o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

piątek, 12 sierpnia 2011

tuś Tuś independent story


I gdzie tu do ludzi z tą obronnością?


Miałem pisać kolejną odsłonę tekstu o obronności i zdrowej strukturze obronnej Ojczyzny. Nawet mam większość następnej części napisanej. Jednak wobec zaistniałych okoliczności krajowych i geopolitycznych przynajmniej na razie mi kompletnie odeszła na to chęć.
Nasz Neue GG Judeopolen Cipistan po raz kolejny zdało trudny egzamin(c). 20 lat na zagwarantowanie sobie wszystkiego tego, co do funkcjonowania potrzebuje suwerenne panstwo, które były dane nam jak manna z nieba - przefrymarczono na postpolitykę, głupie gierki polityczne jak i, oczywiście, na kręcenie lodów.

Jeżeli Wołodia to gitowy garus, to kimże jest Tuś? 

Wąsy Stalina, łysina Lenina http://the-real-mustrum.blogspot.com/

I oczywiście nie mówię tu o "transformacji", "wielkim sukcesie" euklidesowego mebla, "odzyskaniu wolności" czy innych politpoprawnych bzdetach, którymi karmi się zdekapitowane przez IIWŚ i wyposzczone latami PRLu pospólstwo. Wszyscy doskonale zdajemy sobie (lub powinniśmy) sprawę, że to akurat czysta propaganda sukcesu mająca przykryć nieudolne państwo zbudowane na potrzeby postkomuszej oligarchii, która dogadała się z koncesjonowaną opozycją i podzieliła to co było do podzielenia między siebie a nią. A reszta lokalnych Irokezów? To Polska B, motłoch i biomasa na wykorzystanie powyższych. Takie bydło, by zacytować OMC Profesora. Ot, tacy nieudacznicy, którzy nie potrafili sobie poradzić w nowych realiach.
     Jednak te 20 lat można było, trzeba było, wykorzystać inaczej. Można było zbudować podwaliny prawdziwego państwa. Nie dlatego, że skurwieni bądź lemingi by do tego dążyły, ale dlatego, że było 20 lat względnego spokoju, jak w zasadzie nigdy w historii. Sowiecja pękła jak gliniana kukła uderzona młotkiem. Rozpadł się sojuz, targany przez swą wewnętrzną ekonomiczną niewydolność, presję ekonomiczno-militarną ze strony USA (rok 1978, R. Reagan zapytany jaką widzi strategię na dalsze prowadzenie zimnej wojny odparł "It's simple. We win, they lose."). Wyrwały się z Sojuza państwa i państewka dążące do niepodległości. Od strony Adolflandzkiej, Bundesrepublika wchłonęła DDR i przez 10 lat borykała się z wchłonięciem 17 milionów (20% łącznego społeczeństwa), ludzi nieprzystosowanych do normalnego funkcjonowania, ubogich, niezatrudnionych i w dużej mierze niezatrudnialnych z ziemią wyniszczoną przez 40 lat gospodarowania przez kolesi Honeckera. Pierwsza połowa lat 90 (a tak naprawdę ich całość) również była czasem mocno stresującym dla ekonomii azjatyckich, szczególnie Chin, Japonii i Tajwanu. o. Ponadto, postzimnowojenna potęga USA również ulegała atrofii, a za to, co Clinton zrobił amerykańskim specsłużbom to go Amerykańce powinny obwiesić.
Ani Reich ani Sojuz nie były nam w stanie do roku 2006 zagrozić militarnie. Po prostu Bundeswehra ulegała, i dalej ulega atrofii. Zapadnięta Armia Czerwona i Sowiecka ekonomia pod kuratelą siłowików Wowy Drogowca bardzo powoli się w tym czasie podnosiły z gleby.
    Słowem, mieliśmy 20. No, niech będzie: 16 lat na zbudowanie państwa. Wystarczyło tylko działać, a mieliśmy (prawie) wszystko: populację, przemysł, knowhow, surowce naturalne... Zabrakło w sumie tylko i aż woli działania, ale o tym dalej.
   I w sumie w tym leży cały tragikomizm sytuacji. Wbrew opluwaniu istoty i istotności Najjaśniejszej przez obłędną sektę z Czerskiej i Walterową fabrykę wodogłowia, Polska jest (niestety) ogromnie ważnym rejonem. Jesteśmy jedyną całkowicie otwartą drogą na przemarsz Drang nach Osten czy Lenino-Berlino, zależnie w którą stronę ktoś maszeruje. Tylko przez nasze terytorium czołgi jednych mają dostęp do stolic drugich. Polska rzeczywiście na jej nieszczęście (choć wcale tak nie musi być) jest łącznikiem Zachodu i Wschodu. I jako jeden, jedyny potrzebny dowód na to stwierdzenie wystarcza mi poziom obcej agentury działającej na naszym terenie i jej inflitracji naszych władz. Teren nieistotny byłby (może) kolonią jednego .
Tak więc rzekło się: żyjemy w prawdopodobnie najbardziej zagenturyzowanej części Europy poza może Szwajcarią. Działają tu razwiedki co najmniej Rosji, Reichu, Izraela, USA, prawdopodobnie Chin i innych państw. Nie móżna też zapomnieć o "rodzimych" WSIokach i innej swołoczy na usługach czyichśtam. Wszystkie te interesy ścierają się w Polsce, na różnych poziomach władzy i biznesu, i kontrolują duże lub większościowe połacie Polski. Tylko czy to wystarczy by przyblokować rozwój państwa? Czy to wystarczy by skutecznie zablokować wybicie 40-milionowego narodu a powierzchnię? Jak widać tak, ale śmiem twierdzić, że nie dlatego, iż to rzeczywiście tak działa. Raczej jest tak tylko dlatego, że ogół społeczeństwa jest do tego stopnia wykastrowany i odmóżdżony, że nie przychodzi mu nawet do głowy bunt albo się on po prostu boi. Krótko mówiąc, zabrakło woli.
     Agentury, z racji swojej działalności są mniejszościami. Mogą oczywiście być bardzo wpływowe, w końcu to ich raison d'étre, ale z powodów strategicznych i taktycznych muszą być małe. Ścieranie się interesów różnych agentur powoduje, że tracą kontrolę nad różnymi agenciakami. I właśnie w tym upatruję szansę dla Polski, a raczej upatrywałbym, gdyby była wola działania. Ale, że jej nie było w czasach dogodnych do działania, to nie spodziewam się nagłego jej przypływu teraz, gdy czasy są o wiele bardziej interesujące.
Siłą rzeczy, wpływ agentury działa poprzez często abstrakcyjne mechanizmy promes i aluzji, czy to nagrody lub kary, czy to łapówki bądź szantażu (a często obydwu naraz), itp. Ponieważ oficjalnie agentura nie istnieje, to jej legalne działania muszą mieć jakieś drugie dno, a reszta jej działań jest całkowicie nielegalna, i musi tym samym być tajna. Najgorszą rzeczą, jaka może się przytrafić agenturze jest weryfikowalne upublicznienie jej działania. Równa się to spaleniu ujawnionej działalności, a być może na zasadzie konflagracji również innych jej działań.
     Oczywiście ujawnienie tego typu spraw rzadko kiedy uchodzi ujawniającemu na sucho, casus Litwinienki w przypadku zdrady czy np. ujawnienia przeciwnej agentury przez "spalonych". Jednak te działania odwetowe możliwe są tylko wtedy, kiedy właściciel agentury jest prężnie działającym państwem z doskonałą kontrolą nad własną agenturą. W przeciwnym razie agentury odcięte od rodzimego cyca i rózgi przekształcają się w quasi- lub par excellence mafijne układy działające na własny rachunek. A nawet jeżeli nie, to ich rodzime państwa nie są w stanie ich w żaden znaczący sposób ich wspomagać. I był właśnie taki okres, lata '90 i wczesne 2000. Państwa zewnętrzne nie były w stanie znacząco interweniować, a agentury działały u nas w izolacji.
Ludzie przez nie uwikłani mogli się wybić na wolność, co oczywiście wiązałoby się z jakimś tam ryzykiem osobistym, ale nie przesadzajmy, duża ilość zwalniających się ze smyczy agenciaków i pożytecznych idiotów skutecznie sparaliżowałaby jakiekolwiek szerzej zakrojone działania odwetowe, chociażby przez strach przed dalszym ujawnieniem.
A jednak zabrakło woli, tej odrobiny odwagi, tej iskry Bożej wszelakim skundlonym członiom elity. Woleli pozostać na smyczy. Wniosek taki, że albo istnieją na nich haki tak mocne, że jakikolwiek sprzeciw po prostu nie jest ludzko (?) możliwy, albo są oni tak mizernymi ścierwojadami, że zadowala ich rola żuczków toczących mizerne gnojowe kulki z kupy ich mocodawców. Całkowity brak woli.
Ale agentura i jej służący degeneraci to nie wszystko. Nawet ich rzesze to jednak nie większość Narodu. Śmiem twierdzić, że duża część społeczeństwa ma to wszystko gdzieś, i wcale nie przez kolejny telewizor na raty czy wakacje w Egipcie, czy kolejną różową golarkę do części intymnych. Nie, te 45+ procent ogółu, które nie głosowało w ostatnich wyborach to po prostu ludzie ogarnięci całkowitą apatią i marazmem, codzienną gonitwą za chlebem. Na ich samodzielne poderwanie się do czegokolwiek po prostu nie ma co liczyć. Ich trzeba poderwać egzogennie.
   Co więc jest dalszą przyczyną zmarnowania ostatnich dwóch dekad? Krótko mówiąc: my. Ta część społeczeństwa ogólnie określona jako "prawica" i "patriotyczna lewica" (Drogie kolibry: tak, ona też istnieje!!). Brak woli, brak chęci działania, wychylenia się poza szereg, wygodnictwo w kłóceniu się na wlasnych kanapach politycznych, brak odwagi zaryzykowania. Tak, to w dużej mierze nasza wina. W naszej nieudaczności daliśmy się ograć. Owszem druga strona niby miała wszystkie atuty, ale na dużą skalę jednak nie była w stanie wiele wyegzekwować (chociaż na małą skalę owszem, vide śp. M. Falzmann, W. Pańko i inni). Na ogólnokrajowe czy regionalne rozwiązania siłowe też by ich wtedy nie było stać, chociażby ze strachu przed reperkusjami użycia masowej siły (i strachu przed nielojalnością wobec siebie owej siły). I przyparte do muru by się nawzajem agenciaki zagryzły. Wystarczyłoby wola konkretnego działania od nas, a następnie od skundlonych jeden jedyny przebłysk odwagi, właśnie w tej kolejności.
A teraz? Nie wiem czy ten stracony czas jest do nadrobienia. Osobiście w to bardzo wątpię. W sytuacji geopolitycznej "the shoe has dropped, and we're waiting for the other one", by sparafrazować Pratchett'a, a i materiał już nie ten.
Addendum:
   Powyższy tekst  został zainspirowany przez "Watsonowe" notki Triariusa. Miał być osobnym wpisem, ale jakoś mi się dziwnie powiązał z powyższym, tak więc go tu zamieściłem.
   W "Dolinie Nicości" Bronisława Wildsteina jest wątek byłego opozycjonisty, byłego kolegi Returna, który się podczas przesłuchań nie złamał i został skazany na pobyt w celi z garującymi gitowcami ("elementem społecznie zbliżonym" vel. wyborcami Jamajki), i w końcu został złamany przez owych gitowców, którzy zrobili go ich cwelem i zabawką. I ten człowiek, onegdaj dusza towarzystwa, bawidamek i niezły kozak, pozostał złamanym wrakiem nie nadającycm się do życia w społeczeństwie, brzydzącym się samym sobą, i bojącym się ujawnienia prawdy o swoim upadku.
Podobno była to częsta taktyka stosowana przez władze demoludów do łamania niepokornych, jak chociażby opisał Sołżenicyn w "Archipelagu" o knajakach "pilnujących" transporty politycznych na Sybir, niszczących zeków na każdym etapie.
   To samo, acz nie fizycznie, zrobił Wowa Drogowiec Tusiowi Cudotwórcy w sprawie Smoleńska. Tuś został politycznie przecwelony i poniżony (najpierw uwikłanie - to hak, potem blady strach, pokaz siły i przytulanki bitego dziecka) by zagwarantować jego dalszą współpracę. To samo robią bandyci z dziewczynami zmuszonymi do prostytucji, są one bite, poniżane i gwałcone tak by złamać w nich chęć buntu.
   Jego ostatnią szansą na uwolnienie się była odmowa zaproszenia na 07.04.2010, i przylot z Prezydentem 10.04. Oczywiście to tylko hipotetyczna możliwość, bo Wowie "polscy" "politycy" nie odmawiają, ale jednak była. I zauważcie koronkowe rozegranie sprawy, każda kolejna rozgrywka przeciw Kaczyńskiemu przed tą ostatnią była coraz to trudniejsza do przerwania i wybrnięcia z twarzą z korzyścią dla Polski na niekorzyść dla Wowy.
   Jednak jakiekolwiek haki mogły istnieć na Tusia i piłkarzyków przed Smoleńskiem, są one niczym w porównaniu z byciem akcesorium do tragedii - i nie ważne czy był to zamach na "przeczołganie Kaczora", który przedobrzono, czy z góry zamierzono finał terminalny.
W pierwszym wariancie Tuś nadstawia dupy za rosyjski burdel i polski w nim udział, w drugim dał się wciągnąć w udział w masowym morderstwie. Trzymają go za "short and curlies", i on dobrze o tym wie. Robi oczywiście srogie bądź zatroskane miny, zależnie od tego co mu który tam mistyfikiewicz podpowie, ale na zawsze już będzie razwiedzką gumową lalą. I tym samym, ktokolwiek jeszcze brał go na świecie na serio, dawno już przestał... niezależnie od tego co pisze prasa czy jakie nagrody się mu wręcza.

Wąsy Stalina, łysina Lenina  

Brak komentarzy: