O godz. 20.00 rozpoczęła się Wigilia na Krakowskim Przedmieściu. Nikt z Obrońców tam w Warszawie nie jest sam. A jest ich ponad 40 osób. Atmosfera wśród studentów UŚpK jest radosna, świąteczna, podniosła.
Są dwa Krzyże, jeden duży drewniany, ten montowany co dnia i drugi z figurą Pana Jezusa, z różańcem podarowanym przez jedną z internetowych obrończyń Krzyża, ustawiony przy rozłożonym świątecznym stole w ten sposób, że zajmuje przy nim centralne miejsce i jest głównym „gościem”.
Hortensja podeszła z opłatkiem do policjantów, ale ci odmówili twierdząc, że nie mogą. Jakież to proste….. Nie mogę, nie chcę i kłopot z głowy, nie trzeba się dzielić, po prostu służbowo i tyle…. Dziś jest też na Krakowskim choinka, a na niej szarfa z trzema wymownymi słowami „Wiara, Nadzieja, Miłość”. Jest też ustawiona szopka.
Zaraz po 20.00 było dzielenie się opłatkiem, składanie życzeń, przemawiał Darek Wernicki. Z płyty słuchano kolęd śpiewanych przez dzieci. Tuż przed 21.00 zadzwonił Ojciec Jerzy, który zresztą dziś dzwonił dwa razy z błogosławieństwem, bał się, że nie zdąży, gdyż o 22.00 już odprawia jedną z Pasterek pod samą granicą.
O 21.00 był Apel Jasnogórski z Częstochowy, po Apelu odmówiono jeden dziesiątek różańca świętego – tajemnicę III radosną „Narodzenie Pana Jezusa”. Znów wybrzmiały kolędy – tym razem śpiewane przez samych studentów tego Uniwersytetu Świętości, śpiewali oni „Do szopy hej pasterze” oraz „Mędrcy świata”.
Później znów zadzwonił Ojciec Jerzy udzielając drugi raz błogosławieństwa. Niektórzy z Obrońców twierdzą, że to ich najpiękniejsza Wigilia w życiu, Wigilia pełna atmosfery miłości, przyjaźni, serdeczności, słychać, że jest tam wspaniale, że wszyscy czują się potrzebni, kochani, że stanowią jakąś jedność, rodzinę, że są sobie nawzajem potrzebni i że razem mogą dużo więcej. Cieszę się za nich. Są dziś tacy szczęśliwi …. Pamiętają o każdym, słyszałam, jak składali życzenia przechodniom, odkrzykiwali serdeczne słowa do obcych przechodzących ludzi. Mi też je złożyli …. Po prostu jest to święta noc oczekiwania na Cud Narodzenia, pełna u nich cudów i świętości oraz miłości do bliźniego. Nikt z Nich nie czuje dziś odrzucenia, samotności …. Wszyscy są radośni, serdeczni, mili. I niech tak będzie u Nich zawsze.
++++++++++++++++++
ANEKS.
Z księdzem Stanisławem Małkowskim rozmawiają Tomasz Sommer i Rafał Pazio.
Rozmawiamy z Księdzem także w kontekście Bożego Narodzenia. Czy Ksiądz rozpatruje obecną sytuację polityczną w Polsce w odniesieniu do wydarzeń związanych z historią Zbawienia?
Ksiądz Jerzy Popiełuszko mawiał, że dramat ewangeliczny trwa, tylko zmieniają się twarze i nazwiska. W roli Heroda widziałbym prezydenta Bronisława Komorowskiego. Wiązałbym to ze współczesną rzezią niewiniątek. Dziś taką rzezią jest in vitro czy zamach smoleński.
Trudno określać niewiniątkami tych, którzy zginęli w Smoleńsku.
W tym wypadku były to niewiniątka.
Bardzo mocne słowa związane ze Smoleńskiem. W kilku wypowiedziach Ksiądz mówi o zamachu, o drugim Katyniu. Skąd u Księdza taka pewność i przekonanie?
Jestem przekonany, że był to zamach przygotowywany przez kilka miesięcy, zaplanowany i precyzyjnie przeprowadzony przy współudziale trzech czynników: wewnętrznego i zewnętrznych – wschodniego i zachodniego. Zamach, z którego korzyści wyprowadzono w sposób błyskawiczny, w taki, który wskazuje, że działanie Platformy Obywatelskiej było zaplanowane, przygotowane i przewidywane.
A jaki argument Księdza ostatecznie przekonuje?
Bardzo wiele faktów świadczy o matactwie obu czynników – rosyjskiego i polskiego – oraz o braku zainteresowania ważnych czynników zachodnich. Jeżeli zastosujemy taką prostą łacińską zasadę, że „ten uczynił, komu przyniosło korzyść”, w oczywisty sposób zniszczenie tych ludzi przynosi korzyść sojuszowi rosyjsko-niemieckiemu oraz międzynarodowej masonerii, która dąży do zniszczenia Polski katolickiej. Ci, którzy zginęli, w jakiejś mierze byli rzecznikami Polski suwerennej. Ich pragnienie, aby zaznaczyć swoją obecność w Katyniu i upomnieć się o pamięć i prawdę, nadaje szczególną rangę ich ofierze.
Według Księdza, znajdujemy się w dramatycznej sytuacji. Przed 1989 rokiem mieliśmy przyjaciół na Zachodzie, przeciw ZSRS. Dziś zostaliśmy sami.
Motywacje tych przyjaciół były różne. Wydaje mi się, że ci wszyscy przywódcy zachodni, łącznie z czołówką europejskiej masonerii, traktowali Polskę albo życzliwie i przyjaźnie, albo instrumentalnie po to, żeby dokonać transformacji systemu komunistycznego. Chodziło o rozkład Związku Sowieckiego. W tej chwili Polska nie jest im do niczego potrzebna. Wręcz przeciwnie – jest przeszkodą na drodze do budowania systemu globalistycznego, superpaństwa światowego i systemu socjalistycznej Unii Europejskiej.
Ksiądz przewodniczył modlitwom pod krzyżem stojącym przy Pałacu Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu. Pojawiło się takie zdanie, że gdyby żył ks. Jerzy Popiełuszko, też by tam stał z ludźmi.
Chyba ksiądz Tadeusz Zaleski coś takiego napisał.
Czy to oznacza, że dobry patriota to martwy patriota?
W dalszym ciągu zbiera się tam grupa kilkudziesięciu osób. Modlitwy prowadzi ks. Jacek Bałemba, salezjanin, który przyjeżdża z Łomianek. Zwykle też koncelebruję Mszę świętą w katedrze, odprawianą 10. dnia każdego miesiąca.
A dlaczego Ksiądz w ogóle włączył się w ten ruch, który oceniany jest dwuznacznie?
Dla mnie ta sprawa jest jednoznaczna. Sprawa obrony krzyża w miejscu publicznym, w tym właśnie miejscu, postawionego po to, żeby uczcić pamięć tych, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej. A przecież krzyż to znak wiary w zwycięstwo dobra nad złem mocą ofiary Chrystusa. Krzyż to znak obrony Polski. Ksiądz Jerzy Popiełuszko trzymał krzyż w ręku na zakończenie każdej Mszy świętej za Ojczyznę. Widział w krzyżu znak ocalenia Polski. Robił tak również ks. Ignacy Skorupka. Z krzyżem w ręku szedł przeciwko bolszewikom i zginął. Tu znów mamy znak obrony obecności i królowania Chrystusa w życiu społecznym. Krzyż w miejscach publicznych jest znakiem obecności Chrystusa w życiu społecznym. Mnie bardzo zależy na tym, żeby przez intronizację Jezusa na króla Polski potwierdzić obecność Chrystusa w życiu społecznym w naszej Ojczyźnie. Dlatego tak ważny jest krzyż w miejscu publicznym, upamiętniający zamach na przedstawicieli polskiej elity patriotycznej. Siły polityczne, które mogłyby bronić Polski, są niewystarczające, żeby obalić władzę Platformy, która dąży do systemu totalitarnego w naszej Ojczyźnie. Opozycja polityczna jest zbyt słaba, żeby można było w niej pokładać całą nadzieje. Dlatego trzeba się odwołać do władzy najwyższej, a jest nią Chrystus Król.
Kto ma dokonać intronizacji?
Zgodnie z informacją przekazaną Rozalii, Celakównie intronizacji ma dokonać władza kościelna i państwowa. Jedna i druga tego nie chce. Poza tym w przypadku Platformy byłby to znak obłudy.
Więc kto? PiS? Przecież to Lech Kaczyński podpisał traktat lizboński, a Jarosław Kaczyński głosował „za”. To był akt przeciw suwerenności.
Lech Kaczyński podpisał, ale sądząc po następujących wydarzeniach, w ocenie przeciwników Polski jego ustępstwa były niewystarczające.
Gdyby nie podpisał traktatu, można by powiedzieć, że bronił Polski.
Václav Klaus też podpisał, chociaż w trochę lepszym stylu.
Czyli cała ta klasa polityczna podobnie postępuje.
Tak, ale trzeba rozróżnić ludzi o postawie agenturalnej, antypaństwowej, antynarodowej i ludzi, którzy pewnej słabości w ważnych kwestiach ulegli, ale troski o dobro Polski, narodu i państwa odmówić im nie można. Gotowi są w pewnej mierze Polski bronić. Zdaję sobie sprawę, że wielu polityków opozycyjnych formacji budzi kontrowersje. Często ufamy ludziom, którym ufać nie należało. Często otaczamy się ludźmi, wobec których nie mamy rozeznania. Każdemu może się zdarzyć, że się poparzy. Dziś nie ma innej alternatywy jak PiS i PO. Dlatego zerkam na PiS. Są pewni ludzie, z którymi wiążę nadzieję co do ich postawy.
A jak Ksiądz podchodzi do postawy hierarchów Kościoła wobec takich wypowiedzi? Podnoszona była kwestia, że Ksiądz nie powinien formułować wypowiedzi politycznych.
Postawy polskich biskupów są zróżnicowane. Są biskupi, którzy chcą bronić krzyża, także tego krzyża przed Pałacem Prezydenckim. Są biskupi, którzy z przyczyn politycznych, gdyż są politycznie związani z władzami, nie chcą zaogniać stosunków z państwem takim, jakie jest, rządzonym przez Platformę. Przy czym Platforma może dać Kościołowi pewne doraźne korzyści w zamian za spokój w sprawach zasadniczych.
Jakie korzyści?
Nawet towarzyskie. Są biskupi, którzy lubią kontakty przyjacielskie i towarzyskie z przedstawicielami władzy. A przy tym przedstawiciele władzy w sensie materialnym czy politycznym mogą Kościołowi okazać swoją przychylność. Ale do czasu. Kiedy zniszczą opozycję, władza weźmie się za Kościół.
Ksiądz ma od początku lat 80 XX. wieku problemy z hierarchią…
Nawet bardziej dotkliwe teraz niż wtedy. Miałem większe możliwości głoszenia kazań, homilii, rekolekcji w latach 80. niż teraz.
Z czego to wynika?
Z tego, że byli wtedy księża, którzy nie akceptowali systemu komunistycznego, którzy wspierali takiego pionka jak ja, zapraszali mnie, umożliwiali głoszenie kazań czy rekolekcji. Mówili „ksiądz ryzykuje, ja ryzykuję, ale tak trzeba”. Tu chodziło o Polskę i prawdę. Tych księży nie było wielu, ale byli – i to znaczący. Miałem w nich oparcie, tak jak ksiądz Jerzy Popiełuszko miał oparcie w prałacie Teofilu Boguckim. Po 1989 roku było jednak coraz gorzej. Ze strony Kościoła pojawiła się zgoda na demokrację. Pojawił się także szantaż, że Kościół nie powinien się mieszać do polityki. Wielu duchownych ten szantaż potraktowało poważnie. Pozostawiono ludziom dowolność wyboru takich czy innych władz, a gdy ludzie źle wybrali, wzruszano ramionami. Kościół uznał, że z wybranymi przez Polaków politykami trzeba się jakoś układać. Uznano, że na walce Kościół straci. Kiedyś komunę traktowano jako pewną całość, którą trzeba pokonać. Gdy przyszła tzw. demokracja, wtedy wielu duchownych uznało, że nowy ustrój ma swoje reguły, którym trzeba się podporządkować.
Ale Księdza poglądy również powinny pasować do tego modelu demokracji.
Tu mamy pewną niekonsekwencję. Moje poglądy są uważane za antydemokratyczne. Niektórzy przedstawiciele Kościoła ulegają demokratycznemu dogmatowi, który jest dyktaturą relatywizmu. A Kościół potępia dyktaturę relatywizmu. Nie dostrzega się, że ludzie wybierają w demokratycznym głosowaniu rzeczników kłamstwa. Motywy decyzji demokratycznych bywają żenujące.
Ostatnio biskup Sławomir Żarski powiedział, że III RP została zbudowana na antywartościach, i musiał pożegnać się z funkcją ordynariusza polowego.
Można było powiedzieć o III Rzeczpospolitej jeszcze mocniej.
Ale jak się okazuje, nawet taka zdawkowa wypowiedź zaszkodziła biskupowi.
Właśnie.
A jak Ksiądz zareagował na obecność Wojciecha Jaruzelskiego u prezydenta Bronisława Komorowskiego?
Jeden wart drugiego. Komorowski to nowy Jaruzelski.
Ale Komorowski był opozycjonistą.
Może kiedyś był. Dobry człowiek może się zepsuć, a zły człowiek może się nawrócić. Trzeba się przyjrzeć tej przeszłości. Wielu ją miało. Zdarza się, że ktoś miał chlubną przeszłość, a dziś zachowuje się w sposób niechlubny. Bywa też odwrotnie. Bronisław Komorowski popiera in vitro, popiera aborcję w pewnych przypadkach, popiera WSI, które należy określić, jako organizację przestępczą. Chcę podkreślić także jego udział w zamachu smoleńskim.
W jaki sposób?
Szczucie, głoszenie pogardy i nienawiści wobec ludzi, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej. Były takie powiedzenia, które mogły zostać uznane za zapowiedź tego działania. Przygotowanie przemówienia, które miało być wygłoszone po katastrofie, przed katastrofą.
Teraz trudno to sprawdzić.
Ale chciałem jeszcze zwrócić uwagę na tę skwapliwość. Natychmiastowe skorzystanie z okazji do zajmowania stanowisk tych, którzy zginęli, rozpoczynając od samego siebie. To musiało być przygotowane, to nie było spontaniczne.
Gdyby szybko nie przejmował stanowisk, pojawiłyby się inne głosy krytyczne.
Nie jest to człowiek bystry i błyskotliwy. A w tym przypadku okazał się bardzo prędki.
Jakoś został prezydentem.
Ma umiejętność zagarniania władzy, którą wykorzystuje wiadomo w jaki sposób. Pierwszą decyzją było usunięcie krzyża.
Z drugiej strony jest człowiekiem o poglądach tradycyjnych. Z całą rodziną pojawia się na niedzielnych Mszach świętych.
To nie ma dla mnie żadnego znaczenia. W czasach, kiedy Pan Jezus chodził po ziemi, najpobożniejszymi ludźmi byli faryzeusze i uczeni w piśmie. I co z tej ich pobożności wyniknęło? Zabili pana Jezusa.
Pojawiła się informacja, że Księdza dotyczy zakaz głoszenia kazań jeszcze z okresu stanu wojennego.
Nigdy takiego zakazu nie było. Zakaz dotyczył księży rektorów i proboszczów, żeby po zamachu na ks. Jerzego Popiełuszkę nie umożliwiali mi głoszenia słowa w kościołach i kaplicach. Ja takiego dokumentu nie otrzymałem.
Dziś przedstawiciele hierarchów tłumaczą, że Ksiądz wypowiada się tak, jakby stan wojenny trwał.
Uważam, że stan wojenny trwa, tylko w innej formie. Jednocześnie uważam, że nie przekonam hierarchów.
Czy nie jest tak, że Ksiądz, jak to się mówi współcześnie, stanowi wizerunkowy problem Kościoła w Polsce?
Wytworzyła się taka atmosfera, że nikt mnie nie chciał i groziło mi bezrobocie. Pojawiło się przekonanie, że mam zakaz, co nie ma poparcia w dokumentach ani w konkretnych decyzjach.
Czy Ksiądz nie czuje się osamotniony w swojej walce?
Mamy wyraźną polityczną poprawność w Kościele. A dla polityki Platformy Obywatelskiej tacy księża jak ja są przeszkodą. Moje nadzieje zwracają się ku Panu Jezusowi. Obecni politycy opozycji, na przykład politycy PiS, mogą być tylko narzędziem, żeby zrealizować intronizację Chrystusa na króla Polski. Chyba że dojdzie do całkowitej zmiany w polskiej polityce. Ale takie przewidywanie nie do mnie należy i przekracza moje możliwości.
Czy jakieś święta Bożego Narodzenia szczególnie Ksiądz zapamiętał?
Dla mnie wszystkie są podobne. Uczestniczę w liturgii, sakramencie spowiedzi, raduję się z nawróceń. Są tacy, którzy chcą z pasterzami i królami złożyć hołd Chrystusowi, ale są też tacy, którzy naśladują Heroda.
Powiedział Ksiądz, że w Polsce, w przestrzeni duchowej, toczy się bój z szatanem. Czy dojdzie do jakiegoś przełomu?
Mam taką nadzieję. Znaki czasu odbieram jako światło nadziei. Czas przyspiesza i znaków jest coraz więcej. Jeśli zostaną właściwie zrozumiane, jeśli ludzkie sumienia się obudzą, to sprawy Polski nabiorą właściwego sensu i pójdą w dobrą stronę.
Dziękujemy za rozmowę.
Wigilijny wpis Księdza trochę mnie zadziwił i trochę ucieszył. Zdziwiłby pewnie każdego, kto ma jakieś staromodne wyobrażenie o zachowaniu katolickiego księdza w dniu wigilii Bożego Narodzenia. Myślę, że wypowiedź Księdza byłaby inna, nie tak rażąca, gdyby odsunąć ją na dni poświąteczne - z pewnością zyskany czas na jej przemyślenie byłby pożyteczny. Byłem wprawdzie gotów do natychmiastowej odpowiedzi, ale chwilę jednak odczekałem, aby lepiej ocenić to, co mnie ucieszyło.
Wydaje się, że wydobyłem z Księdza trochę prawdy o nim samym. Prawda warta jest wysiłku, mimo że byłem do tego kilkakrotnie zniechęcany przez ludzi, którzy twierdzą, że nie warto tracić czasu.
Ze strony ludzi, którzy nie mają argumentów, często spotyka się technikę, którą Ksiądz zastosował zarzucając mi emocje: "Pan nie potrafi oddzielić emocji od racjonalnego myślenia, a wtedy dyskusja staje się trudna.... ....Musi Pan panować nad emocjami, przestać przeinaczać fakty....." Innowacją Księdza w tej technice jest wyjątkowo impertynencki styl pouczeń, dla którego nie ma najmniejszego uzasadnienia. Tego nie będę szerzej tłumaczył, każdy może to sam ocenić.
Cały tekst Księdza właśnie wskazuje na wyjątkowe emocjonalne rozedrganie autora, a już szczególnie drastycznym przykładem jest cały passus ze wstępnej części rozpoczynający się od słów: " Za taką postawę w kraju anglosaskim straciłby Pan profesurę, bo tam, jak Pan wie, nie ma stałych synekur, dorobek naukowy i public outreach są oceniane na bieżąco..."
To jedno już jest dobrym przykładem, że Ksiądz często mówi, i mówi niezwykle dosadnie, na temat, co do którego zdaje się nie mieć nawet szczątkowej wiedzy, ma pewnie za to mocne podejrzenia. Także tego nie rozwinę, bo to Księdza ośmiesza, a impertynencje zniosę w pokorze. Jedno tylko zrobię; pokażę to kilku kolegom po fachu, także tym z "krajów anglosaskich", by nie myśleli, że do Polski nie dotarły nurty tzw. kościoła postępowego - w tym przypadku, księża o szczególnych pokładach pychy i arogancji.
Wytknę natomiast dwie sprawy, które wskazują na łatwość, z jaką Ksiądz mówi nieprawdę.
Już w pierwszym zdaniu Ksiądz pisze: "...wydaje mi się, że nie ma Pan racji w żadnej z przedstawianych spraw." W dalszej części tekstu przyznaje mi jednak Ksiądz rację w tym, co w istocie było głównym powodem polemiki, stwierdzając: ".....W cytowanym przez Pana fragmencie słowa sugerujące, że dany problem znam z konfesjonału, jest niefortunne, w pełni się z tym zgadzam, wpis usunę,...." . Dalsze tłumaczenie się z tej sprawy przez Księdza nie zmienia faktu, że było to niefortunne. W końcu nie ja jeden zwróciłem na to uwagę. Ciekawe jest jednak to, co wydaje mi się jeszcze bardziej niefortunne, mianowicie ten mały dodatek: "...wpis usunę". To bardzo wiele mówi o generalnym podejściu Księdza do prawdy. Można coś powiedzieć publicznie, może się coś wypsnąć, ...potem się najwyżej usunie i nikt nie udowodni, że coś takiego mówiłem.
Zwracam na to uwagę, bo już zauważyłem kilka takich zachowań Księdza, gdy usuwane były wpisy Księdza po kilku bardzo krytycznych reakcjach. "Com napisał, napisałem!" - to jest właściwe zachowanie w szacunku dla prawdy. Niejeden by dzisiaj chętnie wymazał swe wypowiedzi sprzed lat, a niektórzy zwłaszcza sprzed kilkudziesięciu lat.