poniedziałek, 29 września 2008
Po Wrześniu * Wspomnienie , Buchara 1942, cd.
*cdn
Czytelników Bloga - proszę o nadsyłanie z Wlk. Brytanii, ewent. odbitek/ skanów, "Wspomnień" z natępnych nr nr POLONII * Leicester.
Mail to : storch@yalook.com
Thanks !
niedziela, 28 września 2008
Wrzesień *** Pamięci Pilotów. Pamięci Kresów.
KRESOWE OFIARY Września. Buchara 1942
czwartek, 25 września 2008
poniedziałek, 22 września 2008
* WRZESIEŃ * Małopolska * Armia KRAKÓW
WRZESIEŃ 2008
MOST w BISKUPICACH RADŁOWSKICH * 1939
Tutaj, gdzie dzisiaj stoi ten pomnik, do 1939 r. znajdował się most. To za jego przyczyną Biskupice Radłowskie przeszły do historii, zostały opisane w różnych książkach i zaznaczone na mapach. To przez ten most chłopi z Biskupic dwukrotnie rozpoczynali pracę na popiołach i zgliszczach. Historia dwa razy zaglądała do Biskupic. Pierwszy raz zimą w 1915/16 roku. Przy moście spotkali się Rosjanie i Austriacy próbując przedrzeć się na drugi brzeg Dunajca. Wieś spłonęła, a na biskupickich łąkach wyrosły dwa cmentarze. Po raz drugi historia skręciła z głównej drogi na wyboisty trakt wiodący na most we wrześniu 1939 roku. Przez noc z 7/8 września ludzie z Biskupic Radłowskich byli w piekle i wydaje się, że widzieli koniec świata. Tutaj odbyła się największa bitwa. Bój trwał 48 godzin bez przerwy. Nasi spisywali się bohatersko. Ponad 300 trupów leżało na biskupickich polach. Spłonęło ponad 200 budynków. "W tym dniu zostało w Biskupicach może z 5 rodzin" wspominają mieszkańcy. Przez most ciągnęły tłumy ludności cywilnej uciekającej na wschód. Straszyli opowieściami o Niemcach wyrywających Polakom języki. Miejscowi w popłochu "ładowali" na wozy dzieci, pierzyny, trochę ubrań i ruszali za nimi. Nie uciekli tylko ci, którzy nie mieli koni. Zostawały samotne kobiety z dziećmi, których mężowie i ojcowie walczyli w polskim wojsku. Zostawali starcy, którym było wszystko jedno, kiedy spotka ich śmierć. Los sprawił, że znaleźli się w samym środku wydarzeń. Ich podwórka, sady, zagony ziemniaków stały się polem bitwy. Siedzieli ukryci, skamienieli ze strachu. Widzieli tyle, ile można było zobaczyć przez okienko piwnicy, z zagajnika kukurydzy. Patrzyli na swoich, na polskie wojsko walczące z Niemcami i byli z nich dumni. "Tu była cała masa polskiego wojska; była piechota podhalańska, po sadach stała kawaleria. Była i artyleria, konie ciągnęły działa. I tabory szły. Wszystko na ten nasz most. Cała nasza polska szła. Ciągnęli bezwładnie, niezorganizowani, głodni. Wynosiliśmy im jedzenie na drogę. Nad wieczorem, między 6 a 7 godziną, od strony Radłowa nadeszli Niemcy. Nasi stawiali opór.
Niemcy wjechali na czołgach, uzbrojeni po zęby, gdzie naszym było do nich. Ciemnawo już było, kiedy polscy saperzy wysadzili most, żeby Niemiec nie przeszedł na drugą stronę. Ci, co zostali po tej stronie musieli się bić" - wspominają mieszkańcy. Niemieckie dywizje pancerne, które wdarły się na ziemię krakowską ze słowacji, zepchnęły nasz wojska z szosy Kraków - Tarnów - Rzeszów , zmuszając je do szukania ciężkich przepraw przez Dunajec w kierunku Radłowa - Żabna - Dąbrowy - Szczucina - Mielca. Cofając się, wojska polskie miały przed sobą tylko jeden drewniany most w Biskupicach Radłowskich. Gdy rano 7-ego września układano w sztabie grupy operacyjnej "Boruta" plan przeprawy przez biskupicki most i sposób obrony Dunajca dowódca dysponował tylko 10 zmotoryzowaną brygadą kawalerii. Skierował ją do odwodu do Radomyśla Wielkiego gen. Spiechowicz. Około godz. 16 zorganizowany przemarsz po moście biskupickim rozpoczęła 6 dywizja piechoty. Zbliżał się wieczór i był przekonany, że działania niemieckie osłabną. Przeprawa przebiegała spokojnie do godz. 19, kiedy do Radłowa niespodziewanie wtargnęli Niemcy. Polacy spędzili ich najpierw z Woli Radłowskiej, następnie szybko opanowali Radłów, głównie dzięki celnemu ogniowi artylerii. Zniszczyli około 20 motocykli i samochodów pancernych.
Wkrótce nastąpiło silne uderzenie niemieckie wsparte czołgami. Ppłk Warzybok zaczął się spiesznie wycofywać przez folwark Szatanówkę na Biskupice . Tuż za nim do wsi wjechały czołgi niemieckie, wzniecając pociskami świetlnymi pożary zabudowań. Podchodzący właśnie do przeprawy 3 batalion 28 pułku piechoty podjął rozpaczliwą walkę. Pobity musiał ustąpić. Most wyleciał w powietrze. Jest kilka wersji o przyczynach wysadzenia mostu, np. że eksplodowały, od wybuchu pocisków armatnich, założone ładunki. Z opisu innych wynika, że jeden z saperów nie wytrzymał nerwowo i wysadził most w powietrze, aby uniemożliwić Niemcom przedostanie się na drugi brzeg. W Biskupicach są tacy, którzy uważają, że rozkaz wysadzenia mostu wydał ubrany w polski mundur szpieg. Jedno jest pewne, most przestał istnieć.
Niemcy zatrzymali się na linii Biskupic. Do wczesnych godzin rannych na wschodnim brzegu rzeki stały polskie ubezpieczenia.
Wczesnym rankiem 8 września zgromadzony w rejonie folwarku 3 pułk strzelców podhalańskich, 20 pułk piechoty i 3 batalion z 4-ego pułku strzelców podhalańskich zdecydował się wyrzucić Niemców z Biskupic Radłowskich. Niemcy obsadzający Biskupice zostali okrążeni. Jednak przed godziną 8 nastąpiło silne niemieckie kontrnatarcie z Radłowa wsparte ok. 50 czołgami. Była to brygada pancerna dowodzona przez płk Baumgarta. Atak na najbardziej wysunięty na południe folwark Szatanówkę nie udał się Niemcom, gdyż broniła go desperacko 6-ta kompania z 2-go batalionu 20-go pułku piechoty, 20 DP Gór. Oba nasze plutony artyleryjskie miały rozbite wszystkie działa. Mimo to Polacy parli nieustępliwie w kierunku mostu, żeby przekonać się, czy jest całkowicie zniszczony. Polskie działka ppanc. strzelały z najbliższej odległości ogniem na wprost. Obsługa jednego z takich działek zniszczyła czołg pułkownika Baumgarta. On i jego załoga ponieśli śmierć na miejscu.
Uczestnik tych walk Franz Joseph Strauss (w latach 80-tych przewodniczący bawarskiej chadecji CSU) w książce "Friedens und kriegserlebnisse einer generation" takie daje świadectwo naszym żołnierzom: "Polacy z pogardą śmierci bronią przedmościa Biskupice - Radłów. Ich armaty przeciwpancerne trafiają w nasze czołgi z najbliższej odległości. Ich piechurzy wrzucają w otwory czołgów granaty ręczne oraz wskakują nawet na czołgi z wiązkami granatów w ręku"...
Niestety nasza walka okazała się bezcelowa i niemożliwa do prowadzenia. Dowódca, ppłk Czubryt dał polecenie odwrotu do przeprawy jedyną wolną, północną drogą. Nim walczące oddziały zdołały oderwać się od nieprzyjaciela, czołgi niemieckie dokonały straszliwej masakry, miażdżąc gąsienicami i zamieniając trupy w bezkształtną maź, wbitą głęboko i pomieszaną z ziemią. Do niektórych placówek walczących w okrążeniu, rozkaz odwrotu w ogóle nie dotarł. W taki sposób padła bohaterska placówka w folwarku Szatanówka. Grupa ok. 15 żołnierzy otoczonych w radłowskiej szkole walczyła do końca. Zginęli wszyscy. Odwrót spod Biskupic odbywał się w największym chaosie. Niemcy nękali polskich żołnierzy z dużej odległości ogniem artyleryjskim.
W 1969roku, w 30-tą rocznicę przeprawy przez biskupicki most, nad Dunajcem w miejscu przeprawy stanął pomnik. Przed podrywającymi się do lotu skrzydłami orła i kamiennymi postaciami trzech żołnierzy każdego roku płoną znicze. Główna drogę prowadzącą przez wieś nazwano ulicą Bohaterów Września. Dziś, nie tam gdzie jego drewniany poprzednik, lecz przerzucony przez rzekę jakieś 100 metrów dalej stoi ogromny, nowoczesny most, wykonany z cementu i stali.
*****
http://biskupice-radlowskie.w.interia.pl/obiekty.html
piątek, 19 września 2008
niedziela, 14 września 2008
WRZESIEŃ * Na podejściach do Dunajca i Tarnowa.
*****
Dnia 7 września ok godz. 16.30 niemieckie wozy bojowe były już na przedmieściach Radłowa. Z pierwszych czołgów posypały się strzały , od których zapaliły się 4 stodoły i 1 dom stojący na skraju Radłowa. Doszło do wymiany ognia. Żołnierze polscy osłaniający
W rynku i pobliskich ulicach powstało straszliwe zamieszanie, gdyż panika ogarnęła tłumy uchodźców, którzy całymi masami ruszyły w kierunku mostu na Dunajcu.
Sytuacja wydawała się wręcz tragiczna.
Jednak natarcie 4 Pułku Strzelców Podhalańskich z 21 DP Gór. pod dowództwem ppłk. Bronisława Warzyboka, przy wsparciu ogniowym dywizjonu 21 Pułku Artylerii Lekkiej zakończyło się sukcesem. Niemcy zostali wyparci z Radłowa. Pozostał on jednak wolny nie na długo, gdyż około godz. 17 wyszło ponownie natarcie niemieckiej broni pancernej. Czołgi zostały powstrzymane przez polską obronę na przedmieściach Radłowa. Niemcy nie mogąc przedostać się przez polską zaporę ogniową , poczęli pociskami zapalającymi podpalać zabudowania gospodarcze i domy. Południowa część Radłowa stanęła w płomieniach. Gęsty dym unosił się z płonących stodół pełnych zboża i siana. Późnym wieczorem Radłów został ostatecznie opanowany przez Niemców. Pozostała jednak garstka polskich oficerów, podchorążych i żołnierzy należących do 21 Dywizji gen. Kustronia.
Mieszkaniec Radłowa Paweł Patulski w dniu 8 września został zatrudniony przez gestapo przy grzebaniu zwłok.
W swoich wspomnieniach pisze:
W bitwie o przeprawę przez Dunajec poległo prawdopodobnie 243 polskich żołnierzy, a około 700 zostało rannych. Wielu utonęło w Dunajcu. Na radłowskim cmentarzu spoczywa ok. 186 żołnierzy Grupy Operacyjnej „Boruta” Armii "Kraków" gen Antoniego Szyllinga, ok. 18 pochowano we wsi Zabawa, a ok. 17 żołnierzy w Zdrochcu. Na radłowskim cmentarzu spoczywają także szczątki spalonych obrońców radłowskiej szkoły, a zapis w księdze zmarłych przy 13 obrońcach – brzmi: NN, nieznani.
Dnia 8 września 1976 r. nadano Szkole Podstawowej w Radłowie imię Bohaterów Września 1939 r. Aktu odsłonięcia tablicy pamiątkowej dokonał major Wojska Polskiego w stanie spoczynku – Witold Wróblewski – uczestnik walk na ziemi radłowskiej we wrześniu 1939 r.
Decyzją Rady Pedagogicznej z dnia 8 września 1998 r. dzień 8 września został ogłoszony Świętem Patrona Szkoły i stał się dniem wolnym od zajęć dydaktycznych.
Pamięć o bohaterach jest wciąż żywa w naszej szkole. Pogadanki o tamtych wydarzeniach, coroczne akademie z okazji Święta Patrona Szkoły, okolicznościowe gazetki, opieka nad miejscami pamięci narodowej, udział w uroczystościach gminnych i kościelnych poświęconych bohaterom września na stałe zostały włączone w tok pracy dydaktyczno – wychowawczej naszej szkoły.
mgr Marek Machalski
sobota, 13 września 2008
ROCK & SOUL MUSIC
***
muz. Andrzeja Korzyńskiego ?
******
Elvis "the one and only" baby what you want me to do-love
******
http://pl.youtube.com/watch?v=y76zUDRS6Jk&feature=related
******
Live '68 Elvis Presley Comeback Special Unedited (10 of 12
czwartek, 11 września 2008
VM
Bogu co boskie.
Uważam, że trzęsienie ziemi w sprawie „jak to nprawdę było na Westerplatte”, wymknęło się spod kontroli intelektualnej i staje się niezrozumiałe dla odbiorców – tak jak wiele burz wywoływanych w TV.
Uważam, że każde prostowanie historii, jest rzeczą konieczną i nie sądzę, żeby należało ronić łzy nad bohaterami, którzy nagle ukazali się nam w innym świetle.
Zresztą – prawdziwym bohaterom to inne światło nie zaszkodzi.
Sam napisałem opasłą książkę o pierwszym dniu wojny i to tylko zajmującą się jedną bitwą – a może raczej – w klasyfikacji wojskowej – bojem tj bojem Wołyńskiej Brygady Kawalerii z IV dywizją pancerną gen. Reinharda pod Mokrą w dniu pierwszego września 1939 roku.
Sam pamiętam ten dzień – pierwszy września – który spędziłem zupełnie gdzieindziej – jakby to było dziś. Byłem wtedy ośmioletnim chłopcem.
Co myślę o obronie Westerplatte?
Po pierwsze dowódca. Już co najmniej od czasów Aleksandra Wielkiego wiadomo, jaki wpływ na żołnierzy ma dowódca. Od niego zależy praktycznie wszystko.
Kto to był major Sucharski?
Na przedwojennych zdjęciach majora na jego piersi widać najwyższe odznaczenia za osobiste męstwo na polu walki. Są to: Krzyż Virtuti Militari V klasy i Krzyż Walecznych. (Uwaga: wyższe klasy VM dostawało się już za dowodzenie). Sucharski otrzymał te odznaczenia podczas wojny z bolszewikami. Byle kto ich nie dostawał. Nie ma podstaw do wyrażenia sądu, że na Westerplatte załamał się ze strachu, chociaż ludzie po dwudziestu latach pokoju się zmieniają i mogą już nie mieć ochoty do nadstawiania karku.
Trzeba jednak rozróżnić osobistą odwagę od odpowiedzialności za podkomendnych.
Major dostał rozkaz utrzymania placówki (z tego co wiem) przez dwanaście godzin. Utrzymał ją przez czas trzykrotnie dłuższy. (do wieczora dnia następnego). Miał prawo uznać, że rozkaz został wypełniony, a dalszy opór nie ma sensu. Był chyba jedynym żołnierzem na Westerplatte (a oficerem na pewno) który miał doświadczenie frontowe w dowodzeniu. Nie wiedział – prawie na pewno – o obronie rejonu Gdyni przez płk Dąbka, a przede wszystkim jakim jasnym światłem paliła się w całej Polsce podawana przez radio informacja że „Westerplatte jeszcze się broni”.
Kpt. Dąbrowski był innym typem dowódcy. Uważał, że po to jest żołnierzem, żeby bronić ojczyzny, a bronić jej można jedynie przez walkę z wrogiem. W moich rozmowach z uczestnikami Kampanii Wrześniowej natknąłem się na wielu tak właśnie myślących. Takimi byli oficerowie Wołyńskiej Brygady Kawalerii, tacy szli później do konspiracji, partyzantki. Z wieloma nie było mi danym rozmawiać – bo zginęli.
Obie postawy – zarówno majora jak i kapitana rozumiem, chociaż bliższy mi jest sposób rozumowania kapitana Dąbrowskiego.
To wszystko przedstawiam w ogromnym skrócie, jeśli kogoś to zainteresuje chętnie podyskutuję, ale polecę mu również moją książkę o bitwie pod Mokrą.
W każdym razie uważam, że wewnętrzny konflikt na Westerplatte niesłychanie dynamizuje ten z pozoru drobny incydent II Wojny. To wręcz wyznanie wiary żołnierzy i oficerów. Dwaj osobiście bardzo odważni ludzie walczyli ze sobą o swój pogląd na to co jest dobrem ojczyzny i czy jest ono tożsame z dobrem żołnierzy – jej obywateli. Wygląda na to, że ci żołnierze – młodzi chłopcy im na to odpowiedzieli.
Dwadzieścia kilometrów dalej u pułkownika Dąbka w tym samym czasie setki młodych ludzi odpowiedziało podobnie. Kiedy pod Gdynią zabrakło broni dla ochotników – przekuli kosy na sztorc, jak za Naczelnika Kościuszki, jak w Powstaniu Styczniowym.
Pułkownik Dąbek bronił się ze swoimi oddziałami – mniej lub więcej regularnymi przez 19 dni. Kiedy na końcu wszystkiego już zabrakło – popełnił samobójstwo.
A w dwa tygodnie później gen. Kleeberg po bitwie pod Kockiem w swoim ostatnim rozkazie przed kapitulacją zakazał swoim żołnierzom popełniania samobójstw. Zagroził, że samobójców nie pozwoli pogrzebać.
Ludzie uczcijcie prawdą pamięć i dramat tych wszystkich waszych ojców i dziadów, którym wtedy – siedemdziesiąt lat temu – nie udało się obronić ojczyzny. A potem pomódlcie się długo, żeby Bóg miał dla was litość i nie kazał wam przeżywać ich tragedii.
Andrzej Wilczkowski
Przypowieść o konsolidowaniu prawicy.
"( )Zdecydowanie popieram każdy ruch który jest konstruktywny w tę stronę.
W stronę która jest prawa, dla ludzi prawych.
Jestem fizykiem z wykształcenia i chyba także z mentalności i zadanie, o którym piszesz, widzę trochę jak proces kreacji materii.
Widzę to jako:
"Problem optymalnej kuźni,
która powinna wykuć sukces."
I pierwsza uwaga:
Uwag i kryteriów do uzgodnienia musi być niestety dużo i wszystkie trzeba przepracować tak, aby uzgodnić ideę sposobu obsługi tej kuźni.
Proszę o odrobinę
cierpliwości,
próbuję się streszczać,
ale mi nie wychodzi.
Mamy wdrukowane we własne głowy sporo mitów, które NAM utrudniają pracę.
Fizycznie patrząc na rzecz, kuźnia powinna działać jako warsztat spajający i łączący różne prawicowe żywioły.
W fizyce jest takie zjawisko, strumienia (auto) albo (samo) kolimującego się.
Wypływa taki strumień z dyszy i nie rozlatuje się, ale kupy się trzyma i jeszce nowe strumyki się do niego kleją.
Chodzi o to, aby reguły ko-operacji utworzyły taki samokolimujący się strumień prawicowej energii politycznej.
Po drodze konieczne jest jednak obalenie masy durnowatych mitów, nieefektywnych nawyków i stu innych niemrawych pociech.
Takie rekolekcje METODOLOGICZNE są konieczne i powinny one nastąpić zanim ktokolwiek zacznie pisać jakikolwiek "statut", albo "organizować" strukturę.
Odwrotnie.
Najpierw trzeba przerzucić gnój, w którym tkwimy, zastanowić się nad mechanizmami, które zrobią z nas wiązkę autokolimującą się, a póżniej dopiero podjąć następne kroki, które wtedy staną się łatwiejsze.
Takie rekolekcje METODOLOGICZNE mogą trwać tydzień,
albo sześć, mogą zacząć się natychmiast,
albo za dni trzy.
Jest mi to obojętne.
Chodzi o decyzję na TAK.
Chciałbym zachęcić do otwarcia kuźni wykuwającej samokolimującą się prawicę jakimś przykładem.
Weźmy więc do obróbki dwa twory:
1. Przykładowe NARZĘDZIE kuzienne - "SELEKCJA" - była o niej mowa w komentarzach.
2. Przykładowy "MIT o rozdrabniającej się prawicy".
Ad 1. Otóż już przedszkolna teoria wszelkich organizacji powiada, że wszystkie organzacje BEZ SELEKCJI są bez sensu. Włazi się do środka jak do stodoły i wypad. Nie szanują ludzie łatwego wejścia i tyle.
I od razu wniosek:
Selekcja tak, ale BEZ DOGMATU i z UMIAREM.
Wszelki dogmat, sztywnienie w formalizmach, kazuistyczne przypieprzanie się za żywota,
robi z selekcji maszynę do rozpieprzania organizacji, wewnętrzne policje myśli.
To jest bolszewizacja tego narzędzia.
Analizując narzędzie SELEKCJI, cały czas zastanawiamy się nad taką jego konstrukcją, aby spełniała funkcję SELEKTORA pozytywnie spajającego, a nie SEKATORA, negatywnie rozpierdalającego, albo odcinającego.
I już pierwsza decyzja zapadła.
Wybieramy SELEKTOR a nie sekator.
Konstruujemy ten SELEKTOR konkretnie krok po kroku.
Selektor ma być wyposażony w KRYTERIA SELEKCJI.
No to jedziemy;
a) Ktoś napisał: mają być ludzie młodzi, aby nie byli zdemoralizowani przez to stare polityczne łajno. OK.
Ale to kryterium ODCINA wszystkich starych i to zapewne z 99,8 procent ludzi starszych od 33 lat,którzy nis z tą starą polityką nigdy nie mieli do czynienia.
A może w ten sposób stracimy dla prawicy aż trzech bezcennych staruszków z wielką adrenaliną i niezwykłymi jajami.
b) Ktoś napisał: wśród młodych są super-zdemoralizowane piranie, szkolone przez Piotra Tymochowicza, które dla kariery są gotowe nawet na seks z żyrafą, a nawet Niemcem (tym Polakiem z telewizji) OK.
Oba kryteria są sprzeczne i oba niestety są sekatorami, bo odcinają coś i to ogólnie. Odcinają bezrefleksyjnie coś o czym nie wiemy nic, a może być wartościowe, jak ci staruszkowie z adrenaliną. ZAMYKAMY im drogę, bo chcemy zabezpieczyć się, zamknąć wstęp dla konkretnego sukinsyństwa.
Tu jest miejsce na JUSTOWANIE NARZĘDZIA, które służy do selekcji A MA BYĆ OTWARTYM SELEKTOREM, a nie ZAMYKAJĄCYM SEKATOREM.
OTWIERAMY system na kryteria ogólne.
Tak CHCEMY MŁODYCH. TAK POTRZEBNI SĄ NAM STARZY - CHCEMY LUDZI DOŚWIADCZONYCH. TAK PRZYJMIEMY CHĘTNIE TYCH, KTÓRZY CHCĄ SIĘ CZEGOŚ NAUCZYĆ,...
ZAMYKAMY system na podstawie zdefiniowanych kryteriów szczególnych. Użyty był przykład: nie przyjmujemy degeneratów sypiających z żyrafami i Niemcem.
Nie przjmujemy wyszkolonych sukinsynów politycznych od Tymochowicza, bo portfel zwędzą.
Ale jeszcze zasada BEZ DOGMATU, ale ze ZDROWYM ROZSĄDKIEM.
Hola, hola, ale z tych piranii od Tymochowuicza może jedna by sztuka by się przydała, może dałby się drań przewerbować, może wykorzystać?
Fakt, metody pracy mają wredne, ale może faceta wręcz użyć jako prelegenta, może warto rozpoznać metody wroga i przećwiczyć metody radzenia sobie z tym łajdactwem, wykorzystując tego łotra jako pozoranta?
I tak dalej.
Przedyskutowanie tylko jednego kryterium tego SELEKTORA już nasunął sporo wniosków, ale i sprawia zawód, może nawet zniechęcenie.
Nie należy tracić cierpliwości, polityka jest zajęciem dla ludzi bardzo cierpliwych. Nie zrażajmy się.
Rzeczywiście po jednym KRYTERIUM SELEKTORA, wydaje się, że to żadna selekcja. Może. Ale BEZ DOGMATU i ZE ZDROWYM ROZSĄDKIEM.
Do przodu, po następne kryteria.
Tak prowadzona dyskusja pokazuje już przy ósmym konkrecie, że budujemy nie tyle SELEKCJĘ ile WYMAGANIA.
Budujemy otwarty system, który BEZ DOGMATU i W ROZSĄDNY, NIE ANTAGONIZUJĄCY SPOSÓB STAWIA CZASEM BARDZO WYSOKIE WYMAGANIA.
Jest wymagającym selektorem, a nie bezmyślnym sekatorem.
Działanie tej metody zaczyna się sprawdzać, gdy kryteria zaczynają dotykać konkretnych sytuacji i grup ludzi z realnego środowiska politycznego.
Np. co z prawicą Marka Jurka?
I samym Markiem Jurkiem.
Odrazu powiadam:
JA OSOBIŚCIE uważam, że Marek Jurek w 2007 roku postąpił jak głupi i nieopierzony politycznie zwisły kutas. Pogrzebał swój cel polityczny i jeszcze spieprzył innym robotę.
TAK UWAŻAM.
TO JEST MOJE ZDANIE I TAKI MAM POGLĄD.
I co z tego?
Jestem OTWARTY NA DYSKUSJĘ, gotów do rozmowy, chętnie usłyszę argumenty i opinie, nawet i od samego Marka Jurka.
W ten sposób dyskutując sprawę selekcji, nagle okazuje się, że odkrywamy skąd się bierze ten pieprzony mit o stale rozpraszajądcej się prawicy.
To jest po prostu wywrócony na lewą stronę skutek działania SEKATORA, ZAMIAST SELEKTORA.
Tam zamiast zasad:
BEZ DOGMATU i ZASADY ZDROWEGO ROZSĄDKU stawiających ludziom WYMAGANIA, działa bezwzględny i DOGMATYCZNY, BOLSZEWIZATOR stawiający formalne i statutowe kryteria odciające.
BOLSZEWIZATOR nie zezwala na równoczesne spełnienie różnych otwartych kryteriów pozytywnych, wzyscy muszą szczekać tak samo, bo jak nie, to do wora.
Później otwierasz telewizor i natychmiast widać.
Załóżmy, że w tej sekundzie Monika Olejnik nagle znikła.
Nikt nie wie nic.
Reporterzy ruszają i co?
Iwiński, Szmaja, Plecak i Pastusiak, Chlebowski, Pitera, Olejniczak, Napieralski, Trocki, Stasiński i Wielowieyska szczekają przed mikrofonami IDENTYCZNIE.
Wszyscy!
Telepatia?
Nie, bolszewizator.
Okazuje się że
1. Narzędzie zwane SELEKTOREM
2. MIT rozdrobnienia prawicy to dwie strony tego samego medalu.
Nie mam już siły ani podsumowywać, wyciągać wniosków itede, itepe.
Pokazuję ideę jak leci.
Byłbym szczęśliwy mając pozytywny oddźwięk i zaproszenie do tańca.
Tyle jest trwa mać do zrobienia, a ludzie nie mogą się dogadać w takich sprawach jak kolejność wchodzenia po schodach.
Postscriptum do Emisariusza IV RP.
Na ogół bardzo szanuję Twoje Poglądy i często zgadzam się z różnymi diagnozami oraz wspierającą ją wiedzą konkretną. Zgadzam się nie raz w bardzo wysokim stopniu sięgającym nawet 97,2 procent.
Gorąco popieram zamiar skonsolidowania prawicy czy nawet prawic.
Zaproponowałeś mi napisanie statutu. Mogę to zrobić i potrafię,
Tylko, jak nie wiem co ten statut ma opisywać, to żaden krok nie jest możliwy.
Myślę, że musimy jednak najpierw przejść te rekolekcje METODYCZNE, to wtedy okaże się, że reszta pójdzie jak z płatka.
Nawet pieniądze się pokażą.
Pieniądze lubią być tam, gdzie na sukces się zapowiada.
I to by było na tyle."
http://aspiracje.salon24.pl/index.html
wtorek, 9 września 2008
HEL *.1939 * KOCK. * POLITECHNIKA LWOWSKA
Z początkiem października 1939 r. odbyło się zebranie wszystkich pracowników i studentów, zwołane na żądanie władz radzieckich przez rektora prof. Antoniego Wereszczyńskiego. Zebranie odbyło się w głównej klatce schodowej, której galerie pozwalały na pomieszczenie dużej liczby obecnych; tam tradycyjnie odbywały się "wiece" rzeszy studenckiej. Mówcy występowali "nad zegarem" na galerii balustradowej I piętra; tam rektor Wereszczyński otworzył zebranie, stojąc w otoczeniu przedstawicieli władz radzieckich, partyjnych i "komisarza" Politechniki tow. Jusimowa, ppłk. z zarządu politycznego Armii Czerwonej, w prezydium obok rektora stali również przedstawiciele świeżo zawiązanego komitetu partyjnego na Politechnice.
Jusimow oznajmił objęcie miasta Lwowa w posiadanie Armii Czerwonej i uruchomienie uczelni, ale na zasadach nowych, radzieckich przepisów; władza radziecka przywiązuje bowiem wielkie znaczenie do rozwoju nauki i techniki; przemówienie swe zakończył wzniesieniem okrzyku na cześć Stalina. Bezpośrednio po nim przemówił po polsku inż. Jarosław Żaba, asystent Katedry Chemii Fizycznej i Elektrochemii (kierownik prof. T. Kuczyński), znany powszechnie jako działacz sanacyjnego "Legionu Młodych"; jego przejście do obozu radzieckiego było zaskakującą niespodzianką. Uderzył na samym początku w ton zwycięstwa i triumfu, witając niezwyciężoną Armię Czerwoną jako wybawczynię z niewoli generałów, panów i obszarników, malując szczęśliwą przyszłość tego kraju i dodając szereg ostrzeżeń pod adresem wrogów klasowych. Na zakończenie ujawnił się jako mianowany na przewodniczącego nowo powstałej organizacji związku zawodowego na uczelni, tzw. "Profspiłki".
Następnie w imieniu dotychczas tajnej organizacji komunistycznej wystąpił student IV roku sekcji lotniczej - Bronisław Bochenek; jego przemówienie było znacznie twardsze, gdyż nie żałował pogróżek pod adresem wrogów klasowych. Dalsi mówcy opisywali przyszłe zmiany na uczelni, przyjęcie nowego i lepszego programu nauczania wedle światłych i niedoścignionych wzorów radzieckich, mówili o usuwaniu krzyży z sal wykładowych oraz o ściganiu wrogów klasowych. Przemówienia przedstawicieli władz politycznych i partyjnych były utrzymane w jednej konwencji - jakie to spotkało nas szczęście, że zostaliśmy uwolnieni od wyzysku i ucisku "panów" i jaka to czeka nas świetlana przyszłość po wyzwoleniu się spod jarzma władz "pańskiej Polski"; szkalowano też Armię Polską, a szczególnie generałów i oficerów, którzy "uciekli", pozostawiając lud robotniczy i wiejski bez opieki.
Niespodziewanie zgłosił się do głosu prof. Stanisław Fryze, którego wystąpienie stało się prawdziwą sensacją i sukcesem. Stwierdził na wstępie, że jesteśmy przytłoczeni ogromem klęski militarnej i politycznej zadanej naszemu państwu przez wojujący hitleryzm; zdradzili nas alianci, a rząd był zmuszony opuścić kraj; w takich warunkach nie można od nas oczekiwać objawów radości. Ogół zebranych, dotychczas słuchających poprzednich wywodów w głuchym milczeniu, teraz nagrodził mówcę oklaskami.
Dalej prof. Fryze wspaniale obalił zasadę walki klas, przyrównując państwo do drzewa, które posiada korzenie, pień, gałęzie, liście, kwiaty i owoce. W państwie potrzebna jest warstwa chłopska, robotnicy i inteligencja; nie mogą te elementy istnieć oddzielnie, bo ich współżycie warunkuje prawidłowo ukształtowane społeczeństwo i państwo. To rozumowanie i końcowy wniosek wyzwoliły ponownie duże brawa. Na zakończenie prof. Fryze wezwał, aby nie usuwać krzyży z sal wykładowych. Owacje były jeszcze gorętsze.
Pierwszą ofiarą komisarza Jusimowa był mgr praw Marian Dubaniowski, referendarz w sekretariacie rektoratu, filister Korporacji Zagończyk, jego aresztowanie było rezultatem denuncjacji B. Bochenka.
W październiku przybyła też na Politechnikę komisja do zbadania i weryfikacji poziomu uczelni i podjęcia decyzji personalnych pod przewodnictwem samego wiceministra (zastępcy komisarza) szkolnictwa wyższego ZSRR. Niestety, nazwiska nie udało mi się ustalić.
W tym czasie dotarły już do Lwowa wiadomości, w jaki sposób Niemcy zaprosili profesorów UJ na inaugurację i wysłali ich do obozu w Sachsenhausen. Toteż nic dziwnego, ze profesorowie i docenci zaproszeni do sali posiedzeń Senatu (obok auli ozdobionej portretami kolejnych rektorów) szli na to zebranie jak na ścięcie. Tymczasem czekała ich niespodzianka. Wiceminister wyznał na wstępie, że komisja jadąc do Lwowa nie spodziewała się tak wysokiego poziomu uczelni i tak wysokich kwalifikacji naukowych u wszystkich wykładających, Dlatego na mocy orzeczenia komisji wszyscy profesorowie i docenci zostają zatwierdzeni i pozostają na swych stanowiskach. Funkcję rektora jako dyrektor będzie sprawował Maksym Piotrowicz Sadowskij, który zgodnie z systemem sowieckim będzie administrował uczelnią i utrzymywał kontakt z władzami; natomiast sprawy naukowe t kwalifikacje kadry naukowej prowadzić będzie prorektor do spraw nauki, którym zostaje Polak, prof. Włodzimierz Krukowski.
Wszyscy dziekani pozostają również na swych stanowiskach i będą prowadzić sprawy naukowe swych wydziałów. Natomiast do dziekanów - zgodnie z systemem sowieckim - zostają przydzieleni pomocnicy, tzw. "pomdeki" do załatwienia spraw studenckich (urlopy, stypendia, usprawiedliwienia itd.).
Odbyło się też zebranie aktywu Komsomołu, na którym wiceminister wezwał, aby studenci dobrze wykorzystali okazję i wysoko sobie cenili możność studiowania na tej znakomitej uczelni. Od tej chwili ustały ataki, drwiny i wyszydzania ze wszystkiego, co polskie, a postawa żydowskich i ukraińskich komunistów stała się bardziej umiarkowana.
Następnie komisarz Jusimow zorganizował "likwidacyjne zebranie" Bratniej Pomocy, które odbyło się między 15 a 20 X 1939 r. Większość obecnych na sali stanowili Żydzi; Ukraińców i Polaków było mało; tzw. "likwidacja" odbywała się w niezgodzie ze statutem, gdyż dokonywali jej nieczłonkowie.
"Na sali orkiestra wojskowa grała marsze; nie wiedziano wtedy, że były to mundury NKWD. Za katedrą zasiadła grupa 6-8 osób, a wśród nich jako zagajający Żyd rosyjski w skórzanej kurtce i skórzanym kaszkiecie, którego nie zdjął w czasie zebrania. Przedstawił się jako "komisarz Politechnika, Był to właśnie tow. Jusimow, ppłk z zarządu politycznego Armii Czerwonej. Przemawiał po rosyjsku, wykazując, że, teraz po upadku "jaśniepańskiej Polski" należy zlikwidować jej nadbudowę, tj. organizację studencką powołaną do gnębienia ludu pracującego; za to wszystko, co było, odpowiedzialni są członkowie kierownictwa tej organizacji, którzy znajdują się na tej sali".
Jako drugi wystąpił Jan Krasicki, już wtedy II sekretarz Miejskiej Organizacji Komsomołu. Odegrał on tutaj rolę prowokatora do zaplanowanego ludobójstwa. Z przemówienia tego pamiętam charakterystyczny fragment, gdy Krasicki, omawiając działalność antysemicką i prześladowanie Żydów, użył słowa "Żyd", wtedy komisarz Jusimow zerwał się oburzony, wykrzykując po rosyjsku, że nie wolno (nielzia) używać słowa "2yd", bo jest to słowo obraźliwe, tylko należy używać słowa "Jewriej". Krasicki spokojnie usiłował wytłumaczyć po polsku, że w języku polskim nie ma słowa "Jewriej", tylko słowo "Żyd". Gdy Krasicki ponownie użył słowa "Żyd", komisarz znów zerwał się z miejsca, zwymyślał go grożąc pięścią i nakazując używać słowa "Jewriej". Słowo "Żyd" w tym czasie oznaczało w języku rosyjskim syjonistę, a więc faszystę.
Po chwili Krasicki przemawiał dalej, używając teraz nowego słowa z języka polskiego: "Izraelita", co już nie wzbudziło protestów. Następni mówcy - komuniści żydowscy - stwierdzili, że na sali są obecni działacze organizacji antysemickich. Komisarz polecił ich wskazać. Wyciągnięci przemocą z miejsc i bici, doprowadzeni zostali do mównicy, aby się tłumaczyli. Tam zostali znowu pobici i skopani, wreszcie wywleczeni przez członków orkiestry w mundurach na korytarz. W czasie gdy orkiestra znów grała, usłyszałem wyraźnie strzały na korytarzu. Po zebraniu otworzono drzwi sali; wszyscy musieli przechodzić przez korytarz, a tam za ławkami w kałużach krwi leżeli nieruchomo wyprowadzeni uprzednio studenci. Oto nazwiska ofiar, które udało się ustalić: Ludwik Płaczek, stud. IV roku, kierownik I DT, członek Korporacji "Scythia"; Jan Płończak, stud. III roku, członek wydziału "Bratniaka", również należący do korporacji "Scythia"; Henryk Róża-kolski, stud. IV roku, pochodzący z Wielkopolski; wszyscy z Wydziału Mechanicznego. Następnymi ofiarami byli również studenci. Po listopadowym alercie harcerskim w dzień Święta Zmarłych na cmentarzu Orląt poszukiwano organizatorów. Aresztowano studenta IV roku studium lotniczego, harcmistrza, podchorążego-pilota Edwina Bernata, w którego mieszkaniu przy ul. Głębokiej zorganizowany był przez NKWD tzw. "kocioł".
Zaginęli bez wieści: student IV roku Wydziału Mechanicznego - Jan Mięsowicz, pochodzący z Sanoka, oraz student III roku Inżynierii - Stanisław Międzybrodzki ze Stanisławowa. Podczas przesłuchiwania w więzieniu "Brygidki" został zamordowany młodszy asystent Stanisław Piekarski, przewodniczący Stowarzyszenia Asystentów, któłego rodzicom oddano pokrwawione ubranie.
Przepadli bez wieści: student Inżynierii Leszek Bobowski, aresztowany razem z księdzem Cieńskim przy próbie ucieczki 17 IV 1940 r. z "kotła" na plebanii parafii św. Marii Magdaleny; student Wydziału Mechanicznego Tadeusz Chmielewski oraz młody inżynier Stanisław Moczarski. Wyliczenie to może być niekompletne.
( ) .....
Zaraz po wejściu wojsk niemieckich do Lwowa w poniedziałek 30 VI 1941 r. przybył też ukraiński batalion "Nachtigall", przeznaczony do akcji politycznych. Dokonano wtedy we Lwowie licznych aresztowań, a niebawem mordu lwowskich profesorów zastrzelonych nocą z 3 na 4 lipca 1941 r. na stoku Wzgórz Wuleckich poniżej II Domu Techników. Ograniczymy się tutaj do listy "politechnicznej":
Włodzimierz Krukowski, lat 53, prof. miernictwa elektrotechnicznego,
Bronisław Longchamps de Berier, lat 25, absolwent Politechniki,
Zygmunt Longchamps de Berier, lat 23, student Politechniki,
Antoni Łomnicki, lat 60, prof. matematyki,
Stanisław Piłat, lat 69, prof. technologii naftowej,
Andrzej Progulski, lat 29, inż. elektryk, syn Stanisława, prof. medycyny,
Włodzimierz Stożek, lat 57, prof. matematyki,
Eustachy Stożek, lat 29, inż. elektryk, asystent Katedry Pomiarów Elektrotechnicznych, syn Włodzimierza,
Emanuel Stożek, lat 24, absolwent Wydziału Chemii, syn Włodzimierza,
Kazimierz Vetulani, lat 52, prof. mechaniki teoretycznej,
Kasper Weigel, lat 61, prof. miernictwa,
Józef Weigel, lat 33, mgr praw, syn Kaspra,
Roman Witkiewicz, lat 55, prof. pomiarów maszynowych.
Wszyscy zostali pogrzebani na miejscu zbrodni, lecz 8 X 1941 r. po dokonaniu ekshumacji i wywiezieniu zwłok do lasu Krzywczyckiego, ciała zamordowanych oblano benzyną i spalono, a popioły rozsypano. Osobno dnia 28 VII 1941 r. zgładzono prof. geometrii wykreślnej Kazimierza Bartla, lat 59.
Na początku lipca 1941 r. nastąpiło zamknięcie Politechniki, a pracowników pozostawiono bez uposażenia. Główny gmach został zajęty na szpital dla armii niemieckiej. Komisarycznym zarządcą Politechniki z ramienia władz niemieckich został Ukrainiec prof. Ewhen Perchorowycz. W marcu 1942 r. ogłoszono wpisy na uczelnię oraz wyznaczono rozpoczęcie zajęć na 15 IV 1942 r. Politechnika miała uruchomić kursy budowy maszyn, elektrotechniki, budowy dróg i mostów, miernictwa, architektury, budownictwa lądowego, budownictwa wodnego, chemii przemysłowej, rolnictwa i leśnictwa. Te specjalizacje miały mieć własne kierownictwa pochodzące z nominacji od władz niemieckich.
( ) .....
Docent dr Donat Langauer, który w 1929 r. przybył do Polski z terenu Łotwy, tutaj w 1932 r. uzyskał doktorat i od 1933 r. wykładał technologię przemysłu solnego na Politechnice Lwowskiej. Już przed wybuchem II wojny, działając w konspiracji, założył "jaczejkę" komunistyczną, bacznie obserwującą miejscowe stosunki. Sąd podziemny AK wydał na niego wyrok śmierci, który został wykonany na cmentarzu Łyczakowskim... Wyrok zapadł za sporządzenie listy Polaków, których NKWD, począwszy od 211945 r., aresztowało i deportowało do Krasnodonu. W nieludzkich warunkach 11 II 1945 r. zmarł tam m.in. Emil Łazoryk, aresztowany 4 I.
Wskutek wyniszczającej pracy i głodowego odżywiania w "prowieroczno-filtracjonnom" obozie w Krasnodonie zmarł 25 VI 1945 r. w szpitalu w Woroszyłowgradzie (obecnie: Ługańsku) prof. dr Tadeusz Kuczyński, którego wcześniej zwolniono z obozu, lecz nie ocaliło mu to życia. Po zmianie kursu wobec Polaków i możliwości wyjazdu do PRL resztę uwięzionych władze zwolniły w czerwcu 1945 r. Dzięki temu przeżyli i nie ulegli ostatecznemu wyniszczeniu pozostali profesorowie: Witold Minkiewicz, Aleksander Kozikowski z synem Kazimierzem, docentem zoologii, Edwin Płażek, Stanisław Fryze, wielu asystentów m.in. K. Pfitzner, oraz absolwenci m.in. inż. N. Rembowski; natomiast obozu nie przeżył N. Napadiewicz, dyrektor techniczny lwowskiej gazowni.
Ówczesny meldunek AK podaje liczby aresztowanych i deportowanych na ok, 17300 osób, w tym 31 pracowników naukowych Uniwersytetu i Politechniki, oraz 38 inżynierów i techników. w tym 2 zajętych przy konserwacji Panoramy Racławickiej. Większość z tej liczby powróciła przed końcem 1945 r.
Pamiętnego dnia 4 11945 r. podczas trwających aresztowań i deportacji przybyła do Lwowa delegacja Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z Lublina, ze znanym poetą i pisarzem Janem Brzozą* na czele. Delegacja ta przedłożyła w auli Politechniki niezwykle ostro ułożoną rezolucję potępiającą działalność rządu polskiego w Londynie oraz Armii Krajowej zapowiadając, że kto jej nie podpisze, będzie traktowany jako hitlerowiec i wróg.
Wśród zebranych 17 profesorów zapanowała zupełna cisza, Jan Brzoza wykrzykiwał nadal głośno, ale rektor Jampolski starał się go uciszać mówiąc, że ma zaufanie do swoich profesorów, a następnie kierując wzrok do ostatnich krzeseł zdecydował: "wy, profiessor Szewalski, budietie pierwym". Ale prof. Szewalski znalazł znakomite wyjście. Oświadczył, że nie podpisze, bo to równałoby się przyjęciu odpowiedzialności za nieznaną i nie ogłoszoną treść całej rezolucji, ale najważniejszą przyczyną jest szafowanie przez Jana Brzozę określeniami hitlerowców, bo to jest obelga. Gdy rektor zwrócił się do prof. K. Zipsera jako seniora grona z prośbą o złożenie podpisu, otrzymał tę samą odpowiedź; rektor zamknął więc zebranie bez podpisania hańbiącej rezolucji.
Przebywający w Częstochowie prof. St, Łukasiewicz udał się z końcem stycznia 1945 r. do Lublina i tam od ministra WRiOP Stanisława Skrzeszewskiego otrzymał nominację na organizatora i rektora przyszłej Politechniki Gdańskiej. Prof. Łukasiewicz zawiadomił o swym zadaniu profesorów pozostałych we Lwowie, zaprosił ich do współpracy i zaproponował stanowisko prorektora Politechniki Gdańskiej prof. Kazimierzowi Zipserowi.
* Jan Brzoza, właściwe nazwisko Józef Wyrobiec (1900-1971), napisał m.in. Pamiętnik bezrobotnego - nagroda w 1983 r.
We Lwowie 13 II 1945 r. ukazał się nadzwyczajny dodatek "Czerwonego Sztandaru", z którego społeczeństwo dowiedziało się po raz pierwszy i oficjalnie o postanowieniach konferencji odbytej w Jałcie - ustęp VI dokumentu jałtańskiego O Polsce głosił: "wschodnia granica Polski powinna iść wzdłuż linii Curzona z odchyleniami od 5 do 8 km na korzyść Polski [...] określenie zachodniej granicy Polski będzie odłożone do konferencji pokojowej".
Gdy otworzono biura repatriacyjne, wtedy i pracownicy Politechniki musieli o sobie zadecydować, czy wyjechać do PRL, czy też pozostać, przyjmując obywatelstwo radzieckie. Wybór był trudny i podejmowany z goryczą w sercu. Odbyte pod przewodnictwem prof. K. Zipsera zebranie uchwaliło, że personel naukowy Politechniki Lwowskiej jako zespół przeniesie się do Gdańska, gdzie prof. Łukasiewicz jest rektorem i wszystkich kolegów zaprasza; uchwalono, że cały zespół zorganizuje w Gdańsku Politechnikę Morską i pozostaje pod władzą prorektora K. Zipsera działającego we Lwowie do czasu deportacji. Na organizatora wyjazdu wybrany został prof. Robert Szewalski.
Uchwała ta została przekazana do Lublina; już po 6 dniach wiceminister WRiOP Władysław Bieńkowski zawiadomił, że rząd w Lublinie nie zatwierdził uchwały o Politechnice Morskiej, ale domaga się przyjazdu rozproszonego grona profesorskiego do Krakowa, Gliwic, Wrocławia i Gdańska, bo "wszędzie potrzeba zasilić kadrę naukową w Polsce na nowo powstających uczelniach znakomitymi fachowcami z Politechniki Lwowskiej". ( ) ....
-----------------------
http://www.lwow.home.pl/semper/polit-wojna.html
poniedziałek, 8 września 2008
SOJUSZ z USA * BÓJ TO BĘDZIE OSTATNI.
niedziela, 7 września 2008
...Antykomunistom Polski. Na ręce pani Anny Walentynowicz...
* * * Nadzieja ***
Miejmy nadzieję!... nie tę lichą, marną,
Co rdzeń spróchniały w wątły kwiat ubiera,
Lecz tę niezłomną, która tkwi jak ziarno
Przyszłych poświęceń w duszy bohatera.
Miejmy odwagę!... nie tę jednodniową,
Co w rozpaczliwym przedsięwzięciu pryska,
Lecz tę, co wiecznie z podniesioną głową
Nie da się zepchnąć z swego stanowiska.
Miejmy odwagę!... nie tę tchnącą szałem,
Która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem
Przeciwne losy stałością zwycięża.
Miejmy pogardę dla rzekomej sławy
I dla bezprawia potęgi zwodniczej,
Lecz się nie strójmy w płaszcz męczeństwa krwawy
I nie brząkajmy w łańcuch niewolniczy.
Miejmy pogardę dla pychy zwycięskiej
I przyklaskiwać przemocy nie idźmy!
Ale nie wielbmy poniesionej klęski
I ze słabości swojej się nie szczyćmy.
Przestańmy własną pieścić się boleścią,
Przestańmy ciągłym lamentem się poić:
Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią,
Mężom przystoi w milczeniu się zbroić...
Lecz nie przestańmy czcić świętości swoje
I przechowywać ideałów czystość;
Do nas należy dać im moc i zbroję,
By z kraju marzeń przeszły w rzeczywistość.
[Adam Asnyk. 6 maja 1871]
"...my tu Pająka nie prowadzimy!"....
ks. prof. dr hab. Janusz Nagórny (pełny tekst)
Odwiedzając księgarnie w Polsce zauważyc można całą masę książek. Półki niemal uginają się, a ilość dostępnych tytułów jest z całą pewnością wieksza, niż w czasach PRL-u, choć i wtedy księgarnie były najczęściej bogato zaopatrzone. Cały problem obecnie polega na tym, że mimo zwiększenia ilości tytułów w wielu księgarniach występuje jednak znaczne podobieństwo do czasów poprzednich. Nie, dziś nie ma już państwowej cenzury, która kiedyś dopuszczała do obiegu jedynie te pozycje, które uznała za nieszkodliwe. Dziś występuje inny rodzaj cenzury - cenzura wydawnicza, cenzura hurtowni i cenzura milczenia prasowego. Wszystko to prowadzi do tego, że wielu wartościowych pozycji po prostu w księgarniach nie ma, a i księgarze o wielu pozycjach po prostu nie wiedzą. Można co prawda kupić od czasu do czasu jakąś wartościową pozycję, ale nie jest to łatwe, gdy przychodzi się do księgarni bez konkretnego zapotrzebowania. Nawet i wtedy można się jednak spotkać bądź to z niewiedzą księgarza, bądź też z jego zupełnie wrogim spojrzeniem i pogardliwie wypowiedzianymi słowami - przykładowo - "my tu Pająka nie prowadzimy!". A gdy już nie powita nas lekceważąca uwaga, to okazuje się często, że poszukiwanej książki, albo nie ma, albo też leży ona gdzieś zakopana wśród innych i niemal niemożliwa do znalezienia. Kilkakrotnie też bywało i tak, że widząc przykładowo na eksponowanym miejscu stos antypolskich paszkwilów J.T.Grossa o Jedwabnem i zupelnie niedostrzegając obok polemiki prof. Jerzego Roberta Nowaka na temat zawartych w książce Grossa kłamstw, polemiki zatytułowanej "100 kłamstw J.T.Grossa o żydowskich sąsiadach i Jedwabnem" pytałem regularnie, czy mają tą pozycje, na co czesto otrzymywałem odpowiedź w stylu "tak, Nowak był, ale już sprzedany". Wypada więc być może cieszyć się, że debilną pozycję Grossa mało kto chce kupić, ale z drugiej strony o książce prof.Nowaka prasa powszechna milczy, jak zaklęta. Trudno więc oczekiwać od ludzi, aby nie mając informacji o tej wartościowej książce i jednocześnie nie widząc jej w księgarni mogli zapoznać się z dowodami na antypolskie kłamstwa Grossa. To samo dotyczy także wielu innych książek o tematyce narodowej, historycznej, patriotycznej, religijnej. Tam, gdzie tematem książki jest pozytywne nastawienie do naszej narodowej tożsamości, do naszej Ojczyzny, do naszej wiary, tam można się spodziewać utrudnianego dostepu. Myślę, że nie będę osmotniony w przekonaniu, iż musimy się temu zdecydowanie przeciwstawiać i tym sposobem przezwyciężać tę nieformalną, a doskonale funkcjonującą obecna cenzurę. Właśnie dlatego postanowiliśmy informować w naszej witrynie o takich "ksążkach skazanych na przemilczenie". Naturalnie oczekujemy aktywnej pomocy Państwa w tej sprawie - tak, jak poprzednio w przypadku zbierania danych na temat żydowskiej prowokacji na temat Jedwabnego. Razem możemy więcej. Razem przełamiemy tę zmowę milczenia...
mailto:Wlodzimierz.Kaluza@naszawitryna.pl
Zawartość witryny | ||
"Edukacja Narodowa, a religia holokaustu Dialog polsko-żydowski Antypolonizmy "Niektóre antypolskie wypowiedzi "Antykatolicyzm Judeopolonia, Lublinland "Prowokacja kielecka 1946 "
Przewodnia siła " border="0" height="10" width="11">NIE dla UE! " border="0" height="10" width="11">ULOTKI - wydrukuj i rozpowszechniaj " border="0" height="10" width="11">Polecane linki |
wymiary grobów odkryte w czasie wykopalisk w Jedwabnem wynosiły 6 x 1 i 8 x 2 m. Ich głębokość sięgała ok. 1,60 m. Żaden z grobów nie był wypełniony całkowicie
Słuchaj Radio Maryja - katolickiego głosu w Twoim domu. Głosu prawdy i wolności, głosu który upomina się o Polskę i Naród Polski. Radio, które kieruje się w swojej działalności miłością do Boga i Ojczyzny Radio Maryja w internecie
*** - artykuły szczególnie przez nas polecane
Znaczkiem new oznaczone są artykuły umieszczone w naszej witrynie w ostatnich dniach
KSIAżKI SKAZANE NA PRZEMILCZENIE
-> ŻYDOWSKIE DZIEJE, CYWILIZACJA I RELIGIA
---------------------------------------------------------
Książki skazane na przemilczenie
CARL BEDDERMANN, 2002.
Carl Beddermann
Unia bez tajemnic - Wielkie oszustwo
Wystapienie Carla Beddermanna, bylego unijnego urzednika w Polsce, w audycji Rozmowy niedokonczone w Radiu Maryja, w czwartek, 14 listopada 2002 r.
Szczesc Boze!
Drodzy sluchacze, juz po raz drugi mam zaszczyt i przyjemnosc mowic z Panstwem o tym, co lezy mi na sercu.
Ale najpierw musze przyznac, ze nie jestem juz tym samym czlowiekiem, ktorym bylem trzy tygodnie temu, gdy siedzialem na tym samym miejscu. Jestem wciaz pod wrazeniem tego, co sie wydarzylo. Mam za soba podroz przez cala Polske. W Gdansku, w Poznaniu, we Wroclawiu, w Lublinie, w Krakowie i w Warszawie, za kazdym razem przed setkami sluchaczy powtarzalem moj apel do Polakow. Ten sam, ktory czytalem tu przed trzema tygodniami i ktory wydrukowal "Nasz Dziennik".
Wielkoduszni i latwowierni
Reakcja moich sluchaczy gleboko mnie wzruszyla. Jej rezultatem byl nastepujacy wniosek: Polacy dobrze wiedza, co sie wokol nich dzieje, jak sa oszukiwani i ujarzmiani przez Zachod i jego sojusznikow w kraju. Odnosze jednak wrazenie, ze nie zrozumieli jedynie jeszcze, za pomoca jakich podstepow, z jaka podloscia i wyrachowaniem sie to odbywa. Wasze dobrodusznosc i latwowiernosc, ktore, wedlug mnie, wywodza sie z Waszego idealizmu, przeszkadzaja Wam spojrzec obiektywnie na obecna sytuacje w Polsce.
Nie jestem pierwszym, ktoremu to przypomina tragedie Indian Ameryki Polnocnej. Oni tez byli szlachetni, mieli wlasne mity, swoja wiare, ktora znaczyla dla nich wiecej niz wartosci materialne. Mieli tylko, jak to wyrazil wielki amerykanski pisarz Mark Twain, jedna wade: wierzyli, ze bialy czlowiek mowiacy "tak" naprawde ma na mysli "tak", a jak mowi "nie", to oznacza to "nie". Innej mozliwosci Indianie nie brali pod uwage, poniewaz jej po prostu nie znali. I dlatego, wedlug Marka Twaina, albo gineli, albo przezyli do dzis jedynie w rezerwatach. Przepraszam, ze uzywam tego porownania, ale podobnie jak biali w Ameryce odnosili wrazenie, ze Indianie nie sa z tego swiata, tak przecietny czlowiek z Zachodu czesto ma wrazenie, ze Polacy tez nie sa z tego swiata. I tu zaczyna sie czesto wielkie nieporozumienie.
Wspaniala polskosc
Zyjac w Polsce, potrzebowalem pewnego czasu, zeby zrozumiec, czym jest polskosc. Tak jak juz mowilem w moim apelu do Polakow, polskosc to duchowa postawa, wewnetrzny dystans do materii, ktora u nas na Zachodzie odgrywa coraz wieksza role, a to jest powodem do zaniku wiary i kultury. Za kazdym razem przekraczajac granice Waszego kraju, od razu czuje te wspaniala duchowa atmosfere, w ktorej materia ma sluzyc, a nie byc wartoscia sama w sobie.
Nigdy nie opuszcza mnie w Polsce uczucie, ze istnieje tu cos takiego, jak panowanie ducha nad materia. To bylby wspanialy fundament do regeneracji kultury dzisiejszej dekadenckiej Europy. Niestety, wielu ludzi na Zachodzie widzi to inaczej.
Tyle razy w gronie unijnych ekspertow slyszalem glupie dowcipy o tak zwanej polskiej gospodarce, ze tu chodniki nie sa tak rowne jak na Zachodzie, ze drogi nie sa tak pielegnowane jak tam, ze fasady tak nie blyszcza, ze stan urzadzen panstwowych pozostawia wiele do zyczenia itp., itp.
Szkoda tylko, ze gdy obcokrajowcy o tym mowia, czesto znajduje sie jakis Polak, ktory jeszcze do tego cos doda w tym stylu, ze w rzeczywistosci jest jeszcze gorzej, ze Polska jest krajem Trzeciego Swiata, krajem chaosu i zametu.
Na szczescie najwieksza tego czesc jest ironia, ta wspaniala polska samoironia. Ale nie tylko. Istnieje u Was cos, co nazwalbym kompleksem nizszosci.
Nie nasladujcie Unii
Czesto czuje u Was cos jak uraz, ze Zachod nie traktuje Was dostatecznie powaznie i czuje, jak bardzo z tego powodu cierpicie, czuje, ze to traktowanie z gory bardzo uraza Wasza dume.
I teraz wielu Polakow popelnia wielki blad, zdecydowany blad. Mysla, ze najlepszym sposobem zaprezentowania Zachodowi ich rownowartosci jest slepe nasladowanie standardow zachodnich.
Kto i co wlasciwie zmusza Was do stosowania zachodnich standardow? Dlaczego nikt nie powstanie i nie zazada glosno: to nie my potrzebujemy waszych standardow, odwrotnie, najwyzszy czas, zeby zdegenerowany Zachod dostosowal sie do naszych standardow wschodnioeuropejskich. Nie dajcie sobie wmowic, ze wszystko jest u Was gorsze niz na Zachodzie! To tylko sprytna sztuczka drazniaca Wasza dume, poniewaz znany jest fakt, ze nie chcecie uchodzic za zacofany narod.
Sa jednak i takie sily w Europie Zachodniej, tej duchowej Europie, ktore oczekuja na iskre z Polski, ktora nie stanie sie w ramach Unii Europejskiej krajem niewolnikow konsumpcji i jak dzisiejsze Niemcy, Francja, Anglia, Beneluks nie da sie opanowac tylko jednemu tematowi: walce o rozdzial pieniedzy i dobr materialnych. Wszelkie dysputy na Zachodzie sprowadzaja sie praktycznie tylko do pertraktacji miedzy producentami i konsumentami, do niczego wiecej, nic innego sie nie liczy. Zadne idealy, zadna duchowosc, tylko moralnosc pieniadza. Co, komu i za ile, byleby inny nie mial wiecej.
W sprawie przystapienia Polski do Unii chodzi rowniez tylko o to. To gigantyczna walka. Jej pierwsza runde wygrala juz Unia i jej sojusznicy w Polsce tylko dlatego, ze Narod Polski jeszcze spi. Ale pomalu sie budzi. I to jest wspaniale w moich spotkaniach. Wspaniale w slowach otuchy plynacych teraz ze wszystkich stron.
Wykorzystani przez Zachod
Polacy budza sie najwyrazniej i zaczynaja przegladac na oczy, co naprawde kryje sie za planowanym przystapieniem do Unii Europejskiej. Zaczynaja rozumiec, ze dla krajow Pietnastki ma byc to tylko wielkim zniwem tego, co zasialy w przeciagu ostatnich dwunastu lat, czyli opieka nad ich inwestycjami i ochrona ich swiezo opanowanych rynkow zbytu. Coraz wiecej Polakow zaczyna pojmowac, o co tu wlasciwie chodzi, co sie wlasciwie dzieje w Polsce.
Jeszcze raz powtorze: w oszolomieniu unijnym poczatku lat 90. Polska dala sie namowic do rezygnacji z ochronnej polityki wzgledem przemyslu, handlu, rzemiosla, finansow i rolnictwa, a juz na przedpolu przystapienia do Unii zobowiazala sie do przejecia unijnych standardow dotyczacych tych dziedzin.
Zachod wykorzystal bezwstydnie te przedakcesyjne ustepstwa i swoim przewazajacym kapitalem zapewnil sobie kluczowe pozycje w polskiej gospodarce narodowej. Tam, gdzie sie nie oplaca kupno albo budzi sie opor, polska konkurencja jest po prostu likwidowana za pomoca dumpingu. Polskie rolnictwo jest praktycznie juz teraz zrujnowane za sprawa otwartych granic celnych i dumpingowych cen unijnych.
To samo grozi wkrotce hutnictwu i przemyslowi stoczniowemu. Ze wzgledu na zobowiazanie sie Polski do wprowadzenia w duzej mierze bezsensownych standardow unijnych, ktore bezwzglednie wymagane sa przez Zachod, przeznaczane sa na to resztki srodkow inwestycyjnych, a wolnosc oraz samodzielnosc w podejmowaniu decyzji gospodarczych staje sie farsa.
Zamiast pomocy jalmuzna
Miliardowa pomoc glosno zapowiadana przez Unie, ktora miala towarzyszyc przygotowaniom do przystapienia do UE, okazala sie smieszna jalmuzna w wysokosci zaledwie kilkudziesieciu milionow euro. I nawet te skromne sumy plyna w znacznym stopniu z powrotem do zachodnich portfeli. Polska naiwnie daje sie pocieszac przyszloscia i ma nadzieje, ze przynajmniej po przystapieniu do Unii rozpocznie sie wreszcie miliardowe blogoslawienstwo. Odpowiedzia na to jest niedawno sformulowana w Brukseli propozycja koncowa Pietnastki.
To wrecz nieprzyzwoita bezczelnosc: zadnych ulg dla skladek czlonkowskich, jedynie obrazliwe 25 proc. doplat bezposrednich dla polskich rolnikow.
Do tego doszlo cos nowego, cos jakby kpina, ograniczenie polskiego udzialu w funduszach unijnych o 1,4 mld euro.
Teraz jest jasne to, co dotad bylo tylko przypuszczeniem:
- Polska ma byc zmuszona do wstapienia do Unii jako platnik netto.
Biedna Polska ma wiec juz nie tylko poprzez wciaz rosnacy dwucyfrowy miliardowy deficyt handlowy finansowac bogaty Zachod. Teraz musi sama siegnac do swojej kieszeni i wylozyc na stol brukselski wiecej, niz stamtad dostanie. Bogata Anglia, ktora od czasow Margaret Thatcher z wielkim powodzeniem wymiguje sie od wplat unijnych, peka ze smiechu, widzac, ze na Wschodzie znalazl sie ktos niemadry, kto pomaga zapchac miliardowa dziure w brukselskiej kasie powstala z ich powodu.
Ale to jeszcze nie wszystko. Teraz jakby gra miala byc doprowadzona do samych granic mozliwosci, kraje Pietnastki groza w Brukseli Polsce odebraniem prawa glosu w gremiach unijnych, gdy, ich zdaniem, nie spelni ona ich wymogow. To jak dotad najzuchwalsza obraza, na jaka pozwolila sobie Pietnastka w ciaglych ponizeniach i szantazach Polski!
Kopernik a integracja z UE
Najlepszym swiadectwem na to, ze Narod Polski wreszcie sie budzi, jest rosnace zdenerwowanie w polskim rzadzie. Swietnym przykladem jest tu sam prezydent Aleksander Kwasniewski - pomalu zaczyna switac mu w glowie, ze Polacy moze nie sa wcale tacy glupi, jak sadzi on, Zachod i Pietnastka, i zaglosuja jeszcze w referendum "nie", chociazby po to, aby rozliczyc sie z tak goraco przez prezydenta kochanym postkomunistycznym rzadem i jego prounijna propaganda. A ta propaganda staje sie coraz bardziej chaotyczna i nerwowa. Tydzien temu, na posiedzeniu Rady Gabinetowej pan prezydent rzucil najnowsze haslo: ratowania polskiej nauki przez Unie - tak samo absurdalne i falszywe, jak wszystkie inne formuly unijnego blogoslawienstwa, ktore dotad z pompa kierowal do Narodu Polskiego. Wzywal np. partie polityczne, aby po wyborach samorzadowych na poziomie 16 wojewodztw organizowaly "proeuropejskie koalicje", ktore mialyby pomoc lepiej wykorzystac swiadczenia unijne (to, na czym te swiadczenia wlasciwie polegaja, wyjasnie pozniej). W poniedzialek, w dniu Swieta Niepodleglosci, przy Grobie Nieznanego Zolnierza na placu Pilsudskiego, gdzie normalnie prezydenci panstwa w szczegolny sposob przypominaja tych, ktorzy polegli za Ojczyzne, panu prezydentowi Kwasniewskiemu nie przyszlo nic lepszego do glowy, jak znow wlaczyc prounijna plyte i zaklinac sie na swietlana przyszlosc Polski w Unii. To opetanie unijne pana prezydenta zaczyna juz pomalu przybierac komiczne cechy. W udzielonym w przedostatnim numerze "Newsweek Polska" wyraznie lansowanym wywiadzie miesza juz nawet do tej sprawy Mikolaja Kopernika i probuje wywolac wrazenie, ze przyjecie Polski do Unii Europejskiej ma byc zlozeniem jemu holdu.
Jesli pan prezydent Kwasniewski bedzie dalej uprawial taka propagande prounijna, wkrotce stanie przed problemem, i to tam, gdzie sie go najmniej spodziewa. Mianowicie ze strony swoich przyjaciol z Zachodu, unijnej Pietnastki. Tam od tygodni z rosnacym niepokojem obserwuje sie i analizuje rzadowa propagande prounijna na przedpolu referendum akcesyjnego.
Ryba w sieci
Czy nie jest jednak zbyt prymitywnie utkane to prounijne tralala a'la Woloszanski i Wiatr?
Czy nie jest zbyt natarczywe to ciagle powtarzane: "Dla Unii nie ma alternatywy", "Unia to jedyna cywilizacyjna szansa", "jak nie Unia, to Bialorus", grzmiace na cala Polske od rana do wieczora z panstwowych nadajnikow radiowych i telewizyjnych, a tak chetnie, jesli nawet w nieco odmiennej formie, powtarzane przez polska prase, bedaca, jak juz wiekszosc Polakow wie, w znacznym stopniu pod wplywem obcego kapitalu. Zachod nie ma wlasciwie nic przeciwko tej halasliwej postkomunistycznej formie propagandy w stylu lat 50. - to stwierdzenie byloby calkowicie falszywe. Nie, oni obawiaja sie jedynie, ze polska ryba, ktora juz wpadla do unijnej sieci, moglaby sie w ostatniej chwili z niej wyrwac.
Skad te obawy?
Ich podlozem jest wyobrazenie o Polakach, jakie panuje na Zachodzie, szczegolnie w Niemczech z ich bogatym polskim doswiadczeniem. Jestescie uwazani za nieobliczalnych. W moich oczach to piekny komplement, gdyz z tym laczy sie wyobrazenie, ze gdy chce sie Was do czegos zmusic lub sila do czegos przekonac, trzeba zawsze sie liczyc z tym, ze zrobicie dokladnie cos przeciwnego do tego, czego sie od Was oczekuje. Po prostu z czystego pedu wolnosciowego, ze zwyklej negacji przymusu.
Kwasniewski zapesza
I to wlasnie jest problemem brukselskich strategow unijnych z polskim referendum akcesyjnym. Po fiasku postkomunistow w drugiej rundzie wyborow samorzadowych problem ten ma z punktu widzenia tych strategow rowniez swoje imie: Aleksander Kwasniewski. Pelni obaw zarejestrowali oni w miedzyczasie, ze wszedzie, gdzie pan prezydent - w tym samym stylu, co jego przyjaciel Leszek Miller - angazowal sie dla jakiegos postkomunistycznego kandydata (z punktu widzenia Zachodu zreszta nieslychane uchybienie przeciw politycznej neutralnosci prezydenta panstwa), wszedzie, gdzie pan Kwasniewski dal sie filmowac ze swym SLD-owskim kandydatem, ten nie zostal wybrany.
Moze tak aktywne zaangazowanie prezydenta Kwasniewskiego na rzecz przystapienia Polski do Unii w koncu osiagnie tez przeciwny rezultat do oczekiwanego, podobnie jak jego zaangazowanie w ostatnich wyborach? Tego obawia sie delegacja Unii i ambasady Pietnastki w Warszawie, ba, prawie sie tego spodziewaja. Dlatego coraz to nowe miliony beda wydawane na prounijna propagande i coraz to nowe twarze wysylane na propagandowa bitwe. Podyktowane bedzie to jedynie strachem przed nieobliczalna reakcja Polakow w zblizajacym sie referendum.
Nowe oblicze propagandy
Propagandowa ofensywa ma wiec otrzymac nowa twarz. Ma teraz wygladac jak propaganda argumentowa. Znaleziono juz kogos, kto stalby sie osoba sztandarowa dla tej nowej propagandy. To Jan Nowak-Jezioranski, byly dyrektor Radia Wolna Europa. Ktos w rodzaju pana Woloszanskiego, ale Woloszanskiego dla zaawansowanych.
"Bede glosowal za przystapieniem Polski do Unii Europejskiej i namawial innych, by uczynili to samo" - nazywa sie jego numer. To, co nastepuje, dzieli sie na osiem punktow. "Dlaczego jestem ZA" i na cztery punkty "Dlaczego odrzucam zdanie eurosceptykow". Wystepuje z tym w radiu - oczywiscie w najlepszej porze nadawania - i daje to jednoczesnie do druku w prasie.
l tu zaczyna sie juz pierwsze oszustwo. Pomimo ze chodzi tu o osobiste wezwanie o charakterze ogloszenia, "Newsweek Polska" drukuje je sprytnie zakamuflowane jako artykul redakcji w rubryce "Polska".
I tak sie tez dalej dzieje.
Wciaz operuje sie przeinaczeniami i nieprawda, z tym, to musze przyznac panu redaktorowi, ze nie sa one juz tak prymitywne, jak poprzednio, za to nie mniej falszywe.
Nie chce tutaj omawiac wszystkich dwunastu punktow pana Jezioranskiego, tylko dwa lub trzy, poniewaz sa one wyjatkowo smieszne lub wyjatkowo falszywe i podstepne.
Ten najsmieszniejszy argument - zreszta jedyny, co do ktorego pan redaktor ma moze nawet racje - jest nastepujacy. Dlaczego odrzucam zdanie eurosceptykow, ze "przylaczenie do Unii otworzy droge wirusowi rozkladu moralnego, ktory wystepuje w bogatych spoleczenstwach zachodnich" - pyta pan redaktor i odpowiada na to uroczyscie: "znamiona moralnego rozkladu wystepuja istotnie w krajach rosnacego dobrobytu. W spoleczenstwach konsumpcyjnych, zezwalajacych na wszystko, co nie jest sprzeczne z prawem, dochodzi do niebezpiecznego rozluznienia hamulcow moralnych i obyczajowych. Lecz wirusy tego rozkladu przenikaja nie przez wymiane handlowa, ale przez media, dla ktorych granice nie istnieja. Walka z globalna standaryzacja ludzkich dusz, zachowan i obyczajow nie polega na odgradzaniu sie od swiata szczelnym chinskim murem, lecz na swiadomym przeciwdzialaniu wychowawczym domu rodzinnego, Kosciola, szkoly, harcerstwa, a przede wszystkim samych mediow, jesli zdolaja odzyskac poczucie misji" - pisze pan Jezioranski.
Gdyby pan redaktor zechcial przewertowac pare stron dalej, zaraz za jego apelem znalazlby tytulowy artykul "Newsweeka": "Co Polacy robia za zamknietymi drzwiami w sypialni?". Prawdziwie zachodnio-zabawne. Polacy ze szczegolami tam podaja do protokolu, gdzie, kiedy i jak wspolzyja. Drogi panie redaktorze, nie chcialbym panu wyrazac mojego moralnego sadu, mam tylko slabosc do symboli. Gdybym byl Polakiem i musialbym wiecznie wysluchiwac od takiej gazety jak "Newsweek", wydawanej przez niemieckie firmy, cotygodniowej mieszanki libertynizmu nasyconego seksem i kryminalem, i jednoczesnie w tej samej gazecie czytalbym panskie faryzejskie slowa o moralnym wychowaniu jako misji mediow, wiedzialbym natychmiast, gdzie mam Pana umiescic. Z pewnoscia nie po stronie tych ludzi, ktorym uwierzylbym choc w jedno slowo o swietlanej przyszlosci Polski w Unii Europejskiej.
Rosyjska karta
Drugi argument pana redaktora - i tu staje sie naprawde podstepny: "W czyim interesie lezala kampania przeciwko przystapieniu Polski do NATO, a obecnie do Unii Europejskiej?" - pyta. "Czy polskiej racji stanu sluzy propaganda antyzachodnia, a rownoczesnie wyraznie przebijajace sie w tej propagandzie akcenty prorosyjskie?"
"Czy dazenia do izolowania Polski od zachodnich sojusznikow nie budza nadziei tych elit rosyjskich, ktore nie wyrzekly sie marzen o odzyskaniu w przyszlosci dominujacych wplywow nad sasiadami, nie wylaczajac Polski?" Tak wiec rosyjska karta znow mozna grac, a wszyscy Rosjanie maja byc postrachem zaganiajacym Polakow do Unii. Nalezy sobie tu uswiadomic, ze w tym samym czasie, gdy Unia i Rosja w Brukseli dyktuja biednej Litwie z niezwykla zgodnoscia, jak ma uregulowac tranzyt do obwodu kaliningradzkiego, pan redaktor czyni z tych samych Rosjan stracha na wroble dla Polakow.
Na tym jeszcze nie koniec. Aby postrach rosyjski wypadl wystarczajaco groznie, znaczenie Stanow Zjednoczonych jako polskiego partnera jest redukowane, poniewaz wedlug pana redaktora, "obroty handlowe z krajami Ameryki Polnocnej i Srodkowej stanowia niewiele wiecej niz 3 do 4 proc. polskich obrotow handlowych, podczas gdy wymiana z krajami Unii Europejskiej jedna trzecia".
l tu przedstawia klamliwy argument, wedlug ktorego Unia Europejska to unia celna i nieprzystapienie do niej byloby samobojstwem dla Polski, gdyz Unia odpowiedzialaby represjami.
Nic z tego nie jest tu prawda. To kardynalne klamstwo wszystkich unijnych propagandystow musi wreszcie zostac zdemaskowane. Unia nie jest unia celna i nie jest w stanie zabronic Polsce wstepu na jej rynki. Swoboda handlu jest juz zagwarantowana postanowieniami Swiatowej Organizacji Handlu (WTO).
Szwajcarzy, Norwegowie, Japonczycy, Koreanczycy, wszyscy oni nie sa czlonkami Unii, a jednak prowadza ozywiony handel z krajami Pietnastki. Polska przeciez tez juz to robi.
Nieprzystapienie do Unii tu niczego nie pogorszy, przystapienie niczego nie poprawi.
Ten, kto mowi cos innego, po prostu klamie.
Londyn odmawia
Te i wszystkie pozostale bzdury, szczegolnie o altruistycznej pomocy Zachodu Polsce, ktore euroentuzjasci ostatnio rozpowszechniaja, sa dla mnie tak nie do zniesienia, ze musze tu poruszyc pare zasadniczych kwestii. Najpierw cos na temat NATO. Pan redaktor widocznie nie pamieta o tym, ze 90 proc. NATO to Stany Zjednoczone. I milosc Stanow do Unii Europejskiej jest bardzo, bardzo ograniczona. USA przyjelyby nieprzystapienie Polski do Unii Europejskiej z wielka radoscia.
Z taka sama radoscia, z jaka obserwuja, ze Wielka Brytania, pomimo to ze jest czlonkiem Unii, nie bierze jej na serio. Byly premier Wielkiej Brytanii, "zelazna lady" - pani Margaret Thatcher, pisze teraz w swoich pamietnikach to, co zawsze myslala o Unii: szwindel albo dowcip, nic innego niz dowcip, i stosownie do tego potraktowala Unie - po prostu nie placila swojej skladki czlonkowskiej do kasy unijnej, oszczedzajac w ten sposob 9 mld euro rocznie. I Tony Blair, obecny premier Wielkiej Brytanii, robi tak samo - gwizdze na Bruksele, tez skladki nie placi i prowadzi wlasna polityke zagraniczna razem ze Stanami, np. wobec Iraku. I co robi Unia? Nic. Jak zawsze, gdy czuje opor i stanowczosc. Tchorzliwie probuje ukryc, ze jest traktowana przez Wielka Brytanie jak idiota i szuka gorliwie na Wschodzie glupcow, ktorzy pomogliby zapchac miliardowa angielska dziure w jej kasie.
Polska ma byc zmuszona do przystapienia do Unii jako platnik netto (to znaczy musi wiecej wylozyc na stol brukselski, niz stamtad dostanie). Po koncowej propozycji Pietnastki z 25 pazdziernika w Brukseli nie ma juz zadnej watpliwosci, ze tak bedzie.
Chocby postkomunisci, ich sojusznicy w mediach i Komisja Europejska probowali to sto razy zatuszowac, rachunek i tak wyglada nastepujaco: skladka czlonkowska Polski - 2,5 mld euro straty celne (ostroznie szacowane) - 1 mld euro naklady na budowe nowych inwestycji sluzacych realizacji wymogow Unii (np. kolczyki i paszporty dla krow) oraz personel (ostroznie szacowane) " 1,5 mld euro razem - 5 mld euro
Tyle rocznie musi Polska placic Brukseli albo inwestowac we wlasnym kraju.
Obiecanki cacanki
A teraz suma, ktora Polsce obiecuje Pietnastka, albo lepiej suma, na ktora Polska moze miec nadzieje.
W tej dziedzinie istnieja najwieksze niewiadome. Dlatego euroentuzjasci, wlacznie z rzadem i polskimi negocjatorami w Brukseli, oraz prounijne media probuja sypac szczegolnie Polakom piaskiem w oczy. Dlaczego? Tylko mala czesc tego, co obiecuje Bruksela, jest sztywna suma. Wieksza czesc, okolo 70 procent, to pieniadze, ktore tylko wtedy wplywaja, kiedy sa dofinansowane ze strony polskiej. Wysokosc tego dofinansowania waha sie. Moze wynosic tylko 20 proc., ale moze tez wyniesc nawet 70 proc. Zalezy to od tego, jakie sa fundusze, jakie sa projekty albo w jakim regionie Polski te pieniadze maja byc wylozone. Regula empiryczna jest, ze do kazdego euro panstwo czlonkowskie musi doplacic jedno euro z wlasnej kieszeni. Skutkiem tej zasady dofinansowywania przy pomocy rozbudowanej biurokracji jest to, ze u nas, na bogatym Zachodzie fundusze te sa wykorzystywane przecietnie w 70 proc. Reszta pieniedzy zostaje w Brukseli, istnieje tylko na papierze i dziala na rzecz propagandy unijnej. Dzieje sie tak, mimo ze u nas potencjalni uzytkownicy funduszy z reguly maja wlasny kapital dla dofinansowania, maja dostep do systemu kredytowego, w ktorym np. rolnicy moga zaciagac pozyczki na preferencyjnych warunkach na 2 lub 3 proc.
Samoobsluga UE
Jakie wiec bedzie wykorzystanie unijnych funduszy w Polsce? Na to mamy swietny przyklad: unijny przedakcesyjny fundusz SAPARD. Kopiuje on dokladnie postakcesyjne fundusze i wedlug Unii ma na celu wyprobowanie tego, jak w przyszlosci, po przystapieniu Polski do Unii, beda one tu dzialac.
Fundusz SAPARD jest wlasciwie funduszem strukturalnym dotyczacym rozwoju obszarow wiejskich. Uzytkownikami maja byc rolnicy indywidualni, niektore firmy przemyslu spozywczego i gminy. Doswiadczenia z tym funduszem nie pozostawiaja watpliwosci. Juz teraz jest jasne, ze zakoncza sie porazka. Liczbe uzytkownikow SAPARD-u wsrod rolnikow indywidualnych w kazdym wojewodztwie mozna policzyc na palcach jednej reki. Powodem jest brak kapitalu dla dofinansowania i brak nadziei na zwrot inwestycji. W przypadku gmin sytuacja wyglada niewiele lepiej. Tam, gdzie budzet pozwoli na dofinansowanie - a takich przypadkow jest niewiele - istnieja skromne inwestycje. Tam, gdzie gminy zyja z dnia na dzien - takie przypadki to wiekszosc - fundusz SAPARD nie funkcjonuje, bo nie moze funkcjonowac.
A teraz - co jest najbardziej skandaliczne - w przemysle przetworczym z udzialem kapitalu zagranicznego, ktorym mozna wspolfinansowac srodki z funduszu, tam program SAPARD funkcjonuje.
Innymi slowy, unijnym programem pomocy SAPARD Zachod finansuje w pierwszym rzedzie swoje wlasne inwestycje w Polsce.
Tak wyglada ta altruistyczna pomoc Unii dla Polski. Zachod dokonuje po prostu samoobslugi. Wykorzystuje on unijne fundusze w Polsce, dbajac o wlasne interesy, a polscy euroentuzjasci z wdziecznoscia podaja mu reke.
Stracone pieniadze
Zakonczmy teraz ten bilans. Zobaczmy, jak wygladaja wplywy w rachunku przystapienia Polski do Unii, ktore maja skompensowac wydatki wynoszace 5 miliardow euro rocznie.
Za podstawe tych obliczen sluzyc maja roczne liczby przecietne w latach 2004-2006. Najpierw tzw. sztywne sumy, ktore nie potrzebuja lub prawie nie potrzebuja dofinansowania ze strony polskiej, bo nie opieraja sie na funduszach.
Sa to:
doplaty bezposrednie dla rolnictwa - 0,60 mld euro
rynkowa polityka rolna - 0,33 mld euro
resorty polityki wewnetrznej - 0,35 mld euro
zarzadzanie - 0,28 mld euro
razem - 1,56 mld euro.
Ta suma 1,5 miliarda euro rocznie dla Polski jest mniej wiecej pewna. Reszta, jak mowilem, stoi pod znakiem zapytania, bo opiera sie na funduszach. Sa to: fundusze na te dwa lub trzy przedsiewziecia strukturalno-polityczne - 3,80 mld euro fundusz rolniczy na rozwoj terenow wiejskich - 0,83 mld euro, razem - 4,63 mld euro. Te 4,5 mld euro ma byc wielkim prezentem Zachodu dla Polski, nowym planem Marshalla. Wszyscy euroentuzjasci wiwatuja: patrzcie, prawie 5 mld euro rocznie dla Polski!
Ale podobnie jak w przedakcesyjnym funduszu SAPARD cyfry te znajduja sie tylko na papierze.
Unia sama uwaza, ze w pierwszych latach tylko 10 proc., w najlepszym przypadku 20 proc., z tych 4,6 mld euro dotrze do Polski. Bedzie to skutkiem, zdaniem Unii, braku mozliwosci dofinansowywania i braku mozliwosci wypelnienia skomplikowanych procedur administracyjnych. To znaczy zamiast 4,6 mld euro rocznie Polska ma dostac tylko pol miliarda, w najlepszym przypadku 0,9 mld euro. Przy tym ogromna czesc tych pieniedzy poplynie do kieszeni obcego kapitalu w Polsce, bo tylko on jest w stanie dofinansowac fundusze.
Ale nawet jesli nie wezmiemy pod uwage tego szokujacego i skandalicznego faktu, bilans koncowy po przystapieniu Polski do Unii wyglada nastepujaco:
roczne wydatki - 5 mld euro
wplywy - 2-2,5 mld euro.
To oznacza, ze do kazdego euro, ktore poplynie z Brukseli do Polski, Polska musi przedtem wylozyc prawie 2 euro na stol brukselski w formie skladek czlonkowskich i odprowadzonych cel zewnetrznych oraz dodatkowo jeszcze 75 centow na budowe instytucji sluzacych realizacji wymogow unijnych.
Te pieniadze sa stracone dla Polski.
Polska ma byc nie tylko platnikiem netto, ale superplatnikiem netto. Celem koncowej rundy goraczkowych negocjacji w Brukseli jest zatem ukrycie i zatuszowanie tego faktu.
Unia dobrze wie, ze pozytywny wynik w referendum akcesyjnym bedzie zagrozony, jesli to wszystko, o czym mowilem, wyjdzie na jaw. Z tego powodu Komisja Europejska oferuje teraz Polsce tzw. wyrownanie budzetowe.
Ma ono wyniesc okolo 400 milionow euro rocznie i ma jedynie na celu przejsciowo zapchac dziure w polskim budzecie. To znaczy ukryc i zatuszowac przed referendum role Polski jako platnika netto.
Sprawa ta jest tak wazna dla polskiego rzadu, ze minister finansow profesor Grzegorz Kolodko osobiscie krzata sie caly czas w Brukseli, aby razem z Unia przygotowac nastepna runde prounijnej propagandy, gdzie rola Polski jako platnika netto zostanie starannie zatuszowana.
Znow probuje sie ujarzmic Polske - jak pod koniec XVIII wieku w czasie rozbiorow, jak w roku 1920 nad Wisla, jak w 1939 roku.
Tyle tylko, ze teraz wyglada to zupelnie inaczej. Sprytniejszy jest kamuflaz, szczegolnie polskich "sojusznikow".
Tym razem nie chodzi o dawnego, znanego wroga z szabla, armatami.
Nowy przeciwnik usmiecha sie przyjacielsko, poklepuje jowialnie po ramieniu, wymachuje ksiazeczka czekowa i wysyla na pierwsza linie frontu najpierw polskiego sojusznika. Zawsze wedlug starej zasady, ze aby wyzysk odniosl najlepsze skutki, nalezy mu nadac pozor dobrowolnosci i najpierw wyszukac sojusznikow sposrod samych wyzyskiwanych.
http://www.radiomaryja.pl/