o * H e r o i z m i e

Isten, a*ldd meg a Magyart
Patron strony

Zniewolenie jest ceną jaką trzeba płacić za nieznajomość prawdy lub za brak odwagi w jej głoszeniu.* * *

Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków * * *


* "W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie." - Adam Jerzy książę Czartoryski, w. XIX.


*************************

WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
40 mln d z i e n n i e

50%
Dlaczego uważasz, że t a c y nie mieliby cię okłamywać?

W III RP trwa noc zakłamania, obłudy i zgody na wszelkie postacie krzywdy, zbrodni i bluźnierstw. Rządzi państwem zwanym III RP rozbójnicza banda złoczyńców tym różniących się od rządców PRL, iż udają katolików

Ks. Stanisław Małkowski

* * * * * * * * *

wtorek, 21 sierpnia 2012

"Na świętego dygdy, co go nima nigdy.."

Kie­dy już głup­cy prze­jrzą na oczy…  

Warszawska Gazeta naglowek




Gazeta Warszawska
     An­to­ni Ma­riań­ski    pią­tek, 18 ma­ja 2012 07:32

Do na­pi­sa­nia te­go fe­lie­to­nu za­chę­ci­ły mnie, a mo­że spro­wo­ko­wa­ły, dwa pi­sma. Jed­no z nich to „Na­sze Sło­wo” nr 18(2856) z 29 kwiet­nia 2012 r. A dru­gie to pro­gram spek­ta­klu „Bal­la­da o Wo­ły­niu” wy­sta­wia­ne­go wy­łącz­nie na żą­da­nie kon­kret­nych wi­dzów. Ale od po­cząt­ku.


Pra­wie w ca­ło­ści „Na­sze Sło­wo” po­świę­ca swo­je ła­my te­ma­ty­ce do­ty­czą­cej ope­ra­cji „Wi­sła”. Gdy­by to stre­ścić do jed­ne­go lub kil­ku zdań, to moż­na by po­wie­dzieć, że naj­więk­szą zbrod­nią w ca­łej dru­giej woj­nie świa­to­wej by­ła wła­śnie ope­ra­cja „Wi­sła”. Zbrod­nia do­ko­na­na przez ko­mu­ni­stycz­ną Pol­skę już po woj­nie. Wpraw­dzie bez­po­śred­nim wi­no­waj­cą zbrod­ni by­ła ko­mu­ni­stycz­na Ro­sja, ale ko­mu­ni­stycz­na Pol­ska wca­le się od te­go nie od­cię­ła.

Po­mię­dzy „tra­ge­dią wo­łyń­ską” i ope­ra­cją „Wi­sła” jest wy­raź­na lu­ka. Nic się nie dzie­je. Moż­na się tyl­ko do­my­ślać, że stro­na ukra­iń­ska by­ła sprzy­mie­rzeń­cem Pol­ski, że sa­ma mu­sia­ła pro­wa­dzić woj­nę z So­wie­ta­mi. Ja bym po­twier­dził tyl­ko to, że fak­tycz­nie by­ła „tra­ge­dia wo­łyń­ska”. Tyl­ko ze swo­jej stro­ny do­dał­bym, tak dla in­for­ma­cji za­in­te­re­so­wa­nych, że po Wo­ły­niu by­ło jesz­cze Po­do­le, Lu­belsz­czy­zna, Biesz­cza­dy. Ale to tyl­ko in­for­ma­cja dla nie­świa­do­mych. Ope­ra­cja „Wi­sła” to tra­ge­dia 140 ty­się­cy lu­dzi, dzi­siaj ży­ją­cych i miesz­ka­ją­cych w Pol­sce.

Dru­ga spra­wa, ja­ka mnie zmu­si­ła do pi­sa­nia na ten te­mat, to pro­gram spek­ta­klu „Bal­la­da o Wo­ły­niu”, przed­sta­wio­ne­go przez „Te­atr Nie Te­raz” z Tar­no­wa pod dy­rek­cją To­ma­sza Ża­ka. Pro­gram otrzy­ma­łem od au­to­ra książ­ki „Skra­wek Pie­kła na Po­do­lu”, pa­na Su­li­mi­ra Sta­ni­sła­wa Żu­ka. Co w tym pro­gra­mie jest cie­ka­we­go, że po­rów­na­łem go lub prze­ciw­sta­wi­łem ta­kie­mu wy­da­rze­niu, jak ope­ra­cja „Wi­sła”? Jest to mi­nia­tu­ro­wa bro­szur­ka o sztyw­nych okład­kach z za­war­to­ścią dzie­wię­ciu kar­tek ze­szy­to­wych. Na kart­kach jest sześć nic nie mó­wią­cych fo­to­gra­fii. Sześć ni­by pod­pi­sów o cha­rak­te­rze scep­tycz­nych py­tań oraz kil­ka cy­ta­tów Zo­fii Kos­sak Szczuc­kiej, wy­ję­tych z „Po­żo­gi”, cy­tat Wik­to­ra Po­lisz­czu­ka wy­ję­ty z „Gorz­kiej Praw­dy”, wier­szyk Krzysz­to­fa Koł­tu­na, cy­tat Uła­sa Sam­czu­ka – pi­sa­ny w 1938 ro­ku, kil­ka zdań Ewy Sie­masz­ko, kil­ka zdań
ks. Ta­de­usza Isa­ko­wi­cza-Za­le­skie­go oraz na czte­rech stro­nach drob­niut­kim drucz­kiem set­ki na­zwisk dzie­ci za­mor­do­wa­nych przez na­cjo­na­li­stów ukra­iń­skich. Wszyst­ko czy­ta­ne od­dziel­nie nic nie zna­czy. Zdję­cia jak in­ne, nic nie mó­wią­ce, pod­pi­sy dwu­znacz­ne. Do­pie­ro po zło­że­niu ca­ło­ści, czy­ta­nie te­go, mo­gę za­ry­zy­ko­wać twier­dze­nie, po­wo­du­je szok u czy­ta­ją­ce­go. Tych dzie­więć czar­nych kar­tek to stresz­cze­nie wie­lu prac na­uko­wych i nie tyl­ko. To ob­raz strasz­li­we­go lu­do­bój­stwa do­ko­na­ne­go przez na­cjo­na­li­stów ukra­iń­skich na Kre­sach Wschod­nich. Ja zaj­mę się tyl­ko jed­ną ro­dzi­ną z pro­gra­mu spek­ta­klu. Tak się zło­ży­ło, że jed­no ze zdjęć, jest zdję­ciem, któ­re swe­go cza­su da­łem pań­stwu Sie­masz­kom, w cza­sie, kie­dy opra­co­wy­wa­li swo­je wie­ko­pom­ne dzie­ło „Lu­do­bój­stwo…” Na zdję­ciu jest sie­dem osób z ośmio­oso­bo­wej ro­dzi­ny pań­stwa Sta­ni­sła­wa i Le­on­ty­ny Wa­da­sów z Ła­no­wiec ko­ło Krze­mień­ca. Sie­dem z tych osób nie do­cze­ka­ło Ope­ra­cji „Wi­sła” Je­den z chłop­ców oca­lał. Nie by­ło go w tym cza­sie w do­mu. Naj­star­szy (brak go na zdję­ciu) to Sta­ni­sław Wa­das, le­gio­ni­sta, do­bry zna­jo­my Ry­dza-Śmi­głe­go, zaj­mo­wał się han­dlem. Miał sklep z tra­fi­ką. Le­on­ty­na Wa­das – żo­na Sta­ni­sła­wa – zaj­mo­wa­ła się tyl­ko ro­dzi­ną. Uro­dzi­ła sze­ścio­ro dzie­ci. Ja­ko zna­jo­mi Ry­dza-Śmi­głe­go, po­pro­si­li mar­szał­ka, aby się zgo­dził być chrzest­nym naj­młod­sze­go sy­na. Zgo­dził się.

Pań­stwo Wa­da­so­wie cie­szy­li się do­brą opi­nią w Ła­now­cach. Woj­na zbu­rzy­ła ca­ły spo­kój lu­dzi. Oku­pan­ci so­wiec­cy od ra­zu wy­zna­czy­li ich do wy­wóz­ki na Sy­bir. Jed­nak zna­jo­my Żyd, bę­dą­cy na usłu­gach So­wie­tów, kar­to­te­kę Wa­da­sów al­bo kładł na koń­cu, al­bo od­kła­dał. Nie wy­je­cha­li, mi­mo że Wa­das był kie­dyś le­gio­ni­stą.

Woj­na so­wiec­ko-nie­miec­ka. Niem­cy szyb­ko za­ję­li te­re­ny daw­nej Pol­ski. Po agre­sji nie­miec­kiej Ukra­iń­com wy­ro­sły ro­gi. Za­czę­ła się rzeź Po­la­ków. Do Ła­no­wiec wkro­czy­li bul­bow­cy. Uję­li w ko­ście­le trzy pol­skie ro­dzi­ny i wszyst­kich w okrut­ny spo­sób wy­mor­do­wa­li. Naj­star­szy z Wa­da­sów, Sta­ni­sław, był też wów­czas w ko­ście­le, ale ja­koś uda­ło mu się ukryć za ja­ki­miś drzwia­mi. Sły­szał krzy­ki mor­do­wa­nych. Po­mo­cy nie mógł udzie­lić, bo by i sam zgi­nął. Za­mor­do­wa­nych wrzu­co­no do głę­bo­kiej stud­ni. Ban­dy­ci ukra­iń­scy wzię­li kosz­tow­niej­sze rze­czy z ko­ścio­ła i po­szli. Oca­lał Sta­ni­sław Wa­das i naj­star­szy syn Je­rzy. Je­rze­go po pro­stu nie by­ło w do­mu. Był za­trud­nio­ny w ja­kimś przed­się­bior­stwie nie­miec­kim. To go zwol­ni­ło z wy­wóz­ki na ro­bo­ty do Nie­miec. W przed­się­bior­stwie tym był sko­sza­ro­wa­ny. Nie mógł opusz­czać miej­sca ko­szar. W cza­sie be­to­no­wa­nia ja­kie­goś bun­kra, czy coś w tym ro­dza­ju, ktoś z pod­zie­mia, też ro­bot­nik, w be­ton wło­żył coś, co przy eks­plo­ata­cji mu­sia­ło­by spo­wo­do­wać awa­rię bun­kra. Niem­cy wy­kry­li ten sa­bo­taż. Wia­do­mo, wy­rok mógł być tyl­ko je­den. Wszyst­kich roz­strze­lać. Usta­wi­li pod ścia­ną ska­zań­ców, usta­wi­li też ka­ra­bi­ny ma­szy­no­we. Jed­na czy dwie se­rie i wszy­scy le­że­li za­krwa­wie­ni. Ju­rek Wa­das rów­nież. Na­stęp­nie za­ła­do­wa­li wszyst­kie tru­py na sa­mo­chód i wy­wieź­li je do la­su, by tam za­ko­pać ofia­ry. Od ra­zu nie za­ko­pa­li. No­cą Ju­rek oprzy­tom­niał. Nie był na­wet ran­ny. Wy­szedł spod tru­pów, po­szedł do ja­kiejś Ukra­in­ki, ob­mył się i skie­ro­wał się do do­mu. Tam do­pie­ro do­wie­dział się o wszyst­kim, co się sta­ło z je­go ro­dzi­ną. Ner­wy Jur­ka nie wy­trzy­ma­ły wia­do­mo­ści. Coś pę­kło w sys­te­mie ner­wo­wym i sta­ło się. Stra­cił mo­wę. Za­czął się ją­kać do te­go stop­nia, że nie moż­na by­ło usły­szeć ani jed­ne­go nor­mal­nie wy­po­wie­dzia­ne­go sło­wa. Mi­mo cho­ro­by chciał wy­do­być ze stud­ni cia­ła swo­ich naj­bliż­szych. Po­ma­ga­li mu w tym So­wie­ci (by­ło to już po dru­gim wej­ściu So­wie­tów na te­re­ny daw­nej Pol­ski). Nie­ste­ty, bez­sku­tecz­nie. Głę­bo­ka stud­nia, nie­bez­piecz­nie. Wi­dząc po­szu­ki­wa­czy ciał ktoś z Ukra­iń­ców za­sy­pał stud­nię, rów­na­jąc ją z zie­mią. Dzi­siaj nie ma na­wet śla­du, gdzie by­ła stud­nia. Jest to grób kil­ku­na­stu osób za­mor­do­wa­nych przez ban­dy UPA. Grób bez krzy­ża, bez naj­mniej­szej na­wet ta­blicz­ki. Ot, po pro­stu nie ma śla­du po lu­dziach.

Je­rzy jesz­cze dwu­krot­nie prze­ży­wał wła­sną śmierć. Raz chwy­ci­li go ban­de­row­cy, wrzu­ci­li go do piw­ni­cy i po­sta­wi­li war­tow­ni­ka, by go pil­no­wał. Nie za­bi­ja­li od ra­zu. Był wie­czór. Chcie­li w dzień urzą­dzić so­bie za­ba­wę, by ła­twiej by­ło mu umie­rać. W pew­nym mo­men­cie za­chcia­ło się Je­rze­mu ja­kiejś czyn­no­ści fi­zjo­lo­gicz­nej. Że­by nie prze­by­wać w po­wie­trzu za­nie­czysz­czo­nym przez ska­zań­ca, war­tow­nik wy­pro­wa­dził Jur­ka na po­dwór­ko. W tym cza­sie padł ja­kiś nie­zna­ny strzał. War­tow­nik się od­wró­cił, a Je­rzy tę je­dy­ną chwi­lę po­sta­no­wił wy­ko­rzy­stać. Był mło­dy i zdro­wy. Dał dłu­gie­go su­sa i war­tow­nik na­wet się nie spo­strzegł, a Je­rzy był już dość da­le­ko. Strzał je­den dru­gi był nie­cel­ny. Jur­ko­wi uda­ło się zbiec. Był oca­lo­ny.

I jesz­cze jed­no wy­da­rze­nie. Je­rzy za­cho­ro­wał ob­łoż­nie. Mu­siał pójść do szpi­ta­la. Któ­re­goś dnia Niem­cy do­wie­dzie­li się, że w szpi­ta­lu są ban­de­row­cy. Za­czę­li od ra­zu za­bi­jać mło­dych, cho­rych, lu­dzi, nie py­ta­jąc ni­ko­go o zda­nie. Do­szli do sa­li, w któ­rej był Ju­rek. Na ich wi­dok Ju­rek prze­że­gnał się wie­dząc, że to już ko­niec. I ten znak krzy­ża ura­to­wał go i in­nych z tej sa­li. Nie­miec zo­ba­czyw­szy ka­to­li­ka, krzyk­nął: ten nie! To ka­to­lik! Wszy­scy z tej sa­li oca­le­li.

A co by­ło z oj­cem za­mor­do­wa­nych i ży­ją­ce­go Je­rze­go? Nie mógł dłu­żej prze­by­wać w Ła­now­cach. Zna­li go prze­cież wszy­scy. Po­szedł więc do Krze­mień­ca tam szu­kać schro­nie­nia. Nie do­szedł. Chwy­ci­li go po dro­dze ban­de­row­cy i tam za­mor­do­wa­li. Cia­ło zo­sta­wi­li na miej­scu zbrod­ni. Po kil­ku dniach ktoś z do­brych Ukra­iń­ców zna­lazł go i po­grze­bał na po­bli­skim cmen­ta­rzu. Dzi­siaj nie ma na­wet śla­du po tym miej­scu.

Ju­rek jesz­cze przez pe­wien czas ukry­wał się u do­brych Ukra­iń­ców. Wi­dy­wał Ukra­in­ki ubra­ne w su­kien­ki mat­ki. Mógł tyl­ko po­pa­trzeć, wes­tchnąć i cza­sa­mi za­pła­kać. Kie­dy przy­je­chał do Pol­ski? Nie wiem. Ukoń­czył Po­li­tech­ni­kę Gli­wic­ką. Pra­co­wał ra­zem ze mną Umarł w lu­tym 1993 ro­ku. Cho­ro­ba go zmo­gła w pierw­szym ro­ku eme­ry­tu­ry. Za­cny, szla­chet­ny, czło­wiek. Brak mi ta­kie­go ko­le­gi…
To wszyst­ko tak dla rów­no­wa­gi. Set­ki za­mor­do­wa­nych dzie­ci we­dług „Na­sze­go Sło­wa” nic nie zna­czą wo­bec prze­sie­dle­nia Ukra­iń­ców. Wy­star­czy po­pa­trzyć na za­łą­czo­ną fo­to­gra­fię. Z kim „wal­czy­li” ban­de­row­cy? Z dzieć­mi. Kim są ci, któ­rzy dzi­siaj chcą od­wró­cić fak­ty, chcą od­wró­cić hi­sto­rię? Czy to nie prze­ra­ża? Ileż to by­ło lu­do­bójstw? I cią­gle im ma­ło.


„BAL­LA­DA O WO­ŁY­NIU”
Ju­rek Wa­das opo­wia­da­jąc o tra­ge­dii swo­jej ro­dzi­ny, co pe­wien czas prze­ry­wał wspo­mnie­nia i wzdy­chał pra­wie z pła­czem, nie py­ta­jąc, czy go ktoś słu­cha, czy nie, jak oj­ciec prze­ży­wał, co oj­ciec czuł, sły­sząc prze­raź­li­we krzy­ki mor­do­wa­nych dzie­ci, żo­ny, a był w od­le­gło­ści za­le­d­wie kil­ka me­trów od nich, za ja­ki­miś drzwia­mi w ko­ście­le? Cza­sa­mi Jur­ka trze­ba by­ło po pro­stu szturch­nąć, by się ock­nął w swo­im prze­my­śla­niu. Mó­wio­no mu: daj spo­kój, nic nie po­ra­dzisz.
Dwa ra­zy oglą­da­łem w te­le­wi­zji „TRWAM” spek­takl „Bal­la­da o Wo­ły­niu”. W cza­sie dru­gie­go oglą­da­nia zo­ba­czy­łem znacz­nie wię­cej i bar­dziej tra­gicz­ne wy­da­rze­nia, cho­ciaż nie moż­na so­bie wy­obra­zić cze­goś bar­dziej strasz­ne­go.

Bal­la­da o Wo­ły­niu to dwa róż­ne świa­ty. Świat praw­dzi­wy, tra­gicz­ny, z cza­sów II woj­ny świa­to­wej i świat dru­gi, dzi­siej­szy, za­kła­ma­ny cho­ciaż „po­praw­ny” po­li­tycz­nie.
Ju­rek Wa­das po pięć­dzie­się­ciu la­tach śmierć swo­ich bli­skich prze­ży­wał tak, jak­by to by­ło wczo­raj. Ja na­to­miast, po pra­wie sie­dem­dzie­się­ciu la­tach prze­ży­wam to w dwo­ja­ki spo­sób: po pierw­sze sa­mo mor­der­stwo, bo te­go nie da się za­po­mnieć ni­g­dy i sa­mo prze­ży­wa­nie, któ­re cią­gle wra­ca, słu­cha­jąc po­praw­ne­go wy­mia­ru spra­wie­dli­wo­ści, któ­ry ro­bi wszyst­ko, aby wy­ma­zać z pa­mię­ci te tra­gicz­ne kar­ty hi­sto­rii i po­praw­nych wład­ców, któ­rzy na­wet żą­da­ją za­po­mnie­nia lub wy­kre­śle­nia z hi­sto­rii w ogó­le tam­te dzie­je.

Przy­glą­da­jąc się spek­ta­klo­wi, sta­wa­łem się mło­dym chłop­cem, za­po­mi­na­jąc o tym, że to się dzia­ło 70 lat te­mu. Że pa­nie, któ­re opo­wia­da­ły, to au­ten­tycz­ne oso­by z tam­tych cza­sów i opo­wia­da­ją ak­tu­al­ne au­ten­tycz­ne wy­da­rze­nia. Wra­że­nie ro­bi­ły na­wet dum­ki i śpiew­ki. Ja to kie­dyś śpie­wa­łem i śpie­wa­łem dzi­siaj ra­zem ze śpie­wacz­ka­mi na ekra­nie te­le­wi­zyj­nym. Opo­wie­ści
i śpiew­ki prze­nio­sły mnie do lat mło­dzień­czych wprost do praw­dzi­we­go dzie­ciń­stwa. Mi­mo te­go w tych śpiew­kach wy­czu­wa­łem ja­kiś ból, ja­kieś kłu­cie do­cho­dzą­ce do szpi­ku ko­ści. Po­nad­to słu­cha­jąc mo­no­lo­gów po­sta­ci spek­ta­klu na­tych­miast utoż­sa­mia­łem się z ich oso­bo­wo­ścia­mi.

Przy­stę­pu­jąc do pi­sa­nia ni­niej­sze­go fe­lie­to­nu, moc­no utwier­dza­łem się w prze­ko­na­niu, że nie bę­dzie to re­cen­zja, bo­wiem do pi­sa­nia re­cen­zji trze­ba mieć od­po­wied­nie przy­go­to­wa­nie i li­te­rac­kie i dra­ma­tur­gicz­ne. Do wspo­mnień wy­star­czą fak­ty, su­che fak­ty, tym bar­dziej war­to­ścio­we mo­gą być te wspo­mnie­nia, któ­re do­star­czył, przy­po­mniał mi, au­ten­tycz­ny Te­atr Nie Te­raz. A ja za­pi­sa­łem tyl­ko wła­sne wspo­mnie­nia, bo­wiem to, co zo­ba­czy­łem i to, co usły­sza­łem po­twier­dzi­ły tyl­ko cząst­kę mo­je­go ży­cia.

Dzi­siaj na nic mi się zda­ją or­dy­nar­ne kłam­stwa I.I., G.M., J.P., P.T., M.C. i wie­lu in­nych, któ­rzy nie ma­ją zie­lo­ne­go po­ję­cia co się w tam­tych la­tach dzia­ło w Ma­ło­pol­sce Po­łu­dnio­wo-Wschod­niej II Rze­czy­po­spo­li­tej.

Na nic zda­ją się na­iw­ne py­ta­nia: „czy ktoś mo­że po­twier­dzić to, co pa­ni mó­wi? Mu­szą być ja­kieś do­wo­dy”. „Nie ży­ją? To mo­że po­wie­dzieć każ­dy” (cy­ta­ty z pro­gra­mu spek­ta­klu „Bal­la­da o Wo­ły­niu”). Tu się mie­ści chy­ba wszyst­ko co nas bo­li. Praw­da po­szła do gro­bu (200 ty­się­cy do­wo­dów) wraz z jej gło­si­cie­la­mi. Dzi­siaj da­ję się wia­rę lu­dziom, któ­rzy są pod wpły­wem pro­pa­gan­dy. Nie da­je się wia­ry tym, któ­rzy to prze­ży­li. Oni mu­szą to po­twier­dzić do­wo­da­mi. Pro­pa­gan­dzi­stom wy­star­czy tyl­ko po­twier­dze­nie za­sły­sza­nych słów, na­wet zło­żo­nych bez przy­się­gi. Jesz­cze raz za­dam py­ta­nie wy­żej wy­mie­nio­nym z na­zwi­ska oso­bom: Kto z nich był na Kre­sach Wschod­nich w la­tach 1943-1944? Ten kto nie był, po­wi­nien za­cho­wać przy­naj­mniej peł­ne mil­cze­nie. Ja by­łem. Pa­mięć mam do­brą. Zresz­tą, czy to moż­na za­po­mnieć, jak ci wy­żej wy­mie­nie­ni chcie­li­by ode mnie? Żad­ne do­wo­dy, przy­się­gi zło­żo­ne przed są­dem, nie za­spo­ko­ją pro­pa­gan­dy­stów, bo nie­do­wiar­stwo to zbyt po­chleb­ne sło­wo, by je sto­so­wać u wiel­bi­cie­li kłamstw.

Dzi­siaj w Prze­my­ślu trwa­ją ob­ra­dy w ra­mach kon­gre­su mniej­szo­ści ukra­iń­skiej, zor­ga­ni­zo­wa­ne­go z oka­zji 65 rocz­ni­cy ope­ra­cji „Wi­sła”. Uczest­ni­czą w nim na­wet ta­cy, któ­rym tę­sk­no za tym co by­ło w cza­sach lu­do­bój­stwa. Prze­rwa w roz­le­wie krwi to naj­więk­sza „tra­ge­dia” ope­ra­cji „Wi­sła”. Chcia­ło­by się jesz­cze po­wal­czyć, a tu nie moż­na. Po pro­stu brak przy­ja­zne­go za­ple­cza. Ta­ką to krzyw­dę wy­rzą­dzi­ła ta ope­ra­cja. Wy­star­czy po­czy­tać uchwa­łę Świa­to­we­go Kon­gre­su z 22 czerw­ca 1990 ro­ku, w któ­rym uczest­ni­czył je­den z uczest­ni­ków Zjaz­du, aby stwier­dzić, o co nie­któ­rym uczest­ni­kom świę­to­wa­nia tak na­praw­dę cho­dzi.
A co się dzie­je w ofi­cjal­nej Pol­sce? Nic. Spo­kój. Na­wet „kon­flik­tu” pol­sko-ukra­iń­skie­go nie by­ło. Ten bło­gi spo­kój za­kłó­ci­ła Te­le­wi­zja „TRWAM”. 29 kwiet­nia o go­dzi­nie 13:35 wy­świe­tli­ła film pod ty­tu­łem „Bal­la­da o Wo­ły­niu”, po­ka­zu­jąc gro­zę i praw­dę tam­tych cza­sów. Te­le­wi­zja „TRWAM” film ten po­wtó­rzy­ła na­stęp­ne­go dnia. Dzię­ku­ję te­le­wi­zji „TRWAM”, że po sie­dem­dzie­się­ciu la­tach mil­cze­nia i wro­giej po pro­stu pro­pa­gan­dzie, moż­na by­ło w pu­blicz­nym środ­ku prze­ka­zu, zo­ba­czyć frag­ment praw­dy. Tej rze­tel­nej praw­dy i tej wprost – ży­wej pro­pa­gan­dy.

Wiem, że po­ja­wią się gło­sy: jak moż­na za­kłó­cać ofi­cjal­ne ob­cho­dy mniej­szo­ści na­ro­do­wej? A no, od­po­wiedź sa­ma przy­cho­dzi. Tak sa­mo jak pięć lat te­mu za­kłó­ca­no ob­cho­dy 65-le­cia apo­geum lu­do­bój­stwa na Kre­sach Wschod­nich. Z tą tyl­ko róż­ni­cą, że dzi­siaj był wy­świe­tlo­ny po­waż­ny film, a wów­czas urzą­dzo­no fe­sti­wal pie­śni i tań­ca w So­po­cie, po pro­stu urzą­dzo­no so­bie mniej­szo­ścio­wą za­ba­wę, w któ­rej uczest­ni­czył ów­cze­sny Pre­zy­dent Rze­czy­po­spo­li­tej.

Po obej­rze­niu „Bal­la­dy o Wo­ły­niu”, chcia­ło­by się za­śpie­wać:
– Ro­sła ka­li­na z li­ściem sze­ro­kim nad, w mo­drym ga­ju, ro­sła po­to­kiem…
– U su­si­da cha­ta bi­ła, u su­si­da żin­ka mi­ła,
a u me­ne sy­ro­tyń­ki ne ma cha­ty szcza­stia żin­ki…

Chcia­ło­by się też przy­po­mnieć frag­men­ty li­stu z wier­szem Dmy­tra Pa­trycz­ka:
„… Na stro­nie 69 książ­ki W. Po­lisz­czu­ka jest in­for­ma­cja: „Znisz­czo­no lac­kie osie­dle Wi­tol­dów­ka”… I fak­tycz­nie za­mor­do­wa­no tam trzy ko­bie­ty i pa­na Cie­cier­skie­go (czło­wie­ka ułom­ne­go). Po pro­stu przy­wią­za­li go do drze­wa i sie­kie­rą od­rą­ba­li mu garb. To za­le­d­wie dwa ki­lo­me­try ode mnie (…).

W tym sa­mym dniu we wsi Der­mań wszyst­kich zła­pa­nych Po­la­ków, oko­ło 150, wrzu­co­no żyw­cem do stud­ni gło­wa­mi w dół. Przed wrzu­ce­niem do stud­ni wy­dłu­ba­no ofia­rom oczy. A oto wier­szyk:

Bu­desz Ukra­ino
Do­who pa­mia­ta­ty…
Wy­ko­łe­ny oczy,
Oczy zo­ria­ny­ci,
Bu­desz pa­mia­ta­ty
Der­mań­ski kry­ny­ci…”

Der­mań le­żał 6 ki­lo­me­trów od mo­je­go za­miesz­ka­nia. Przed wrzu­ce­niem do stud­ni wy­dłu­by­wa­no Po­la­kom żyw­cem no­żem oczy! Ale we­dług Ku­ro­nia, Kwa­śniew­skie­go i im po­dob­nych ak­cja „Wi­sła” by­ła więk­szą zbrod­nią… Nic się tu nie trzy­ma ku­py. Oni to na­zy­wa­ją dy­plo­ma­cją, a we­dług mnie to zwy­kłe drań­stwo i uni­ka­nie praw­dy hi­sto­rycz­nej. Mo­że kie­dyś ja­kiś hi­sto­ryk oce­ni to obiek­tyw­nie… ”(Z li­stu do mnie – kil­ka­na­ście lat te­mu. Au­tor li­stu nie ży­je, jed­nak imię i na­zwi­sko za­cho­wam dla sie­bie. Ro­dzi­na zmar­łe­go miesz­ka na Pod­kar­pa­ciu).

Tłu­ma­cze­nia tek­stów za­osz­czę­dzę, bo­wiem Czy­tel­nik te­go tek­stu sam so­bie po­ra­dzi ze zro­zu­mie­niem
 An­to­ni Ma­riań­ski   

Brak komentarzy: