmowane są z tylnego siedzenia przez kolektywne kierownictwo (zgodnie ze wskazaniami Lenina) generałów z formacji „nieznanych sprawców”.
Jak zatem wygląda obecna sytuacja naszego nieszczęśliwego kraju? Nie mamy własnego państwa. W roku 1989 podczas wspólnej konsumpcji wódki i zagrychy w ośrodku MSW w Magdalence komunistyczne służby wespół z wyselekcjonowaną jeszcze w czasach stanu wojennego opozycją przepoczwarzyli PRL w nowy państwowopodobny twór, który dla uwiarygodnienia eksperymentu przed światem nazwano III RP. Przystąpiono do tworzenia partii politycznych, które miałyby nadać owemu neosowiekiemu golemowi ducha.
W chwili przypływu optymizmu pocieszam się myślą, że wyniki wyborów mogły zostać sfałszowane i to nie polskie (polskojęzyczne) społeczeństwo „wywindowało to bydlę na piedestał” (że zacytuję innego klasyka – Żorża Ponimirskiego) tylko wspomniani generałowie.
„Prawda jest bolesna, ale głupio byłoby nie spojrzeć jej w oczy”
Józef Mackiewicz
„Reakcjonista nie pisze, aby kogokolwiek przekonać. Po prostu przekazuje swym przyszłym wspólnikom akta świętego sporu”
Nicolas Gomez Davila
„W zamian w tej ziemi nam mogiła…”
Jacek Kaczmarski
Leminggrad obchodził kolejne „święto demokracji”. Demokracja, jak zwykle, zwyciężyła. Interesy sowieckie w naszej tranzytowej republice buraczanej zabezpieczone zostały na kolejne cztery lata. Ale oprócz „starych neobolszewików” w postaci Platformy, zielonych czerwonych ze spółdzielni o skrócie PSL czy sprawdzonych towarzyszy z byłego PZPR, do Gadalni RP wejdzie też Ruch Poparcia Dewiacji Wszelakich Janusza Palikota.
A zatem towarzysze generałowie z formacji „nieznanych sprawców” poza zabezpieczeniem interesów czekistów z Kremla na naszym terytorium, postanowili na serio pobawić się nastrojami wśród tubylczej ludności i wypróbować jak w naszych warunkach przyjmie się zorganizowana politycznie formacja dewiantów. Eksperyment udał się wybornie! Nasze (nazwijmy je roboczo „naszym”) społeczeństwo jest gotowe na wybieranie sobie zboczeńców, chamów i degeneratów jako swoich przedstawicieli do izby ustawodawczej, czyli przypomnijmy maturzystom: organu (nomen omen), który ma (przynajmniej teoretycznie, bo jak jest naprawdę o tym niżej) stanowić prawo w naszym (nazwijmy je tak roboczo) kraju. Celowo piszę „kraj”, albowiem o naszym „państwie” możemy pisać i mówić w odniesieniu do lat 1918 – 1939. Po tym czasie polskiego państwa nie było. Nie licząc oczywiście państwa podziemnego w latach okupacji oraz funkcjonujących po II wojnie instytucji na uchodźstwie do momentu niefortunnego przekazania insygniów władzy przez ostatniego legalnego prezydenta RP Ryszarda Kaczorowskiego, wybranemu „demokratycznie” na ten urząd w tworzącym się PRL - bis Lechowi Wałęsie, znanemu w pewnych kręgach jako TW”Bolek”. Wkroczyliśmy więc w nowy etap naszej chwalebnej i sławetnej (oraz oczywiście pokojowej) „transformacji ustrojowej”, kiedy to o jakości tubylczego prawa stanowić będzie nowa awangarda rewolucji – sodomici.
Oczywiście to nie Gadalnia ustanawia prawa, ona je tylko zatwierdza, gdyż strategiczne decyzje podejmowane są z tylnego siedzenia przez kolektywne kierownictwo (zgodnie ze wskazaniami Lenina) generałów z formacji „nieznanych sprawców”.
Jak zatem wygląda obecna sytuacja naszego nieszczęśliwego kraju? Nie mamy własnego państwa. W roku 1989 podczas wspólnej konsumpcji wódki i zagrychy w ośrodku MSW w Magdalence komunistyczne służby wespół z wyselekcjonowaną jeszcze w czasach stanu wojennego opozycją przepoczwarzyli PRL w nowy państwowopodobny twór, który dla uwiarygodnienia eksperymentu przed światem nazwano III RP. Przystąpiono do tworzenia partii politycznych, które miałyby nadać owemu neosowiekiemu golemowi ducha.
Po ostatnich wyborach skład parlamentu przedstawia się podobnie jak poprzednio. Interesów sowieckich pilnują PO, PSL, SLD oraz nowy eksperyment generałów – Ruch Poparcia Dewiacji. Być może dla jego wyborczego sukcesu oczyszczono przedpole poprzez likwidację innego sowieckiego tworu – Andrzeja Leppera, który jak to stwierdzili pamiętni eksperci z filmu Barei „Brunet wieczorową porą”, podobnie jak formuła klasycznego westernu „przeżył samego siebie” i stał się zawadą dla formuły nowej. Być może również dlatego Państwowa Komisja Wyborcza nie zarejestrowała komitetu wyborczego Janusza Korwin – Mikkego. Jeden wariat do robienia szumu w sejmie na obecnym etapie dziejowym wystarczy. Pozostaje PiS jako koncesjonowana opozycja, która robi za listek figowy, aby w świat poszła wiadomość, że w tubylczym kraju przestrzega się reguł demokracji i zapewnia byt inaczej myślącym dinozaurom, które dość opornie wymierają.
W chwili przypływu optymizmu pocieszam się myślą, że wyniki wyborów mogły zostać sfałszowane i to nie polskie (polskojęzyczne) społeczeństwo „wywindowało to bydlę na piedestał” (że zacytuję innego klasyka – Żorża Ponimirskiego) tylko wspomniani generałowie.
Jednakże optymizm szybko mija i wracam do pesymistycznego pionu, który mówi mi, że polskojęzyczne społeczeństwo jest już na tyle gotowe, aby samodzielnie, bez ingerencji „szatanów” oddać cześć Złotemu Peniso… o pardon! – Złotemu Cielcowi. Po prostu proces schamienia i prymitywizacji tubylców zaszedł tak głęboko (jak pomyślę o niektórych kandydatach Ruchu Dewiacji to dreszcz mnie ogarnia jak głęboko?), że generałowie z formacji „nieznanych sprawców” mogą wypuścić swoją nową, wypudrowaną lalkę na miasto bez obaw. O postępie w schamieniu mogliśmy się przekonać rok temu na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, kiedy to rządzący naszym nieszczęśliwym krajem z tylnego siedzenia bezpieczniacy zorganizowali inscenizację fragmentu „Nie boskiej komedii” Krasińskiego i napuścili na modlących się pod krzyżem smoleńskim ludzi, hordę pijanej dziczy, która zakłócała modlitwy. Wtedy to rozpoznawano bojem na ile można sobie z tubylcami pozwolić oraz umiejętnie eksperymentowano nastrojami społecznymi, szykując się zapewne do realizacji nowego „prodżektu” politycznego, czyli owego Ruchu Poparcia Dewiacji Wszelakich.
Kolejne wybory nie umożliwiły nam (czyli myślącej niepodległościowo mniejszości dinozaurów) zatem procesu wybijania się na suwerenność. Pytanie oczywiście czy wygrana PiS – w takiej walce, a raczej, bezpieczniackiej ustawce wyborczej, przydałaby sukcesu.
Przytaczam ten cytat po raz kolejny, albowiem dobrych cytatów nigdy za dużo, a poz
Na pytanie takie odpowiedział już dawno, dawno temu, w bardzo odległej galaktyce, enfant terrible polskiej (nazwijmy ją tak roboczo) prawicy – cytowany już wyżej, Józef Mackiewicz pisząc: „Tak jak rzeczy polityczne stoją dziś - nie istnieje, praktycznie „polska droga” do wyzwolenia, do niepodległości. W odróżnieniu od istniejącej „polskiej drogi do socjalizmu”. Proklamowana już przez Lenina w założeniach Narodowego NEPu, istniała właściwie od początku rewolucji teoretycznie, a od r. 1945 praktycznie. Z małymi taktycznymi odchyleniami trwa do dnia dzisiejszego[…] Natomiast „własna droga do wyzwolenia” spod komunistycznego panowania istnieć nie może, gdyż pojedynczy naród bloku komunistycznego nie jest w stanie wyzwolić się spod komunizmu o własnych siłach. A nawet samo mechaniczne oderwanie od bezpośredniej władzy czerwonej Moskwy, czy wysiłki w tym kierunku, wcale nie gwarantują wyzwolenia z ustroju komunistycznego. Jak tego klasycznym przykładem jest samodzielność komunistycznej Jugosławii czy Albanii, lub próby Rumunii, gdzie ucisk człowieka pozostaje ten sam albo większy niż w Rosji; wreszcie Chin, gdzie zniewolenie człowieka jest największe. Istnieć może tylko „wspólna droga” do wyzwolenia poprzez wspólne zniszczenie komunizmu światowego. Pod tym mianem rozumiem fenomen, który zapanował od 1917 r. w Rosji, a dziś opanowuje już blisko pół kuli ziemskiej. Nie własny nacjonalizm zatem, lecz internacjonalizm; nie poszczególne „narodówki”, tylko antykomunistyczna międzynarodówka byłaby - moim zdaniem - jedynie w stanie obalić komunistyczną międzynarodówkę”.
a tym dorobek Mackiewicza w opisaniu bolszewickiej perfidii jest notorycznie przez polską (wciąż nazwa robocza) prawicową publicystykę, śmiem twierdzić, z premedytacją pomijany. Pomijany, bowiem jeśli przyjąć tezy Mackiewicza za słuszne, to wówczas wszelkie wybory w PRL – bis należy uznać za pic na wodę i fotomontaż. A tego zastępy przebierających nogami do posad w Gadalni RP by nie zniosły. Bo cóż, zatem pozostaje?Tymczasem pisowski listek figowy (znaczy się obóz polityczny) nie jest w stanie nawet zapewnić bezpieczeństwa własnemu zapleczu, bo jak wytłumaczyć fakt powierzenia losu prezydenckiej delegacji, która pewnego kwietniowego dnia wyleciała z Okęcia do Smoleńska, neosowieckim, polsko i rosyjskojęzycznym, służbom bezpieczeństwa. Skoro nie zapewniono wtedy bezpieczeństwa tak ważnym i prominentnym osobom, zdając się na łaskę, a raczej niełaskę ubeków, to jak w takim razie teraz PiS chce skutecznie podjąć działania na rzecz odzyskania przez nasz kraj suwerenności państwowej? Zwłaszcza, jeśli, niczym barejowski towarzysz Winnicki „z góry akceptuje ustalenia waszego kolektywu”, czyli szanuje wynik wyborczy? I czy na drodze do suwerenności rzeczywiście jest nam potrzebny w Warszawie Budapeszt - czy raczej „Świt Odyseji”?
http://blogpowiernika.blogspot.com/2011/10/zwyciestwo-demokratycznej-prowokacji.html
piątek, 10 czerwca 2011
bezkarność POtchórza * ODWAGA W. Sumlińskiego
OUVERTURE.
Sędzia Maciej Jabłoński wysyła opozycję do psychuszki
Tutaj skany dokumentów, do których bez kłopotu dotarli "dziennikarze" z RFM FM.
Nie będę wypisywał wszystkich określeń, jakie cisną się na usta, kiedy człowiek ma do czynienia z takim sędziowskim odpadem.
Nie będę wypisywał wszystkich określeń, jakie cisną się na usta, kiedy człowiek ma do czynienia z takim sędziowskim odpadem.
Nie ma sensu tracić czasu na słowne kompensacje, tylko trzeba ze wszystkich sił dążyć do tego, aby "sędziowie jabłońscy" znaleźli się jak najprędzej tam, gdzie ich właściwe miejsce.
Oczywiście, chodzi tu przede wszystkim o poniżenie i ośmieszenie Kaczyńskiego.
Podważenie wiarygodności Jarka jako świadka podczas ewentualnych zeznań w czasie nadchodzącego procesu.
Podważenie wiarygodności Jarka jako świadka podczas ewentualnych zeznań w czasie nadchodzącego procesu.
Jak się da - niedopuszczenie do nich i wyrokowanie na podstawie bełkotu kaczmarków.
A w skrajnym wypadku - może ubezwłasnowolnionko i niedopuszczenie Jarka do wyborów?
Jarosław Kaczyński wielokrotnie powtarzał, że polskie brudy powinno się prać w kraju.
Tyle tylko, że w priwislanskim kraju wszystkie pralnie już zamknięte, a jedyna szansa na to, żeby nie zasądzono mu przymusowego leczenia psychiatrycznego, to potężna awantura w gremiach międzynarodowych, zaczynając od UE.
I to natychmiast.
Bo kto wie - trudno przewidzieć, jak daleko mają zamiar to pociągnąć - ale być może chłopcy właśnie strzelili sobie prosto w głowę.
Nie tutaj, nie w Polsce, gdzie stada odmóżdżonych tylko radośnie zarechoczą, jak kolejnych z nich poprowadzą do kastracji.
Ale właśnie na forum międzynarodowym, gdzie lektura linkowanych tutaj pism sądowych może wzbudzić sporą sensację.
IMPERTYNATOR.
PROCES W SPRAWIE AFERY MARSZAŁKOWEJ
Jaki to kraj, w którym proces sądowy z prezydentem państwa i szefami służb specjalnych w tle, nie wzbudza żadnego zainteresowania mediów? Jakich dziennikarzy ma ten kraj, jeśli zamykają oczy na spektakularny proces swojego kolegi i milczą tchórzliwie w obawie przed przekroczeniem politycznego zakazu?
Dziś przed sądem w Warszawie rozpoczął się proces dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego, oskarżonego o płatną protekcję przy weryfikacji byłego oficera WSI. Na liście świadków w tym procesie znajdują się m.in. Bronisław Komorowski, szef ABW Krzysztof Bondaryk, Paweł Graś, Antoni Macierewicz, a także znani dziennikarze oraz wysocy rangą byli oficerowie WSI.
Przypomnę, że chodzi o kombinację operacyjną z udziałem ludzi WSW/WSI, szefostwa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego rozgrywaną w latach 2007-2008. Cele kombinacji polegały na uzyskaniu dostępu do tajnego aneksu z Raportu z Weryfikacji WSI, a gdy okazało się to niemożliwe - na zdyskredytowaniu członków Komisji Weryfikacyjnej WSI i dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego. Działania te miały również na celu zdezawuowanie treści zawartych w aneksie oraz uprzedzenie ewentualnych zarzutów dotyczących powiązań polityków Platformy ze środowiskiem byłych WSI. Priorytetem kombinacji pozostawała osłona politycznego „patrona” wojskowych służb - Bronisława Komorowskiego.
W toku kombinacji korzystano z silnego wsparcia medialnego, a sygnałem do rozpoczęcia akcji pod nazwą „afera aneksowa” był artykuł Anny Marszałek opublikowany w „Dzienniku” z dn. 19 listopada 2007r. zatytułowany - „Aneks do raportu o WSI na sprzedaż” i opatrzony nagłówkiem – „Każdy może kupić tajne dokumenty”. Żadne z kłamstw rozpowszechnianych przez media nie znalazły potwierdzenia. Nigdy nie było żadnej „afery z aneksem”, nigdy nie wykazano, by nastąpił jakikolwiek przeciek treści z tego dokumentu. Wszelkie oskarżenia i rzekome dowody - o których miesiącami zapewniali nas żurnaliści i „specjaliści” od służb okazały się fałszywe, a intensywnie prowadzone czynności śledcze nie przyniosły rezultatów.
Kombinację tę opisywałem szeroko na tym blogu, nadając jej nazwę afery marszałkowej.
Moim zdaniem, mogła mieć ona następujący przebieg:
Inicjatorem działań mógł być Bronisław Komorowski, którego nazwisko pojawia się kilkadziesiąt razy w Raporcie z Weryfikacji WSI. Mógł on zwrócić się do swojego zaufanego, wieloletniego współpracownika, gen Józefa. Buczyńskiego z prośbą o zorganizowanie grupy kilku oficerów byłych WSW/WSI. Celem działalności tych osób miało być dotarcie do informacji zawartych w aneksie do Raportu z Weryfikacji WSI, a jeśli istniałaby taka możliwość, również zdobycie tajnego dokumentu. Osobą odpowiednią do przeprowadzenia akcji wydawał się były szef komunistycznego kontrwywiadu wojskowego płk Aleksander L.,- wieloletni znajomy Komorowskiego, działający również jako informator w środowisku dziennikarskim. L. łączyła znajomość z Wojciechem Sumlińskim, a poprzez dziennikarza liczono na dotarcie do Leszka Pietrzaka i Piotra Bączka lub innych członków Komisji Weryfikacyjnej WSI. Prawdopodobnie, w grze uczestniczyli jeszcze inni oficerowie WSI, zajmując się osłoną działań Aleksandra L., a operacja zdobycia aneksu była prowadzona na długo przed wyborami parlamentarnymi 2007r. Bronisław Komorowski spotkał się z Aleksandrem L i przystał na jego propozycję uzyskania nielegalnego dostępu do informacji stanowiących tajemnicę państwową, a następnie umówił się z nim w kwestii dalszych kontaktów. W dniu 27.07.2008r., składając zeznania w Prokuraturze Krajowej w Warszawie w sprawie sygnatura akt PR-IV-X-Ds. 26/07 Bronisław Komorowski pod rygorem odpowiedzialności karnej zeznał: „Ja wyraziłem wstępnie zainteresowanie jego propozycją. Umówiliśmy się, że on odezwie się, gdy będzie miał możliwość dotarcia do tych dokumentów”.
Problem pojawił się w momencie, gdy okazało się, że nie ma szans na dotarcie do ludzi Komisji Weryfikacyjnej, a tym bardziej, że nie uda się uzyskać dostępu do aneksu. W tym momencie nastąpiła zmiana kombinacji i został do niej włączony płk Leszek T. – były funkcjonariusz WSW, w latach 80. zajmujący się prześladowaniem opozycji niepodległościowej, po roku 1990 penetrowaniem środowiska dziennikarskiego i Kościoła. To on zajął się uzyskaniem „materiałów dowodowych” obciążający Sumlińskiego i członków Komisji Weryfikacyjnej. Taka koncepcja zakładała, że dobrowolną „ofiarą” stanie się również Aleksander L., z którym rozmowy T. miał nagrywać. Warto przypomnieć, że w październiku 2007r i pojawiły się publikacje medialne wskazujące na odpowiedzialność Komorowskiego w sprawie inwigilacji członków komisji sejmowej w roku 2000 oraz informacja o wezwaniu kandydata PO na marszałka Sejmu przez Komisję Weryfikacyjną. Niemałe znaczenie dla przyspieszenia kombinacji mógł mieć również artykuł Leszka Misiaka, w którym ujawniono fakt bliskiej znajomości Komorowskiego z płk Aleksandrem L.
Również w roku 2007 roku dziennikarz Wojciech Sumliński przeprowadził z Komorowskim kilka rozmów, w związku z przygotowywanym dla programu „30 minut" w TVP Info materiałem filmowym o Fundacji Pro Civil, w której działalność byli zaangażowani ludzie służb wojskowych. Być może ten fakt i obawa przed wiedzą dziennikarza zadecydowały o wytypowaniu Sumlińskiego jako główną ofiarę kombinacji. W tym czasie dziennikarz pracował też nad książką o Wojskowych Służbach Informacyjnych i prowadził dziennikarskie śledztwo w sprawie zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki.
Podczas wywiadu dla programu I PR w dniu 1.08.2008 roku, Bronisław Komorowski odpowiadając na pytanie o treść zeznań w Prokuraturze Krajowej i znajomość z Wojciechem Sumlińskim stwierdził: „o panu Sumlińskim nic nie wiem, chyba nie znałem tego pana, więc moje zeznania dotyczyły byłego czy pułkownika dawnych służb komunistycznych.”?
Natomiast z zeznań płk. Leszka T. wynika, że na początku listopada 2007 r. doszło do jego spotkania z Bronisławem Komorowskim, Krzysztofem Bondarykiem, Grzegorzem Reszką (p.o. Szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego) i Pawłem Grasiem (ówczesnym zastępcą przewodniczącego sejmowej komisji ds. Służb Specjalnych), a na spotkaniu poczyniono ustalenia w zakresie postępowania z członkami Komisji Weryfikacyjnej. Poczynione wówczas ustalenia były realizowane przy udziale płk. Leszka T, jako jedynego świadka w śledztwie w sprawie domniemanej korupcji w Komisji Weryfikacyjnej. O fakcie spotkania Komorowski nie poinformował podczas przesłuchania przed prokuratorem.
W efekcie - płk Leszek T. złożył zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu korupcji wokół Komisji Weryfikacyjnej, obciążając Aleksandra L., Wojciecha Sumlińskiego oraz Piotra Bączka. Jednocześnie uruchomiono zmasowaną kampanię medialną, mająca na celu dezinformację społeczeństwa, w tym wytworzenie fałszywego przekonania, że doszło do „wycieku” aneksu, a sprawa ma podłoże korupcyjne. Momentem kulminacyjnym kombinacji był dzień 15 maja 2008 r. gdy ABW dokonała przeszukania w domach Sumlińskiego, Bączka i Pietrzaka, licząc na znalezienie jakiegokolwiek dowodu potwierdzającego z góry założoną tezę o wycieku aneksu. Aresztowanie Aleksandra L mogło zaś uwiarygodnić tezę, że oficer WSW/WSI współpracował z ludźmi Komisji. Podjęto również próbę „aresztu wydobywczego” wobec Wojciecha Sumlińskiego, licząc prawdopodobnie na zastraszenie dziennikarza i uzyskanie materiałów obciążających członków Komisji. Ponieważ nie doszło do aresztowania dziennikarza, a prezydent Lech Kaczyński ogłosił, iż nie opublikuje aneksu - zdecydowano o zakończeniu kombinacji.
O prawdziwym przebiegu sprawy, Polacy nigdy nie zostali poinformowani. Obowiązująca do dziś zmowa milczenia tzw. wiodących mediów sprawiła, że została ona ukryta przed opinią publiczną i żadne z jej elementów nie pojawiły się w trakcie prezydenckiej kampanii Bronisława Komorowskiego. Na zachowanie dziennikarzy miały niewątpliwy wpływ słowa Bronisława Komorowskiego z dn.1.09.2008 roku, gdy główny reżyser afery marszałkowej pouczył środowisko dziennikarskie:
„Ja bym sugerował dużą wstrzemięźliwość w okazywaniu solidarności zawodowej dziennikarskiej, no bo sprawa nie dotyczy docierania czy łamania tajemnicy państwowej przez dziennikarza śledczego, co bym rozumiał, nie akceptował, ale rozumiał, ale dotyczy podejrzenia o korupcję, po prostu o korupcję, o pomoc w korupcji. I to w takim obszarze bardzo delikatnym, wrażliwym z punktu widzenia interesów państwa, jak służby specjalne. Więc sugerowałbym ogromną wstrzemięźliwość tutaj, zostawmy to, niech prokuratura to zbada w całym trudnym kontekście...”.
etc
etc
RESZTA :
Subskrybuj:
Posty (Atom)