WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
niedziela, 2 grudnia 2012
W walce, 1830/31
Wojsko Księstwa Warszawskiego/ Królestwa Polskiego
Taki tytuł nosi cykl 48 obrazów namalowanych przez Jana Władysława Chełmińskiego na przełomie XIX i XX wieku. Artysta przygotował je jako ilustracje do publikacji albumowej pod tym samym tytułem. Zamierzeniem malarza, którego jednym z głównych tematów twórczości pozostawała epoka napoleońska, było zilustrowanie życia i historii ówczesnego wojska, a w szczególności ikonografia munduru. |
......
R a p o r t y bitewne
[Warszawa], 15 II 1831
Dodatek nadzwyczajny do sygn. 46 „Dziennika Powszechnego Krajowego” - doniesienie gen. dywizji Stanisława Klickiego o bitwie stoczonej 14 II 1831 r. pod Stoczkiem Łukowskim, z załączonym raportem gen. brygady Józefa Dwernickiego.
AGAD, Władze Centralne Powstania Listopadowego 1830-1831, sygn. 262, s. 9. Czytaj dalej
Dodatek nadzwyczajny do sygn. 46 „Dziennika Powszechnego Krajowego” - doniesienie gen. dywizji Stanisława Klickiego o bitwie stoczonej 14 II 1831 r. pod Stoczkiem Łukowskim, z załączonym raportem gen. brygady Józefa Dwernickiego.
AGAD, Władze Centralne Powstania Listopadowego 1830-1831, sygn. 262, s. 9. Czytaj dalej
Obóz pod Parysowem, 15 II 1831
Raport gen. brygady Józefa Dwernickiego złożony Rządowi Narodowemu o przebiegu bitwy pod Stoczkiem.
AGAD, Władze Centralne Powstania Listopadowego 1830-1831, sygn. 262, s. 10. Czytaj dalej
Raport gen. brygady Józefa Dwernickiego złożony Rządowi Narodowemu o przebiegu bitwy pod Stoczkiem.
AGAD, Władze Centralne Powstania Listopadowego 1830-1831, sygn. 262, s. 10. Czytaj dalej
Wielgolas pod Latowiczem, 8 IV 1831
Pismo gen. brygady Ignacego Prądzyńskiego, kwatermistrza generalnego do sekretarza Rządu Narodowego Andrzeja Plichty, zawierające omówienie zafałszowanego raportu feldmarszałka Iwana Dybicza do cesarza Mikołaja I.
AGAD, Władze Centralne Powstania Listopadowego 1830-1831, sygn. 262, s. 143-145. Czytaj dalej
Pismo gen. brygady Ignacego Prądzyńskiego, kwatermistrza generalnego do sekretarza Rządu Narodowego Andrzeja Plichty, zawierające omówienie zafałszowanego raportu feldmarszałka Iwana Dybicza do cesarza Mikołaja I.
AGAD, Władze Centralne Powstania Listopadowego 1830-1831, sygn. 262, s. 143-145. Czytaj dalej
Obóz pod Siedlcami, 10 IV 1831
Raport gen. brygady Jana Skrzyneckiego o przebiegu bitwy pod Iganiami.
AGAD, Władze Centralne Powstania Listopadowego 1830-1831, sygn. 262, s. 142. Czytaj dalej
Raport gen. brygady Jana Skrzyneckiego o przebiegu bitwy pod Iganiami.
AGAD, Władze Centralne Powstania Listopadowego 1830-1831, sygn. 262, s. 142. Czytaj dalej
Warszawa, 1 V 1831
Raport gen. piechoty Jana Krukowieckiego złożony Rządowi Narodowemu z informacją o przekazaniu temuż chorągwi nieprzyjacielskiej, zdobytej w bitwie pod Iganiami, złożonej na jego ręce.
AGAD, Władze Centralne Powstania Listopadowego 1830-1831, sygn. 262, s. 188. Czytaj dalej
Raport gen. piechoty Jana Krukowieckiego złożony Rządowi Narodowemu z informacją o przekazaniu temuż chorągwi nieprzyjacielskiej, zdobytej w bitwie pod Iganiami, złożonej na jego ręce.
AGAD, Władze Centralne Powstania Listopadowego 1830-1831, sygn. 262, s. 188. Czytaj dalej
Brzeziny, 21 V 1831
Raport gen. dywizji Jana Nepomucena Umińskiego, dowódcy I Korpusu Kawalerii skierowany do Rządu Narodowego o przemieszczeniach wojska rosyjskiego oraz położeniu jego Korpusu.
AGAD, Władze Centralne Powstania Listopadowego 1830-1831, sygn. 262, s. 202. Czytaj dalej
Raport gen. dywizji Jana Nepomucena Umińskiego, dowódcy I Korpusu Kawalerii skierowany do Rządu Narodowego o przemieszczeniach wojska rosyjskiego oraz położeniu jego Korpusu.
AGAD, Władze Centralne Powstania Listopadowego 1830-1831, sygn. 262, s. 202. Czytaj dalej
b. m. [Suwałki], 1 VI 1831
Raport dowódcy Korpusu Oddzielnego Wojska Polskiego gen. brygady Antoniego Giełguda do Rządu Narodowego o bitwie pod Rajgrodem.
AGAD, Władze Centralne Powstania Listopadowego 1830-1831, sygn. 262, s. 239. Czytaj dalej
Raport dowódcy Korpusu Oddzielnego Wojska Polskiego gen. brygady Antoniego Giełguda do Rządu Narodowego o bitwie pod Rajgrodem.
AGAD, Władze Centralne Powstania Listopadowego 1830-1831, sygn. 262, s. 239. Czytaj dalej
Modlin, 13 VII 1831
Pismo gen. dywizji Tomasza Łubieńskiego, szefa Sztabu Głównego, informujące Rząd Narodowy o przekazaniu „do dalszego użytku”, złożonego na jego ręce raportu gen. brygady Wojciecha Chrzanowskiego, dotyczącego spotkania z „generałem nieprzyjacielskim Tiemann” oraz ww. raport.
AGAD, Władze Centralne Powstania Listopadowego 1830-1831, sygn. 262, s. 297 i 295. Czytaj dalej
Pismo gen. dywizji Tomasza Łubieńskiego, szefa Sztabu Głównego, informujące Rząd Narodowy o przekazaniu „do dalszego użytku”, złożonego na jego ręce raportu gen. brygady Wojciecha Chrzanowskiego, dotyczącego spotkania z „generałem nieprzyjacielskim Tiemann” oraz ww. raport.
AGAD, Władze Centralne Powstania Listopadowego 1830-1831, sygn. 262, s. 297 i 295. Czytaj dalej
Modlin, 11 IX 1831
Raport gen. brygady Józefa Bema złożony Naczelnemu Wodzowi gen. dywizji Maciejowi Rybińskiemu w sprawie ucieczki z pola bitwy mjr. Jana Jastrzębskiego wraz z podległym mu batalionem i przedstawienie tego wydarzenia jako przyczyny upadku Warszawy.
AGAD, Komisja Rządowa Wojny, sygn. 406a, s. 3. Czytaj dalej
Raport gen. brygady Józefa Bema złożony Naczelnemu Wodzowi gen. dywizji Maciejowi Rybińskiemu w sprawie ucieczki z pola bitwy mjr. Jana Jastrzębskiego wraz z podległym mu batalionem i przedstawienie tego wydarzenia jako przyczyny upadku Warszawy.
AGAD, Komisja Rządowa Wojny, sygn. 406a, s. 3. Czytaj dalej
Życie potoczne podczas powstania
„Nikt o klęskach nie gadał lecz o zwycięstwach”1 – to zdanie z Dziennika Powszechnego,
wydrukowane pod koniec lutego, oddaje nastrój entuzjazmu i
niezachwianej wiary mieszkańców Warszawy. Te silne przekonanie o
wartości bojowej armii i o pomocy mocarstw zachodnich, było jeszcze
bardziej wzmagane przez prasę. Wydaje się, iż jedynymi, którzy nie
ulegli temu zbiorowemu entuzjazmowi byli członkowie stronnictwa
konserwatywnego, naczelne dowództwo i poselstwa zagraniczne z Raymondem
Durandem na czele2. Maszerujące przez Warszawę wojska
podziwiano, w kazaniach przypominano męstwo przodków, organizowano wiece
na cześć oręża polskiego. Animusz warszawiaków świetnie wyraża
zamieszony w jednej z gazet anons szewca Kmitoskiego: „Kto Różnieckiego
żywcem lub trupem dostawi – sto par butów z prawidłami”. Gdy od 19 II
pojawili się pierwsi ranni, „niewiasty odmawiały błagalne modły”,
osiemnaście artystek dramatycznych i dwanaście panien utworzyło grono
pielęgniarek i pierwszy szpital.
Co charakterystyczne, ukazała się także odezwa, aby rannym nie dawać wódki i wina tylko rosoły i buliony… Nowa Polska
po 26 II opublikowała artykuł, nazywając bitwę Grochowską największą
jaka miała miejsce w XIX wieku. Widać też po tym pierwszym dużym starciu
pewne odprężenie – „będziemy teraz spokojniejsi, cieszmy się” – pisano.
Prasa stała się polem wymiany myśli, swoje wiersze, opisy przygód,
anonse, umieszczali nie tylko „gazeciarze” i ci, którzy dotąd wprawnie
władali piórem, ale także zwykli mieszkańcy, zapewne też tacy, którzy
nie do końca potrafili pisać i trzeba było im w tym pomagać. Możemy
powiedzieć, iż wszystkie klasy, w mniejszym lub większym stopniu mogły i
wyrażały swoje zdanie na łamach dzienników. Ciekawy jest przypadek
pewnego naukowca – Korylskiego, który rozpisując się o swoim projekcie
balonu, napisał, iż od czasu Kopernika, nie odkryto niczego nowego, zaś
najgorszym z naukowców był Newton, który naukę „spoczwarowacił”. Już
następnego dnia jedna z redakcji przytomnie odpowiedziała panu
Korylskiemu, że skoro posiada balon, to czemu nie oddał go na potrzeby
armii, aby ta wzmocniła swe siły rozpoznawcze3.
W marcu przybył do Warszawy Francuz
Garnerin z ofertą płatnego wypożyczenia balonu do celów wojskowych,
jednakże formalne rozmowy skończono dopiero w sierpniu, także obserwacje
z lotu ptaka nie mogły odegrać większej roli4. Pan Garnerin z
córką zorganizowali natomiast dla warszawiaków pokaz pierwszych na
święcie skoków spadochronowych z balonu. Niestety Elisa Garnerin już
podczas pierwszego złamała rękę i zemdlała, zaś czasza balonu znalazła
się w Wiśle – być, może także przez ten wypadek władze nie były skłonne
iść za przykładem aeronautów spod Fleurus5.
Gazety pełniły rolę sumienia
społeczeństwa chwaląc tych, którzy aktywnie pomagali w miarę swych
możliwości i ganiąc tych, którzy okazywali się tchórzami. Na przełomie
lutego i marca opublikowano szereg artykułów wzywających lekarzy do
stawienia się w lazaretach: „Do wszystkich w.w. doktorów i lekarzy. Już
mamy wpośród siebie synów ojczyny, którzy walcząc za jej wolność i
niepodległość odnieśli chlubne blizny, pośpieszajcie szanowni lekarze z
pomocą tym mężom zacnym, teraz jest właśnie dla was chwila okazania
ważności powołania waszego; godne Polki już przejęły opiekę nad
niektórymi lazaretami, ale przede wszystkim sztuka wasza jest potrzebną
dla przyniesienia ulgi cierpiącym”6. Nawoływano ich także do
wstąpienia do armii: „niedawnymi czasy mięliśmy pełno doktorów i
magistrów medycyny i chirurgii… teraz chirurga ledwo z latarnią
Diogenesa wynaleźć można”. Brak medyków i odpowiedniego sprzętu był
ogromną bolączką do końca powstania, szczególnie po wybuchu epidemii
cholery, stąd ogromne wysiłki wkładano w sprowadzanie lekarzy z Francji i
Anglii. Prasa witała z radością pojawienie się niemalże każdego
chirurga, przy okazji napominając również polskich doktorów, albowiem
nie wszyscy zareagowali pozytywnie na publiczne wezwania, o czym
świadczą podobne odezwy umieszczane jeszcze w czerwcu. W kwietniu
powstało nawet Towarzystwo Tchórzów, które miało wyszukiwać ukrywających
się przed poborem „młodych paniczów” poniżej czterdziestego piątego
roku życia7. Po wojnie Ci, którzy nie walczyli, a nie posiadali wyraźnego usprawiedliwienia, mieli znaleźć się na czarnej liście.
Czy takie akcje realizowane
przez periodyki były skuteczne? Ciężko stwierdzić. Wiele z rejestrów i
archiwów prasowych spłonęło podczas drugiej wojny światowej. Z dużą dozą
ostrożności i realizmu można jednak założyć, iż docierając do dużej
liczby odbiorców, będąc siłą pozarządową, a więc drugą, która wzywała do
ofiar za ojczyznę8, wymuszając pewne ciśnienie społeczne,
czy w końcu wykazując duży entuzjazm, prasa mogła w dość znacznym
stopniu wpływać na zachowania poszczególnych jednostek i odpowiednio je
mobilizować. Na pewno nie szkodziła, chyba że polityce kapitulanckiej,
choć i tej nie do końca, albowiem zwycięstwa w polu były również
potrzebne do pertraktacji.
Do opieki nad rannymi nie trzeba było
zbyt namawiać warszawianek, które poświęcały swoje zdolności i czas dla
służby w nowo powstałych lazaretach. Były wśród nich zarówno aktorki,
mieszczki, jak i „dobrze wychowane panny” – w trakcie powstania ich
zasługi były nieraz chwalone. Znamienne jest zachowanie polskich,
rannych żołnierzy, którzy ustępowali miejsca jeńcom rosyjskim na wozach.
Rosjanie nie mogli się nadziwić, iż są odprowadzani do szpitali i tam –
na równi z Polakami – poddawani rekonwalescencji, zaś wszyscy wyżsi
stopniem mogą swobodnie po Warszawie spacerować. Wybuch powstania
zaskoczył przebywających w stolicy Królestwa Rosjan, lecz nie dość, iż
nie doszło do żadnych tumultów, to na ulicy żołnierzy często „serdecznie
pozdrawiano” nie czyniąc im najmniejszych wyrzutów. Tej ludzkiej
postawie wiele miejsca poświęciły gazety9, które można by
było oskarżyć o pewne naginanie faktów, gdyby nie to, iż w całej
rozciągłości ową „polską łagodność” potwierdza w swych raportach Raymond
Durand10. Rosyjscy żołnierze na znak jedności w powstańcami przywdziali białe kokardy. Oficerów carskich11
zaproszono na obrady Sejmu, wyrażali oni wielkie uznanie dla
Niemcewicza, którego czytywali… zaś podczas wystawiania Niepszporów
Sycylijskich z braku polskich żołnierzy, wykorzystano rosyjskich jeńców,
którzy „nieprzerwanie się cieszyli”.
Jakże odmienna to wizja wojny od tej, do której przyzwyczaił nas wiek XX. Nie odnotowano żadnej próby ucieczki jeńców. W Dzienniku Powszechnym Krajowym
ukazała się nawet pewna anegdota, oczywiście przejaskrawiona, oddająca
jednak różnice w morale miedzy obu walczącymi armiami. W okolicach
Miłosnej mieszkała pewna starsza kobieta, która ze względu na zawieruchę
wojenną nie odwiedzała swej, mieszkające w Warszawie, wnuczki od 3
miesięcy. W końcu postanowiła się do niej udać. Niestety po drodze
spotkała rosyjskiego żołnierza, ten jednak spytał Polkę, czy może ją
odprowadzić do Wisły, zlękniona oczywiście się zgodziła. Po drodze w
lesie pojawił się kolejny obdarty rosyjski żołdak, następnie jeszcze
jeden…, gdy zaś doszli do mostu, oznajmili starszej pani, iż chcą się
poddać i pójść do polskiej niewoli. I tak oto jedna kobieta doprowadziła
do Warszawy trzech jeńców.12 Podobnych anegdotek ukazywało się w prasie wiele, w tym w Dzienniku Powszechnym Krajowym,
który był najczęściej czytywaną gazetą warszawską poza granicami kraju.
W rzeczywistości jeńcy rosyjscy, karmieni carską propagandą i przywykli
do nienajlepszego traktowania, żywili poważne obawy co do losu, jaki
ich czeka w niewoli. Dopiero na miejscu przekonywali się, iż nie taki
straszny Polak jak go przełożeni malowali. Obywatelom rosyjskim wydawano
paszporty i zezwalano wyjeżdżać, w budżecie przewidziano nawet
specjalny fundusz na naukę dzieci rosyjskich żołnierzy, jako iż
przestali oni otrzymywać żołd.
Warszawiacy podczas powstania,
mimo kłopotów finansowych, żywieniowych i handlowych, mieli zapewniony
stały dostęp do rozrywek. Tak, jak odżyła prasa, tak też nastąpiła
znaczna karnawalizacja życia13. Tracenie szpiegów, choć
rzadkie, przyciągało nieprzebrane tłumy czy to na Muranów, czy na Stare
Miasto. Gapiów bywało tak wielu, iż siadywali na dachach okolicznych
kamienic, a te nie zawsze wytrzymywały ciężary i z hukiem się zapadały. W
kościołach odbywały się msze w intencji walczących i wodza naczelnego,
organizowano różnego rodzaju obchody i hołdy (np. kondukt żałobny ze
zwłokami generała Żymierskiego). 1 IV wkroczył do Warszawy pochód z
jeńcami i łupami, wśród których byli popi i cała orkiestra pułkow, a
który na mieszkańcach zrobił wielkie wrażenie. Ogromne tłumy, często od
Pragi, aż po Krakowskie Przedmieście, witały powracających dowódców i
bohaterów: czy to Skrzyneckiego, Emilię Plater, czy generała
Dembińskiego (krzyczano „niech żyje Dembiński i Rada Narodowa”, mimo że
ta była już niepopularna w lipcu). Z chęcią także iluminowano miasto.
Mimo braków w amunicji potrafiono na cześć wojska oddać sto jeden
armatnich wystrzałów. Choć np. Merkury sprzeciwiał się urządzaniu
hucznych bankietów i tańców, to w okresie zwycięstw (wyolbrzymianych
także przez redakcję Merkurego) nawet najwięksi purytanie nawoływali do
zabaw i wznoszenia częstych toastów za rychłe nadejście wojsk
sojusznika: „Francja nigdy nie zapomni, iż kości polskie z francuskiemi
na polu sławy są pomieszane i, że na jeden odgłos przybędzie z Francji
na pomoc 100 tysięcy ochotników”. Ulubionym tańcem stał się walc księcia
Reichstadt14, przez Kurier Polski zwany tańcem księcia Zakupskiego15.
W Honoratce jeden z sympatyków Towarzystwa Patriotycznego przemawiający
do gawiedzi, tak był wzruszony odzyskaniem niepodległości, iż nie mógł
wypowiedzieć słowa. Obecni doskonale zrozumieli to i wznieśli toast ze
101 szklanek piwa. Problemy z alkoholem gnębiły warszawiaków i w tej
kwestii niewiele się zmieniło po dziś dzień. 28 V Krukowiecki po raz
ostatni wzywał na łamach Dziennika Powszechnego Krajowego do
zaprzestania kradzieży wódki: „Częstymi powodowany przedstawieniami, że
mimo surowych rozkazów, ludzie nieprawych zysków chciwi, dopuszczają się
defraudacyi wódki, przez co miasto na nieporządek, a skarb publiczny na
znaczną narażają stratę: ponawiam po raz ostatni najostrzejsze na
defraudujących wódkę postanowienia, z ostrzeżeniem, że uchybiajacy
takowym pod Sąd Wojenny oddany i według całej surowości praw woyskowych
karany zostanie.”16
W teatrach wystawiano oprócz lekkich komedii, które zostały początkowo ostro skrytykowane przez prasę17, głównie przedstawienia patriotyczne, takie jak: Damy i Huzary, Gliński, Król Łokietek, Chłop milionowy, Beniowski, Kosynier, czyli Antek spod Racławic, Dnia 29 listopada oraz osławioną Niemą z Portici, która poruszyła brukselczyków18.
Każda scena, wyrażająca ducha walki, była hojnie oklaskiwana, krytyka
zaś na łamach dzienników wychwalała sztuki, jako najlepsze w Europie.
Nie zabrakło także Hamleta i składek na wojsko między aktami.
Niemałe poruszenie wywołał artykuł pewnego malkontenta, który wystosował
kąśliwą odezwę do pań, iż te nie chcą, ku uciesze panów, tak tłumnie
jak ongiś w teatrze się pokazywać. Został za to zbesztany już dnia
następnego przez Klementynę Hoffmanową i Kunegundę Białopitrkowską z
Giedroyciów, które wytłumaczyły, iż panie obecnie pracują w lazarecie,
wznoszą szańce i robią inne pożyteczne dla ojczyzny rzeczy. Powszechnie
uznano atak za odparty19. Nie ulega wątpliwości, iż życie kulturalne i umysłowe skrystalizowało się w pismach periodycznych20.
Na cele wojskowe ogłaszano państwowe
pożyczki i zbiórki pieniędzy, przetapiano także srebra (również z Zamku
Królewskiego). Na Uniwersytecie Warszawskim odbywały się odczyty i
wystąpienia, po których bywało, że rozentuzjazmowani słuchacze nosili na
rękach referentów21. Publicznie deklamowano patriotyczne wiersze np. Orzeł, Wisła. Chwilową sławę zdobył wiersz Chwile Zemsty, który przypisano Mickiewiczowi, a okazał się podwójnym apokryfem Godlebskiego22. Poezja zresztą była chętnie przedrukowywana, rozwieszana na murach w postaci ulotek23,
niekiedy układano do niej melodię i śpiewano. Sympatię zdobyło pisemko o
byłym ministrze skarbu: „Na początku był Lubecki, a Lubecki był Radą, a
Rada była Lubeckim. To było na Początku w Królestwie Polskim, a
wszystko przez Niego się stało, a bez Niego nic się nie stało…” W
styczniu bądź lutym powstały Kulik i Hymn do Bogurodzicy mało znanego artysty – Juliusza Słowackiego, wydrukowane w Kurierze Polskim przeszły prawie bez echa24. Największą estymą cieszył się wiersz Bruna Kicińskiego25 Dziesięć Przykazań Ojczyzny, który to sam autor chętnie umieszczał w stołecznych periodykach. Kwitła satyra: List z piekła do Różnieckiego i odpowiedź tegoż, Rozmowa dwóch Mazurów, Dumania Izraelity na warcie.
Nagle, wolność odzyskana po piętnastu latach, możliwość wyrażania swych
uczuć do ojczyzny i do carskiej Rosji, przydała pisarzom, poetom,
artystom niezwykłą moc twórczą, która przez tak długi okres była
hamowana.
Uniwersytet do końca wojny pozostawał
zamknięty z powodu braku studentów, którzy zgłaszali się na ochotnika do
wojska i nielicznej kadry, która poświęciła się, z niewielkimi
wyjątkami – dziennikarstwu. Działały natomiast normalnym trybem szkoły.
Lelewel nie raz przypominał, iż nauka to przyszłość narodu i zachęcał,
szczególnie nauczycielki, do wzmożonych wysiłków. Rozpowszechniano
informacje o próbujących się zaciągnąć dwunasto-trzynastolatkach, tak na
początku, jak i pod koniec powstania, ale były to oczywiście działania
propagandowe. Jak już wspomniano, naukowcy chwycili za pióra,
zrezygnowawszy ze swych zwyczajnych zajęć. Mimo to Lelewel wydał Panowanie Stanisława Augusta, Trzy konstytucje polskie – 1794, 1805, 1817, Wincenty Niemojowski przetłumaczył Messenienns Delavigne’a i Monarchię Konstytucyjną Benjamina Constanta, ksiądz Łętkowski O sprawie polskiej oraz Zasady gramatyki języka polskiego, ukazała się Historia Legionów Chodźki, Historia Prawodawstw słowiańskich Maciejowskiego26 i inne.
Tym, co kładło cień na codzienne międzyludzkie stosunki, była epidemia cholery, zwana cholera morbus
lub biegunką azjatycką, która nie tylko powodowała śmierć w szeregach
walczących armii, ale także miastach. W Warszawie poradzono sobie z
epidemią dość dobrze jak na ówczesne warunki. Dzięki prasie i masowo
przedrukowywanym odezwom podstawowe informacje jak przeciwdziałać
cholerze dotarły do wszystkich mieszkańców. Zalecano czystość, kąpiele w
letniej wodzie, częste wietrzenie, mycie okien i drzwi, przecieranie
ścian sianem, dbanie o higienę osobistą, unikanie przeziębień, polecano
jeść dużo przypraw, cebuli i czosnku, mało zaś świeżych warzyw i ryb,
kategorycznie niewskazane było „pijaństwo i rozpusta”, acz rano polecano
wypić kieliszek „dobrej wódki, mianowicie zaś karulkowej27, anyżowej, miętowej, jałowcowej, a w ciągu dni kieliszek dobrego wina”28. W przypadku zachorowania należało myć pomieszczenie chlorkiem wapnia, a ręce octem29.
Odsetek zachowań śmiertelnych nie był duży, zaś służba medyczna, jak na
możliwości kraju w stanie wojny i dodatkowo odciętego od reszty świata30 – sprawna. W dużej mierze przyczynił się do tego Karol Kaczkowski – naczelny lekarz wojska polskiego31.
Choroba atakowała falami. W czerwcu wydawało się, iż epidemia już ma
się ku końcowi, za miesiąc jednak znów wybuchła. Szpitale starano się
odseparować i stawiano je poza granicami miasta, niestety krajowi, jak i
zagraniczni lekarze, często zarażali się od pacjentów. Wśród napięć
wywołanych na tle epidemii dochodziło do burzliwych dyskusji między
medykami, raz nawet do pojedynku między polskim, francuskim doktorem,
który to przerwany pojedynek toczył się dalej… na łamach prasy.
Życie w Warszawie, mimo
wojennego napięcia, epidemii cholery i wzmożonych nadziei, toczyło się
zwyczajnym trybem. Odbywały się zebrania Towarzystwa Kredytowego
Ziemskiego, Trybunału Cywilnego, loterie państwowe, posiedzenia sądów,
które wydawały zwykłe wyroki, Rada Najwyższa Narodowa tworzyła ustawy
dotyczące teatru. Licytowano i sprzedawano kamienice, sklepy, ziemię;
kupcy (także w gazetach) zachwalali nowe węgierskie, reńskie i
szampańskie wina; sprzedawcy sprzeczali się, a także reklamowali swoje
produkty. Słynna była sprzeczka kupcowej Madejowej z konkurentem
Jaworskim o to, kto na Starym Mieście sprzedaje lepsze pączki (z
konfiturą i migdałowe). Pojawiały się prośby o pożyczki (pewien żołnierz
prosił warszawiaków, aby ofiarowali mu 10 dukatów na konia). Rozkwitł
handel pamiątkami z bitew. Szczególną popularnością cieszyły się
tabakierki wykonane z drzew Olszynki Grochowskiej, bądź strzępki czapek,
które wydzierano dowódcom, gdy wjeżdżali do stolicy. Souveniry te długo
jeszcze krążyły przekazywane z pokolenia na pokolenie szczególnie wśród
emigracji, nabierając tam szczególnie sentymentalnej wartości. Do
czerwca nie odnotowano większych niepokojów i wystąpień: Bank Polski
mógł funkcjonować i przewozić gotówkę, np. 6 mln złotych z Hamburga i
Berlina. Gdyby zdarzył się jakiś napad na konwój, zapewne mieszkańcy
sami odprowadziliby nieszczęśników razem z gotówką przed oblicze
sprawiedliwości32. W prasie ukazały się projekty zmian nazw
ulic. Chciano aby nosiły imiona wielkich wodzów i bohaterów narodowych.
Zdążono jedynie oficjalnie przemianować Miodową na Napoleona.
Inicjatorem tego typu przedsięwzięć oraz ulicznych demonstracji było
zazwyczaj Towarzystwo Patriotyczne. Demonstracje, nawet te największe i
długo planowane, nie zawsze dochodziły do skutku.
Oczekiwane z wielką
niecierpliwością obchody trzeciomajowe zostały przez Rząd odwołane, ze
względu na epidemię cholery. Wielkie zgromadzenia były jak najbardziej
niewskazane, odbyła się więc tylko kolacja rządowa i parę odczytów.
Gazety poparły w tej kwestii władze, choć nie kryły rozżalenia, które
wszystkim mieszkańcom Warszawy musiało się udzielić. Polak Sumienny
wydrukował w liczbie 6 tysięcy egzemplarzy wiersz Bruna Kicińskiego,
mający uczcić święto w ten sposób, iż zyski zeń zostały przeznaczone na
pomoc uciekającej przed Rosjanami ludności z prawego brzegu Wisły33. Za to na wielkim balu w czerwcu „wszystkie stany pomieszane oddychały wzajemną miłością34”,
nie potrzeba było żadnych sił porządkowych, o ósmej wieczorem,
żołnierze rozeszli się spokojnie do swych jednostek. Również 29 VII
wydano ucztę na rocznicę Rewolucji Lipcowej i z okazji półrocza
powstania. Ze względu na nowe pogłoski o szybkiej pomocy35
znów wznoszono toasty za Francję. Polską zbiorową nadzieję w pomoc
mocarstw krytykował od początku powstania Rajmund Durand. Wydaje się, iż
nie bardzo w nią wierzył Czartoryski, mający najlepsze rozeznanie w
salonach i kulisach Europy, do krytyki dołączył się także Kurier Polski.
Natomiast lewica już w lecie (wyraźnie, aby podtrzymać ducha oporu)
tworzyła plotki o pomocy Francji czy Austrii, następnie zaś
wykorzystywała swoje organy prasowe do rozpowszechniania tych
iluzorycznych i wątpliwych wieści. Pomijając kwestię, iż Francja nie
pierwszy i nie ostatni raz pozostawiła Polaków samych sobie, udzieliła
mizernego poparcia dla sprawy powstania, to jednak właśnie sztucznie
podtrzymywane nadzieję przez lewicę, przyczyniły się do spadku
publicznego zaufania do Francji już po kapitulacji Warszawy. Na jesieni
1831 r. znacznie bezpieczniej i swobodniej w Kongresówce czuł się
Rosjanin, niż Francuz.
Nastrój wielkiego entuzjazmu
zaczął dobiegać kresowi w maju wraz z pierwszymi klęskami. Łagodność i
optymizm zaczęły z Warszawiaków ulatywać także ze względu na
radykalizującą się postawę prasy, która coraz agresywniej krytykowała
Rząd i wodza, otwarcie zapytując, czy aby na pewno nadają się do
powierzonej im roli. Barzykowski zapisał: „Od Ostrołęki zaczyna się nasz
rozdział wewnętrzny i nasze niesnaski publiczne i razem jedno z drugim
doprowadzają nas w końcu do klęski, do grobu36”. W prasie
ponownie rozpoczyna się krytyka wystawnych obiadów i bankietów, które
„wobec głodu i drożyzny budziły niechęć”. Na łamach wypośrodkowanego w
swych opiniach Kuriera Polskiego pisano: „nie możemy pochwalać
owej manii obiadowania, kiedy wdowy, żony i dzieci żołnierzy i
poniszczonych chleba nie mogą zanieść do ust”37. Opinia
publiczna była coraz bardziej poruszona klęskami, coraz bardziej podatna
na umieszczane w gazetach (głównie związanych z Towarzystwem
Patriotycznym) artykuły ganiące wodza naczelnego, coraz bardziej skora
do wystąpień. Nastrój tych dni doskonale ukazuje artykuł z Kuriera Polskiego:
„Całemi dniami włóczą się tacy ich mościowie po ulicach, kawiarniach i
miejscach publicznych, nigdy ust nie zamykają, zawsze z nowinami i z
wiadomościami. Spotykają kogo na ulicy – nuż w skoki do niego. A co tam
nowego? a gdzie nasi? a gdzie kwatera główna? a czy to prawda? A podobno
ten to, a to zrobił? Ten zginą, ten rękę ów nogę inny głowę stracił,
tu była bitwa, tu takie błędy popełniono. Gdyby to, a to dopiero byłoby
dobrze… Woźny, który całe swe życie pisał, krytykuje szarże kawalerii,
nauczyciel, który ledwie umie na pamięć swego Kopczyńskiego, chce uczyć
jak rozstawiać działa w polu, kupiec i spekulant, który całe życie z
łokciem, albo przy rachowaniu procentów przepędził, rozprawia o
poruszeniu skrzydeł armii, o forsownych marszach, jakby tu szło o
jarmark w Łowiczu”38. Ludzie, od kiedy nauczyli się wyrażać
mową artykułowaną, zawsze dyskutowali o swoich władzach i wojsku,
dopiero jednak prasa przyniosła krystalizacje poglądów i potrafiła je
zogniskować, najczęściej na korzyść swoich politycznych protektorów.
Alekasander Krausahar w swych opracowaniach39 podkreśla, iż
dzienniki pozwalały wyładować społeczne napięcia – niewątpliwie tak.
Mogły jednakże napięcia i ludzkie namiętności podsycać. Niespokojne
czasy, głód informacji, rozkwit prasy sprzyjały sięganiu do gazet coraz
szerszych kręgów społeczeństwa. Prasa mogła i manipulowała masami, a
ten, kto uzyskał przewagę na łamach dzienników, mógł zaryzykować
sięgnięcie po władzę. Tak też się stało 15 VIII.
Lecz zanim doszło do wydarzeń
sierpniowych – 29 VI pod naciskiem opinii publicznej Skrzynecki kazał
aresztować siedem osób oskarżonych o szpiegostwo, w tym generała
Jankowskiego, Hurtiga, Sałeckiego, podpułkownika Słupeckiego, szambelna
Fanshave, K. Lessela i panią Bazanov. Rano na Świętokrzyskiej przed
mieszkaniem Hurtiga40 zebrał się tłum, czekając na wyniki
rewizji i „badania papierów”. Eskorta złożona z Gwardii Narodowej ledwo
uratowała oskarżonego przed rozwścieczonym tłumem. Zdarto mu szlify,
pozbawiono umundurowania, wyrywano nawet włosy. Skrzynecki musiał
obiecać, iż sąd odbędzie się w ciągu dwudziestu czterech godzin. Tłum
rozpoczął marsz na Mokotów, gdzie mieszkał Jankowski. Starając się nie
odpuścić do samosądu Sołtyk odciągnął kilkaset osób zachęcając, aby
udali się na Nowy Świat pod dom jego ojca – męczennika sprawy narodowej.
W tym czasie powierzono majorowi Zwierkowskiemu sprowadzenie
Jankowskiego. Umieścił on generała w powozie, okrył starym płaszczem i
okrężną drogą dowiózł do Zamku, zaś dla zmylenia tłumu drugą karetę
wojskową, pustą posłano Nowym Światem41. Powołano komisję do
zbadania sprawy oskarżonych, w komisji znaleźli się: Zwierkowski,
Ziemęcki, Wiśniewski, Czrnocki, Garbiński – prezes rady muncypialnej,
wicegubernator miasta Kamieński, sędzia Łankowski oraz Bronikowski.
Komisja początkowo nie znalazła wiele dowodów zdrady, zaś jej
członkowie – złożeni z dużej mierze z „partii zapaleńców” – mieli
przysłużyć się przekonaniu opinii publicznej o słuszności wyroku.
Utworzono też nadzwyczajny sąd wojenny pod przewodnictwem generała
Węgierskiego w składzie: kpt. Drzewiecki, kpt. Przeradzki, por
Ostrowski, ppor. K. Mochnacki i ppor R. Rupniewski – czterej ostatni
byli uczestnikami nocy listopadowej. Pod koniec czerwca nastroje były
już napięte, a ludność skora do wybuchów. Warszawiacy wykazywali ducha
patriotyzmu, z większą łatwością ulegali hasłom lewicy, z drugiej strony
pamiętajmy, iż chcąc wieszać szpiegów, w ich czynach doszukując się win
za klęski – rewanżowali się za roztoczone przed nimi ponure widmo
plądrowania Warszawy.
Chęć do pomocy i obrony nie
minęła zarówno 24 VI, gdy Rada Najwyższa Narodowa ogłosiła pospolite
ruszenie, jak i 21 VII, gdy Rada wezwała mieszkańców do kontynuowania
przerwanych na wiosnę prac, związanych z umacnianiem okopów stolicy.
Sędziowie z woźnymi, przekupnie, rzemieślnicy, cześć arystokracji,
Gwardia Narodowa, wszyscy podśpiewując ruszyli umacniać fortyfikacje.
Sklepy i wiele instytucji zamknięto na parę dni wzmożonych robót.
W sierpniu na nowo odżyła
epidemia cholery. Choroba zaczęła zbierać swoje żniwo także wśród
arystokracji (L. Żukowski). Z frontu zaczęły napływać coraz gorsze
wieści, brak podjęcia próby ataku przez Skrzyneckiego, nawoływania Nowej Polski
do zdjęcia głównodowodzącego z urzędu za bierność i nie wykonanie
rozkazów Izby sejmowej, doprowadziły do ostrych starć. Na ulicach
pojawiają się plakaty skierowane przeciw Skrzyneckiemu, na wiecach można
usłyszeć hasła nawołujące do powieszenia wodza. Nowa Polska krytykuje „motłoch wojskowy”, klubiści (w tym Maurycy Mochancki) w redakcji Dziennika Powszechnego Krajowego
przygotowują listę nazwisk zaczynającą się od Markota, a kończącą na
Czartoryskim… Od czerwca Towarzystwo Patriotyczne – jeszcze w kwietniu
liczące ok. 20 aktywnych członków – zaczyna czuć swą siłę. Rozpoczyna
ruchy mające na celu zamach stanu i przejęcie władzy.
15 sierpnia nie ukazała się
żadna gazeta, gdyż wszyscy zecerzy opuścili pracę i wyszli na ulicę.
Wieczorem, na odwrotach afiszy Fra Diavolo, publiczność odnajduje
rysunki przedstawiające szubienicę z powieszonymi Skrzyneckim i
Czartoryskim. Na skutek błędu generała Wegięrskiego42 wzburzonemu
ludowi, zgromadzonemu wokół Kolumny Zygmunta, udaje się wedrzeć do
Zamku Królewskiego. Hasła dotąd pojawiające się jedynie na papierze
urzeczywistniają się. Generał Jankowski43, Bukowski, Hurtig i
Sałecki, oraz szambelan Fanshave i pani Bazanov zostają powieszeni,
wcześniej zamordowani bagnetami. Gawiedź po pierwszym wyładowaniu
emocji, choć nie bardzo wiedziała co ma dalej począć, nadal skora była
do przelewu krwi. Padają hasła, aby wieszać arystokratów i
Czartoryskiego – choć i można dosłyszeć odpowiedzi takie jak
„Czartoryski arystokrata, ale dobry Polak”. Tłum kieruje się ostatecznie
do więzienia, niszcząc po drodze parę sklepów (czwórka ludzi, która
napada na cukiernie zostaje natychmiastowo poddana sądowi wojskowemu i
rozstrzelana44). Nie udaje się także próba wdarcia do Banku
Polskiego, który jest obsadzony silnym garnizonem. Po wdarciu się do
więzienia rozpoczyna się rzeź osadzonych tam szpiegów oraz zwykłych,
pospolitych przestępców. Zostają przebici bagnetami, następnie
powieszeni na okolicznych latarniach. Giną Petrykoski, baron Kettler,
Szlej, Gruberg, Szymański i inni. Tłum w tego wieczora był dziką bestią
trzymaną na łańcuchu Towarzystwa Patriotycznego i stronników
Krukowieckiego, która umiejętnie kierowana (a wcześniej odpowiednio
przygotowana przez lewicową prasę) uderzała w wyznaczone cele.
Strategiczne obiekty, jak Bank Polski, Wilanów oraz posiadłości
arystokratów, pozostały nietknięte. Sam Czartoryski nie ucierpiał w tak
groźnym momencie, potrafił nawet wystąpić przed tłumem hamując jego
zapędy.
16 VIII na ulicach dochodziło jeszcze do zamieszek. Domniemanych szpiegów wywlekano z kamienic i wieszano.45 Rada
Narodowa i wszyscy redaktorzy warszawskich dzienników zebrali się i
podjęli decyzję, aby wydarzenia wczorajszego dnia przedstawić w świetle
łagodniejszym, zaś zamieszki jako już zakończone – wszystko po to, aby
ostudzić wrażenie krwawych ekscesów w Europie… Pisano więc, iż spokój
zapanował w Warszawie46 zarówno w gazetach konserwatywnych,
jak i lewicowych. Oczywiście pojawiły się różne oceny wydarzeń. Maurycy
Mochancki pisał, iż zajścia był niepotrzebne, ale on osobiście czuje się
pewniej wiedząc, iż szpiedzy i zdrajcy nie żyją. Gazeta Polska, dotąd dość ostra w swych sądach, wyraźnie poruszona wydarzeniami, przestała ścigać się z Nową Polską
w nawoływaniu do wieszania. Gazety stronnictwa arystokratycznego
potępiły wydarzenia, mimo że odwrotnie, niż miało to miejsce zazwyczaj –
minimalizowały ich zasięg i skutki. Winnych morderstw rozstrzelano 22
VIII, cześć skazano na ciężkie roboty (np. kwiaciarkę Kościałkowską na
trzy lata). Władzę przejął generał Krukowiecki, szybko obsadzając
najważniejsze stanowiska zaufanymi ludźmi, równie szybko rezygnując z
niedawnych sojuszników z Towarzystwa Patriotycznego, którzy słusznie
poczuli się wykorzystani.
Niestety, mimo swej energii,
Krukowiecki nie zdołał odmienić sytuacji militarnej powstania. Ostatni
miesiąc wolności w Warszawie minął pod znakiem przygotowań do odparcia
Rosjan. Na łamach dzienników toczyła się debata, czy miasto poddać, czy
też bronić każdej ulicy. Na żarty silił się czasami Kurier Warszawski,
w którym nawoływano do synchronizacji zegarów m.in. na Zamku, gdyż w
całym mieście różnica między czasami wynosiła już 3 kwadranse. 9 IX
ukazały się wezwania do Warszawiaków, aby zachowywali się wobec
wkraczających rosyjskich żołnierzy przyzwoicie (sic!). Rosjanie, jak
podkreślili to przebywający wówczas w Warszawie dziennikarze i
pamiętnikarze, również zachowywali się godnie i spokojnie. Lecz wolność i
resztki entuzjazmu skończyły się. Jak napisał Aleksander Krausahar:
„Zmienione warunki prasowe, nie odzwierciedlają już w dziennikach
warszawskich pierwszych dni po kapitulacji prawdziwej fizjognomii
stolicy, nie dawno jeszcze przedtem tak ruchliwej i ożywionej
złudzeniami pomyślnego wyniku wojny, a między liniami nowinek
bezbarwnych silących się na spokój wewnętrzny i pogodę umysłu,
przebijają zniechęcenie, przymus i obawa przed represjami, które też
niebawem w całej sile zaciążyły na mieszkańcach”.47
Epilogiem trwającym około dwóch tygodni była Gazeta Narodowa
Ksawerego Godebskiego, wydawana w Zakroczymiu. Postulowała ona dalszą
walkę, zachęcała do niej chłopów, jednak w zwycięstwo nikt już nie
wierzył.
Przypisy
( )
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz