http://liberta.salon24.pl/399881,lot-ktorego-nie-bylo
( )
Tak, uważam, że całe śledztwo powinno się zacząć od Warszawy i Okęcia, a nawet kilka dni wcześniej.
Przecież to wszystko jest na miejscu, w Polsce.
10 kwietnia prokuratura, żandarmeria, policja powinny być zaraz po ogłoszeniu "katastrofy"na Okęciu, w Pałacu Prezydenckim, Kancelarii Premiera, MSZ, BOR, MON, itd. i zabezpieczyć właściwe dokumenty.
Powinni być wszędzie tam, gdzie były osoby, które organizowały ten wylot.
Tymczasem wszyscy skupili się na Rosji i na Siewiernym, nie wierzę, że będąc tam nie zauważyli, że tam nie wydarzyła się żadna katastrofa.
Tutaj wcale nie trzeba nikogo o nic prosić, nie trzeba prosić o żadne dokumenty, ani żadne kopie, tutaj wszystko jest do ustalenia, wystarczy zapytać świadków, rodziny.
Te wszystkie pytania, które Pan tutaj zadał jest komu zadać, wystarczy tylko chcieć je zadać.
Gdyby prokuratura była polska, to nie widzę żadnych przeszkód, aby takie pytania zadać pracownikom odpowiednich instytucji, które brały udział w przygotowaniach i rodzinom.
Od tego należałoby zacząć śledztwo.
Wtedy wiele spraw wyszłoby na jaw i nie trzeba by prosić o żadne kopie, nie trzeba by przez dwa lata zajmować się szukaniem lotnisk zapasowych dla samolotów, które w ogóle nie wyleciały.
Chociaż może jakiś poleciał i pasażerowie rzeczywiście zginęli w Rosji. To byli ci, których ciała zostały zidentyfikowane w Moskwie przez rodziny i rodziny te nie mają wątpliwości, że rozpoznały swoich bliskich.
To byli ci, których rzeczy znalazły się w MSZ i jak pamiętamy jakiś pracownik chciał je spalić, bo mu śmierdziały.
Natomiast wszyscy ci, których rzeczy trafiły do żandarmerii wojskowej i które potajemnie miały być spalone, zginęli w Polsce.
Większość zginęła w Polsce.
Następnie jeszcze worki z ciałami były dostarczane do Moskwy, tych którzy zginęli w Polsce, ale rodziny chciały ich identyfikować w Moskwie.
Wystarczy poczytać wspomnienia p. Stanzaga z pobytu w Moskwie, kiedy pojechał tam identyfikować swoją kuzynkę Ewę Bąkowską.
On opowiadał, że z początku nie było wszystkich ciał, że były w workach dowożone, że mu mówili, że jeżeli mu się nie uda zidentyfikować kuzynki, to jest jeszcze szansa na to w dniu następnym, bo jeszcze będą dowiezione jakieś ciała.
Dlatego tak w niektórych, właściwie w większości przypadków udało się namówić rodziny, aby rezygnowały z lotu do Moskwy.
Myślę też, że dużą rolę w całym zamachu odegrało MSZ, to przecież nikt inny jak R.S. wysyłał smsy do wszystkich i to on dzwonił do J.K. z informacją o "katastrofie", to w MSZ znalazły się rzeczy zabitych, wreszcie to z MSZ Paszkowski potwierdzał, że to był Jak40. Od pierwszych chwil to MSZ odgrywał główną rolę dezinformacji.
Gdyby całe śledztwo zaczęto od początku, tak jak należy, to okazałoby się, że wcale nie trzeba ruskich o nic prosić, bo cała tragedia rozegrała się tutaj i wracanie w kółko ze śledztwem do Rosji i na Siewiernyj nie ma już sensu, to strata czasu.
Trzeba drążyć, szukać w Polsce.
Serdecznie pozdrawiam.
LIBERTA 2 2527
Przecież to wszystko jest na miejscu, w Polsce.
10 kwietnia prokuratura, żandarmeria, policja powinny być zaraz po ogłoszeniu "katastrofy"na Okęciu, w Pałacu Prezydenckim, Kancelarii Premiera, MSZ, BOR, MON, itd. i zabezpieczyć właściwe dokumenty.
Powinni być wszędzie tam, gdzie były osoby, które organizowały ten wylot.
Tymczasem wszyscy skupili się na Rosji i na Siewiernym, nie wierzę, że będąc tam nie zauważyli, że tam nie wydarzyła się żadna katastrofa.
Tutaj wcale nie trzeba nikogo o nic prosić, nie trzeba prosić o żadne dokumenty, ani żadne kopie, tutaj wszystko jest do ustalenia, wystarczy zapytać świadków, rodziny.
Te wszystkie pytania, które Pan tutaj zadał jest komu zadać, wystarczy tylko chcieć je zadać.
Gdyby prokuratura była polska, to nie widzę żadnych przeszkód, aby takie pytania zadać pracownikom odpowiednich instytucji, które brały udział w przygotowaniach i rodzinom.
Od tego należałoby zacząć śledztwo.
Wtedy wiele spraw wyszłoby na jaw i nie trzeba by prosić o żadne kopie, nie trzeba by przez dwa lata zajmować się szukaniem lotnisk zapasowych dla samolotów, które w ogóle nie wyleciały.
Chociaż może jakiś poleciał i pasażerowie rzeczywiście zginęli w Rosji. To byli ci, których ciała zostały zidentyfikowane w Moskwie przez rodziny i rodziny te nie mają wątpliwości, że rozpoznały swoich bliskich.
To byli ci, których rzeczy znalazły się w MSZ i jak pamiętamy jakiś pracownik chciał je spalić, bo mu śmierdziały.
Natomiast wszyscy ci, których rzeczy trafiły do żandarmerii wojskowej i które potajemnie miały być spalone, zginęli w Polsce.
Większość zginęła w Polsce.
Następnie jeszcze worki z ciałami były dostarczane do Moskwy, tych którzy zginęli w Polsce, ale rodziny chciały ich identyfikować w Moskwie.
Wystarczy poczytać wspomnienia p. Stanzaga z pobytu w Moskwie, kiedy pojechał tam identyfikować swoją kuzynkę Ewę Bąkowską.
On opowiadał, że z początku nie było wszystkich ciał, że były w workach dowożone, że mu mówili, że jeżeli mu się nie uda zidentyfikować kuzynki, to jest jeszcze szansa na to w dniu następnym, bo jeszcze będą dowiezione jakieś ciała.
Dlatego tak w niektórych, właściwie w większości przypadków udało się namówić rodziny, aby rezygnowały z lotu do Moskwy.
Myślę też, że dużą rolę w całym zamachu odegrało MSZ, to przecież nikt inny jak R.S. wysyłał smsy do wszystkich i to on dzwonił do J.K. z informacją o "katastrofie", to w MSZ znalazły się rzeczy zabitych, wreszcie to z MSZ Paszkowski potwierdzał, że to był Jak40. Od pierwszych chwil to MSZ odgrywał główną rolę dezinformacji.
Gdyby całe śledztwo zaczęto od początku, tak jak należy, to okazałoby się, że wcale nie trzeba ruskich o nic prosić, bo cała tragedia rozegrała się tutaj i wracanie w kółko ze śledztwem do Rosji i na Siewiernyj nie ma już sensu, to strata czasu.
Trzeba drążyć, szukać w Polsce.
Serdecznie pozdrawiam.