WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
czwartek, 4 marca 2010
socPOlska*sp.z nOO* migawki
Ostatnie piętro
Z Marszałkowskiej skręcamy na Hożą. Wchodzimy do "Księgarni Budowlanej" i wsiadamy do windy. Wybieramy przycisk "do góry" i po kilku chwilach wysiadamy na szóstym piętrze. Jeden krok i znajdujemy się w pierwszej sali klubowej "Pod Gwiazdami". Naprzeciw windy kontuar otoczony barowymi stołkami, dwa czterooosobowe stoliki i wyjście na taras.Tam przy kilku stolikach opatulone indwiduua sączą bliżej nieokreślone płyny.
Wybieramy największy z tuzina stolików w drugiej sali i zapadamy w miękkie skórzane fotele. Jest późne popołudnie więć część towarzystwa wybiera bezalkoholowy Zachód Słońca i Radosny Poranek (oba po 14 zl ). Reszta popija kawę po staropolsku, meksykańsku lub Tropicana (wszystkie po 14 zł ). Sącząc jeden z tych specjałów przy lekko przytłumionym świetle wsłuchujemy się w dobrą muzykę.
Przy stoliku obok cztery lalki Barbie chichocząc radośnie popija na przemian Różowego Kociaka (15 zł ), Bezwstydne Ladaco (17 zł) i Waniliową Ladacznice (16 zł).
Jako smakosze piwa zastanawiamy sie nad wyborem płynu chmielowego w cenie 8 złociszy - butelkowe lub z nalewaka. Niestety butelkowy Żywiec, Carlsberg tudzież Okocim często bywa ciepły (szczupłość lodowki). Piwo "z kija" zawsze jest mocno wodniste. Dylemat ten rozstrzyga rzut monetą. Pozostali decydują się na skok z Kangurem (14 zł).
Tymczasem do lalek Barbie dołączyło kilka zestawów Kena. Każdy z Kenów zamówił pierogi domowej roboty i na spółkę litra "Wyborowej". Zajmując się na przemian Kociakami, Ladaco, i Ladacznicami pomieszanymi z Wyborową i pierożkami wzrósł znacząco poziom decybeloidiotyzmow.
Żeby nie zniknąć do końca w skórzanych i kusząco miękkich fotelach uprawialiśmy turystykę aktywną połączona ze zwiedzaniem baru.
Koło 23.30 plastikowe towarzystwo hurtem udało się do toalety a potem wśród chichotów oraz dzikich wrzasków w oczekiwaniu na winde rozpoczęło wychodzenie z lokalu.
Pożegnani zostali wrogim spojrzeniem nadobnej niewiasty sączącej samotnie drinka.
Od razu polepszyła się atmosfera, obsługa i muzyka.
Zamknięcie lokalu nastapiło po zjezdzie ostatniego klienta.Seans spirytystyczny mający na celu wskrzeszenie owego klienta nastąpi w tym samym miejscu w czasie przyszłym niedokonanym.
Bruderschaft
16:48, barmani1 , Apokalipsa wg św Barmana Link Komentarze (6) »
czwartek, 11 maja 2006
Hiszpania w Warszawie
Co robi barman, kiedy ma wolny dzień ? Zazwyczaj odpoczywa śpiąc do późna lub gapiąc się w telewizor. W wersji barmana-intelektualisty odpoczynkiem będzie lektura. Jeśli wersja ta posiada przystawkę „ Erudyta” lekturą będzie dzieło Lenina, „Co robić?” w wersji oryginalnej.
W odmianie barmana-gospodyni domowej zajęciem dnia staną się zakupy, pranie i sprzątanie. W mutacji barmana-kucharza gwoźdź programu to gotowanie. O ile można coś przyrządzić z mleka, masła, jajek i starej papryki.
Najbardziej rozbudowana wariacja barmana to barman-dusza towarzystwa. Dzięki dodatkowi „Interaktywny” model ów korzysta z dobrodziejstw takich zdobyczy techniki jak prasa, radio, telewizja, Internet i telefon. Po żmudnym procesie decyzyjnym zapada werdykt idziemy TAM
Wejście TAM prowadzi przez bramę wjazdową. Trzeba, więc mieć się na baczności i zdolność przyklejania się do ścian by nie wpaść pod samochód. A jak TAM wejdziemy przez niepozorne drzwi zaatakuje nas wszędobylska pani szatniarka. Dzięki półtorazłotowej opłacie pozbędziemy się wierzchnich okryć - acz nie na zawsze – i dane nam będzie zanurzyć się we wnętrze lokalu.
Do wyboru mamy dziewięć czteroosobowych stolików ustawionych centralnie w kuszącym towarzystwie puf. Na drugi rzut pójdą wieloosobowe ławy miękko obite. Każda przy jednym z trzech okien. Ale nie dajmy się zwieść. Najbardziej polecana jest ława tuż obok wejścia. Strategiczne to miejsce oddalone jest w przyzwoitej odległości od baru i pozwala obserwować pozostałą część lokalu. Secesyjna atmosferę lokalu podkreślają czerwone obicia ścian, czarne meble, żyrandole i kinkiety. Jednak minusem jest słabe oświetlenie, choć niewątpliwie to ono tworzy przytulny nastrój. Sympatyczna kelnerka poda nam kartę dań, z której wybrać należy niechrzczone piwo w przyzwoitej cenie 8 złociszy za kufelek. A w weekendy taka przyjemność będzie nas kosztować ledwie 5 dukatów.
Jeśli zmarznięci jesteśmy kawa po staropolsku (12 zł) nas rozgrzeje a skoro nie gustujemy w piwie to grzane wino mile połechce nasze podniebienie. A i mocniejsze trunki z rumem na czele polecić wypada.
Jeśliśmy głodni to śniadanie na początek dobrze nam zrobi – szeroki asortyment jajecznic różnorakich mamy. A potem zastanowimy się nad wyborem miedzy kotletem z kurczaka wraz z surówką i ziemniakami a nieśmiertelnym schabowym (20 zł).
Po sutym posiłku i przepłukaniu gardła pienistym płynem (lub innym z zawartością alkoholu) możemy odpocząć tam gdzie król chodzi piechotą. Chwalimy koedukacje aliści dajemy minus za brak papierowych ręczników.
Sącząc kolejne boskie nektary i ćmiąc papieroska możemy oddać się zajmującej dyspucie z towarzystwem lub zatopić się w dźwiękach muzyki radiowej (minus!).
Nienaganna obsługa tymczasem spełni najdziwniejsze nasze życzenia. Nawet te o zmianie mydła i przykręceniu klimatyzacji.
Ogólna ocena wypada dobrze. Małe niedociągnięcia świetlno-muzyczno-sanitarne nie mogą przysłonić tego, że ten niewielki, miły i tani lokal mieści się w samym centrum stolicy. Do i z ALHAMBRY można dotrzeć jakimkolwiek transportem kursującym przez Rondo De`Gaullea.
Z czystym sumieniem, zatem możemy lenić się do zamknięcia ALHAMBRY w późnych godzinach wieczornych.
Co i mnie dane było uczynić po wielokroć.
Bruderschaft
11:43, barmani1 , Apokalipsa wg św Barmana Link Komentarze (2) »
środa, 05 kwietnia 2006
BORYNA - spelunka na Brackiej
Najciekawsze miejsca często są ukryte. Przechodzi człowiek koło nich nie zdając sobie sprawy z tego, co dzieje się wewnątrz.
Tak jest i w tym wypadku. Obok „zagłębia klubowego” na Placu Trzech Krzyży – niewielka uliczka, co Bracka się nazywa.
Szukając klubu można ominąć go pośród sklepów z RTV i zegarmistrza oraz 24 godzinny Kebab. Kierujemy się gwarem dochodzącym zza drzwi i już wchłonięci zostaniemy przez atmosferę „ U Boryny”.
Na parterze jasne wnętrze, kilka stolików, siadamy przy najbliższej wolnej konstrukcji metalowo-drewanianej i zamawiamy za 5,50 nieco tradycyjne „Królewskie”.
Starzy bywalcy z rozrzewnieniem wspomną „łowickie” wzroki obić sciennych, skrzypiące krzesła, kultową – jedyną i zamykaną na kluczyk toaletę oraz równie kultowe barmanki po czterdziestce.
Możemy się udać na pięterko (wczesne rokokoko) i tam wysączyć kilka drinków. Klimatyzacja szwankuje jak niegdyś (tak naprawdę nie działa od lat) a zamiast wiecznie nieczynnego drugiego baru powstała eksluzywna toaleta... W towarzystwie studentów pobliskiego wydziału antropologii, etnicznych dresów, zabłąkanych w drodze do Szpulko-Szparki oraz innych bywalców możemy się oddać błogiemu imprezowaniu w rytm nieśmiertelnych przebojów sprzed lat tudzież radiowych ‘’hitów’’.
Większa ilość dyskutantów wymusza zestawienie stolików. Ale gdzie te czasy, kiedy wszystkie stoły na piętrze zostały zaanektowane i od godziny 14 niemal cztredzieści osób czciło urodziny znajomka...
Jeśli mamy szczęście trafimy na jedną z niezapomnianych promocji np. „Zamów dwa drinki a dostaniesz stringi gratis” lub przy „5 dużym piwie paczka <> dla ciebie”
A na koniec barmanka oznajmi nam rytualnie „Proszę Państwa musimy zamykać". I tabun ludzi wypełznie z lokalu, część energicznie, część przytłoczona ciężarem dyskusji. Wszyscy hurtem pomkną „na kebaba”. A potem ktoś powie „Chodźmy do mnie”. Inni odwiedzą Szpulko-Szparkę a niektórzy nocnym gwiazdolotem udadzą się do domu.
Aż do następnego razu....
Bruderschaft
*************
- special thanx/for
http://barmani.blox.pl/html/1310721,262146,21.html?142831
- nissan
Z Marszałkowskiej skręcamy na Hożą. Wchodzimy do "Księgarni Budowlanej" i wsiadamy do windy. Wybieramy przycisk "do góry" i po kilku chwilach wysiadamy na szóstym piętrze. Jeden krok i znajdujemy się w pierwszej sali klubowej "Pod Gwiazdami". Naprzeciw windy kontuar otoczony barowymi stołkami, dwa czterooosobowe stoliki i wyjście na taras.Tam przy kilku stolikach opatulone indwiduua sączą bliżej nieokreślone płyny.
Wybieramy największy z tuzina stolików w drugiej sali i zapadamy w miękkie skórzane fotele. Jest późne popołudnie więć część towarzystwa wybiera bezalkoholowy Zachód Słońca i Radosny Poranek (oba po 14 zl ). Reszta popija kawę po staropolsku, meksykańsku lub Tropicana (wszystkie po 14 zł ). Sącząc jeden z tych specjałów przy lekko przytłumionym świetle wsłuchujemy się w dobrą muzykę.
Przy stoliku obok cztery lalki Barbie chichocząc radośnie popija na przemian Różowego Kociaka (15 zł ), Bezwstydne Ladaco (17 zł) i Waniliową Ladacznice (16 zł).
Jako smakosze piwa zastanawiamy sie nad wyborem płynu chmielowego w cenie 8 złociszy - butelkowe lub z nalewaka. Niestety butelkowy Żywiec, Carlsberg tudzież Okocim często bywa ciepły (szczupłość lodowki). Piwo "z kija" zawsze jest mocno wodniste. Dylemat ten rozstrzyga rzut monetą. Pozostali decydują się na skok z Kangurem (14 zł).
Tymczasem do lalek Barbie dołączyło kilka zestawów Kena. Każdy z Kenów zamówił pierogi domowej roboty i na spółkę litra "Wyborowej". Zajmując się na przemian Kociakami, Ladaco, i Ladacznicami pomieszanymi z Wyborową i pierożkami wzrósł znacząco poziom decybeloidiotyzmow.
Żeby nie zniknąć do końca w skórzanych i kusząco miękkich fotelach uprawialiśmy turystykę aktywną połączona ze zwiedzaniem baru.
Koło 23.30 plastikowe towarzystwo hurtem udało się do toalety a potem wśród chichotów oraz dzikich wrzasków w oczekiwaniu na winde rozpoczęło wychodzenie z lokalu.
Pożegnani zostali wrogim spojrzeniem nadobnej niewiasty sączącej samotnie drinka.
Od razu polepszyła się atmosfera, obsługa i muzyka.
Zamknięcie lokalu nastapiło po zjezdzie ostatniego klienta.Seans spirytystyczny mający na celu wskrzeszenie owego klienta nastąpi w tym samym miejscu w czasie przyszłym niedokonanym.
Bruderschaft
16:48, barmani1 , Apokalipsa wg św Barmana Link Komentarze (6) »
czwartek, 11 maja 2006
Hiszpania w Warszawie
Co robi barman, kiedy ma wolny dzień ? Zazwyczaj odpoczywa śpiąc do późna lub gapiąc się w telewizor. W wersji barmana-intelektualisty odpoczynkiem będzie lektura. Jeśli wersja ta posiada przystawkę „ Erudyta” lekturą będzie dzieło Lenina, „Co robić?” w wersji oryginalnej.
W odmianie barmana-gospodyni domowej zajęciem dnia staną się zakupy, pranie i sprzątanie. W mutacji barmana-kucharza gwoźdź programu to gotowanie. O ile można coś przyrządzić z mleka, masła, jajek i starej papryki.
Najbardziej rozbudowana wariacja barmana to barman-dusza towarzystwa. Dzięki dodatkowi „Interaktywny” model ów korzysta z dobrodziejstw takich zdobyczy techniki jak prasa, radio, telewizja, Internet i telefon. Po żmudnym procesie decyzyjnym zapada werdykt idziemy TAM
Wejście TAM prowadzi przez bramę wjazdową. Trzeba, więc mieć się na baczności i zdolność przyklejania się do ścian by nie wpaść pod samochód. A jak TAM wejdziemy przez niepozorne drzwi zaatakuje nas wszędobylska pani szatniarka. Dzięki półtorazłotowej opłacie pozbędziemy się wierzchnich okryć - acz nie na zawsze – i dane nam będzie zanurzyć się we wnętrze lokalu.
Do wyboru mamy dziewięć czteroosobowych stolików ustawionych centralnie w kuszącym towarzystwie puf. Na drugi rzut pójdą wieloosobowe ławy miękko obite. Każda przy jednym z trzech okien. Ale nie dajmy się zwieść. Najbardziej polecana jest ława tuż obok wejścia. Strategiczne to miejsce oddalone jest w przyzwoitej odległości od baru i pozwala obserwować pozostałą część lokalu. Secesyjna atmosferę lokalu podkreślają czerwone obicia ścian, czarne meble, żyrandole i kinkiety. Jednak minusem jest słabe oświetlenie, choć niewątpliwie to ono tworzy przytulny nastrój. Sympatyczna kelnerka poda nam kartę dań, z której wybrać należy niechrzczone piwo w przyzwoitej cenie 8 złociszy za kufelek. A w weekendy taka przyjemność będzie nas kosztować ledwie 5 dukatów.
Jeśli zmarznięci jesteśmy kawa po staropolsku (12 zł) nas rozgrzeje a skoro nie gustujemy w piwie to grzane wino mile połechce nasze podniebienie. A i mocniejsze trunki z rumem na czele polecić wypada.
Jeśliśmy głodni to śniadanie na początek dobrze nam zrobi – szeroki asortyment jajecznic różnorakich mamy. A potem zastanowimy się nad wyborem miedzy kotletem z kurczaka wraz z surówką i ziemniakami a nieśmiertelnym schabowym (20 zł).
Po sutym posiłku i przepłukaniu gardła pienistym płynem (lub innym z zawartością alkoholu) możemy odpocząć tam gdzie król chodzi piechotą. Chwalimy koedukacje aliści dajemy minus za brak papierowych ręczników.
Sącząc kolejne boskie nektary i ćmiąc papieroska możemy oddać się zajmującej dyspucie z towarzystwem lub zatopić się w dźwiękach muzyki radiowej (minus!).
Nienaganna obsługa tymczasem spełni najdziwniejsze nasze życzenia. Nawet te o zmianie mydła i przykręceniu klimatyzacji.
Ogólna ocena wypada dobrze. Małe niedociągnięcia świetlno-muzyczno-sanitarne nie mogą przysłonić tego, że ten niewielki, miły i tani lokal mieści się w samym centrum stolicy. Do i z ALHAMBRY można dotrzeć jakimkolwiek transportem kursującym przez Rondo De`Gaullea.
Z czystym sumieniem, zatem możemy lenić się do zamknięcia ALHAMBRY w późnych godzinach wieczornych.
Co i mnie dane było uczynić po wielokroć.
Bruderschaft
11:43, barmani1 , Apokalipsa wg św Barmana Link Komentarze (2) »
środa, 05 kwietnia 2006
BORYNA - spelunka na Brackiej
Najciekawsze miejsca często są ukryte. Przechodzi człowiek koło nich nie zdając sobie sprawy z tego, co dzieje się wewnątrz.
Tak jest i w tym wypadku. Obok „zagłębia klubowego” na Placu Trzech Krzyży – niewielka uliczka, co Bracka się nazywa.
Szukając klubu można ominąć go pośród sklepów z RTV i zegarmistrza oraz 24 godzinny Kebab. Kierujemy się gwarem dochodzącym zza drzwi i już wchłonięci zostaniemy przez atmosferę „ U Boryny”.
Na parterze jasne wnętrze, kilka stolików, siadamy przy najbliższej wolnej konstrukcji metalowo-drewanianej i zamawiamy za 5,50 nieco tradycyjne „Królewskie”.
Starzy bywalcy z rozrzewnieniem wspomną „łowickie” wzroki obić sciennych, skrzypiące krzesła, kultową – jedyną i zamykaną na kluczyk toaletę oraz równie kultowe barmanki po czterdziestce.
Możemy się udać na pięterko (wczesne rokokoko) i tam wysączyć kilka drinków. Klimatyzacja szwankuje jak niegdyś (tak naprawdę nie działa od lat) a zamiast wiecznie nieczynnego drugiego baru powstała eksluzywna toaleta... W towarzystwie studentów pobliskiego wydziału antropologii, etnicznych dresów, zabłąkanych w drodze do Szpulko-Szparki oraz innych bywalców możemy się oddać błogiemu imprezowaniu w rytm nieśmiertelnych przebojów sprzed lat tudzież radiowych ‘’hitów’’.
Większa ilość dyskutantów wymusza zestawienie stolików. Ale gdzie te czasy, kiedy wszystkie stoły na piętrze zostały zaanektowane i od godziny 14 niemal cztredzieści osób czciło urodziny znajomka...
Jeśli mamy szczęście trafimy na jedną z niezapomnianych promocji np. „Zamów dwa drinki a dostaniesz stringi gratis” lub przy „5 dużym piwie paczka <> dla ciebie”
A na koniec barmanka oznajmi nam rytualnie „Proszę Państwa musimy zamykać". I tabun ludzi wypełznie z lokalu, część energicznie, część przytłoczona ciężarem dyskusji. Wszyscy hurtem pomkną „na kebaba”. A potem ktoś powie „Chodźmy do mnie”. Inni odwiedzą Szpulko-Szparkę a niektórzy nocnym gwiazdolotem udadzą się do domu.
Aż do następnego razu....
Bruderschaft
*************
- special thanx/for
http://barmani.blox.pl/html/1310721,262146,21.html?142831
- nissan
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz