WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
niedziela, 6 stycznia 2013
Podlasie ( pożar Domu Klaudiusza W.)
Źródło:
Małe gospodarstwo na pograniczu wschodnim, przyjazne środowisku i dobrym ludziom, dążące do samowystarczalności. Na tym blogu można pobyć w nim i poznać jego życie, pracę, poczuć rytm czterech pór roku, a także trochę pofilozofować...
16 grudnia 2012
Trwanie i wytrwanie
Całodniowa zawieja śnieżna wymusiła na nas już dwukrotnie odśnieżanie.
Choćby drogi od garażu do bramy (dalej stara się gminny spychacz), i
dojścia do piwniczki. Która w taki czas właśnie okazuje swoją moc i
przydatność. Wyciągam z niej rozmaite zapasy, weki, soki, kapustę,
ziemniaki, warzywa, a także, gdy mocniej przymrozi - piasek do kocich
kuwet, zgromadzony wcześniej w kilku zbiornikach.
W lżejszy czas od mrozu, taki jak dzisiaj, udaje mi się jeszcze ukopać
szpadlem piasku, po odgarnięciu warstwy śniegu i jesiennych liści.
Staram się oszczędzać zapasy. W końcu "zima się jeszcze nie zaczęła",
jak nam przypomniał Miro onegdaj.
No, więc na zewnątrz wieje i pada, nasza chata, jak i oboro-kurnik
przypominają eskimoskie igloo, z zewnątrz góra śniegu, wewnątrz ciepło i
zacisznie. Oto nasze kocury, dwaj bracia jedynacy, Jasiek syn z
pierwszego małżeństwa Łatka i pirat Kluseczka z drugiego. Grzeją się
zgodnie na parapecie, pod którym kaloryfer ogrzewa im stópki i ogonki.
Taki codzienny widok ostatnio generuje w nas tym większy smutek i zastanowienie. Nad tym, jak się to życie dziwnie plecie. A to z powodu tragicznego wydarzenia, którego doświadczył nasz sąsiad zza lasu ponad tydzień temu. Mianowicie spłonęła mu jego chata, a w niej - pod jego nieobecność - zamknięte trzy psy. Z którymi u nas nierzadko bywał.
Nie wnikam w przyczyny. Mieszkając na Podlasiu, w krainie drewnianego budownictwa zdążyłam się oswoić i uczulić na wypadki pożarów, zwłaszcza starych domów, zimą. Zwłaszcza takich ze starymi nieprzeczyszczonymi kominami i nieremontowanymi piecami, albo parciejącymi przewodami elektrycznymi, pamiętającymi czasy Gomułki i Gierka co najwyżej. Dlatego nie sugeruję się negatywnie przekonaniem naszego sąsiada o tym, że został podpalony przez nieznanych sprawców. Aby taki sąd wydawać od razu trzeba mieć niezbity dowód, albo... być z wielkiego miasta.
Dowiedziałam się o wypadku kilka dni później, jak wszyscy, z... fejsbóka. Z krótkiej wiadomości, jaką sąsiad zza lasa puścił w Polskę. Choć był już wieczór i istne lodowisko na zaśnieżonej drodze między-gminnej i leśnej, wyruszyłyśmy natychmiast samochodem sprawdzić, jak się sprawy mają naprawdę. Tak to brzmiało nieprawdopodobnie. Jak złośliwy żart. Po drodze zatrzymali nas pogranicznicy. Śnieg zawiał tablicę i nasze lokalne numery, a oni trzepią teraz wożących towar przedświąteczny, wiadomo jaki. Zapytani o pożar w sąsiedniej wsi, nic nie wiedzieli, nie słyszeli. Inna gmina i już przepływ informacji nie działa, jak widać. Trafiłyśmy pod znaną nam chatę, w miałkim świetle oddalonej latarni prezentowała się nijako, dach zawalony co najmniej w połowie, czerń zgliszcz i opalonych ścian. Wokół ciemno. Także w oknach domów sąsiednich. Postałyśmy i zawróciłyśmy, wstrząśnięte.
Wypadek sąsiada zza lasu, za pośrednictwem internetu, wstrząsnął wielką ilością jego znajomych i nieznajomych mu ludzi. Którzy zorganizowali się i ślą mu aktywnie pomoc. Ja jednak widzę to lokalnie. I tak jakoś lokalnie mi głupio. I ...nijako. Zwłaszcza, że wciąż nie można się do sąsiada zza lasu zwyczajnie dodzwonić.
A wiatr duje i śnieg zawiewa...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz