środa, 3 marca 2010
W E S T E R P L A T T E
Dokument rany
Biało-krwawy,
Krwawo-biały, lniany
Opatrunku, który zwiesz się: sztandar,
Coś się z wielkim krwotokiem uporał!
Wiatr rozwija ten dokument rany,
Wznosi w górę bohaterski bandaż,
Tę pamiątkę,
Ten dług
I ten morał.
- pisała przed wojną Maria Pawlikowska-Jasnorzewska.
Pozostaje dla mnie zagadką, czy utwór ten znany jest trzem zawodowym komediantom: Kubie Wojewódzkiemu, Markowi Raczkowskiemu i Krzysztofowi Stelmaszykowi? Czy ci panowie wiedzą, co to ów wielki krwotok, owa rana, ów dług...?
Chyba jednak nie. 25 marca 2008 r., podczas cotygodniowego programu Kuby Wojewódzkiego w TVN, wzmiankowana trójka „szołmenów” zatknęła dwie biało-czerwone chorągiewki w psich odchodach.[i]
Komedianci i przestępcy
W studio TVN dokonano zatem przestępstwa zbezczeszczenia flagi polskiej. Szanująca się telewizja wyrzuciłaby swego pracownika, winnego takiego „incydentu”, na zbitą twarz. Szanująca się publiczność zbojkotowałaby go. Nawet w PRL, nie mówiąc już o normalnie rządzonym kraju, profanator polskich barw narodowych poszedłby za kraty.
Ale przecież dziś mamy demokrację. Dzisiaj to publiczność decyduje. Publiczność przyciągająca tłumy reklamodawców. W tym wypadku publiczność TVN-owska, ukształtowana na obraz i podobieństwo „szołmenów” tej stacji i ich przełożonych. A takim indywiduom, jak się okazało, antypolskie bluźnierstwo wcale nie przeszkadza. W ów marcowy wieczór zgromadzona w studio publika zareagowała aplauzem...
Potem, zamiast wyciagnięcia konsekwencji wobec przestępców, była obrona „prawa do swobodnej wypowiedzi” i „artystycznej prowokacji”. Było udawane, a może nawet autentyczne zdumienie – że „cóż takiego się wydarzyło”...? Był szyderczy rechot z ludzi, którzy – wbrew TVN-owi i jego wojewódzkim czy powiatowym „intelektualistom” – posiadają jeszcze jakieś świętości; którym jedną z tych świętości wesołkowie z telewizyjnej „walterowni” unurzali w psich ekskrementach.
Nasze cmentarze pełne są mogił ludzi, co kiedyś – nie tak dawno - za te barwy przelewali krew. Mogił ludzi – co do tego nie mam wątpliwości – zupełnie innego gatunku, niż Wojewódzki, Raczkowski, Stelmaszyk i ich wielbiciele. Równie dobrze, zamiast profanować flagę, za którą zginęły tysiące, komedianci z TVN mogli (by już pozostać w defekacyjnych klimatach) napaskudzić na czyjś grób. Nie wątpię, że wtedy również nie brakłoby im obrońców, elokwentnie tłumaczących ów postępek potrzebą „artystycznej prowokacji”.
Wojewódzkiemu ów skandal wcale nie zaszkodził. Media doniosły, że jest on dziś jednym z najpopularniejszych prezenterów telewizyjnych. Może to nieładnie zaglądać w cudzą kieszeń, ale jego pensja miesięczna „szołmena” to 160.000 (słownie: sto sześćdziesiąt tysięcy) złotych polskich. Po czterdzieści tysięcy za każdy cotygodniowy „spicz”.[ii] Mniejsza o majątek Jakuba W. Trudno zazdrościć pieniędzy, które cuchną kałem. Ale dobrze wiedzieć, na ile kierownictwo TVN wyceniło trud zbrukania polskiej flagi. Za jaka cenę ludzie gotowi są sprzedać świętości.
„- Przecież nie będzie sprzedawał się za trzydzieści srebrników!” - usłyszałem opinię o Wojewódzkim. Fakt - inflacja...
Odrażający, brudni, źli...
Ledwo ucichł szum, jaki wytworzył wokół siebie Wojewódzki, a w mediach rozpętała się wrzawa wokół scenariusza filmu „Tajemnica Westerplatte”, którego premiera miała upamiętnić zbliżającą się 60. rocznicę napaści Niemiec na Polskę.
W ostatnim czasie światowe kino wojenne przeżywa swój kolejny renesans. Powstają dziesiątki wysokobudżetowych filmów, których twórcy opiewają chwałę przeszłości i męstwo swych rodaków. Oczywiście w awangardzie kroczy tu Ameryka, ze swym filmowym imperium (z obrazów nakręconych na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat wymieńmy tytułem przykładu „Szeregowca Ryana”, „Pearl Harbour”, „Sztandar chwały”, „Listy z Iwo Jimy” traktujące o różnych epizodach z pół bitewnych II wojny światowej, „Byliśmy żołnierzami” o pierwszej większej bitwie stoczonej przez Amerykanów w Wietnamie, czy znakomity „Helikopter w ogniu” o interwencji w Somalii). Warto wspomnieć również interesujące produkcje rosyjskie (przejmujący realizmem „Karny batalion” o czasach Wojny Ojczyźnianej, czy „9 kompanię” o „internacjonalistycznej misji” w Afganistanie). Czesi zobrazowali wojenne przewagi swych pilotów w „Ciemnoniebieskim świcie”, zamierzają również oddać cześć czeskim obrońcom Tobruku („Tobruk”). Australijczycy przypomnieli heroizm swoich oddziałów w dramacie „Kokoda”, a Japończycy uwiecznili bohaterstwo marynarzy Cesarstwa w „Yamato”...
Tymczasem we współczesnej Polsce, co musi zdumiewać, kino wojenne traktowane jest po macoszemu. Wypada wreszcie powiedzieć głośno niewygodną, dla wielu szokującą prawdę – najwybitniejsze polskie filmy wojenne i historyczne powstały w epoce PRL, pomimo komunistycznej cenzury i nachalnej propagandy. Przez dwie dekady, licząc od momentu odzyskania przez Polskę suwerenności, nie nakręcono ani jednego (!) porządnego obrazu batalistycznego, ilustrującego męstwo żołnierza polskiego na którymkolwiek z frontów II wojny światowej. Trudno powstrzymać się od gorzkiej uwagi, iż dla wielu artystów komunistyczna cenzura stanowiła wygodne alibi, prawdziwy listek figowy skrywający twórczą niemoc.
Okazało się jednak, że milczenie filmowców o przewagach polskiego oręża nie jest jeszcze sytuacja najgorszą. Niejaki Paweł Chochlew, szerzej nieznany sługa X Muzy, postanowił „unieśmiertelnić” obrońców składnicy na Westerplatte. Tyle, że zamierzał uczynić to w sposób nader osobliwy.
Scenariusz „Tajemnicy Westerplatte” wzbudził entuzjazm grona tzw. ekspertów (wśród których figurowało nazwisko m.in. byłej minister kultury Izabeli Cywińskiej). Jak wyjaśniła p. Anna Godzisz , rzeczniczka prasowa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej: „Scenariusz zapowiada dobre kino. [...] jego wielką wartością jest jego przesłanie.” [iii] Paweł Chochlew miał otrzymać do swej reżyserskiej dyspozycji pokaźny budżet w wysokości 14 milionów złotych (ktoś okazał zadziwiającą hojność człowiekowi, który jak dotąd samodzielnym reżyserowaniem filmów się nie skalał).
Sielankę zakłóciła wszędobylska prasa. Ujawnione fragmenty scenariusza wywołały szok. Wedle wizji Pawła Chochlewa faktyczny dowódca obrony Westerplatte, kapitan Franciszek Dąbrowski, był typem psychopaty, stale wygrażającym podwładnym pistoletem. Swoją wojnę prowadzić miał z flaszką wódki w dłoni (często chłepcząc gorzałę „z gwinta”). Filmowi żołnierze polscy to istna banda żuli - zapijaczonych, liżących pornograficzne zdjęcia, okładających się nawzajem pięściami, oddających mocz na portret Naczelnego Wodza.[iv]
Na szczęście nie wszyscy podzielili zachwyt eks-ministerki Cywińskiej co do przesłania nowatorskiego scenariusza. Andrzej Nowak, redaktor naczelny „Arcanów”, nie pozostawił suchej nitki na „brutalnych, chamskich i głupich prowokacjach, jakich przykładem może być film o pijanych westerplatczykach.”
Na pytanie dziennikarza „Rzeczpospolitej”, skąd właściwie bierze się u młodych twórców taki zapał w ośmieszaniu symboli narodowych, Nowak punktował celnie:
„ - To pokłosie bardzo mocno propagowanej w ostatnich latach arcykrytycznej postawy wobec polskiej tradycji i mitologii narodowej. Czołowe ośrodki opiniotwórcze III RP z uporem namawiały do podważania, do
Scenariusz Chochlewa wieńczyło odwołanie do słów Jana Pawła II: „Każdy z nas ma swoje Westerplatte.”, co w tym kontekście zabrzmiało jak szyderstwo. Może jednak warto w tym miejscu zadać pytanie – jakie Westerplatte nosi w sobie Paweł Chochlew?
Hołdy biczowników
Przed wyborami prezydenckimi w 2000 r. ujawniono publicznie, że osobnik pełniący obowiązki prezydenta Rzeczypospolitej pojawił się pod wpływem alkoholu na oficjalnych uroczystościach ku czci polskich oficerów zamordowanych w Charkowie.[vi] Wydawało się, że polityczna kariera tego człowieka właśnie dobiegła końca. Tymczasem demokratyczna większość Polaków okazała zrozumienie dla tej „chwili słabości”, i zapewniła „Olkowi” reelekcję. Był to wyrazisty sygnał, jak potężna część narodu wzięła rozbrat z tradycją (oraz z poczuciem przyzwoitości). Bliski ich sercom okazał się były komunistyczny aparatczyk, słaniający się w pijanym widzie nad mogiłami ofiar czerwonego terroru, do tego wielokrotnie przyłapany na kłamstwach, ale za to „dobrze prezentujący się” w telewizyjnym okienku.
Oczywiście, przemiana świadomości milionów obywateli nie nastąpiła z dnia na dzień. Przedtem były długie lata pracy szemranych „autorytetów”, dysponujących potężnym zapleczem propagandowym. Miało się wrażenie, że rodzime media opanowali przedstawiciele sekty biczowników, bezlitośnie chłoszczący naród polski za domniemane zbrodnie. Niezorientowana publiczność była epatowana „sensacjami” z przeszłości – o „polskich pogromach”, „polskich kolaborantach”, „polskich mordercach”... Nawet ongisiejszą tragedię w kościele Św. Krzyża w Warszawie (1881), kiedy to podczas paniki stratowano szereg osób uczestniczących w nabożeństwie, próbowano przedstawić jako... zbiorowy mord na 30 Żydach.[vii]
Niekiedy nieznajomość historii połączona z chęcią nadskakiwania obcym prowadziła do zdarzeń z pogranicza tragifarsy. Oto w czerwcu 2002 r. tarnowscy radni miejscy zabronili wzniesienia Pomnika Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów. Słyszało się wtedy opinie, z ust polityków i tzw. zwykłych ludzi, że byłby to „pomnik niezgody”, który by „obrażał uczucia Ukraińców”, tudzież „nadszarpnął nasze dobrosąsiedzkie stosunki z Ukrainą”, że „nie wolno tak jątrzyć”, ani „rozdrapywać starych ran”... Trzy miesiące później ci sami radni Tarnowa pozytywnie zaopiniowali projekt monumentu, upamiętniającego ofiary zamachów terrorystycznych w Nowym Jorku i Waszyngtonie...[viii]
Wyjątkową oryginalnością zabłysnęli politycy z toruńskiej Platformy Obywatelskiej. Wyartykułowali oni pomysł wzniesienia monumentów ku czci... mistrzów krzyżackich Hermana von Salzy i Hermana Balka. „- Toruń zawsze był fajnym przykładem miasta wielokulturowego. Dlaczego tymi pomnikami tego nie podkreślić?” – entuzjazmował się poseł PO Tomasz Lenz.[ix]
Z kolei podczas wizyty prezydenta Azerbejdżanu w Polsce w 2005 r., odsłonił on uroczyście, wespół z prezydentem Warszawy, tablicę pamiątkową ku czci swoich rodaków, poległych m.in. „na barykadach Powstania Warszawskiego”. Wśród starych warszawiaków zapanowała konsternacja, gdyż zapamiętali oni z Powstania tylko jedną formację azerską – Aserbeidschanische Feld Bataillon I/111 „Dönmec” - podporządkowaną osławionemu Oskarowi Dirlewangerowi, odpowiedzialną m.in. za rzeź ludności cywilnej na ul. Inflackiej.[x]
Nie od rzeczy jest przypomnieć, że w urzędowych planach co najmniej kilku naszych miast figurowała bądź nadal figuruje Ulica Obrońców [sic!] Monte Cassino. Tak oto wyborowe oddziały Hitlera, „Zielone Diabły” z 1st Fallschirmjaeger Division, broniące zawzięcie klasztornego wzgórza przed Polakami i pozostałymi aliantami, doczekały się w naszym kraju uhonorowania![xi]
Korzenie
Przykłady atakowania tradycji, religii i patriotyzmu w mediach można by wymieniać w nieskończoność. Można przywoływać tu postacie polityków, gotowych za worek „eurosów” przehandlować Polskę, i jeszcze pięknie to uzasadnić – że to niby dla jej dobra i pomyślnego rozwoju! Można wspomnieć również telewizyjnych ekspertów, którzy tłumaczyli nam uczenie, że po integracji Polski z Unią Europejską wprawdzie zdrożeje żywność i paliwo, ale za to stanieją bilety lotnicze i wódka, więc statystyczny Polak na tym interesie (tj. anschlussie jego Ojczyzny przez UE) „obiektywnie” zarobi. Dalej, tak zwanych artystów z pomysłami rodem z porno-shopu. I jeszcze pewną firmę odzieżową reklamującą swój asortyment za pomocą szyderstw z dziewictwa. Oraz producenta „energy drinka”, co w swojej reklamie wyśmiewa Świętą Rodzinę... Itd.
„Żeby zniszczyć naród, trzeba najpierw podciąć jego korzenie” – napisał Aleksander Sołżenicyn.[xii] Można odnieść wrażenie, że przywołany na wstępie biało-czerwony sztandar – ów „opatrunek”, „dokument rany”, będący dla nas pamiątką, a zarazem morałem i długiem – coraz częściej staje się krzyczącym wyrzutem sumienia.
„Historia jest zagracona szczątkami narodów, które odwróciły się od Boga i umarły.”[xiii]
[i] http://pl.youtube.com/watch?v=o9i9aOb9NKQ&feature=related (wszystkie cytaty z internetu na podstawie połączeń w dn. 26.X.2008 r.).
[iii] R. Wojciechowska, Tchórze i pijacy z Westerplatte – obrazoburczy film o obrońcach polskości w Gdańsku?, „Polska – Dziennik Bałtycki” z 27.VIII.2008 r., http://gdansk.naszemiasto.pl/wydarzenia/890511.html
[iv] Tamże. Zob. też: Ujawniamy scenariusz filmu o Westerplatte, „Dziennik” z 8.IX.2008 r., http://www.dziennik.pl/kultura/article233738/Ujawniamy_scenariusz_filmu_o_Westerplatte.html, Wyrostkiewicz R.W., Jako pierwsi i jedyni ujawniamy scenariusz „Tajemnicy Westerplatte”, „Najwyższy Czas!” z 10.X.2008 r., http://nczas.com/wazne/jako-jedynie-i-pierwsi-publikujemy-scenariusz-â??tajemnicy-westerplatte%C3%A2??/?show=gallery
[v] Radziejewski B., Żałosne popłuczyny po Mrożku, „Rzeczpospolita” z 27.VIII.2008 r., http://www.rp.pl/artykul/153227,182049_Zalosne_popluczyny_po_Mrozku.html
[vii] Żyndul J., Zajścia antyżydowskie w Polsce w latach 1935-1937, Warszawa 1994, s. 8. Por. Gontarczyk P., Pogrom? Zajścia polsko-żydowskie w Przytyku 9 marca 1936 r. Mity, Fakty, Dokumenty, Biała Podlaska – Pruszków 2000, s. 14.
[viii] Solak A., Pomnikowi radni, „Nowa Myśl Polska” z 27.X.2002 r.
[ix] Waloch N., Giedrys G., Albośmy to jacy tacy... Kryżacy, „Gazeta Wyborcza - Duży Format” z 29.I.2008 r., http://wyborcza.pl/1,76842,4877042.html?as=2&ias=2&startsz=x
[x] Gdański J.W., Zapomniani żołnierze Hitlera, Warszawa 2005, s. 182, 218.
[xii] Buchanan P.J., Śmierć Zachodu, tłum. Konik D., Morka J., Przybył J., Wrocław 2005, s. 227.
[xiii] Tamże, s. 259
„Cywilizacja” 27/2008
Andrzej Solak
http://cristeros1.w.interia.pl/crist/cywilizacja/dokument_rany.htm
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz