WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
piątek, 2 grudnia 2011
P A P A Ł A R.i.P. STORY * POkłosie
OUVERTURE.
Żeby wszystko było jasne - nie chcę tutaj nikogo zachęcać do stosowania przemocy. Wręcz przeciwnie - sprzeciwiając się jej chcę pokazać jej genezę, a zwłaszcza źródło, którym jest Donald T
Dlaczego Donald T ominie Zieloną Górę, która była zaplanowana w trasie "tuskobusu"?
Bo tam by mu powiedzieli, że dwie policjantki niewinnie DOSTAŁY ZA NIEGO!!!
Dlaczego postawił znak równości
pomiędzy KIBICEM chcącym upamiętnić transparentem np. 17 września,
a BANDYTĄ wbiegającym na płytę i kopiącym operatorkę kamery?
Przecież ci pierwsi, gdyby Tusk sam nie niszczył ich autorytetu, mogliby właśnie w takich kryzysowych sytuacjach powstrzymywać tych drugich.
Po jaką ch...rę prowokował kibiców!
Miał nauczkę po śmierci Stańczaka z rąk porywaczy, że nie wszyscy na świecie są cierpliwi, jak "moherowe berety", że nie każdy nadstawi drugi policzek.
POpulistyczna wojna z kibicami tak rozgrzała emocje, że gdy rozeszła się wiadomość "policja rozjechała jednego z naszych", wówczas doszło do eksplozji.
Wściekły i rozżalony tłum poczuł, że nie są traktowani jak ludzie i zaatakował tych, którzy byli dla nich uosobieniem upodlającego ich systemu - Policję.
DONALD MA, CZEGO CHCIAŁ!
Tylko szkoda dwóch dziewczyn, które zapłaciły za to zdrowiem i ludzi, co stracili samochody, witryny sklepów itp...
...
Wyobraźmy sobie taką oto sytuację. Wyjątkowo bezczelny chuligan (Tusk) przychodzi regularnie do ZOO drażnić lwy (kibice). Rzuca w nie kamieniami, wali metalową rurą po prętach klatki, dźga na odległość... Dlaczego? Bo w ten sposób popisuje się przed kolegami (wyborcy), którzy mają to odczytać jako wyraz odwagi, zdecydowania, męstwa. W końcu większość z nich boi się lwów, a niewielu potrafi zdobyć się na taki wysiłek intelektualny, żeby zauważyć, że lwy, to nie tylko bezlitośni zabójcy, ale także piękne zwierzęta, które od tysiącleci koegzystują na tej planecie z ludźmi coś do jej piękna wnosząc (zorganizowane grupy kibiców z ich patriotyzmem lokalnym i krajowym). Samce lwów (przywódcy grup kibicowskich, mający pozytywny autorytet) próbowały rykiem załatwić sprawę tak, aby zarówno one, jak i ów chłoptaś walący rurką w kraty mogli wyjść z twarzą (pokojowe protesty, rozmowy). Jednak nie dość, że ów chłoptaś poczuł się jeszcze bardziej rozzuchwalony, to dołączył do niego drugi, jeszcze gorszy (Sikorski), który aktywnie dołączył do drażnienia i upokarzania królewskich zwierząt. Aż tu nagle zdarzył się wypadek. Trójka dzieci, których czujność przyćmiło bezczelne zachowanie chuliganów, zbliżyła się za bardzo do klatki. Gdy jeden z nich niechcący ugodził lwa w czułe miejsce (śmiertelne potrącenie kibica nieoznakowanym radiowozem) lwy zaatakowały, tak jak umiały. Ten, który ugodził zdążył odskoczyć, ale dwie inne dziewczynki dostały solidnie pazurami (poszkodowane policjantki). Oczywiście chuligani nie przyznali się do winy, tylko obarczyli nią pracowników ZOO, którzy karmili lwy, troszczyli się o nie jednocześnie wymagając od nich przestrzegania pewnych zasad i ostrzegali niegrzecznych chłopców, aby lwów nie drażnić (Tusk obarcza winą za zamieszki polityków PiS).
To taka mała bajeczka, z chyba dość oczywistym morałem.
To Donald Tusk i Radosław Sikorski podgrzewali atmosferę inwektywami rzucanymi pod adresem kibiców.
Sytuacja przypomina wcześniejsze podgrzewanie emocji, które w rezultacie doprowadziło najpierw do Smoleńska, a następnie do mordu łódzkiego. Jarosław Kaczyński w kampanii prezydenckiej bardzo trafnie określił to słowami "ci panowie już raz bawili się zapałkami i doprowadzili do nieszczęścia".
Takie granie negatywnymi emocjami, a zwłaszcza stereotypami, uprzedzeniami, lękami i nienawiścią, jest niebezpieczne, skrajnie nieodpowiedzialne i musi być stanowczo potępione!
Niestety jest to środek, po który platforma zawsze (po dłuższym lub krótszym udawaniu kampanii pozytywnej) ostateczne sięga. Najlepszym tego przykładem jest najnowszy spot PO. Co więcej, zawsze po niego sięgała. Platforma bez wroga publicznego, a nawet całej plejady wrogów nie istnieje. Przypomnijmy tylko historię tej kadencji: wojna z hazardem, wojna z dopalaczami, wojna z "kibolami", a wszystko na tle permanentnej wojny z PiS-em, a wcześniej dodatkowo z Prezydentem RP. Wczoraj wrogami byli właściciele barów z "jednorękimi bandytami" (przy jednoczesnych zmianach w prawie faworyzujących wielkie kasyna Rysia & company), jutro mogą być właściciele barów bez jednorękich bandytów, wczoraj byli to właściciele sklepów z "dopalaczami" (przy jednoczesnym przeforsowaniu ustawy znacznie ułatwiającej życie dilerom "tradycyjnych" narkotyków - jeśli zostaną schwytani z niewielką ilością "towaru", adwokat wytłumaczy, że to na "własne potrzeby" i sąd odstąpi od karania), jutro równie dobrze mogą to być właściciele sex-shopów, jak i sklepów z dewocjonaliami. Kto jutro zastąpi "kiboli"? Było już straszenie pedofilami, pod którą to grupę Tusk przy forsowaniu ustawy cenzurującej internet próbował podstawić... internautów... w tym takich blogerów, jak ja!!! A fuj!!! Pedofilia??? Ja nawet na pederastów mam uczulenie, nie mówiąc o zboczeńcach, co od kobiety z pięknymi piersiami wolą dzieci!!! Ble... niedobrze mi się robi!!!
Skoro więc Tusk nie tylko postawił znak równości pomiędzy
KIBICEM kochającym swoją drużynę i dbającym o jej dobre imię, kochającym swoją lokalną społeczność i swoją ojczyznę (transparenty dla uczczenia np. 17 września) i troszczącym się o to, aby rozwijała się w wolności i demokracji (domaganie się wolności słowa), a
BANDYTĄ wbiegającym na płytę boiska z zakrytą twarzą i kopiącym w plecy operatorkę kamery,
skoro próbował nawet postawić znak równości pomiędzy
BLOGGEREM poświęcającym swój wolny czas na twórczość służącą budowaniu wolności słowa i demokracji, a zwłaszcza jej podstawowego filaru - kontroli władzy, która przez oficjalne media została całkowicie zaniedbana, a
PEDOFILEM rozpowszechniającym w Internecie materiały z pornografią dziecięcą, mogącą prowokować innych pedofilów do zbrodni na niewinnych dzieciach,
to jest sprawą zupełnie bez znaczenia jak niewinnym, szanującym prawo, szlachetnym i wzorowym obywatelem dziś jesteś - JUTRO TO TY MOŻESZ BYĆ WROGIEM PUBLICZNYM NUMER 1, jeśli tylko Tuskowi będzie się opłacało postawić znak równości między Tobą, a jakąś inną grupą budzącą lęk lub oburzenie. Co więcej, nie ma znaczenia czy dziś jesteś POprawny POlitycznie, czy nie - przecież kibice niegdyś popierali kopiącego piłkę premiera, ale gdy Donald potrzebował świeżej krwi, natychmiast bez wahania urządził igrzyska z ich udziałem.
Troszkę odbiegłem od głównego tematu... Wracając do wątku odpowiedzialności za zamieszki po śmiertelnym potrąceniu kibica, należy przypomnieć, że Donald Tusk dostał już raz nauczkę, że nie wszystkich wolno bezkarnie obrażać. Gdy wracające z nart "Słońce Peru" wygłosiło buńczuczne przemówienie, że nie będzie żadnych ustępstw wobec porywaczy Roberta Stańczaka, następnego dnia dotarła wiadomość, że porywacze skrócili polskiego geofizyka o głowę. No tak, beztroski Donek świetnie zagrał twardziela w amerykańskim stylu, tylko zapomniał, że prezydent USA wygłasza takie przemówienia dopiero w momencie, gdy ofiary porwania odpoczywają już uwolnione bezpiecznie w swoim domu, a nie wcześniej. Dlaczego? Bo pakistański lub afgański terrorysta, to nie polski wyborca - jego nie można zwodzić czczymi obietnicami, a tym bardziej pluć mu w twarz, wmawiając, że powinien się obrazić na tego złego "Kaczora". Później potrzebna była gimnastyka typu "nie wykorzystujcie tej tragedii do celów politycznych", aby ludzie nie kojarzyli śmierci obywatela RP i głupoty premiera, którego sami wybrali. Nawiasem mówiąc, jak delikatne były ówczesne zabiegi propagandowe w porównaniu z tym praniem mózgu, jakie władza zaserwowała obywatelom najpierw po aferach hazardowej, stoczniowej i podsłuchowej, później po tragedii smoleńskiej, aż wreszcie po mordzie łódzkim, gdzie doszło do absurdów porównywalnych z obwinianiem Żydów za holocaust.
Tusk, nie bacząc na tamtą lekcję, poczuł się znów tak pewnie, że zapomniał o tym, że nie wszystkich można bezkarnie obrażać. W końcu nie wszyscy ludzie są tak cierpliwi, jak żelazny elektorat PiS, że można ich nazwać "moherowymi beretami", "bydłem", ich prezydenta "chamem" i "kurduplem", nawet ludzi, którzy w dzieciństwie byli kilka razy dziennie liczeni na podwórku przed lufą niemieckiego ciężkiego karabinu maszynowego (jak moja Mama w czasie Powstania Warszawskiego) porównać do faszystów, a ci tylko nadstawią drugi policzek, czekając cierpliwie z nadzieją, że żadna zbiorowa paranoja nie może trwać wiecznie, Pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy... Zapomniał, że nawet ci najbardziej cierpliwi, jak obrońcy krzyża, mogą się zacząć zachowywać agresywnie, gdy się ich oszuka, okradnie z godności, gdy się im odbierze ostatnią nadzieję...
Zacytuję słowa z mojego wczorajszego artykułu:
Ludzie, którzy przez system nie są traktowani jak ludzie rzucili się na innych ludzi, którzy dla nich w tym momencie przestali być ludźmi, tylko stali się funkcjonariuszami systemu.
Szczęście, że nikt więcej nie zginął!
Przypomnę, że na zachodzie podobne zamieszki niekiedy kończą się wrzuceniem do radiowozu petardy, która urywa policjantowi głowę.Trafnie wczoraj przewidywałem, że
Jak się okazało, przyjęto najprostszą i najbardziej bezczelną strategię - zrzucić winę na polityków PiS. Trolom internetowym, pomstującym na "hołotę" proponuję prosty eksperyment. Spróbuj drogi kolego potrącić jednego z gości wracających w grupie z wesela. I to nie ze skutkiem śmiertelnym tylko leciutko i nie radiowozem, tylko najlepiej wózkiem na zakupy z supermarketu. Gdy odzyskasz już przytomność w szpitalu, może odzyskasz wraz z nią odrobinę rozumu.
A cóż nam pozostaje? Po reakcjach na "debatę" (lub jak kto woli przesłuchanie) Kaczyński - Lis i na ostatni spot PO, który nawet w SLD wzbudził niesmak, możemy tym razem mieć nadzieję, że jak każdy przedawkowany narkotyk, tak i przesadzone dawki nienawiści i propagandy wzbudzą u wyborców odruch wymiotny.
Nie, to nie ponury żart ani Prima Aprilis. To niestety rzeczywistość. Ślady historii napotykamy na TVN Warszawa oraz na Wirtualnej Polsce. Tekst na WP jest właściwie tylko kopią. Wystarczy jednak tylko przeczytać wiadomość na TVN Warszawa i cała masa pierdół rzuca się w oczy.
Gdy wracające z nart "Słońce Peru" wygłosiło buńczuczne przemówienie, że nie będzie żadnych ustępstw wobec porywaczy Roberta Stańczaka, następnego dnia dotarła wiadomość, że porywacze skrócili polskiego geofizyka o głowę.
Żeby wszystko było jasne - nie chcę tutaj nikogo zachęcać do stosowania przemocy. Wręcz przeciwnie - sprzeciwiając się jej chcę pokazać jej genezę, a zwłaszcza źródło, którym jest Donald T
Dlaczego Donald T ominie Zieloną Górę, która była zaplanowana w trasie "tuskobusu"?
Bo tam by mu powiedzieli, że dwie policjantki niewinnie DOSTAŁY ZA NIEGO!!!
Dlaczego postawił znak równości
pomiędzy KIBICEM chcącym upamiętnić transparentem np. 17 września,
a BANDYTĄ wbiegającym na płytę i kopiącym operatorkę kamery?
Przecież ci pierwsi, gdyby Tusk sam nie niszczył ich autorytetu, mogliby właśnie w takich kryzysowych sytuacjach powstrzymywać tych drugich.
Po jaką ch...rę prowokował kibiców!
Miał nauczkę po śmierci Stańczaka z rąk porywaczy, że nie wszyscy na świecie są cierpliwi, jak "moherowe berety", że nie każdy nadstawi drugi policzek.
POpulistyczna wojna z kibicami tak rozgrzała emocje, że gdy rozeszła się wiadomość "policja rozjechała jednego z naszych", wówczas doszło do eksplozji.
Wściekły i rozżalony tłum poczuł, że nie są traktowani jak ludzie i zaatakował tych, którzy byli dla nich uosobieniem upodlającego ich systemu - Policję.
DONALD MA, CZEGO CHCIAŁ!
Tylko szkoda dwóch dziewczyn, które zapłaciły za to zdrowiem i ludzi, co stracili samochody, witryny sklepów itp...
...
Wyobraźmy sobie taką oto sytuację. Wyjątkowo bezczelny chuligan (Tusk) przychodzi regularnie do ZOO drażnić lwy (kibice). Rzuca w nie kamieniami, wali metalową rurą po prętach klatki, dźga na odległość... Dlaczego? Bo w ten sposób popisuje się przed kolegami (wyborcy), którzy mają to odczytać jako wyraz odwagi, zdecydowania, męstwa. W końcu większość z nich boi się lwów, a niewielu potrafi zdobyć się na taki wysiłek intelektualny, żeby zauważyć, że lwy, to nie tylko bezlitośni zabójcy, ale także piękne zwierzęta, które od tysiącleci koegzystują na tej planecie z ludźmi coś do jej piękna wnosząc (zorganizowane grupy kibiców z ich patriotyzmem lokalnym i krajowym). Samce lwów (przywódcy grup kibicowskich, mający pozytywny autorytet) próbowały rykiem załatwić sprawę tak, aby zarówno one, jak i ów chłoptaś walący rurką w kraty mogli wyjść z twarzą (pokojowe protesty, rozmowy). Jednak nie dość, że ów chłoptaś poczuł się jeszcze bardziej rozzuchwalony, to dołączył do niego drugi, jeszcze gorszy (Sikorski), który aktywnie dołączył do drażnienia i upokarzania królewskich zwierząt. Aż tu nagle zdarzył się wypadek. Trójka dzieci, których czujność przyćmiło bezczelne zachowanie chuliganów, zbliżyła się za bardzo do klatki. Gdy jeden z nich niechcący ugodził lwa w czułe miejsce (śmiertelne potrącenie kibica nieoznakowanym radiowozem) lwy zaatakowały, tak jak umiały. Ten, który ugodził zdążył odskoczyć, ale dwie inne dziewczynki dostały solidnie pazurami (poszkodowane policjantki). Oczywiście chuligani nie przyznali się do winy, tylko obarczyli nią pracowników ZOO, którzy karmili lwy, troszczyli się o nie jednocześnie wymagając od nich przestrzegania pewnych zasad i ostrzegali niegrzecznych chłopców, aby lwów nie drażnić (Tusk obarcza winą za zamieszki polityków PiS).
To taka mała bajeczka, z chyba dość oczywistym morałem.
To Donald Tusk i Radosław Sikorski podgrzewali atmosferę inwektywami rzucanymi pod adresem kibiców.
Sytuacja przypomina wcześniejsze podgrzewanie emocji, które w rezultacie doprowadziło najpierw do Smoleńska, a następnie do mordu łódzkiego. Jarosław Kaczyński w kampanii prezydenckiej bardzo trafnie określił to słowami "ci panowie już raz bawili się zapałkami i doprowadzili do nieszczęścia".
Takie granie negatywnymi emocjami, a zwłaszcza stereotypami, uprzedzeniami, lękami i nienawiścią, jest niebezpieczne, skrajnie nieodpowiedzialne i musi być stanowczo potępione!
Niestety jest to środek, po który platforma zawsze (po dłuższym lub krótszym udawaniu kampanii pozytywnej) ostateczne sięga. Najlepszym tego przykładem jest najnowszy spot PO. Co więcej, zawsze po niego sięgała. Platforma bez wroga publicznego, a nawet całej plejady wrogów nie istnieje. Przypomnijmy tylko historię tej kadencji: wojna z hazardem, wojna z dopalaczami, wojna z "kibolami", a wszystko na tle permanentnej wojny z PiS-em, a wcześniej dodatkowo z Prezydentem RP. Wczoraj wrogami byli właściciele barów z "jednorękimi bandytami" (przy jednoczesnych zmianach w prawie faworyzujących wielkie kasyna Rysia & company), jutro mogą być właściciele barów bez jednorękich bandytów, wczoraj byli to właściciele sklepów z "dopalaczami" (przy jednoczesnym przeforsowaniu ustawy znacznie ułatwiającej życie dilerom "tradycyjnych" narkotyków - jeśli zostaną schwytani z niewielką ilością "towaru", adwokat wytłumaczy, że to na "własne potrzeby" i sąd odstąpi od karania), jutro równie dobrze mogą to być właściciele sex-shopów, jak i sklepów z dewocjonaliami. Kto jutro zastąpi "kiboli"? Było już straszenie pedofilami, pod którą to grupę Tusk przy forsowaniu ustawy cenzurującej internet próbował podstawić... internautów... w tym takich blogerów, jak ja!!! A fuj!!! Pedofilia??? Ja nawet na pederastów mam uczulenie, nie mówiąc o zboczeńcach, co od kobiety z pięknymi piersiami wolą dzieci!!! Ble... niedobrze mi się robi!!!
Skoro więc Tusk nie tylko postawił znak równości pomiędzy
KIBICEM kochającym swoją drużynę i dbającym o jej dobre imię, kochającym swoją lokalną społeczność i swoją ojczyznę (transparenty dla uczczenia np. 17 września) i troszczącym się o to, aby rozwijała się w wolności i demokracji (domaganie się wolności słowa), a
BANDYTĄ wbiegającym na płytę boiska z zakrytą twarzą i kopiącym w plecy operatorkę kamery,
skoro próbował nawet postawić znak równości pomiędzy
BLOGGEREM poświęcającym swój wolny czas na twórczość służącą budowaniu wolności słowa i demokracji, a zwłaszcza jej podstawowego filaru - kontroli władzy, która przez oficjalne media została całkowicie zaniedbana, a
PEDOFILEM rozpowszechniającym w Internecie materiały z pornografią dziecięcą, mogącą prowokować innych pedofilów do zbrodni na niewinnych dzieciach,
to jest sprawą zupełnie bez znaczenia jak niewinnym, szanującym prawo, szlachetnym i wzorowym obywatelem dziś jesteś - JUTRO TO TY MOŻESZ BYĆ WROGIEM PUBLICZNYM NUMER 1, jeśli tylko Tuskowi będzie się opłacało postawić znak równości między Tobą, a jakąś inną grupą budzącą lęk lub oburzenie. Co więcej, nie ma znaczenia czy dziś jesteś POprawny POlitycznie, czy nie - przecież kibice niegdyś popierali kopiącego piłkę premiera, ale gdy Donald potrzebował świeżej krwi, natychmiast bez wahania urządził igrzyska z ich udziałem.
Troszkę odbiegłem od głównego tematu... Wracając do wątku odpowiedzialności za zamieszki po śmiertelnym potrąceniu kibica, należy przypomnieć, że Donald Tusk dostał już raz nauczkę, że nie wszystkich wolno bezkarnie obrażać. Gdy wracające z nart "Słońce Peru" wygłosiło buńczuczne przemówienie, że nie będzie żadnych ustępstw wobec porywaczy Roberta Stańczaka, następnego dnia dotarła wiadomość, że porywacze skrócili polskiego geofizyka o głowę. No tak, beztroski Donek świetnie zagrał twardziela w amerykańskim stylu, tylko zapomniał, że prezydent USA wygłasza takie przemówienia dopiero w momencie, gdy ofiary porwania odpoczywają już uwolnione bezpiecznie w swoim domu, a nie wcześniej. Dlaczego? Bo pakistański lub afgański terrorysta, to nie polski wyborca - jego nie można zwodzić czczymi obietnicami, a tym bardziej pluć mu w twarz, wmawiając, że powinien się obrazić na tego złego "Kaczora". Później potrzebna była gimnastyka typu "nie wykorzystujcie tej tragedii do celów politycznych", aby ludzie nie kojarzyli śmierci obywatela RP i głupoty premiera, którego sami wybrali. Nawiasem mówiąc, jak delikatne były ówczesne zabiegi propagandowe w porównaniu z tym praniem mózgu, jakie władza zaserwowała obywatelom najpierw po aferach hazardowej, stoczniowej i podsłuchowej, później po tragedii smoleńskiej, aż wreszcie po mordzie łódzkim, gdzie doszło do absurdów porównywalnych z obwinianiem Żydów za holocaust.
Tusk, nie bacząc na tamtą lekcję, poczuł się znów tak pewnie, że zapomniał o tym, że nie wszystkich można bezkarnie obrażać. W końcu nie wszyscy ludzie są tak cierpliwi, jak żelazny elektorat PiS, że można ich nazwać "moherowymi beretami", "bydłem", ich prezydenta "chamem" i "kurduplem", nawet ludzi, którzy w dzieciństwie byli kilka razy dziennie liczeni na podwórku przed lufą niemieckiego ciężkiego karabinu maszynowego (jak moja Mama w czasie Powstania Warszawskiego) porównać do faszystów, a ci tylko nadstawią drugi policzek, czekając cierpliwie z nadzieją, że żadna zbiorowa paranoja nie może trwać wiecznie, Pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy... Zapomniał, że nawet ci najbardziej cierpliwi, jak obrońcy krzyża, mogą się zacząć zachowywać agresywnie, gdy się ich oszuka, okradnie z godności, gdy się im odbierze ostatnią nadzieję...
Zacytuję słowa z mojego wczorajszego artykułu:
Cytat:
Podgrzewali atmosferę, zamykali stadiony, nasyłali Policję na kibiców za antyrządowe hasła, a tych, co domagali się wolności słowa, nazywali "bandyterką", "łysymi pałami", "pisowskimi bojówkami". Zakładając (nie wiem czy słusznie), że śmierć Kibica pod kołami radiowozu była tylko nieszczęśliwym wypadkiem, można powiedzieć z całą pewnością, że ranne policjantki, to kolejne ofiary "zabawy zapałkami" Tuska i Sikorskiego. Zdarzył się wypadek i tłum zareagował jak zareagował.Ludzie, którzy przez system nie są traktowani jak ludzie rzucili się na innych ludzi, którzy dla nich w tym momencie przestali być ludźmi, tylko stali się funkcjonariuszami systemu.
Szczęście, że nikt więcej nie zginął!
Przypomnę, że na zachodzie podobne zamieszki niekiedy kończą się wrzuceniem do radiowozu petardy, która urywa policjantowi głowę.
Cytat:
Teraz pewnie sztab propagandowy opracowuje strategię, jak tę tragedię przekuć w sukces Tuska, lub przynajmniej nie dopuścić do załamania sondaży.A cóż nam pozostaje? Po reakcjach na "debatę" (lub jak kto woli przesłuchanie) Kaczyński - Lis i na ostatni spot PO, który nawet w SLD wzbudził niesmak, możemy tym razem mieć nadzieję, że jak każdy przedawkowany narkotyk, tak i przesadzone dawki nienawiści i propagandy wzbudzą u wyborców odruch wymiotny.
R.i.P.Policja kontra śmiercionośne słoiki
Warszawscy policjanci do obezwładnienia jednego, pijanego mężczyzny ze słoikami i nożem potrzebowali sześciu radiowozów, gazu łzawiącego i strzałów z ostrej amunicji. Kiepski żart? Niestety nie.Nie, to nie ponury żart ani Prima Aprilis. To niestety rzeczywistość. Ślady historii napotykamy na TVN Warszawa oraz na Wirtualnej Polsce. Tekst na WP jest właściwie tylko kopią. Wystarczy jednak tylko przeczytać wiadomość na TVN Warszawa i cała masa pierdół rzuca się w oczy.
W niedzielę wieczorem świadkowie libacji, którą mężczyzna urządził na podwórku przy Łojewskiej wezwali policję.
Odnosi się wrażenie, że było to w jakiejś niskiej zabudowie. Tymczasem ja sprawę znam. Wydarzyło się to na blokowisku. Ot, ktoś zwyczajnie grupa znajomych na schodach piła piwo. Podwórko? Gdzie niby autor tego tekstu w blokach na Łojewskiej ma podwórka? Może się czepiam, ale jak już opisywać to może jednak w taki sposób, żeby nie sprawiać mylnego wrażenia.
Na widok mundurowych mężczyzna uciekł do swojego mieszkania i zabarykadował się. Policjanci próbowali namówić go do otwarcia mieszkania. W końcu im się udało i drzwi się otworzyły, ale mężczyzna nie zamierzał się poddać. W kierunku mundurowych poleciały... słoiki.
- Na koniec groził im jeszcze użyciem noża - dodaje Edyta Adamus, z biura prasowego KSP.
Wszystko to jednak policjantów nie zniechęciło. W końcu obezwładnili mężczyznę.
No i tu już mamy cyrk. Bo oto bohater najpierw ucieka do swojego mieszkania i się barykaduje, potem jakimś magicznym sposobem policjanci jednak wchodzą do środka, potem mężczyzna obrzuca nieszczęsnych funkcjonariuszy słoikami i grozi nożem. Na koniec dzielni funkcjonariusze obezwładniają mężczyznę. Śladu nie ma po informacji jak właściwie funcjonariusze weszli do zabarykadowanego przecież mieszkania, a zdradzę, że mieszkanie posiadło drzwi antywłamaniowe. Nie ma też informacji jak policjanci obezwładnili mężczyznę. A to tylko początek niedomówień i niekompletnych informacji.
Ktoś mógłby się zdziwić. O czym tu opowiadać? Ot, jakiegoś pijaczka zgarnęli, bo się awanturował. Otóż sprawę znam i jak najbardziej jest tutaj wiele ważnych rzeczy do rozważenia. I wcale nie jest tak, że bohaterscy warszawscy policjanci zgarnęli po szybkiej i sprawnej akcji jakiegoś tam pijaczka. Przeciwnie, interwencja jest skandalem, postępowanie Policji jest delikatnie mówiąc pokazem niekompetencji, a lekkomyślność z jaką zastosowano przemoc musi i powinna budzić wiele pytań. Ucierpiał bowiem nie tylko pijany mężczyzna. Ucierpieli niewinni ludzie, zniszczono bezmyślnie mieszkanie, wystraszono małe dzieci. I nie tylko wystraszono, ale wręcz bezmyślnie narażono te dzieci na utratę zdrowia tylko dlatego, że policjanci byli za wielkimi debilami, by pomyśleć, co właściwie robią!
Otóż rzeczony mężczyzna jest ojcem rodziny, ma z żoną dwójkę malutkich dzieci. Te dzieci były w mieszkaniu i wszystko widziały. Co więcej sam fakt podjęcia interwencji w mieszkaniu jest kontrowersyjny. Mężczyzna zbiegł do mieszkania, fakt. Zamknął drzwi i odmówił wpuszczenia Policji, to następny fakt. Policjantów do mieszkania wpuściła żona. Kobieta twierdzi, że jej mąż zachowywał się z początku spokojnie. Znam ją i nie mam powodu jej nie wierzyć. Nie wie, czemu właściwie mężczyzna zaatakował Policję. Była w pokoju gdy w kuchni sprawy przybrały zły obrót. Rzucał w funkcjonariuszy słoikami, potem do ręki wziął młotek, wreszcie nóż. Policja jednak wbrew bredniom portalu TVN Warszawa nie kwapiła się go obezwładniać. Zamiast tego policjanci ściągali kolejne radiowozy. Ogółem do zdarzenia przyjechało ich SZEŚĆ.
Sześć radiowozów na samotnego, pijanego mężczyznę uzbrojonego w słoiki i nóż. Śmiech bierze pomyśleć. Ci gliniarze że tak powiem trenowali cokolwiek, czy tylko udawali? Potrafią pałką rozbroić pijanego człowieka czy nie potrafią? Bo naprawdę nie wiem za co do cholery my im płacimy i co oni na treningach robią, jeśli sześciu patroli trzeba na jednego pijanego człowieka.
Co więcej to nie koniec jaj w wykonaniu panów policjantów. Okazuje się, że czterech obecnych w mieszkaniu funkcjonariuszy nie było w stanie obezwładnić mężczyzny z użyciem pałek. POMIMO OBECNOŚCI W MIESZKANIU MALUTKICH DZIECI UŻYTO GAZU ŁZAWIĄCEGO I STRZELANO Z OSTREJ AMUNICJI. Ślady po pociskach do tej pory w mieszkaniu są, widziałem je na własne oczy. Bohaterscy policjanci warszawscy dysponujący przytłaczającą przewagą liczebną nad pijanym mężczyzną musieli użyć gazu i strzelać do napastnika uzbrojonego jedynie w broń białą, i to jedynie w nóż, nie w jakąś potężną maczetę. Nawet tymi nożami nie rzucał. Nie wiem. jak wam, mi po prostu opadają ręce. Normalnie jakby w tym mieszkaniu nie było jednego pijanego faceta a cała grupa bandziorów uzbrojonych po zęby to bym zrozumiał, ale do jednego pijanego gościa z takimi środkami?! To jest jeszcze Polska czy może to już jakiś kiepski dowcip?!
Po użyciu gazu i strzałach mężczyzna się uspokoił. Mimo to został przewrócony na ziemię, wulgarnie zwyzywany i pobity na oczach żony i dzieci. Powtarzał „jestem spokojny” ale policjanci nie reagowali i bili go nadal. Jego żona próbowała mitygować funkcjonariuszy, ale nie przejęli się tym ani trochę.
Policjant, który strzelał, zachowywał się po zdarzeniu jakby nie był pewien, ile właściwie strzałów padło. Twierdził też, że dostał słoikiem w głowę i trzymał się za czoło. Byli świadkowie widzący go wychodzącego z mieszkania w czystym mundurze, bez śladu zabrudzenia krwią czy zawartością słoików, które podobno rozbiły się na jego głowie, to samo twierdzi żona zatrzymanego. Chyba te słoiki nie były jakieś ciężko opancerzone by wytrzymać uderzenie o głowę policjanta?
Policjant na komendzie nie był w stanie udzielić żonie informacji, gdzie aktualnie znajduje się jej mąż. Powiedział tylko, że na komisariacie go nie ma. Na każdą prośbę o informacje odpowiadał jedynie, że kobieta ma czekać. Jak długo, tego też nie wiadomo. Otwarcie natomiast przyznał, że udzielił szczegółowych informacji jakiejś kobiecie podającej się za matkę zatrzymanego. Policjant w żaden sposób nie zweryfikował, czy tamta kobieta była tym, za kogo się podawała. A na pewno nie była matką zatrzymanego, tej bowiem nie było na komisariacie ani nawet w Warszawie. Śmiem podejrzewać, że stąd właśnie TVN Warszawa i Wirtualna Polska mają informacje w tej sprawie. Pracownica któregoś z tych mediów okłamała policjanta.
Nie wiadomo też skąd TVN Warszawa bierze pewność, że mężczyzna usłyszy zarzuty, skoro nic na ten temat nie wie nawet żona zatrzymanego. Mężczyzna jest jedynym żywicielem rodziny, istnieje więc spora szansa, że do postawienia zarzutów może nie dojść. No chyba, że policjanci okłamali żonę zatrzymanego w tej sprawie.
Ogólnie jestem świadom, że gość niewiniątkiem nie jest. Ale do kurwy nędzy kto upoważnił policjantów do gazowania malutkich dzieci?! Dlaczego konieczne było strzelanie do zatrzymanego?! Gazem i z bronią ostrą pijanego gościa we czterech zatrzymać to żadna sztuka, żadnego szkolenia do tego nie trzeba. Co więc ci policjanci na szkoleniach robią, pierdzą w stołki?
Czy naprawdę nie można było wejść, obezwładnić faceta pałkami, wytrącić mu słoiki czy co tam miał, zakuć i sprawnie wyprowadzić nie narażając dzieci na zbędne sceny przemocy i się nie znęcając? Czy ja naprawdę wymagam od Policji za wiele?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz