o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

środa, 30 kwietnia 2014

Fałszerze jedzenia. MEATRIX

 

Czym jesteś(my) truci 1/3

Materiał z TV Polsat


Teraz My TVN – Czy wiemy, co jemy?

Fałszerze jedzenia

Na rynku spożywczym zapanowała wolnoamerykanka. Zwycięża ten, kto wyprodukuje taniej, a jego wyroby będą „zjadliwe”. Gdzież te czasy, gdy cechy rzeźników konkurowały ze sobą jakością wyrobów? Dziś lepszy jest ten, kto sprzeda najwięcej. Co to jest parówka? Jaki jest jej skład? Na te pytania żaden specjalista od żywienia nie odpowie.
Wartość zafałszowanej żywności na polskim rynku sięga prawie 50 mld zł.
- W parówce może być mięso, ale nie jest to konieczne – twierdzi jeden z pracowników Inspekcji Handlowej. – Kiedy sprawdzamy towar, interesuje nas tylko, jaki skład podał producent. Jeśli po zbadaniu próbki jej skład zgadza się z zadeklarowanym, wszystko jest w porządku. Parówką może być na przykład kilka zmielonych składników, niekoniecznie pochodzenia zwierzęcego. Można tam dodać nawet papier toaletowy, byleby całość nie była szkodliwa dla zdrowia. Poza tym każdy ma prawo nazwać swój wyrób, jak mu się podoba. Akurat ten producent postanowił nazwać to coś parówką.

Trucie po polsku

Kontrole stwierdziły, że to, co sprzedaje się u nas jako chleb i bułkę, to w większości produkty chlebopodobne i bułkopodobne. Niektórzy producenci do chleba dodają startą bułkę, czasem gips i kreatynę otrzymywaną z ludzkich włosów, kupowanych w zakładach fryzjerskich.
W maju tego roku Inspekcja Handlowa opublikowała raport z kontroli kilku dużych sieci sklepów. Sprawdzono Biedronkę, sieć Champion, Elea, Leader Price, Lidl, Real, Tesco i AHOLD. Inspektorzy stwierdzili, że jakość 24 proc. badanych towarów była znacznie niższa od deklarowanej.
Najgorzej wypadły produkty mleczne. Jedna trzecia z nich nie spełniała norm wypisanych na opakowaniu. Przetwory owocowe i warzywne miały wady w 26,3 proc., konserwy rybne w 24,5, a przetwory mięsne niemal w 24 proc. Inspekcja wykryła również, że przetwory mięsne mają „niewłaściwe cechy organoleptyczne” (po prostu śmierdzą – red.); w wędzonkach stwierdziła „występowanie skupisk galarety, wyciek soku, konsystencję mało kruchą i gumowatą, smak kwaskowy, zapach lekko nieczysty”.
Z kolei konserwy rybne mają „zapach lekko gorzkawy, lekko metaliczny smak i są mdłe”. Na domiar złego także żywność określana mianem ekologicznej często bywa fałszowana podobnymi metodami. Podczas przeprowadzonej w 2004 roku w 211 placówkach handlujących ekologiczną żywnością kontroli Inspekcji Handlowej wykryto wiele uchybień. 56 proc. wędlin zawierało niedozwolone konserwanty. Badania laboratoryjne zakwestionowały jakość 48 proc. mleka i przetworów mlecznych oraz 41 proc. mięsa i przetworów mięsnych.
Z badań analizowanych przez Walentynę Rakiel-Czarnecką, eksperta ds. żywności z PSL, wynika, że prawie co czwarta woda mineralna czy źródlana (na rynku jest jej około 500 rodzajów) to po prostu zwyczajna kranówka. – Niewielu producentów jest uczciwych. Odkąd kilka lat temu obniżono normę określającą poziom składników mineralnych zawartych w 1 litrze z 1000 do 200 mg, praktycznie każdy, kto miał studnię, mógł rozpocząć produkcję wody – twierdzi Rakiel-Czarnecka.
Prawdziwy dramat zaczął się po wprowadzeniu w 2001 roku ustawy zezwalającej, by na naklejkach drukowano hasła na temat leczniczego oddziaływania danego produktu. Wypisywano więc: antystresowa, odchudzająca itd., co nie miało żadnego konkretnego uzasadnienia. Ale taka oszukańcza reklama skutecznie wabiła konsumentów.
Na szczęście wciąż jesteśmy krajem dziewiczym pod względem „ulepszania” żywności. – Polskie płody rolne mają lepszą wartość biologiczną niż produkty intensywnego rolnictwa zachodniego dzięki temu, że u nas zużywa się trzy razy mniej nawozów mineralnych i dziesięć razy mniej środków ochrony roślin – informuje dr Urszula Sołtysiak z SGGW. Jakkolwiek w ciągu ostatnich 10 lat zużycie nawozów mineralnych w Polsce wzrosło o niemal 15 proc., wciąż jest o wiele mniejsze niż w UE, nie mówiąc już o Japonii (niemal dwukrotnie większe niż w UE). Wiele ubogich obszarów w Polsce nigdy nie nawożono, a rosnących na nich upraw nie opryskiwano. Mieliśmy więc szczęście w nieszczęściu, polskie rolnictwo miało bowiem do niedawna charakter ekstensywny, a produkty małych gospodarstw rodzinnych są ekologiczne w najlepszym znaczeniu tego słowa.

Zielone światło z Unii

Jednak po naszym wejściu do UE przestały obowiązywać branżowe normy żywieniowe z lat 80. Z dzisiejszej perspektywy trzeba przyznać, że nie były one najgorsze. Określały skład wyrobu, jego ciężar, kolor czy smak. Nie było – jak dzisiaj – pełnej dowolności w technologii produkcji i nazewnictwie.
Jeszcze 24 kwietnia 1997 roku uchwalono w Polsce ustawę bezwzględnie zakazującą powrotu mięsa i przetworów mięsnych z półek sklepowych do producenta. Po wejściu Polski do UE przestała ona jednak obowiązywać, otwierając pole do „odświeżania” wyrobów. Także zakres dopuszczalnej chemizacji żywności znacznie się zwiększył. – Po wejściu Polski do Unii Europejskiej liczba dopuszczonych do użycia w przemyśle spożywczym substancji dodatkowych wzrosła ponaddwukrotnie – ocenia dr Sołtysiak.

Czary-mary, czyli wielkie psucie

Do niedawna ze stu kilogramów mięsa odpowiedniej jakości wolno było wyprodukować 52 kg kabanosów czy 86 kg szynki. „Wydajność” tych wyrobów wynosiła odpowiednio 52 proc. i 86 proc. Dzisiaj z tej samej ilości mięsa produkuje się 200 i więcej kilogramów „szlachetnych” wędlin. Do mięsa wstrzykuje się wodę z azotanami i azotynami, substancje wiążące wodę, fosforany dodające wędlinie kruchości, ulepszacze. – Z kilograma mięsa można spokojnie zrobić 1,5 kg szynki. Producent zgodnie z przepisami umieszcza na towarze informację, że szynka jest napompowana wodą. Brzmi ona: “„produkt wysoko wydajny” – mówi Rakiel-Czarnecka.
Nie inaczej jest z wyrobami drobiowymi, które mają niewiele wspólnego z drobiem. Są produkowane z MOM, czyli mięsa drobiowego odkostnionego. Jest to mieszanina zmielonych kości, chrząstek, szpiku kostnego, ścięgien. Do 1995 roku używanie tego specyfiku było zabronione. Teraz już nie jest. Dodanie MOM-u znacznie obniża koszty produkcji. Najczęściej wykorzystuje się go w parówkach, kaszankach i pasztetowych.
Unijne normy dotyczące rtęci odnoszą się wyłącznie do ryb. Jeszcze bardziej tolerancyjne jest obecnie prawo dotyczące kadmu – metalu wysoce rakotwórczego. Po 1 maja 2004 roku do Polski można sprowadzać żywność o podwyższonej jego zawartości.
Według Lidii Lorek z SGGW, zgodnie z ustawodawstwem UE do żywności może być dodawanych 500 chemicznych substancji dodatkowych. W procesie technologicznym można wykorzystywać ich tysiące. Dlatego dziś, jak nigdy wcześniej, producenci żywności dbają o urodę swoich wyrobów. Piękne różowe łososie zawdzięczają swoją barwę dodatkowi beta-karotenu. Napojom gazowanym kolor nadają barwniki, których nazwy zaczynają się od litery „E”. Niedawno głośno było o dodawaniu do papryki niebezpiecznego barwnika o nazwie sudan, a dodatki zabarwiające słodycze na kolor czarny i granatowy wciąż budzą spory wśród żywieniowców.

Psychotechnologia i pieniądze

Głównym motorem rozwoju przemysłowych metod produkcji żywności są płynące stąd miliardowe zyski. Phill Angell, dyrektor ds. komunikacji korporacyjnej koncernu Monsanto, powiedział „New York Timesowi”: „Koncern Monsanto nie powinien być zmuszany do łaskawego udzielania gwarancji bezpieczeństwa dla żywności opartej na biotechnologii. Naszym interesem jest sprzedawać jej tak dużo, jak tylko się da. A zapewnianie jej bezpieczeństwa to zajęcie dla Urzędu ds. Żywności i Leków”. Pecunia non olet.
Amerykański koncern Smithfield został w USA ukarany najwyższą w historii grzywną za wielokrotne naruszanie Aktu Czystości Wód. Przed paroma laty Smithfield rozpoczął działalność także w Polsce. Jego własnością jest m.in. firma Constar SA w Starachowicach, która wsławiła się niedawno wykrytym przez dziennikarzy procederem „odświeżania” zepsutej żywności. Mimo to koncern ma się w naszym kraju całkiem dobrze.
Także firmy reklamowe oraz marketingowe mogą się przy okazji nieźle pożywić. Codziennie jesteśmy bombardowani absurdalną propagandą. Wynika z niej, że najlepszym pożywieniem dla dzieci i ich rodziców są czekoladowe batony, pragnienie zaś najlepiej gaszą słodkie napoje albo piwo. A jakże, pamięta się również o zdrowiu obywateli! Od lat wmawia się nam, że masło roślinne, zawierające tłuszcze nienasycone, jest zdrowsze od tradycyjnego, w którego skład wchodzą zwierzęce tłuszcze nasycone. Ale aby olejowi roślinnemu nadać konsystencję maślanego żelu, należy dodać szereg substancji zagęszczających, które zdrowotność masła roślinnego czy margaryny stawiają pod znakiem zapytania! Zresztą, czy którakolwiek agencja reklamowa bada jakość reklamowanego produktu, zanim zacznie nam wmawiać, że bez niego nie możemy żyć?
Wyrafinowanymi metodami uzależniania klientów od towaru posługuje się również sam przemysł. Niedawno technologowie żywności odkryli, że istnieje piąty smak, występujący obok smaku słonego, słodkiego, gorzkiego i kwaśnego. To umami. Znany od dawna Azjatom. Substancje wywołujące jego wrażenie występują m.in. w niektórych azjatyckich grzybach. Sprawiają, że potrawa bardzo zyskuje na smaku. Nie umiemy powiedzieć, dlaczego tak jest, bo nie potrafimy tego efektu smakowego opisać w kategoriach znanych nam smaków. Chętnie jednak sięgamy po „umamione” produkty. Problem w tym, że opracowano już chemiczny odpowiednik naturalnego umami, czyli glutaminian sodu. Jego oddziaływanie na organizm człowieka jest nie do końca rozpoznane; wiadomo jednak, że substancja ta w dużych ilościach jest szkodliwa dla zdrowia. Producenci wiedzą jednak, że stosując tę substancję, mogą konsumenta przywiązać do każdego świństwa. Umami wszystkich nas omami.
Odrębną sprawą jest hodowla. Tajemnicą poliszynela jest dodawanie do paszy i karmy dla ptactwa hormonów wzrostu i antybiotyków, które podaje się profilaktycznie w celu zapobieżenia dziesiątkującym stada infekcjom. Aplikowanie antybiotyków zdrowym zwierzętom jest w Polsce prawnie zabronione. Ale jak inspektorzy służb kontrolnych mają dowieść producentowi, że obecność antybiotyków w mięsie nie wynika z niedawnego leczenia infekcji?
Zresztą, nawet gdyby producenci działali w zgodzie z prawem, zezwala ono na stosowanie sztucznych witamin i ulepszaczy paszy. A ta jest z reguły mieszaniną nasyconych chemią roślin przemysłowych i odpadów zwierzęcych (zwierząt, które były hodowane tą samą metodą).

Meatrix – Czy wiesz co jesz?

Mleko bez krowy

Na każdym kroku jesteśmy zręcznie wprowadzani w błąd przez producentów żywności. Sery, które powinny być wytwarzane z mleka, są podrabiane z użyciem olejów roślinnych. Mleko i kefir często produkowane są z proszku. Idziemy tu tropem wielkich koncernów zachodnich, które budują fabryki przetworów mlecznych w takich rejonach świata o taniej sile roboczej – np. w Maroku – gdzie w promieniu kilkuset kilometrów nie ma ani jednej krowy. A wszystko to dzieje się w majestacie prawa polskiego i unijnego.
Cała żywność produkowana metodą przemysłową przesycona jest chemią. Także ta, którą postrzegamy jako wolną od niezdrowych składników. Przykładem tego mogą być produkty oznaczone jako „light”. W Polsce nie istnieje prawna definicja tego terminu. Dlatego każdy producent może go używać, jak chce. Ci, którzy rezygnują z zastosowania cukru w produktach „light”, dodają chemikalia imitujące smak cukru. Są one często bez porównania groźniejsze dla zdrowia niż zwykła sacharoza. Jak choćby aspartam, dopuszczony do użycia tylko w niewielkich dawkach.
Co się jednak dzieje, gdy te niewielkie dawki są zjadane systematycznie? Co z tymi konsumentami, którzy opijają się gazowanymi napojami „light” nie tylko w upalne dni? Zresztą bardzo często zawierające słodziki wyroby „light” wcale nie są wolne od cukru. Producenci obniżają jedynie jego zawartość w stosunku do produktów „pełnocukrowych”.

Drużyny kontrolerów

Mamy wiele różnych inspekcji badających żywność. I wszystkie niewydolne. Nie ma między nimi dobrego przepływu informacji, ponadto podlegają trzem różnym resortom – rolnictwa, zdrowia i Urzędowi Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Eksperci od zdrowej żywności są zgodni, że ostatnio kontrole są zbyt wyrywkowe.
Dr Zbigniew Hałat, epidemiolog (w trzech kolejnych rządach główny inspektor sanitarny), mówi wprost, że ludzi zajmujących się kontrolowaniem żywności producenci korumpują tak samo, jak koncerny farmaceutyczne lekarzy.
- Wiem o licznych przypadkach, gdy w trakcie kontroli producenci zmieniali deklarację na temat składu produktu – dodaje wieloletni pracownik Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych z południowej Polski. Dobrze zna środowisko pracowników inspekcji. – Zatrudnione są tam dwie grupy ludzi: staruszkowie tuż przed emeryturą i młodzież tuż po studiach. Ani jednym, ani drugim nie opłaca się wychylać. Każdy przecież wie, że koncerny nie przepuszczą. Młodzi nabierają doświadczenia i odchodzą do innej, lepiej płatnej pracy, a starzy w spokoju doczekują emerytury. Ponadto kary są śmieszne – od 500 do 1000 zł.

Klątwa BSE

- Wszystkie środki dodawane do żywności, a posiadające odpowiednie certyfikaty, mogą być używane. Ale nikt nie badał, jakie skutki dla organizmu człowieka mogą mieć przeróżne mikstury i połączenia kilkunastu składników naraz. Z pewnością nie jest to nic zdrowego – mówi Rakiel-Czarnecka.
Waldemar Starosta, specjalista ds. żywności z Samoobrony, twierdzi, że polifosforany są masowo wykorzystywane głównie przy produkcji parówek. – Te związki bardzo źle wpływają na kości. Są szczególnie niebezpieczne dla małych dzieci – mówi.
Naukowcy są zwykle bardziej wstrzemięźliwi. Żeby wiedzieć coś na pewno – podkreślają – trzeba by przeprowadzać przez kilkadziesiąt lat kliniczne eksperymenty na ludziach. Na razie więc zalecają nie ulegać panice. Uspokajające komunikaty nie od dzisiaj docierają także do opinii publicznej w krajach UE i w Stanach Zjednoczonych. Mączka mięsno-kostna, która stała się nośnikiem BSE, również była przez całe lata uważana za bezpieczną. Czy rzeczywiście konserwanty i ulepszacze, pestycydy i herbicydy dopuszczone do użycia w przemyśle przetwórczym i rolnictwie są bezpieczne?
Wśród samych naukowców trwają spory, na ile bezpieczne są chemikalia prawnie dopuszczone do spożycia w ściśle określonych dawkach. – Konserwantami są obce substancje wprowadzone do produktów. Najczęściej mają zapobiegać rozwojowi bakterii, a więc – nazwijmy rzecz po imieniu – są to trucizny. Być może ich dawki są zawsze przestrzegane, ale nie mamy pewności, czy nie nastąpi raptowna zmiana ich właściwości, na przykład pod wpływem czynników zewnętrznych – stwierdził publicznie prof. Stanisław Zaręba z Akademii Medycznej w Lublinie.
„Poważne znaczenie w patologii człowieka ma też duży wolumen powstającego w hodowlach przemysłowych aerozolu mikrobiologicznego, amoniaku i odorów. Efekty skażenia gnojowicą powierzchniowych i podziemnych zbiorników wodnych są z natury rzeczy odległe i mało dostrzegalne przez odbiorców wody” – pisze dr Hałat. W styczniu 2004 roku Amerykańskie Stowarzyszenie Zdrowia Publicznego wezwało władze do wprowadzenia moratorium na nowe lokalizacje przemysłowych ferm trzody chlewnej oraz wsparcia szeroko zakrojonych badań nad wpływem na zdrowie ludzkie skażeń wody i powietrza, wywołanych chemizacją procesów produkcyjnych. W USA tego rodzaju kosztowne badania prowadzone są już od lat 60., a mimo to pozarządowe organizacje monitorujące stan zdrowia społeczeństwa ponaglają rząd do znacznie bardziej stanowczych działań.
W Polsce na takie badania nie ma pieniędzy. Powinny się jednak znaleźć, bo corocznie odnotowuje się ponad 2 tys. zatruć pokarmowych substancjami niestosowanymi w farmakoterapii.
Co drugie rodzące się obecnie niemowlę cierpi na alergię – jedną z najbardziej rozpowszechnionych dolegliwości wywołanych chemicznym skażeniem środowiska. Rośnie liczba chorób nowotworowych, o których przyzwyczailiśmy się mówić „cywilizacyjne”. Ale co to tak naprawdę znaczy? Gdzie jest ich pierwotne źródło?
Autor rozprawy habilitacyjnej obronionej na jednej z wyższych szkół rolniczych porównał liczbę utylizowanych padłych zwierząt hodowlanych w latach 80. i 90. Okazało się, że w ciągu dekady ich liczba zmniejszyła się dziesięciokrotnie. Nie chcemy formułować podejrzeń o znamionach teorii spiskowej. Ale – jak sugerował rozmówca, który podsunął nam ten trop – czy przypadkiem padliny, która się gdzieś zawieruszyła, nie zjedli nabywcy najtańszych wędlin albo karmione podejrzaną paszą zwierzęta z wielkich hodowli?

Jak się bronić

Klienci powinni dokładnie sprawdzać na etykietach, co kupują. Wybierać produkty o naturalnej barwie, pieczywo bez przedłużonego okresu ważności, żywność jak najmniej przetworzoną. Zimą i wiosną warto kupować mrożonki, w których rzadko trafiają się substancje dodatkowe. Należy zapomnieć o parówkach po 3 zł za kilogram, wspaniale wyglądających owocach, zrozumieć, że wyroby czekoladowe pięknie błyszczą dlatego, że są pokryte specjalnymi substancjami nabłyszczającymi. Czyli chemikaliami.
Warto też pamiętać, że tradycyjne potrawy narodowe mają tę przewagę nad kulinarnymi nowinkami, że ich bezpieczeństwo zostało przetestowane przez poprzednie pokolenia żyjące na danym terytorium.
Pod adresem ustawodawców należy skierować postulat przywrócenia norm branżowych, co pozwoli chronić jakość polskich produktów i ich pozycję na rynkach eksportowych. UE nie zabrania zresztą wprowadzania norm krajowych.
Natomiast bezkompromisowym obrońcom żywności przemysłowej polecamy wynalazek opisany w zeszłym roku przez „New Scientist”. Amerykańscy specjaliści ds. żywienia opracowali dla armii amerykańskiej specjalny filtr. Pozwala on żołnierską rację żywnościową, którą przed spożyciem miesza się z wodą, mieszać z moczem. Zaufanie do żywności z fast foodów oraz współczesnej nauki każe się liczyć z tym, że hamburger przyrządzony z moczem nie ustępuje smakiem hamburgerowi z wodą. Smacznego!
Źródło: Ozon” 03.11.2005

Śmierdzące wędliny (cz. 1/2)


Świecące kurczaki GMO z genem od meduzy dla mas w PL


Poznaj swoje mięso cz.1


Sery reaktywacja


Mleko ukryta trucizna cz 1


Pij mleko, będziesz kaleką. Biała śmierć…

Więcej na temat szkodliwości mleka dla ludzkiego organizmu
Żeby nie było tak jednostronnie:

Doc. dr hab. Janusz Książyk z CZD o zaletach białego napoju.

Polskę zalewają podróbki żółtego sera

Wyglądają jak sery, smakują jak sery, ale nie są serami. To wyroby seropodobne i powinno się je w ten sposób oznaczać. – To taka sama różnica, jak między czekoladą a wyrobem czekoladopodobnym – mówią mleczarze.

LINKI

Ranking najbardziej niezdrowej żywności…
Czy wiesz, co jesz?
Dodatki do żywności – Lista emulgatorów – Małe kompendium wiedzy o magicznych  literkach E
Wartość zafałszowanej żywności na polskim rynku sięga prawie 50 mld zł
Kryzys spowoduje wzrost ilości zafałszowanej żywności
Wkrótce zostaną opublikowane pierwsze nazwy firm fałszujących żywność
W Polsce będzie można sprzedawać gorszej jakości żywność unijną
W 2008 r. prawie 10 proc. żywności było zafałszowanej
W Rosji znaleziono zamrożone 36 lat temu mięso z Ameryki Łacińskiej
Brytyjskie kurczaki nafaszerowane wieprzowiną i wołowiną
Wolnoamerykanka mięsna

Zobacz pokrewne wpisy:

Magiczne cyferki E951 i E621

GMO i Monsanto

Food INC – Korporacyjna żywność

Dlaczego Euro jest szkodliwe dla Polski? - Stefan Świątkowski

.

Stefan Świątkowski – jest posiadającym długoletnie doświadczenie specjalistą w zakresie zarządzania ryzykiem w instytucjach finansowych.
W 1990 roku uzyskał stopień magistra matematyki na Politechnice Łódzkiej, w 1991 roku otrzymał tytuł Master of Science w dziedzinie matematyki na University of Leeds w Wielkiej Brytanii, a w 1995 roku tytuł MBA INSEAD w Fontainebleau we Francji.
W latach 1991-1992 był asystentem w Instytucie Matematyki Politechniki Łódzkiej.
Przez 5 lat pracował jako konsultant w firmie McKinsey.
Kolejno w Banku Handlowym, Lukas Banku i Europejskim Funduszu Leasingowym pełnił funkcje dyrektora departamentów odpowiedzialnych za ryzyko kredytowe, strategię, ryzyko rynkowe i finanse.
Od maja 2007 roku przez ponad rok pełnił funkcję Wiceprezesa nadzorującego obszar ryzyka i windykacji w największym polskim banku – PKO BP SA.
Obecnie jest V-ce Prezesem w  FM Banku d/s ryzyka finansowego.
Prezes Świątkowski jest także autorem książki „Deadline, czyli stryczek - o prywatyzacji której nie było”, pierwszej polskiej powieści na temat prywatyzacji.

Uciec od neoprl * richtung: FINNLAND


ZAMIAST  WSTĘPU.
W dziełach Arystotelesa jest przepis na wygranie wyborów:
"Obiecaj beczkę wina raz na 30 dni...za darmo,obiecaj amforę
przedniej oliwy raz na 10 dni...za darmo,obiecaj obniżenie
podatku na wojsko,obiecaj każdemu trzy niewolnice,dziewice
raz na rok...za darmo!
Obiecaj wreszcie co chcesz!Nikt cie nie będzie rozliczał
z obietnic,bo wie że to tylko obietnice.
Poza tym,ty będziesz miał władzę,aby uciszyć tych,którzy
sie będa dopytywać".
Proste? No...

SEE
________________________________________________________________________-
NIE IŚĆ  DONIKĄD -

@2MEK99

Opis szkolnictwa fińskiego przedstawiłem na podstawie http://forsal.pl/galerie/644675,zdjecie,1,10_faktow_na_temat_edukacji_w_finlandii_najlepszego_systemu_nauki_na_swiecie.htm oraz z innych źródeł.



Polecam wywiad z prof. Hannu Simola http://www.instytutobywatelski.pl/10216/komentarze/sekret-finskiej-edukacji. W nim znajdziemy odpowiedź, dlaczego akurat blogger KARABELLA-M ma oceny w szkole, a ponoć może ich nie być: 

[...] Jakie lekcje innym państwom europejskim oferują fińskie doświadczenia na polu edukacji?

Można wymienić kilka zasad, które mogłyby zostać przeszczepione do zagranicznych systemów edukacyjnych. 
Po pierwsze, oparcie na nauczycielach, gdyż to oni są „biurokratami najniższego szczebla” i to oni decydują o sukcesie każdej reformy szkolnictwa. 

Oznacza to między innymi brak upokarzających inspekcji w szkołach, brak standaryzowanych programów nauczania i list rankingowych oraz brak odpowiedzialności związanej z wynagrodzeniem. 

Zamiast tego wszystkiego należy dążyć do wysokiego poziomu kształcenia nauczycieli, jak również do przekazywania przywództwa na poziomie szkół i dzielnic profesjonalistom w zakresie edukacji, czyli byłym nauczycielom.

Po drugie, warto zapewnić uczniom spokojne, wolne od strachu warunki do nauki, na przykład poprzez ograniczenie sprawdzianów do niezbędnego minimum. 

I po trzecie, trzeba zmierzać do podnoszenia zaufania w obrębie systemu kształcenia, chociażby poprzez przedkładanie obowiązków ponad odpowiedzialność, czy też inteligentne łączenie tradycji narodowej z pomysłami zagranicznymi.[...]

Tak więc, moim zdaniem mój opis był jednak dobry.

Nie mam nic przeciwko innym systemom. 

Finlandia ma lepsze wyniki, niż UKej.
DROGA DONIKĄD25.10.2013 09:06
139403


  • (  )      SEE

    @Autor

    Nie wiem , gdzie wyczytal Pan takie bzdury, ze dzieci w szkole podstawowej w Finlandii nie sa oceniane i testowane!
    Mam 3 dzieci w szkole podstawowej w Turku zwanej tu peruskoulu, potem jest ylikoulu, czyli nasze gimnazjum i ukonczenie tych jest obowiazkowe.
    Oceny opisowe funkcjonuja OBOK tych numerycznych. Skala od 4 do 10.
    zestawieniu za zeszly rok Finlandia jest na wszystkich dziedzinach na 2 miejscu, co spowodowala narodowa dyskusje,ze skoro nigdy nie jestesmy pierwsi , to MEN minister powinien stracic stanowisko. Polska zajmowala miejsca ponizej piatego, w 2 dziedzinach informatyka i matamatyka przedostatnie i ostatnie.
    W szkole nadal funcjonuje jako kara podstawowa tzw jälkiistunto, czy nasze , stare siedzenie w kozie. Jest ono bezwzdnie egzekwowane. Nauczyciel jest dostepny w szkole przez 7 godzin dziennie, tutaj sprawdza wszystkie sprawdziany, zakaz wynoszenia ich poza szkole, rodzic jest w szkole zawsze mile widziany.
    Absolutny zakaz telefonow w szkole.
    Testy sa kilka razy w tygodniu, podobnie kartkowki.
    Wszystkie uwagi, oceny masz natychmiast w e-dzienniku
    KARABELLA-M24.10.2013 15:15
    0337
  • @Autor

    Sumilas i Tusk nie dadzą się przekonać żadnym oszołomom,

    żeby było śmieszniej, dodam, że Tusk zmienił zdanie, i jednak "zabrał" dzieci rodzicom
    GREG32124.10.2013 15:19
    03360
  • @KARABELLA-M

    Dzień dobry,

    dziękuję za komentarz. Wyczytałem to stąd: http://forsal.pl/galerie/644675,zdjecie,1,10_faktow_na_temat_edukacji_w_finlandii_najlepszego_systemu_nauki_na_swiecie.html
    DROGA DONIKĄD24.10.2013 15:23
    139403
  • @KARABELLA-M

    Czy może Pan potwierdzić, czy zaprzeczyć że w szkole podstawowej jednak nie ma ocen? Pan opisał gimnazjum.
    DROGA DONIKĄD24.10.2013 15:30
    139403
  • @Autor

    Sa normalne oceny. Blizniaki moje sa w 5 klasie, najmlodsza w klasie O. Dostaja oceny prawie codziennie. Nawet w zerowce, czyli esikoulu / strukturalnie zerowka miesci sie w szkole , ale podlego pod przedszkole/ oprocz sloneczek, ptaszkow itp. jest przygotowanie do szkoly polegajace na stawianiu ocen.
    Blizniaki w Turku zazwyczaj sa rozdzielane i kazde idzie do innej klasy. Moja corka dostaje oceny od 7 do 10, syn od 5 do 8, wynika to z pracowitisci corki i lenistwa syna. Nikt nie poblaza leniowi, to w szkole ogromna wada, zdolny len to najgorszy gatunek ucznia.
    Fajna rzacza jest, ze wszystkich przedmotow w szkole podstawowej czyli peruskoulu uczy jeden nauczyciel, zmiana nastepuje dopiero w gimnazjum.
    Super rzecza jest to, ze jesli jakis uczen dostaje 4 czyli niedostateczy, nie powtarza calej klasy, a jedynie ten przedmiot.
    KARABELLA-M24.10.2013 15:48
    0337
  • @DROGA DONIKĄD

    Teraz zróbmy to samo - tylko podmieńmy Finlandię na Japonię, która ma równie wybitne wyniki w testach OECD co Finlandia a nawet wyższe. Tam dzieci chodzą do szkoły od 5 roku życia. Czy to oznacza, że może jednak posyłanie wcześniej ma sens?

    Pisząc o tym jak to dzieci w Finlandii chodzą do szkoły od 7 roku życia jest o tyle podchwytliwe, że praktycznie 100% fińskich dzieci od 3 roku życia (jak nie wcześniej) chodzi do żłobka, który przygotowuje je do nauki w szkole. Nasze żłobki nie mają programu, fińskie owszem - przygotowują dzieci do późniejszej edukacji w systematyczny i zorganizowany sposób (chociaż przez zabawę).
    SIERKOVITZ24.10.2013 15:48
    754407
  • @Autor

    Pisze Pan; "Mam wielką nadzieję, że zryw prawie miliona Polaków, podpisujących się pod referendum w proteście przeciwko „reformom edukacji”, nie zostanie zablokowany przez Sejm RP i potrząśnie naszymi rządzącymi."

    Wolne żarty. Rządzący mają inne priorytety. Państwo POlskie zostało zawłaszczone przez drapieżne elity, żerujące na sektorze publicznym. Ogół obywateli to dla nich tylko ofiary, zmuszane do cięzkiej pracy. Ofiary nie mogą uzyskać zbyt dużej wiedzy, powinny być wykształcone wyłacznie w takim stopniu, by skutecznie wykonywać proste czynności w montowniach i podstawowych usługach. Wykształcone społeczeństwo obywatelskie mogłoby upomnieć się o swoje prawa a do tego elity w żadnym razie nie zechcą dopuścić.
    WCZESNE LATO24.10.2013 16:21
    0443
  • @Autor

    To nie prawda o tym przedszkolu. Rzeczywiscie , przedszkole jest rozpowszechnione, ale nie ma w nim takiej nauki jakw polskich przedszkolach. Uklad dnia pozwala dwa razy po 30 min na zabawe, lub nauke. Z reguly jest to rysowanie i zabawa na dywanie. Nawet jak leje jak z cebra dzieci sa na dworzu, masz obowiazek kupic im specjalne kuravaateet , czyli blotne ciuchy i kalosze. W nich nawet siedzac w kaluzy sa suche. Podobnie z mrozrm do -20. Spacery sa obowiazkowe 2 razy dziennie, rano 1,5h i po spaniu. Przedszkole to razej mila przechowalnia dla dzieci, a nie miejsce nauki. Lekcje, zadania domowe zaczynaja sie od zerowki
    KARABELLA-M24.10.2013 16:31
    0337
  • @Autor

    Inna rzecz jest tutaj dobra. U nas pracodawca mowi dobra , masz papier np. inz. budownictwa, a teraz pokaz co umiesz, tutaj pracodawca mowi skoro masz papier, to znaczy, ze umiesz!

    Jeszcze o wysmiewanych lekcjach patriotyzmu. Tutaj sa obowiakowe, np. na dzien niepodleglosci prezydent wydaje bal dla dyplomatow i waznych Finow, w przedszkolu obowiazuje tego dnia stroje wizytowe i dzieci pija szampana dzieciecego za Prezydnta i Finlandie. Moj syn wrocil w 3 klasie po takiej lekcji i oznajmil, ze wrazie wojny, on bedzie walczyl po stronie Finlandii, nie Polski. Bol czulam taki i takie poczucie kleski, ze moje Kto Ty jestes, zniknelo po durnych lekcjach, ze szkoda gadac
    KARABELLA-M24.10.2013 16:43
    0337
  • @SIERKOVITZ

    Japonia w najważniejszym rankingu uczniów przygotowywanym przez OECD czyli PISA (najnowszy z 2012r ukaże się 3 grudnia) wypada słabiej od Finlandii we wszystkich badanych dziedzinach. Idąc Pańskim tokiem myślenia należy uznać, że jednak lepiej posyłać do szkoły siedmiolatki niż pięciolatki.
    Uważam, że to rodzice powinni decydować kiedy dziecko powinno rozpocząć edukację szkolną. Część z nas uważa, że ich 6letnie pociechy nadają się na uczniów a część ma przeciwne zdanie. To rodzice biorą odpowiedzialność za wykształcenie i dajmy im możliwość wykazania się.
    Co do przedszkoli - moje dzieci w przedszkolu uczyły się pisania i liczenia z wielką przyjemnością. Już po kilku miesiącach pobytu w szkole straciły zapał do nauki. Coś z naszymi podstawówkami jest nie tak jak być powinno.
    DOMINIK OGNISTY24.10.2013 16:46
    391833
  • znów jakieś referendum

    jakoś nikt mnie nie pytał w referendum czy chce podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat
    KAROLMARKS24.10.2013 17:17
    11385
  • @DROGA DONIKĄD

    Coś pisałem na ten temat w lipcu (fragmenty):
    Kilkoro sześciolatków bowiem "(...) rozpoczęli swoją edukację w I klasie szkoły podstawowej w roku 1964 (jestem jednym z wymienionych). Połowa z podanych alfabetycznie miała wtedy 6 lat. Wystarczyła zgoda rodziców, dziecka i kierownika szkoły (nie – dyrektora, ale kierownika!). Wśród pozostałych z 30-osobowej klasy było jeszcze takich dwoje (czyli 6 na 30, a później, w moim LO - 8 na 42). Nie było problemu. Moją żonę w 6 lat później, jej rodzice też posłali o rok wcześniej, bo uważali, że jest ponad wiek rozwinięta (wtedy już musiał pozytywną opinię na ten temat wyrazić powiatowy psycholog).

    Bratanka, z nudów, nauczyła się czytać, a potem pisać w wieku 3-4 lat. Gdy rodzice posłali ją do zerówki (1992), nakłoniono ich i ją, by poszła od razu do I klasy, bo szkoda czasu, by uczyła się czegoś, co od dawna już umie.

    W dalszej rodzinie mam takich, co ich przyjmowano do szkoły w wieku 7. lat, ale od razu do drugiej klasy (dotyczy lat 60.).

    Podobnych przypadków znam wiele.

    Teraz chce zmusić się rodziców, by niezależnie od ich woli i woli ich maluchów, dzieci szły do szkoły już w wieku 6 lat. Równocześnie cofa się program edukacji na tyle, że I klasa dostaje program byłej zerówki. Z powodu buntu rodziców, daje się przejściowo wybór. Zdecydowana większość rodziców decyduje się, by swoje dzieci posłać do szkoły dopiero, gdy mają 7 lat (my, jako rodzice też posłaliśmy swoje w tym wieku, mimo że oboje poszliśmy, mając 6). Zatem dochodzi do tego, że ta reforma powoduje, że zamiast przyspieszać rozwój dziecka – wywołuje skutek przeciwny (dziecko zazwyczaj i tak zaczyna naukę w wieku 7 lat, ale dostaje w I klasie program zerówki przystosowany do 6-latków)...".
    Całość: jerzy.b.salon24.pl/513911,lista-obecnosci-dotyczy-6-latkow
    Pozdrawiam
    JERZY.B24.10.2013 17:28
    141667

    ETC   ETC   ETC