o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

niedziela, 9 maja 2010

prof. Zybertowicz : TUSK




Tusk kapituluje przed służbami
Nasz Dziennik, 8-9 maja 2010, Nr 106 (3732)

Z prof. Andrzejem Zybertowiczem, socjologiem, byłym doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego ds. bezpieczeństwa państwa, rozmawia Mariusz Bober

Czy jako doradca ds. bezpieczeństwa pomagał Pan w przygotowywaniu wizyty śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu?
- Ta kwestia nie leżała w zakresie moich zadań.

Przed kilkoma dniami szef Biura Ochrony Rządu gen. Marian Janicki przyznał, że na lotnisku w Smoleńsku na prezydenta czekało tylko dwóch funkcjonariuszy BOR. Czy w takim razie służby bezpieczeństwa i MON właściwie zabezpieczały wizytę Lecha Kaczyńskiego?
- Nie znam szczegółów technicznych, ale warto spojrzeć na problem ogólniej. Chcąc zrozumieć, na czym polega przewaga starych państw Unii Europejskiej nad nowymi, należy dostrzec, że skupienie uwagi na tym, że są od nas bogatsze, jest błędne. Bogactwo narodów jest zawsze pochodną czegoś innego. Na dłuższą metę u źródeł bogactwa jakiegoś państwa leży sprawność jego instytucji. To, że w jednym samolocie mogło polecieć tyle ważnych dla kraju osób, że z niedawnej serii poważnych katastrof nie wyciągnięto u nas wniosków, jest oznaką niedojrzałości naszego państwa. Podobnie jak występowanie u nas zjawiska określanego jako "diagnoza bez konsekwencji": ważne problemy społeczne są rozpoznawane, mamy rozsądne diagnozy, ale rozwiązania nie są wcielane w życie. To właśnie pochodna niskiej sprawności instytucjonalnej naszego państwa.

Rząd Donalda Tuska nie podjął żadnych działań naprawczych w sektorze służb specjalnych. Na zdjęciu: Paweł Graś, były pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa, i Jacek Cichocki, sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych przy Radzie Ministrów

Co to oznacza w praktyce?
- W wielu sprawach (zwłaszcza tam, gdzie w tle są konflikty interesów) nie wystarcza zdrowy rozsądek. Potrzebne są utrwalone rozwiązania instytucjonalne. Instytucje to reguły gry. Różne grupy społeczne, zaczynając od mediów, poprzez polityków i urzędników państwowych, a kończąc na obywatelach, często na co dzień nie czują potrzeby przestrzegania zasad rozsądku - bo te nie są zapisane w aktach prawnych. By wytworzyć powinności, niezbędne są procedury określające standardy i sankcje za ich łamanie. Nie należy jednak sprawy sprowadzać do dystansu między Polską a krajami, które nie doświadczyły takich kataklizmów cywilizacyjnych jak my (zabory, dwie wojny światowe, dekady komunistycznego "rozwoju"). Zachód miał czas, by instytucje i procedury nabrały dojrzałości i były respektowane. Ale tempo rozwoju wzrosło i nie musimy wszystkiego wymyślać od początku - często wystarczy korzystać z dobrych rozwiązań. Trzeba zrozumieć, dlaczego zaczynając trzecią dekadę niepodległości, cały czas pozostajemy w pułapce "diagnozy bez konsekwencji" - wiedząc o niesprawności naszych instytucji, nie umiemy ich skutecznie reformować.

Jest to więc problem wad narodowych Polaków?
- To jedna z typowych metafor zamykających debatę. Sprowadzanie problemu do wad narodowych jest formą łatwego rozgrzeszenia - tacy już jesteśmy. Lepiej na przykład rozważyć funkcjonowanie grup interesu paraliżujących zdolność państwa do samonaprawy. Państwo polskie na wielu płaszczyznach nie jest przejrzyste nie tylko dla obywateli, ale nawet dla graczy politycznych. Często nie wiadomo, kto wobec kogo jest lojalny. To, iż w ostatnich latach SLD i PSL mają notowania znacznie niższe niż w ubiegłej dekadzie, bierze się m.in. stąd, że gdy ugrupowania postsolidarnościowe wreszcie "rozczytały" faktyczne, a nie tylko formalne reguły gry politycznej, to partie wyrosłe ze starego systemu utraciły przewagę. Jednocześnie jednak ugrupowania postsolidarnościowe wpisały się w chory system walki o władzę i reformowanie gospodarki - najpierw PiS, po wygranej w wyborach parlamentarnych z 2005 r., a potem PO - dwa lata później. Prawo i Sprawiedliwość próbowało zmieniać chory system, mając diagnozy częściowo trafne, a częściowo - nietrafne. Naruszyło przy tym zbyt wiele na raz interesów silnych grup. W efekcie przegrało wybory parlamentarne. Platforma wyciągnęła z tego wniosek (historycy za to surowo ją ocenią): nie robić żadnych poważnych reform, nie drażnić wpływowych sił; skupić się na działaniach wizerunkowych, obliczonych na zachowanie władzy. Dobitnym przykładem jest tu stosunek Donalda Tuska do służb specjalnych i występujących w nich patologii. Trzy miesiące po objęciu władzy, w lutym 2008 r., tak powiedział: "Otóż stwierdzam, że zasób informacji dostarczanych przez służby, niezbędnych dla premiera i prezydenta, jest po prostu bardzo ubogi. Mógłbym natomiast już dziś napisać książkę, jakie klany walczą ze sobą wewnątrz poszczególnych służb. Odnoszę przygnębiające wrażenie, że bardzo wielu oficerów służb specjalnych to są prywatne armie byłego szefa, aktualnego szefa czy przyszłego szefa i zajmują się głównie intrygami. Na razie płk Reszka przygotowuje raport na temat kontrwywiadu, a minister Ananicz opracuje koncepcję, co powinno się stać z Agencją Wywiadu, i dopiero wówczas przyjdzie czas na decyzje" ("Polityka", 12 lutego 2008 r.).
Dzisiaj wiemy, że przez ostatnie dwa lata decyzji nie było. Proszę sobie uświadomić, co to zaniechanie naprawdę znaczy. W trzy miesiące po objęciu władzy premier stwierdza niską sprawność służb tajnych w Polsce, ujawnia obecność poważnych patologii. I co robi przez dwa lata swoich rządów? Nie tylko nie podejmuje reformy służb, nawet nie ustanawia koordynatora posiadającego istotne uprawnienia. Skąd taka postawa? Nasuwa się przypuszczenie, iż premier Tusk uznał, że środowisko służb jest zbyt silne, by opłacało się naruszać jego interesy. Lepsze służby kiepskie i intrygujące, ale przyjazne dla rządzącej ekipy.

A może po prostu PO widzi całkiem inaczej swoją rolę, np. tak, jak wyraził to kilka tygodni temu przewodniczący Klubu Parlamentarnego PO Grzegorz Schetyna, że partia ta jest po to, by nie dopuścić PiS do władzy...
- To jest wymówka. Zadaniem polityka jest rozwiązywać podstawowe problemy obywateli, włącznie z kwestiami bezpieczeństwa państwa. Odpowiadają za to m.in. służby specjalne. Jeśli więc premier wiedział, że są niesprawne, jego obowiązkiem było podjęcie działań naprawczych. Tymczasem Donald Tusk zaniedbał obowiązek interwencji w ważnym sektorze bezpieczeństwa państwa. Wiele wskazuje na to, iż postąpił tak dlatego, by nie narażać się wpływowym, działającym w sposób skryty, grupom interesów związanych ze środowiskiem służb. Jeśli tak jest, oznacza to, że PO nie jest zdolna do reformy państwa polskiego. Nie zrozumiemy tego, co się w Polsce dzieje, bez wzięcia pod uwagę grup interesów, które premierowi rządu RP wydają się tak potężne, że polityk dysponujący ogromnym kapitałem zaufania obywateli uważa, że i tak jest za słaby, żeby podjąć reformę, choćby tylko w obszarze służb specjalnych.

A wracając do smoleńskiej tragedii - sposób działania służb specjalnych, które powinny zapewnić bezpieczeństwo prezydentowi także podczas tego lotu z 10 kwietnia, był nieodpowiedni?
- Przywołam jeszcze raz wypowiedź premiera - jeśli w środowisku służb specjalnych jest nastawienie nie na zapewnienie bezpieczeństwa państwa, czyli wykonywanie zadań ustawowych, ale na walki klanów, jasne jest, że zaniedbania będą się mnożyć. W sensie politycznym szef rządu jest odpowiedzialny za zaniedbania o charakterze strukturalnym - to on bowiem przez swoje zaniechania do całego aparatu rządowego wysyłał sygnał, by nie podejmować trudnych decyzji. A za system odpowiada ten, który ma wszystkie nici w swoim ręku. Premier nie może się tłumaczyć, jak wcześniej to robił, że nie dokonywał reform, bo blokował je śp. prezydent Lech Kaczyński. Donald Tusk bowiem żadnego projektu reformy służb nie przedstawił.

Po katastrofie pod Katyniem widoczny jest zwrot nastrojów społecznych i surowa krytyka mediów. W ubiegłym roku powiedział Pan w rozmowie z "Naszym Dziennikiem", że: "Być może potrzebny byłby zwrot akcji na miarę afery Rywina, by Polacy uświadomili sobie, że są manipulowani". Czy ostatnia tragedia choć trochę to odkryła?
- W obu przypadkach nastąpiło odsłonięcie. W przypadku afery Lwa Rywina wyborcom ukazano część kulis gry polityczno-gospodarczej - niektóre jej reguły stały się widoczne. Pokazano, że główni aktorzy świata polityki i biznesu nie działają na rzecz dobra wspólnego, a jedynie toczą wyścig o władzę i bogactwo. Z kolei czas żałoby, który nastąpił po katastrofie smoleńskiej, uświadomił wyborcom kreacyjną i deformującą władzę mediów. Dostrzegliśmy, jak selektywnie i nieuczciwie media potrafiły przekazać Polakom skrzywiony obraz prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jego rodziny i jego polityki. Po ujawnieniu afery Rywina nastąpiła społeczna edukacja co do faktycznych mechanizmów polityki, zaś czas żałoby to był odwrócony pokaz tego, co media potrafią zrobić z naszą wyobraźnią. To podobieństwa, ale są też nie mniej istotne różnice między tymi sytuacjami.
Wymiar poznawczej odsłony jest podobny, ale pole interesów grupowych odmienne. Przy aferze Rywina odsłonięcie części prawdy o polityce było możliwe dzięki mediom - myślę, że dlatego, iż część właścicieli mediów miała wówczas interes, by pokazać machinacje polityków, głównie ze środowiska SLD. W dniach skupienia po katastrofie smoleńskiej obywatelom odsłonił się inny fragment rzeczywistości: siła mediów w kreowaniu sztucznej rzeczywistości. Problem w tym, że tym razem ta sztuczna rzeczywistość (fałszywy obraz prezydenta RP) został wykreowany przez polityków idących ręka w rękę z mediami. Media niechętnie uczestniczą w odsłanianiu prawdy na swój temat. Stąd polityczna przemiana jest znacznie trudniejsza. Wtedy odsłonięcie gier środowiska Rywina było na rękę ważnym grupom medialnych interesów. A dzisiaj komu na rękę jest utrwalenie prawdy o wspólnocie interesów wielkich mediów z rządzącymi?

Czy zatem tragedia katyńska nie wymusi pozytywnych zmian w naszej polityce?
- Przyniesie je tylko wtedy, gdy zmobilizujemy się jako obywatele. Afera Rywina uświadomiła ludziom manipulacyjne wymiary polityki. Ale sama gra Rywina z Adamem Michnikiem mogła być postrzegana jako coś odległego, co toczy się w życiu elit, bez bezpośredniego wpływu na zwykłych obywateli. Tragedia smoleńska to zwrot innego kalibru. Zginął prezydent RP, na dodatek okazało się, że to NASZ prezydent, bo wreszcie media ukazały jego prawdziwe oblicze; podobnie ludzie zobaczyli Pierwszą Damę, jakiej wcześniej im nie ujawniano. Zginęło wiele innych wspaniałych osób, patriotów. Poczuliśmy namacalną stratę. Okazało się, że Polacy mogą być razem, że oddolny impuls społeczny zaskoczył media i był w stanie przekroczyć (choć na razie na krótko) manipulacje mediów. Jednak jeśli szansa nowego otwarcia ma się spełnić, potrzebny jest ruch obywatelski - tworzenie tkanki społecznego poparcia dla wypełnienia testamentu Lecha Kaczyńskiego dla budowania państwa, które jest sprawne i nasze. Na eksponowaniu afery Rywina zależało wtedy potężnym graczom - obywatele byli tylko widzami. Dzisiaj zwrot nastąpi tylko pod warunkiem oddolnej obywatelskiej, patriotycznej mobilizacji.

Dziękuję za rozmowę.

źródło :
http://obnie.info/Joomla/index.php?option=com_content&view=article&id=1000:sluzby-tusk-zybertowicz&catid=96:sluzby&Itemid=27

Brak komentarzy: