WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
czwartek, 24 kwietnia 2014
Rosjanie przeciw sovdepii
Bitwa rosyjsko-sowiecka - 1. Dywizja ROA w obronie Berlina
Zobacz całą galerię (9)
Zobacz całą galerię (9)
Generał Własow, Żylenkow i Truchin w czasie jednej z konferencji Komitetu Wyzwolenia Narodów Rosji (KONR) |
Brigadefűhrer Bronisław Kamiński , to jego byli podkomendni z RONA stali się główną siłą nowej – pierwszej - dywizji ROA. |
Rosyjscy żołnierze w czasie defilady na sposób radziecki w niemieckich mundurach w styczniu 1945 roku |
Zobacz całą galerię (9)
16 września 1944 roku Adolf Hitler zgodził się na spotkanie generała A.Własowa z Heinrichem Himmlerem. Rosjanin wywarł na Reichsfűhrerze spore wrażenie.
Adnriej Andriejewicz Własow dostał się do niewoli niemieckiej 12 lipca 1942 roku. Dowodził 2. Armią Uderzeniową, której celem było odblokowanie i uwolnienie Leningradu. Operacja nie powiodła się, Stalin spisał generała i jego ludzi na straty. Własowa zaś namówiono na współpracę z Niemcami, obejmującą na początku honorowy patronat nad rosyjskimi jednostkami walczącymi po stronie Wehrmachtu. W 1943 roku żołnierzy tych zorganizowano w Rosyjską Armię Wyzwoleńczą (ROA), jednak do zimy 1944 roku armia ta istniała tylko na papierze. Dopiero 14 listopada 1944 roku w Pradze utworzono Komitet Wyzwolenia Narodów Rosji (KONR), na czele którego stanęli generałowie Andriej A. Własow, Gieorgij N. Żylenkow, Wasilij F. Małyszkin, Fiodor I. Truchin i wielu innych oficerów. Utworzono rosyjski Sztab Generalny, a dowódcami w planowanych pięciu dywizjach piechoty mieli przejąć wyłącznie Rosjanie
Tworzenie dywizji
Formowanie pierwszej dywizji zaczęło się w listopadzie 1944 roku na poligonie w Műnsingen w Wirtembergii. Na dowódcę wyznaczono generała Siergieja Kuzmicza Buniaczenkę, który już lat miał na pieńku z władza bolszewicką. Buniaczenko 5 grudnia 1942 roku dostał się do niewoli rumuńskiej, a Rumuni przekazali go wkrótce Niemcom.W skład jednostki wchodzili głównie żołnierze frontowych batalionów ROA oddelegowani z frontu, ochotnicy spośród jeńców radzieckich i robotników przymusowych, a także… byli podkomendni Bronisława Kamińskiego z brygady RONA. Część nowo tworzonej dywizji stanowili żołnierze pochodzenia białoruskiego, przeniesieni z rozformowanej 30. Dywizji Grenadierów SS. W skład dywizji weszli też żołnierze batalionów ROA wielu innych pomniejszych jednostek.
O ile zaprawieni w boju i zdyscyplinowani żołnierze frontowi nie stanowili problemu, to z pozostałymi było gorzej. Podobno kiedy Buniaczenko zobaczył żołnierzy z RONA (było ich 3–4 tysiące), odezwał się z krzykiem do niemieckiego oficera łącznikowego: „A więc to takich ludzi mi dajecie – bandytów, rabusiów i złodziei! Pozwalacie mi dowodzić ludźmi, z których sami nie macie już pożytku!” Miał zresztą rację. Z pociągów wylewała się chaotyczna masa pijanych ludzi, uzbrojonych i nieuzbrojonych, ubranych w różnorakie mundury. Oficerowie nie odróżniali się od zdemoralizowanych podkomendnych, mieli na rękach po trzy do pięciu zegarków, byli niezdyscyplinowani i niesubordynowani. Dochodziło również do sprzeczek i bójek z Rosjanami, którzy od lat walczyli na różnych frontach i wielokrotnie byli odznaczani za odwagę. Na początek należało oddać tych żołnierzy nowym oficerom, którzy nie zamierzali się z nimi patyczkować. Po dosyć ostrym szkoleniu okazało się, że stali się godnymi zaufania żołnierzami.
Już w grudniu 1944 roku dywizja liczyła 13.000 żołnierzy i osiągnęła pełny stan osobowy, jednak liczebność nadal wzrastała. Przykładowo w czasie marszu na front odrzański przyłączali się do dywizji rosyjscy, białoruscy i ukraińscy Ostarbeiterzy, tak że po dotarciu na stanowiska bojowe dywizja powiększyła stan o 5000 żołnierzy i liczyła ich w sumie około 20.000. Siłą osobową i siłą ognia znacznie przewyższała radziecką dywizję strzelecką i dorównywała radzieckiemu korpusowi strzeleckiemu.
Pojawiły się również kłopoty techniczne i sprzętowe. Pewnego dnia dowódca 1. Dywizji nie wytrzymał i zaczął niemal krzyczeć do Niemca: „Żeby móc walczyć, żołnierz potrzebuje karabinu. Karabiny już mamy. Aby walczyć, żołnierz potrzebuje hełmu. A hełmów nie mamy! Żeby walczyć, potrzebujemy karabinów maszynowych, których też jeszcze nie mamy. Jak wobec tego maja walczyć moi żołnierze?!”
Wkrótce, po długich negocjacjach i interwencjach Własowa w Berlinie, zaopatrzenie miało dotrzeć do miejsc formowania rosyjskich jednostek. Jednak 1. Dywizja miała pecha. 17 grudnia 1944 roku Ulm stało się celem alianckiego nalotu. Żołnierze rosyjscy z poświęceniem ratowali mieszkańców spod ruin. Ocenia się, ze uwolnili kilka tysięcy osób z piwnic i płonących domów. Jednak magazyny Wehrmachtu, w których były mundury, hełmy i broń dla Rosjan, niestety spłonęły. Na szczęście udało się dosłownie wybłagać kolejny transport.
Cała dywizja po sformowaniu złożyła przysięgę na wierność Adolfowi Hitlerowi i Rosyjskiemu Ruchowi Antybolszewickiemu (o dziwo: nie Własowowi) i 9 lutego 1945 roku odbyła pierwsze duże manewry wraz z kolegami z 2. Dywizji ROA. 16 lutego odbyła się w Műnsingen wielka defilada przyjęta przez Własowa, Truchina i generała majora Ernsta Köstringa. Oprócz żołnierzy na placu zebrały się delegacje rosyjskich robotników i robotnic pracujących w okolicy.
Obok flagi wojennej Rzeszy wciągnięto trójkolorową flagę rosyjską. Rozbrzmiał rosyjski hymn na melodię „Modlę się o potęgę miłości”. Po tym spektaklu przemówił Własow, mówiąc o „naszej świętej walce”. Po wręczeniu orderów i odznaczeń przez blisko dwie godziny przed trybuną honorową defilowały, według rosyjskiego regulaminu paradnego, oddziały dywizji wraz z czołgami T-34 i samobieżnymi działami pancernymi Hetzer. Zgodnie też z rosyjską tradycja dowódca pozdrawiał je, zagrzewając okrzykami „Naprzód chłopcy” i „Moi dzielni chłopcy!”
W dwa tygodnie później, 2 marca, po burzliwej naradzie przedstawicieli Sztabu Generalnego i Sztabu ROA w Karlowych Warach nadeszły rozkazy postawienia 1. Dywizji w stan wymarszu. Dywizja miała wziąć udział w walkach w ramach Grupy Armii „Wisła”, którą dowodził Himmler – a dokładnie w składzie 9. Armii generała Theodora Bussego na przedpolach Berlina.
W drodze na front
Jeszcze przed wymarszem gen. Buniaczenko wydał surowe rozkazy, przestrzegając żołnierzy przed jakimkolwiek zatargami z niemiecką ludnością cywilną. Jej stosunek do Rosjan (i odwrotnie) był przyjazny, zarazem obie strony były bardzo sobą zaciekawione. Jeżeli jednak zdarzały się groźne incydenty, dowódcy jednostek reagowali natychmiastowo. O dobrej dyscyplinie i poprawnych stosunkach między żołnierzami a cywilami może świadczyć fakt, że sami Niemcy przyjmowali ich w domach jak swoich, że mogli jeść i rozmawiać z nimi przy tym samym stole. Wywarło to ogromne wrażenie na większości rosyjskich żołnierzy.Obraz 1. Dywizji ROA, od marca 1945 roku gotowej do boju, zdyscyplinowanej, dobrze uzbrojonej i wyszkolonej, przedstawił Wietługin Tienzorow w swych wspomnieniach: „[…] 1945. Polami i drogami maszeruje długa, rozciągnięta na wiele kilometrów kolumna piechoty. W słońcu błyszcza bagnety, lśnią czarne wyloty luf i magazynki karabinów maszynowych, z ogłuszającym hałasem suną gąsienice ciężkich czołgów. Z hukiem przetaczają ciągnięte przez traktory ciężkie działa. Jadą działa samobieżne. Nad niekończącą się rzeką ludzkich postaci powiewają na wietrze flagi – trójbarwne, białe z krzyżem świętego Andrzeja i znów trójbarwne”. Jego kolega krzyknął: „Tak to są przecież rosyjscy żołnierze! Armia rosyjska ponownie powstała!”
Kiedy jednostka zbliżała się do frontu i słychać już było kanonady armatnie i koncerty karabinów maszynowych, któraś z kompani w przedbitewnym uniesieniu zaczęła nucić i śpiewać pieść armii ROA a zarazem hymn KONR. Po krótki czasie donośny śpiew, ku zaskoczeniu Niemców, było słychać z odległości kilometrów:
„Idziemy szerokimi polami
Przy wschodzących porannych promieniach
Idziemy na bój z bolszewikami
Za wolność swej Ojczyzny
Marsz naprzód, żelaznymi szeregami
W bój za Ojczyznę, za nasz naród!…”
Możemy sobie tylko wyobrazić co działo się po drugiej stronie frontu, wśród czerwonoarmistów. Oficerowie polityczni musieli dostawać furii na dźwięk słów „Przyjdź i ty do naszego pułku, kolego [towarzyszu!]”. Zresztą ich obawy nie były bezpodstawne. Nadal, mimo że to Armia Czerwona była zwycięska stroną, zdarzały się częste dezercje na stronę Niemców.
Przed bitwą…
Oprócz głównego przyczółka pod Kostrzynem Armia Czerwona zdobyła nieco mniejszy, znajdujący się na południe od Frankfurtu nad Odrą. Przyczółek ten nosił kryptonim „Erlenhof”. Busse obiecał Buniaczence najsilniejsze wsparcie artyleryjskie, jakim mogła dysponować jego armia. Poinstruował niemieckich oficerów, aby Rosjan przyjęto wśród Niemców „szczególnie dobrze i przyjaźnie” oraz aby traktować ich „bardzo mądrze pod względem politycznym”. Do walki zamierzano wprowadzić nawet kilka Ju 87. Natarcie miało rozpocząć się wczesnym rankiem 13 kwietnia, po krótkim, ale bardzo silnym przygotowaniu artyleryjskim. Przed bitwą generał Własow w czasie rozmowy z dowódcami pułków powiedział: „Wojna na wschodzie zostanie wygrana, jeśli 1. Dywizji uda się odrzucić Sowietów choćby tylko o pięć kilometrów”.Naprzeciw jednostek niemieckich i rosyjskiej dywizji stał 61. Korpus strzelecki w składzie: 134. Dywizja i 247. Dywizja Strzelecka. Te jednostki były złożone z młodych, dobrze wyszkolonych roczników. W dodatku ci żołnierze mieli niemal dwa miesiące na to, żeby za pomocą pól minowych i zapór z drutu kolczastego przekształcić przyczółek w twierdzę nie do zdobycia. Przed natarciem na pozycje radzieckie miała spaść nawałnica 28.000 pocisków artyleryjskich, co w obliczu niedoboru amunicji było, a raczej miało się okazać niebywałym osiągnięciem. Operacji nadano kryptonim „Kwietniowa Pogoda” („Aprilwwetter”). W nocy z 12 na 13 kwietnia niemieckich i rosyjskich żołnierzy obowiązywało hasło: „Gail Własow” („Heil Wlasow”).
Krwawe starcie
Dnia 13 kwietnia 1945 roku o godzinie 4.45, pół godziny przed rozpoczęciem natarcia niemiecka i rosyjska artyleria rozpoczęła potężną nawałę ogniową na nieprzyjaciela. Gradem pocisków zasypano pozycje na przyczółkach, promy i miejsca przepraw. Buniaczenko wraz ze sztabem zajęli stanowisko na niewielkim wzgórzu, skąd widać było cała okolicę. Ogień artyleryjski naprawdę robił wrażenie. Podpułkownik von Notz wspominał, że po raz ostatni podczas tej wojny widział tak potężne wsparcie artyleryjskie ze strony niemieckiej. Po przeniesieniu ognia do przodu własna artyleria rozpoczęła ostrzeliwanie nieprzyjacielskich baterii, rowów łącznikowych i podobnych celów na wschodnim brzegu Odry.Do natarcia zgodnie z planem z północy ruszył 2. pułk a z południa wzmocniony 3. pułk. Z chwilą, kiedy przyszły pierwsze meldunki o powodzeniu, wystrzeliwane rakiety świetlne dawały umówiony znak o zdobyciu kolejnych pozycji i domagając się przeniesienia ognia do przodu. Buniaczenko był bardzo przejęty i radośnie podniecony. Jego oczy zalśniły, kiedy ujrzał pierwsze rakiety Nebelwerferów wzbijające się w powietrze i z hukiem uderzające w linie Sowietów. Już podczas pierwszej próby obu pułkom udało się dokonać wyłomów w liniach nieprzyjaciela. Do godziny 8.00 zdobyto pewną liczbę schronów i gniazd oporu, a także opanowano 500 metrów terenu. W podsłuchanych rozmowach Sowietów mowa była o niszczycielskim rezultacie natarcia. Natomiast poranny meldunek GA „Wisła” do OKH mówił o planowym przebiegu natarcia. Jednocześnie wzmagał się opór nieprzyjaciela i rozpoczęła się nawałnica z katiusz. Jeszcze rankiem na pomoc atakującym siłom przyleciało obiecane wsparcie lotnicze. Nadleciało 26 samolotów szturmowych 4. Dywizji Lotniczej Luftwaffe i samoloty lotnictwa ROA (eskadra nocnych bombowców z pięcioma He 111 lub bardziej prawdopodobna eskadra szturmowa z dwunastoma Ju 87), wyraźnie oznaczone błękitnym krzyżem świętego Andrzeja. Piloci próbowali utorować drogę rosyjskim grenadierom i saperom. Ich siły były jednak zbyt słabe.
Inne natarcie "własowców" przeżył onegdaj Aleksander Sołżenicyn. Jak wspomina: „[…] w drelichach maskujących poderwali się nagle do ataku (własowcy), runęli z okrzykiem „Hurra!” na pozycje ogniowe dywizjonu 152 milimetrówek i obrzucili dwanaście ciężkich dział granatami, nie dając im czasu na jedną choćby salwę. Ścigana przez ich pociski świetlne ostatnia grupka naszych chłopców uciekała trzy kilometry, aż do mostu na rzece!”.
W ciągu dnia, mimo silnego wsparcia artyleryjskiego, natarcie lewego skrzydła złożonego z niemieckiego batalionu grenadierów i dział szturmowych zamarło. Za zgodą płk. Zacharowa ponownie do rozbijania wroga użyto Rosjan, z utęsknieniem wyczekiwanych przez zdziesiątkowanych Niemców. Jeden z oficerów ROA po natarciu powiedział do niemieckiego kapitana: „No, fryce, jak nie dajecie rady, to musicie nas prosić o pomoc!”. Tę sytuację najlepiej podsumował Goebbels, który w dzienniku zapisał, że to wstyd dla armii niemieckiej. Choć dopisał również, że oddziały generała Własowa „wspaniale się biły!” Żołnierze rosyjscy atakowali z niebywałym impetem, często porywając tą werwą część niemieckich grup bejowych. Porucznik Wysocki, widząc w czasie natarcia, jak oficer niemiecki z wyciągniętym pistoletem stara się pędzić ludzi do przodu, pomyślał: „Boże, co się stało z niemiecką armią?”. Oficerowie Własowa w ogóle zastanawiali się, co się stało z niemiecką dokładnością i porządkiem, skoro batalion wsparcia z działami szturmowymi zjawił się na polu bitwy godzinę po ustalonym terminie! W dodatku jeszcze długo po rozpoczęciu natarcia brakowało łączności ze sztabem. Minister Propagandy Rzeszy zanotował z oburzeniem: „[…] oficerowie (ROA) w swych raportach stwierdzają, że odnieśli wrażenie, iż niemieccy żołnierze są zmęczeni i znużeni walką i że nie chcą już atakować wroga. Wciąż pytali rosyjskich oficerów: Jak Sowieci będą traktować niemieckich jeńców?”.
Najważniejszą lekcją było to, że w bezpośrednim starciu na bliską odległość uwidoczniła się gotowość solidaryzowania się czerwonoarmistów z rodakami. Na wznoszone po rosyjsku okrzyki ci pierwsi reagowali niekiedy wstrzymywaniem ognia, a niektórzy jeszcze na polu bitwy prosili o przyjęcie do ROA!
Mimo niebywałej odwagi i poświęcenia atak zaczął się załamywać. Natarcie 1. Dywizji utknęło pod silnym ostrzałem i przed olbrzymimi zaporami z drutu kolczastego, przed czym zresztą ostrzegali niemieccy dowódcy. Nie udała się również druga próba natarcia podjęta przez północną grupę pułkową podpułkownika Artiemiewa, ale generał Buniaczenko nadal uważał, że jakoś się przebije. Kiedy jednak ruch do przodu spowolnił się i w końcu pułki utknęły, zmienił zdanie. Od tej pory chodziło mu już tylko o przerwanie natarcia. Tego samego dnia po godzinie 10.00 obaj dowódcy pułków przekonali się, że kontynuowanie natarcia jest niemożliwe. W końcu sztab dywizji wydał rozkazy, aby jak najszybciej wycofać jednostki na pozycje wyjściowe i uchronić je przed morderczym ogniem bocznym. W południe dywizja otrzymała co prawda zezwolenie na wycofanie się, jednak nie cała. Artyleria musiała pozostać przy 9. Armii, by wzmocnić jej obronę. Oczywiście dowództwo było oburzone, Buniaczenko nawet wrzasnął do Bussego: „co ma zrobić dywizja bez swej artylerii?!” Decyzje jednak zapadły i nie było od nich odwołania. Jednostka została na froncie do 16 kwietnia, po czym rozpoczęto odmarsz w kierunku Czech.
Natarcie 1. Dywizji ROA na przyczółek Erlenhof był jednym z ostatnich ataków na froncie wschodnim. Przeprowadzili je i zorganizowali wspólnie Niemcy i Rosjanie. Żołnierze Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej pod rosyjskim dowództwem jeszcze w ostatnich dniach wojny przystąpili do zbrojnej walki przeciwko sowieckiemu systemowi. Bili się dzielnie. Tak dzielnie, że nawet radziecki autor A. W. Tiszkow nie mógł nie przyznać, że „jednostki własowców walczyły z wielką zaciekłością, jaka w ludziach wyzwala rozpacz”. Rzeczywiście straty sowieckie były naprawdę poważne, niestety do dziś nie można znaleźć w raportach dokładnej liczy zabitych, rannych i dezerterów. Straty dywizji rosyjskiej to 370 zabitych, w tym wielu oficerów, i setki rannych, nie odnotowano jednak jeńców. Czerwonoarmiści mieli kategoryczny zakaz brać własowskich jeńców. Jeśli zdarzało się tak, że brali ich do niewoli, czekał ich los nie do pozazdroszczenia. Sołżenicyn w „Archipelagu Gułag” wspomina scenę, która na długo zapadła mu w pamięci i oddaje determinację i poczucie beznadziejności tych ludzi: „W Prusach Wschodnich, kilka kroków ode mnie prowadzono skrajem szosy trzech wziętych do niewoli własowców, a szosą dudniła trzydziestka czwórka. Nagle jeden z jeńców wyrwał się, skoczył i jaskółką rzucił się pod czołg. Przejechany jeszcze się zwijał w konwulsjach, czerwona piana wystąpiła mu na wargi. Można go było zrozumieć! Wolał żołnierską śmierć od powieszenia w katowni”.
Co prawda natarcie trwało tylko kilka godzin i nie przyniosło spodziewanego sukcesu, jednak nawet Niemcy musieli pochylić się przed rosyjskimi sojusznikami. W dzienniku działań frontowych pod datą 14 kwietnia 1945 roku jest zapis, że „nacierające po swojej stronie siły rosyjskie” wprawdzie zaległy, ale jednak pokazały, „że są gotowe do natarcia!”
Bibliografia
Źródła:Schramm P. E., Kriegstagbuch des Oberkommandos der Wehrmacht, t. 8, cz. 1, 1944 – 1945, Berlin (1961)
Schramm P. E., Kriegstagbuch des Oberkommandos der Wehrmacht, t. 8, cz. 2, 1945, Berlin (1961)
Sołżenicyn A., Archipelag Gułag, t. 1. 1918-1956, cz. 1-2, Warszawa 2000
Thorwald J., Iluzja: żołnierze radzieccy w armii Hitlera, Warszawa 1994
Jaźdźewski B., Wspomnienia kaszubskiego „gbura“, Gdańsk- Wejherowo 2002
Publikacje:
Andreyev C., Generał Własow i rosyjski ruch wyzwoleńczy, Warszawa 1990
Bishop Ch., Zagraniczne formacje SS. Zagraniczni ochotnicy w Waffen SS w latach 1940- 1945.Warszawa 2006
Gdański J. W., Zapomniani żołnierze Hitlera, Warszawa 2005
Hoffman J., Rosyjscy sojusznicy Hitlera. Własow i jego armia. Warszawa 2008
Krause W. H., Kozacy i Wehrmacht, Kraków 2006
Jurado C. C., Lyles K., Foreign volunteers of the Wehrmacht 1941- 45, Oxford 1999
Littlejohn D., Foreign Legions of the Third Reich (4) Poland, Bulgaria, Ukraine, Romania, Free India, Estoni, San Jose 1994
Michaelis R., Die russische Volksbefreiungsarmee RONA 1941–1944, Erlangen 1992
Nigel T., Andrew S., The German Army 1939-45 (3) Eastern Front 1941-43,Oxford 1998
Nigel T., Andrew S., The German Army 1939-45 (4) Eastern Front 1943-45, Oxford 1999
Sawicki T., Niemieckie wojska lądowe na froncie wschodnim. Czerwiec 1944- maj 1945. Struktura, Warszawa 1987
Solarz J., Armia Własowa, Warszawa 2002
Steenberg S., Wlassow – Verräter oder Patriot, Köln 1968
Wiaczesław P. Artiemiew, Pierwaja diwizija ROA: Materiały k istorii oswoboditiel'nogo dwiżenija narodow Rossii (1941-1945), nakładem własnym / SBONR 1974 - w London, Ontario
Williamson G., Andrew S., The Waffen SS ( 4 ), 24. to 38. Divisions & Volunter, Legions, Oxford 2001
Artykuły:
Gdański J. W., Brygada Kamińskiego [w:] „Inne Oblicza Historii” nr 07 – 02/2005
Data dodania: 13.05.2010 · Data modyfikacji: 13.05.2010· Liczba wyświetleń: 9426
Autor:
Leszek Molendowski
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz