WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
niedziela, 21 grudnia 2008
sprawa Carla Beddermanna
"Chcecie być narodem niewolników, my nie mamy nic przeciwko temu, jeżeli ta rola wam odpowiada, proszę bardzo" - mówił Carl Beddermann, były doradca ds. ochrony środowiska w Polsce z ramienia UE na konferencji zorganizowanej przez Zrzeszenie Prywatnego Handlu i Usług oraz Unię Polityki Realnej. Tematem tego ekskluzywnego spotkania było planowane przez Brukselę rozszerzenie Unii Europejskiej.
O UE można mówić i pisać w Polsce dobrze, albo w ogóle. Brakuje merytorycznej dyskusji nad ewentualnymi korzyściami (?) i konsekwencjami integracji europejskiej. W Polsce nie ma elity narodowej, która w swej działalności publicznej kierowałaby się interesem nadrzędnym, dobrem Rzeczpospolitej i jej obywateli. Tę regułę zdaje się potwierdzać wizyta Carla Beddermanna w Toruniu, w której uczestniczyli przedstawiciele lokalnego biznesu. Konferencja nie wzbudziła zainteresowania mediów, a są one przecież podstawowym nośnikiem informacji i kreują świadomość społeczną.
Bruksela i "klerofaszyści"
Carl Beddermann piastował wysokie stanowisko urzędnicze w UE. Zwrócił uwagę na mankamenty jej polityki. Bruksela zareagowała natychmiast. Został wezwany do Berlina, stronę polską zmuszoną do stwierdzenia, że straciła do niego zaufanie, ponieważ jak mówi "głoszone przeze mnie poglądy mogłyby zagrozić wynikom referendum. Z "klerofaszystami" sobie poradzimy, ale jeśli zaczną pisać o niewygodnych dla nas sprawach "normalne" gazety, to możemy mieć poważne problemy" - przekonywali przełożeni Beddermanna.
"Brałem udział w dyskusji nt. UE. Po jej zakończeniu jeden z profesorów powiedział, że dawno chciał dać Niemcowi w gębę. Innych argumentów nie miał. Mimo to, na zachodzie wierzymy, że wasz naród jest dumny. UE to nie jest Europa, to cech, gdzie jeden czerpie korzyści kosztem drugiego, wielka idea europejska dawno została pogrzebana" - dodaje Carl Beddermann.
"Opłaty, które Niemcy uiszczą za każdy kraj przystępujący do UE wyrównuje się przez ogromne nadwyżki handlowe, które wygospodarowuje się poprzez handel z tymi krajami. Z ekonomicznego punktu widzenia nie powstają dla Niemiec przez to żadne dodatkowe koszty. Niemiecki wkład w rozszerzenie wynosi rocznie nieco ponad mld euro, taniej Niemcy nie mogą kupić stabilizacji na swojej granicy z Rosją" - argumentował Guenter Verheugen w jednym z wywiadów z końca lutego br. opublikowanym w prasie niemieckiej.
"Oto jest prawdziwa strategia UE - mówił Beddermann. Ciekawy jestem jak on teraz to wytłumaczy". "Aby zrozumieć obecną sytuację Polski przed planowanym przystąpieniem do Unii Europejskiej należy rozróżnić dwie sprawy, po pierwsze, europejską ideę zbliżenia narodów, po drugie, unię brukselską. Niestety, nie mają one ze sobą nic wspólnego. Idea europejska jest dobra. Unia Europejska to wielkie oszustwo" - twierdzi europejski polityk. "Tak jak wielkim kłamstwem jest to, że Polska skorzysta na integracji z UE. Udaje się, bowiem, że środki i fundusze płyną do Polski, a to nieprawda. Otrzymujecie może dziesiątą część tego, o czym się mówi, resztę pochłania administracja brukselska lub wraca do Unii Europejskiej w formie zysków z zachodnich inwestycji finansowanych w Polsce" - dodaje. Najlepszym przykładem jest przedakcesyjny SAPARD, fundusz przeznaczony na rozwój obszarów wiejskich, którego użytkownikami mają być rolnicy indywidualni, przemysł spożywczy oraz gminy. Według Beddermanna skorzysta z niego tylko niewielka liczba rolników.
"Powodem jest brak kapitału własnego dla dofinansowania i brak nadziei na zwrot inwestycji. Programem pomocy SAPARD zachód finansuje w pierwszym rzędzie swoje własne inwestycje w Polsce, głównie w przemyśle przetwórczym. Tak wygląda altruistyczna pomoc UE dla Polski" - wyjaśniał Beddermann.
W UE użytkownicy funduszy mają z reguły własny kapitał, dostęp do taniego systemu kredytowego, mogą zaciągać pożyczki na preferencyjnych warunkach 2 lub 3 proc. W Polsce 18 proc. Te pieniądze są przez rozrośniętą biurokrację wykorzystywane w około 70 proc. Reszta zostaje w Brukseli. Zdaniem Carla Beddermanna Polska potrzebuje protekcjonizmu w dziedzinie rolnictwa.
"Nieprawdą jest, że UE stanowi unię celną, a nie przystąpienie do niej grozi Polsce ekonomicznymi represjami. UE nie jest w stanie zabronić Polsce wstępu na swoje rynki. Swobodę handlu gwarantują postanowienia Światowej Organizacji Handlu (WTO). Szwajcarzy, Norwegowie, Japończycy, Koreańczycy nie są członkami UE, a prowadzą handel z krajami Piętnastki. Polska też to robi" - uzupełnił swą wypowiedź Carl Beddermann. Polityka rolna jest według niezależnych ekonomistów największą tragedią. Rolnictwo w krajach Europy Środkowej i Wschodniej musi być zmodernizowane. "W stosunkach Zachodu z Krajami wychodzącymi z realnego socjalizmu obowiązuje prawo dżungli" - sądzi Beddermann. "UE traktuje Polskę jako rynek zbytu dla swoich towarów. Na wejściu do UE zależy wszystkim tym, którzy na tym zarobią" - dodaje.
Polska ma być po przystąpieniu do UE netto płatnikiem. W praktyce będzie musiała więcej wpłacać do unijnej kasy, niż z niej otrzyma. Zdaniem Carla Beddermanna "Polska będzie musiała uiszczać rocznie ok. 5 mld euro składki członkowskiej, nakładów na nowe inwestycje służące realizacji jej wymogów (np. kolczyki i paszporty dla krów) oraz biurokrację. W zamian dostanie ok. 1, 56 mld euro rocznie dopłat bezpośrednich dla rolnictwa, na rynkową politykę rolną i resorty polityki wewnętrznej". Oczywiście UE przewiduje ok. 4, 63 mld euro rocznie na sfinansowanie przedsięwzięć strukturalnych i rozwój terenów wiejskich, ale jak mówił Beddermann "sama Unia, uważa, że w pierwszych latach tylko 10 proc., w najlepszym przypadku 20 proc. tych funduszy dotrze do Polski, a właściwie do inwestycji unijnych w Polsce".
Polska straci więc na przystąpieniu do UE od 2, 5 do 3 mld euro rocznie. "Tam Ojczyzna, gdzie dobrze" - głosi stara rzymska maksyma. Prounijni politycy w Polsce, którym i tak nie żyje się przecież źle, na integracji z UE na pewno nie stracą. A co z tego będzie miał Naród?
Dwulicowy Schroeder
Jak pisze Carl Beddermann w liście do kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera: "Pański serdeczny przyjaciel, Leszek Miller, wybrał właśnie Pana do wypełnienia tego zadania (tj. przekonywana Polaków o konieczności przystąpienia do UE). Było nie było to przecież właśnie Pan dumnie ogłasza w Niemczech, że zadbał Pan o to, żeby poprzez specjalną uchwałę polscy robotnicy przez pierwszych siedem lat po wstąpieniu Polski do Unii nie mieli prawa podejmować pracy w Niemczech (...) to przecież Pan żądał na łamach "Suddeutsche Zeitung" dla polskich rolników zamiast 25 proc. dopłat całkowitego ich zaniechania (...) to Pański rząd zadbał o to, aby obywatele polscy przy przekraczaniu granicy niemieckiej w dalszym ciągu musieli okazywać paszporty (...) to Pan na spotkaniach z niemieckimi wypędzonymi twierdził, że po przystąpieniu Polski do Unii każdy z nich i tak będzie mógł się osiedlać na polskich ziemiach Odzyskanych".
Szkoda, że politykom znad Wisły brakuje odwagi, aby rozmawiać o faktach. Tym razem wyręczył ich Carl Beddermann, europejski konwertyta. Kto będzie następny?
Rafał Zgorzelski, Nowa Myśl Polska, 2002-12-10
O UE można mówić i pisać w Polsce dobrze, albo w ogóle. Brakuje merytorycznej dyskusji nad ewentualnymi korzyściami (?) i konsekwencjami integracji europejskiej. W Polsce nie ma elity narodowej, która w swej działalności publicznej kierowałaby się interesem nadrzędnym, dobrem Rzeczpospolitej i jej obywateli. Tę regułę zdaje się potwierdzać wizyta Carla Beddermanna w Toruniu, w której uczestniczyli przedstawiciele lokalnego biznesu. Konferencja nie wzbudziła zainteresowania mediów, a są one przecież podstawowym nośnikiem informacji i kreują świadomość społeczną.
Bruksela i "klerofaszyści"
Carl Beddermann piastował wysokie stanowisko urzędnicze w UE. Zwrócił uwagę na mankamenty jej polityki. Bruksela zareagowała natychmiast. Został wezwany do Berlina, stronę polską zmuszoną do stwierdzenia, że straciła do niego zaufanie, ponieważ jak mówi "głoszone przeze mnie poglądy mogłyby zagrozić wynikom referendum. Z "klerofaszystami" sobie poradzimy, ale jeśli zaczną pisać o niewygodnych dla nas sprawach "normalne" gazety, to możemy mieć poważne problemy" - przekonywali przełożeni Beddermanna.
"Brałem udział w dyskusji nt. UE. Po jej zakończeniu jeden z profesorów powiedział, że dawno chciał dać Niemcowi w gębę. Innych argumentów nie miał. Mimo to, na zachodzie wierzymy, że wasz naród jest dumny. UE to nie jest Europa, to cech, gdzie jeden czerpie korzyści kosztem drugiego, wielka idea europejska dawno została pogrzebana" - dodaje Carl Beddermann.
"Opłaty, które Niemcy uiszczą za każdy kraj przystępujący do UE wyrównuje się przez ogromne nadwyżki handlowe, które wygospodarowuje się poprzez handel z tymi krajami. Z ekonomicznego punktu widzenia nie powstają dla Niemiec przez to żadne dodatkowe koszty. Niemiecki wkład w rozszerzenie wynosi rocznie nieco ponad mld euro, taniej Niemcy nie mogą kupić stabilizacji na swojej granicy z Rosją" - argumentował Guenter Verheugen w jednym z wywiadów z końca lutego br. opublikowanym w prasie niemieckiej.
"Oto jest prawdziwa strategia UE - mówił Beddermann. Ciekawy jestem jak on teraz to wytłumaczy". "Aby zrozumieć obecną sytuację Polski przed planowanym przystąpieniem do Unii Europejskiej należy rozróżnić dwie sprawy, po pierwsze, europejską ideę zbliżenia narodów, po drugie, unię brukselską. Niestety, nie mają one ze sobą nic wspólnego. Idea europejska jest dobra. Unia Europejska to wielkie oszustwo" - twierdzi europejski polityk. "Tak jak wielkim kłamstwem jest to, że Polska skorzysta na integracji z UE. Udaje się, bowiem, że środki i fundusze płyną do Polski, a to nieprawda. Otrzymujecie może dziesiątą część tego, o czym się mówi, resztę pochłania administracja brukselska lub wraca do Unii Europejskiej w formie zysków z zachodnich inwestycji finansowanych w Polsce" - dodaje. Najlepszym przykładem jest przedakcesyjny SAPARD, fundusz przeznaczony na rozwój obszarów wiejskich, którego użytkownikami mają być rolnicy indywidualni, przemysł spożywczy oraz gminy. Według Beddermanna skorzysta z niego tylko niewielka liczba rolników.
"Powodem jest brak kapitału własnego dla dofinansowania i brak nadziei na zwrot inwestycji. Programem pomocy SAPARD zachód finansuje w pierwszym rzędzie swoje własne inwestycje w Polsce, głównie w przemyśle przetwórczym. Tak wygląda altruistyczna pomoc UE dla Polski" - wyjaśniał Beddermann.
W UE użytkownicy funduszy mają z reguły własny kapitał, dostęp do taniego systemu kredytowego, mogą zaciągać pożyczki na preferencyjnych warunkach 2 lub 3 proc. W Polsce 18 proc. Te pieniądze są przez rozrośniętą biurokrację wykorzystywane w około 70 proc. Reszta zostaje w Brukseli. Zdaniem Carla Beddermanna Polska potrzebuje protekcjonizmu w dziedzinie rolnictwa.
"Nieprawdą jest, że UE stanowi unię celną, a nie przystąpienie do niej grozi Polsce ekonomicznymi represjami. UE nie jest w stanie zabronić Polsce wstępu na swoje rynki. Swobodę handlu gwarantują postanowienia Światowej Organizacji Handlu (WTO). Szwajcarzy, Norwegowie, Japończycy, Koreańczycy nie są członkami UE, a prowadzą handel z krajami Piętnastki. Polska też to robi" - uzupełnił swą wypowiedź Carl Beddermann. Polityka rolna jest według niezależnych ekonomistów największą tragedią. Rolnictwo w krajach Europy Środkowej i Wschodniej musi być zmodernizowane. "W stosunkach Zachodu z Krajami wychodzącymi z realnego socjalizmu obowiązuje prawo dżungli" - sądzi Beddermann. "UE traktuje Polskę jako rynek zbytu dla swoich towarów. Na wejściu do UE zależy wszystkim tym, którzy na tym zarobią" - dodaje.
Polska ma być po przystąpieniu do UE netto płatnikiem. W praktyce będzie musiała więcej wpłacać do unijnej kasy, niż z niej otrzyma. Zdaniem Carla Beddermanna "Polska będzie musiała uiszczać rocznie ok. 5 mld euro składki członkowskiej, nakładów na nowe inwestycje służące realizacji jej wymogów (np. kolczyki i paszporty dla krów) oraz biurokrację. W zamian dostanie ok. 1, 56 mld euro rocznie dopłat bezpośrednich dla rolnictwa, na rynkową politykę rolną i resorty polityki wewnętrznej". Oczywiście UE przewiduje ok. 4, 63 mld euro rocznie na sfinansowanie przedsięwzięć strukturalnych i rozwój terenów wiejskich, ale jak mówił Beddermann "sama Unia, uważa, że w pierwszych latach tylko 10 proc., w najlepszym przypadku 20 proc. tych funduszy dotrze do Polski, a właściwie do inwestycji unijnych w Polsce".
Polska straci więc na przystąpieniu do UE od 2, 5 do 3 mld euro rocznie. "Tam Ojczyzna, gdzie dobrze" - głosi stara rzymska maksyma. Prounijni politycy w Polsce, którym i tak nie żyje się przecież źle, na integracji z UE na pewno nie stracą. A co z tego będzie miał Naród?
Dwulicowy Schroeder
Jak pisze Carl Beddermann w liście do kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera: "Pański serdeczny przyjaciel, Leszek Miller, wybrał właśnie Pana do wypełnienia tego zadania (tj. przekonywana Polaków o konieczności przystąpienia do UE). Było nie było to przecież właśnie Pan dumnie ogłasza w Niemczech, że zadbał Pan o to, żeby poprzez specjalną uchwałę polscy robotnicy przez pierwszych siedem lat po wstąpieniu Polski do Unii nie mieli prawa podejmować pracy w Niemczech (...) to przecież Pan żądał na łamach "Suddeutsche Zeitung" dla polskich rolników zamiast 25 proc. dopłat całkowitego ich zaniechania (...) to Pański rząd zadbał o to, aby obywatele polscy przy przekraczaniu granicy niemieckiej w dalszym ciągu musieli okazywać paszporty (...) to Pan na spotkaniach z niemieckimi wypędzonymi twierdził, że po przystąpieniu Polski do Unii każdy z nich i tak będzie mógł się osiedlać na polskich ziemiach Odzyskanych".
Szkoda, że politykom znad Wisły brakuje odwagi, aby rozmawiać o faktach. Tym razem wyręczył ich Carl Beddermann, europejski konwertyta. Kto będzie następny?
Rafał Zgorzelski, Nowa Myśl Polska, 2002-12-10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz