czwartek, 5 sierpnia 2010
Orwell, ślepym lemmingom PO PSLDUP unaoczniony.
PROLOG.
Tekst z blogu Artura Nicponia:
"Pod poprzednią notką, Imhotep zamieścił komentarz następującej treści:„Byłem całą noc pod krzyżem. Panie i Panowie, wychodzi, że to już. Całą noc kilkanaście do trzydziestu modlących się spokojnie ludzi było zaczepianych, popychanych, obarażanych, czasem też opluwanych przez kilkudziesięciu agresywnych, pijanych mętów. Było nas tam raptem kilku mężczyzn w pełni sił -zwyczajnie nie dawaliśmy rady być w każdym miejscu, gdzie menel popychał czy obrażał kobietę albo mężczyznę o kulach. Gliniarze stali w szpalerze kilka metrów od nas – odmawiali interwencji, a nawet podania swoich numerów (mieli zielone kamizelki na mundurach). Kiedy dzwonilismy po patrol – ten przyjeżdżał i legitymował wzywających. I cały czas konsekwentnie odmawiał jakiejkolwiek interwencji wobec wyjącej, machającej rekami, popychającej kobiety i staruszków pijanej tłuszczy. Jeden z pierwszej fali prowokatorów, jeszcze przed północą dał mi się wyprowadzić na bok (wcześniej proponował mi spotkanie „za rogiem”) W trakcie gadki przyznał, że jest z ABW. Gadał tak, że generalnie żadnych wątpliwości, że w istocie był „z branży”.Menelstwo zwinęło się o 4 rano, pół godziny póżniej gliniarze ze szpaleru zaczęli z nami rozmawiać. Zgodziliśmy się, żeby ustawili ciężki płot odgradzający dziedziniec pałacu od chodnika – z okienkiem przy samym krzyżu. W trakcie przesuwania rzeczy, żeby im to umożliwić na środku chodnika położyliśmy tablice Ruchu 10 kwietnia. Na ten chodnik wjechał samochód z ulicy (zamkniętej dla rzuchu z wyjątkiem służb) i przejechał po tablicach. Kiedy wracał kilka minut póżniej (już licą), zauważyłem, że za kierownicą siedzi gliniarz w niebieskiej koszuli policyjnej (czyli nie oficer).Dziś wieczorem znowu tam będę,
Panowie, kto może, niech przychodzi – każdy mężczyzna jest tam na wagę złota.
”Tu nie ma potrzeby nic komentować.Każdy mężczyzna jest tam, pod krzyżem, na wagę złota.http://www.wykop.pl/link/430083/nocne-wojny-krzyzowe/ "za: http://nicek.wordpress.com/2010/08/04/godzina-w/(foto z blogu ckwadrata http://www.blogpress.pl/node/5139 )Planeta Rebelyi - dołącz swój blog
PROLOG II.
O co konkretnie chodzi? Czytelnicy "Roku 1984" pamiętają zapewne pokój 101. Miejsce w budzącym grozę Ministerstwie Miłości, do którego trafił bohater książki, Winston. "Pokój 101 to najgorsze miejsce na świecie" - mówi prześladowca Winstona. Oprawcom chodzi nie tylko o ukaranie nieprawomyślnego, który popełnił "myślozbrodnię". Nie tylko o tortury fizyczne i psychiczne. Chodzi o coś więcej, chodzi o wypranie duszy i umysłu z resztek człowieczeństwa i indywidualizmu. O to, by ofiara pokochała i uznała wszechmoc i ostateczną mądrość Wielkiego Brata.
Tyle o powieściowym pokoju 101. Ale istniał także prawdziwy pokój 101 i to on był inspiracją dla Erica Arthura Blaira, czyli George'a Orwella. Nie znajdował się on na Łubiance, ani gdziekolwiek za Żelazną Kurtyną. Nie było go też w którejś z katowni Gestapo, czy SS.
Pokój 101 to była sala konferencyjna w londyńskim BBC Broadcasting House. Nie bito tam ludzi, wprost przeciwnie, panowała pozornie miła atmosfera, może nawet podawano każdemu dobrą herbatę.
W czasie II wojny światowej Orwell pracował w publicznej brytyjskiej rozgłośni radiowej, gdzie prowadził audycje transmitowane do Indii. Właśnie w sali konferencyjnej odbywały się spotkania dziennikarzy i wydawców z cenzorami wojskowymi, prawdopodobnie ze służb specjalnych. Orwell też w nich uczestniczył.
Albo Orwell zakpił sobie z wojskowych służbistów tworząc powieściowy pokój 101, albo też rzeczywiście był wściekły i przerażony doświadczeniami wyniesionymi z sali konferencyjnej w siedzibie BBC. Ale z filmu dokumentalnego, wyprodukowanego zresztą przez BBC 4 lata temu wynika, że jednak to drugie. W przedstawicielach brytyjskiej armii, walczącej przecież w tym czasie dzielnie z III Rzeszą, dostrzegł Orwell przyszłość. To, jak państwo generalnie jeszcze w miarę wolne i ludzkie, pod wpływem walki z totalitaryzmem III Rzeszy i współistnienia, do pewnego momentu sojuszniczego, z ZSRS, stopniowo się do nich upodabnia.
"Hołd dla Katalonii", a potem "Folwark Zwierzęcy" i "Rok 1984" są tak naprawdę o tym samym. O zabijaniu prawdy, w którym Orwell widział wielki krok do budowy nieludzkiego świata. W którym przemoc stosowana przez mniejszość wobec większości będzie niepodobna do niczego, co do tej pory oglądał świat.
Fundamentalny szczegół antyutopii Orwella
Nie ma co ukrywać, że propaganda, pod jaką alianci pokonali III Rzeszę, była w dużej mierze kłamliwa. Pisał o tym w swoich esejach także Orwell. Pakt Ribbentrop-Mołotow, Katyń, Powstanie Warszawskie - to między innymi sprawy, którymi Orwell się bardzo interesował, i które zostały, nie tylko za Żelazną Kurtyną, ale też w tzw. wolnym świecie, totalnie zafałszowane. A to tylko wierzchołek góry lodowej kłamstw, jakie widzieć musiał z bliska autor "Folwarku Zwierzęcego".
Był więc Orwell pewien, że totalitaryzm to przyszłość świata. I o tym jest "Rok 1984". To nie tylko demaskacja sowieckiego komunizmu. Warto zauważyć, że akcja dzieje się w Londynie. Państwo Wielkiego Brata to Oceania, obejmująca Wyspy Brytyjskie, obie Ameryki, pół Afryki, Australię i Nową Zelandię. To nie jest rządzona przez Moskwę Eurazja, ani chińska Wschódazja. Bardzo dziwne, ale i symptomatyczne, że choć Orwell i "Rok 1984" tak często pojawiają się w debatach, rozmowach o literaturze i ideach, w przestrzeni publicznej i w rozmowach prywatnych, to tak rzadko zwraca się uwagę na ten fundamentalny szczegół słynnej antyutopii.
A Orwell mówi nam, tym broniącym jeszcze swojej wolności ludziom, że wraz z nastaniem III Rzeszy i ZSRS zegar zaczął tykać. Świat zainfekowany został wirusem totalitarnym. Aby zwalczyć zło, jakiego dotąd nie było, nawet ci "dobrzy" przyjęli wiele z jego metod. Orwell sądził, że efekty będą straszliwe już w 1984 roku. Okazało się, że nie było tak źle. Ale nie zmienia to faktu, że w czasie zimnej wojny, jak i dziś, nasz świat pełen jest pokojów 101. Jeszcze nie tych z "Roku 1984". Ale takich, jak z BBC z lat wojny, owszem. Nie muszą tam nawet siedzieć oficerowie wojska i służb specjalnych. Czasem zło jest dużo bardziej banalne i przyziemne. Jakiś urzędnik, bankowiec, "postępowy" aktywista, demokratyczny polityk, lekarz, prawnik, menedżer show biznesu lub modny artysta, kolega z pracy, dziennikarz, może ktoś z rodziny, a może my sami? Możliwości jest wiele. Czytajmy więc Orwella i strzeżmy się pokojów 101. I pamiętajmy - nadzieja w prolach. Przecież miał ją nie tylko Winston z "Roku 1984", ale też Jezus, Jan Paweł II, Chesterton, czy ks. Jerzy Popiełuszko, duszpasterz proli.
Marcin Herman
Parada Oszustów
Dla wyrwania się z oparów propagandy wystarczy przeczytać dwa raporty, o zadłużeniu i o zatrudnienie w gospodarce. Z raportów wynika, że sektor publiczny większość swych zobowiązań księguje dopiero w roku wypłaty gotówki, a nie w momencie ich powstania. Oznacza to, że zobowiązania Polski są znacznie wyższe niż to się oficjalnie podaje.Według oficjalnych statystyk dług publiczny na głowę Polaka to ponad 15,5 tysiącazłotych. Jednak łącznie z niezewidencjonowanymi, ale istniejącymi zobowiązaniami państwa to już ponad 68,5 tysiąca złotych na każdego Polaka. Tak się przedstawia sytuacja według tzw. analizy Jagadeesh Gokhale, tj prawdziwy, liczony alternatywną metodą, dług Polski, który wynosi wynosi 1550% PKB, co sytuuje Polskę na pierwszym miejscu przed osławioną Grecją. W dyskusji na którymś z blogów ktoś zasugerował, że problem mógłby rozwiązać jeden sensowny polityk, który w ciągu kilku dni mógłby ogłosić raport o stanie państwa, a następnie z poparciem armii dokonać zamachu stanu, aresztować poprzedni aparat władzy, przydusić ich aż zaczną sypać i w szybkim tempie wykonać kilka pokazowych procesów. Proces z pewnością byłby ciekawy i pokazał działanie polityków na szkodę państwa oraz ich współdziałanie z wierzycielami w celu zrujnowania obywateli Polski.
Rozwiązaniem byłoby ogłoszenie nowej konstytucji, na mocy której nowa władza nie jest następcą prawnym żadnej z poprzednich RP oraz uznanie, iż zaciągane przez uprzednie rządy RP są prywatne i mogą być dochodzone na drodze cywilnej od osób, z którymi wierzyciele się umawiali. Równocześnie należałoby ogłosić stan wyjątkowy w Polsce, a media wziąć na jakiś czas za pyski, przy okazji w procesach o zniesławienia i oszustwa obywateli kilku największych skur., redakcji i telewizji puścić z torbami. Takie topomysły chadzają już niejednemu po głowie;-)
Na polskim społeczeństwie żeruje pasożyt i wbrew temu co twierdzą niektórzy nie nazywa się on socjal, ale biurokracja. Koszty osobowe w sektorze finansów publicznych przekraczają obecnie 10.2% PKB, co odpowiada kwocie ok. 140 miliardów złotych. To jest właśnie owa czarna dziura, która wysysa ze społeczeństwa energie i pieniądze. Dla przykładu w Niemczech biurokracja pochłania 7,4% PKB, a w Czechach 8,1%. Z raportu o zatrudnieniu wynika, że w roku 2005 administracja państwowa zatrudniała 557,2 tysięcy osób, a w pierwszym kwartale bieżącego roku wynosiła 633,6 tysięcy, przy okazji osiągając kolejny rekord, tj 3,5 raza szybszy przyrost urzędników niż za rządów PiS, który też zatrudniał urzędników ponad miarę. Wygląda na to, że
elektorat jedynie słusznej partii składają się trzy grupy wyborców, z których:
1. to złodzieje i kombinatorzy,
2. kolejna to wykreowani przez media debile, którzy uwierzyli w werbalną wersję neoliberalnej polityki, która nijak się ma do rzeczywistych posunięć rządu Tuska i powoduje co u niektórych trudny do zniesienia dysonans poznawczy;-)
3. grupę pełną tępaków, fanatycznie nienawidzących wskazane im w mediach osoby, którzy nawet nie potrafią sprecyzować źródła swojej nienawiści, a przyciskani, posługują się kilkoma sloganami, nie znajdującymi potwierdzenia w prawdziwym świecie. Właśnie ta trzecia grupa wykreowanych przez telewizję tępaków zmiotła ze sceny LPR, która wespół z Samoobroną zrobiła jedyny konkret dla milionów rodzin w Polsce - wprowadziła becikowe i ulgi z tytułu wychowania dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz