o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

niedziela, 30 września 2012

29.IX. - rzesze nie słyszą głosu Biskupa ...

ZAMIAST WSTĘPU.

Ekshumacje - otwarta otchłań Azji.

Więc jesteśmy, my wszyscy, i ci którzy są już całkowicie znieczuleni propagandą nienawiści, którą System nazywa miłością, i ci, którzy razem z krajem wpadają w studnię rozpaczy i tylko drapią pazurami po cembrowinie – więc my wszyscy nagle, teraz, w ciągu tych ostatnich klikunastu dni postawieni zostaliśmy przed czymś, co jest tak stare jak nasza cywilizacja, co było u jej zarania i co z głębi wieków do nas cały czas przemawia. I choćby nie wiadomo jak głośno warczały współczesne zagłuszarki będzie to słyszane, bo – jest w nas.
Polska, ta która jest dzisiaj, zbudowana została na kościach tych, których komuniści zabili strzałem w tył głowy i wrzucili do bezimiennych dołów śmierci, na powązkowskiej Łączce, wrocławskim Cmentarzu Osobowickim, wrzuconych do kloacznych dołów ubeckiej katowni w Augustowie (gdzie dzisiaj patrioci walczą żeby tego miejsca obecny właściciel nie zamienił w galerię handlową) i w tysiącu innych miejsc, gdzie ginęli Polacy nie zgadzający się na to, żeby Polska dostała się w łapy komunistycznej żulii, wypełzłej z mrocznych zakamarków wraz z wejściem Armii Czerwonej.

Polska współczesna jest zbudowana na kościach Ofiar, zabitych w demonstracjach ulicznych 1970, tajemnie grzebanych nocą.
Przez całe lata nie można było odnaleźć grobów i dokonać ekshumacji zamordowanych bohaterów, przez całe lata „coś” temu przeszkadzało. To „coś”, co jest obecne przez cały czas w Polsce, mimo formalnych objawów niepodległości. I co otwiera nas bezpośrednio na otchłań Azji.
Przez wiele lat po II wojnie światowej na wielkich przestrzeniach Rosji, tam gdzie przeszedł front, leżały niepogrzebane ciała poległych żołnierzy. I to nie tylko Niemców, ale czerwonoarmistów. Ich kości bielały po lasach, na polach. Dopiero po 1992 roku, gdy skończyła się władza sowiecka w starej formie, Rosjanie zabrali się za pochówek tych którzy tam leżeli.
To jest charakterystyczne dla sowieciarstwa – pogarda dla zwykłych umarłych i bałwochwalcze oddawanie czci tym którzy mają siłę – a władza sowiecka miała siłę, wobec czego oddawano cześć jej symbolowi, truchłu Lenina. To jest charakterystyczne dla kultury śmierci jaką jest komunizm.
I teraz, zupełnie teraz, w tych dniach, otchłań azjatycka przed nami się otworzyła i stoimy na granicy tego, co jest najdalsze polskiej tradycji i polskiemu myśleniu. Co najdalsze naszej cywilizacji.

Jest tu wspólna nić, coś co łączy trudności z odnalezieniem grobów Żołnierzy Wyklętych, odmową upamiętnienia ofiar Smoleńska, zamianą ciał w trumnach, niechlujstwem prokuratury wojskowej przy organizacji ekshumacji, bezwolnością aparatu państwowego wobec poczynań rosyjskich względem sprawy smoleńskiej – tą cechą wspólną, czymś co jest obecne w każdej z tych spraw jest mentalne sowieciarstwo ludzi, którzy w tych sprawach podejmują decyzje. 
I to oddanie śledztwa Rosji, i prokurator w polskim mundurze  milczeniem i odwróceniem oczu zezwalajcy sowieciarzom na patroszenie ciał śmieciami, i ten strażnik miejski gaszący znicze, i ten urzędnik warszawski wydający decyzje i ta bezczelna gadająca głowa, która w telewizorze naśmiewa się z „s e k t y  rodzin smoleńskich”. I ten poseł z Poznania, któremu przeszkadza ornat z napisem Smoleńsk 2010.
Wszystko to wieje do nas azjatyckim chłodem. Azjatyckim kłamstwem. Azjatycką grozą.
Gdy w 442 roku przed Chrystusem Sofokles dawał przedstawienie swojego dramatu - rzucił w czas przed siebie ten problem, który i dzisiaj mamy w Polsce i to w bardzo bliskim Antygonie Sofoklesa kontekście;
nie możemy godnie uczcić swoich umarłych - bo władza nam tego zakazuje. 
I gdy dobijamy się tego i odkrywamy prawdę, jak Tych umarłych potraktowano i gdy wyrażamy nasze wzburzenie - pojawiają się coraz to nowe groźby władzy, pojawiają się coraz to nowi Kreonowie. I tak jak w dramacie można inscenizować ruchem wydarzenia, których nie ma w tekście, tak dzisiaj wyrastają nam nowe zagłuszarki sumień, syk Kreonów staje się coraz przenikliwszy, coraz szybciej krążący aktorzy mają odwrócić uwagę od rzeczywistego problemu – że sprawcy, ci dzisiejsi, sprawcy tego co się stało w ciągu ostatnich dwóch lat sami postawili się poza naszą cywilizacją. Są barbarzyńcami, a barbarzyńcy nie mogą mieć wstępu do naszego ogrodu. I jeśli już w nim są – zostaną z niego wygnani. Prędzej czy później.

Prędzej czy później Azja ich pochłonie. A my zostaniemy tu gdzie nasze miejsce.
W Polsce.
Zapraszam do subskrypcji mojego newslettera  i na nową stronę www.szczurbiurowy.com gdzie można zamówić moja książkę.

**************************************
UZUPEŁNIENIE.

Świeże świadectwo o Marszu

 

miasteczko-0.jpg
Kraj
Przed chwilą dostałem tego mailu od jednego z mych lepszych Przyjaciół, Ryszarda Szpryngwalda:
"Drogi Przyjacielu! Na chwilę wpadłem do domu, żeby coś zjeść i zaraz wracam do miasteczka namiotowego! Niezależna kłamie, albo nie pisze całej prawdy o pikiecie pod gmachem TVP, bo głównym transparentem, który tam był to polsko - angielski tekst: "Polski Prezydent został w Rosji zamordowany", ktory trzymałem wraz z czterema kolegami, a ja stałem przy samym wejściu do TVP w swojej koszułce, którą i TY posiadasz! Blokowaliśmu TVP do godz. 13.40 i następnie udaliśmy się na pl. Trzech Krzyży, skąd po Mszy św. udaliśmy się pochodem na pl. Zamkowy! Po drodze zgubiłem Solidarnych i zostaliśmy tylko we dwóch z transparentem dla pięciu osób, ale w tłumie zorganizowałem grupę, która pomógła nieść transparent, a przy okazji nawiązałem cenne kontakty! Nasz transparent zrobił furorę ze względu na bezkompromisowy tekst i byliśmy filmowani przez wszystkich możliwych operatorów - myślę, ze mogę spodziewać się o 6-tej rano wizyty "mleczarza" - ale ja ich PO prostu dymam!!!!!! za moment wracam do walki- Z Bogiem Ryszard"
Dodam że mój Przyjaciel Ryszard jest działaczem podziemia antykomunistycznego, był dwa razy uwięziony za PRL-1, zaraz zwalcza PRL-2. Jest on również jednym z tych, kto sprzyjał powstaniu namiotowego miasteczka na czele z Solidarnymi 2010 pod gmachem TVP.
A oto link do relacji Solidarnych 2010 z miasteczka namiotowego:

* * *


Idą cały czas: wszystkie stany, regiony, pokolenia. Choć jednak przeważają skromne ubrania, ogorzałe robotnicze twarze, widać, że manifestuje ta część Polski, która ma bardziej pod górkę. Naturalnie każdy segment tego pochodu jest inny.
 Zdjęcie: Carcinka, Nowy Ekran — Wielki Marsz Polaków
  
Policzyłem: Pod hasłem "Obudź się Polsko" było 145–180 tysięcy osób, może więcej. Mają prawo do poczucia sukcesu, to społeczeństwo obywatelskie. Analiza Zaremby

Kiedy wychodziłem z domu, TVP Info dramatycznie relacjonowała blokadę budynku telewizji na Placu Powstańców. Pikieta miała nie wpuścić pary gości: profesora Kazimierza Kika i profesora Antoniego Kamińskiego.
Relacja obu profesorów przez telefon wprowadziła jednak komplikację: Kamińskiego do telewizji nie wpuściła policja. Kik został zatrzymany przez manifestantów. Wszystko odbyło się więc zgodnie z logiką: umiarkowanie konserwatywny profesor Kamiński mówił o dzisiejszej demonstracji „Obudź się Polsko”  o wiele bardziej wyrozumiale niż lewicowy profesor Kik. Ale nawet ten ostatni podkreślał spokojne, wręcz uprzejme zachowanie  pikietowiczów, którzy chcieli swoją akcją apelować do publicznej telewizji o obiektywne relacje.
Ale  żarty na bok: w 45 minut później docieram na Rondo De Gaulle’a. Właśnie kończy się msza. Podejmuję decyzję: nie tyle pójdę z manifestacją, ile obejrzę ją całą – spod dawnego Domu Partii przerobionego na giełdę.
Stoję przez kolejne dwie godziny obserwując ludzkie morze. Widzę czoło pochodu (wyrusza około 15.15) i oglądam też jego koniec (około 17.15)  Dokonuję prowizorycznych obliczeń. Po konsultacji ze znajomym uznaję, że przypada po 20-25 osób na sekundę. To daje mi łącznie 145–180 tysięcy. Choć mogło być i trochę więcej, pamiętajmy: demonstracja jest na początku cieńsza, pod koniec idzie już także chodnikiem.
To ważne obliczenia. Rozmawiałem z wieloma z tych, którzy mnie mijali. Jedno się powtarzało prawie zawsze: „na pewno powiedzą w telewizji, że było nas kilka tysięcy”. Tym razem zresztą nie powiedzą.  I TVN-owskie Fakty i Wadomości TVP nie podadzą żadnej liczby, ale będą podkreślać długość pochodu.
Po tych dwóch godzinach czoło jest już na Placu Zamkowym, koniec wciąż na Nowym Świecie – między Placem Trzech Krzyży i Rondem de Gaulle’a. A wielka grupa związkowców z Podkarpacia nawet zawraca czując, że dalej się już nie przeciśnie, że cały Trakt Królewski jest zakorkowany. Tysiące ludzie nie usłyszą swoich liderów przemawiających na koniec demonstracji.
Idą cały czas: wszystkie stany, regiony, pokolenia. Choć jednak przeważają skromne ubrania, ogorzałe robotnicze twarze, widać, że manifestuje ta część Polski, która ma bardziej pod górkę. Naturalnie każdy segment  tego pochodu jest inny: grupy prowadzone przez księży z przewagą starszych kobiet, przeplatają się z kolumnami maszerującymi w takt bębnów, często w pracowniczych kurtkach i pod sztandarami „Solidarności”.
Ale jest też sporo ludzi młodych, z tego gatunku, którzy z dumą naklejają znaczki Polski Walczącej, ci idą częściej na początku pochodu.
– Zobacz ile ładnych dziewczyn – zagaduje mnie przypadkowo spotkany znajomy.
Jedni skandują (furorę robi hasło: „Lepiej być moherem niż Tuska frajerem”), inni śpiewają nabożne pieśni, blisko czoła, gdzie idą działacze PiS rozbrzmiewa z głośnika Jan Pietrzak ze swoim „Żeby Polska była Polską”. Czasem idą całe rodziny. Młody mężczyzna, który mnie zagaduje, przedstawia mi żonę, dzieci, rodzeństwo, teściów.
Pewna starsza kobieta, która też ze mną rozmawia, nie może pojąć: Tylu tu ludzi, więc ich (Platformy) koniec musi być bliski. Tłumaczę, że tak wcale być nie musi. Tamci, oni, po prostu nie wychodzą na ulice, są ociężałym, ale realnym kolosem.
Jak by nie oceniać poszczególne hasła czy skojarzenia tych demonstrantów to w pewnym sensie najaktywniejsza, najbardziej przejęta losem Polski część społeczeństwa.  Autentyczne społeczeństwo obywatelskie. Przed wyjściem w zaskakująco obiektywnej relacji TVN 24, kobiety pytane, po co tu przyszły, mówią jak Pietrzak: żeby Polska była Polską.
– Panie redaktorze, tylko niech pan to opisze po polsku – grozi mi żartobliwe palcem starszy pan.
Wiem, o co mu chodzi. Czuję też, że tamte kobiety oddają sens  swojej motywacji. I czuję się tu jak w domu.
Obserwuję transparenty. Są wszelkiego typu: takie o zdrajcach i takie o Matce Boskiej. Ja najbardziej doceniam te niekonwencjonalne, czasem dowcipne, czasem dające do myślenia. Widzę tabliczkę: „Ciemnogród jest tam, gdzie nie ma Boga” i całkiem inny „Słońce Peru nas przypala”. Ktoś inny napisał: „Krętactwami i przewrotnością w wyjaśnianiu swoich afer PO poddaje w wątpliwość inteligencję swego wyborcy”. Ale bezkonkurencyjny jest pastisz słynnego plakatu wzywającego do czujności. Tyle że palec do ust przykłada… Monika Olejnik, w dodatku namalowana. Podpis brzmi: „Nie zaprzeczaj oficjalnej wersji wydarzeń, bo będziesz z PiS”.
Jeszcze po wielu godzinach, kiedy oglądam zaskakująco wyważoną, jakby pochylającą czoło wobec siły zdarzeń,  relację w TVN i bardziej złośliwą w Wiadomościach brzmią mi w uszach piszczałki, trąbki, bębny i okrzyki. Ci ludzie wierzą w lepszą Polskę, bardziej moralną i lepiej rządzoną. Mówią o tym często zaskakująco staroświeckim językiem. Dopiero w telewizji widzę polityczne przemówienia. Nawet ojciec Rydzyk, nie całkiem bohater z mojej bajki, jawi mi się zaskakująco sympatycznie.
A teraz dwie łyżki dziegciu. Zawsze odczuwałem sympatię do „Solidarności”. Kiedy na początku lat 90. część prawicy próbowała budować tożsamość na walce ze związkami, przestrzegałem: w Polsce to czynnik równowagi społecznej. „Solidarność” zachowała zaskakująco dużo witalności. Robi to do czego jest powołana: upomina się o ludzi.
Pytanie tylko o sens tak silnego zrostu związku zawodowego z siłami politycznymi, na dokładkę nazywającymi się prawicą. Widzę związkowy transparent: „Precz ze śmieciowymi umowami”. I przypominam sobie niedawną wizytę w Krakowie u moich znajomych prowadzących firmę konserwatorską. Są w sferze „nadbudowy” bardziej konserwatywni ode mnie. Głosują  na PiS.
Ale na moje nieśmiałe zastrzeżenia do śmieciowych umów, wybuchają śmiechem.
– Gdybyśmy ponosili pełne koszty pracy, musielibyśmy zwolnić wszystkich swoich pracowników. Nie wytrzymalibyśmy – mówią.
Takie głosy są nie mniej istotne niż wystąpienia pokrzywdzonych przy budowie obiektów na Euro podwykonawców czy nadal niezadowolonego paprykarza.
Jest i uwaga inna: aby dostać się z Pragi do centrum Warszawy ,musiałem przejść pieszo most Poniatowskiego. Patrzyłem na pomykających rowerzystów, na młodych ludzi, którzy obsiedli barek przy dworcu Powiśle.  To był całkiem inny świat, który być może nigdy nie spotka się ze światem tych, co maszerowali.
To nie jest wyzwanie dla zwykłych demonstrantów: oni mają prawo do satysfakcji. Policzyli się, zamanifestowali siłę i przywiązanie do tego co dla nich najdroższe: do własnej Ojczyzny. Ale to wyzwanie dla ich liderów. Ktoś niósł na demonstracji listę „dopalaczy dla lemingów”: były tam TVN, Newsweek, Wprost, Polityka, oczywiście Gazeta Wyborcza. Ale kto się zatroszczy o samych lemingów?


Brak komentarzy: