o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

niedziela, 31 maja 2009

MAŁA POLSKA. non comment


Pomóżmy Knurowskiemu !
http://www.knurowski.cba.pl/

PS.
R.i.P.
Tytuł: Odp: Lista "osiągnięć" rządu Tuska
Wiadomość wysłana przez: Karabella 30.05.2009, 16:28:44
--------------------------------------------------------------------------------

Dzisiaj , 3 godziny temu, na gdańskiej Oruni popełnił samobójstwo stoczniowiec zatrudniony w spółce , nie na etacie stoczniowym. Został bez odprawy i bez pracy. Miiał pięćdziesiątkę i żadnych szans na pracę. Poszedł na tory, mieszkał 200m ode mnie. Ten wszawy portal Trójmiasto nic nie napisał o nim i nikt nic nie napisze , tylko ludzie pogadają sobie w sklepie, w kościele. Człowiek był i go nie ma. Podobno w spółce też był na czarno, to rodzina będzie następną do odbioru pomocy u nas w kościele. Ilu jeszcze takich będzie? W naszym kościele wydają pomoc co piątek od lat.Zwykle mieścili się w salce katechetycznej, teraz kolejka zakręca na ulicę i ludzi tłum. Wiem , że Orunia to nie jest modna dzielnica bogatych ludzi, ale raczej robotnicza, w takich ten kryzys co go nie ma uderza najszybciej
http://niezalezneforum.pl/index.php?action=printpage;topic=709.0

piątek, 29 maja 2009

wolanie o pomoc


29.05.09 - 12:38 Dział: Zakamarki historii

Tragiczny los Polaków we Lwowie

czyli, czy Polska okupowała Lwów i Małopolskę Wschodnią?

Ukraińcy otwarcie mówią, a i w literaturze ukraińskiej często czytamy, że Polska okupowała różne ziemie ukraińskie od XIV wieku do 1939 roku. Np. tygodnik ukraiński ukazujący się w Melbourne (Australia) „Cerkiew i Żytja” w numerze z dnia 13 marca 1977 roku zamieścił notatkę o obchodzonej przez Polaków w Kanadzie rocznicy Obrony Lwowa przed Ukraińcami w 1918 roku, którą redakcja pisma zaopatrzyła taką uwagą: „Orlęta lwowscy wciąż jeszcze śnią o czasach, kiedy wylegiwali się w cudzym gnieździe”.

Wyraz "okupacja" znaczy przywłaszczenie sobie terenu. Poza tym prawdziwy okupant zazwyczaj niszczy i grabi. Polska nie podbiła i nie przywłaszczyła sobie Ziemi Lwowskiej – Małopolski Wschodniej. Weszła legalnie w ich posiadanie: ostatni księżę Rusi Halicko-Wołyńskiej Jerzy II (z rodu Piastów mazowieckich!) zrobił spadkobiercą swego księstwa króla polskiego Kazimierza Wielkiego, które po śmierci Jerzego II w 1340 roku przyłączył te ziemie do Polski. Miejscowa ludność ruska (dziś nazywana ukraińską) nigdy nie występowała przeciwko panowaniu polskiemu do 1772 roku, i austriacko-polskiemu do 1918 roku. Dwa razy – w 1648 i 1655 roku ukraiński hetman Bohdan Chmielnicki oblegał bezskutecznie polski Lwów! W tymże roku – 1 listopada Ukraińcy z pomocą upadającej Austrii zagarnęli zbrojnie Galicję Wschodnią i Lwów; gdyby był ukraiński, to by mu się poddał. Ze Lwowa przepędziła ich zbrojnie do 22 listopada 1918 roku (a więc w 3 tygodnie!) polska w większości cywilna ludność miasta, chociaż Ukraińcy mieli znaczną przewagę militarną (regularne wojsko). Marszałek Francji Ferdynand Foch powiedział w 1922 roku, że kiedy ustalały się granice Polski, Lwów wielkim głosem zawołał: „Tutaj jest Polska”. Również w okresie międzywojennym Ziemia Lwowska w świetle prawa międzynarodowego legalnie należała do Polski: umowa pomiędzy Polską a Ukrainą podpisana 21 kwietnia 1920 roku, która ustaliła granicę polsko-ukraińską na linii Zbrucza i wschodniego Wołynia, traktat (ryski) Polski z Rosją Sowiecką i Ukrainą 18.III.1921 i decyzja Konferencji Ambasadorów w Paryżu na wniosek Ligi Narodów 18.III.1923, uznająca wschodnią granicę Polski ("Encyklopedia historii Polski" t. 1 str. 188, Warszawa 1994).

Ziemia Lwowska (Galicja Wschodnia - Małopolska Wschodnia) aż przez 600 lat była związana z Polską bezpośrednio lub pośrednio i stanowiła integralną część Polski, odgrywając - szczególnie Lwów - wielką rolę w życiu narodu polskiego. Z biegiem lat tereny te stały się mieszane narodowościowo. Obok Rusinów/Ukraińców mieszkało tu coraz więcej Polaków, a obok nich mieszkali tu m.in. Żydzi (ok. 8% ogółu ludności), Ormianie i Niemcy. Ormianie całkowicie się spolonizowali, jak również dużo Niemców (raczej Austriaków) i Żydów. Polacy z Żydami stanowili większość ludności miejskiej i razem stanowili tu prawie całą klasę wyższą i średnią; przed I wojną światową Polacy i Żydzi tu mieszkający płacili aż 80% podatków.

Polacy z Żydami stanowili również większość ludności Lwowa - aż 85% ludności miasta w 1939 roku. I to nie od okresu międzywojennego. Według historyka ukraińskiego Ja. P. Kisia („Promysłowist Lwowa u periodi feodalizmu XIII – XIX st.” Lwów 1968) już w XVI wieku większość mieszkańców Lwowa stanowili Polacy. Polskość Lwowa potwierdził sam stalinowski namiestnik Ukrainy Nikita S. Chruszczow. W numerze 9/276 paryskiej „Kultury” czytamy: „...Działo się to jesienią 1939 roku, gdy Chruszczow, ówczesny I sekretarz Ukrainy przyjechał do Lwowa, by wygłosić przemówienie na wielkim wiecu publicznym (na który spędzono ludzi – M.K.), przemawiał po ukraińsku, czyli w języku znanym tylko części wiecowej publiczności. Wyznaczono więc P. (prawdopodobnie chodzi o Leona Pasternaka – M.K.), młodego podówczas komunistę, by tłumaczył przemówienie na język polski”.

Lwów był po Warszawie i Krakowie trzecim najważniejszym miastem w dziejach Polski i narodu polskiego. W Wikipedia.pl czytamy: „Był też drugim po Warszawie ośrodkiem nauki i kultury polskiej”. W życiu narodu polskiego Lwów odegrał prawdopodobnie większą rolę od tej, jaką odegrały całe tzw. Ziemie Zachodnie w życiu narodu niemieckiego!; to nie przesada: rola Lwowa w życiu narodu polskiego – a także całej Małopolski Wschodniej - była wprost przeogromna. Nie była w stanie tego ukryć nawet propaganda komunistyczna w okresie PRL, chociaż dwoiła się i troiła, aby pomniejszyć rolę Lwowa w życiu Polski i narodu polskiego; starczy sięgnąć po „Wielką Encyklopedię Powszechną PWN” (t. 1-13, Warszawa 1962-1970), aby przekonać się ile w niej mowy o polskości Lwowa (a ile rzeczy zostało tam pominiętych!). No i najważniejsza sprawa: nie w Warszawie, Krakowie czy Częstochowie, ale we Lwowie w 1656 r. Matka Boska została ogłoszona Królową Polski!; dla osoby wierzącej w Boga jest to fakt bardzo wymowny. Możemy mówić, że Bóg wyraźnie potwierdził tym przynależność Lwowa do Polski!

Ukraiński Lwów przy polskim Lwowie to prawdziwy kopciuszek. I stąd zapewne wywodzi się wyjątkowa wrogość władz ukraińskiego Lwowa do śladów polskości w tym mieście i pośrednio do Polski i Polaków. Ci ludzie - jak nikt inny – są świadomi polskości Lwowa. Stykają się z nią na każdym kroku. No bo prawie wszystko we Lwowie sprzed 1939 roku jest związane z Polakami. A że są nacjonalistami ukraińskimi to ich boli, pragną to niszczyć lub na grandę zafałszować prawdę o polskości miasta. Stąd wydane ostatnio postanowienie o tym, że Polacy nie mogą oprowadzać wycieczek po Lwowie, a tylko Ukraińcy, którzy będą opowiadać im banialuki o rzekomej ukraińskości miasta.

Tak, władze Lwowa wraz z rządem ukraińskim pragną w miarę możności niszczyć pamiątki narodowe Polaków pozostałe we Lwowie i dlatego m.in. nie chcą oddać Polsce - narodowi polskiemu arcypolskie skarby narodowe, które ukradł nam Józef Stalin-Związek Sowiecki w 1945 roku, i które we Lwowie w 1991 roku przejęła Ukraina? Po co Ukraińcom jest np. orędzie Tadeusza Kościuszki do Polaków, rękopisy dzieł polskich pisarzy, regalia polskich królów, ważne dla Polaków dzieła malarstwa polskiego, najpełniejszy zbiór polskiej prasy z zaboru pruskiego (w Wikipedia.pl czytamy: We Lwowie pozostał bezcenny zbiór prasy polskiej, zgromadzony "tymczasowo" w kościele jezuitów pw. św. Piotra i Pawła i praktycznie przez 50 lat niezabezpieczony!), polskie pamiątki teatralne, książnica POLSKA - Ossolineum?! - Nie oddają nam tego, bo wiedzą, że z braku odpowiedniej opieki (na którą to BIEDNE państwo nie stać!) wiele z tych rzeczy przepadnie. I o to właśnie im chodzi!!! Bo tak nas "kochają"! Bo tacy z nich strategiczni partnerzy Polski jak przysłowiowo z koziej d... trąba!

Możemy porównać sytuację Lwowa z 1939 roku do sytuacji Wrocławia z tego roku. Tak jak Lwów był wówczas etnicznie polskim miastem, tak Wrocław był miastem niemieckim, chociaż miał on bogatą historię polską i mieszkali w nim także Polacy, były w nadodrzańskim mieście polskie kościoły (Polacy założyli tu biskupstwo, które do 1821 należało do gnieźnieńskiej prowincji kościelnej!), organizacje, ukazywały się polskie książki i gazety, a Uniwersytet Wrocławski ukończyło setki Polaków. Pomimo tego nikt z Polaków nie mówił, że to miasto piastowskie okupują Niemcy i nikt – żadna polska partia polityczna nie głosiła oderwania Wrocławia od Niemiec. Wrocław stał się polski w 1945 roku na zasadzie należnego Polsce i Polakom łupu wojennego i na zasadzie sprawiedliwości dziejowej.

Trudno aż 2 miliony Polaków zamieszkujących Ziemię Lwowską w 1939 roku od 600 - 500 - 400 - 300 - 200 czy chociażby tylko 100 lat uważać za okupantów, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę i to, że w XIV w. większość Ziemi Lwowskiej stanowiły pustkowia i lasy, że to Polacy założyli tu większość miast (gdyby Polacy nie uczynili ze Lwowa najważniejszego miasta tego kraju, to prawdopodobnie jego by dzisiaj nie było, albo była by to nic nie znacząca mieścina) i wiele, wiele setek wsi – chyba większość wsi. Wiele z nich było czysto polskimi wioskami. Na 4 6 powiatów wschodniomałopolskich w powiatach: Drohobycz, Jarosław, Kamionka Strumiłowa, Lubaczów, Lwów-powiat, Mościska, Podhajce, Przemyśl, Przemyślany, Rudki, Skałat, Tarnopol, Trembowla, Zbaraż, Zborów i Złoczów mieszkało więcej Polaków niż Ukraińców, a w powiatach: Borszczów, Brzeżany, Buczacz, Czortków, Kopyczyńce i Sambor przewaga Ukraińców nad ludnością polską była minimalna.

Czy nawet te powiaty, które miały przewagę ludności polskiej i to od wielu pokoleń to także ziemia ukraińska okupowana przez Polaków? Na pewno nie. To była w 1918 czy w 1939 roku wspólna polsko-ruska/ukraińska ziemia i oba zamieszkujące ją narody miały do jej zamieszkiwania i posiadania pełne prawo. Rola przewodnia Polski na tym terenie sprawiała, że były on legalnie związane z Polską do 1939 roku. Jedno jest pewne: Polacy nie zachowywali się na Ziemi Lwowskiej tak jak zachowują się prawdziwi okupanci, co potwierdza historia tej ziemi: Polska nie grabiła tych ziem, ale o nie dbała jak człowiek dba o własny dom.

Polska utraciła te tereny nie dlatego, że zwyciężyła sprawiedliwość dziejowa odnośnie Ukraińców, a tylko i wyłącznie przez imperializm rosyjsko-sowiecki. O dzisiejszej przynależności tych ziem do Ukrainy zadecydowało jedynie prawo siły - sowiecka agresja na Polskę 17 września 1939 roku i przypieczętowanie tej agresji i jej skutków w Jałcie w 1945 roku przez Stalina, Roosevelta i Churchilla.

Przyłączenie Lwowa i Małopolski Wschodniej do Ukrainy nie było sprawiedliwością dziejową, gdyż dokonało je tylko i wyłącznie prawo siły – zbrojna agresja, poprzedziła i urzeczywistniała je przeogromna krzywda, jaka spotkała nie tylko miejscowych Polaków w latach 1939-1946 – włącznie z masowym ludobójstwem!, ale także cały naród polski we wszystkich dziedzinach życia. Np. okradziono wszystkich tamtejszych Polaków – wywłaszczono z ich wielowiekowego dobytku, a narodowi polskiemu skradziono olbrzymie dobra kultury narodowej – polskie pamiątki narodowe, włącznie z regaliami królewskimi, wielką galerią malarstwa polskiego, ważnymi dla historii Polski archiwami i przecennymi księgozbiorami polskimi, z arcypolskim Zakładem Narodowym in. Ossolińskich we Lwowie na czele, z najpełniejszymi zbiorami prasy polskiej.

Jeśli można mówić o okupacji Lwowa i Małopolski Wschodniej, to ten stan rzeczy jest jak najbardziej aktualny pod względem prawnym i moralnym od 1945 roku, chociaż rząd polski aktem politycznym uznał dzisiejszą przynależność Lwowa i Małopolski Wschodniej do Ukrainy, wychodząc słusznie z założenia, że są pewne wydarzenia w historii, które są nieodwołalne.

Lwów jest dzisiaj ukraiński i takim zapewne pozostanie już do końca świata. I z tym, chociaż z wielkim bólem, pogodzili się Polacy. Nie zmienia to jednak tego faktu, że ukraiński Lwów i ukraińska Małopolska Wschodnia stanowi klasyczny przykład na sadyzm historii, triumfu zła na tym świecie – niesprawiedliwości dziejowej w najbardziej jej jaskrawej formie.

Ostatni dyrektor naczelny Banku PKO w Warszawie w okresie międzywojennym (do 1939 r.) Henryk Gruber w swoich „Wspomnieniach i uwagach 1892-1942” (Londyn 1968) wspominając swoje lata lwowskie pisze m.in.: „Odrzucam wszelkie rozumowania, może nawet słuszne z punktu widzenia etnografii i geopolityki, lecz dając wodze uczuciom nie chcę ani przyjąć ani zrozumieć sadyzmu historii odbierającej nam Lwów”.

Ukraiński Lwów to nie żadna sprawiedliwość dziejowa wobec Ukraińców. To prezent od Szatana dla nich!

Taka jest prawda o rzekomo polskiej okupacji Lwowa i Małopolski Wschodniej i ich obecnej przynależności do Ukrainy.

Nie uciekajmy od tej prawdy, nawet jak naszym celem jest budowanie prawdziwej przyjaźni polsko-ukraińskiej, gdyż „tylko prawda nas wyzwoli” (Jan Paweł II). Mając to na uwadze głośmy ją otwarcie i śmiało. Nie fałszujmy własnej historii! Bo to nie służy pojednaniu polsko-ukraińskiemu, a przede wszystkim uderza w polską rację narodową. Akceptując zakłamaną historię tej ziemi prezentowanej przez Ukraińców wspieramy nieetyczne – wręcz złodziejskie praktyki Kijowa, który otwarcie mówi Warszawie: byliście okupantami i my i Związek Sowiecki mieliśmy „prawo” mordować (ludobójstwo!) i przepędzić was z naszej ziemi (czystki etniczne!). A jako okupantom nic wam się nie należy; wasze majątki, zakłady przemysłowe, domy i w ogóle wasza prywatna własność, kościoły oraz „wasze” muzea i biblioteki są nasze i tylko nasze. Możemy z nimi robić, co się nam rzewnie podoba.

No i tak robią. Oto najświeższy przykład na to:

Katolicka Agencja Informacyjna w swoim biuletynie prasowym z 23 kwietnia 2009 roku podała wiadomość, że władze ukraińskie przekazały, a ukraiński arcybiskup greckokatolicki Lwowa Igor Woźniak przejął w 2008 roku kościół katolicki św. Kazimierza, a obecnie kościół katolicki św. Jana Chrzciciela. KAI podkreśla, że ukraińska Cerkiew grekokatolicka nawet nie raczyła powiadomić o tym fakcie katolickiego arcybiskupa lwowskiego (polskiego). Tak władze ukraińskie jak i arcybiskup ukraiński Woźniak postąpili bezprawnie w świetle prawa każdego cywilizowanego kraju, a abp Woćniak również przeciw prawu kanonicznemu Kościoła katolickiego, którego są rzekomo członkiem!!! – Jednocześnie – jak informuje KAI – „garstka (ukraińskich” grekokatolików nadal nie chce opuścić sąsiedniego kościoła seminaryjnego pw. Matki Bożej Gromnicznej, aby zwrócić go Kościołowi rzymskokatolickiemu” (Gazeta.pl 23.4.2009).

10 000 Polaków we Lwowie nie może mieć swojego Domu Polskiego, bo władze miasta stawiają różne trudności. W portalu Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” w Warszawie czytamy, że ostatnio władze miasta zaproponowały Polakom kupno za 2 miliony dolarów działki pod Dom Polski, która prawnie należy nie do miasta, a do polskiego kościoła św. Antoniego na Łyczakowie; gdyby Polacy na to poszli, to byliby w konflikcie z polskim Kościołem. Co za wyrafinowana antypolska i antykatolicka przewrotność!

A ile antypolskiego jadu było w decyzji władz miejskich umieszczenia na frontonie budynku szkoły polskiej we Lwowie tablicy upamiętniającej Romana Szuchewycza (1907-1950), który brał udział w zabójstwie polskiego ministra Bronisława Pierackiego w 1934 roku, w czerwcu 1941 dowodził ukraińskim batalionem „Nachtigal” przy hitlerowskiej armii, który uczestniczył w tragicznych pogromach lwowskiej ludności żydowskiej i aresztowaniach 25 polskich profesorów wyższych uczelni we Lwowie, a jako dowódca UPA był współodpowiedzialny za czystki etniczne Polaków na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej w latach 1943-44 („Gazeta Wyborcza” 26.5.2008).

Nie możemy odzyskać Lwowa i Małopolski Wschodniej i jesteśmy raczej bezsilni wobec bezprawia ukraińskiego we Lwowie i Małopolsce Wschodniej. Jednak nigdy nie zrezygnujmy z próby odzyskania skarbów naszego – polskiego - dziedzictwa narodowego, które ukradł nad Stalin w 1945 roku, a które Ukraina uważa dzisiaj za swoją własność. Dajmy wreszcie Ukraińcom do zrozumienia, że „kradzione nie tuczy” ”, że krzywdząc Polaków we Lwowie, krzywdzą również wszystkich Polaków!! Że to im bardziej niż nam powinno zależeć na poprawnych stosunkach polsko-ukraińskich.

Marian Kałuski

środa, 27 maja 2009

poniedziałek, 25 maja 2009

RAPORTY z DRUGIEJ PÓŁKULI

2009/05/23

Nie wrzucać petów do pisuarów. My wam nie szczamy do popielniczek
.
Kurewscy pismacy polskojezycznych gadzinowek! My sie nie pchamy na wasze łamy, a wy dzisiaj naszczaliscie do popielniczki.
Przestancie wtykac swe niepodtarte czerwone ryje do blogosfery, lokajskie dupolizy, dinozaury postpeerelu, sprzedajne kanalie. Michnik, Michalski, Lis, Sadurski, Wronski, Milewicz, Skalski, Janke, Leski i cala reszta pomniejszych bydlakow przez zdrade narodowa pielegnujaca swe gowniane kariery.
I cala ta pseudointelektualnie zarzygana warszawka dla ktorej liczy sie jedynie kto powiedzial, a nie co powiedziano, bo tresci WSIoki bez pomocy partyjnego lektora i tak nie sa w stanie zrozumiec.
"Niech sie ujawnia, a pozniej wystrzelamy ich jak kaczki". Ten stalinowski koncept przerabilalismy juz kilka razy po drugiej wojnie i dzis brzmi on wyjatkowo nieswiezo w zatechlych ryjach mainstreamu.
Autor: viilo o 05:04 0 komentarze


**************

PS.

SZOK "REFORM"

Zachód już w 1993 wiedział, że "plan Balcerowicza" to porażka

W 1993 roku ukazał się na łamach Forbesa bardzo ciekawy artykuł z gatunku tych za które w Polsce jeszcze dzisiaj można dostać etykietę oszołoma. Poniżej znajdziesz tłumaczenie tego artykułu (bardziej wierne niż ładne) oraz wersję oryginalną.


Wysoki koszt Jeffreya Sachsa

Steve H. Hanke, Alan Walters. Forbes, 21 czerwca 1993, strona 52

„Zachód sfinansował zły rodzaj reform w Europie Wschodniej a teraz przepisuje to samo głupie lekarstwo Rosji.

Wiele złego wyniknęło ze skandalicznych błędów popełnionych przez sławnych „guru.” Nigdzie nie jest to bardziej oczywiste niż w Europie Wschodniej gdzie rządy płacą bezrobociem i stagnacją za postępowanie zgodnie ze złośliwymi radami.

Krytyczny raport został ogłoszony przez Europejską Komisję w Brukseli i londyńskie Center for Economic Policy Research. Raport wymienia co poszło źle w ekonomicznych reformach w Europie Wschodniej.
Czarnymi charakterami raportu są zwolennicy “terapii szokowej” tacy, jak Jeffrey Sachs z Harvardu. Rekomendowali wykorzystanie bardzo restrykcyjnej polityki monetarnej by poprzez szok przywrócić gospodarkę do życia. Terapia szokowa zadziałała w Niemczech po drugiej wojnie światowej, gdy zastosowano ją w wolnorynkowej gospodarce, w której obecna była społeczna infrastruktura. Ale Rosja i Europa Wschodnia w 1993 to nie Niemcy w 1948. Ich gospodarki są usztywnione, niezreformowane i zbiurokratyzowane. Zamiast przywracać życiu, terapia szokowa tylko powoduje ból.
(...)
Forbes opublikował wywiad z jednym z autorów niniejszego tekstu (Walters, 5.02.1990). Wywiad miał miejsce w styczniu 1990 czyli w miesiącu, w którym Polacy wprowadzili swoją terapię szokową. Wywiad przewidywał, że reformy pójdą źle. I poszły.

(...) każdy człowiek o otwartym umyśle, który zastanowił się nad przypadkami takich państw jak Chile czy nawet Wielka Brytania mógł to przewidzieć. Ale makroekonomiści, którzy wydają się posiadać wyuczoną niezdolność do oceny realiów gospodarczych nie wydają się ludźmi o otwartych umysłach.

Podczas spotkania ministrów i doradców w listopadzie 1989 roku w Warszawie otrzymaliśmy poniższe prognozy, które teraz można porównać z rzeczywistością.

Prognoza: produkcja będzie spadać o 5% przez sześć miesięcy a później nastąpi poprawa i rozpocznie się wzrost.

Rzeczywisty rezultat: Produkcja przemysłowa spadła jak kamień, spadając o 25% w samym pierwszym kwartale 1990. Później dalej się zmniejszała, choć w wolniejszym tempie, aż do drugiego kwartału 1993.

Prognoza: Po powiązaniu złotego z dolarem po kursie 9500 za dolara inflacja spadnie w ciągu roku lub dwóch i będzie się utrzymywać na poziomie z którym mamy do czynienia na Zachodzie.

Rzeczywisty rezultat: Złoty podążył jednokierunkową drogą aż do piwnicy a teraz kurs wymiany wynosi 16290 za dolara. Roczna inflacja pozostaje na poziomie ok. 40%. [Warto dodać, że artykuł powstał w 1993 roku więc autorzy nie mieli nowszych danych, z których wynika, że jeszcze w 1998 roku inflacja wynosiła 11,8% czyli znacznie więcej niż na Zachodzie]

Prognoza: W ciągu dwóch lat nastąpi potężna selekcja [eliminacja] wśród przedsiębiorstw państwowych, sprywatyzowane zostanie 50% (a według niektórych wskaźników 70%) sektora publicznego.

Rzeczywisty rezultat: Nie było prawie żadnej eliminacji dużych państwowych przedsiębiorstw, które w dalszym ciągu pożerają większą część polskiego kredytu. Choć powtarzane się obietnice „masowej prywatyzacji” mało dotychczas zostało osiągnięte. Tylko jakieś 200 000 pracowników jest zatrudnionych w świeżo sprywatyzowanych małych i średnich przedsiębiorstwach, które nie mają dostępu do kredytu.

Nie jest więc zaskoczeniem, że polski rząd i jego zewnętrzni doradcy użyli machiny propagandowej państwa by przedstawić żałosne polskie dokonania jako wielki sukces. Nawet ci, którzy powinni być lepiej zorientowani, ludzie tacy jak George Bush i Richard Nixon dali się nabrać. Prawda jest taka, że reformy to fiasko.

Nieszczęśliwie dla świata, architekci terapii szokowej teraz dominują reformy w Rosji. Ekonomicznym zwiadowcą Borysa Jelcyna jest nie kto inny niż Jeffrey Sachs a jego pomocnik, David Lipton, jest teraz zastępcą sekretarza w amerykańskim Departamencie Skarbu. Sachs bez wytchnienia promuje Rosyjską reformę wzorowaną na modelu polskim. Jelcyn jest gotów połknąć lekarstwo. Sachs prosi o 32 mld dolarów rocznie zachodniej pomocy by sfinansować swoje błędne reformy.

Nie dawajcie mu ich. Polska porażka jest poważna ale nie jest katastrofą dla Zachodu. Rosyjska porażka (a Rosja jest znacznie bardziej socjalna niż Polska) będzie katastrofą. Zachód powinien powiedzieć „nie” terapii szokowej w Rosji i nalegać by Rosjanie przyjęli bardziej rozważną ścieżkę reform.”
http://myslozbrodnia.blogspot.com/2006/05/zachd-ju-w-1993-wiedzia-e-plan.html

sobota, 23 maja 2009

ISKRY


http://iskry.pl/index.php?option=com_seyret&task=videodirectlink&id=115













2009-02-06 12:11
Polska dla Polaków (czyli
jeden z powodów dziury w budżecie)
Z jakiejkolwiek pozycji byśmy nie starali się spojrzeć na otaczający nas świat, nigdy nie zobaczymy więcej niż jest w nas samych. Więc nie ograniczajmy się, a tym bardziej nie dajmy się ograniczać przez innych.
Ci inni potrafią świetnie wykorzystać nasze lenistwo i chwilowy brak chęci do wewnętrznego, duchowego rozwoju. Mają przecież w tym swój interes, a potrzebują nas często jedynie, jako swoich sojuszników w pewnych momentach i chwilach, kiedy dążą do osiągnięcia założonego przez siebie celu. W każdej sytuacji, więc starajmy się zmuszać do myślenia i wnikliwej oraz obiektywnej analizy sytuacji. Pamiętajmy o tym i nigdy o tym nie zapominajmy. Nie pozwólmy także, aby zawładnęła nami złość i nienawiść. Te uczucia stanowią dla nas jak gdyby filtr, który nie pozwala na obiektywizm, a jedynie na fałszywą stronniczość, wywołaną przez zewnętrzne siły i różnorakie wpływy. To one każą nam nienawidzić ludzi, zabijają w nas uczucie szacunku i miłości do innych. Nie dajmy się, a po prostu walczmy o czystość naszych serc i umysłów. Nauczmy się także rozróżniać sfery uczuć od zwykłego pragmatyzmu. Nie wrzucajmy tego, tak jak to chcą inni do jednego worka. Pamiętajmy, człowiek to istota myśląca, myślmy, więc i nie pozwólmy, aby ktoś myślał za nas, a tym bardziej nie pozwalajmy, aby ktoś narzucał nam sposoby myślenia. Polska dla Polaków - tak wyczytaliście w tytule, to o tym haśle chcę porozmawiać i uczulić was na zewnętrzne wpływy, nakazujące wręcz odbierać je, jako rasizm i nacjonalizm. A czy tak jest naprawdę, jak piszą niektóre gazety i mówią różni redaktorzy czy reporterzy stacji radiowych i telewizyjnych. Pomyślcie, postarajcie się to hasło odczytać i przeanalizować z różnych „poziomów”. Dla obcokrajowca przebywającego chwilowo w Polsce jest ono obojętne, ale też myślę że jasne i zrozumiałe, rozumie on je poprzez pryzmat swojego kraju, swojej Ojczyzny. Dla Polaka, szczególnie dla takiego, w którego sercu, choćby tylko tliła się iskierka miłości dla Ojczyzny - hasło to jest bardzo czytelne i jasne. Najczytelniej rozumieją je wszyscy ci, którzy stracili na przestrzeni wieków swoich najbliższych tych, którzy w walce o wyzwolenie Polski oddali swoje życie, i polegli po to, abyśmy my wszyscy w całej Polsce mogli swobodnie rozmawiać po polsku, a w cieniu biało-czerwonej, naszej narodowej flagi, dumnie spoglądał na nas biały orzeł, godło naszej Ojczyzny – godło, które dumnie póki co noszą sportowcy reprezentujący nas w międzynarodowych zawodach czy rozgrywkach. Słowa Polska dla Polaków, nie oznacza nienawiści do innych nacji i narodowości zamieszkujących nasz kraj, jak piszą wrogie naszej Ojczyźnie gazety. Hasło to na pewno także nie mówi, że ci, co je głoszą żądają usunięcia wszystkich niepolaków z Polski. Tak jednak sugerują i sugerować wam będą niektóre media. Słowa te na pewno głoszą miłość dla Ojczyzny oraz szacunek dla naszych przodków, pamięć o ich czynach i celach, o które walczyli oddając swoje życie. Polska dla Polaków to hasło - pomnik, dla wszystkich pokoleń patriotów polskich, mówiące o tym, że Polską powinni zarządzać i o Polsce decydować Polacy. Że w Polsce najważniejszą osobą, dla której pisane są wszelkie przepisy z konstytucją włącznie, jest Polak i jego rodzina. Inni - po prostu muszą się do przepisów, ustaw, uchwał i zarządzeń obowiązujących Polaków - dostosować. Nie może i nie powinno być odrębnego, gorszego prawa dla nas a innego dla...Nie powinno być tak jak obecnie, że Polacy są niczym. A wszyscy bez wyjątku, kto by tylko do nas przyjechał chcąc prowadzić swoją zagraniczną firmę w Polsce, zwolnieni są z podatków, ich też dotyczą niezliczone ulgi, do których my Polacy nigdy nie mieliśmy i nie mamy żadnego dostępu. A skąd biorą się te ulgi, bo przecież nie są chyba rewanżem za podobne ulgi dla Polaków w innych krajach. Takich przecież nie zaznacie nigdzie tylko tutaj w Polsce, w naszej Ojczyźnie. Czyżby to polscy Patrioci uchwalali takie przepisy, które biją w ich rodaków i pozwalają okradać naszą Ojczyznę, doprowadzając jej gospodarkę na skraj bankructwa. Czy to Patrioci polscy zasiadający w Radach Miejskich podejmują uchwały dofinansowujące zagraniczne, prywatne inwestycje z budżetu miast, czyli z naszych pieniędzy. A tak się dzieje i często kwoty te to dziesiątki milionów, a zatrudnieni u tych „dofinansowywanych” nasi rodacy zarabiają głodowe pensje. Niejednokrotnie także taki dofinansowany inwestor, nie płaci za realizację swojej, dotowanej przez nas inwestycji Polskim wykonawcom i podwykonawcom, doprowadzając ich do bankructwa. Wykorzystuje ku temu różne kruczki prawne i dające się na setki sposobów interpretować przepisy, aby obejść prawo i wyjść z uśmiechem na swoje. Pytam więc kto, czy to Polscy Patrioci uchwalają takie właśnie prawo, czy Polskim Patriotom jest na rękę chora i wadliwa legislacja polskiego prawa i wszelkiego rodzaju przepisów. I wreszcie czy to Polscy Patrioci stanowią tę coraz większą bandę skorumpowanych urzędników. I tych, którzy lekką ręką na swoje widzimisie wydają ciężko zapracowane przez naszych rodaków pieniądze, stanowiące budżet naszej Ojczyzny. Polska dla Polaków, powiem więcej Polska dla Patriotów Polskich. Niech oni decydują o swojej Ojczyźnie i rodakach, w kraju i za jego granicami. Niech Patrioci Polscy tworzą prawo dla swojej Ojczyzny, dla Polaków. I niech ono będzie równe dla wszystkich, dające równe szanse każdemu, zarówno naszym rodakom jak i każdemu uczciwemu obcokrajowcowi, który przyjedzie do Polski, i będzie żył, pracował, inwestował oraz rozwijał się na tych samych zasadach, co my Polacy. Pozdrawiam wszystkich i życzę, aby spełniły się te, nakreślone przeze mnie wyżej słowa jak najszybciej. Należy się to mojej Ojczyźnie, I Wam moim rodakom. Macie żyć godnie a wasze rodziny dostatnio. To nie jest trudne do osiągnięcia, i aby Polska była krajem bogatym, wystarczy tylko wszelkie siły ukierunkować na człowieka i jego rodzinę. Zadbać o to, aby każda rodzina w Polsce żyła godnie i zasobnie - a to wystarczy. Zasobne rodziny to bogate Państwo. Musimy jednak robić to jak najszybciej, bo może okazać się, że będzie za późno, bo Polska nie jest już Polska.
Przemysław Kudlińskiźródło: Prace autorskie

czwartek, 21 maja 2009

P *** i Czesi. Casus 1 400 000

POLACY I CZESI

Orędzie noworoczne Prezydenta RP
31 grudnia 2007 r. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński wygłosił orędzie noworoczne:

"Szanowni Państwo, Drodzy Rodacy,

jak co roku jako Prezydent Rzeczpospolitej, w tą szczególną sylwestrową noc, mam zaszczyt zwrócić się do obywateli z noworocznym przesłaniem. Za nami bogaty w wydarzenia rok 2007.

Kończący się rok był rokiem szybkiego wzrostu gospodarczego, był rokiem umacniania się pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Z tego punktu widzenia był to bardzo dobry rok dla naszej Ojczyzny. Szybko spadało bezrobocie – choć w dalszym ciągu pozostaje istotnym problemem. Wzrastał poziom inwestycji. W rankingu międzynarodowym Polska jest jednym z najatrakcyjniejszych miejsc dla inwestowania. Wydaje się, że nasz kraj bardzo dobrze korzysta z szansy jaką było przystąpienie do Unii Europejskiej.

Jako prezydent Rzeczpospolitej pragnę dążyć do tego aby z owoców wzrostu gospodarczego skorzystała jak największa część Polaków, a nie, jak to bywało dotychczas, jedynie wąska grupa. Dlatego, w mijającym roku podjąłem współpracę ze związkami zawodowymi w sprawie umocnieniem praw pracowniczych. Po to, aby naturalna w gospodarce rynkowej chęć zysku, nie zdominowała interesu większości, a tą większością w dalszym ciągu są pracownicy.

Umocniliśmy pozycję Polski w świecie. Podpisaliśmy dobry dla Polski Traktat w Lizbonie, weszliśmy do Strefy Schengen. Ważnym wydarzeniem było wywalczenie, razem z Ukrainą, prawa do organizowania EURO 2012. Zresztą ten rok był w ogóle dobry dla polskiego sportu, który jest istotnym elementem naszego życia społecznego. Na szczególne podkreślenie zasługuje awans do Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej. Pierwszy awans w historii.

Rok 2007 to także czas gorących sporów politycznych. Sprzyjały temu przedterminowe wybory. Niezależnie od różnych ocen tych wyborów, do których w demokratycznym państwie mamy prawo, cieszy wyższa frekwencja wyborcza. Mam nadzieje, że ta wyższa frekwencja to znak coraz większego zaangażowania obywateli Rzeczpospolitej w życie publiczne.

Drodzy Rodacy,

w tym ostatnim dniu roku, ogarniamy swoją myślą Polaków rozsianych na całym świecie. Potomków zesłańców na Syberii i w Kazachstanie, Polaków na Litwie, na Białorusi, na Ukrainie i na Zaolziu. Dumną ze swych polskich korzeni Polonię amerykańską i tych, którzy w ostatnich latach, w celach zarobkowych, wyjechali do Wielkiej Brytanii, do Irlandii i do innych krajów Europy.

Szanowni Państwo,

mamy wszelkie powody, jako naród, jako społeczeństwo, aby patrzeć z optymizmem w nadchodzący rok 2008. Ale dla większości z nas niezwykle istotna jest rodzina. Dlatego chciałem wszystkim Państwu życzyć powodzenia w życiu prywatnym. Niechaj w każdej polskiej rodzinie zagości optymizm, miłość i duma z naszej ukochanej Ojczyzny."


Novoroční projev Prezidenta Republiky
Vážení spoluobčané,

dovolte mi Vás pozdravit a popřát Vám šťastný a úspěšný rok 2008. Věřím, že i pro Vás je tento den nejen svátkem a odpočinkem po silvestrovských oslavách, ale i chvílí k zamyšlení nad rokem, který je před námi.

Nebuďme pověrčiví, ale začíná rok, který končí osmičkou. A jakkoli to nejspíše byla jen souhra okolností, ve 20. století se události, které nás ovlivnily nejvíce, odehrály právě v těchto letech.

Na rok 1918, na okamžik vzniku našeho samostatného státu, vzpomínáme rádi, protože tehdy se u nás zrodila svobodná a demokratická společnost. Je dobře, že se těmito slovy dá charakterizovat i náš dnešek. Naše současná společnost je sice rozdělena politicky, sociálně i podle některých dalších dělících čar, ale spojuje nás velmi intenzivní vztah k naší zemi, národu, jazyku. To je důležité právě teď, kdy se hranice stávají snadno prostupnými a kdy se nám Evropa a svět plně otevírají (a my jim). Svou identitu si pěstovat a chránit musíme, nechceme li – tak jako tolikrát v minulosti – o svou svobodu přijít. Republiku, kterou naši předkové před devadesáti lety založili, musíme budoucím generacím předat svobodnou, demokratickou a prosperující.

Na rok 1938, znamenající konec první republiky, ztrátu celistvosti našeho státu a předzvěst německé okupace, vzpomínáme velmi neradi. Říkáme sice „byli jsme zrazeni“, ale obvykle se málo zamýšlíme nad tím, zda – a jak moc – jsme k tomu, co se tehdy stalo, přímo či nepřímo přispěli i my sami.

Svými následky naše novodobé dějiny poznamenal na dobu nejdelší únor 1948. Vůči, po něm následujícím čtyřem desetiletím, lhostejní či smířliví být nesmíme. Při jejich hodnocení ale nevystačíme s líbivými proklamacemi, které někteří dnes tak snadno zastávají, protože je už nic nestojí. Bojovat včerejší bitvy není příliš obtížné a odvážné. Nostalgicky vzpomínat na onu prazvláštní jistotu rovnosti v bezmoci a útisku tehdejší doby přijatelné také není.

Nejvíce z nás zažilo rok 1968, kdy se tak silně projevilo všeobecné volání lidí naší země po svobodě a demokracii, a kdy se ukázalo, že komunistický režim bez použití násilí fungovat nemůže.

Není třeba propadat pasivitě a dojmu jakési dějinné nevyhnutelnosti. To, co jsme prožívali, nebyl žádný vnější, námi samotnými nezměnitelný osud. A nebude tomu tak nikdy.

Přál bych nám všem, aby se rok 2008 stal rokem naší aktivity, aktivity ve sféře osobní i veřejné, v životě soukromém i v politice, neboť – a to si řekněme nahlas a s jistou odvahou – přes nemalou řadu osobních i společenských problémů, které kolem sebe každý z nás vidíme a cítíme, dnes asi žijeme v nejlepším období naší země, v jakém jsme kdy žili.

Říkám to s plným vědomím obav, které mnozí právě teď pociťují. Naše celková životní situace se špatně měří, ale o mnohém svědčí naše vlastní jednání. Co je lepším důkazem než to, že ve velkém počtu neodcházíme někam do světa, i když už teď můžeme, a že se naopak naše země stává místem, kam přicházejí lidé odjinud? Co jiného naznačuje obrovský nárůst hypoték, než víru v dnešek, a hlavně v budoucnost? Ne každého z našich vývozců těší posilování koruny, ale čeho jiného je to důkazem než sílící české ekonomiky? Máme před sebou ještě dlouhou cestu, ale při vzniku České republiky, před pouhými 15 lety, jsme ekonomicky dosahovali jen o kousek více než poloviny úrovně nejvyspělejších západoevropských zemí, zatímco dnes jsou to už téměř tři čtvrtiny. Je to malé zlepšení?

Říkám to i s vědomím toho, že život nemá jen své příjemné stránky. Generace našich rodičů a prarodičů, která žila a pracovala v podmínkách daleko obtížnějších, než jsou ty dnešní, se nelehko vyrovnává s rychle se měnícími podmínkami života v moderní společnosti. Potřebují zájem, péči a lásku hlavně ze strany svých dětí, které vychovali a připravili pro život. Žádná státní politika to nemůže nahradit.

Podobně nemůže stát, ale ani žádná jiná instituce, zastoupit výchovu dětí vlastními rodiči. Zamysleme se, zda zajišťováním materiálního blahobytu dětí nezakrýváme nedostatek času, péče a lásky, kterou bychom jim měli dávat.

Nezapomínejme ani na specifické problémy dalších našich spoluobčanů – rodin s dětmi, zdravotně postižených, lidí bez domova a sociálně vyloučených, romské populace a dalších. Nesmíme se bát o jejich problémech otevřeně mluvit a motivovat jak nás samotné, tak i ty, kteří se v těchto situacích nacházejí, s tím něco udělat.

Přicházejí i věci nové, které od nás leccos vyžadují a vyžadovat budou. Vstupem do tak zvaného Schengenu se naše hranice otevírají v podstatě absolutně. Bude to jistě mít pozitivní efekty, ale přináší to i rizika, na která nesmíme zapomínat. Nebo se nám připomenou sama a nečekaně.

Naše ekonomika již několik let úspěšně roste, ale mráčky na obloze jsou. Omezení, která pod nejrůznějšími záminkami přicházejí jak od nás samotných, tak ze zahraničí na sektor energetiky, ale nejen na něj, zvyšují ceny. Rostou ceny energií, ale i dalších výrobků, neboť i při jejich výrobě je energie nezbytná. Rostou také ceny potravin, k čemuž přispívá i to, že je orná půda stále více využívána na produkci tzv. obnovitelných zdrojů energie a ne na výrobu potravin. Zkusme se i v těchto věcech chovat maximálně rozumně a nedělejme žádná zbrklá opatření.

Letos se s Vámi jako prezident republiky setkávám na prahu nového roku již popáté. Když se ohlédnu zpět, byla to léta v mnohém nejednoduchá, ale celkově úspěšná. Máme všechny předpoklady k tomu, abychom i roky, které jsou před námi, mohli v budoucnu bilancovat podobně nebo raději ještě lépe. Jsem v tomto směru optimistou a chtěl bych Vás ubezpečit, že za sebe pro to udělám všechno, co bude v mých silách.

Přeji nám všem, abychom za rok vzpomínali na nadcházejících 12 měsíců jako na rok, který se vydařil.

Václav Klaus, Pražský hrad, 1.1.2008






prof. ing. Václav Klaus
president České republiky
prof. inż. Wacław Klaus
prezydent Republiki Czeskiej
13 pażdziernika 2008r.
na spotkaniu
ze studentami Szkoły Głównej Handlowej
w Warszawie
wywiad dla dziennika "Rzeczpospolita"
Marksizm, freudyzm, klimatyzm
***

*******************
PS.
MALY KRETACZ vs SEPLENIACY KRETACZ.

Mały Krętacz vs. Sepleniący Krętacz

Zakończył się właśnie kolejny talk-show przedwyborczy, tym razem za gadające głowy robili były prezydent A. Kwaśniewski oraz niedoszły prezydent D. Tusk.
Tusk tradycyjnie nie odpowiedział na żadne pytanie, natomiast bezczelnie, podobnie jak w ubiegły piątek, usiłował być złośliwy, co wychodziło mu raczej średnio.
Dwa dobre strzały Małego Krętacza, to sugestia, że może udzielić Tuskowi korepetycji w wygrywaniu wyborów prezydenckich, oraz cytat z programu Platformy, dotyczący prywatyzacji szpitali.
Donald jak zwykle "nie chciał być złośliwy", wolałby "nie wspominać przez litość" różnych rzeczy, zarzucał Kwaśniewskiemu, że "nie przygotował się do debaty", a także sięgnął do swojego ulubionego bon-mot, że "czas się kończy".
Poza tym obaj panowie zgodnie wbijali szpile obu Kaczyńskim, zwłaszcza w temacie "polityka zagraniczna", a także z podziwu godną lekkością i swobodą przypisywali sobie wszelki mozliwe sukcesy wszelkich możliwych rządów.
W trzeciej części doszło do dosyć żenującej pyskówy, w której rozmówcy zarzucali sobie nawzajem kłamstwa (choć raz powiedzieli w tej debacie bezwzględną prawdę) zupełnie ignorując prowadzącą pogram :)
Podsumowując - żadnych zaskoczeń nie było. Dużo demagogii z obu stron, przy czym Tusk jechał po bandzie, ale widać jest przekonany, że bezczelnością można wygrywać. Zdaje się też, że już bezkrytycznie uwierzył w miażdżące zwycięstwo PO i swoje premierostwo, choć się trochę kokieteryjnie krygował. Zaś płomienny apel w podsumowaniu, w którym wygłosił kazanie do wyborców LiD-u, to był szczyt hipokryzji w obecnej kampanii wyborczej.
Kibole Platformy nie zawiedli. Klaka była jak należy, choć bez takiej chamówy, jak w wypadku debaty z Premierem.
A prawdziwy wynik tej i innych debat poznamy 21.X wieczorem. Ciekawy jestem miny premiera Tuska.

--------------------------------------------------------------------------------

http://zezem.salon24.pl/17906,maly-kretacz-vs-sepleniacy-kretacz


--------------------------------------------------------------------------------



Żydzi polscy a republika bananowa
Posted by: starywiarus on: 2007-12-01
In:obywatelstwo
Comment!
Wychodźstwo 2009
Wielkim lobem zza oceanu
Kup pan paszport
Emigracyjny
Media krajowe,przemawiające z pozycji urażonej godności narodowej,tonem pełnymoburzenia na żydowską bezczelność, doniosły:

———————–
“Kilkanaście tysięcy Żydów z Izraela DOMAGA SIĘ potwierdzenia polskiego obywatelstwa. Są byłymi obywatelami II RP lub ich potomkami. Nikt nie ukrywa, że w młodych Izraelczykach KTÓRZY NIE MÓWIĄ SŁOWA PO POLSKU – wcale nie obudzila sie nostalgia za krajem przodków. Zależy im po prostu na uzyskaniu wyjątkowo atrakcyjnego paszportu Unii Europejskiej.”

“Rzeczpospolita”, 10 marca 2007
———————–


A to dopiero chytre Żydy!
Chcieliby atrakcyjne polskie paszporty, a NIE MÓWIĄ SŁOWA PO POLSKU!
W dodatku NIE CZUJĄ NOSTALGII!!!
A takiego wała jak tyczka Kozakiewicza, a nie polski paszport!!!
Wolniej, wolniej, wstrzymaj konia…
Nikt jak dotąd nie podniósł w komentarzach, żete kilkanaście tysięcy petentów w Tel Avivie to są w znakomitej większości, na mocy polskiego prawa, OBYWATELE POLSCY,posiadający również, całkowicie legalnie według polskiego prawa, obywatelstwo Izraela.
Obywatel polski, który obywatelstwo polskie nabył przez urodzenie z jednego z rodziców z obywatelstwem polskim i dalej je posiada, bo go nigdy nie utracił, nie ma ustawowego obowiązku znajomości języka polskiego. Nieznajomość języka polskiego przez obywatela RP nie jest karalna utratą praw obywatelskich ani utratą polskiego paszportu, o czym może zaświadczyć między innymi Emanuel Olisadebe, nigeryjski futbolista, któremu Aleksander Kwaśniewski swego czasu nadał obywatelstwo polskie za to, że Olisadebe potrafił dobrze piłkę kopać.


Stawiam pół litra pejsachówki każdemu zdeterminowanemu i pryncypialnie usposobionemu obywatelowi Izraela pochodzenia polskiego, który wytoczy i wygra sprawęsądową przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej o naruszenie jego praw obywatelskich jako obywatela polskiego, stworzy precedens iwyciągnie na widok publiczny starannie zamieciony przez III/IV Rzeczpospolitą pod dywan skandaliczny stanprawa RP o obywatelstwie polskim, jeden z ostatnich zachowanych w dobrym stanie stalinowsko-bizantyjskich reliktów prawa PRL.

Pod pejsachówkę, stawiam dodatkowo podwójną porcję latkes albo gefilte fischkażdemu podwójnemu obywatelowi Polski i Izraela, który wniesie sprawę do ECHR w Strasbourgu o naruszenie przez RP jego prawa obywatela Unii Europejskiej do swobody podróżowania, pracy i zamieszkania na terytorium Unii, poprzez odmowęwydania mu paszportu polskiego podnieprawdziwym, pozaprawnym i nie trzymajacym się kupy pretekstem. Nie tylko wygra, nie tylko uzyska odszkodowanie ze skarbu państwa RP, ale jeszcze do tego wyeksponuje publicznie bezinteresowną wredność aparatu państwowego RP wobec niektórych kategorii obywateli polskich.
Pół litra żytniej stawiam natychmiast, bez czekania na przyszłe orzeczenia sądów, Agnieszce Magdziak-Miszewskiej, ambasadorowi RP w Izraelu. Z pobudek humanitarnych, aby znieczulić ból kręgosłupa, obolalego z powodu wykonania bez rozgrzewki podwójnego politycznego salto mortale z potrójną śrubą:
Na swoim poprzednim stanowisku – konsula generalnego RP w Nowym Jorku, p. Magdziak-Miszewska miała ujmujący zwyczaj maniakalnie upierać się, że obywatele USA posiadający również obywatelstwo polskie powinni, a nawet muszą, mieć również paszporty polskie.


Na swoim obecnym stanowisku – ambasadora Polski w Izraelu,p. Magdziak-Miszewska zobowiązana jestmaniakalnie upierać się, że obywatele Izraela posiadający również obywatelstwo polskie nie muszą, a nawet nie powinni, mieć również paszportów polskich.


Przyczym tak jedno, jak i drugie pani Agnieszka musi umieć uzasadnić tymi samymi postanowieniami tej samej ustawy. Jeśli pani ambasador nie będzie się upierać w myśl salta nr 2, to będzie musiała wydać kilkanaście tysięcy polskich paszportów obywatelom Izraela i narazić się na lincz polityczny w Ojczyźnie, słynnej z tolerancji.


Dlaczego Polska ma teraz poważny kłopot prawny?

Dlatego, że te kilkanaście tysięcy podań w Tel Avivie to nie są żadni nachalni cudzoziemcy bezzasadnie ubiegający się o NADANIE obywatelstwa polskiego. Takiego nadania Prezydent RP może formalnie i praworządnie odmówić każdemu cudzoziemcowi, bez podania przyczyn.
To są de iure obywatele polscy, usiłujacy skorzystać ze swoich konstytucyjnych praw obywatelskich w obliczu pozaprawnej obstrukcji przez polski aparat urzędniczy, zaskarżalnej tak do polskich sądów, jak i do europejskiego trybunału praw człowieka (ECHR).
Dlaczego to są obywatele polscy?
Bo według prawa polskiego, obywatelstwo polskie dziedziczy się w nieskończoność. Nie można się też go zrzec na wlasny wniosek bez osobistej (!) zgody Prezydenta RP (dawniej bez formalnego zezwolenia Rady Państwa PRL). Definicja obywatelstwa polskiego, takw Konstytucji RP, jak i w obowiazującej do dziś (z kosmetycznymi zmianami dotyczącymi głownie terminologii), gomułkowskiej ustawie z dnia 15 lutego 1962 roku o obywatelstwie polskim,jest rekursywna, to jest odwołująca sie do wydarzenia w przeszłosci. Ustawa stanowi, że obywatelem polskim jest automatycznie każdy, kto urodził się był z conajmniej jednego z rodziców posiadającego obywatelstwo polskie.
Nie ma w ustawie żadnego ograniczenia liczby pokoleń, przez które dziedziczy się obywatelstwo. Nie ma też dla ustawy zadnego znaczenia miejsce urodzenia i stalego zamieszkania, znajomość języka, więź kulturowa etc.

Każdy, kto na jakimkolwiek etapie nieograniczonej liczby pokoleń odziedziczył dowolnie drobną część DNA obywatela polskiego, przekazaną mu przez któregoś z dowolnie dalekich przodków,w wyniku aktu kopulacji dowolnie odleglego w czasie i przestrzeni – jest w myśl ustawy obywatelem polskim, wyposażonym przez polskie prawo w komplet praw i obowiązków obywatelskich.
Taka jest bezpośrednia konsekwencja prawna ekstremalnej, ultra-nacjonalistycznej interpretacji przez Rzeczpospolitą Polską “prawa krwi” (ius sanguini), której Polska broni jak niepodległości. W myśl ius sanguini, obywatela polskiego definiuje mistyczna “polska krew”, niezależnie od tego, jak rozcieńczona przez upływ pokoleń.
Istnieje tylko jeden techniczny wyjątek: - W razie urodzenia dziecka z jednego z rodziców z obywatelstwem polskim, a drugiego z obywatelstwem wyłącznie niepolskim, rodzice mogą dokonać wyboru obywatelstwa wyłącznie niepolskiego dla dziecka. Ale jedynie pod warunkiem, że zrobią to w nieprzekraczalnym terminie trzech miesięcy od daty narodzin. Mało kto wie o tym techniczno-prawnym drobiazgu z nieprzekraczalnym terminem zgłoszenia, więc mało które małżeństwo mieszane, stale zamieszkałe za granicą, natychmiast po porodzie biegnie z noworodkiem do najbliższego konsulatu RP. Po upływie 3 miesięcy – klamka zapadła, niemowlę zostaje automatycznie obywatelem polskim.
Dziecku obojga podwójnych obywateli Polski i innego państwa nawet i ten ograniczony wyjątek nie przysługuje. Polska automatycznie uważa takie dzieci za obywateli polskich, nikogo nie pytając o zdanie i nie przyznajac rodzicom przywileju opt-out, czyli zgodnego i łącznego optowania rodziców za wyłącznie niepolskim obywatelstwem dla dziecka.
Symetria prawna
Na zasadzie nieograniczonego dziedziczenia obywatelstwa polskiego, wszyscy potomkowie obywateli II RP są obywatelami polskimi. Miejsce stalego zamieszkania – wPolsce, w USA, Australii,Izraelu czy Kazachstanie, posiadanie amerykańskiego, australijskiego, izraelskiego czy kazachskiego obywatelstwa, oraz znajomość lub nieznajomość języka polskiego nie są wedle ustawy materialnymi okolicznościami. Każda przeszła (1951 r.) obecna (1962 r.) , lub kiedykolwiek projektowana (2000 i 2006 r.) ustawa o obywatelstwie polskim w Polsce powojennej stanowi, że choć Polska toleruje podwójne obywatelstwo de facto -w tym sensie, że formalnie nie zakazuje jego posiadania i nie karze za jego nabycie – to nie uznaje podwójnego obywatelstwa de iure, ponuieważuważa posiadacza podwójnego lub wielokrotnego obywatelstwa za obywatela wyłącznie polskiego.Według ekspertyzy prawnej prof. Winczorka z 2000 roku, Polska nie może uznać podwójnego obywatelstwa de iure, ponieważ podwójny obywatel miałby wówczas zbyt wiele praw.
Na skutek istniejącej regulacji ustawowej, obywatel polski posiadający rownież inne obywatelstwo który nie zrzekł się (za pisemną zgodą Prezydenta RP) obywatelstwa polskiego, nie może ze skutkiem prawnym powoływać się przed władzami polskimi na swoje prawa wypływające z posiadania obcego obywatelstwa.
Bieda dla państwa leży w tym, że istnieje symetria prawna. Tak samo, jak obywatel polski, rownież Rzeczpospolita Polska nie może powoływać się na skutki prawne nabycia obywatelstwa obcego przez obywatela polskiego. Obywatel podwójny, np. Polski i Izraela, ma w wyniku tej symetrii identyczne polskie prawa obywatelskie jak obywatel wyłącznie polski.

Ponieważ aparat państwa jest konstytucyjnie zobowiązany do przestrzegania własnego porządku prawnego, więc nie może z ustaw wybierać wyłącznie kęsów, które smakująurzędnikom, a reszty wypluwać na obrus. Czyli nie może selektywnie przestrzegać tylko tych praw i obowiązków podwójnych obywateli, ktore państwu pasują, a wszystkie inne ignorować.
No i teraz z tego bieda, bo Agnieszka, nasz człowiek w Izraelu, będzie musiała zjeść gigantyczną żabę i do tego oświadczyć publicznie, że smaczna. Każdy izraelski Żyd który może udowodnić posiadanie co najmniej jednego przodka – dowolnie odległego – z obywatelstwem polskim, ma terazustawowe prawo do otrzymania paszportu polskiego; chyba że Warszawa jest w stanie udowodnić dokumentami, że ten konkretny Żyd obywatelstwo polskie indywidualnie i prawomocnie stracił.

Jak Warszawa tego nie udowodni, a paszportu dalej nie da, to taki polski Żyd w Izraelu ma wszelkie prawo przymusić Warszawę sądownie do wydania mu tego paszportu; a na bis, może jeszcze ośmieszyć Polskęw Strasbourgu.
Utracone obywatelstwo?
Od powstania Izraela, tak przed jak i po 1968 roku, z Polski do Izraela wyemigrowały setki tysięcy osób, z których znakomita wiekszość ani nigdy nie zrzekła się polskiego obywatelstwa, ani też nigdy im go nie odebrano (w czasie, kiedy odebranie komuś obywatelstwa z inicjatywy państwa było jeszcze prawnie możliwe). Nawet Polacy “wyjechani” z PRL po marcu 1968 roku, z dokumentami podróży w jedna stronę, w których napisano im, że nie są obywatelami polskimi, faktycznie nie utracili prawomocnie polskiego obywatelstwa.
[Mało i niechętnie się o tym w Polsce mówi, ale Sąd Najwyższy RP prawomocnie orzekł już jakiś czas temu, że według stanu prawnego z 1968 roku nie można było nikogo pozbawić obywatelstwa PRL kolektywnie, en masse, wykonując tajną, nieopublikowaną uchwałęRady Państwa PRL,nie sporządzając natomiast i nie doręczając każdemu z zainteresowanych indywidualnej decyzji Rady Państwa na piśmie, stwierdzającej fakt utraty obywatelstwa polskiego przez konkretną osobę.Wskutek tego defektu prawnego, emigranci pomarcowi nigdy prawomocnie nie utracili obywatelstwa polskiego, choćby komukolwiek w Warszawie roiło sie inaczej.]
No i co teraz? Państwo prawa- i polskie paszporty należne z mocy tego prawa tysiącom obywateli Izraela? Czy państwo populistów- i odmowa wydawania polskich paszportów Żydom pochodzenia polskiego zamieszkałym w Izraelu,pod nieprawdziwym pretekstem, który z łatwością będzie można przedstawić na arenie międzynarodowej jako bezpośredni dowód polskiego antysemityzmu?
To nie pierwszy taki dylemat

Fikcja prawna wyłącznie polskiego obywatelstwa osób posiadajacych w rzeczywistości podwójne lub wielokrotne obywatelstwa Polski i innego państwa, znajdowała siew latach 1999-2004 u podstawwyjątkowo złośliwego, nawet jak na polskie stosunki państwo-obywatel, wynalazku “pułapki paszportowej”.
“Pułapkę paszportową” wymyślili i wprowadzili w życie Radek Sikorski, wiceminister spraw zagranicznych w rządzie AWS premiera Jerzego Buzka i Piotr Stachańczyk, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji w tym samym rządzie, dziś prezes URIC [Urzędu d/s Repatriacji i Cudzoziemców]. Pułapka polegała na stanowczym obstawaniu, że Polonia zamorska, posiadająca obywatelstwa USA, Kanady lub Australii, ma wyrabiać paszporty polskie i tylko na tych paszportach podróżować do Polski.

“Nasi rodacy w Stanach Zjednoczonych muszą zrozumieć, że nie jesteśmy jakąś tam republiką bananową,do której można sobie wjeżdżać na obcych paszportach!”- grzmiał Radek Sikorski 15 czerwca 2000 roku na konferencji “Polska – Polonii” w siedzibie ówczesnej agencji PAI (dziś PAIZ) w Warszawie.
Dla postrachu i zwiększenia zysku z opłat za wydanie w konsulatach RP paszportów polskich(pięciokrotnie wyższych niż pobierane za te same paszporty w kraju), od czasu do czasu bez słowa wpuszczano Polonię do Polski za okazaniem paszportow amerykanskich, kanadyjskich lub australijskich, ale potem wyrywkowo żądano odlosowo wybranych osób okazania paszportów polskich przy wyjeździe z Polski, grożąc niewypuszczeniem z Polski z powrotem do domu.
W przypadku Polonii powracającej do domu z krótkich urlopów w kraju, zatrzymanie na polskiej bramce granicznej do czasu wyrobienia paszportu polskiego groziło utratą pracy w kraju zamieszkania z powodu samowolnego przedłużenia urlopu. W drastycznych wypadkach- ruiną finansową, z powodu niedotrzymania terminów i zobowiązań płatniczych za oceanem. Groźba kilkutygodniowego czy kilkumiesiecznego uwięzienia w granicach RP, na czas szamotania się z polskimi urzędami o polski paszport przez osoby nie posiadające dowodu osobistego, meldunku, adresu stałego zamieszaknia w Polsce ani numeru PESEL,doprowadziła na pewien czas do drastycznego spadku przyjazdów Polonii amerykańskiej z wizytami do Polski.
Rząd AWS przyznał się w Sejmie do około 80 wypadków zatrzymania Polonii przy wyjeździe z Polski za brak paszportu polskiego w latach 1999-2000. Nie wiadomo, ile takich wypadków zaszło przez cały okres stosowania pułapki paszportowej, tj. do 2004 roku.
Naturalnie, na granicy molestowano paszportowymi wstrętami tylko polonijnych szaraków, nie mogących sie bronić. Ciekawym zbiegiem okoliczności żaden strażnik graniczny RP nigdy nie podskoczył na Okęciu obywatelowi Zbigniewowi Kazimierzowi Brzezińskiemu, synowi przedwojennego polskiego dyplomaty, urodzonemu 28 marca 1928 roku w Warszawie z ojca obywatela polskiego i matki obywatelki polskiej, a zatem ustawowo obywatela polskiego od urodzenia, który nigdy nie zrzekł się obywatelstwa polskiego, a w Stanach Zjednoczonych naturalizował sie dopiero w 1958 roku, w wieku 30 lat. Profesora Brzezińskiego jakoś nikt o polski paszport nie niepokoił, choć zgodnie z literą polskiego prawa powinien był go mieć, by móc opuścić Polskę po swoich wizytach.

Kres granicznej wredności wobec zamorskiej Polonii położyło dopiero demarche Unii Europejskiej w maju 2004 roku,
upominające Polskę, że obywatele USA, Australii i Kanady mają prawo bezwizowego wjazdu do Polskii krótkoterminowego pobytu na zasadach ogólnounijnych, a posiadanie lub nieposiadanie przez nich także obywatelstwa polskiego jest w tej kwestii “nie pri cziom”.
Pułapki paszportowej praktycznie zaprzestano po tym demarche, czyli od połowy 2004 roku.Przepisy pozwalające na jej stosowanie pozostały jednaknietknięte. Zamiast je znieść lub zmienić, polecono Straży Granicznej by przestała tych przepisów przestrzegać.Pułapkę paszportową na podwójnych obywateli można więc z latwością uruchomić ponownie, w każdej chwili – jednym telefonem z MSWiA do Straży Granicznej, którego potem dziecinnie łatwo się wyprzeć.
Legalność i praworządność wydawania tajnych instrukcji dla organu państwa, jakiego obowiazującego prawa ma NIE PRZESTRZEGAĆ, to osobny temat na osobną analizę polskiej rzeczywistosci politycznej.
http://obczyzna.wordpress.com/2007/12/01/zydzi-polscy-a-republika-bananowa/
***
PS@.


Polski "kulak" w Kazachstanie

Pierwszą grupę Polaków w Kazachstanie stanowili mieszkańcy radzieckiej Ukrainy deportowani w latach trzydziestych oraz ich potomkowie. Kolejną byli obywatele polscy wywiezieni do Kazachstanu w latach 1940-1941 ze wschodnich terenów Rzeczypospolitej zajętych przez ZSRR w 1939 r. Nie dysponujemy wiarygodnymi danymi statystycznymi dotyczącymi liczby Polaków wywiezionych w ramach "rozkułaczania" na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych i przybyłych po 1953 r., głównie z Białorusi i Ukrainy, po ogłoszeniu akcji zagospodarowywania ugorów. Według danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych ZSRR z 1949 r. w Kazachstanie zarejestrowano 28 130 Polaków, tak zwanych specjalnych osiedleńców. Rok później było ich tam już 33 726, a według pierwszego powojennego spisu powszechnego w ZSRR z 1959 r. - 59 956.

Przebieg "rozkułaczania"

Zenon Zajączkowski w kwietniu 1952 r. (miał wtedy 12 lat) został na mocy nakazu administracyjnego wysiedlony do Kazachstanu z miejscowości Tryszoki (dawna gmina Lipniszki, powiat lidzki), gdzie mieszkał wraz z rodziną. Przyczyną deportacji był fakt posiadania kilkunastohektarowego gospodarstwa. Według jego relacji Rosjanie przygotowali listy kułaków - gospodarzy posiadających około 10 ha ziemi. Wysiedlenia z ziemi nowogródzkiej rozpoczęły się, jak wspomina, wcześniej, już w latach 1948-1950. W styczniu 1951 r. aresztowano jego mamę, ale wypuszczono ją przed wigilią Bożego Narodzenia na mocy amnestii dla matek mających małe dzieci. Kilka miesięcy później funkcjonariusze NKWD nakazali rodzinie Zajączkowskich w ciągu 30 minut spakować cały dobytek. Przewieziono ich do stacji Bohdanów, gdzie po kilku dniach sformowano eszelony wojskowe przeznaczone do wywiezienia kułaków.
Warunki transportu do Kazachstanu były nieludzkie. W wagonie było bardzo ciasno. Część zesłańców spała na narach (pryczach), reszta na podłodze. W czasie dłuższych postojów rozdawano zimną wodę oraz kipiatok (wrzątek). Pożywienie stanowiły kawa zbożowa, czarny chleb i kasza z olejem. Nie było żadnej opieki lekarskiej. Po kilku dniach podróży, na początku maja 1952 r. transport przybył do Czymkienstu w południowym Kazachstanie.

Codzienność wygnania

Zajączkowscy należeli do kategorii "specjalnych przesiedleńców" - ludzi zmuszanych do pracy, pozbawionych swobody poruszania się, najczęściej osadzonych na terenach niezamieszkanych i niezagospodarowanych, gdzie tworzono kołchozy. Jak wspomina Zenon Zajączkowski, droga z Czymkienstu do kołchozu, w którym pracował, wiodła przez ciemny od kurzu step. Miejscowość, do której zostali przewiezieni, leżała w dorzeczu Syr-darii i Kieles. Początkowo umieszczono ich w oborze u kołchoźnika. Po pewnym czasie miejscowy Kazach zaproponował przeprowadzkę do suszarni bawełny, gdzie mieszkali razem z trzema innymi rodzinami. Pracownicy kołchozu stanowili istną mieszankę narodowościową - reprezentowali prawie dwadzieścia różnych nacji. W jednej z kołchozowych wsi mieszkali wyłącznie Koreańczycy.

Poruszanie się po okolicy było ograniczone. Dorośli mieli prawo przemieszczać się w promieniu dziesięciu kilometrów. Zesłańców nie trzeba było specjalnie pilnować, gdyż w stepie nie było dokąd uciec. Raz w miesiącu podpisywano listę obecności. Dzieci mogły chodzić do szkoły.
Deportowani kułacy zbierali bawełnę, kukurydzę i wyrywali chwasty. Przy tych pracach obowiązywała dzienna norma. Zbieranie kukurydzy w temperaturze około 40°C było bardzo uciążliwe, zwłaszcza że dopiero w 1954 r. pojawiły się maszyny do zbioru kukurydzy. Zimą, która była krótka i łagodna, czyszczono kanały. Do ogrzewania kołchoźnicy używali tak zwanych wielbłądzich kolców (byliny stepowej zbieranej po pierwszym przymrozku), kolb kukurydzy i kiziaku - krowich odchodów zmieszanych z trawą.
Najtrudniejsze były pierwsze dwa lata, lecz zesłańcy nie spotykali się z szykanami ze strony Kazachów, również w sprawach religijnych. Rdzenna ludność była bardzo gościnna, odmowę skorzystania z posiłku traktowała jako obrazę. Jednakże nie tolerowała złodziejstwa i "kombinatorstwa".
Dla osiedlonych w Kazachstanie Polaków istotną cezurą była śmierć Józefa Stalina w 1953 r. Zlikwidowano wówczas stan "rygoru komendanckiego" (nadzoru służb bezpieczeństwa). 5 lipca 1954 r. Rada Ministrów ZSRR przyjęła postanowienie O zniesieniu niektórych ograniczeń prawnych w stosunku do specjalnych przesiedleńców. Osobom pozostającym w rejestrach specjalnych przesiedleńców, zajmującym się pracą społecznie użyteczną, przyznano prawo wyboru miejsca zamieszkania w republice (kraju, obwodzie), do której zostały wysiedlone, i prawo swobodnego przemieszczania się po całym obszarze ZSRR na podstawie delegacji służbowych. Musiały jednak potwierdzić fakt zmiany miejsca zamieszkania w lokalnym organie prowadzącym rejestr zesłańców oraz w nowym miejscu pobytu. Zaprzestano też wówczas stosowania kary aresztu w trybie administracyjnym za naruszanie regulaminów miejsc osiedlenia. Polakom przywrócono dowody osobiste i przyznano prawa obywateli ZSRR. Młodzież od szesnastego roku życia miała paszporty, do których obok obywatelstwa radzieckiego wpisywano narodowość polską. W szkole nie było żadnych szykan. W 1954 r. Zenon Zajączkowski, korzystając ze złagodzenia systemu represji, uciekł z kołchozu do zakładu przerobu sitowia w Syrdarinnym Rejonie (południowy Kazachstan, blisko granicy z Uzbekistanem), gdzie warunki życia i praca były lżejsze. Dochodziły tam do niego pieniądze od rodziny, wysyłane z Białorusi i Ukrainy, które przeznaczał przede wszystkim na wyżywienie. W nowym uczastku (osiedlu) było dużo owoców, a poza tym można było hodować własną owcę, kozę lub świnię.

Powrót do Polski

W 1956 r. zesłańcy mogli wrócić do Polski pod warunkiem posiadania polskich dokumentów. "Specjalnym osiedleńcom" nie wolno było wracać w rodzinne strony (dawne Kresy Wschodnie). Alternatywą było dla nich stałe osiedlenie w Kazachstanie, pisano więc do rodziny, aby przysłała jakieś dokumenty i pisma w języku polskim. Według relacji Zajączkowskiego Rosjanie sprawdzali owe papiery Polaków bardzo pobieżnie. Dzięki temu niektórym udało się wrócić do kraju, mimo że uchwała rządu ZSRR z 1955 r. objęła tylko tych Polaków, którzy w chwili aresztowania mieszkali na zachód od Bugu.
Zenon Zajączkowski wraz ze swoimi bliskimi dotarł najpierw do Trzimaz (południowy Kazachstan), a następnie do Taszkientu (Uzbekistan). Stamtąd transportem kolejowym przyjechał do punktu parcelacyjnego w Białej Podlaskiej-Grabanowie, gdzie repatrianci otrzymywali zapomogi pieniężne i karty ewidencyjne, będące podstawą do zameldowania się w kraju. Większość z nich kierowała się do województwa olsztyńskiego, zielonogórskiego oraz na Pomorze Zachodnie. Niezdecydowanym przydzielano miejsce zamieszkania. Nie wszystkim udało się wrócić do kraju.
W ZSRR po zakończeniu repatriacji w 1959 r. pozostało jeszcze około 1,4 mln Polaków. To jest hańba tzw Polski: PRL, RPrl, etc


Tomasz Rochatka

Tekst powstał na podstawie rozmowy przeprowadzonej 7 lutego 2002 r. z panem Zenonem Zajączkowskim, członkiem Związku Sybiraków w Poznaniu.
http://www.videofact.com/polska/kulak_kazachstan.htm

kontakt z nami:
info@videofact.com VideoFact polska strona

środa, 20 maja 2009

O-stry O-jro Soc

XXX wizyta parlamentarna w Brukseli: 31.03-03.04.2009

W dniach 31 marca - 3 kwietnia 2009 r. mieszkańcy Dolnego Śląska i Opolszczyzny po raz trzydziesty uczestniczyli w wizycie do Parlamentu Europejskiego w Brukseli na zaproszenie Poseł Lidii Geringer de Oedenberg. W skład 48-osobowej grupy zaproszonych gości weszli:

przedstawiciele:
SLD z Namysłowa, Jeleniej Góry, Bolesławca, Lądka-Zdroju
Samorządu w gminach Bierutów, Olszynie
Klubu Weteranów Lewicy
Ligi Kobiet Polskich ze Świdnicy
Związku Żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego
Związku Byłych Żołnierzy Zawodowych i Oficerów Rezerwy WP
dziennikarze reprezentujący media Wałbrzycha, Warszawy
pacjentka Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej Akademii Medycznej we Wrocławiu
wyróżniający się uczniowie z:
Zespołu Szkół Zawodowych i Licealnych Zgorzelcu
Gimnazjum nr 6 w Wałbrzychu
Liceum Ogólnokształcącego w Miliczu
asystenci oraz społeczni współpracownicy biur poselskich we Wrocławiu, Lądku-Zdroju, Bierutowie, Bolesławcu
studenci Wyższej Szkoły Filologicznej we Wrocławiu
laureaci konkursów:
wiedzy o Unii Europejskiej zorganizowanego przez Urząd Miasta w Oławie, Uniwersytet Gdański, Zespół Szkół Ogólnokształcących i Zawodowych w Gryfowie,
organizowanych w Zgorzelcu, Prudniku, Brzegu
organizowanego przez Parlament Młodzieży Wrocławia
konkursów internetowych organizowanych przez Panią Poseł
organizowanych przez "Tygodnik Wałbrzyski"
zorganizowanych podczas balów charytatywnych w Jeleniej Górze, Brzegu oraz balu maturalnego w Zespole Szkół Agrotechnicznych w Bożkowie
Grupa Dolnoślązaków tradycyjnie zwiedziła wnętrza Parlamentu Europejskiego z salą obrad plenarnych, spotkała się z Panią Poseł, która wygłosiła krótką prelekcję, złożyła też wizytą w Komisji Europejskiej, gdzie zapoznała się z pracą tej unijnej instytucji. Nie mogło też zabraknąć zwiedzania pełnej zabytków Starówki brukselskiej oraz zakupów najlepszych na świecie czekoladek i pralinek. Dolnoślązacy mieli także możliwość podziwiania miasta z Łuku Tryumfalnego, a także obejrzenia słynnego Atomium. Pogoda była wyjątkowo piękna - prawie letnia, więc spacery cieszyły się wielkim powodzeniem.
IDŹ do FOT. -

poniedziałek, 18 maja 2009

A. Gwiazda *** niePOlska Mądrość Polaka



PIOTR GURSZTYN: Martwi się pan tym, że uroczystości 4 czerwca odbędą się w atmosferze ostrego sporu politycznego?

ANDRZEJ GWIAZDA: Nie wiem, czy ta kłótnia ma sens. Wszyscy się podniecają sporem o miejsce uroczystości, a lepiej zadać sobie pytanie, co faktycznie chcemy świętować? Problem w tym, że w tych wyborach podział mandatów był z góry ustalony, jedną trzecią kandydatów wyznaczył Lech Wałęsa, a dwie trzecie Czesław Kiszczak. Społeczeństwo nie miało nic do powiedzenia, tylko miało posłusznie wrzucić kartki. To nie były nawet częściowo demokratyczne wybory.

Nie ma więc pana zdaniem sensu świętować tej daty?

Świętujemy swoją głupotę. Cały proces wyborczy był inscenizowany, a my się upieramy, by tego nie zauważyć.

Mimo tego, co pan mówi, wszyscy chcą świętować tę datę. Popierany przez pana prezydent Kaczyński tak samo jak Donald Tusk. „Solidarność” i PiS, tak samo jak PO. Kto tutaj ma największy mandat, by to świętować?

Kiszczak. Gdyby to było święto ku jego czci, to byłoby to uczciwe postawienie sprawy. Obchodząc 4 czerwca, świętujemy ciągłość prawną z PRL.



Czyli Lech Kaczyński niepotrzebnie chce w tym uczestniczyć?

Uważam, że niepotrzebnie.



A Donald Tusk?



Nie chciałbym być nieuprzejmy wobec krakowian, ale wolałbym, by się wyniósł do Krakowa. W ogóle, czy tylko na 4 czerwca? Ostatnio żartowano, że jeszcze lepiej, jakby wyjechał do Pułtuska. Ale powtórzę na poważnie: 4 czerwca to święto polskiej głupoty.



Pan to nazywa "świętem polskiej głupoty", ale każdy chce być w nim najważniejszy. Solidarność też.

Niech pan sobie przypomni, co mówił Wałęsa w czasie debaty z Miodowiczem. „Nowa „S” będzie zupełnie inna niż ta w 1981r”. No i była zupełnie inna.



Stoczniowcy nie mają racji, domagając się dla siebie miejsce w czasie obchodów?



Ich sprawa. Kiedyś stocznia zatrudniała 17 tys. pracowników i wodowała ponad 40 statków rocznie. Teraz jeden co trzy lata. Więc mówienie dziś o uratowaniu stoczni oznacza jej symboliczne istnienie. Gdy decydowano o likwidacji przemysłu, ci sami stoczniowcy darli się: "nie przeszkadzać Wałęsie". I akceptowali plan Balcerowicza. Stoczniowcy w tej chwili mają rację, tylko spóźnili się z nią o 20 lat.



Kaczyński jest oskarżany o niszczenie III RP. Teraz bardzo chce świętować.

Kaczyński był przy Okrągłym Stole i trudno to ukryć. W związku z tym musi jakoś bronić swojego udziału, jeśli nawet potem się okazało, że chodziło mu o coś innego.


Tusk za to nie uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu.

O Tusku jedyny komentarz, jaki mogę powiedzieć, to jego wypowiedź w ankiecie z 1987 r.: "Piękniejsza od Polski jest ucieczka od Polski. Polskość to nienormalność. Nie mam zamiaru dźwigać tego brzemienia, którego historia i geografia włożyły na moje barki". Wtedy był szczery.


Uważa pan, że to dowód na brak jego patriotyzmu? I że słowa sprzed 22 lat nadal obowiązują?

Uważam, że cały czas myśli tak samo, ale dla realizacji swych celów musi mówić, że kocha Polskę.

A nie kocha?

Według mnie nie. Np. cała jego polityka zagraniczna jest prowadzona na klęczkach.


Czy to odbiera Tuskowi prawo do bycia jednym ze spadkobierców "Solidarności"? Był działaczem opozycyjnym, także w 1987 r., gdy pisał zacytowane słowa.

On jest zaprzeczeniem „Solidarności”. Cała ideologia neoliberalna, którą Tusk wyznaje, jest zaprzeczeniem lub odwróceniem idei, z których wyrosła „Solidarność”. Nie wiem zresztą, co Tusk robił w „Solidarności”, bo ja go z 1980 r. nie pamiętam.


Był jej członkiem.

Linia Tuska jest dokładnie sprzeczna z wartościami i istotą "Solidarności". Tusk wywodzi się z Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Pod koniec lat 80. spotkałem ludzi z jego grupy, kiedy jechali do Warszawy. Opowiadali mi, że skoro komuniści są bliscy upadku, to oni właśnie jadą z ofertą. By komuniści zachowali połowę majątku narodowego, a opozycja przejęła drugą. Nie wiem, czy Tusk tam był, bo ich wtedy nie rozróżniałem, ale to byli ludzie z jego środowiska.



Co pan będzie czuł, gdy zobaczy Tuska składającego kwiaty pod pomnikiem Poległych Stoczniowców?



Nie będzie mnie tam, a w telewizji nie będę miał czasu tego zobaczyć. Chyba że będą powtórki, bo Tusk przecież przez cały czas jest na wszystkich antenach. Więc nie będzie to dla mnie szokiem. Złożyć kwiaty ma oczywiście prawo. Każdy może. Nikt nie ma prawa mu tego odmówić.


Podsumowując, czyli najlepiej byłoby nie czcić w ogóle rocznicy 4 czerwca?



Nie stawiam w ogóle takich postulatów. Sam nie będę uczestniczył. Ale mówienie o tym, że to powinno być święto ponad podziałami, jest hipokryzją. I Okrągły Stół, i odtworzenie nowej "Solidarności", i wybory wszystko było poprzedzone układami z ludźmi takimi jak Kiszczak. Podział społeczeństwa został już wtedy dokonany. Część ludzi i część poglądów już wtedy zostały wykluczone i zepchnięte na margines. Obecne podziały to nic nowego. Polska Platformy i Polska PiS to mniej więcej ciąg dalszy tamtych sporów.

Andrzej Gwiazda, związkowiec, współtworzył NSZZ "Solidarność" Rozmawiał: Piotr Gursztyn, Dziennik 2009.05.12

http://glos.com.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1311&Itemid=76

http://www.andrzejgwiazda.pl/index.html

niedziela, 17 maja 2009

I.“BIG – prywatne państwo“ II.EU:Pogarda

Eureko, czyli metka z ceną za autorytety
12 maj 2009
W minioną sobotę odbyła się europejska Parada Schumana. Było pięknie, jak na 1 maja. Dzieci szły z plakatami, wszyscy machali flagami, tłum ważnych polityków razem z całą mównicą wiozła ciężarówka. Megafony, transparenty, muzyka w stylu umpa-umpa, cheerleaderki, delegacje szkół podstawowych, czerwony lincoln kabriolet – jednym słowem Europa. Z portretów spoglądali ciepło ojcowie założyciele - Tadeusz Mazowiecki i Robert Schuman. Spontaniczność parady dorównywała entuzjazmowi pierwszomajowych pochodów. Nie czepiamy się, rozumiemy, że profesjonalnie zorganizowane masowe imprezy mają swoje prawa, nie ma w nich miejsca na niekontrolowane improwizacje.

Nasz przyjaciel obserwujący paradę z kawiarni hotelu Bristol (wystawili stoliki na zewnątrz!) w pewnym momencie zauważył „O! teraz wjeżdża… metka z ceną“. W tym samym momencie naszym oczom ukazał się wielki napis przez całą ciężarówkę „EUREKO“. Firma ta, znana głównie jako niedoszły właściciel PZU, jest głównym sponsorem imprezy. I co w tym złego? Nic, fajnie, że prywatne firmy nawet odnotowując setki milionów euro straty sponsorują dobre imprezy. Od dawna obserwujemy jak kolejne reklamy Eureko zalewają polskie media. Nie dziwi nas więc, że sponsoring Eureko rozciąga się daleko dalej. Coś tam zresztą o tym wiemy, ale to na inny wpis.

Na warszawskiej paradzie takich „metek z ceną“ było jednak bardzo, bardzo dużo. I w tym sęk. Napis „Eureko“ pojawiał się właściwie wszędzie. I trochę nas to niepokoi. Czy naprawdę dzieciom na paradzie proeuropejskiej trzeba rozdawać chorągiewki z portretem Tadeusza Mazowieckiego i wielkim napisem EUREKO (małymi literkami „europejska firma ubezpieczeniowa“). Nie EUROPA, ale EUREKO. Wpychanie dzieciom portretów Schumana i Mazowieckiego, którymi mają spontanicznie machać do tłumów samo w sobie nie jest naganne. Każdy ma prawo promować autorytety jakie uznaje i namawiać do tego nieletnich. Jakoś nam się jednak dziwnie zrobiło kiedy zauważyliśmy, że wszystkie te zachwycone majowym pochodem sympatyczne dzieciaki wymachują chorągiewkami z napisem „EUREKO“ a po drugiej stronie portretem… Mazowieckiego.

Tego samego dnia w „Gazecie Wyborczej“ ukazał się czołówkowy tekst z laudacją na cześć Tadeusza Mazowieckiego. Mamy taką refleksję. Może warto pewnych autorytetów nie rozmieniać na drobne? Może jeśli chce się wykreować autorytet to nie pozwalać dzieciom na wymachiwanie flagą gdzie po jednej stronie jest portret Mazowieckiego a po drugiej „metka z ceną“? Sponsorowi pewnie wystarczyłby jeden wielki napis albo kilka małych, ale ktoś pewnie był nadgorliwy. Jak dzieci dorosną to mogą mieć takie skojarzenia jak nasze pokolenie kiedy zorientowało się, że za spontanicznymi 1-majowymi imprezami stoi jakiś Wielki Brat.

PS. Tym, którzy się spodziewali po tym felietonie, że opublikujemy listę mediów i polityków żyjących w symbiozie z Eureko, możemy polecić jedynie przegląd tekstów z przed lat:
“BIG – prywatne państwo“, Ujawnienie umowy prywatyzacyjnej PZU”, Strategia ponad podziałami.
Minęło prawie 10 lat ale od tamtej pory niewiele się zmieniło.

http://blog.marazm.pl/?m=200905
**************

2008-01-10 09:31
Ciemny ludek kupi wszystko ...

Każdą
chamską propagandę mediów, każde jej przemilczenie ...
Przyjdzie jednak
dzień kiedy koryto się opróżni ...
Znikną darmowe szkoły i uczelnie ...
W
szpitalu poproszą o karty kredytowe ...
Wtedy ciemny ludek się wścieknie
!!!
Komitetów już nie ma ...
Pierwsze więc, zapłoną redakcje
...

"Nad redakcją czarne chmury wiszą, za redakcją wiszą ci co
piszą"
:)
http://malibu.salon24.pl/84522,ciemny-ludek-kupi-wszystko

***************
07.05.2009 W prasie PiS na świecie źródło: Niezależna Gazeta Polska
Dzieje jednej kasety
To było jak na prawdziwym sensacyjnym filmie. I choć rzecz dotyczy polityki, nie był to żaden „political fiction”. To raczej paradokumentalny polityczny thriller. Jest w nim wszystko co potrzeba do „kina akcji”, ale na koniec nie ma napisów z nazwiskami aktorów, scenografów, kamerzystów i kierowników planu zdjęciowego. Ta rzecz zdarzyła się naprawdę.

W roli głównej wystąpiła tu pewna mała kaseta do reporterskiego dyktafonu, znaleziona w koszu na śmieci w rezydencji ambasadora jednego z krajów członkowskich NATO i UE. Ale zanim na niej coś nagrano i zanim odsłuchali ją nie ci ludzie co powinni była jeszcze prehistoria tej opowieści.

W autokarze na trasie Siemiatycze - Bruksela, kilka lat temu, znalazło się kilku młodych ludzi z głową na karku: powiedzmy Marek i powiedzmy Krzysztof. Mieli smykałkę do interesów i zaplecze w stolicy Belgii w osobach kuzynów i przyjaciół, którzy funkcjonowali tam już od lat, co w przypadku ludzi z Podlasia nie dziwi. W Brukseli szybko założyli firmę sprzątającą biurowce. Firma zatrudniała Polaków - była więc tania i konkurencyjna, a ponadto miała wyłącznie białych pracowników, więc cieszyła się względami na rynku wśród właścicieli biurowców i rezydencji, oficjalnie deklarujących brak jakichkolwiek rasistowskich uprzedzeń. Gdy pojawiły się oznaki kryzysu, polska firma tylko na tym skorzystała: cięto koszty wynajmu i sprzątania, a nasi byli bardzo elastyczni. Weszli więc jeszcze bardziej w obszar rezydencji dyplomatycznych. Do ambasad ich nie wpuszczano - względy bezpieczeństwa! - ale sprzątali już szereg ambasadorskich willi, zaś personel firmy czasem ze sprzątania przynosił niepotrzebne właścicielom gadżety. Wśród nich bywały CD z muzyką, ale też znalazła się owa kaseta. Dziewczyna, która wyjęła ją z kosza gabinetu pana ambasadora w owej rezydencji nie była szpiegiem, ale zwykłą gadżeciarą. Jednak już po kilkudziesięciu sekundach odsłuchiwania kasety, zrezygnowała. Zapis był bowiem po angielsku, a ona ledwie mówiła po francusku. Kaseta powędrowałaby pewnie - już definitywnie - do kolejnego kosza na śmieci, gdyby nie kompletny przypadek. Ów przypadek nazywał się powiedzmy Jurek, i był studentem z Warszawy (choć pochodził z Radomia). W ramach „dziekanki” przyjechał do Holandii i Belgii trochę pozwiedzać, trochę dorobić. On znał angielski, ale także interesowała go polityka. Przynajmniej na tyle, aby zrozumieć jak ważne jest to, co znalazło się w jego ręku tylko dlatego, że poszedł na imieniny do koleżanki mieszkającej w dzielnicy Ixelles. Owa koleżanka, bezskuteczny przedmiot westchnień, powiedzmy Jurka, była siostrą owej Magdy, sprzątaczki-gadżeciary.

Powiedzmy Jurek odsłuchał kasetę, dostał wypieków na twarzy i postanowił nią zainteresować kogoś, kto może zrobić z niej użytek. Jak postanowił, tak zrobił.

I tak czytelnicy NGP mogą dziś przeczytać tłumaczenie stenogramu rozmowy podczas lunchu w rezydencji ambasadora jednego z państw krajów członkowskich NATO i UE. Na taśmie nie wszystko jest czytelne - mikrofon nie zarejestrował jednakowo głosów dyplomatów z różnych części stołu. Stąd przerwy w stenogramie.

Oto zapis rozmowy:

Głos I: … bo, Panowie, powiedzmy sobie otwarcie, że czasem trzeba się spotkać w swoim, to jest w naszym, starym gronie. My się oczywiście spotykamy w ramach „27” (liczba państw - członków UE - przyp. RCz), ale trudno tam do końca mówić szczerze. Ci nowi, zwłaszcza Polacy, zamiast się, Panowie, cieszyć, że są z nami w salonie i jedzą nożem i widelcem przy głównym stole, cały czas czegoś chcą…

Głos II: No, to już się zmieniło. Może chcieli, może już nawet widzieli siebie jako tych rozgrywających, takich jak my, ale też przysiedli, kucnęli.

Głos III (ze śmiechem): No tak, nowy rząd zrozumiał, jak się zachowywać, żeby dostać trochę pochwał od zagranicznych dziennikarzy.

Głos I: … i żeby potem można to było przedrukować w kraju. Ale jednak do końca, nawet teraz przewidywalni nie są. Ich ambasador na co dzień jest miły i rozumie proporcje sił i wie jak jest urządzona Europa, ale po każdej wizycie tego prezydenta-bliźniaka dostaje, przepraszam, małpiego rozumu i ma znowu jakieś roszczenia i pytania jak 2–3 lata wstecz…

Głos IV: Słuchajcie, świetna ta ryba. Co to jest? Sola? Z tymi młodymi szparagami jest doskonała!

Głos V: No tak, Alan (Alan Thomas - ambasador Austrii przy UE - dop. RCz.), biedaku - wy nie macie w tej waszej Austrii morza. Wy dobrą rybę możecie tylko importować…

Głos II (chyba - dop. RCz.): A propos ryb. Ostatnio u naszego przyjaciela ambasadora Rosji, Władimira (Władimir Czyżow - ambasador Federacji Rosyjskiej - dop. RCz.), jadłem świetną rybkę, coś jak jesiotr… Bie…

Głos I: Bieluga (chodzi o bieługę - dop. RCz.) Ale wracając to przecież nie zwalajmy wszystkiego na Polaków. Nie możemy swobodnie porozmawiać o naprawie relacji z Rosją, zwłaszcza w kontekście naszych inwestycji w tym wielkim kraju i eksportu.

Głos VI: Z eksportem gorzej, bo kryzys. Rosja, Ekscelencjo, w ciągu roku 10 razy zmniejszyła obroty handlowe z zagranicą. Przerażające. Jak to w nas uderza…

Głos I: Racja, ale tym bardziej nie można Rosji dociskać kolanem do ściany. A jak tylko mówimy coś o realnym appeacement (znane pojęcie w dyplomacji wprowadzone przez brytyjskiego premiera Chamberlaina, gdy zawierał krótkowzroczne i krótkotrwałe porozumienie z Niemcami Hitlera w Monachium w 1938 r. - dop. RCz), to już nie tylko Polacy gardłują, ale też Bałtowie.

Głos VII: Małe to to, ta cała Estonia czy Litwa, a wypowiadają się jakby mieli jutro wypowiedzieć wojnę Kremlowi.

Ogólny śmiech.

Głos VIII: (nieczytelny zapis - dop. RCz) … i to zresztą z nowym prezydentem Obamą było ustalane…

Głos II: Ale ta „nowa” Unia nie nadąża. Oni nie wiedzą, że teraz jest silny, stabilny trójkąt: my, Unia, Moskwa i Waszyngton.

Głos I: No, nie wszyscy. Węgrzy rozumieją, Słowacy zrozumieli, polski premier też już grzeczny.

Głos III: Zdaniem nowego rządu nic nie może przeszkadzać w strategicznym ułożeniu sobie naszych relacji z Rosją. Na to naciska nasz przemysł, nasz biznes, to jest nasza przyszłość.

Głos I: No i to, Panowie, musimy przeprowadzić. Tu trzeba użyć wszelkich możliwych środków rozsądnych. Na przykład niedługo rozpocznie się dyskusja w Unii o podziale środków budżetowych na kolejną 7-letnią perspektywę finansową, począwszy od 2013. No i tu, mówiąc wprost, jest kij i jest marchewka. Nasi nowi partnerzy ze wschodniej Europy….

Głos III: Tylko nie mów do nich, że są ze wschodniej Europy (ogólny śmiech). Oni mówią, że są z Europy Środkowowschodniej.

Głos I: Tak, tak. Niech im będzie. Oni muszą zrozumieć, że my, stara, bogata Unia, kraje założycielskie, nie jesteśmy dojna krowa. Dajemy, ale wymagamy. Będzie większy zastrzyk finansowy, ale jak to mówił prezydent Jacques Chirac - zdrowie, Panie ambasadorze Francji, „santé!” - niech teraz skorzystają z okazji, żeby w sprawach Rosji siedzieć cicho.

Głos IV: No i też, Panowie, musimy wpływać na nich przez sytuację wewnętrzną u nich. Trzeba pomóc Tuskowi, no i temu nowemu premierowi na Węgrzech, premiera Fico ze Słowacji trzeba wreszcie przyjąć do Międzynarodówki Socjalistycznej, a nie głupio bojkotować…

Głos I: No tak, to jasne. Trzeba osłabiać bliźniaków w Polsce, ale z tym Klausem to jest problem. Z jednej strony…

Głos IX: Słuchaj Pierre (Pierre Sellal - ambasador Francji przy UE - dop. RCz.) możesz, kochany, podać trochę sosu? Wyśmienity sos… Wy to robicie czy sprowadzacie?

Głos I:…. Z jednej strony bowiem Klaus lubi Rosję, jest realistą, ma dobre relacje z Rosją, a z drugiej strony nie rozumie nas, nie rozumie Unii Europejskiej i przeszkadza, przeszkadza… Ale à propos Rosji, właśnie ich ambasador przesłał mi ich znakomity koniak. To, Panowie, przy cygarku, zapraszam.

Głos III: Musimy też grać to tak, aby jednak, Drodzy Koledzy, dbać o elementarne pozory. Ja tylko Panom przypomnę jak powstało największe mocarstwo świata - czyli USA. Otóż wzięło się to od wywalania transportu herbaty do oceanu w porcie w Bostonie, ponieważ brytyjskie kolonie, a dzisiaj Stany Zjednoczone - były niezadowolone brakiem partycypacji w zyskach i decyzjach politycznych ich dotyczących. Nie powtarzajmy więc błędów Brytyjczyków sprzed tych dwustu ponad lat.

Głos V: A tak konkretnie? Bo to przecież banały, Pan, wybaczy Ekscelencjo…

Głos III: Musimy dać im poczucie udziału w decyzjach i gronach kierowniczych. Każdy ma takie świecidełka na jakie zasługuje. Skoro były słoweński premier (Alojz Peterle - dop. RCz.) był w prezydium konwentu, który przygotował Konstytucję Europejską - co było i tak bez znaczenia - a teraz Łotysz jest wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej….

Głos I: Chyba Estończyk…

Głos II: Tak, tak Estończyk (Siim Kallas - dop. RCz.)

Głos III: No właśnie. Pamiętałem, że któryś z tych bałtyckich krajów. Teraz znowu dajmy coś bez realnego zastrzeżenia politycznego, ale nawet i spektakularnego.

Głos i: Na przykład szefa PE…

Głos III: No właśnie o tym chciałem powiedzieć. To zabawka. Dekoracja. Mój kraj to poprze. To nie jest żaden wpływowy instrument, ale to zadowoli ich ambicje…

Głos I: Na przykład Polaków.

Głos III: Choćby i Polaków.

Głos II: (zapis nieczytelny - dop. RCz.) … No i potem zrobimy oficjalne spotkanie z Polakami i tą całą resztą, żeby ich poinformować o ustaleniach. Zgoda?

Głos I: (zapis nieczytelny, dźwięk odsuwanych krzeseł - dop. RCz.)… No to przejdźmy, Panowie, do salonu, zapraszam na kawę, zapraszam na rosyjski koniak, na szkocką whisky, na grecką Metaxę. Niech żyje zjednoczona Europa! (śmiech, zapis się urywa).

Ile takich kaset nie zostało nigdy odnalezionych? Ale jedna wystarczy, aby dostrzec choćby zarysy kulis międzynarodowej gry sił i interesów.

Ryszard Czarnecki
Poseł do Parlamentu Europejskiego PiS/UEN
http://www.pis.org.pl/article.php?id=15062

sobota, 16 maja 2009

MROŻEK, IONESCO, ORWELL

środa, 11 marzec 2009
Wyrok za pisanie i głoszenie poglądów na grupach dyskusyjnych
Sygn. akt II K 80/07


WYROK W IMIENIU RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ

Dnia 05 lutego 2009 r. Sąd Rejonowy w Świdnicy w II Wydziale Karnym w składzie

Przewodniczący SSR Iwona Kowalik

Ławnicy Wiesława Pieniążek, Marzenna Skóra

Protokolant Kamila Salamon

przy udziale Prokuratora PR w Świdnicy Grażyny Bim

po rozpoznaniu w dniach 26.06.2007 roku, 13.09.2007 roku, 18.12.2007 roku, 20.03.2008 roku, 13.05.2008 roku, 05.09.2008 roku, 21.10.2008 roku, 14.11.2008 roku, 16.12.2008 roku, 30.01.2009 roku i 05.02.2009 sprawy karnej

JAROSŁAWA NIEDŹWIECKIEGO

urodzonego 23 lipca 1961 roku w Jeleniej Górze, syna Antoniego i Antoniny z d. Rimaniuk

oskarżonego o to, że:

I. w okresie od 2002 roku do dnia 10 maja 2006 roku w Świdnicy, woj. dolnośląskie, działając w krótkich odstępach czasu w realizacji z góry powziętego zamiaru za pośrednictwem stron internetowych zawierających ogólnodostępne fora dyskusyjne znieważał osoby wyznania judajskiego ze względu na ich przynależność wyznaniową poprzez zamieszczanie antysemickich wypowiedzi oraz nawoływał w powyższy sposób do nienawiści wobec wspomnianej grupy wyznaniowej,

tj. o czyn z art. 256 kk i art. 257 kk w zw. z art. 11 § 2 kk w zw. z art. 12 kk;

II. w dniu 11 maja 2006 roku w miejscu opisanym w pkt I posiadał zainstalowane w swoim komputerze programy komputerowe: Microsoft Office 2003 Professional, Picture it! Foto Premium 9, Windows XP Professional, Abbyy Fine Reader 5.0 Sprint, Robbo Millenium, Avira Antivir Personaleditin Classic, Sponebob Schwammkopf, które uzyskał za pomocą czynu zabronionego polegającego na zainstalowaniu tychże programów bez posiadania oryginalnych nośników, licencji, certyfikatów autentyczności lub dowodu rejestracji, czym spowodował straty o łącznej wysokości 4.379 złotych na szkodę Agencji HetMan, Lege-Artis-Service oraz Stowarzyszenia Pro reprezentujących producentów wymienionych programów,

tj. o czyn z art. 291 § l kk w zw. z art. 293 § l kk

I. oskarżonego Jarosława Niedźwieckiego uznaje za winnego popełnienia zarzucanego mu czynu opisanego w punkcie I części wstępnej wyroku przyjmując, iż czyn ten został popełniony w okresie od marca 2006 roku do dnia 10 maja 2006 roku tj. popełnienia czynu z art. 256 kk i art. 257 kk w zw. z art. 11 §2 kk w zw. z art. 12 kk i za czyn ten na podstawie art. 257 kk w zw. z art. 11 §3 kk wymierza mu karę roku pozbawienia wolności;

II. oskarżonego uznaje za winnego tego, że w okresie od 07 marca 2008 roku do 16 marca 2008 roku w Świdnicy, woj. dolnośląskiego, działając czynem ciągłym i w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, przyjął nieodpłatnie od innej osoby, a następnie zainstalował na dysku twardym swojego komputera uprzednio zwielokrotnione bez wymaganego uprawnienia programy komputerowe:

- Microsoft Windows XP Professional wersja 2002 o wartości 1.490 zł - czym naruszył prawa autorskie firmy Microsoft Corporation reprezentowanego przez Agencję HetMan z/s w Gdańsku,

- Microsoft Picture It! Foto Premuim 9 o wartości 182 zł - czym naruszył prawa autorskie firmy Microsoft Corporation reprezentowanego przez Agencję HetMan z/s w Gdańsku,

- Microsoft Office Professional Edition 2003 o wartości 1.899 zł - czym naruszył prawa autorskie firmy Microsoft Corporation reprezentowanego przez Agencję HetMan z/s w Gdańsku,

- ABBYY FineReader 5.0 Sprint o wartości 248 zł - czym naruszył prawa autorskie firmy

ABBYY Software House reprezentowanego przez Agencję HetMan w ramach

Stowarzyszenia Polski Rynek Oprogramowania,

powodując szkodę w łącznej wysokości 3.819 złotych na rzecz w/w pokrzywdzonych

oraz gry komputerowe:

- Robbo Millennium o wartości 80 złotych - czym naruszył prawa autorskie firmy Avalon reprezentowanej przez Legę - Artis - Service z/s w Warszawie,

- SpongeBob Schwammkopf - film ab! (wersja niemieckojęzyczna) o wartości 80 złotych -czym naruszył prawa autorskie firmy THQ Entertainment GmbH reprezentowanej przez Legę

- Artis - Service z/s w Warszawie,

powodując szkodę w łącznej wysokości 160 złotych na rzecz w/w pokrzywdzonych,

a co do których to programów komputerowych i gier komputerowych na podstawie

towarzyszących okoliczności powinien i mógł przypuszczać, że zostały uzyskane za pomocą

czynu zabronionego tj. popełnienia czynu z art. 292§1 kk w zw. z art. 293§1 kk i art. 118 ust.

3 w zw. z art. 118 ust l Ustawy z dnia 04.02.1994r. o prawie autorskim i prawach

pokrewnych w zw. z art. 11 §2 kk w zw. z art. 12 kk i za czyn ten na podstawie art. 118 ust.3

Ustawy z dnia 04.02.1994r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych w zw. z art. 11 §3 kk

wymierza mu karę 10 (dziesięciu) miesięcy pozbawienia wolności;

III. na podstawie art. 85 kk i art. 86§1 kk orzeczone oskarżonemu kary pozbawienia wolności łączy i wymierza mu karę łączną roku i 6 (sześciu) miesięcy pozbawienia wolności;

IV. na podstawie art. 69§1 kk i art. 70§1 pkt l kk zawiesza oskarżonemu warunkowo wykonanie orzeczonej kary łącznej pozbawienia wolności tytułem próby na okres lat 3 (trzech);

V. na podstawie art. 46§1 kk zobowiązuje oskarżonego do naprawienia wyrządzonej szkody przez zapłatę na rzecz reprezentującej pokrzywdzonych firmy Legę - Artis - Service z/s w Warszawie kwoty 160,00 zł (sto sześćdziesiąt złotych);

VI. na podstawie art. 72§2 kk zobowiązuje oskarżonego do naprawienia wyrządzonej szkody przez zapłatę na rzecz reprezentującej pokrzywdzonych Agencji HetMan z/s w Gdańsku kwoty 3.819,00 zł (trzy tysiące osiemset dziewiętnaście złotych) w terminie roku od uprawomocnienia się wyroku;

VII. na podstawie art. 121 ust. l Ustawy z dnia 04.02.1994r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych orzeka przepadek na rzecz Skarbu Państwa dowodu rzeczowego z pozycji od l wykazu dowodów rzeczowych Nr I /20/06 (karta 740 akt sprawy);

VIII. zwalnia oskarżonego od ponoszenia od ponoszenia kosztów sądowych w sprawie,
wydatkami obciążając Skarb Państwa.

Sygn. akt II K 80/07
****************