środa, 26 maja 2010
bliźniacza katastrofa
( )
Historia lubi się powtarzać?
19 października 1986 r. na terytorium RPA rozbił się Tu-134 z prokomunistycznym prezydentem Mozambiku na pokładzie (oprócz niego w samolocie znajdowały się 43 osoby, w tym kilkunastu ministrów i innych ważnych urzędników tego państwa). Podobnie jak w przypadku katastrofy pod Smoleńskiem, maszyna roztrzaskała się, odchyliwszy się wcześniej o 37 stopni od właściwego toru lotu, a piloci obniżali samolot, zachowując się tak, jakby nie mieli świadomości, na jakiej wysokości się znajdują. Zignorowali też – tak jak polska załoga – sygnał ostrzegawczy GWPS, który włączył się 32 sekundy przed upadkiem.
Po katastrofie południowoafrykańska policja zabrała wszystkie czarne skrzynki, odmawiając poddania ich niezależnemu badaniu. Oficjalny raport przygotowany przez śledczych RPA do złudzenia przypominał ustalenia Rosjan ws. katastrofy pod Smoleńskiem. Jego tezy były następujące:
1) samolot prezydenta Mozambiku był w pełni sprawny,
2) wykluczono akt terroru lub sabotażu,
3) załoga nie przestrzegała procedur obowiązujących przy lądowaniu,
4) załoga zignorowała ostrzeżenia GWPS.
Rosjanie, którzy w katastrofie stracili wiernego sojusznika, gwałtownie oprotestowali raport komisji południowoafrykańskiej. Oskarżyli władze RPA o zamach polegający na... zakłóceniu sygnału satelitarnego samolotu. Wskazywały na to okoliczności wypadku, bardzo przypominające zresztą – jak już wspomnieliśmy – to, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem.
Po kilkunastu latach okazało się, że w tym akurat przypadku rację mieli komuniści. W styczniu 2003 r. Hans Louw, były agent służb specjalnych Rządu RPA, przyznał, że samolot został strącony wskutek celowego zakłócenia sygnału satelitarnego przez południowoafrykańskich agentów. Dodał, że w wypadku niepowodzenia ataku maszyna miała zostać zestrzelona przez jedną z dwóch specjalnych ekip.
(lm, wg) http://autorzygazetypolskiej.salon24.pl/
albo - albo
Istotą wyborów prezydenckich nie będzie wyłącznie wybór personalny pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim i Bronisławem Komorowskim. Jest to kolejna odsłona bitwy o Polskę, w której wybierzemy pomiędzy Polską aferalną z silnymi, nieformalnymi wpływami służb o komunistycznym rodowodzie, a Polską Kaczyńskiego. Ta Polska to suwerenna polityka zagraniczna, zdrowy kapitalizm, bez prywatyzacji na zasadach sprzecznych z polskimi interesami. To Polska bez afer takich jak stoczniowa czy hazardowa, to Polska inna, niż ta reprezentowana przez Mira, Zbycha, Grzecha i Rycha.
wtorek, 25 maja 2010
czwartek, 20 maja 2010
jak MAK zasiał Правда.Ру
http://aviation-safety.net/photos/displayphoto.php?id=20100410-0&vnr=3&kind=C
Niczego nie ujmując trzeźwości umysłu pana Johna Kowalskiego i wielu innych komentatorów mojego bloga, omawiających wyniki konferencji prasowej MAK, warto być może pamiętać, że mamy do czynienia z tym samym państwem, które kiedy rosyjscy marynarze umierali wewnątrz leżącego na dnie morza kadłuba atomowego okrętu podwodnego 'Kursk', informowało świat, że wsio w poriadkie, załoga jest żywa, zdrowa, rozmawia z ratownikami, mają ciepło, sucho, tlenu więcej niż wiedzą co z nim zrobić, i czekają tylko na taksówkę do domu, więc żadnej burżujskiej pomocy nie potrzeba. W tym samym czasie, ostatni oficer w lodowatym przedziale rufowym zatopionego okrętu pisał po ciemku list pożegnalny do rodziny. Ciało wydobyli Norwegowie, wiele tygodni póżniej.
Mógłbym również przypomnieć sukcesy rosyjskiej prokuratury w rozwiązaniu spraw Politkowskiej i Litwinienki, ale po co? Żeby mi surowo przypomniano, że przecież Litwinienko był przeziębiony, więc z własnej kieszeni kupił sobie ilość polonu-210 kosztujacą na wolnym rynku ponad 10 milionów dolarów, żeby dodać do herbaty, bo mu ktoś poradził, że to lepsze na grypę niż koniak, no i padł ofiara wlasnej ignorancji. A Politkowskiej nikt nie zastrzelił, tylko spadła ze schodów.
No dobra, dosyć makabrycznych żartów, załóżmy ambitnie, że wszechzwiązkowa komisja lotnicza ma rację, i zawinił błąd załogi.
Należy zatem uznać, że Rosjanie zaorali miejsce katastrofy spychaczami z pobudek filantropijnych, żeby ładniej wyglądało, polskich lekarzy nie dopuścili do sekcji, aby ich nie stresować, ubrania ofiar kazali spalić, bo były pomięte i nieładne, a czarne skrzynki zabrali, bo taką mają tradycję. Wraku Tupolewa Rosjanie nie pozbierali tak dokładnie, jak Brytyjczycy pozbierali dużo większy wrak Boeinga 747 w Lockerbie, ponieważ nie było takiej potrzeby. Od razu przecież było wiadomo, że problem może dotyczyć tylko załogi lub pogody, więc po cholerę kosztownie rekonstruować rozbity samolot. Za to wszystko należy im się wdzięczność, uścisk na misiaczka i pocałunek w same usta, tak jak namiętnie całował Lońkę Breżniewa Jaruzelski.
Wiadomo było, zanim jeszcze prezydencki Tu-154 wystartował z Warszawy, a może nawet zanim jeszcze go wyprodukowano, że gdyby się, co nie daj Boże, coś złego miało temu samolotowi w Rosji przytrafić, to tylko z powodu załogi, pogody, albo obu tych rzeczy. MAK od początku swojego istnienia nigdy nie wydał innego orzeczenia o przyczynie wypadku lotniczego jak "błąd załogi" albo "trudne warunki atmosferyczne".
Serdecznie polecam wszystkim opowiadanie SF Stanisława Lema "Profesor Dońda", w którym jest epizod opisujący, jak w zapadłym kraju afrykańskim znika bez wieści lider opozycji. Po czym opozycja twierdzi, że rząd go zjadł, rząd oświadcza że sam się zjadł, uznany ekspert komentuje, że "jak się wygląda smacznie, lepiej nie chodzić nocą po parku", wszyscy się zgadzają, że im mniej się o tym mówi, tym lepiej, i temat po jakimś czasie idzie w odstawkę. Taki sam jest zapewne idealny rosyjski scenariusz reakcji opinii publicznej w Polsce na katastrofę smoleńską.
W poważniejszym duchu, warto przeczytać tutaj:
ru.wikisource.org/wiki/Сообщение_Специальной_Комиссии_(Бурденко)
albo tutaj:
http://tinyurl.com/2a9okhm
sprawozdanie komisji Burdenki z 1944 roku, która orzekła, że oficerów w Katyniu rozstrzelali Niemcy, między innymi ponieważ pociski znalezione w czaszkach i łuski znalezione obok były produkcji niemieckiej. Strategicznie pominięto, że ZSRR zakupił w latach dwudziestych tyle niemieckiej amunicji pistoletowej, że starczyłoby na połowę ludności Moskwy i cały Leningrad, gdyby taka była wola Politbiura. Niemieckich pistoletów Walter enkawudyści używali z przyczyn BHP. Sowiecka broń krótka nie tylko miała przykry zwyczaj przegrzewać się i zacinać już po kilkudziesięciu egzekucjach, ale także miała większy odrzut, więc funkcjonariusze skarżyli się na ból nadgarstka po dniu pracy. Dziś wiemy, że były to objawy RSI, czyli Repetitive Strain Injury, a dbałość o nadgarstki funkcjonariuszy w 1940 roku plasuje NKWD ZSRR w awangardzie wizjonerów bezpieczeństwa i higieny pracy, znacznie wyprzedzających swoją epokę.
Komisja Burdenki miała od początku gotowe orzeczenie, już w samej swojej nazwie: Специальная Комиссия по установлению и расследованию обстоятельств расстрела немецко-фашистскими захватчиками в Катынском лесу военнопленных польских офицеров(Komisja specjalna do spraw ustalenia i opracowania śledczego okoliczności rozstrzelania polskich oficerów-jeńcow wojennych w lesie katyńskim przez niemiecko-faszystowskich agresorów).
Od 1944 roku dokonał się postęp. Sucha nazwa Межгосударственный авиационный комитет (Międzypaństwowy Komitet Lotniczy) treści orzeczeń już nie sugeruje, jakkolwiek strategicznie powstrzymuje się od podkreślenia, że międzypaństwowość komitetu obejmuje wyłącznie 12 państw członkowskich WNP. Gdyby ZSRR istniał nadal, taki komitet nazywałby się po prostu Всесоюзный (wszechzwiązkowy).
No cóż... O co więc nam właściwie chodzi, i dlaczego najeżdżamy na Rosjan?
Wszak Rosjanie. gdyby tylko chcieli, mogliby powołać speckomisję śledczą, i nazwać ją, powiedzmy, Специальная Комиссия по установлению и расследованию обстоятельств самоубийства президента Республики Польшы путем принуждения экипажа самолёта Ту-154М бортномер 101 к посадке на аэродрому Смоленск-Северный (Komisja specjalna do spraw ustalenia i opracowania śledczego okoliczności samobójstwa prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej popełnionego drogą zmuszenia załogi samolotu Tu-154M nr boczny 101 do lądowania na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj). Mogli, ale nie zrobili tego. Znaczy szanują nas, i biorą pod uwagę wszystkie możliwe przyczyny katastrofy. Nie ma powodu skarżyć sie, że nie potraktowali Polaków poważnie, a raport napisali pod z góry powzietą decyzję. Powinniśmy być wdzięczni, zamiast szukać dziury w całym.
Że co, że tak nie można nas traktować, że my dumne państwo członkowskie NATO i Unii? Jakiego NATO? Z NATO Polska de facto właśnie wystąpiła na własne życzenie, rzucając się Rosjanom na szyję.
http://wtemaciemaci.salon24.pl/184494,komisja-specjalna
środa, 19 maja 2010
bdonek
http://bobolowisko.blogspot.com/
PS.
" Moj ojciec byl lekarzem wojskowym- ochotnikiem w kampanii wrzesniowej a potem
lekarzem Armii Krajowej. O ile moge to ocenic, byli to wszyscy ludzie raczej
kochajacy zycie i wystarczajaco zamozni a wiec dalecy od jakis nastrojow
desperackich czy rewolucyjnych. Nie mniej, gdy tego wymagala sytuacja i interes
narodowy, uczestniczyli w przedsiewzieciach obdarzonych spora doza ryzyka
osobistego i to z wyboru raczej czy z poczucia solidarnosci niz z
administracyjnego przymusu. Od czasow powojennych Polska znajduje sie pod
dominujacym wplywem zydowskiego elementu naplywowego sprowadzonego do kraju
przez radzieckiego okupanta w celu pacyfikacji ludnosci rodzimej. Ci pelniacy
role polakow obywatele "ludowego" panstwa wychowali sie w i holduja nadal
prorosyjskiej kulturze ateistycznego internacjonalnego komunizmu. Odgrywaja oni
role polskich zydow ale jest to w zasadzie semantyczne naduzycie. Dzieki
skutecznej akcji oczyszczania terenu w czasie niemieckiej okupacji zasiedzialych
polskich zydow praktycznie wyniszczono. Dominujacy po 1945r polska scene
polityczno-administracyjna imigranci zydowscy sa elementem obcym, niegdys
ortodoksyjnie komunizujacym, glownie pochodzacym z ZSRR ale takze wywodzacym sie z komunistow przebywajacych w krajach zachodnich gdzie przetrwali
oni wojne. Ich potomkowie do dzis dnia zanieczyszcaja i dominuja polskie
zycie polityczne, gospodarcze i naukowe. W ich rekach znajduje sie tez obecnie
wiekszosc srodkow ksztaltowania opinii publicznej. Wykorzystuja je oni do
rozpowszechniania ideologii sprzecznej z polskimi tradycjami i z polska narodowa
racja stanu.
Nasza Umeczona Ojczyzna znajduje sie obecnie w stanie kuriozalnym.
Jest rzadzona przez mniejszosc nie majaca faktycznie z narodem nic wspolnego,
ktora w dodatku dla utrzymania swojej pozycji robi wszystko aby zdobyc poparcie
odwiecznych wrogow Polski. Niegdys preferowali oni dominacje rosyjska (do ktorej
nadal czuja slabosc wywodzaca sie zapewne z ich korzeni) teraz zas sprzedaja
polskie interesy narodowe sterowanej przez Niemcy Unii Europejskiej. Jesli
sprawy beda sie nadal toczyc w tym samym kierunku to wkrotce Polska bedzie
Polska tylko z nazwy. "
wtorek, 18 maja 2010
Inicjatywa Rodzin
list otwarty, 13-05-2010 13:54
Jesteśmy przekonani, że piloci Sił Powietrznych są szkoleni do bezpiecznego wykonywania lotów. Dlatego nie możemy zgodzić się z tym, aby odpowiedzialność za skutki tragedii smoleńskiej została przerzucona na nieżyjącą załogę samolotu, w tym jego kapitana.
Warszawa, 12 maja 2010 r.
Apel w obronie dobrego imienia
Ś.P. majora pilota WP Arkadiusza Protasiuka,
kapitana Tu-154M w dniu 10 kwietnia 2010 r.
Jeszcze nie obeschły łzy na policzkach bliskich 96 osób poległych w katastrofie samolotu Tu-154M z 10 kwietnia pod Smoleńskiem. Nie tylko rodziny Ofiar, ale również rzesze Polaków łączą się w bólu po śmierci Prezydenta Rzeczypospolitej i pozostałych uczestników tragicznego lotu.
Opłakując naszych Bliskich, jesteśmy jednocześnie przekonani, że piloci Sił Powietrznych są szkoleni do bezpiecznego wykonywania lotów. Dlatego nie możemy zgodzić się z tym, aby odpowiedzialność za skutki tragedii smoleńskiej została przerzucona na nieżyjącą załogę samolotu, w tym jego kapitana, pilota wojskowego pierwszej klasy – Ś.P. majora WP Arkadiusza Protasiuka. Apelujemy do rządzących naszym państwem, na których ciąży szczególna odpowiedzialność za wyjaśnienie okoliczności śmierci Prezydenta i pozostałych uczestników lotu do Smoleńska: osoby kierujące kluczowymi dla wyjaśnienia sprawy instytucjami nie mogą ulegać łatwej pokusie obciążenia winą pilota i pozostałych członków załogi. Obawiamy się, że jedną z pierwszych prób takiego działania, szczególnie dotkliwie odbieraną przez Bliskich, był znamienny brak przedstawicieli administracji rządowej na państwowej przecież ceremonii pogrzebowej Ś.P. majora pilota WP Arkadiusza Protasiuka. Jest to szczególnie bolesne i dwuznaczne w sytuacji, gdy jednocześnie Marszałek Sejmu, wykonujący obowiązki Prezydenta RP, odznaczył poległego pilota Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, a Minister ON awansował go pośmiertnie na stopień majora. Jako bliscy Ofiar katastrofy smoleńskiej nie możemy się zgodzić na to, aby władze, w imię nieznanych nam celów, dzieliły załogę i pasażerów samolotu specjalnego na dobrych i złych, na ofiary i winnych.
Odpowiedzialność za bezpieczeństwo lotu z 10 kwietnia zależała od załogi samolotu, ale również, w nie mniejszym stopniu, od dowództwa 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego oraz kontrolerów lotu w Polsce i Rosji. Polityczna odpowiedzialność spoczywa, w pierwszej kolejności, na kierownictwie Ministerstwa Obrony Narodowej, rządzie i parlamencie, które to instytucje nie wykazały wystarczającej determinacji, aby po pierwszych złych zdarzeniach w udziałem floty powietrznej 36. SPLT dokonać zakupu nowoczesnych i bezpiecznych samolotów.
Duszy Ś.P. majora pilota WP Arkadiusza Protasiuka ofiarujemy to, co mamy najcenniejszego, czyli modlitwę. Duchowo jesteśmy przy Jego Bliskich, szczególnie przy Rodzicach, żonie Magdalenie oraz córce Marii i synu Mikołaju, ze słowami otuchy i wsparcia po utracie Drogiej Osoby. Wasz Syn, Mąż i Tata był wspaniałym człowiekiem i doskonałym pilotem, bo przecież tylko tacy mogli latać z Głową Państwa.
W szczególnie trudnej godzinie próby dla nas, rodzin poległych pasażerów samolotu, jesteśmy złączeniu w bólu i cierpieniu z Krewnymi wszystkich członków załogi samolotu specjalnego Tu-154M. Od rządzących państwem i odpowiedzialnych za wyjaśnienie przyczyn tragedii smoleńskiej domagamy się odwagi w pełnym ujawnieniu wszystkich okoliczności odpowiedzialnych za śmierć Prezydenta RP i pozostałych 95 osób pod Smoleńskiem.
Bartosz Fetliński, syn Ś.P. Janiny Fetlińskiej,
Pani Senator RP, która zginęła na pokładzie Tu-154 M;
Ewa i Marta Kochanowskie,
żona i córka Ś.P. Janusza Kochanowskiego,
Rzecznika Praw Obywatelskich,
który zginął na pokładzie Tu-154 M;
Zuzanna Kurtyka z synami,
żona i dzieci Ś.P. Prezesa IPN Janusza Kurtyki,
który zginął na pokładzie Tu-154 M;
Gabriela Melak, córka Ś.P. Stefana Melaka,
Przewodniczącego Komitetu Katyńskiego,
który zginął na pokładzie Tu-154 M;
Andrzej Melak, brat Ś.P. Stefana Melaka;
który zginął na pokładzie Tu-154 M;
Bożena Mikke, żona Ś.P. Stanisława Mikke,
Wiceprzewodniczącego ROPWiM,
który zginął na pokładzie Tu-154 M;
http://niezalezna.pl/article/show/id/34120
Rzeczpospolita Polska, p o w ó d ź 1934
Trzeba tu jednak stwierdzić, że w istniejących warunkach, administracja państwowa i władze miejskie robiły co mogły aby przyjść z pomocą dotkniętym kataklizmem i zmniejszyć rozmiary klęski. Do akcji ratunkowej od samego początku włączone zostało wojsko które, jak informowało "Hasło", w ratowaniu ludzi i mienia dokonywało cudów - szczególnie wyróżniły się 2 kompanie 5 p. saperów z Krakowa, które przybyły z pontonami, oraz 16 p.p. z Tarnowa. Również policja z komendantem Dzierżyńskim na czele dała nadludzki wprost wysiłek; gazeta wyróżniła ponadto tarnowską Ochotniczą Straż Pożarną z panem Starostką na czele. Organizacją pomocy dla powodzian zajęły się od razu władze miejskie. Prezydent miasta dr Mieczysław Brodziński zarządził uruchomienie kuchni polowych, ustawionych w najbardziej dotkniętych żywiołem rejonach miasta, które wydawały powodzianom darmowe posiłki, opieką objęto też podróżnych unieruchomionych w zatrzymanych pociągach na dworcu kolejowym. Do akcji pomocowej włączył się od razu PCK, który m.in. własną kuchnię polową przekazał do dyspozycji magistratu. Działała ona od 17 do 23 lipca.
Przerwanie lądowych linii komunikacyjnych spowodowało uruchomienie zastępczej komunikacji lotniczej - korespondencja i gazety od wtorku dostarczane były do Tarnowa przez samoloty, które rano i po południu lecąc nisko nad miastem zrzucały worki z pocztą. Podobnym sposobem zaopatrywano i inne odcięte miejscowości pomimo, że łączyło się to z pewnym ryzykiem - np. w środę 18 lipca, w pobliżu Piotrkowic, spadł samolot wiozący pocztę do Nowego Sącza.
Dużą aktywnością w tych trudnych chwilach wykazał się starosta powiatowy, Mieczysław Lissowski . Zgodnie z jego zarządzeniem do zalanych gmin skierowane zostały transporty z artykułami żywnościowymi, co było o tyle istotne, że w kilkudziesięciu gminach woda zabrała wszystko i zapanował głód. Wydał też od razu starosta odezwę do kupców, przestrzegającą przed podnoszeniem cen i lichwą, bo: w odniesieniu do nich znajdzie zastosowanie rozporządzenie Pana Prezydenta Rzp. P. o umieszczeniu w obozach izolacyjnych. Że nie były to puste słowa, pokazały najbliższe wypadki.
Z inicjatywy starosty szybko, bo już w czwartek 19 lipca, powołany został Obywatelski Komitet Pomocy dla Powodzian, w skład którego weszli przedstawiciele społeczeństwa i reprezentanci najważniejszych miejscowych instytucji. W prezydium Komitetu znaleźli się: starosta Mieczysław Lissowski, ks. biskup Franciszek Lisowski , prezydent miasta Mieczysław Brodziński oraz płk Stefan Broniowski . Komitet od razu zaczął zbiórkę funduszy i rozpoczął energiczną akcję pomocową. Trzeba tu z uznaniem stwierdzić, że ogrom tragedii wyzwolił niezwykłe wprost pokłady solidarności społecznej i ujawnił wspaniałą postawę mieszkańców regionu. Dość powiedzieć, że w ciągu pierwszego tygodnia Komitet zdołał zgromadzić z datków prawie 30 tysięcy złotych (m.in. od Komunalnej Kasy Oszczędności 10 tysięcy, od księcia Romana Sanguszki 10 tysięcy, od ministra Eugeniusza Kwiatkowskiego 1 tysiąc), a więc kwotę naprawdę dużą. W krótkim czasie, niezależnie od wspomnianego Komitetu działającego w skali całego powiatu, powstała pewna liczba lokalnych komitetów obywatelskich, które starały się nieść pomoc w mniejszej skali, czasem ograniczonej do wspólnoty sąsiedzkiej. Ślady ich istnienia czasem utrwalone zostały w kronikach szkolnych różnych miejscowości naszego regionu, rzadziej w lokalnej prasie, o ile taka gdzieś istniała.
Zachowały się też relacje o wydarzeniach i znakomitej postawie niektórych osób, niosących innym pomoc. Jedną z takich relacji, odnoszącą się do Żabna, przytacza "Hasło". - W Żabnie cudów bohaterstwa dokonywał em. por. 5 p.s.k. Filipowicz , który w małym kajaku przez dwa dni i noce bez przerwy ratował zagrożonych. Słaniając się na nogach, wypływał co chwila na groźne pozycje, ratując życie dziesiątków ludzi. Żabno i okolice błogosławią tego dzielnego Polaka. Łzy rozrzewnienia płyną do oczu kiedy się widzi, jak ludność wiejska (...) dzieli się ostatkiem z tymi, którym woda zabrała wszystko.
Obok takich postaw, zdarzały się i inne. Na szczęście, jak się wydaje, stanowiły tylko nieunikniony margines na tle solidarnego jako całość, miejscowego społeczeństwa. Były też one od razu piętnowane i spotykały się z ogólnym potępieniem. W pierwszych dniach powodzi, kiedy sytuacja zmieniała się dynamicznie, a instytucjonalne formy pomocy i opieki nad powodzianami dopiero były organizowane, pojawiały się jednostki które próbowały się obłowić na nieszczęściu innych - przed takimi hienami, jak ich określało "Hasło", broniła opuszczonego dobytku i zalanych domów policja. Niemniej zdarzały się również sytuacje, że pomimo odezwy starosty ostrzegającej przed podnoszeniem cen i lichwą, niektórzy kupcy wykorzystywali przymusową sytuację powodzian - w takich przypadkach, o ile zostały ujawnione, bezpardonowo było stosowane prawo. I tak, na rozkaz starosty aresztowani zostali piekarz Antoni Klimek z Mościc i Kazimierz Bieś z Tarnowa za pobieranie nadmiernych cen za pieczywo. W Tuchowie aresztowano Szymona Tellera i Fajgę Treszer za odmowę sprzedaży zboża i mąki powodzianom.
Najciekawszym, a przy tym znakomicie oddającym charakter ówczesnego prawa, był przypadek żydowskiego handlarza bydła z Tarnowa, Chaima Amstera . Otóż został on aresztowany za wyzysk i wykorzystanie ciężkiego położenia powodzianina, od którego kupił byka o 100 złotych taniej (za 150 zł.) niż rzeczywista wartość zwierza. Prawo zadziałało tutaj w ten sposób, że mięso z byka (trafił po kupnie oczywiście do rzeźni) zostało sprzedane, a pokrzywdzonemu właścicielowi z uzyskanego zysku zwrócono 100 złotych. Przypadek ten jest interesujący jeszcze i z tego powodu, że jak podało "Hasło", (...) ów buhaj wyratował się jedyny z kilku sztuk z powodzi, a to z tego powodu, że Żołędź (czyli Stanisław Żołędź z Ilkowic) siedząc na strychu przez 24 godziny trzymał owego buhaja za rogi.
Innym, napiętnowanym przez lokalną prasę szkodnikiem, był właściciel dóbr z Drużkowic, Krasuski , który posiadał przewóz przez Dunajec na drodze Wesołów - Czchów i odmawiał przewozu powodzianom, rodzinom z mieniem, do Czchowa. W tym przypadku prawo prawdopodobnie nie wkroczyło, w każdym razie brak jest na ten temat informacji.
Po ustaniu opadów i przejściu fali kulminacyjnej sytuacja powoli stabilizowała się, po kilku dniach poziom rzek zaczął się obniżać. Niemniej podwyższony stan wody utrzymywał się jeszcze przez około tydzień. "Hasło" z dnia 27 lipca odnotowało, że Wody na Białej i Dunajcu prawie wszędzie już opadły.
Sytuację w oczywisty sposób to poprawiło. Służby cywilne i wojsko mogły powoli przystępować do przywracania komunikacji i odbudowy zniszczonych elementów infrastruktury, administracja do szacowania strat i opracowywania programów pomocy dla zniszczonych powodzią terenów.
Cały czas działały instytucje pomocowe - PCK prowadził teraz zbiórki odzieży dla powodzian, działał aktywnie Obywatelski Komitet Pomocy dla Powodzian, organizować się zaczęły nowe komitety, środowiskowe (np. nauczycieli) i terytorialne (najbliższy w Zakliczynie), które zajęły się różnymi formami pomocy społecznej. Nie zabrakło wśród nich organizacji politycznych. BBWR prowadził akcję rozdawnictwa żywności - autobusy i samochody ciężarowe z produktami żywnościowymi wysyłane były w zniszczone wodą rejony - akcją kierował poseł Bloku, Starzyk z członkami Zarządu. Pomoc, pomimo kryzysowej sytuacji, dzięki solidarności społecznej przybrała rzeczywiście wielkie rozmiary, łagodząc nędzę zniszczonych powodzią terenów. Jak się też wydaje, miejscowe elity w większości sprawdziły się w czasie tych tragicznych wydarzeń. Pozytywne oceny za działalność podczas powodzi zyskali wśród mieszkańców miasta zarówno prezydent Brodziński jak biskup Lisowski. Szczególnie jednak za swoją postawę chwalony był starosta Lissowski oraz książę Roman Sanguszko, który, jak podało "Hasło" zdobył sobie miłość nieszczęśliwych.
Stopniowo sytuacja normalizowała się, skutki powodzi odczuwano jednak jeszcze długo. Dopiero w połowie sierpnia uruchomiono na całej długości linię kolejową Kraków - Lwów, odbudowa niektórych zniszczonych mostów, w części prowadzona przez wojsko, trwała jeszcze dłużej. W samym Tarnowie do naprawy wałów i uszkodzonych dróg skierowano bezrobotnych - miasto zaciągnąć musiało na ten cel nową pożyczkę.
Przez długi okres czasu działały jeszcze komitety wspomagające powodzian, organizowane były zbiórki pieniędzy, urządzano imprezy charytatywne. Hasło "Nieście pomoc dla powodzian" w prasie tarnowskiej pojawiało się jeszcze do końca września, a mieszkańcy miasta nie pozostawali na to wezwanie obojętni - Obywatelski Komitet Pomocy do 6 września zdołał zgromadzić kwotę już ponad 76 tysięcy złotych. Jeszcze później, bo 18 października zorganizowana została w Tarnowie znakomita wystawa malarstwa polskiego (m.in. O. Boznańska , J. Malczewski , J. Kossak , W. Kossak , L. Wyczółkowski , J. Fałat i in.), połączona z loterią dzieł sztuki, z której dochód przeznaczony został na powodzian.
W sumie kataklizm miał rozmiary jakich ani wcześniej ani później w naszym regionie nie odnotowano. Jak wykazały wykonywane po ustąpieniu wody analizy i obliczenia, w porównaniu z największymi wcześniejszymi wylewami powódź z 1934 roku przekroczyła ustalone do 1933 roku maksima poziomu wody: Skawa przeciętnie o 10 % powyżej rekordowych, Raba przeciętnie o 20 %, Dunajec przeciętnie o 40 %, Wisłoka przeciętnie o 15 % i Wisła przeciętnie o 15 %. Pamiętajmy przy tym, że przekroczenia te odnoszą się do najbardziej tragicznych wcześniejszych powodzi, a niektóre z nich zaliczane były do prawdziwych kataklizmów, np. w latach 1813 i 1884.
Bilans tego wydarzenia był też wyjątkowo tragiczny. Pod wodą znalazło się w sumie 1260 km kw. terenu, zniszczonych lub uszkodzonych zostało 22 059 budynków, 167 km dróg, zerwanych 78 mostów, przerwane zostały wały, a śmierć poniosło 55 osób. Ogółem szkody materialne oszacowane zostały na 60,3 miliona złotych, a więc sumę olbrzymią - około 12 milionów ówczesnych dolarów. Część tych zniszczeń przypadła na powiat tarnowski, część, na szczęście nieznaczna, na samo miasto. Straty powiatu obejmowały 52 zalane wsie, ponad 250 zniszczonych całkowicie lub poważnie uszkodzonych budynków mieszkalnych i gospodarczych - śmierć tu poniosło dziewięć osób i ponad 440 sztuk koni, bydła i trzody chlewnej. W samym Tarnowie uszkodzeniu uległa natomiast część infrastruktury miejskiej (m.in. wodociąg), zalany został tartak na Rudach oraz uszkodzonych zostało trochę domów nad Wątokiemi i Białą, w tym samym rejonie oraz trochę niżej, przy ulicy Krakowskiej i Mościckiego. Na tle zniszczeń, których doświadczył region te straty wydają się niewielkie, pamiętajmy jednak, że dotyczyły miasta wychodzącego dopiero z głębokiego kryzysu i zadłużonego, w którym samo zniszczenie rolniczego otoczenia mogło pośrednio zwiększyć i tak dosyć rozległe obszary biedy.
Tragedia roku 1934 wpłynęła za to na strategiczne decyzje dotyczące gospodarki wodnej regionu Pogórza. Po odzyskaniu niepodległości kolejne rządy Rzeczypospolitej dostrzegały co prawda konieczność budowy zapór na górskich dopływach górnej Wisły, ale stan państwa i problemy gospodarcze, spychały decyzje inwestycyjne na drugi plan. Niemniej z inicjatywy prof. Karola Pomianowskiego podjęty został program budowy zapór na Dunajcu, a sam K. Pomianowski stał się autorem projektu zapory w Rożnowie, opracowanego już w latach dwudziestych. Kryzys 1929 roku spowodował wstrzymanie tej inwestycji i odłożenie projektu.
Tragedia z lipca 1934 roku zmusiła jednak rząd do powrotu do tej koncepcji. W imponującym tempie wykonany został teraz nowy projekt, który w Biurze Dróg Wodnych Ministerstwa Komunikacji opracował zespół pod kierunkiem inż. Zbigniewa Żmigrodzkiego . Oparto się na projekcie prof. Pomianowskiego, który zatrudniony też został jako stały konsultant. Równolegle do Dunajca prowadzone były prace na Sole, gdzie już w 1936 roku oddana została zapora i zbiornik w Porąbce. W lutym tego samego roku rozpoczęto natomiast budowę zapory w Rożnowie która, jako największa polska zapora, stać się miała jedną z głównych inwestycji energetycznych powstającego Centralnego Okręgu Przemysłowego. Budowa postępowała w równie imponującym tempie jak prace projektowe - ukończona została w 1941 roku (od wiosny 1940 roku budowę przejęły firmy niemieckie). Napełnianie zbiornika rozpoczęte w drugiej połowie 1941 roku trwało do roku 1943.
W wyniku tych prac powstało wspaniałe dzieło myśli inżynierskiej. Przewężenie doliny Dunajca, w miejscu pogórskiego przełomu pełnego bystrzyn i usianego głazami-samorodami, które zwane były przez okolicznych mieszkańców diabelskim mostem, przegrodzone zostało potężną tamą, długości 550 metrów. Pełna wysokość zapory osiągnęła 49 metrów, z czego 17 metrów wpuszczone zostało w podłoże, szerokość w poziomie korony wyniosła dziewięć metrów. Dzisiaj zapewne nie są to dane nadmiernie imponujące, pamiętać jednak należy, że była to budowla projektowana kilkadziesiąt lat temu i w Polsce nie miała wówczas odpowiednika podobnej skali. W wyniku spiętrzenia wody powstało malownicze jezioro, długie do 22 km i zajmujące powierzchnię - zależnie od stanu wody - od 16 do 20 km kwadratowych.
Nieco później, w 1938 roku, rozpoczęto budowę drugiej, mniejszej zapory w Czchowie i zbiornika wyrównawczego, którą ukończono dopiero po wojnie, w roku 1948. W latach 1938-39 przygotowano jeszcze dokumentację zapory w Niedzicy, tej jednak, z uwagi na wybuch wojny, już nie zdążono zrealizować. Do jej koncepcji, mocno tymczasem zdezaktualizowanej, powróciły władze komunistyczne, które od 1950 roku ponownie podjęły ten temat. Do 1964 roku ciągnęły się studia i prace koncepcyjne, a od 1970 roku rozpoczęła się realizacja, której do upadku komunizmu nie zdążono zakończyć - dopiero w 1995 roku rozpoczęto piętrzenie zbiornika a w 1997 roku nastąpiło zakończenie budowy i oddanie całości obiektów do eksploatacji. Pozaekonomiczne koszty tej inwestycji okazały się jednak znacznie większe niż poprzednio - bezpowrotnie zniszczono m.in. unikalne enklawy drewnianej zabudowy spiskiej oraz krajobraz pienińskiego przełomu Dunajca. Ale to już zupełnie inna historia.
K. Marek Trusz http://www.tarnowskieinfo.pl/tradycja/kroniki011.php
++++++++++++++++++++
PS.
Nowsze sprawy powodzi na Dunajcu, http://www.zzw-niedzica.com.pl/index.htm
oraz - .
Jak działa elektrownia wodna - animacje Flash | |
| |
start maszyny do pracy turbinowej (37kB) przykładowy cykl uruchamiania maszyny do momentu synchronizacji z siecią energetyczną | |
budowa hydro-generatora - Deriaz (240kB) | |
działanie jazu dolnej zapory w Sromowcach (190kB) | |
działanie generatora prądu zmiennego (200kB) | |
odwadnianie sztolni energetycznej (126kB) |
hucPO kogo jeszcze zniszczysz
..
Dzisiaj w Krakowie pożegnaliśmy Janusza Kurtykę.
parę zdjęć
.. Nie umiem wyobrazic sobie sytuacji, w ktorej rozbija sie samolot z prezydentem Stanow Zjednoczonych i Stany Zjednoczone pozostawiaja sledztwo RosjanomPozostawienie inicjatywy w rekach Rosjan to blad
*** Z Zuzanna Kurtyka, wdowa po prezesie Instytutu Pamieci Narodowej Januszu Kurtyce, ktory zginal w katastrofie rządowego samolotu pod Smolenskiem, rozmawia Mariusz Kamieniecki ***
Minal juz ponad miesiac od tragedii z 10 kwietnia. Pani zdaniem, przebieg sledztwa w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu jest rzetelnie relacjonowany?
- Trudno mi jednoznacznie odpowiedziec na to pytanie. Rodziny Ofiar katastrofy nie sa informowane o postepach sledztwa. Wiem tylko tyle, co relacjonuja media, dlatego ciezko mi powiedziec, czy sa to rzetelne i sprawdzone wiadomosci. Media maja to do siebie, ze generuja sensacje, a nawet skandal, i duzo jest informacji wlasnie tego typu.
Z tego mozna wywnioskowac, ze nikt do Pani nie dotarl oficjalnie z zadnymi informacjami na temat dotychczasowych ustalen z dochodzenia w tej sprawie?
- Rzeczywiscie, nikt sie ze mna nie kontaktowal i z tego, co wiem, inne rodziny, a przynajmniej te, z ktorymi mam kontakt, tez nie maja zadnych informacji poza medialnymi. Niepokojace dla mnie jest rowniez to, ze informacje o sledztwie jakby wyciekaly na zewnatrz i sa podawane do mediow w sposob przynajmniej dla mnie dziwny, bo albo sie mowi wszystko, albo sie nie mowi nic.
Moglaby Pani podac konkretny przyklad?
- Niedawno uslyszalam w telewizji slowa jednego z prokuratorow prowadzacych sledztwo, ze ludzie w samolocie uzywali telefonow komorkowych. Dla mnie jest to absurd i w pewnym sensie proba zrzucania winy na umarlych, ktorzy nie moga sie bronic przed bzdurnymi zarzutami. Ktos, kto odbiera taka informacje, moze wysnuc wniosek, ze samolot byl wypelniony kilkudziesiecioma samobojcami. Takie podawanie wiadomosci przez prokuratora, ktory z jednej strony zarzeka sie, ze nie bedzie nic mowil, a z drugiej jakby mimochodem podaje "rewelacje", ktora idzie w swiat, tworzy rzeczywistosc, generuje spekulacje, a przy tym bardzo rani rodziny ofiar, jest ze wszech miar niestosowne. Przynajmniej dla mnie, ale chyba tez dla innych rodzin, byla to bardzo bolesna wiadomosc. Osobiscie jestem rozczarowana - choc to chyba bardzo lagodne slowo - sposobem, w jaki w tym momencie traktowane sa rodziny tych, ktorzy zgineli pod Smolenskiem.
Ma Pani pelne zaufanie do tego, jakie kroki podejmuja polskie wladze w celu wyjasnienia katastrofy?
- Nie jestem prawnikiem, ale jestem osoba, ktora ta tragedia dotknela osobiscie. Moje zdanie w tej sprawie jest jednoznaczne. Mam pretensje do polskich wladz, ze sledztwo zostalo praktycznie calkowicie pozostawione w rekach Rosjan. Mysle, ze mozna bylo doprowadzic do tego, by sledztwo bylo prowadzone wspolnie. Nie umiem sobie tez wyobrazic sytuacji, w ktorej, dajmy na to, rozbija sie samolot z prezydentem Stanow Zjednoczonych i Stany Zjednoczone pozostawiaja sledztwo Rosjanom. Dla mnie jest to po prostu niemozliwe. Ustepujac Rosjanom, oddajac im calkowicie inicjatywe, wygenerowalismy sobie problem na nastepne dziesieciolecia. Obawiam sie, ze niezaleznie od wynikow sledztwa, nie majac kontroli nad jego przebiegiem, bedziemy miec poczucie, ze byc moze zostalismy gdzies oszukani. Historia naszych stosunkow z Rosjanami jest bardzo wymowna i nie ulatwia rozwiazania tej sprawy. Dlatego nalezalo dolozyc wszelkich staran, by nie bylo miejsca na jakiekolwiek niedomowienia. Boli tez fakt, ze jako Polacy poddalismy sie, i to juz na starcie, nie probujac nawet czegokolwiek zrobic. Zapewniam, ze nie jest mi milo o tym mowic, zwlaszcza ze w tej katastrofie zginela najblizsza mi osoba.
Wraz z synami oraz innymi rodzinami ofiar katastrofy podpisala sie Pani pod listem otwartym w obronie dobrego imienia pilotow Tu-154M. Skad taki gest?
- Wedlug mnie, nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Jestem przekonana, ze zarowno kapitan prezydenckiego samolotu, jak i cala jego zaloga zrobili wszystko, co tylko bylo w ich mocy, zeby uratowac pasazerow, niezaleznie od tego, kim by oni nie byli. Nie potrafie sobie wyobrazic, ze moglo byc inaczej. Zreszta nie ma zadnych dowodow na jakakolwiek wine pilotow, zadnych. W tej sytuacji nie mozna nikogo potepiac. Na pogrzebie majora Arkadiusza Protasiuka nie bylo zadnego przedstawiciela wladz. To niesprawiedliwe. Powtorze jeszcze raz: jestem przekonana, ze zaloga zrobila wszystko, co bylo mozliwe, aby uratowac pana prezydenta i wszystkie osoby, ktore byly w tym samolocie.
Wobec PiS oraz prezesa Jaroslawa Kaczynskiego formulowane sa zarzuty wykorzystywania tragedii katynskiej jako elementu kampanii wyborczej, zwlaszcza gdy publicznie zadaja pytania na jej temat. Czy, wedlug Pani, przezywanie zaloby w ogole moze byc odczytywane w kategoriach walki partyjnej?
- Nie potrafie zrozumiec, jak w ogole mozna w ten sposob mowic. Jest to co najmniej dziwne. To jakby proba ingerowania w bardzo osobiste uczucia bliskich ofiar, niejako sugerowanie im, co moga, a czego nie, co jest polityka, a co nie. Czy prezes Kaczynski ma sie odciac od tego, ze przezywa smierc brata, ma byc marionetka...? To jakby proba zawlaszczania czy kreowania pewnej rzeczywistosci przez niektore srodowiska, rzeczywistosci, ktora ma byc taka, a nie inna. Jaroslaw Kaczynski ma prawo byc czlowiekiem i zachowywac sie po ludzku. Tego prawa nikt nie moze mu odmowic.
W jakich okolicznosciach dowiedziala sie Pani o katastrofie prezydenckiego samolotu?
- Kiedy rano w sobote, 10 kwietnia, bylam w drodze na konferencje, zadzwonila do mnie mama z informacja, ze uslyszala w radiu komunikat o tym, iz pod Smolenskiem rozbil sie samolot prezydencki...
Wiedziala Pani, ze maz byl na pokladzie?
- Tak.
Potem byl pobyt w Moskwie i identyfikacja zwlok meza...
- Trzeba bylo duzo samozaparcia... Prawde mowiac, potraktowalam to jako obowiazek, po prostu jako zadanie do wykonania. Pojechalam do Moskwy, bo wiedzialam, ze tak musze sie zachowac. Tak samo podszedl do tego moj syn. Mysle, ze takie podejscie pomaga czlowiekowi byc twardym, pomaga przejsc przez takie trudne i niespodziewane sytuacje. Mysle, ze po naszych doswiadczeniach w Moskwie jestem teraz mocniejsza.
Kto i kiedy zaproponowal wyjazd do Moskwy i jak przebiegala jego organizacja?
- Nikt nie zaproponowal mi wyjazdu do Moskwy. Stad moj wewnetrzny zal, ktory pozostanie na dlugo.
Czy dobrze rozumiem, ze po katastrofie nikt z przedstawicieli wladz sie do Pani nie zglosil?
- Dokladnie tak. O tym, ze dla rodzin katastrofy organizowany jest wyjazd do Moskwy, dowiedzialam sie w niedziele, 11 kwietnia, przed poludniem z informacji zamieszczonych na pasku w jednej ze stacji telewizyjnych. Tam tez byly podane telefony.
Jak przebiegala organizacja samego wyjazdu?
- Panowal pewien chaos informacyjny. Kiedy w koncu udalo mi sie dodzwonic pod wskazany numer i porozmawiac z koordynatorem, dowiedzialam sie, ze moge leciec razem z dziecmi. Jeszcze tego samego dnia, w niedziele, dotarlismy do Warszawy i wraz z innymi rodzinami wylecielismy do Moskwy.
Oceny poszczegolnych rodzin co do sposobu traktowania przez rosyjskie sluzby sa zroznicowane. Jak Pani i osoby Pani towarzyszace byli traktowani?
- Pobyt w Moskwie byl bardzo dobrze zorganizowany przez Rosjan. Wlasciwie nikt nam sie nie naprzykrzal i przez caly czas mielismy zagwarantowana pomoc medyczna, opieke psychologow, ktorzy sie nami zajmowali. Dotyczy to takze obslugi hotelowej, ktora byla bardzo mila i gotowa do niesienia wszelkiej pomocy. Bylismy takze chronieni przed fleszami aparatow fotoreporterow i dziennikarzami. Rosjanie byli bardzo dyskretni. Mielismy do dyspozycji zorganizowane na ten czas kaplice zarowno w Instytucie Medycyny Sadowej, jak i w hotelu.
Na czym polegaly procedury i jak przebiegala sama identyfikacja cial?
- Kazda rodzina zajmowaly sie trzy osoby: rosyjski sledczy, polski tlumacz i psycholog. Na poczatku zbierano dane osobowe od rodzin, ktore przyjechaly do identyfikacji. Pytano o dokladny opis ofiary: wyglad, znaki szczegolne, ubranie, jakie ewentualnie rzeczy mogla miec przy sobie, typu bizuteria, zegarek, telefon komorkowy czy chociazby pamiatki. Na podstawie tego, co mowilismy, odszukiwali w swoich materialach najbardziej dopasowane do tego opisu cialo ofiary. Pierwszego dnia, w poniedzialek, nie znaleziono zadnego ciala pasujacego do naszego opisu.
Co bylo w kolejnych dniach?
- Drugiego dnia Rosjanie zwiekszyli swa baze danych o opis rzeczy i cala procedura rozpoczela sie od czytania tych opisow. Na tej podstawie typowano worki z rzeczami i przypisanymi do nich numerami, ktore mozna bylo obejrzec. Rosjanie - prawdopodobnie po to, aby oszczedzic nam dosc przykrych przezyc - nie chcieli pokazywac razem wszystkich rzeczy ofiar. Prosze uwierzyc, ze rzeczy te wygladaly okropnie. Wlasciwie trudno bylo je porownac z ubraniami. Byly bardzo zniszczone, ublocone i zakrwawione, nie przypominaly swoich pierwotnych kolorow. Ponadto kiedy rozpakowano przed nami kilka wytypowanych workow, okazalo sie, ze rosyjskie opisy byly bardzo niedokladne. Pokazano nam np. spodnie z lampasami, gdy w opisie nikt o tym nie wspomnial. Po przejrzeniu kilku workow nadal nie bylismy w stanie w zaden sposob przyporzadkowac rzeczy do ciala mojego meza.
Jak w koncu udalo sie zidentyfikowac cialo pana Janusza Kurtyki?
- Maz nie nosil zadnej bizuterii, nie nosil zegarka, zreszta nie mial w ogole w zwyczaju noszenia jakichkolwiek ozdob. Najwyrazniej nie mial tez przy sobie dokumentow, jak to bylo w przypadku niektorych ofiar. Po drugim dniu bylismy zrezygnowani i gotowi na powrot do Polski. Pani minister Ewa Kopacz podczas zebrania okolo polnocy z wtorku na srode zachecala rodziny do pozostania, do kontynuowania identyfikacji za wszelka cene. Ofiarowala tez swoja pomoc. Oznajmila, ze jezeli bedzie trzeba, to bedzie chodzila z rodzinami od zwlok do zwlok, tak by mozna bylo je zidentyfikowac. Powiedziala tez, ze wymusi na Rosjanach, zeby pokazali nam ciala, i wlasciwie dzieki jej perswazji zostalismy jeszcze w Moskwie. W srode pokazano nam zdjecia wszystkich rzeczy ofiar znajdujace sie wreszcie w komputerach. Wytypowane przez nas ubranie udalo sie zidentyfikowac glownie dzieki pomocy polskiego sledczego z Katowic, ktory wykazal sie niesamowita wiedza fachowa. Ogladajac ubranie, wlasciwie niepodobne do niczego, odnalazl w nim tyle szczegolow, ze juz w polowie przegladania bylismy pewni, ze nalezalo ono do meza. Na tej podstawie pozwolono nam obejrzec przypisane do tych rzeczy cialo, ktore bez najmniejszych watpliwosci rozpoznalismy jako cialo meza.
Dlaczego nie udalo sie tego zrobic wczesniej?
- Zainteresowalismy sie tym, dlaczego juz pierwszego dnia nie bylismy w stanie rozpoznac po opisie tak dobrze zachowanego ciala meza. Postaralismy sie wiec o kolejne przejrzenie opisow i wowczas sie okazalo, ze opis ciala rozpoczynal sie od okreslenia: "mezczyzna z jasnymi wlosami". W zwiazku z tym juz na samym poczatku odrzucalismy ten opis. Kiedy zaczelismy dopytywac, okazalo sie, ze jasny kolor wlosow to bylo bloto. Ciala byly opisywane bezposrednio po calej katastrofie, zaraz po wyciagnieciu z samolotu, jeszcze nie umyte. Potem juz nie korygowano tego, byc moze z braku czasu. Przypomne tylko, ze zaraz nastepnego dnia po katastrofie, a wiec niemal natychmiast, spadlismy Rosjanom na glowe. Byc moze wlasnie na skutek tego pospiechu - bo trudno tu posadzac Rosjan o jakakolwiek zla wole - takie rozbieznosci mialy miejsce.
Niektorzy krewni ofiar maja zastrzezenia co do sposobu ich traktowania w Moskwie, okreslajac je np. jako przesluchania. Tak bylo w przypadku corki posla Zbigniewa Wassermanna. Czy Pani tez odczula cos podobnego?
- Mnie i synowi zadawano jedynie standardowe pytania.
Wiedziala Pani, ze w Moskwie byla przeprowadzona sekcja zwlok kazdej ofiary? Czy ktos o tym w ogole informowal, pytal o zgode?
- Nikt nas nie pytal o zgode, a o tym, ze wszystkie ofiary mialy przeprowadzona sekcje zwlok, powiedziala nam minister Kopacz. Dla mnie jako lekarza jest oczywiste, ze w przypadku prowadzenia jakiegokolwiek sledztwa podstawa jest wykonanie sekcji.
Co sie stalo z rzeczami osobistymi Pani meza?
- Odebralam je niedawno w Minsku Mazowieckim. Rzeczy mojego meza byly prawdopodobnie w malym neseserze, ktory wzial ze soba, albo w kieszeniach plaszcza, ktory w samolocie po prostu zdjal. Wsrod rzeczy, jakie mi zwrocono, byly: paszport, dowod osobisty, prawo jazdy, chusteczki higieniczne, guma do zucia, dlugopisy.
A co sie stalo z telefonem czy np. komputerem osobistym meza?
- Telefonu nie otrzymalam. Jak nas poinformowano, telefony ofiar zostaly zabezpieczone do celow sledztwa. Komputera tez nie otrzymalam, zreszta nie wiem, czy maz mial go ze soba.
Czy patrzac na coraz to nowsze doniesienia z miejsca katastrofy o znalezionych fragmentach samolotu, rzeczach osobistych ofiar ma Pani poczucie, ze w trakcie ogledzin tego miejsca rosyjska strona dolozyla wszelkich staran, by czynnosci te wykonac rzetelnie?
- Nie jestem specjalista i trudno mi zajmowac jednoznaczne stanowisko w tej sprawie. Mysle jednak, ze jest to dosc skomplikowana sprawa. Teren, po ktorym zostaly rozrzucone fragmenty samolotu czy rzeczy ofiar, jest bardzo rozlegly - tak nam przynajmniej powiedziano. Podobno rzeczy znajdowano nawet w promieniu 1200 metrow. Sadze jednak, ze obszar katastrofy powinien byc ogrodzony i zabezpieczony. Chocby po to, by odnalezc to, co moze pomoc w wyjasnieniu katastrofy, i ochronic przed osobami, ktore pladrujac w tym miejscu, nie zachowuja sie po ludzku.
Minal juz ponad miesiac od tragedii. Jak wyglada pomoc dla rodzin ofiar deklarowana przez polski rzad?
- Zostaly nam wyplacone: zapomoga w wysokosci 40 tysiecy zlotych i renty zadeklarowane przez rzad dla dzieci ofiar do 25. roku zycia, ktore sie ucza, po 2 tysiace zlotych brutto.
Czego rodziny ofiar smolenskiej katastrofy oczekuja od panstwa? Czego Pani oczekuje?
- Oczekujemy pelnego i rzetelnego wyjasnienia tej katastrofy. Jako rodzina bedziemy walczyc o pelny udzial w sledztwie. Otrzymalam juz status osoby pokrzywdzonej i mysle, ze moi synowie juz wkrotce tez otrzymaja podobne statusy. Jako osobom pokrzywdzonym przysluguja nam pewne prawa i bedziemy sie starali je wyegzekwowac.
Ci, ktorzy dobrze znali Pani meza, podkreslaja, ze byl goracym patriota, czlowiekiem ceniacym prawde. Jednak te wartosci, ktorymi zyl, zjednywaly mu zarowno przyjaciol, jak i wrogow. Jak maz znosil ataki kierowane pod jego adresem?
- Wszystkie ataki, krytyke, zreszta niezasluzona, znosil bardzo zle, choc wcale sie z tym nie obnosil, nie okazywal i w zasadzie nikt o tym nawet nie wiedzial. Tego po prostu nie bylo widac. Jednak bardzo sie tym przejmowal. Tak jest chyba zawsze, kiedy czlowiek odczuwa, ze dotyka go jakas forma niesprawiedliwosci. Wtedy najbardziej boli. Jezeli sie kogos gani czy niszczy za zawinione grzechy, to latwo sie z tym pogodzic. Najbardziej bola zarzuty niesprawiedliwe. Zapewniam, ze mezowi nie bylo z tym latwo...
Mysle, ze wielu Polakow docenialo Janusza jako historyka i jako czlowieka. Wielu bylo takich, ktorzy poszliby za nim w ogien. Byli jednak i tacy, ktorzy go ewidentnie nienawidzili. Tak w zyciu bywa, kiedy sie o cos walczy, kiedy sie plynie pod prad i choc jest nielatwo, to trzeba sie z tym pogodzic.
Czy tragedia pod Katyniem zmienia cos w Polakach?
- Symbolika tych wydarzen jest tak ogromna, ze trudno sie przed nia obronic. Ona przemawia do kazdego z nas i proby jej niszczenia sa z gory skazane na niepowodzenie. Dla mnie byloby wazne, gdyby ta tragedia dokonala zmian w swiatopogladzie, w systemie wartosci ludzi mlodych. Wazne bowiem jest to, jak bedzie myslala nasza mlodziez, ktora zawsze reaguje bardzo intensywnie, bardzo emocjonalnie na wydarzenia. Oby ta cala sytuacja zmusila ich do myslenia o Polsce poprzez pryzmat historii, do poczucia dumy z powodu bycia Polakami, do zastanowienia sie, jaka wartosc ma tozsamosc Narodu. Poprzez te tragedie caly swiat, a szczegolnie zwykli Rosjanie, poznali prawde o Katyniu, prawde, ktora nie bedzie juz nas dluzej dzielic. Szkoda tylko, ze prawda ta zostala okupiona tak wielka ofiara.
Dziekuje za rozmowe.
++++++++++++++++++++++++++
Z mszy pogrzebowej śp. dr. Janusza Kurtyki
- piękne wystąpienie Jego Syna
Zagłoba, pt., 23/04/2010 - 17:36
Media, jak wynika z dostępnych już doniesień z mszy pogrzebowej św. Janusza Kurtyki odprawionej dziś (23 kwietnia) o godz. 13.00, nie dostrzegły że odczytany został na nim doskonały i wielokroć przerywany oklaskami list Jarosława Kaczyńskiego skierowany do rodziny Zmarłego. Zapewne będzie opublikowany więc nie odnosze się do niego. Zwrócę uwagę tylko na to iż mszę świętą odprawił ksiądz kardynał Stanisław Dziwisz w asyscie księdza Kardynała Franciszka Macharskiego.
Ostatnią osobą żegnającą w kościele śp. Janusza Kurtykę, był jego syn Paweł, nie mający chyba jeszcze 20 lat.
Powiedział tak: Dziękuję wszystkim którzy przybyli na pogrzeb mojego Ojca. Swoje słowa kieruję w szczególności do pracowników Instytutu Pamięci Narodowej tak licznie tutaj zgromadzonych. Zmarli nie przemawiają słowami, lecz wiem, że gdyby tu na moim miejscu stał mój Tata, chciałby wam powiedzieć: "dziękuję! Dziękuję za trud mówienia prawdy. Za trud odkłamywania historii, za ciężką i żmudną pracę, jaką trzeba było wykonać i jaka jeszcze pozostała do wykonania". Był bardzo dumny, że wspólnym wysiłkiem udało się stworzyć instytucję wzbudzającą zaufanie społeczne. W domu nasze rozmowy często dotyczyły bieżących problemów politycznych Polski. I jako syn wiem jak bardzo leżało mu na sercu jej dobro. I jaką wagę przywiązywał do odwagi jaką wykazywaliście mówiąc zdecydowanie i bez poprawności politycznej o faktach przeszłości. Gdyby tu stał pewnie powiedziałby jeszcze, że ta wasza praca nie może się zmarnować, i że trzeba skonczyć rozpoczęte dzieło dla dobra ojczyzny i młodego pokolenia. Boże! do Królestwa Twojego przymij duszę mojego Ojca, a naszym życiem pokieruj tak by mógł być z nas dumny. Dziekuję.
Sądzę że samo to wystąpienie syna śp. Janusza Kurtyki jest świadectwem jakim był On dobrym człowiekiem, skoro tak wychował syna.
Zagłoba - blog
-beneficjentom -żałoba -gore
" Sa tacy, również tu, na Salon24.pl, którym przeszkadza stan żałoby; odmawiają prawa do niej, dowodzą, że powinna pośpiesznie wygasać z upływem czasu. Maja pretensje, że to jeszcze, że przecież już upłynał miesiąc, więc ile można nie rozstawać się z kirem. Nie wierząc w mozliwosć nawet żałoby tak dlugotrwałej, bo miesięcznej, upatrują fałszu w przygnębieniu, odbierają jej autentyczność, zarzucają epatowanie nią, choć przecież nawet strój żałobny zgodnie z polska tradycją najbliżsi noszą przez rok.
Jakby już nie mogli wytrzymać, aby nie odczuwając sami nie tylko smutku, ale nawet straty, wymóc na innych zrzucenie szat żałobnych i wejście z nimi w gry i zabawy. Tę postawę zrozumieć można, kiedy sami nie żałując chcieliby spędzać czas w wesołym otoczeniu, a nie w ciszy i skupieniu. Ale nie można zrozumieć, dlaczego odczuwając wesołość, nie potrafią tolerować odmiennych uczuć u innych, którzy doznali straty.
Nie pojmuję, dlaczego fakt trwania kampanii wyborczej ma wymuszać na wszystkich jej uczestnikach i całym społeczeństwie zarzucenie żałoby po tragicznej śmierci Prezydenta RP, z powodu której właśnie te wybory zostały rozpisane. Jak może zapaść nagła amnezja odnośnie przyczyny takiego ich terminu.
Nie rozumiem, dlaczego politycy rządzącego ugrupowania politycznego mają o żałobę pretensje do wszystkich, którzy ją noszą czy odczuwają. Jako osoby odpowiedzialne za Polskę winni wręcz dawać jej przykład obywatelom, a nie ciągle zarzucać im, że poświęcają uwagę smutkowi po śmierci najwyższych władz państwowych, że dopominają się wyjaśnienia przyczyny katastrofy, która ja spowodowała. Powinni okazać co najmniej zrozumienie dla traumatycznego przezycia, jakim była dla wielu obywateli kraju ta nagła strata, nawet, jeśli nie odbierają ich śmierci jako straty osobiście. Na rządzących ciąży obowiązek szacunku wobec racji stanu, pielęgnowania atrybutów państwowości; to przede wszystkim oni powinni dawać swoją żałobą przykład,' również jeśli chcieliby, aby ich podobnie żałowano przy innym zrządzeniu losu.
Tymczasem w obliczu dramatu o niespotykanej w Polsce i na świecie skali, który wydarzył się świeżo, bo co to jest miesiąc (!), politycy rządzącego ugrupowania w coraz bardziej dosadnych słowach krytykują cierpiące społeczeństwo, miotają obelgami - sami lub ustami przedstawicieli zarzucając nie tylko fałsz żałoby, jakby nie było do niej prawdziwego powodu, ale wykpiwając samą ż a ł o b ę.
Czy sądzą sami po sobie?"
http://opinie.nienachalne.salon24.pl/
poniedziałek, 17 maja 2010
s o n d a ż
Głosowanie na prezydenta
Przed głosowaniem lista kandydatów na prezydenta jest ułożona w losowej kolejności. Po zagłosowaniu lista sortuje się wedle sumy głosów i widać na niej kto aktualnie zebrał największą ilość głosów.
Lista prezentuje liczbę niepowtarzających się głosów oddanych z adresów IP i przez zalogowanych użytkowników. Każdy załogowany użytkownik może oddać jeden głos i tylko jeden głos jest zliczany z każdego adresu IP. Głosy po pewnym czasie są usuwane, jeśli nie zostaną odnowione - szczegóły są opisane na stronie "Zasady głosowania".
Jeśli chcesz utajnić głosowanie kliknij w opcję: zaszyfruj połączenie.
Przyjąłem głos na kandydata: Jarosław Kaczyński.