o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Polska - w przeddzień Apokalipsy.

W PRZEDEDNIU DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ


Władysław Studnicki
Aby zrozumieć moje stanowisko przed i podczas drugiej wojny światowej, konieczna jest znajomość moich politycznych tez powstałych w czasie pierwszej wojny światowej i rozwiniętych później. Przytoczę je tutaj:
l. Polska ze swymi Kresami Wschodnimi - stałym punktem spornym między Rosją a Polską - będzie musiała się przeciwstawić Rosji i dążyć do porozumienia z Niemcami.
2. Polska ze swoimi Ziemiami Zachodnimi będzie zagrożona przez Niemcy i musi dążyć do przymierza z mocarstwami zachodnimi.
3. Polska ze swymi Kresami Wschodnimi i Ziemiami Zachodnimi będzie zagrożona rozbiorami.
4. Pozbawiona terenów wschodnich i zachodnich, a przez to bardzo osłabiona, Polska - 

nie może istnieć jako państwo.

Po odrodzeniu się Państwa Polskiego, do tych tez dołączyłem jeszcze jedną: Polska będzie mogła istnieć jako państwo i dążyć do ekonomicznego znaczenia i siły, o ile dla Niemiec jej istnienie będzie ekonomicznie i politycznie korzystniejsze niż jej rozbiór. Wiedziony tym tokiem myśli, od roku 1922 zacząłem pracować nad książką "System polityczny Europy". Próbowałem ukazać w niej, że istnienie bloku środkowoeuropejskiego uzasadnione jest ekonomicznie i politycznie przez fakt, że Niemcy są głównym rynkiem zbytu i zaopatrzenia dla wszystkich państw środkowoeuropejskich, że inwestycje niemieckiego przemysłu ciężkiego i maszynowego decydują o gospodarczej sile Polski, Rumunii, Węgier, Bułgarii itd. oraz, że w ten sposób układ sił w Europie zmienia się na korzyść Polski. W roku 1934 została ona wydana pt.: "System polityczny Europy a Po1ska". Książka ta wywołała setki artykułów w europejskiej prasie. Najlepszą reklamę zrobił jej Mołotow, gdy w styczniu 1936 roku w swoim expose wyraził się następująco: "Rosja ma wszędzie niebezpiecznych wrogów. Z jednej strony Japonię, z drugiej Niemcy. W Polsce Władysław Studnicki wydał książkę »Polityczny system Europy«, w której występuje przeciw Rosji i żąda ustąpienia z rosyjskich terytoriów na zachodzie, południu i północy". O książce tej wspomniano we francuskim parlamencie i przetłumaczono ją na język niemiecki. Profesorowie omawiali ją i zalecali studentom na seminarium z polityki zagranicznej w Wyższej Szkole Politycznej w Berlinie oraz na kilku innych niemieckich uniwersytetach; nie przyjęto jej jednak do księgarń partyjnych.
W roku 1936 NSDAP zaprosiła po 2-3 osoby z wielu krajów jako gości honorowych na swój zjazd; z Polski - Stanisława Mackiewicza, profesora Łempickiego oraz mnie. Na wieczornym przyjęciu dla wybranego grona zostałem przedstawiony Hitlerowi. Poznałem też Goebelsa i odbyłem dwugodzinną rozmowę z Ribbentropem. Od roku 1934 Niemcy starały się utrzymywać przyjazne stosunki z Polską. Hitler deklarował, że nie można zabronić dostępu do morza 30 milionowemu narodowi. Z racji naturalnego geograficznego położenia Niemcy oraz Polacy są sąsiadami i dlatego należy kształtować przyjazne stosunki między nimi. W roku 1936 każdy przeciętny Niemiec powtarzał słowa Führera. Dzięki odprężeniu stosunków między naszymi krajami, Polska odniosła kilka sukcesów: podjęcie kontaktów dyplomatycznych z Litwą, Zaolzie i, jako najważniejsza sprawa, wspólna granica z Węgrami.
Gdyby wojna wybuchła w roku 1938, to Polska, zdecydowana na opór wobec wkraczających wojsk sowieckich, znalazłaby się w tym samym obozie co Niemcy; polityce naszej brakowało jednak konsekwencji.
Zawarty przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych układ o mniejszościach narodowych nie został przez wojewodę śląskiego Grażyńskiego dotrzymany. W marcu 1939 roku zapanowała psychoza wojny. Znane były już propozycje Hitlera - budowa niemieckiej autostrady przez "korytarz", oraz zmiana statusu prawnego Wolnego Miasta Gdańska, z uwzględnieniem wszystkich polskich interesów w porcie gdańskim. Rosła opozycja i rząd Sławoja-Składkowskiego, podporządkowanego marszałkowi Rydzowi-Śmigłemu, stawał się coraz bardziej niepopularny. Zatem zagrano na narodowej trąbce. "Nie oddamy sukni - a nawet guzika" - głosił Rydz-Śmigły.
Od jesieni 1938 roku o Polskę zabiegała Anglia. 3 kwietnia 1939 Chamberlain powiadomił angielski parlament o udzielonych Polsce jednostronnych gwarancjach. Zaproszony do Londynu minister spraw zagranicznych Polski wyraził gotowość przekształcenia ich w pakt. Było to zgodne z dążeniami Anglii, gdyż oczekując nadchodzącego konfliktu zbrojnego z Niemcami chciała ona mieć Polskę po swojej stronie. W sporze tym nie chodziło ani o "korytarz", ani o Gdańsk, lecz o to, po czyjej stronie Polska będzie się biła w drugiej wojnie światowej. W cielenie Czechosłowacji do Niemiec wywołało w Polsce zaniepokojenie, a przeciwnikom Hitlera dało pretekst do wzywania do broni. Naród polski opanowany został przez nastroje wojenne. Wierzono w siłę naszej armii. 7 maja odbyła się parada wojskowa; przejechało kilka czołgów, pokazano kilkaset karabinów maszynowych, dzielnie przemaszerowała piechota, na pięknych koniach siedzieli dzielni kawalerzyści. Zachwyt mas był ogromny. W rzeczywistości była to armia od parady.
Nie wiedziałem dokładnie, ile mieliśmy czołgów, jak niewielki był to procent wobec liczby niemieckich, ale był on ściśle związany z motoryzacją kraju. Niemcy miały 700 000 samochodów, Polska 40 000. Codziennie widywałem się z różnymi politykami. Dziwnym trafem wielu zdrowo myślących ludzi, np. Maciej Rataj, było zwolennikami ugrupowań prowojennych.
Ignacy Matuszewski przewidywał, że wojna skończy się klęską i popierał moją działalność przeciwko niej. Pewien przywódca Partii Narodowej potwierdził moją opinię, że wojna mogłaby skończyć się rewolucją komunistyczną, był jednak zdania, że wobec ogólnych nastrojów: "nie można już wojny uniknąć. Generał Sosnkowski rozumiał naszą militarną słabość i niemożność zwycięstwa, ale człowiek ten - który w walce nie znał strachu - nie miał cywilnej odwagi do podjęcia walki z własnym narodem, aby go uratować. August Zaleski - były minister spraw zagranicznych powiedział mi, że z wdzięcznością przyjąłby gwarancje Anglii, ale nie zawierałby paktu, gdyż ten nie odwróciłby groźby wojny, lecz tylko zwiększyłby jej prawdopodobieństwo.
Napisałem do Becka, że przeszedłby do historii zapobiegając wojnie, oznaczającej dla nas nieuchronną katastrofę. Napisałem do Ribbentropa list ze stwierdzeniem, że w Polsce jednostronne koncesje jakiegoś państwa wobec drugiego uważa się za niegodne czci narodowej. Polsce należałoby przyznać te same wpływy w Słowacji co i Rzeszy Niemieckiej.
 5 maja wysłałem memoriały do wszystkich ministrów - oprócz Sławoja- Składkowskiego, którego premierostwo uważałem za obelgę dla narodu polskiego - oraz do ważniejszych generałów. Udowadniałem im, że nie możemy prowadzić tej wojny. Przypominałem, że nasza granica z Niemcami ma około 2000 km długości i że jest nieumocniona. Na naszym froncie prowadzono by wojnę ruchomą, na froncie wschodnim zaś - wojnę pozycyjną. Pierwsza musiałaby się skończyć szybkim rozstrzygnięciem na naszą niekorzyść, ta druga mogłaby trwać lata. Posiadaliśmy tylko 40 000 samochodów, Niemcy 1 700000. W krytycznym momencie wkroczyłaby Rosja Sowiecka i oderwałaby od nas wszystkie tereny na wschód od Sanu i Bugu. Zwycięstwo Aliantów nie przyniosłoby nam wyzwolenia. Druga niemiecka okupacja byłaby na pewno uciążliwsza od pierwszej, złagodzonej koncepcją państwa polskiego.

Napisałem książkę ,,W obliczu nadchodzącej drugiej wojny światowej",
którą w czerwcu 1939 roku oddałem do druku. Zawierała ona następujące rozdziały:
 "Walka o podział świata", "Żydzi a wojna", "A jednak szkoda Francji", "Gra Wielkiej Brytanii", "Skutki wsparcia przez Rosję Sowiecką”, "Geniusz Włoch", "Siła i gospodarcze znaczenie Niemiec", "Neutralność Polski lub jej udział w wojnie". 
Rozdział "Gra Wielkiej Brytanii" zamknąłem następującym ustępem: "Ponieważ w tej chwili na horyzoncie pojawia się wojna państw Osi z Wielką Brytanią, angielska deklaracja może wciągnąć do wojny Polskę, gdyż uchodzi ona za sojusznika Anglii. Deklaracja ta nie narusza oficjalnie paktu o nieagresji z Niemcami z roku 1934, jednak przez Niemcy uznana została za wejście Polski do sojuszu mocarstw nieprzyjacielskich.
Może to mieć dla Polski fatalne skutki. W wojnie na dwa fronty szuka się najpierw przeciwnika słabszego, aby go wyeliminować, a w tym przypadku jest nim właśnie Polska. J tak wojna światowa może rozpocząć się jako wojna niemiecko-polska". W rozdziale ostatnim napisałem: "Z wojny między Europą Zachodnią a Europą Środkową jedynie Rosja wyjdzie zwycięsko.

Aby uniknąć wojny z Niemcami, Polska powinna odwołać się do pośrednictwa sprzymierzonych i zaprzyjaźnionych z Niemcami. Państwem takim jest przede wszystkim Italia mająca z Niemcami wspólne interesy i którym nie jest obojętne, czy tama oddzielająca Rosję od Europy, utworzona przez Polskę i Rumunię, zostanie przerwana. Również Japonia, zainteresowana jest nienaruszalnością Polski, gdyż silna Polska absorbowałaby znaczną część sił rosyjskich, odciągając je od dalekiego wschodu" (str. 108). Książka została skonfiskowana. Wyłapano prawie wszystkie jej egzemplarze; uratowało się zaledwie kilka. Jeden z nich jest w moim posiadaniu.
Złożyłem w sądzie skargę na konfiskatę. Sprawa została przeprowadzona w lipcu 1939 roku przy drzwiach zamkniętych. Broniłem jednego rozdziału za drugim;
gdy doszedłem do fragmentu "Skutki wsparcia przez Rosję Sowiecką", nerwy odmówiły mi posłuszeństwa i wybuchnąłem płaczem.

Był to chyba najcięższy okres w moim życiu. Gdy nocą docierał do mnie odgłos maszerujących oddziałów, ściskało mi się serce, gdyż boleśnie odczuwałem zbliżającą się katastrofę. W mojej wyobraźni przesuwały się obrazy oczekującej nas klęski, muszę jednak przyznać, że rzeczywistość przerosła wszystko, co mogła sugerować najbujniejsza wyobraźnia.
Wiadomo, jakie skutki pociągnęła za sobą nasza polityka w roku 1939; zwalczałem ją i przeciwstawiałem jej koncepcję zbrojnej neutralności podczas wojny Niemiec przeciw Zachodowi. Zbrojna neutralność miała nie dopuścić do przemarszu wojsk rosyjskich przez nasze terytorium. Taka nasza postawa leżała w interesie Niemiec i dla zachowania tej neutralności Niemcy udzieliłyby nawet pomocy. Mówiłem o tym i pisałem:
 "Nasza armia w wojnie z armią niemiecką to une quantite negligeable, nie będąca w stanie oprzeć się atakowi dłużej niż przez dwa tygodnie; jednak ta sama nasza armia, walcząca w razie nieposzanowania naszej neutralności przez Rosję, z pomocą niemiecką, wspierana przez fachowe niemieckie dowództwo, przy użyciu dostarczonych przez Niemcy czołgów i samochodów i przy pomocy niemieckich instruktorów - byłaby potężną siłą, zapewniającą zwycięstwo na wschodzie."

Źródło :
„Tragiczne manowce” próby przeciwdziałania katastrofom narodowym 1939-1945, Gdańsk 1995, s. 19-24 i 35-38

ANEKS.

O Władysławie  STUDNICKIM.   http://www.pogon.lt/417/czas.html


Kolejnym filarem, na którym Stanisław Mackiewicz postanowił oprzeć istnienie swego pisma, był Władysław Studnicki. Podobnie jak i w wypadku Czesława Jankowskiego, choć z innych nieco powodów, nie było to zadanie łatwe. Studnicki, jak sam o sobie mówił, był "niewolnikiem jednej wielkiej myśli"49, a mianowicie odzyskania, a następnie utrwalenia przez Polskę niepodległości, przy czym głównego sprzymierzeńca w tej sprawie, niezależnie od wydarzeń zachodzących na arenie politycznej, widział w państwie niemieckim, głównego wroga zaś - w Rosji. Gdzie tkwi źródło tej afirmacji względem jednego państwa, a wrogości wobec drugiego?
Antyrosyjska postawa Władysława Studnickiego zaczęła się kształtować jeszcze w domu rodzinnym w Dyneburgu. Urodzony w 1865 roku swe pokolenie nazywał "dziećmi roku 1863": "Nad ziemiami polskimi pod zaborem rosyjskim, gdzie się urodziłem, roztaczała się atmosfera cmentarza. (...) Na naszych ziemiach wschodnich trwało poczucie klęski, połączone z nadzieją odzyskania godności niepodległego państwa. Jeszcze w kilka lat po powstaniu styczniowym więzienia Wilna, Kowna, Grodna i Dyneburga przepełnione były ofiarami z okresu powstania." 50

Władysław Studnicki
Pamięć o nich żywa była wśród patriotycznych rodzin polskich, do których bez wątpienia należała również rodzina Władysława Studnickiego. Wystarczy wspomnieć, że zarówno ojciec publicysty, Adolf Studnicki-Gizbert, jak i jego matka, Izabella Studnicka Gizbert z domu Fastkowska czynnie uczestniczyli w powstaniu styczniowym. Nic więc dziwnego, że po opuszczeniu rodzinnego miasta i udaniu się na studia do Warszawy również Władysława Studnickiego pochłonęła praca konspiracyjna. Były to czasy tzw. II Proletariatu51: "Aby wyszkolić agitatorów wśród klasy robotniczej, Ludwik Kulczycki, ja, oraz kilku innych zaczęliśmy wykładać w organizowanych przez nas kółkach robotniczych, na tajnych spotkaniach, później wprowadziliśmy tam polską literaturę socjalistyczną, drukowaną za granicą"52.

Na reakcję władz nie trzeba było długo czekać - 7 listopada 1988 roku Studnickiego aresztowano i osadzono w Cytadeli, a następnie skazano na sześć lat zesłania53.

Pierwsze cztery lata spędził w wiosce, oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów od Minusińska. W rozmowie z Józefem Mackiewiczem tak wspomina ten okres: "Rząd płacił za moje utrzymanie 8 rubli miesięcznie. Izba z pełnym utrzymaniem kosztuje 7 rubli. Zostawał mi rubel. Z domu przesyłali mi 10 rubli miesięcznie. Można było chodzić, robić wycieczki, polować. Ale ja nie polowałem. (...) W Minusińsku była olbrzymia biblioteka. Raz na miesiąc najmowałem trojkę, jechałem, nabierałem masę książek, czytałem i pisałem."54. W ten sposób Studnicki nie tylko dogłębnie poznał historię Rosji oraz stosunki gospodarcze i ekonomiczne panujące na Syberii, lecz również przeszedł kurs prawniczy.

Ostatnie dwa lata zesłania spędził Studnicki w Tobolsku, gdzie pracował jako adwokat i publicysta. Szczególnie w tej ostatniej dziedzinie odniósł spore sukcesy jako znawca syberyjskiej problematyki gospodarczej, administracyjnej i prawnej. To jednak nie dawało mu satysfakcji, ciążyła mu bowiem świadomość, że pisząc o problemach nurtujących tę cześć Rosji i szukając sposobów ich rozwiązania pracuje na korzyść zaborcy. A to właśnie w klęskach i niepowodzeniach Rosji widział możliwość wyzwolenia Polski spod panowania "zimnej i okrutnej rasy, zimnokrwistego okrucieństwa, zimnokrwistej rozwiązłości"55.

Syberia stała się dla niego polityczną szkołą poznania Rosji. "Na Syberii obserwowałem wynarodowione, poddane procesowi rusyfikacji tubylcze narody, zasilające Rosję swą krwią, a w rzeczywistości degradujące ją rasowo. (...) Rosyjski sposób myślenia jest, jak u plemion barbarzyńskich, kolektywny. W rosyjskiej mentalności nie znalazłem podłoża dla swobód politycznych"56. Poglądom tym pozostał wierny do końca swych dni, dlatego też zawsze był największym przeciwnikiem zbliżenia Polski z Rosją.
Po powrocie w grudniu 1896 roku z zesłania, nadzieje na odzyskanie przez Polskę niepodległości Studnicki nadal wiązał głównie z ruchem socjalistycznym, dlatego też nie tylko zapisał się do PPS, lecz również stał się jednym z czołowych działaczy tej partii. W kraju pozostał jednak niedługo - na polecenie kierownictwa partii udał się do Londynu, gdzie objął stanowisko zastępcy redaktora "Przedświtu" - wydawanego w Anglii a dostarczanego do Polski organu PPS.

Podczas blisko dwuletniego pobytu w Londynie Władysław Studnicki znacznie skorygował swe poglądy polityczne - "międzynarodową solidarność proletariatu" zaczął odbierać jako zwykłe kłamstwo, co skłoniło go do wystąpienia z obozu socjalistycznego i skierowania się w kierunku nacjonalizmu. W roku 1901 nawiązał Studnicki kontakt ze Stronnictwem Ludowym. Wtedy też do programu tego ugrupowania próbował wprowadzić postulat usamodzielnienia się Galicji, mając nadzieję, że z czasem ta część dawnej Polski stanie się "Piemontem odrodzenia państwa polskiego"57. Poglądy te nie znalazły jednak należytego zrozumienia wśród ludowców, dlatego też Studnicki zerwał również z tym ugrupowaniem politycznym i przeszedł do tworzącego się właśnie we Lwowie Stronnictwa Narodowego. I tu jednak jego poglądy, oparte na aktywnej polityce antyrosyjskiej, nie zyskały akceptacji kierownictwa partii, w wyniku czego Studnicki wycofał się z jej działalności i za pośrednictwem wydawanego przez siebie w latach 1906-1909 w Warszawie dwutygodnika "Naród a Państwo", a następnie pisma "Votum Separatum" (1909-1910, Petersburg), podjął walkę z nasilającymi się wśród polskiego społeczeństwa nastrojami ugodowymi, przy czym główny nacisk kładł na zbliżającą się wojnę światową, w której upatrywał szansę na odzyskanie przez Polskę niepodległości. To przekonanie było jedną z przyczyn, dla których w roku 1912 Studnicki wespół z Piłsudskim zwołał Konferencję Zakopiańską, której celem było powołanie do życia Skarbu Wojskowego.

Nie mniej aktywnie działał Studnicki również po wybuchu I wojny światowej, kiedy to w okupowanej części Królestwa Kongresowego prowadził werbunek do Legionów, a następnie wysyłał ochotników do kwatery głównej Piłsudskiego. Po wkroczeniu 15 sierpnia 1915 roku wojsk niemieckich do Warszawy Studnicki wraz ze swoimi przyjaciółmi Grużewskim i Makowieckim podjął się redagowania antyrosyjskiej gazety "Goniec Wieczorny i Poranny"58. Ponadto założył Klub Państwowców Polskich, prowadził pertraktacje z Besalerem, których głównym tematem było proklamowanie niepodległości Polski, był członkiem pierwszej i drugiej Rady Stanu.


Po zakończeniu wojny, sytuacja Studnickiego diametralnie się zmieniła, gdyż, jak sam pisał, właśnie wtedy rozpoczęła się na niego nagonka, w związku z czym musiał się przenieść do Wilna, gdzie objął kierownictwo Urzędu Statystycznego w Zarządzie Cywilnym Ziem Wschodnich. Po likwidacji Zarządu Cywilnego został doradcą do spraw umów międzynarodowych w Ministerstwie Przemysłu i Handlu, a następnie doradcą w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. "Były to stanowiska doradcze a nie kierownicze. Powodem tego było moje przekonanie, wyrażane wbrew panującej opinii, że bezpieczeństwo Polski nie może opierać się na przymierzu z Francją, która ze względów biologicznych nie była już w stanie bronić swoich sfer wpływów. Zatem egzystencja Polski zależeć musiała od ułożenia się stosunków z Niemcami"59. Studnicki w owym okresie nie miał ani zwolenników, ani partii politycznej, która by się za nim wstawiła. Jego poglądy oddziaływały głównie na jego oponentów politycznych, którzy "nie zdając sobie z tego sprawy zaczynają powtarzać to, co od Studnickiego słyszeli lub u Studnickiego czytali", "Studnickiego zwalczano, wyśmiewano - powtarzano jego argumenty jako swoje"60.

Dawne wpływy polityczne Władysław Studnicki zaczął odzyskiwać dopiero po podjęciu współpracy z Wileńskim "Słowem", gdyż pismo to wiele jego poglądów popierało. Redaktor Stanisław Mackiewicz, który uważał siebie za ucznia Studnickiego, drukował go na łamach "Słowa" aż do roku 1939. "Na tych samych więc stronach sąsiadowały peany o Piłsudskim i artykuły nieubłaganego antagonisty Marszałka. Naturalnie nie były to teksty krytyczne wobec Piłsudskiego. "Słowo", jak widać, było domostwem obszernym, przestronnym, zajazdem dla różnych podróżników, lecz w końcu nie domem wariatów"61. Pewien rozdźwięk rozpoczął się dopiero w okresie przedmonachijskim. Studnicki uważał wówczas, że niemiecko-czechosłowacki konflikt zbrojny leży w interesie Polski, zdanie Cata zaś było wprost przeciwne, chociaż i on widział pewne korzyści w załatwieniu sporu po myśli Niemiec. Z biegiem czasu Stanisław Mackiewicz coraz bardziej dystansował się względem poglądów od Studnickiego, lecz mimo to jego artykuły, opatrywane polemicznymi notami Cata, na łamach "Słowa" ukazywały się aż do wybuchu wojny62.

W możliwość polsko-niemieckiego zbliżenia wierzył Studnicki nawet po kampanii wrześniowej. Dopiero pierwsze miesiące okupacji uświadomiły mu, jakie jeszcze oblicza miał hitleryzm. Niektóre z nich znał już wcześniej, bowiem jako jednego z nielicznych w okresie międzywojennym Polaków zapraszano go na uroczystości partii hitlerowskiej, w związku z czym utrzymywał ścisłe kontakty z niemieckimi dygnitarzami, przychylnie oceniającymi jego poglądy polityczne. Znajomość z tymi ostatnimi była szczególnie przydatna podczas prób, które Studnicki podejmował, chcąc poprawić położenie ludności polskiej na zajmowanych przez Niemców terenach - apelował o uwolnienie więźniów (w tym m. in. A. Nowaczyńskiego), pisał memoriały, w których mówił o potrzebie zmiany polityki niemieckiej wobec Polski. Jeden z nich, a mianowicie "Akt oskarżenia przeciwko niemieckiej polityce okupacyjnej", zawiózł nawet osobiście do Berlina, za co został aresztowany i osadzony w więzieniu. Kilkugodzinne przesłuchanie, które nastąpiło w kilka dni później, tak go wyczerpało, że zachorował i trafił do szpitala.

Wypracowana przez lata opinia wroga Rosji sprawiła, że Studnicki po opuszczeniu kliniki nie trafił do więzienia lub obozu koncentracyjnego, a mimo to, jako osoba niewygodna i mogąca zaszkodzić niemieckim interesom, pozostał więźniem Rzeszy odizolowany... w sanatorium pierwszej klasy w Babelsbergu. Mógł, co prawda, pisać co chciał i do kogo chciał, lecz jego listy ginęły w gestapo, tak że ani najbliższa rodzina, ani przyjaciele nie wiedzieli, gdzie Studnicki w owym czasie przebywał.
Uwolniony został dopiero po klęsce Francji i wagonem sypialnym II klasy wrócił do Warszawy. I tym razem nie został jednak biernym obserwatorem zachodzących wydarzeń, za co też początkowo na 48 godzin, a następnie na 14 miesięcy został osadzony na Pawiaku. W pierwszym wypadku aresztowano go za wysłaną do Krakowa prośbę o uwolnienie kilku więźniów, w drugim zaś - za przedłożoną niemieckim urzędom deklarację, mówiącą o tym, że wszystkie polskie ugrupowania są przeciwne sabotażom, co miało zapobiec pociągnięciu do zbiorowej odpowiedzialności za te akty.

Od chwili uwolnienia w sierpniu 1942 roku aż do roku 1944 przebywał Studnicki w Warszawie. Na dwa dni przed wybuchem Powstania Warszawskiego, któremu się zresztą sprzeciwiał, udał się Studnicki do Krakowa, później przed nadchodzącymi wojskami sowieckimi wyjechał na Węgry, by następnie przez Kitzbüchel w Tyrolu i Rzym dotrzeć do Londynu. W tym mieście w nader trudnej sytuacji finansowej spędził Studnicki resztę swego życia.
Władysław Studnicki zmarł 10 stycznia 1953 roku, w tydzień później został pochowany na cmentarzu Kensal Green.

Józef Mackiewicz tak wspomina ten ostatni okres życia profesora, jak go nazywał:
"Jeżeli można powiedzieć o załamaniu wszystkich dążeń i planów całego życia, to w pełni odnosi się do życia Studnickiego. Nie tylko "Ziemie Wschodnie Rzeczypospolitej", o które walczył od zarania, cała Polska, a wraz z nią pół Europy, na której pomocy roił strategie sojusznicze - znalazły się w rękach nienawistnego wroga. W jego wieku mógł stać się człowiekiem załamanym. Nie stał się"63. Do końca walczył o swoją postawę polityczną, o swoją doktrynę, często zapominając przy tym o własnym interesie. "Tak jak jego współziomkowie, Studnicki w życiu osobistym był całkowicie bezinteresowny, zawsze gotów do poświęceń i do podjęcia walki o swe przekonania bez chwili zastanowienia się, jakie to może mieć konsekwencje. Niestety, polityka "to sztuka osiągania celów możliwych" (art of the possible), co wymaga kompromisów. Polityk bezkompromisowy nie istnieje i istnieć nie może, człowiek bezkompromisowy może być ideologiem, myślicielem, inspiratorem akcji politycznej, ale nie politykiem. Źródłem tragedii Studnickiego było to, że chciał być politykiem, a nie był i nie mógł być"64 - te słowa syna Władysława Studnickiego Konrada najpełniej oddają sens życia tego niestrudzonego pisarza, publicysty, polityka.


lewe prawo


Wariaci w akcji. Polowanie SS (Służb Sądowych) na Rafała Lewickiego
by Bogdan Goczyński on 27 Grudzień 2010
O tym, że tak zwany wymiar sprawiedliwości to mieszanina ludzi z dewiacjami psychicznymi i pospolitych bandytów, pisałem już nieraz. W Aferach Prawa i na moim blogu mnożą się na to dowody. Do normy zaczynają należeć arbitralne łapanki w wykonaniu dewiantów. Ciekawe jednak, że ludzi to nie specjalnie oburza, co najwyżej żądają oni bycia kopanymi w tyłek z właściwego paragrafu. Bardzo spodobało mi się w tym kontekście zachowanie pani na pikiecie przed sądem w Lublinie, która po prostu odmówiła podporządkowania się wariatom. Jak się okazało, nic jej się nie stało, natomiast prawdopodobnie zaoszczędziła sobie znacznych kłopotów. Wpisuje się to w scenariusz postaw jakie sam prezentuję. Pokazałem to między innymi w tekście „Szwindlerom nie płacę”.
Ostatnio mieliśmy kolejną historię tego typu. Rafał Lewicki był już dwukrotnie aresztowany na całe tygodnie jedynie za to, że chciał wziąć pod ochronę swoich małych synów. W obu przypadkach sądy drugiej instancji nie dopatrzyły się w tym przestępstwa i musiał zostać zwolniony. Charakterystyczne jednak, że w stosunku do prokuratorów i sędziów odpowiedzialnych za nadużycia władzy, nie wyciągnięto żadnych konsekwencji mimo, że minister sprawiedliwości był o tym w pełni poinformowany.
Ponieważ paragraf za uprowadzenie dzieci nie zadziałał, policyjno-sądowi specjaliści od przekrętów spróbowali tradycyjnego „numeru na wariata”. Tydzień temu Rafał został zatrzymany przez policję i próbowano go siłą doprowadzić na badania psychiatryczne. Przypomnijmy, że nie popełnił on żadnego przestępstwa i nie stwarzał żadnego zagrożenia w stosunku do innych osób. Na dodatek, przewidując co się święci poddał się niezależnemu badaniu psychiatrycznemu, którego wykazało jego doskonałe zdrowie. Pretekstem zatrzymania był zaśnieżony samochód, nie było nawet nakazu aresztowania, cokolwiek on zresztą by nie znaczył w rękach wariatów. Rafał został dopiero zwolniony po interwencji Senatora Piotra Kalety. Charakterystyką psychopatów jest jednak to, że nie mają ludzkich odczuć, poczucia honoru czy wstydu. Tak więc zaatakowali oni znów w wigilię Bożego Narodzenia, tym razem z nakazem aresztowania. Spodziewali się, że Rafał będzie u rodziców. Na szczęście był wtedy gdzie indziej. Jak znam jednak metody tej sitwy, to oni łatwo nie odpuszczają. Wcale bym się nie zdziwił gdyby poza satysfakcją ze szkodzenia ludziom mieli oni również motywację finansową do zaliczania kolejnych aresztów.
Ciekawe jest reakcja na ten bandytyzm że strony wybieralnych władz. Fakt, zdarzają się pojedyncze przypadki pomocy, takich jak ta ze strony Senatora Kalety i należy to docenić. Nie jest jednak rolą senatorów czy posłów regularne interweniowanie w indywidualnych sprawach. Charakterystyczny jest przy tym brak jakichkolwiek otwartych protestów. Nie oczekuję zbyt wiele od rządu, gdyż ten jest odpowiedzialny za istniejący stan rzeczy. Milczy jednak też opozycja. Panująca wśród „elit” w tym względzie zmowa milczenia daje sporo do myślenia. Czyżby podziały ideologiczne były fikcją a retoryka polityczna była jedynie cyrkiem dla wyborczej gawiedzi?
Musimy też zdać sobie sprawę, że same protesty niczego nie zmienią. Powinniśmy aktywnie wpływać na kształt życia społecznego, przejmować władzę w swoje ręce i zmieniać system. Inaczej będziemy traktowani tak jak dotychczas z pomocą policyjnych pałek i kajdanek, przez tępych a przy tym zarozumiałych osobników w togach. 11 stycznia w Sejmie będzie miało miejsce publiczne wysłuchanie w sprawie nowelizacji ustawy o sądownictwie powszechnym. Powinniśmy tam być i głośno wypowiedzieć swoje zdanie.
Załączam pismo Dariusza Wernickiego z Towarzystwa Obrońców Praw Człowieka do Prokuratora Generalnego z protestem w sprawie Rafała Lewickiego oraz wspomniane wcześniej zaświadczenie niezależnego psychiatry.
Bogdan Goczyński

R.L. Zaswiadczenie niezaleznego psychiatry
Zaswiadczenie niezaleznego psychiatry



nkvd zapomniane

Smolensk, Russia
[info]vlad_igorev

Думаю самолет спокойно сел с запада (около 10.15 -10.20 это элементарный расчет, Варшава-Смоленск 785км, крейсерская скорость ТУ-154М 850км/ч (максималка у 154М 935км/ч).
Самолет с президентом вырулил в 9.17 (по Москве), а в 9.23 уже точно был в небе (по словам предст. канцелярии президента). И это с опозданием, значит у них был стимул не "тормозить" на этой дистанции).   Видимость с запада была лучше (ведь завеса на востоке ставилась не для самолета, а для прикрытия операции от "любопытных глаз"+ списания "аварии" на плохую видимость).
Самолет садится на закрытом от посторонних военном аэродроме.
Москва настояла на отсутствии польской охраны на аэродроме.
Журналистов, как сообщалось, сразу после прибытия отвезли в гостиницу.
Кучку встречающих лиц (на время посадки 101го) можно вежливо но настойчиво пригласить ожидать президента в какое-то здание. Туман, здание отделенное от полосы деревьями, на время посадки 101го можно запустить движки на любом самолете стоящим в аэропорту.
В конце полосы его взял тягач и оттащил в этот аппендикс (на фото) .
Был быстрый штурм. И короткая перестрелка с охраной.
Думаю Качинского и еще кого-то взяли для отдельной расправы.
Для остальных в салон пустили отравляющий газ.
Потом разрезали самолет на части удобные по весу для крана.
Кран перебросил салон самолета и остальные части на подготовленную с ночи поляну.
Бульдозер, пройдясь по салону,  сгреб пассажиров в одну брацкую могилу и принялся растаскивать обломки по месту "крушения".
Когда все было готово (около 10.56), всеобщее внимание привлекли каким-то взрывом.
Туман рассеивается, спутники НАТО делают снимки, на которых видна поляна с обломками окруженная лесом (дорогу к месту крушения (на фото от 12/04/2010) построили позже). Никакие следы не связывают место крушения с аэродромом, все следы ведут в овраг. Все уверены,  что самолет никогда не был на аэродроме.

Smolensk tu 154

++++++++++++++++++++++++++++
Интересный факт, оказывается аэродром Смоленск-Северный,  это крупная база утилизации самолетов. Перед 10м апреля там были уничтожены десятки Ил-76!!!  То есть техники и опыта разделки самолетов в Смоленске предостаточно. А может тренировались?

Эти фото из Смоленска:


http://rprl.blogspot.com/2011/01/kilka-pytan-z-rosji.html




http://wn.com/nkvd
ANEKS.

Inert, Red Semtex Suicide Belt # 2
Reg. Price:
$209.00
Sale Price:
$159.00
Save:
$50.00
For GSA pricing please click here.
Details:
Inert, Red Semtex Suicide Belt # 2 - Hamas style.
As pictured. - Semtex blocks used may be any "Red label" 2500g semtex varieties we offer.
Contact us for custom versions.
Restricted Sale Item -  Official Use Only.



















niedziela, 30 stycznia 2011

" polskie " banki i banczki

Tajemnice „Handlowego”.

[Kliknij, aby obejrzeć powiększenie]

[Kliknij, aby obejrzeć powiększenie]

[Kliknij, aby obejrzeć powiększenie]

 


  1. identyfikacja banków po numerze konta
  2. 1010 - Narodowy Bank Polski
  3. 1020 - Powszechna Kasa Oszczędności Bank Polski SA
  4. 1030 - Bank Handlowy w Warszawie SA
  5. 1050 - ING Bank Śląski SA
  6. 1060 - Bank BPH SA
  7. 1090 - Bank Zachodni WBK SA
  8. 1130 - Bank Gospodarstwa Krajowego
  9. 1140 - BRE Bank SA
  10. 1160 - Bank Millennium SA
  11. 1240 - Bank Polska Kasa Opieki SA
  12. 1280 - HSBC Bank Polska SA
  13. 1300 - Bank Współpracy Europejskiej SA
  14. 1320 - Bank Pocztowy SA
  15. 1340 - DRESDNER BANK POLSKA SA
  16. 1370 - Bank Inicjatyw Społeczno - Ekonomicznych SA
  17. 1400 - Bank Rozwoju Budownictwa Mieszkaniowego SA
  18. 1420 - Bank Rozwoju Cukrownictwa SA
  19. 1440 - NORDEA BANK POLSKA SA
  20. 1460 - Wschodni Bank Cukrownictwa SA
  21. 1470 - Euro Bank SA
  22. 1500 - Kredyt Bank SA
  23. 1540 - Bank Ochrony Środowiska SA
  24. 1560 - Getin Bank SA
  25. 1580 - DaimlerChrysler Bank Polska SA
  26. 1600 - FORTIS BANK POLSKA SA
  27. 1610 - Gospodarczy Bank Wielkopolski SA
  28. 1670 - ABN AMRO BANK (Polska) SA
  29. 1680 - INVEST - BANK SA
  30. 1690 - DOMINET BANK SA
  31. 1710 - GE Money Bank SA
  32. 1740 - DZ BANK Polska SA
  33. 1750 - Raiffeisen Bank Polska SA
  34. 1790 - Calyon Bank Polska SA
  35. 1830 - Danske Bank Polska SA
  36. 1840 - Societe Generale SA Oddział w Polsce
  37. 1860 - BNP Paribas Bank Polska SA
  38. 1870 - WestLB Bank Polska SA
  39. 1880 - Deutsche Bank Polska SA
  40. 1890 - BPH Bank Hipoteczny SA
  41. 1910 - Deutsche Bank PBC SA
  42. 1930 - BANK POLSKIEJ SPÓŁDZIELCZOŚCI SA
  43. 1940 - LUKAS Bank SA
  44. 1950 - GMAC Bank Polska SA
  45. 1960 - AIG Bank Polska SA
  46. 2000 - Rabobank Polska SA
  47. 2030 - Bank Gospodarki Żywnościowej SA
  48. 2060 - Mazowiecki Bank Regionalny SA
  49. 2070 - FCE Bank Polska SA
  50. 2120 - Santander Consumer Bank SA
  51. 2130 - VOLKSWAGEN BANK POLSKA SA
  52. 2140 - Fiat Bank Polska SA
  53. 2150 - BRE Bank Hipoteczny SA
  54. 2160 - Toyota Bank Polska SA
  55. 2180 - Śląski Bank Hipoteczny SA
  56. 2190 - NORD/LB Bank Polska SA
  57. 2210 - Bank of Tokyo-Mitsubishi UFJ (Polska) SA
  58. 2220 - Nykredit Bank Hipoteczny SA
  59. 2230 - Cetelem Bank SA
  60. 2240 - Banque PSA Finance SA Oddział w Polsce
  61. 2250 - Svenska Handelsbanken AB SA Oddział w Polsce
  62. 2260 - RCI Bank Polska SA
  63. 2270 - Sygma Banque Societe Anonyme (SA) Oddział w Polsce
  64. 2280 - Jyske Bank A/S SA Oddział w Polsce
  65. 2300 - ABN AMRO Bank N.V.SA Oddział w Polsce (w organizacji)
  66. 2310 - Dresdner Bank AG SA Oddział w Polsce
  67. 2320 - Nykredit Realkredit A/S SA - Oddział w Polsce
  68. 2330 - Calyon SA Oddział w Polsce (w organizacji)
  69. 2340 - EFG Eurobank Ergasias S.A. SA Oddział w Polsce
  70. 2350 - BNP PARIBAS SA Oddział w Polsce 
  71. 2360 Danske Bank A/S SA Oddziałˆ w Polsce
  72. 2370 Skandinaviska Enskilda Banken AB (SA) - Oddziałˆ w Polsce
  73. 2380 Banco Mais S.A. (SA) Oddziałˆ w Polsce
  74. 2390 CAJA DE AHORROS Y PENSIONES DE BARCELONA "LA CAIXA"
  75. 2400 UNIBON-Sporitelni a Uverni DruzstvoSpółˆdzielnia Oszczędnoś˜ciowa i Kredytowa Oddziałˆ w Polsce (w organizacji) 
  76. 2410 Elavon Financial Services Limited
  77. 2430 BNP Paribas Securities Services SA Oddziałˆ w Polsce
  78. 2450 HSBC Bank plc (SA) Oddziałˆ w Polsce(w organizacji)
  79. 2470 Banco Espirito Santo de Investimento, S.A. Spółka Akcyjna Oddziałˆ w Polsce
  80. 2480 Allianz Bank Polska SA
  81. 2490 Alior Bank SA
  82. 2500 KBL European Private Bankers S.A. Spółka Akcyjna - Oddziałˆ w Polsce
  83. 2510 Aareal Bank Aktiengesellschaft (Spółka Akcyjna) - Oddziałˆ w Polsce
  84. 2520 CREDIT SUISSE (LUXEMBOURG) S.A. Spółka Akcyjna, Oddziałˆ w Polsce
  85. 2530 FM Bank SA
  86. 2540 Citibank Europe plc (Publiczna Spółka Akcyjna) Oddziałˆ w Polsce
  87. 2550 Ikano Bank GmbH (Sp. z o.o.) Oddziałˆ w Polsce
  88. 2560 Nordea Bank AB SA Oddziałˆ w Polsce
  89. http://bzdurnotki.blogspot.com/search?updated-max=2010-11-28T15%3A26%3A00%2B01%3A00&max-results=16


sobota, 29 stycznia 2011

P o l s k a



Biblioteka sieciowa RA
używać przeglądarkę
Internet Explorer 6.0 lub nowszą
Z. Z.
Rady Matki**spisane
dla córki
w dzień ślubu


Warszawa 1825 [?]
(str. 32)


egzemplarz z księgozbioru
R. Antoszewskiego
Titirangi, Auckland, Nowa Zelandia

część I  
część II 






 

Dedykacja






wersję sieciową opracował
Roman Antoszewski

Titirangi, Auckland, Nowa Zelandia
marzec 2006
adres: IHUG
  Site Meter

ANEKS.

L W Ó W.

Dnia 19. IX. rano bolszewicy stanęli pod Lwowem. Przyszli od strony wschodniej, od Winnik. Ostatnia droga w świat i po amunicję w Hołosku została zamknięta.

Wcześnie rano meldują z rogatki Łyczakowskiej, że przyszli tam oficerowie sowieccy i wzywają przedstawicieli Dowództwa Obrony Lwowa na rozmowy. Gen. Langner polecił pojechać płk. dypl. Rakowskiemu i mnie. Zabraliśmy mjr. dypl. Berkę, jako tłumacza ze sobą. Z trudem przebiliśmy się przez zatarasowane ulice do rogatki Łyczakowskiej. Tu stały już samochody panc. sowieckie, a przy nich tłum naszych nieuzbrojonych żołnierzy z koszar jazłowieckich. Kazaliśmy im odejść do koszar.

Jedziemy w stronę Winnik, mijamy mnóstwo wozów pancernych, stojących masą na polach i gromady źołdactwa licho odzianego, o twarzach kanciastych. Wrażenie okropne — jacyś inni ludzie Wschodu przyszli tu do nas pod Lwów. Po co przyszli? Im bliżej Winnik, tym droga bardziej zatłoczona, tym postawa tłumu sowieckiego bardziej wyzywająca, zaczepna. Mijamy wieś i na wschodnim jej krańcu spotykamy grupę oficerów czerwonych. Zatrzymujemy się. Informują nas, że tu powinniśmy zaczekać na ich generała. Czekamy, ale generał nie przyjeżdża, natomiast przybywa pik. Iwanów, mała, drobna figurka w kurcie i hełmie pancernym.

Rozpoczynamy rozmowę: "Pocoście tu przyszli ?" — stawia pytanie płk. Rakowski.

Nie daje odpowiedzi płk. Iwanów, ale nas pyta z kolei:

"Czytaliście przecież gazety?".

— "Nie, gazet nie czytamy, bo miasto jest otoczone i gazety do niego nie dochodzą".

— "To może słyszeli wy przez radio, co się dzieje?"

Rozumiemy dobrze, że pułkownik sowiecki nawiązuje do mowy Mołotowa i ulotek, zrzuconych przez ich samoloty na miasto, w których wzywali do mordowania oficerów, panów, burżujów, kapitalistów. Rozumiemy dobrze, że ten rycerz czerwony nie ma cywilnej odwagi powiedzieć wprost tego, że przyszli jako wrogowie, jako najeźdźcy i sojusznicy Hitlera, że to go przecież zawstydza.

Rozumiemy to wszystko, ale odpowiadamy: "Radio u nas nie działa, bo bomby niemieckie rozbiły elektrownię. Więc po coście tu przyszli? "

Płk. Iwanów kręci się, wreszcie odpowiada: - Przyszli my bić Niemców, będziemy z wami przeciw nim wojowali.

Jeśli tak, to bardzo dobrze, odzywa się płk. Rakowski. Pokazujemy na mapie, jak Niemcy są rozmieszczeni, jak najlepiej byłoby uderzyć na nich i jak załoga Lwowa mogłaby współdziałać z nimi. Udajemy, że wierzymy w ich sowieckie oświadczenia.

— Ale my chcieliby wejść do miasta, — odzywa się naraz Iwanów.

— To jest niemożliwe. Nie mamy pełnomocnictw takich, by mówić o waszym wkroczeniu do miasta. Zresztą, po co wam to? W mieście nie ma wcale miejsca, nagromadziło się tam mnóstwo ludzi, brak wody, na ulicach co krok barykady, jakże wy tam wjedziecie z waszymi maszynami.

— A może by tak my -dostali punkty obserwacyjne w mieście dla artylerii — rzuca któryś sowieciarz. Punkty obserwacyjne? Można o tym pomyśleć.

— Artyleria ciężka u was jest? — pada nowe pytanie.

— Jest, naturalnie.

— A mnogo tej artylerii ?

— O, tak, sporo.

— No, ale do miasta, to my by chcieli wejść koniecznie, nasz generał będzie się tego domagał.

— Na ten temat nie będziemy mówili — odpowiadamy i zabieramy się do odjazdu.

Bolszewicy wyjaśniają, że ich generał jest dzisiaj zajęty i dlatego nie mógł przybyć, ale na pewno będzie chciał prowadzić dalsze rozmowy. Proponujemy więc pozostawienie oficera łącznikowego, przez którego będą się mogli porozumiewać z dowództwem Lwowa. Zostanie mjr. dypl. Berka Wacław. Będzie mieszkał w ostatnim białym domku na wschodnim skraju wsi i tam go zawsze znajdą. Ale mjr. Berka musi jeszcze pojechać do Lwowa, by zabrać najniezbędniejsze przedmioty do życia i zaraz tu wróci. Tak się stało. Wróciliśmy do miasta i złożyliśmy meldunek gen. Langnerowi z przebiegu naszej misji.

Obsada wschodniego odcinka została wzmocniona. Jest rozkaz odeprzeć bezwzględnie każdą próbę sowiecką wdarcia się do miasta. Bolszewicy tu i ówdzie podchodzą pod nasze pozycje, ale nie uderzają. Dokonują jakichś przesunięć i przegrupowań. U Niemców obserwujemy też ruchy, idą stroną południową na wschód w kierunku Winnik. Wreszcie słyszymy stamtąd odgłosy walki. Jakaś artyleria strzela do niemieckich samolotów. Na Cytadeli znajdujemy rozpryski sowieckich pocisków przeciwlotniczych. Coś się dzieje niewyraźnego. Jedno jest pewne: obaj wrogowie zabiegają gwałtownie o wejście do miasta.

Na froncie walki wszystko idzie normalnie. Dnia 20. lotnictwo bombarduje centrum miasta. Oddziały, które poszły do natarcia dnia 19. przed wieczorem, powoli spływają do Lwowa, artylerja nieprzyjaciela strzela intensywniej niż zwykle, patrole nasze idą w różnych kierunkach.

Ale na froncie wewnętrznym Lwowa zachodzą przemiany. Ludzie zdają sobie sprawę z beznadziejności położenia. Teraz, kiedy bolszewicy przyszli z taką masą broni pańć., kiedy pod Lwowem złączyły się ich siły z Niemcami i zacisnęły obręcz oblężniczą dokoła niego, miasto nie wytrzyma długo. Zbliża się koniec tragiczny.

Nie dziś, to jutro wejdzie ktoś do miasta, ale kto? W obecnej chwili może ono o tym zdecydować. Wszyscy wierzą, że ta okupacja, której widmo zawisło nad nimi, nie potrwa długo, wierzą, że coś się stanie, że zjawią się jakieś siły, przyjdzie jakaś moc, która znowu przywróci ginącą niepodległość. Polska będzie wolna i to niedługo, na pewno w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Teraz jednak wróg zajmie to miasto, ale kto, Niemcy, czy bolszewicy? Zależy to od nas.

Na ten temat idą rozważania. Jedni uważają, że korzystniejsza będzie dla miasta okupacja niemiecka. Boją się bolszewików, boją się tych ludzi Wschodu, ich dzikości, ich komunizmu, ich psychiki i moralności tak bardzo obcej ludziom z Zachodu. Drudzy są zdania, że raczej bolszewików należałoby wpuścić. Uzasadniają to różnie:

— Niemcy złupią miasto, a później i tak oddadzą je bolszewikom.
— Niemcy rzucą na Polaków Ukraińców, których w tym celu już zmobilizowali.
— Z Niemcami prowadzimy wojnę, .a więc nie możemy rozmawiać z nimi.— Rosja jest bogatym krajem rolniczym, więc nie. będzie zabierać stąd żywności, jakby to zrobili Niemcy itd. itd.

Takie się toczą rozmowy wśród ludności, która tak bardzo cierpi w oblężonym mieście, a walka idzie normalnie. Aż późnym wieczorem dnia 20 zaszedł wypadek nieoczekiwany. Dwa duże czołgi sowieckie nagle uderzyły na barykady na ul. Łyczakowskiej, zaskoczyły obsadę i strzelając z dział w okna domów na prawo i lewo, poszły wzdłuż Łyczakowskiej, przeszły przed Dowództwem Korpusu i skierowały się na ul. gen. Rozwadowskiego, przy której było Dowództwo Obrony miasta. Następnie zawróciły i wyszły tą samą drogą z powrotem. Wydarzenie to wywołało konsternację. Okazało się, że nasze barykady nie są przeszkodą dla dużych czołgów sowieckich. Niejasny był cel, dla którego bolszewicy wykonali tę demonstrację.

Wczesnym rankiem 21. IX. telefonują z rogatki Łyczakowskiej, że przybyli tam oficerowie sowieccy i wzywają przedstawiciela naszych sił na rozmowy. Gen. Langner polecił mi pojechać. Zabrałem jakiegoś majora jako tłumacza, sporządziłem białą chorągiew z prześcieradła i kija od miotły i ruszyłem w stronę Winnik. Gdy minąłem naszą barykadę, spostrzegłem za zakrętem dwa samochody pancerne na drodze, a w rowach po obu jej stronach piechotę z nastawionymi bagnetami. Podoficer z rewolwerem w garści nerwowym ruchem dał znać, aby się zatrzymać, a następnie, aby wysiąść z wozu. Wysiedliśmy, wi-dzę jak działo jednego samochodu pańć. kieruje się na mnie, drugiego zaś na majora. Podoficer jest tak podniecony, że można było mieć obawę, iż strzeli z nadmiaru emocji z rewolweru, który trzymał kurczowo w drżącej ręce, wzywa nas do oddania broni, Sięgam po rewolwer — w tym gwałtowny krzyk protestu. Okazało się, że nie wolno dotykać broni, ale trzeba ją oddać wraz z pasem. Bardzo mi się nie podobała ta operacja — ale zdejmuję pas. Teraz następuje rewizja szczegółowa naszego „łazika". Pytam się, czego szuka, przecież jest nas dwóch tylko i jedziemy w sam środek ich wojska. Nie daje odpowiedzi, ale podnosi siedzenia i zagląda do każdej dziury. Wreszcie gotowe, pozwala nam odjechać. Mówię mu, by jechał z nami, bo nas na pewno będą zatrzymywali inni. Nie pojechał.

W Winnikach mijamy tłumy żołdactwa, próbują nas zatrzymać, są napastliwi, bezczelni, aroganccy. Na końcu wsi, w miejscu, w którym było spotkanie przed dwoma dniami, stoi grupa oficerów. Zatrzymuję się. Czekają na nas, ale generała ich nie ma. Przyjedzie, zapewniają mnie. Tymczasem rozpoczynają dyskusję na tematy społeczne i polityczne — mają pretensje, że nie zawarliśmy z nimi sojuszu, jaki nam proponowali, że uciskamy lud pracujący itd. itd.

—Nie przyjechałem tu, by dyskutować z wami na podobne tematy, odpowiadam, a oni na to — a dlaczego wczoraj nikt nie przyjechał na rozmowy: Wy myśleli, że my się przestraszymy ?

— Jakto? — pytam, — przecież myśmy tu zostawili naszego majora, w tym białym domku miał mieszkać, gdzie on jest?

— My nie wiemy, jego tutaj nie ma.

Co oni z nim zrobili, może go wywieźli, może go zabili, trzeba^ to koniecznie wyjaśnić — takie myśli przebiegają mi po głowie. Patrzę na te nienawistne twarze i myślę, że tacy lu-dzie wszystko mogą zrobić. A oni wcale nie są wobec mnie tak grzeczni, jak byli podczas pierwszego spotkania.

—Gdzie on jest?—pytam stanowczo. Oni nie wiedzą. Po pewnym czasie podchodzi do mnie oficer o trzech kwadratach na kołnierzu, człowiek sympatyczny — i mówi, że mjr. Berka rzeczywiście przyjechał l9.IX. Przybył w momencie, gdy Niemcy podeszli pod Winniki i kierując się na północ, przecięli sowieckie oddziały rozciągnięte wzdłuż szosy. Wtenczas — powiada — uderzyliśmy na nich i odrzucili ich na zachód. Ale wasz major nie zginął w czasie tej walki, jego ciała my nie znaleźli. Może Niemcy wzięli go do niewoli. Oficer, który dał mi to wyjaśnienie, nazywał się Suworow.

Po pewnym czasie przyjechał płk. Iwanów. Rozmowa z tym zupełnie nieinteligentnym człowiekiem była taka sama jak za pierwszym spotkaniem. On mówił o wejściu do miasta, ja odpowiadałem, że na ten temat nie mogę prowadzić rozmów, wreszcie zaproponowałem, że najlepiej będzie, jeśli się spotka ich generał z naszym generałem.

Przejechaliśmy na zachodni skraj wsi, gdzie miałem otrzymać mój pas i rewolwer. Tu kończymy rozmowę na temat spotkania się generałów. Bolszewicy dają nam na ten cel godzinę czasu. Tłumaczę im, że to niemożliwe, że przebicie się przez zabarykadowane miasto jest bardzo trudne, staje na tym, że gen. Langner przybędzie za półtorej godziny, ale gdzie? Oni chcą, by przyjechał do Winnik, ja proponuję rogatkę Łyczakowską. Kiedy dobijamy targu, pada koło nas pocisk artyleryjski, następnie 'drugi i trzeci. Oficerowie bolszewiccy runęli do rowu, jakby w nich piorun strzelił. Stoję na drodze i patrzę na nich z pogardą. Jeden z bolszewików podnosi głowę, spotykają się nasze spojrzenia, wydaje mi się, że wyczytał, co myślę o nich w tej chwili. Podnieśli się, wtem zaświszczały nad nami pociski c. k. m. Uchodźmy, uchodźmy stąd, wołają i biegną za najbliższą wyniosłość terenową. A od strony Lwowa dochodzi wrzawa bitewna.

— Co to "jest? To wasi strzelają — zwracają się do mnie z wyrzutem.

— Tak, nasi — odpowiadam, — jest wojna, miasto się broni, kto podchodzi pod stanowiska obronne, musi się natknąć na. ogień. Wasi tam podeszli, nie nasi przyszli do was.

Natężenie ognia się wzmaga i rozszerza coraz bardziej.

— No, co teraz będzie? — odzywa się płk. Iwanów.

— Tam poszły wasze czołgi i wasza piechota — mówię mu — musicie dać rozkaz do wycofania się, przecież macie radio. Inaczej walka nie ustanie.

— Tak, — odpowiada Iwanów, — ja jadę do dywizji, by stamtąd nadali rozkaz przez radio.

Odjechał, chcę i ja odjechać, ale czekam na ustanie walki. Nie tak to łatwo jednak gaśnie raz zaczęty" ogień. Niech sobie strzelają — myślę, siadam do łazika i wracam •do Lwowa. O określonej godzinie stawiliśmy się z gen. Langnerem za rogatką Łyczakowską. Przybyli bolszewicy, ale generał ich nie przyjechał. Nie było z kim rozmawiać, więc tylko ustalono, że w tym samym miejscu nastąpi spotkanie dziś o godzinie 17.00.

Spotkanie to rzeczywiście doszło do skutku. Byliśmy już na miejscu z gen. Langnerem, kiedy nadjechały samochody sowieckie. Z pierwszego wysiadł generał, wysoki, flegmamatyczny, człowiek, innego — widać — pochodzenia niż otaczająca go grupa oficerów o pospolitych wschodnich twarzach. Tuż za nim trzymał się jakiś komisarz—do którego generał często się zwracał w sposób dyskretny, albo on coś szeptał generałowi do ucha. Przywitanie było nieszczere, czuć w nim było jakieś zażenowanie. Sowieciarze mieli miny pełne życzliwości, żeby nie powiedzieć przyjaźni.

Generał sowiecki zapewnia uroczyście wszystkim znajdującym się we Lwowie bezpieczeństwo życia, prawo własności prywatnej, swobodę ruchu, oraz pozostawienie dotychczasowych władz miejskich i żąda wpuszczenia jego wojsk do miasta. Stawiamy pytanie, jak mamy rozumieć swobodę ruchu, czy będziemy mogli pójść do Rumunii i Węgier. Tak jest, odpowiada generał, a całe jego otoczenie potakuje i kiwa głowami, chcąc potwierdzić,. że jest to całkiem naturalne. Tylko jedno zastrzeżenie — nie mogą dać gwarancji, że nas tam wpuszczą. Odpowiadamy, że takiej gwarancji nie wymagamy. ,

W tym momencie zgrzyt: na pobliskim wzniesieniu, tam gdzie stoi nasze działo i grupa piechoty, gromadzą się czerwonoarmiejcy, przybliżają się do naszego punktu oporu (jest zawieszenie broni) i naraz rzucają się na działo, chcąc je zabrać. Gen. Langner pokazuje, co się dzieje.

Zwrócono nam działo.

— A więc wpuścicie nas do miasta? — pada pytanie.

Gen. Langner odpowiada, ciężko mu to idzie. Mówi, że Lwów mógł zadecydować, kogo wpuścić w swoje mury — Niemców czy bolszewików. Z Niemcami prowadzimy wojnę — miasto biło się z nimi zwycięsko przez 10 dni. Oni Germanie, wrogowie całej Słowiańszczyzny. Wy, — powiada — jesteście Słowianie...

To przypomnienie slowiańskości, jakby kamień wyrzutu uderzyło w czerwonego generała, zrobił dziwny grymas, który się powtórzył znowu, gdy gen. Langner po raz drugi zaliczył bolszewików do rodziny słowiańskiej. My Słowianie, wolimy oddać miasto Słowianom, zakończył generał Langner.

Teraz przychodzą szczegóły. Wojsko wyjdzie z bronią i rzucać ją będzie w określonych' punktach — proponują. Nie, wojsko nie będzie rzucać broni — mówi gen. Langner, — zostawi ją tam gdzie stoi, a wyjdzie bez broni. Tak sprawy stanęły, że szeregowi wyjdą na zewnątrz miasta jednymi drogami, a oficerowie ul. Łyczakowską, policja opuści miasto również. Za miastem każdy będzie mógł pójść w swoją stronę.

Gen. Langner porusza sprawę wyżywienia szeregowych. Jest wielu ludzi z dalekich stron, z Wileńszczyzny np., trzeba ich zaopatrzyć na drogę, bo będą rabowali. Obiecuje wydać żywność na dwa dni. Bolszewicy manifestują swoje zadowolenie i zapewniają, że takie postawienie sprawy da im możność uregulowania dalszego wyżywienia bez żadnych uchybień.

W ciągu nocy obie strony sprecyzują na piśmie warunki kapitulacji, a jutro rano nastąpi spotkanie, celem ustalenia tekstu. W tym już nie brałem udziału.

Przyszedł czarny dzień 22 września. Przeczytaliśmy rozkaz gen. Langnera, nakazujący złożenie broni i wyjście z miasta. Oficerowie wyruszą sprzed Dowództwa Korpusu.

Jestem w Dowództwie Obrony Miasta. Załatwiam liczne sprawy — gromadzi się mnóstwo oficerów, podniecenie duże, buntuje się dusza żołnierska. Jakiś kapitan łączności krzyczy: Jakto, przyszedłem tu z Poznania, przyprowadziłem moich ludzi, wierzyli mi, a teraz składać broń?...

Wszystko się zawaliło i wszystko zawiodło. Nie mogliśmy nawet dotrzymać postanowienia, że tu się zagrzebiemy w bezwzględnej walce z Niemcami.

Płk. Fijałkowski każe mi przemówić do zebranych. Mówię, a głos mi więźnie w gardle, co mówić? Wiem tylko jedno, że przyszło straszne nieszczęście, ale Polska się jeszcze nie skończyła, jeszcze będziemy potrzebni, jeszcze będziemy się bili i w tym jest istota rzeczy, że trzeba iść, aby się bić dalej.

Koło południa w mieście już są bolszewicy i rozbrajają naszych oficerów, licznie zgromadzonych przed Dowództwem Korpusu.

Żołnierze oszołomieni składają broń, rozpacz wyziera im z oczu i coś ich ściska za gardło. Milczą, trzymają się, ale ten i ów nie wytrzymał, Izy lecą mu ciurkiem, płacze jak dziecko skrzywdzone. Koniec. Nie, jeszcze nie jest koniec. Jeszcze... Nie wie żaden, co i jak się stanie, ale ro czuje, że jeszcze będzie tę Polskę budował, bić się za nią będzie.

Maszerują bezbronne kolumny przez miasto, w różne kierują się strony. Wielka kolumna oficerów idzie ul. Łyczakowską — na ulicy roje obcego żołdactwa z nastawionymi sztykami, zatrzymują, rozbrajają, pokrzykują. Ludzie stoją na chodnikach i patrzą z przerażeniem w oczach, a gdzieś z drugiej strony miasta dochodzi trą j kot c. k. m. i wybuchy pojedynczych wystrzałów armatnich. To Lwów protestuje przeciw wkroczeniu czerwonych. Poszczególne grupki biją się do końca.

Żeby tylko wyjść z tego miasta, żeby znaleźć się jak najprędzej tam, skąd nam będzie otwarta droga w cały świat. Wyszliśmy, ale za nami ciągle idą bolszewicy, otaczają kolumnę, pilnują i pędzą dalej i dalej na wschód. Więc jak to, jesteśmy jeńcami? Za to nas biorą do niewoli, że biliśmy się z Niemcami? Przecież umowa... Tak, ale z bolszewikami. Więc kłamali, zapewniając uroczyście swobodę ruchu, więc nie dotrzymują umowy? Nie dotrzymują żadnego jej punktu — to są bolszewicy.