Na początku chciałbym ostrzec, że poniższy tekst może obrazić uczucia religijne niektórych czytelników, ale, uwierzcie mi, naprawdę, nie mogłem się powstrzymać. W końcu na świecie (i to w Polsce!) pojawił się nowy Mesjasz!!!
Było to w dwudziestym pierwszym roku istnienia III RP, kiedy premierem Rosji był Władimir, kanclerzem Niemiec Angela, a namiestnikiem Polski Bronisław.
W tym czasie udał się Janusz z Biłgoraja razem ze swymi uczniami z Lublina do Warszawy. A był to czas przygotowania wyborów prezydenckich.
Kiedy zbliżali się do pewnej wioski wyszedł im naprzeciw pewien człowiek i upadłszy Januszowi do nóg, prosił go tymi słowami: „Panie! Mój syn jest w niewoli ducha nieczystego. Powiedział, że w najbliższych wyborach będzie głosował na Jarosława Kaczyńskiego. Próbowaliśmy wszystkiego, aby mu pomóc: czytaliśmy mu na głos Gazetę Wyborczą, nie wyłączaliśmy radia tok.fm nawet w nocy, a tvn24 to jedyna stacja w naszym telewizorze. Wszystko na nic. Jeśli masz litość nad twym sługą, przyjdź i zaradź memu nieszczęściu.”
A ci, którzy przyszli razem z nim, zapewniali Janusza: „Jest godzien, abyś mu to uczynił. Mimo, iż pochodzi z Torunia, zrobił wiele dobrego dla naszego narodu. Wybudował nam nawet masarnię, gdzie robi najdłuższe kiełbasy w okolicy.”
Poszedł zatem Janusz, a z nim jego uczniowie. A gdy byli jeszcze daleko, wyszli im naprzeciw słudzy owego człowieka i mówili do niego: „Nie trudź już nauczyciela. Twój syn podpisał listę poparcia Kaczyńskiego. Nawet nauczyciel nic tu nie pomoże.” Jednak Janusz spojrzał na ów człowieka i rzekł: „Ufaj synu. Twój syn nie zwariował.”
Kiedy przyszli na miejsce wziął ze sobą Zbycha, Mira i Grzesia oraz rodziców opętanego i poszedł z nimi na górę do sali, gdzie przebywał chłopiec. Gdy Janusz zbliżył się do niego, duch nieczysty począł nim targać i zaczął krzyczeć: „Januszu z Biłgoraja! Przyszedłeś mnie dręczyć? Wiem kto jesteś!” Janusz rzekł do niego: „Jak Ci na imię?” Duch nieczysty odrzekł: „Na imię mi Pisior. Nie dręcz mnie Januszu!” Lecz Janusz zawołał donośnym głosem: „Pisiorze! Rozkazuję ci: wyjdź z tego człowieka!” I natychmiast, wśród krzyków, duch nieczysty wyszedł z niego, a chłopiec leżał bez ruchu, tak, że wszyscy myśleli, że umarł. Ale Janusz ujął go za rękę, a chłopiec natychmiast wstał. I rzekł Janusz do jego rodziców: „Dajcie mu Wyborczą.” A oni dali mu Wyborczą, a on wziął i czytał.
A wszyscy byli zdumieni jego czynami i owego dnia uwierzyło w niego wielu mieszkańców owej krainy. Przybiegł do niego także pewien człowiek i zapytał go: „Nauczycielu, co mam czynić, aby nie być kołtunem?” Odrzekł mu Janusz: „Znasz przykazania proroka Adama: kłam, manipuluj, miej w pogardzie Ojczyznę i prawdę. Jeśli to będziesz czynił przestaniesz być kołtunem.” Lecz ten odrzekł: „Wszystko to czynię od mojej młodości.” Wtedy Janusz spojrzał na niego przez okulary „zerówki” i rzekł: „Jeśli chcesz stać się europejczykiem pełną gębą, idź, sprzedaj to, co masz, a pieniądze przekaż na kampanię wyborczą Bronisława.” I odszedł ów człowiek ze smutkiem, bo był zwykłym kołtunem i nie miał nic do sprzedania. A Janusz spojrzał na swoich uczniów i rzekł: „Jakże trudno jest zmienić się z kołtuna w europejczyka.” Po czym powtórzył ponownie: „Zaprawdę powiadam wam: łatwiej jest zrobić w Polsce uczciwy sondaż wyborczy niż z kołtuna stać się europejczykiem.” Pytali więc zdziwieni jego uczniowie: „Któż zatem może stać się europejczykiem?” Odrzekł im Janusz: „W ciemnogrodzie to niemożliwe, ale w Platformie wszystko jest możliwe.”
Kiedy ponownie byli w drodze uczniowie jego posprzeczali się między sobą, kto z nich jest największy. Gdy przyszli na miejsce spoczynku, zapytał ich Janusz: „O czym to rozprawialiście w drodze?” Ale oni milczeli. Wtedy rzekł do nich Janusz: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam. Kto chce być największy pośród was, ten niech kręci lody, gdzie się da. Po tym świat pozna żeście uczniami moimi. Teraz już was nie nazywam sługami, ale kolesiami moimi, bo przekazałem wam wszystko na temat kręcenia lodów.”
Gdy zapadł zmierzch, a uczniowie jego posnęli, poszedł sam jeden na cmentarz, aby wypić kilka „małpek”. A gdy tam przebywał przyszedł do niego pewien człowiek o imieniu Rychu. Przyszedł on do Janusza nocą z obawy przed prokuratorami, itd., itp.
Mógłbym tak długo, ale nie chcę…
http://lubczasopismo.salon24.pl/kadzidlo/post/352475,palikot-problemem-dla-kosciola#
UZUPEŁNIENIE.
Palikot problemem dla Kościoła?
W czasie zeszłorocznej kampanii prezydenckiej napisałem tekst zatytułowany „Historia zchamienia”. Oj, dostało się Gnidzie za ten tekst, dostało! Gdyby każdy negatywny komentarz na jego temat zamienić na porządnego kopniaka, nie byłbym w stanie usiąść chyba do dnia dzisiejszego. Dzisiaj, dzień po wyborach parlamentarnych, wpis ten niestety zdaje się być jeszcze bardziej aktualny. Jeśli ktoś chce może sobie ten wpis przeczytać jeszcze raz. Jeśli ktoś nie chce, przypomnę tylko, że traktował on o nowym mesjaszu polskiej polityki, czyli o Januszu Palikocie. Nie będę jednak rozdzierał tutaj szat z powodu dostania się do parlamentu Winiarza z Biłgoraja, a wraz z nim baby, która jeszcze niedawno była chłopem i innych „cudów” natury. Nie będę rozdzierał szat i odpowiem dlaczego. Właściwie odpowiem słowami biskupa Pieronka, który na pytanie, co sądzi o wyniku Ruchu Poparcia Winiarza, odpowiedział: „Palikot? Nie widzę problemu.”
Żeby nie było wątpliwości: Gnida widzi problem. Posłużyłem się jednak słowami biskupa Pieronka celowo, ponieważ jako katolicki kołtun, widzę problem, ale nie w Palikocie, a właśnie w ludziach takich, jak jego ekscelencja Pieronek. Jako katolicki kołtun wierzę jednak, że na tym świecie nic nie dzieje się bez powodu. I z tej perspektywy patrzę także na to, co wydarzyło się wczoraj. Być może potrzebny jest w Polsce ktoś taki, jak Winiarz z Biłgoraja i jego szemrane towarzystwo, aby w końcu kilka biskupich tyłków dostało porządnego kopniaka. Bo niestety Kościół w Polsce, w osobach większości biskupów, śpi. Być może tak, jak jego ekscelencja Pieronek, biskupi ci śpią i śnią, że Winiarz w sejmie przeistoczy się w potulnego baranka. Nie liczyłbym na to. No, ale skoro dla biskupa Kościoła katolickiego nie jest problemem, że reprezentantem ponad miliona Polaków (z czego pewnie zdecydowana większość, przynajmniej formalnie, to katolicy) będzie w sejmie ruch popierany przez Urbana, no to czym mają się martwić szeregowi katolicy?
Niestety, tytuł profesorski nie zawsze idzie w parze z mądrością. Tak samo, jak nie wystarczy spędzić większości życia w cieniu Świętego, aby stać się automatycznie autorytetem dla maluczkich. W nawiązaniu do tego ostatniego, coraz bardziej zaczynam się zastanawiać, czy dowcip, który niedawno przeczytałem w internecie, to aby na pewno dowcip. A mianowicie, jakie trzy warunki trzeba spełnić, aby zostać biskupem w Krakowie? Trzeba być ochrzczonym, wierzącym i popierać PO. Przy czym z dwóch pierwszych warunków można otrzymać dyspensę.
Tak więc, śpijcie dalej drodzy biskupi, śpijcie snem niczym nie zmąconym. My, szeregowi katolicy będziemy musieli sobie poradzić bez naszego brzuchowieństwa tzn. duchowieństwa…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz