WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
środa, 2 stycznia 2013
Rassieja - vzgliad/spojrzenie
..
http://www.joemonster.org/filmy/47604/Krotko_o_Rosji
DODATEK
Na Facebooku Paweł Kukiz opublikował noworoczną poezję inspirowaną telewizyjnym programem "Szkło kontaktowe" TVN 24.
Oto co napisał Paweł Kukiz:
W łóżku już włączyłem sobie TV.... mogłem Discovery.... Coś mnie podkusiło i odpowiednik "BlumszteinZeitung" wcisnąłem... Akurat podsumowanie roku robili. Dalej robią. Teraz "Szkło". , Roztropni Mężowie Opiniotwórczy :-) Słuchajcie ! MÓWIĄ, ŻE JEST FAJNIE !!! Serio ! Tak fajnie, że fraszkę w minute skrobnąłem i Jarkowi Kuźniarowi poświęcam. Popadł chyba w niełaski bo nie podsumowuje. A On dla mnie symbolem tych młodych wykształconych "warszawiaków" jest ! :-)
W Nowym Roku - dwa trzynaście
bydłu z Wiejskiej światło zgaśnie
źródło wyschnie, wiatr zawieje
strach udusi, krew zaleje...
razem z nimi- Panią Z Trujki,
Ziewnikarzy (wydrwichujki)
Warszawiaków z Dzierżoniowa
cichodajki spod Rzeszowa....
Całe bractwo- tefałeny,
czerskie cwele, lewe geny,
Młodych Z Wielkich Miast ( Bielawa -
Kasa, Prostytucja, Sława ...)
Polska ? Ile to kosztuje ?
Co jest warte ? :
Dwie koszule, buty, spodnie , marynara,
na prowincji młoda lala
(wykształcona oczywiście
na politechnice w Wiśle)
Albo chłopczyk dla odmiany
przecież demokrację mamy !!!
W Nowym Roku - dwa trzynaście
tak po prostu :
trzaśnie.
GK/Facebook
ANEKS
UZUPEŁNIENIE POLSKIE
Wielki Głód dawniej i dziś. Metody te same,tylko ofiary inne
2013-01-03 02:28 Autor: CelarentTych, których wątki historyczne zniechęcają, muszę zmartwić: ten wpis to spora dawka „wspomnień historycznych”. Zmartwię też tych, którzy nie lubią kalkulacji i nauki jak otakiej. Sporo i tego. Dziś zatem sięgamy początków wieku XX i przez pryzmat Wielkiego Głodu początków lat 30. patrzymy na otaczającą nas rzeczywistość. To spojrzenie zawdzięczam pewnemu widokowi, widokowi małych kolędników, którzy w tym roku tłumnie nawiedzali domy naszego miasta. Przemoczone, zmarznięte, smutne, ale i pełne nadziei dzieciaki dzwoniły do drzwi i cieszyły się, że ktoś ich wpuści. Zwykle, dawniej, zamiast pieniędzy widząc słodycze, kręciły nosem, mruczały coś tam z niezadowoleniem. W tym roku ich wzrok na widok cukierków rozpalał się a na buziach pojawiał się radosny uśmiech. I to był szok. Niby wszyscy wiedzą, że w Polsce jest źle, ba, coraz gorzej, ale dopiero taki dziecięcy uśmiech szczęścia, na widok cukierka w Święta Bożego Narodzenia potrafi wcisnąć człowieka w fotel i zmusić do głębokiej refleksji, zadać sobie pytanie: to, co one jadły w Wigilię? Kto im wyprawił święta? Caritas? Co jedzą na co dzień? Może w ich domach panuje głód? I chce się wyć jak wilk do księżyca z żalu, złości, bezradności… I gdzieś w tyle głowy pojawia się obraz żywych szkieletów, krążących w ich pobliżu wyjących do księżyca watach i pustego stepu. To dlatego ta historia. Ona może nas dziś wiele nauczyć.
Lata 30. Rodzinę polską – małżeństwo z dwojgiem dzieci – wywieziono do Kraju Ałtajskiego. Kto, wiadomo, dlaczego też. Wtłoczono cztery delikatne stworzenia w warunki tak trudne, że nie sposób było utrzymać je przy życiu. Umarł on, potem ona. Z głodu. Dzieciom trzeba było dać coś jeść. Dzieci były najważniejsze. Przed śmiercią udało się skontaktować z rodziną w Polsce. Jakiś ksiądz przywiózł maluchy do kraju i umieścił w sierocińcu. Kontakty z rodziną były niepożądane. Niebezpieczne. Dzieci męczenników – samotne sieroty, którym całe życie czegoś brakowało. Dziś umierają, jak ich rodzice, z głodowej emerytury, bez szans na leczenie.
I cóż na to Donald Tusk? Nic. Bo i o czym tu mówić. Bez przesady, i tak sporo przeżyli – prawie wiek. Wiek katuszy. Właśnie zaczął się kolejny. Miała zacząć się nowa era. Miało przyjść nowe milenium – milenium pokoju, sprawiedliwości... Przyszło, coś drgnęło. Pojawiła się nadzieja. Ludzie otworzyli okna, by wpuścić do domów trochę powiewu… i wwiało Donalda Tuska. Owładnął całą przestrzeń, wyżarł, co się dało, wylizał miski i … zakneblował usta. Nie, nie jakąś szmatą – biedą, ubóstwem., brakiem perspektyw, poczuciem niższości, świadomością bezradności, beznadzieją, chorobami wyleczalnymi, których nie można leczyć; poniżeniem. Zakneblował ustawowo.
Radosne oczy dzieciaka ubranego za grosze w secondhandzie na widok kolorowego papierka, w którym skrywa się obietnica słodyczy wskazują na ubóstwo jego dzieciństwa. Przykrywają niemal zgrzebne odzienie, chudą twarz i cienie malujące zapadnięte oczodoły. Chce się płakać, wyć, drzeć pazurami mordę tego, który doprowadził do takiej sytuacji, który siedzi i żre, żre, żre i żre. Bezkarnie żre. I bezprawnie. Jak Stalin na Kremlu w 1930 – 31 – 32 i 33 roku.
Nie ma rocznicy, fakt, ale jest podobieństwo: metod i skutków działania. W Polsce zaczyna się właśnie Wielki Głód. Niezależnie od tego, jak pełne koszyki mają przedstawiciele tłumów robiących przedświąteczne zakupy, które oglądaliśmy na szklanym ekranie. Wiadomo, telewizja kłamie. Zwłaszcza ta publiczna, sprzedajna (pip). Patrząc na lansowane obrazki i słysząc przedstawiane analizy, słupki i wniosków, myślałam więc w święta o tych biedakach, którzy nie byli w marketach, którzy święta spędzili przy konserwie rybnej z Caritasu, albo rybce „na krechę”… Co czuły ich dzieci widząc, ile inni (normalni, przeciętni) Polacy wydają na prezenty dla dzieci...? Nie, to nie będzie wycieczka sentymentalna w okolice biedy polskiej, ani wspomnienie ofiar Wielkiego Głodu lat 30. ubiegłego wieku. Co zatem? Zapraszam.
Po rewolucji bolszewickiej w Rosji przez tereny zagrabione przetoczyły się w sumie trzy fale głodu: na początku lat 20., Wielki Głód lat 30. i po II wojnie światowej (w latach 1946-47). Głód w latach 30. był najtragiczniejszy w skutkach i zwany jest Wielkim. Szczególne nasilenie przybrał na terytorium ówczesnej Ukraińskiej SRR (dzisiejsza Ukraina wschodnia i centralna), pochłaniając kilka milionów ludzi (4-5). Dotknął on więc jeden z najbardziej urodzajnych regionów Europy; regionów, który mógłby wyżywić niemal cały kontynent a nie zdołał nakarmić ludzi go zamieszkujących.
Jak do tego doszło? Propaganda sowiecka wpajała najpierw światu, że to kraj mlekiem i miodem płynący, dostatni- nic złego tam się nie dzieje. Kiedy jednak to mleko się rozlało, wmawiała światu, że winni są sami głodujący: nie chcieli pracować, uprawiać ziemi. No, to i zdechli z głodu. Inni mówią, że prawda leży gdzieś po środku a nawet ma różne oblicza. Wiadomo, jak to w sowieckiej czy postsowieckiej propagandzie. Tak, jak Rosja nie uznaje zbrodni katyńskiej za ludobójstwo, tak i tego za akt ludobójstwa nie uznaje. W sumie nie dziwi. Nie zmienia to jednak faktu, że jedyną przyczyną klęski głodowej była stalinowska polityka terroru na Ukrainie, ale i poza Ukrainą - na Kubaniu, nad Donem, na północnym Kaukazie i w Kazachstanie.
Apogeum Wielkiego Głodu przypada na wiosnę 1933 r. Proces uśmiercania, nawet jeśli nie chodziło o wybicie wszystkich a jedynie złamanie im kręgosłupa moralnego, odbywał się według planu Stalina. Plan ten polegał na dokończeniu rewolucji bolszewickiej. Pierwszy etap wprowadzania komunizmu - w latach 1917 - 1918 –to krwawa likwidacja warstw inteligenckich, właścicieli ziemskich, fabrykantów i mieszczaństwa. Pozostało jedynie przełamać chłopów i im również narzucić marksistowską doktrynę i zaprowadzić kolektywizację wsi. Rozpoczęto ją w końcu lat 20., a tłumaczono koniecznością przyspieszenia rozwoju przemysłu ciężkiego. Rozprawę z wsią dokończono w latach 30. To doprowadziło do Wielkiego Głodu.
Jak? – spyta ktoś bardziej dociekliwy. To się nie trzyma kupy. Wszak kolektywizacja, komunizacja terenów ZSRR przebiegała wszędzie a nie wszędzie ludzie milionami padali z głodu. Nie wszędzie wymierały kilkutysięczne wsie, pozostawiając po 20-30 osobowe zasoby ludzkie. Nie wszędzie dochodziło do aktów kanibalizmu. Nie wszędzie wioski były cuchnącymi cmentarzami, gdzie domy stały jak mało szczelne grobowce, bo zmarłym nie było komu kopać dołów. Nie wszędzie, wreszcie, wywożono ludzi tabunami i wrzucano z ciężarówek do wielkich dołów, grzebiąc ludzkie ścierwo jak cuchnące flaki z rzeźni – by nie zakażały i nie smrodziły. Ale, jak to?! No, tak. Nie wszędzie, bo nie wszędzie prości ludzie byli tak przywiązani do tradycji, wiary i tak zamożni, dumni i waleczni; nie wszędzie ludzie pozwalali wydrzeć sobie ojcowiznę, wiarę w Boga i Ojczyznę. I zapłacili za to życiem. Ciśnięto ich do skutku i uduszono. To uczy nas ważnej rzeczy: dusiciele są bezwzględni i nie odpuszczą. Są też mściwi, nieludzcy i wyprą się własnej twarzy w lustrze.
A świat? A co świat robi w sprawie Somalijczyków? Pohuczało trochę i temat się znudził. No, może wysłali kilka tysięcy ciężarówek z jedzeniem, piciem lekami. Paru zapaleńców poświęciło swój czas i siły. Wszystko w tym temacie. A tam dzieci zdychają. To uczy nas, że świat (polityka, świat polityki) jest równie bezduszny jak dusiciele: będą patrzeć, będą widzieć a palcem nie kiwną – dwulicowe, interesowne hieny.
Latem 1933 r. lider francuskiej Partii Radykalnej Eduard Herriot mówił o "wspaniale nawodnionych i uprawianych kołchozowych warzywnikach" i "zdecydowanie wspaniałych żniwach", by zakończyć konkluzją: "Przejechałem Ukrainę. A więc! Ręczę wam, że widziałem ją podobną do przynoszącego obfite plony ogrodu". No i na początku lat 30. wolny świat był zajęty innymi sprawami: igrzyskami olimpijskimi w Los Angeles, Wystawą Światową w Chicago…, a potem nieco poważniejszymi – dojściem Adolfa Hitlera do władzy w Niemczech. Nigdy obrzeża Starego Kontynentu nie wzbudzały większego zainteresowania państw Europy Zachodniej. I dziś też – spójrzmy prawdzie w oczy – Europa ma nas w dupie.
I tym należy tłumaczyć zobojętnienie na tragedię milionów ludzi, umierających na Ukrainie w straszliwych męczarniach głodowej śmierci. Dziś jest niestety podobnie, np. z percepcją krwawej rozprawy Rosji Putina z małym narodem czeczeńskim. Tak samo z zakusami na Gruzję. Z zapędami w Polsce. Ukrainę znów Rosja tuli w swoich objęciach… A Świat… ma to w najgłębszym poważaniu, czyli również sra na to wszystko. Czym? Tym co zje w czasie hucznych świat Dieda Maroza i Santa Klausa.
Do dziś nie jest znana dokładna liczba ofiar Wielkiego Głodu na Ukrainie: 3,5 - 5 mln. W oficjalnym sprawozdaniu przeznaczonym dla Stalina szacowano, że 3,3 - 3,5 miliona osób w samej Ukrainie. Jednak niektórzy badacze doliczyli się nawet 20 milionów, ale już nawet dwa razy więcej - bo prawie 40 milionów ludzi dotknął głód lub głodowa nędza. W najgorszym okresie umierało do 25 tys. ludzi dziennie, których chowano pospiesznie w zbiorowych, anonimowych mogiłach. Szczególnie cierpiały dzieci: ocenia się, że na Ukrainie zmarła jedna trzecia z nich.
Spór dotyczy też motywów. Część ukraińskich badaczy i polityków twierdzi, że istotną rolę odegrał czynnik narodowy, a celem Moskwy było zdławienie ukraińskich dążeń niepodległościowych. Zwolennicy takiej tezy wskazują, że głód objął przede wszystkim Ukrainę i rosyjski Kubań, gdzie większość mieszkańców też stanowili Ukraińcy. Przypominają, że wcześniej - w latach 20. - wyniszczono ukraińską inteligencję. Opustoszałe po klęsce głodu miejscowości zasiedlano Rosjanami. Takie relacje słyszałam z ust Ukraińców we Lwowie. Znam potomków tych, którzy zmarli śmiercią głodową, by ich żony, dzieci mogli przecierpieć jeden rok dłużej, z nadzieją, że po tym roku może zaczną powoli …żyć. Oni mówili (polscy Ukraińcy i Ukraińcy jako tacy również), że to, co się wówczas działo nie było wynikiem klasowej nienawiści wobec chłopów.
Historycy uważają, że celem było złamanie oporu wsi wobec przymusowej kolektywizacji, który na Ukrainie był największy, a co za tym idzie - likwidacji chłopstwa jako grupy społecznej.
Wydaje się, że obie te przyczyny wywołania Wielkiego Głodu - nienawiść narodowościowa, jak i klasowa, są równie prawdopodobne i wcale się nie wykluczają.
Jak to było zatem? Jaki był plan? Plan działania: najpierw kolektywizacja, metoda: systematyczność.
Bezpośrednim powodem głodu było konfiskowanie chłopom - najpierw zapasów zbożowych, a potem w ogóle całej żywności (wcześniej na Ukrainie przeprowadzono kolektywizację – w trzech etapach, od 1930r. uchwałą Komitetu Centralnego partii bolszewickiej z lutego 1929 r.; Miała zakończyć się w 1931 lub 1932r.). Na Ukrainie zamierzano wprowadzić gospodarkę uspołecznioną zarówno w przemyśle, jak i w rolnictwie. Chłopi mieli "dobrowolnie" wstępować do „spółdzielni” rolnych , a ziemia ich gospodarstw miała tworzyć wspólny majątek kołchozów - kolektywnych gospodarstw. Mimo represji, podczas przymusowej kolektywizacji zbuntowało się ponad milion chłopów. Wtedy władze oskarżyły kułaków (tak nazywano zamożnych chłopów; od ukraińskiego słowa "kułák" - zaciśnięta do uderzenia pięść, którą mieli bić biedaków pracujących na ich gospodarstwach) o agitację przeciwko kołchozom oraz o sabotaż i ukrywanie plonów. W efekcie trzy procent chłopów uznano za kułaków i rozstrzelano lub zesłano na Syberię jako wrogów władzy radzieckiej.
Jawne bunty oraz niszczenie własnego mienia, które miało stać się własnością wspólną, były na porządku dziennym. Pogłowie bydła zmniejszyło się o połowę (co oczywiście spowodowało trudności rynkowe). W dostawach do miast zabrakło podstawowych produktów - mięsa, mleka i masła. Wywołało to represje sowieckich władz. Radykalnie zwiększono rozmiary obowiązujących dostaw produktów rolnych. W "Czarnej księdze komunizmu" (wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 1999 r. – polecam) czytamy: "W 1930 roku państwo zabrało 30 proc. produkcji rolnej na Ukrainie, 38 proc. na bogatych równinach Kubania i północnego Kaukazu, 33 proc. zbiorów w Kazachstanie. W 1931 roku, przy dużo gorszych zbiorach, ilości te wyniosły odpowiednio 41,5 proc., 47 proc. i 39,5 proc. (...) W 1932 roku plan przymusowego skupu był o 32 proc. wyższy od planu z roku ubiegłego. (...) Do odbierania zboża centralne władze musiały znów posłać »brygady szturmowe«, utworzone w miastach z komsomolców i komunistów".
Wsie otaczano, a brygady złożone z milicji, wojska i aktywistów partyjnych konfiskowały w obejściach nie tylko zapasy zboża, ale praktycznie wszystko, co nadawało się do jedzenia, nawet u głodujących wieśniaków. Konsekwencją tego stał się głód, który objął prawie wszystkie wsie na Ukrainie.
Wprowadzone w 1932 r. prawo o ochronie własności państwowej przewidywało dziesięć lat łagru lub karę śmierci "za wszelką kradzież lub roztrwonienie socjalistycznej własności". Ludność znała je pod nazwą "prawa o kłosach", gdyż skazani na jego podstawie winni byli najczęściej kradzieży kilku kłosów pszenicy lub żyta na kołchozowych polach. Na podstawie tego prawa skazano ponad 125 tysięcy ludzi, w tym 5400 na karę śmierci, tylko w ciągu roku. Pozostałych wywożono do gułagów.
Nastąpiła fala migracji głodowych do miasta, gdyż tam obowiązywały przydziały żywnościowe dla pracujących. Chłopi próbowali też uciekać do Rosji, ale granice Ukrainy były obstawione przez wojsko. Ukraina została odizolowana, nie wpuszczano nikogo, kto wiózł żywność.
Z powodu rzekomego sabotowania obowiązkowych dostaw zbóż władze wprowadziły całkowitą blokadę wsi i zakaz poruszania się koleją. Ustawa z 27 grudnia 1932 r. o paszportach wewnętrznych i obowiązkowym meldunku dla mieszkańców miast miała ograniczyć wychodźstwo ze wsi, "zlikwidować pasożytnictwo społeczne" i "zwalczać przenikanie elementów kułackich do miast". Wobec ucieczek ratujących życie chłopów rząd ogłosił 22 stycznia 1933 r. podpisany przez Stalina i Mołotowa okólnik, który skazywał na śmierć miliony zagłodzonych ludzi.
Raport konsula włoskiego z Charkowa, miasta położonego w sercu jednego z najbardziej dotkniętych przez głód regionów kraju - mówił o ludziach usuniętych z miast: "Od tygodnia zorganizowano służbę przyjmującą porzucone dzieci. W istocie bowiem poza chłopami napływającymi do miast, gdyż na wsi nie mają żadnych nadziei na przeżycie, są jeszcze dzieci, przywożone tu przez rodziców, którzy po porzuceniu ich wracają, by umrzeć na wsi. Mają bowiem nadzieję, iż w mieście ktoś zaopiekuje się ich potomstwem. (...) Od tygodnia zmobilizowano dworników [stróżów] w białych bluzach, którzy patrolują miasto i doprowadzają dzieci do najbliższego posterunku milicji. (...) Ci, którzy jeszcze nie spuchli i mają szanse na przeżycie, kierowani są do baraków w Chołodnej Gorze, gdzie kona na słomie prawie 8000 ludzkich dusz, w większości dzieci. (...) Osoby opuchnięte przewozi się pociągami towarowymi na wieś i pozostawia pięćdziesiąt-sześćdziesiąt kilometrów za miastem, żeby nie umierały na widoku. (...) Po dotarciu na miejsce wyładunku kopie się wielkie rowy, do których wrzuca się zwłoki zebrane ze wszystkich wagonów".
Dziś też nie pokazuje się w święta biednych dzieci, które nie zasiądą pięknie wystrojone do suto zastawionego stołu w cieplutkim, przytulnym mieszkaniu a sine z zimna i blade z niedożywienia przycupną przy niemal pustym stole, na którym dobrze, że w ogóle coś jest i które nie dostaną żadnego prezentu, jeśli Caritas czegoś z darów nie przyniesie. Nie pokażą ich smutnych oczu tęskniących za drobnym upominkiem, który nie będzie niczym użytecznym, niezbędnym, koniecznym, redukującym jakiś brak w ich życiu (np. ciepłymi skarpetami, grubym swetrem z ciuchlandu czy butami po bogatej koleżance) Lu za jakimś w ogóle upominkiem. Nie, one nie mogą cierpieć na widoku. Pokaże się je kiedy indziej. Przy okazji reklamy jakiejś fundacji czy akcji charytatywnej. Nie będzie się psuć ludziom humoru na święta… Nie powie się ile wynosi „rodzinne” w Polsce. Nie powie się, ile dzieci głoduje wraz z rodzicami za ich głodową pensje, którą zjadają astronomiczne podatki, zusy, składki i rachunki za minimalne wykorzystanie czegokolwiek. Nie powie się, że nie używają prawie prądu, że myją się raz na tydzień w tej samej wodzie – jeden po drugim całą rodziną. Nie wspomni, że są otępiałe, osowiałe, zbuntowane i rozgoryczone, że tęsknią za byciem „kimś”, co znaczy „przeciętnym, statystycznym Polakiem”. Po co mówić, to patologia.
Nie mówili też w święta o tym, że ten czas był dla niektórych bogatszy tylko dlatego, że żyli oddzielnie, że ich spotkanie rodzinne było krótkie a radość mieszała się z bólem rozstania, bo tata/mama znów musieli wracać – do pracy gdzieś bardzo daleko, na bardzo długo… Musieli. Ten przymus wynika wyłącznie z ustawodawstwa i decyzji politycznych w sferze gospodarki lub ich braku, które doprowadziły do biedy milionów ludzi w Polsce. Musieli. Zmuszono ich do migracji głodowej. Bo i żeby zarobić cokolwiek, utrzymać dwa gospodarstwa domowe, trzeba nie tylko się starać i oszczędzać – trzeba pracować. Wielu nie wróciło. Moja znajoma wróciła …w trumnie. Pierwsze dnia świąt osierociła syna pozostając od wielu już lat na obczyźnie, gdzie od świtu do nocy szorowała cudze sedesy.
To nas uczy rzeczywistości.
W latach 30. XX w. głód stał się normą życia ludności wiejskiej Ukrainy. Na wschodzie i południu Ukrainy zmarło z głodu ok. 20 - 25 proc. mieszkańców. Szerzyło się ludożerstwo. Ludzie jedli koty, psy, żaby, wrony, dżdżownice, otręby, chwasty, suszone i świeże liście, trociny. Nie nadążano z grzebaniem ludzkich szkieletów, powleczonych skórą. Śmiertelność niemowląt dochodziła do 80 proc. Ludzie masowo popełniali samobójstwa. Pomoc międzynarodowych organizacji humanitarnych nie nadchodziła, bo władze sowieckie jej zabroniły twierdząc, że głód na Ukrainie jest wymysłem burżuazyjnej propagandy. I propaganda sowiecka za granicą też robiła swoje. I tak do dziś.
Za ludobójstwo uznają głód na Ukrainie rządy lub parlamenty 26 państw, w tym Polska (na podstawie uchwały Senatu), Argentyna, Australia, Azerbejdżan, Kanada, Mołdawia, Gruzja, Belgia, Estonia, Węgry, Litwa, Łotwa, Stany Zjednoczone i Watykan. Nie ma na tej liście Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch, Grecji czy Hiszpanii. Nie ma w tym towarzystwie Belgów, Holendrów… Bo nie wierzą, że w państwie szczęśliwości mogło tak się dziać. Wielu Francuzów podziwia Stalina – wybitnego polityka, którego nie lubią tylko tacy słabeusze jak Polacy. Cóż się dziwić, ludzie, którzy zamordowali własnego króla – oficjalnie i bez cienia żalu, tylko dlatego że był królem i nie pasował do nowej układanki… De ja vis? Czy nie tak było z Romanowami? O, i zrozumiałe jest stanowisko Wielkiej Brytanii… Gdyby to przeczytali, wkurzyliby się. …i jeszcze ciaśniej z Ruskimi współpracowali. Nasi sojusznicy. Wtedy i dziś… To uczy: kontroli ponad zaufanie. Roztropności. I leczy z naiwności.
Jednym z wielkich polskich problemów jest bieda, wręcz nędza niekiedy, sporej części polskiego społeczeństwa, a niewybaczalnym grzechem autorów tzw. transformacji ustrojowej oraz szokowej terapii – ubóstwo młodzieży i dzieci. Kim oni są? To słynna III RP. To PSL, SLD, UW, …PO. Oni odpowiadają za los polskich rodzin, polskich starców i dzieci. A dzieci jest coraz mniej. Podobno do 2035 znikną ilościowo dwa województwa ludzi. Czasowo szkoły zaczynają odnotowywać zwiększenie ilości uczniów. Do szkolnych ławek powędrują dzieci becikowego wyżu. Okazuje się, że można społeczeństwo zachęcić do macierzyństwa i ojcostwa. Okres rządów PiS, krótki, bo krótki, dał ludziom nadzieję. Spojrzeli w przyszłość i dali ojczyźnie nowych Polaków. Wielu z nich dziś …głoduje. Wiadomo, przez PiS, właśnie. Tak, w rzeczywistości przez PiS, bo nie wygrał z PO. Nie wygrał z partia nawołującą do jedności, wybaczenia, patrzenia w przyszłość, odrzucenia zaszłości historycznych w przestrzeni kraju i jego sąsiedztwa… Przegrał z partią, która w pierwszych swych posunięciach …zabrała becikowe. PO rządzi drugą kadencję a sytuacja w kraju jest coraz gorsza. Wzywają nas do solidarności i „bycia razem” w spotach reklamowych PO. Znaczy, będzie bardzo źle. Tego nas to uczy.
Co piąte polskie dziecko już w 2010 roku żyło w rodzinie o niskich dochodach, w trudnej lub bardzo trudnej sytuacji materialnej znajduje się ponad 1,8 mln Polaków mających mniej niż 19 lat. A reszta? Emeryci? Renciści? Dorośli w wieku produkcyjnym? Jest nas koło 38 milionów. Dzieciaka nakarmisz w pierwszej kolejności. Taki naturalny odruch. A kto nakarmi rodziców, dziadków i tych samotnych z sąsiedztwa? Nikt. Oni to dopiero głodują! To dodatkowe trzy kategorie głodujących. Demograficznie są liczniejsi co najmniej dwukrotnie. Od 2010 roku przybyło ich (powiedzmy) z 10% (skoro bezrobocie sięga już 13%, to i tak nie wiele). To czego nas to uczy? Tego, że poza 2 milionami głodujących dzieci, mamy w Polsce jeszcze 8 milionów głodujących dorosłych polaków! Poza nimi są jeszcze ci słabo jedzący, ale jedzący. Ci, co jedzą w miarę dobrze, ale niewystarczająco. Ich proporcjonalnie jest tyle samo. Bo? Bo u nas nie ma klasy średniej a klasa bogatych jest liczebnie mała. Możemy śmiało założyć, że około 16 milionów ludzi w Polsce żyje na poziomie minimum. To oznacza, że 24 miliony ludzi jest wściekła. Kiedy położymy na wadze głodujących z jednej i prawie głodujących z drugiej strony, mamy święty spokój Donalda Tuska i ekipy dobrze żrących. Historia uczy nas jednak tego, że bieda i głód rodzą jedynie biedę i głód jeszcze większy. To uczy nas zaś o tym, że święty spokój Donalda Tuska i ekipy dobrze żrących skończy się szybko. Co było dalej na Ukrainie czy w Kazachstanie? Ustawy trzymające bardziej za pysk. Spokojnie, u nas już je wprowadzono. To uczy nas o zapobiegliwości rządu, ale i jego motywach. Oznacza to, że D.T. doskonale wiedział (wraz z całą ekipą dobrze żrących i nażartych), ku czemu to zmierza. Wiedzieli też, że ku temu musi, bo ma zmierzać i koniec.
Spośród 32 krajów należących do OECD, jesteśmy na samym końcu. Aż 30 proc. dzieci w Polsce żyje w biedzie. To najwięcej wśród wszystkich krajów Unii Europejskiej. Co to oznacza? To znaczy, że te dzieci: mieszkają w nieremontowanych, często za ciasnych dla ich rodziny mieszkaniach; że w ich domach często jest za zimno; że nie noszą przyzwoitych (nie uwłaczających ich godności, nie zniszczonych i nie za małych) ubrań; że nie mają dość ciepłych ubrań na zimę; że chorują zbyt często; że nie są dobrze leczone; że nie jedzą śniadań i kolacji; że często nie jedzą żadnego ciepłego posiłku dziennie; że nie spożywają ani warzyw ani owoców; że jedzą najtańsze (lub dostarczone przez np. Caritas) i wciąż te same produkty: makarony, ziemniaki, pomidorówkę z ryżem lub makaronem, pasztetową… i ziemniaki – z cebulą, w kopytkach, w blinach, plackach. I mamy jadłospis na tydzień. Tydzień w tydzień. To dzieci, które nie noszą nigdy kanapek do szkoły. Nigdy nie jeżdżą na szkolne wycieczki. To dzieci zawstydzone, upokorzone, smutne i często zbuntowane. W przeciwieństwie do większości dzieci z bogatych domów, to dzieci bardzo wrażliwe. I dlatego tak bardzo zranione.
Różnica pomiędzy ubóstwem dzieci a biedą dorosłych jest taka, że naraża najmłodszych m.in. na nieukończenie szkoły, zachorowanie spowodowane brakiem szczepień i niedożywienie, odrzucenie przez szkolnych kolegów. Dorastanie w enklawach biedy rzutuje na całe dalsze życie ludzi, którzy nie znają pozytywnych wzorców kulturowych i moralnych oraz nie wiedzą, w jaki sposób osiągnąć sukces zawodowy. To prawdopodobnie przyszli bezrobotni, wtórni analfabeci i niezaradni życiowo, notorycznie korzystający z pomocy społecznej. Do tego są jeszcze dzieci ulicy. Mało znany problem w Polsce. A jest ich w Polsce około miliona. Dzieci ulicy w domu tylko nocują, to ulica daje im wszystko - pieniądze, żywność, zabawki, ubrania, a także przemoc, alkohol i narkotyki. I mamy 9 do 16. I mniej spokoju. A wojska prawie nie ma. Kto będzie pałował w nowym stanie wojennym? Wajda, kręć: „ZOMO Reaktywacja”. Złotych sponsorów ekipa ma jeszcze kilku. Generał jeszcze żyje a jakie ma doświadczenia dowódcze! To Polaków nauczy – nie skomleć przy jedzeniu. Nawet z pustych misek. Tymczasem podnoszone są podatki, zabierane ulgi podatkowe, praktycznie zamrożone wszystko: stopy procentowe, emerytury, renty, zasiłki rodzinne i socjalne, kasy NFZ… Wiosną puszczą lody – uczy natura – i wszystko popłynie. Poleje się woda – słów i ta na otrzeźwienie niektórych umysłów. To one przeważą szalę. Donald Tusk modli się do trzech rzeczy i przed trzema klęka a dwie SA wszystkim znane: słupki sondażowego poparcia i słupki wzrostu gospodarczego (trzeci słup zajmuje tyle miejsca, bo to cała ekipa, że za nim, jak za murem, chowa się Wielki Brat – autor Wielkiej Biedy).
Przeświadczenie, że problem zostanie rozwiązany na skutek wysokiego wzrostu gospodarczego, jest mylne. Polsce potrzebny jest bowiem spójny program interwencyjny. Bieda dzieci najczęściej wynika z niskich zarobków ich rodziców i z niskich świadczeń społecznych.
Kiedyś Balcerowicz zasygnalizował kolejny swój postulat zmniejszenia wydatków na świadczenia Chciał utrzymać wewnętrzny popyt przez wydłużenie czasu pracy. Opowiadał o tym w radio. Prowadząca wywiad skwitowała, że gdy rządy występują z takimi propozycjami, ludzie wychodzą na ulice. Balcerowicz odpowiedział bezczelnie: No i co z tego, że wychodzą. W każdym normalnym kraju ludzie od czasu do czasu wychodzą na ulice. I nauczyła się ekipa, że trzeba temu zaradzić przed czasem (wyjścia na ulice) – ustawowo. Dokonane. To uczy jedynie o determinacji ekipy. Jak za bolszewików i Stalina: siła strachu, determinacja i konsekwencja oparte o systematyczność. Czegoś tu brakuje ekipie nażartych bardzo dobrze? Wiadra. Niedługo zaczną wymiotować.
Mamy tu dwa podobieństwa: arogancja władzy wobec obywateli, którzy są przeciwni nakładaniu na nich nowych ciężarów i odbieraniu im świadczeń. Ukraińców lat 30. XX w. zabił Stalin tą samą metodą - przez zwiększenie obowiązkowych dostaw i odebranie im tego, co pozwalałoby im przeżyć, wyżywić rodziny, …dzieci. Co robi Tusk? Nic? Nie. Stalin też nie chodził po domach z koszykiem na jajka i workami na zboże. Tusk ma Grasia, Rostowskiego i innych kreatywnych wykonawców. Sam nakłada serdeczną maskę stroskanego i odpowiedzialnego ojca, gospodarza. On, jak Janosik, zabiera bogatym …nie tylko biednym. Becikowe nie dla bogatych. Jak zabrać i biednym? Proszę: Pokaż babo kwitek, że lekarz kontrolował od początku, jak rośnie ci brzuch z tym małym darmozjadem w środku. Już parę złotych w kasie zostanie.
Państwo UW, SLD, czy teraz PO…, wsio ryba, to nie państwo a poddaństwo. Całkowite nowoczesne poddaństwo. Taki nowoczesny stalinizm. Tylko metody stare. Kto nie za partią (PO)? Większość emerytów i rencistów. I dzieci, bo w ogóle na razie nie głosują, więc na razie w ogóle się nie liczą. To nie w rodzinę wali Tusk – w dzieci wali. To ich po swojemu edukuje w szkołach, im skąpi chleba, odzienia, warunków do godnego życia. Że i dziadkom i rodzicom? Oni dadzą radę …nie jeść. Najwyżej nie dożyją wnuków (czasem to i lepiej dla nich). Emerytury zostaną w kasie (problem leczenia rozwiązany: nie ma kasy i już).
Jednocześnie słyszymy wielkie słowa otuchy, wezwanie do miłości i solidarności, ofiarności… Słowa, słowa, słowa…
I bale charytatywne. W Polsce problemem biednych dzieci nie zajmują się rządzący. To nie ich sprawa, że jakiś dzieciak jest niedożywiony. To sprawa dla fundacji różnej maści. To sprawa Kościoła, Caritasu… I to nie sprawa MOPS-ów, bo ci dołożą tyle, ile mogą. Dla wszystkich nie starczy i niewiele można dać.
Karnawał. Czas bale zacząć. Dziennikarze zlecą się w najdroższych - nieprzyzwoicie drogich w tej sytuacji – kreacjach. Z kochankami, konkubinami czy żonami. Będą bawić się do upadłego. Sami. Najbardziej zainteresowanych – głodnych – brak. Wrócą do domów nawróci, nieprzyzwoicie nażarci i weseli. Ruszy Wielka Orkiestra ŚP. Bo w Polsce chorymi też rządzący się nie zajmują. Nie w tym sensie, by ich leczyć a broń boże ratować im życie za publiczne pieniądze. Swoje konta zapełnią fundacje telewizyjne i jakaś prezydentowa zabłyśnie. Państwo Komorowscy wysłali wszak świąteczna paczkę, znaczy są charytatywnie nastawieni. Oj, wykarmili bandę głodnych dzieciaków w Wigilię. Tylko, kto da im jeść w nowym roku?
Nie słychać ani słowa o dzieciach. One nie funkcjonują w przestrzeni publicznej. Gdyby nie szkoły… Gdyby je zamknąć…, cóż za oszczędność! Ze szpitalami dziecięcymi można sobie ostatecznie poradzić. Ci lekarze za darmo będą tam pracować, byle nie zamknęli placówki… Wiem, jak łatwo leczyć się w jakimś DSK. Wiedzą i rodzice tego malucha z Białegostoku, któremu nie zrobili badań krwi i zmarł. Ojciec chce im wysłać kilka złotych za te badania. Chłopie, nie w tym rzecz, że nie zapłaciłeś dychy. Nie zapłaciłeś stówy za prywatną wizytę, pięciu dych za skierowanie na oddział, na którym rezyduje ów prywaciarz i kolejnej stówy za opiekę… Wiem, moja córka dzięki Bogu przeżyła, choć opuściła DSK nawodniona, nie leczona, bez karty wypisu, ciężko chora… Akurat ten sam szpital. Pielęgniarki śmiały mi się w twarz, że nie umiałam tego „załatwić”. Ale to tak na marginesie. Bo co tam dwoje maluchów, w tym jedno martwe. Są ważniejsze kwestie.
Ile dzieci w Polsce umiera z głodu? Nieprawda, że nie ma takich. To dzieci notorycznie niedożywionych (nawet jako ciężarne) matek, często chorych kobiet, którym brakuje wszystkiego. To dzieci głodujące od małego, bo w domu brakuje na wszystko. To dzieci, które wreszcie same chorują na przeróżne choroby. Zabije je grypa, powikłania, choroby serca, krwi, kości… To dzieci głodne.
Jeszcze z rok rządów PO-PSL, czy - nie daj Boże – PO-SLD/PO-RP, a te dzieci będą grzebać we wspólnych dołach lub wywozić gdzieś daleko za miasta – by nie konały na widoku. Co ja gadam, one konają na widoku. To my tego nie widzimy. Głodują całe rodziny. To ludzie, którzy za 1200 zł. muszą utrzymać trzy, cztery osoby. Policzmy:
600 - mieszkanie, 100 - elektryczność, 100 – woda, 50- gaz, 50 – telefon, 200 – dojazdy…
Zostanie ta stówa, plus 150 zasiłku rodzinnego na maluchy (nieco więcej na starsze) i jakaś zapomoga. Nie duża, bo przy takich dochodach to im się zwyczajnie …nie należy. W 2012 r. podniesiono wysokość zasiłków rodzinnych. Od 1 listopada zasiłek rodzinny wynosi 77 zł na dziecko do 5 lat, 106 zł na dziecko w wieku 6-18 lat i 115 zł na dziecko w wieku 19-24 lata. Kryteria dochodowe uprawniające do świadczeń rodzinnych mają docelowo wynieść 574 zł na osobę i 664 zł na osobę dla rodzin z dzieckiem niepełnosprawnym. Śmieszne kwoty.
Co na to powie Donald Tusk? Powie: Patologia. O patologiach nie rozmawiamy. Czego tacy ludzie oczekują? Do roboty! Dziadostwo jedne. Tylko zasiłki socjalne, zasiłki dla bezrobotnych im daj. Daj, daj, daj… To przez takich ten kraj dogorywa.
Tak, przez to, że Polskie dzieci chcą jeść a głodują. Za Tuska mamy kolektywizację nowoczesną: ziemię kupują prywaciarze (z zagranicy i za bezcen), migracje do miast – za chlebem, którego tam nie ma, prawo pięciu kłosów i prawo kułaka w postaci represji wobec tych, którzy krzyczą: NIE!. Póki co brakuje bezimiennych dołów, bo bezimienne śmierci grobowe już są.
Jaki będzie rok 2013? Jackowski wywróżył, że przełomowy. Tarocistka, że nijaki, nic się nie zmieni. Ja mówię, że taki, jaki sobie ułożymy, ale dla wielu (dzieci, dorosłych, staruszków!) będzie on ostatnim – z głodu a nie ze starości. Każą (od kilku lat) gardzić prawicowcami, narodowcami. Każą lekceważyć i wyśmiewać, oszukiwać starców. Każą drwić z katastrofy narodowej i jej ofiar, z ich rodzin. Każą nienawidzić – wyrżnąć watahy – PiS. Jedni słuchając drwin, ironii, lekceważących opinii, paszkwili medialnych …poszli strzelać; inny strzelają w necie lub towarzystwie. Wszyscy starają się zaszczuć to środowisko. Końcowa analogia dotyka tego, co Wasilij Grossman ukazuje w swojej książce, co działo się z kułakami na Ukrainie:
„Byli to ludzie z tych okolic; ludzie, których wszyscy znali, ale można by powiedzieć, że coś ich opętało, ogłupiło. [...] Wyzywają dzieci kułaków od "skurwysynów". Wołają do nich: "wy, krwiopijcy!"... Wmówili sobie, że nie wolno im niczego dotknąć” serwetki są splamione, nie można usiąść przy stole tych pasożytów, dziecko kułaka jest obrzydliwe, córka kułacka jest gorsza niż wesz. Uważają tych chłopów za zwierzęta, za świnie. Wszystko co kułackie jest odpychające: najpierw oni sami, potem fakt, że nie mają duszy... A poza tym oni śmierdzą, wszyscy maja syfilis, ale przede wszystkim są wrogami ludu, żyją z cudzej pracy, podczas gdy biedacy, komsomolcy i milicjanci są wszyscy bohaterami... Te wypowiedzi zaczęły wywierać na mnie wpływ. Byłem dzieckiem. Mówiono nam o kułakach na zebraniach. Radio, kino, pisarze i sam Stalin mówili to samo: kułacy są pasożytami, palą zboża, zabijają dzieci. I powiedziano nam bez ogródek: trzeba poderwać masy do walki z nimi, i wszystkich ich pozabijać. Unicestwić ich jako klasę, tych przeklętych ludzi... I ja z kolei dawałem się opętać: wszystkim nieszczęściom winni są kułacy. Gdy się ich pozabija nastanie dla chłopów szczęśliwa epoka.”
Kułaków zaszczuli, zakratowali, ograbili i zagłodzili (na zsyłce lub w ich własnych domach). Matki jadły własne dzieci, ojcowie wieszali się z bezradności i rozpaczy, dzieci… miały krótkie, smutne i męczące dzieciństwo. Polskie głodujące dzieci nie różnią się wiele od tamtych: są wyśmiewane, poniżane, ignorowane. Różnią się jedynie tym, że jeszcze głodują i może będą dłużej głodować, wszak tyle żarcia wywalamy po świętach (i nie tylko) do śmietników. Poza tym, im jak i tamtym, nikt nie przyjdzie na ratunek. Rodacy prędzej wyślą parę złotych na utrzymanie innych w Lusace, Somalii… Bo Polacy są wrażliwi. Na cudzą biedę. Nasza własna ich nie rusza. Może, dlatego że śmierć głodowa słabo się sprzedaje i słabo ją słychać.
I o to, o tych!, tyle wrzasku w moim wpisie: nie bądźmy kanibalami. Nie upodobniajmy się do tych, którzy zeżarli miliony ludzi w ostatnich latach. Donald Tusk, jego ekipa i wyborcy przeżerli los milionów Polaków. Lewatywę im i płukanie żołądków, bo pękną. I na odwyk.
Miałam złożyć czytelnikom życzenia Bożonarodzeniowe, potem Noworoczne… Zaniechałam. Pomodliłam się za was. A życzę Wam, jak zawsze – jak najlepiej. To znaczy, jak najmniej Tuska, Komorowskiego, SLD, PO i RP w polskiej gospodarce i polityce.
Polakowi do szczęścia, spokoju i dobrobytu tyle wystarczy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz