WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
niedziela, 11 marca 2012
na pohybel (filmem) Twojej Polsce
„Dom zły”
Autor: Timmy
Broniłem się przed tym filmem rękami i nogami, zwłaszcza po tym, jak Wojewódzki – imitując intonację głosu podnieconego pawiana, gdy zobaczy błyszczącą blaszkę – oświadczył, że „Dom zły” mówi coś bardzo ważnego o Polsce i Polakach. Gdy zatem dowiedziałem się, że „Dom zły” poleci w publicznej telewizji, wykupiłem czym prędzej via satelita „Drzewo życia” z Pittem i Pennem, żeby mnie jakie nie licho nie podkusiło, coby jednakowoż ten polski film zobaczyć.
O „Drzewie życia” słów kilka, bo należy dbać o koleżanki i kolegów i ostrzegać w miarę możliwości przed stratą czasu i pieniędzy. Film zaczyna się obiecująco – ładne zdjęcia, trochę górnolotnej prozy. Od razu potem punkt zwrotny – żona Pitta dostaje list z informacją, że ich syn nie żyje. Trochę dramatycznych min i przenosimy się jakieś dwadzieścia lat w przyszłość, gdzie Penn łazi chwiejnym krokiem po ultranowoczesnym kompleksie biznesowym i gada coś do siebie (niezrozumiale). Dalej jest już tylko lepiej. Widzimy następujące po sobie sceny: wybuchów wulkanów, jakichś meduz czy innych ścierwojadów pływających w oceanach, ruchu planet, wschodów słońca a wszystko to okraszone bezpretensjonalną rozmową z ‘off-u’ tej matki, co straciła syna, z Bogiem. Cięcie i w następnym ujęciu oglądamy sobie podskakujące nad rzeczką dinozaury. Te dinozaury to jednak trochę za dużo jak na moje nerwy.
Wytrzymałem jakieś 20 minut, czyli pobiłem rekord „Nagiego lunchu” Cronenberga, kiedy to wysiedziałem w kinie przez pół godziny.
Przełączyłem się na „Dom zły”. Widocznie miałem ten film obejrzeć.
Film oczywiście nie mówi nam nic z Prawdy o Polsce i Polakach, ale nie można powiedzieć, że jest kłamliwy. Nie można powiedzieć, że jest jakąś robótką zleconą przez Michnika, żeby dowalić Polaczkom. Jest prawdziwy w tym sensie, że mówi bardzo wiele o takich Wojewódzkich, którzy bardzo by chcieli, aby każdy ‘rozumny’ człowiek tak właśnie Polskę postrzegał i przede wszystkim mówi wszystko o człowieku, który ten film zrobił. Serio, w życiu nie spotkałem się z tak doskonale udokumentowaną nienawiścią do Polski. „Dom zły” to arcydzieło ohydy, to nienawiść wypływająca potężnym strumieniem wprost z przegniłych bebechów. Facet, co ten film nakręcił, stanął sobie w rozkroku nad Polską, wyszczał się, wysrał a na koniec wyrzygał wszystkim, co miał.
Pisząc o tym filmie naprawdę nie trzeba bawić się w jakieś piętrowe interpretacje, choć oczywiście na koniec jakoś spróbuję to podsumować. Sama fabuła wystarczy, bo morał jest oczywisty.
Film zaczyna się od sceny z ‘tradycyjnego, polskiego wesela’ – nawalone panie siedzą na krzesełkach i rytmicznie naciskają swoimi niewieścimi sromami na pompkę, która z kolei napełnia powietrzem baloniki. Taki konkursik. Typowy polski debilizm. Kretyńska muzyczka, idiotyczne tańce, pijaństwo (to będzie stały motyw w tym filmie), tępe, nalane gęby. Wszystko w brudnej, obrzydliwej scenerii, gdzie niemal czuć smród niedomytych gir weselników. Stado bezmózgów właśnie zrobiło sobie imprezkę.
No i na tym właśnie weselu nasz bohater poznaje swoją przyszłą żonę, bierze ślub w dwa miesiące później, ale nie żyje z nią długo i szczęśliwie, ponieważ pewnego dnia żona pada trupem na środku izby taszcząc jakieś wiadro, podczas gdy mężulek w przepoconym podkoszulku jara peta i czyta przy stole gazetę. Facet się lekko załamuje, chleje w trupa miesiącami, jakoś się jednak otrząsa i podczas kolejnego pijackiego wieczoru, oddając uroczyście mocz do szafy, postanawia zmienić swoje życie, wyjechać w okolice Rzeszowa do jakiegoś PGRu i pracować tam jako zootechnik.
Sama scena śmierci jest obrzydliwa, przede wszystkim dlatego, że pozbawiona jakiegokolwiek wyższego wymiaru, całkowicie bydlęca i prymitywna. I tak będzie w tym filmie ze wszystkim; ze wszystkim co powinno różnić nas od zwierząt, a wcale nie różni, tylko potwierdza, że Polacy niczym się od zwierząt nie różnią. Tak samo będzie z finałową sceną porodu na brudnej podłodze, w miejscu, gdzie pijani milicjanci przeprowadzają wizję lokalną – wrzeszcząca z bólu kobieta urodzi w końcu jakiegoś zakrwawionego robaka, którego ze wstrętem weźmie do rąk. Nie inaczej będzie, gdy nawalony jak wór ojciec poderżnie przez pomyłkę gardło własnemu synowi i jedyne, czym się przejmie to fakt, że ten, który faktycznie miał zginąć, ciągle żyje.
Myślę, że wystarczy. Kto filmu nie widział, niech mi uwierzy na słowo, że jest tych scenek mnóstwo, każda zapodana z dokładnie tą samą intencją, ale każda inna, każda o czym innym, okazuje się bowiem, że o szambie to można w nieskończoność i na tysiąc sposobów.
Jeszcze jedna ważna rzecz – miejsce i czas akcji. Myślę, że nieprzypadkowo cała rzecz dzieje się podczas stanu wojennego w mateczniku polskiego konserwatyzmu i patriotyzmu – niezłomnej Rzeszowszczyźnie. Jakby mało było tego wszystkiego, o czym już napisałem, „Dom zły” pokazuje, że to wcale nie komuna uczyniła z Polaków takie bydło, tylko że Polacy tym bydłem byli od zawsze i komuna była tak naprawdę ustrojem dla Polaków stworzonym, gnojowiskiem, w którym czuli się najlepiej. W jednej ze scen milicjant przychodzi z workiem papierosów do sklepu, gdzie cała kolejka ustawiona jest i po wódę i oświadcza, że jak ktoś poda mu jakąś informację dotyczącą morderstwa, to dostanie garść fajek z tego worka. Rozzuchwaleni, brudni, bezzębni alkoholicy rzucają się na niego jak zombie, zabierają fajki i na kopach wywalają ze sklepu a wśród przeróżnych ‘chujów’ i ‘kurew’ skandują również ‘Solidarność!’. Coś trzeba dodawać?
Na koniec to, co w tym filmie najważniejsze i najbardziej ohydne zarazem. Nie ma w nim żadnego kontrapunktu, żadnego człowieka, któremu by taki stan rzeczy przeszkadzał. Jest co prawda jakiś policjant, który początkowo nie wygląda na bydlę ostateczne, ale na końcu się łamie, każe sobie wyciąć z tyłka esperal i wali wódę prosto z gwinta patrząc tępym wzrokiem na rzeźnię, która dzieje się dookoła. Tak naprawdę jedynym człowiekiem w tym filmie tj. kimś kto uważa się za człowieka, jest ten, który to piekło filmuje. Postacie świata przedstawionego to podludzie, wszyscy bez wyjątku, obrzydliwe, wstrętne insekty, które powinny zostać poddane natychmiastowej eksterminacji.
W ramach podsumowania refleksję mam jedną. Choćby zebrało się dziesięciu geniuszów krytyki filmowej i przez rok pisali jedną recenzję z tego właśnie filmu i pisali ją po to tylko, aby ludziom ten film obrzydzić, to nigdy z nim nie wygrają.
Nicek pisał nie raz, nie dwa o swoich Dziadkach. Czytałem to zawsze ze wzruszeniem, ale i ze złością, że najpewniej te historie po wsze czasy pozostaną żywe li tylko przy Nicponiowym wigilijnym stole.
Ze mną jest podobnie. Ja też mam swoją historię. Historię mojej Babci, która owdowiała pod koniec lat pięćdziesiątych, zostając sama, bez pracy z czterema nieletnimi córkami. Dziadek, przedwojenny inteligent, był jakimś genialnym inżynierem. Niemcy go nadszarpnęli a komuchy dobiły, choć pozwoliły mu trochę pożyć, bo potrzebowali wtedy ludzi, którzy potrafili zbudować coś, co nie zawali się na drugi dzień.
Babcia nigdy im tego nie wybaczyła. Do partii się nie zapisała, poszła do jakieś parszywej pracy i żyła z dnia na dzień bez słowa skargi, nikt nigdy nie widział, żeby uroniła nad sobą jedną łzę. Na starość zamieszkała z nami. Nauczyła mnie „Aniele Boże”, opowiadała o Dziadku, którego nigdy nie poznałem, opowiadała po prostu jak było. Wieczorem siadała przy moim łóżku i odmawiała różaniec, do dziś słyszę jej szept. Wychowała mnie. Nigdy się sobą nie zajmowała, gdy zorientowaliśmy się, że umiera, nie było już ratunku. Pozostały jej wtedy 2 tygodnie życia. W chwili śmierci zawołała mnie i poprosiła, żebym przypilnował, aby ją pochowano w obrączce. Po śmierci Dziadka nigdy jej nie zdjęła i chciała, żeby tak pozostało.
To jest mój gen ‘polskości’.
Czemu o tym piszę? Bo jestem pewien, że każdy z nas nosi w sobie taką historię. A co oglądają nasze dzieci? ‘Dom zły’. Wstyd i hańba, panowie. Wstyd i hańba.
PS.
Timmy
do Referenta
11 marca 2012 w 11:56
Referencie,
Super się Ciebie czyta, ale – przynajmniej ja – nie zawsze do końca rozumiem, co chcesz przekazać. Jeśli więc zacznę bredzić w odpowiedzi przeinaczając Twoje intencje, to wal śmiało. Nie obrażę się.
Mój tekst jest świadomie i programowo nieobiektywny, ponieważ, jako recenzent, czuję się z tego obiektywizmu całkowicie zwolniony. Przyjmuję po prostu metodę narzuconą przez narrację opisywanego filmu. Nie uważam, że powinienem coś ‘rozumieć’, umieszczać wszystko w jakimś artystycznym kontekście, ponieważ sam reżyser nie aspiruje do jakiejkolwiek wielowymiarowości. Myślę, że on ‘nie chce’ zrozumieć, bo – gdyby chciał – to by potrafił. Nie wierzę, że człowiek o takim talencie nie widzi rzeczy w wymiarze większym niż ‘hiperrealizm’. Inaczej: reżyser pokazuje, co chce pokazać, a nie to, co rzeczywiście widzi.
Oczywiście, że widziałem tysiące gorszych filmów i zgadzam się, że od strony artystyczno/koncepcyjno/wizualnej „Dom zły” na pewno jest wydarzeniem. Ale co z tego? Widziałem również tysiące otyłych, ociężałych facetów, którzy po wejściu po schodach na drugie piętro mdleją ze zmęczenia, ale nie uważam ich za ‘gorszych’ od wysportowanego bandyty, który potrafi zabić człowieka gołymi rękami w dziesięć sekund. W kontekście, w jakim ja to umieszczam, to nie ma żadnego znaczenia.
Istotą sprawy jest ‘to coś na kształt szantażu’. Już się tłumaczę.
Po pierwsze: z tym filmem nie da się inaczej dyskutować jak tylko poprzez rozciągnięcie kontekstu na świat realny, ponieważ w świecie przedstawionym nie ma żadnego punktu zaczepienia do polemiki. Gdybyśmy zapytali słowami serialowej piosenki ‘gdzie jest ten lepszy świat?’, to w samym filmie go nie znajdziemy. Więc albo znajduje się po drugiej stronie kamery, albo nie ma go wcale, no i wtedy niech przyjdą te ruskie i te niemce i nas wytłuką napalmem.
To jest mój główny zarzut wobec tego filmu – że jest tchórzliwy. Taka straszna ta Polska, to pokażże chłopcze tę twoją Polskę wyśnioną i wymarzoną. Ty do niej należysz? I kto jeszcze? Wojewódzki? Warszafka z Galerii Mokotów i Promenady? Czy może jej nie ma wcale, a sam się uważasz za ‘Europejczyka’? No dalej, masz jaja pluć nam w twarz, to zdobądź się na odwagę, żeby wyznaczyć nam jakiś kierunek.
Po drugie: nie uważam, że powinienem wstydzić się swojej osobistej historii, tj. zachować się na poziomie i zatrzymać ją dla siebie. To jest właśnie to ‘gadanie Michnikiem’, ten sposób myślenia, który daliśmy sobie zaprogramować ‘bez naszej wiedzy i zgody’. Nasze babcie dręczone przez komuchów to jest już passe? Już nie wypada o tym gadać, bo przecież nowa Polska, nowe wyzwania, informatyzacja i prawa człowieka? Ale mieszanie naszych babć z błotem zawsze będzie trendy, mam rozumieć? Referencie, karty na stół – w dupie to mam, co sobie michniki o mnie pomyślą, że się będą ze mnie śmiać majory, kaszmiry i szewaliery. ‘Ch’ im w ‘d’, że się tak wyrażę.
A tak poza tematem – takich ludzi, jak w tym filmie widziałem tylko i wyłącznie w warszafce. Miałem swój epizod w stolicy w zeszłym roku, w trzy miesiące zestarzałem się trzy lata, a na dodatek trafiłem do biznesu, który handlował lansem z najwyższej półki. To jest dopiero ‘dom zły’. Co prawda dziewczyny mają wydepilowane pachy, z mord im nie śmierdzi, pachną diorem i zamiast puszczać się za stodołą dają dupy w marmurowym kiblu, ale cała reszta zgadza się co do joty
Pozdrawiam,
Timmy
Autor: Timmy
Broniłem się przed tym filmem rękami i nogami, zwłaszcza po tym, jak Wojewódzki – imitując intonację głosu podnieconego pawiana, gdy zobaczy błyszczącą blaszkę – oświadczył, że „Dom zły” mówi coś bardzo ważnego o Polsce i Polakach. Gdy zatem dowiedziałem się, że „Dom zły” poleci w publicznej telewizji, wykupiłem czym prędzej via satelita „Drzewo życia” z Pittem i Pennem, żeby mnie jakie nie licho nie podkusiło, coby jednakowoż ten polski film zobaczyć.
O „Drzewie życia” słów kilka, bo należy dbać o koleżanki i kolegów i ostrzegać w miarę możliwości przed stratą czasu i pieniędzy. Film zaczyna się obiecująco – ładne zdjęcia, trochę górnolotnej prozy. Od razu potem punkt zwrotny – żona Pitta dostaje list z informacją, że ich syn nie żyje. Trochę dramatycznych min i przenosimy się jakieś dwadzieścia lat w przyszłość, gdzie Penn łazi chwiejnym krokiem po ultranowoczesnym kompleksie biznesowym i gada coś do siebie (niezrozumiale). Dalej jest już tylko lepiej. Widzimy następujące po sobie sceny: wybuchów wulkanów, jakichś meduz czy innych ścierwojadów pływających w oceanach, ruchu planet, wschodów słońca a wszystko to okraszone bezpretensjonalną rozmową z ‘off-u’ tej matki, co straciła syna, z Bogiem. Cięcie i w następnym ujęciu oglądamy sobie podskakujące nad rzeczką dinozaury. Te dinozaury to jednak trochę za dużo jak na moje nerwy.
Wytrzymałem jakieś 20 minut, czyli pobiłem rekord „Nagiego lunchu” Cronenberga, kiedy to wysiedziałem w kinie przez pół godziny.
Przełączyłem się na „Dom zły”. Widocznie miałem ten film obejrzeć.
Film oczywiście nie mówi nam nic z Prawdy o Polsce i Polakach, ale nie można powiedzieć, że jest kłamliwy. Nie można powiedzieć, że jest jakąś robótką zleconą przez Michnika, żeby dowalić Polaczkom. Jest prawdziwy w tym sensie, że mówi bardzo wiele o takich Wojewódzkich, którzy bardzo by chcieli, aby każdy ‘rozumny’ człowiek tak właśnie Polskę postrzegał i przede wszystkim mówi wszystko o człowieku, który ten film zrobił. Serio, w życiu nie spotkałem się z tak doskonale udokumentowaną nienawiścią do Polski. „Dom zły” to arcydzieło ohydy, to nienawiść wypływająca potężnym strumieniem wprost z przegniłych bebechów. Facet, co ten film nakręcił, stanął sobie w rozkroku nad Polską, wyszczał się, wysrał a na koniec wyrzygał wszystkim, co miał.
Pisząc o tym filmie naprawdę nie trzeba bawić się w jakieś piętrowe interpretacje, choć oczywiście na koniec jakoś spróbuję to podsumować. Sama fabuła wystarczy, bo morał jest oczywisty.
Film zaczyna się od sceny z ‘tradycyjnego, polskiego wesela’ – nawalone panie siedzą na krzesełkach i rytmicznie naciskają swoimi niewieścimi sromami na pompkę, która z kolei napełnia powietrzem baloniki. Taki konkursik. Typowy polski debilizm. Kretyńska muzyczka, idiotyczne tańce, pijaństwo (to będzie stały motyw w tym filmie), tępe, nalane gęby. Wszystko w brudnej, obrzydliwej scenerii, gdzie niemal czuć smród niedomytych gir weselników. Stado bezmózgów właśnie zrobiło sobie imprezkę.
No i na tym właśnie weselu nasz bohater poznaje swoją przyszłą żonę, bierze ślub w dwa miesiące później, ale nie żyje z nią długo i szczęśliwie, ponieważ pewnego dnia żona pada trupem na środku izby taszcząc jakieś wiadro, podczas gdy mężulek w przepoconym podkoszulku jara peta i czyta przy stole gazetę. Facet się lekko załamuje, chleje w trupa miesiącami, jakoś się jednak otrząsa i podczas kolejnego pijackiego wieczoru, oddając uroczyście mocz do szafy, postanawia zmienić swoje życie, wyjechać w okolice Rzeszowa do jakiegoś PGRu i pracować tam jako zootechnik.
Sama scena śmierci jest obrzydliwa, przede wszystkim dlatego, że pozbawiona jakiegokolwiek wyższego wymiaru, całkowicie bydlęca i prymitywna. I tak będzie w tym filmie ze wszystkim; ze wszystkim co powinno różnić nas od zwierząt, a wcale nie różni, tylko potwierdza, że Polacy niczym się od zwierząt nie różnią. Tak samo będzie z finałową sceną porodu na brudnej podłodze, w miejscu, gdzie pijani milicjanci przeprowadzają wizję lokalną – wrzeszcząca z bólu kobieta urodzi w końcu jakiegoś zakrwawionego robaka, którego ze wstrętem weźmie do rąk. Nie inaczej będzie, gdy nawalony jak wór ojciec poderżnie przez pomyłkę gardło własnemu synowi i jedyne, czym się przejmie to fakt, że ten, który faktycznie miał zginąć, ciągle żyje.
I tak dalej, i tak dalej, ale zawsze w ten sam sposób – gen ‘polskości’ polega tym, że interakcja Polaków z otaczającym światem, bez względu na wagę sprawy, sprowadza się zawsze do tego samego:
najebać się jak świnie, zaruchać, ukraść, a jak trzeba to zabić.
Polak to skończony cham i skurwysyn, upośledzone na umyśle bydlę, które funkcjonuje wyłącznie w ramach najprymitywniejszego, osobistego egoizmu. Mąż może zabić żonę, żona może upić męża i parę minut później wejść jak gdyby nigdy nic jakiemuś przybłędzie do łóżka, aby parę godzin później wraz ze świeżo zdradzonym mężem pójść ukatrupić tego samego przybłędę za kilkanaście ‘dojczmarek’.
Myślę, że wystarczy. Kto filmu nie widział, niech mi uwierzy na słowo, że jest tych scenek mnóstwo, każda zapodana z dokładnie tą samą intencją, ale każda inna, każda o czym innym, okazuje się bowiem, że o szambie to można w nieskończoność i na tysiąc sposobów.
Jeszcze jedna ważna rzecz – miejsce i czas akcji. Myślę, że nieprzypadkowo cała rzecz dzieje się podczas stanu wojennego w mateczniku polskiego konserwatyzmu i patriotyzmu – niezłomnej Rzeszowszczyźnie. Jakby mało było tego wszystkiego, o czym już napisałem, „Dom zły” pokazuje, że to wcale nie komuna uczyniła z Polaków takie bydło, tylko że Polacy tym bydłem byli od zawsze i komuna była tak naprawdę ustrojem dla Polaków stworzonym, gnojowiskiem, w którym czuli się najlepiej. W jednej ze scen milicjant przychodzi z workiem papierosów do sklepu, gdzie cała kolejka ustawiona jest i po wódę i oświadcza, że jak ktoś poda mu jakąś informację dotyczącą morderstwa, to dostanie garść fajek z tego worka. Rozzuchwaleni, brudni, bezzębni alkoholicy rzucają się na niego jak zombie, zabierają fajki i na kopach wywalają ze sklepu a wśród przeróżnych ‘chujów’ i ‘kurew’ skandują również ‘Solidarność!’. Coś trzeba dodawać?
Na koniec to, co w tym filmie najważniejsze i najbardziej ohydne zarazem. Nie ma w nim żadnego kontrapunktu, żadnego człowieka, któremu by taki stan rzeczy przeszkadzał. Jest co prawda jakiś policjant, który początkowo nie wygląda na bydlę ostateczne, ale na końcu się łamie, każe sobie wyciąć z tyłka esperal i wali wódę prosto z gwinta patrząc tępym wzrokiem na rzeźnię, która dzieje się dookoła. Tak naprawdę jedynym człowiekiem w tym filmie tj. kimś kto uważa się za człowieka, jest ten, który to piekło filmuje. Postacie świata przedstawionego to podludzie, wszyscy bez wyjątku, obrzydliwe, wstrętne insekty, które powinny zostać poddane natychmiastowej eksterminacji.
W ramach podsumowania refleksję mam jedną. Choćby zebrało się dziesięciu geniuszów krytyki filmowej i przez rok pisali jedną recenzję z tego właśnie filmu i pisali ją po to tylko, aby ludziom ten film obrzydzić, to nigdy z nim nie wygrają.
Słowo wtórne nigdy nie pokona oryginalnej historii. Jeśli chcemy z czymś takim wygrać, to musimy mieć swoją opowieść o polskości.
Nicek pisał nie raz, nie dwa o swoich Dziadkach. Czytałem to zawsze ze wzruszeniem, ale i ze złością, że najpewniej te historie po wsze czasy pozostaną żywe li tylko przy Nicponiowym wigilijnym stole.
Ze mną jest podobnie. Ja też mam swoją historię. Historię mojej Babci, która owdowiała pod koniec lat pięćdziesiątych, zostając sama, bez pracy z czterema nieletnimi córkami. Dziadek, przedwojenny inteligent, był jakimś genialnym inżynierem. Niemcy go nadszarpnęli a komuchy dobiły, choć pozwoliły mu trochę pożyć, bo potrzebowali wtedy ludzi, którzy potrafili zbudować coś, co nie zawali się na drugi dzień.
Babcia nigdy im tego nie wybaczyła. Do partii się nie zapisała, poszła do jakieś parszywej pracy i żyła z dnia na dzień bez słowa skargi, nikt nigdy nie widział, żeby uroniła nad sobą jedną łzę. Na starość zamieszkała z nami. Nauczyła mnie „Aniele Boże”, opowiadała o Dziadku, którego nigdy nie poznałem, opowiadała po prostu jak było. Wieczorem siadała przy moim łóżku i odmawiała różaniec, do dziś słyszę jej szept. Wychowała mnie. Nigdy się sobą nie zajmowała, gdy zorientowaliśmy się, że umiera, nie było już ratunku. Pozostały jej wtedy 2 tygodnie życia. W chwili śmierci zawołała mnie i poprosiła, żebym przypilnował, aby ją pochowano w obrączce. Po śmierci Dziadka nigdy jej nie zdjęła i chciała, żeby tak pozostało.
To jest mój gen ‘polskości’.
Czemu o tym piszę? Bo jestem pewien, że każdy z nas nosi w sobie taką historię. A co oglądają nasze dzieci? ‘Dom zły’. Wstyd i hańba, panowie. Wstyd i hańba.
PS.
Timmy
do Referenta
11 marca 2012 w 11:56
Referencie,
Super się Ciebie czyta, ale – przynajmniej ja – nie zawsze do końca rozumiem, co chcesz przekazać. Jeśli więc zacznę bredzić w odpowiedzi przeinaczając Twoje intencje, to wal śmiało. Nie obrażę się.
Mój tekst jest świadomie i programowo nieobiektywny, ponieważ, jako recenzent, czuję się z tego obiektywizmu całkowicie zwolniony. Przyjmuję po prostu metodę narzuconą przez narrację opisywanego filmu. Nie uważam, że powinienem coś ‘rozumieć’, umieszczać wszystko w jakimś artystycznym kontekście, ponieważ sam reżyser nie aspiruje do jakiejkolwiek wielowymiarowości. Myślę, że on ‘nie chce’ zrozumieć, bo – gdyby chciał – to by potrafił. Nie wierzę, że człowiek o takim talencie nie widzi rzeczy w wymiarze większym niż ‘hiperrealizm’. Inaczej: reżyser pokazuje, co chce pokazać, a nie to, co rzeczywiście widzi.
Oczywiście, że widziałem tysiące gorszych filmów i zgadzam się, że od strony artystyczno/koncepcyjno/wizualnej „Dom zły” na pewno jest wydarzeniem. Ale co z tego? Widziałem również tysiące otyłych, ociężałych facetów, którzy po wejściu po schodach na drugie piętro mdleją ze zmęczenia, ale nie uważam ich za ‘gorszych’ od wysportowanego bandyty, który potrafi zabić człowieka gołymi rękami w dziesięć sekund. W kontekście, w jakim ja to umieszczam, to nie ma żadnego znaczenia.
Istotą sprawy jest ‘to coś na kształt szantażu’. Już się tłumaczę.
Po pierwsze: z tym filmem nie da się inaczej dyskutować jak tylko poprzez rozciągnięcie kontekstu na świat realny, ponieważ w świecie przedstawionym nie ma żadnego punktu zaczepienia do polemiki. Gdybyśmy zapytali słowami serialowej piosenki ‘gdzie jest ten lepszy świat?’, to w samym filmie go nie znajdziemy. Więc albo znajduje się po drugiej stronie kamery, albo nie ma go wcale, no i wtedy niech przyjdą te ruskie i te niemce i nas wytłuką napalmem.
To jest mój główny zarzut wobec tego filmu – że jest tchórzliwy. Taka straszna ta Polska, to pokażże chłopcze tę twoją Polskę wyśnioną i wymarzoną. Ty do niej należysz? I kto jeszcze? Wojewódzki? Warszafka z Galerii Mokotów i Promenady? Czy może jej nie ma wcale, a sam się uważasz za ‘Europejczyka’? No dalej, masz jaja pluć nam w twarz, to zdobądź się na odwagę, żeby wyznaczyć nam jakiś kierunek.
Po drugie: nie uważam, że powinienem wstydzić się swojej osobistej historii, tj. zachować się na poziomie i zatrzymać ją dla siebie. To jest właśnie to ‘gadanie Michnikiem’, ten sposób myślenia, który daliśmy sobie zaprogramować ‘bez naszej wiedzy i zgody’. Nasze babcie dręczone przez komuchów to jest już passe? Już nie wypada o tym gadać, bo przecież nowa Polska, nowe wyzwania, informatyzacja i prawa człowieka? Ale mieszanie naszych babć z błotem zawsze będzie trendy, mam rozumieć? Referencie, karty na stół – w dupie to mam, co sobie michniki o mnie pomyślą, że się będą ze mnie śmiać majory, kaszmiry i szewaliery. ‘Ch’ im w ‘d’, że się tak wyrażę.
A tak poza tematem – takich ludzi, jak w tym filmie widziałem tylko i wyłącznie w warszafce. Miałem swój epizod w stolicy w zeszłym roku, w trzy miesiące zestarzałem się trzy lata, a na dodatek trafiłem do biznesu, który handlował lansem z najwyższej półki. To jest dopiero ‘dom zły’. Co prawda dziewczyny mają wydepilowane pachy, z mord im nie śmierdzi, pachną diorem i zamiast puszczać się za stodołą dają dupy w marmurowym kiblu, ale cała reszta zgadza się co do joty
Pozdrawiam,
Timmy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz