WPŁATY POLSKI do EU 2014 :
17 mld 700 mln 683 tys. zł.
1 mld 492 mln / mies
poniedziałek, 28 maja 2012
Too Much Monkey Business
WSTĘP.
26 maja 2012
Gazeta Polska Codziennie
Piątego dnia rozmów w Jałcie 1945 było jasne, że Polska została stracona. Churchill próbował jeszcze ratować resztki dawnej mapy Europy. Chciał utrzymać Lwów w granicach Polski. Ale Roosevelt myślami był gdzie indziej. Niewiele życia mu zostało i ONZ miał być nieśmiertelnym świadectwem jego wielkości. Zbył prośby o Lwów, żeby samemu prosić Stalina o inny rozkład głosów w przyszłej radzie bezpieczeństwa. Bał się, że Kongres nie ratyfikuje traktatu dającego ZSRR wyraźną przewagę. Chodziło o dwa głosy. Tyle kosztował Lwów.
Niewielu już to pamięta. Ripostę doradców Baracka Obamy na przechwałki ministra Kownackiego też pewnie szybko zapomnimy. Ot, jeszcze jeden nierozsądny minister w kancelarii Lecha Kaczyńskiego chlapnął kilka słów za dużo o rzekomych gwarancjach amerykańskiego prezydenta elekta w sprawie tarczy antyrakietowej. Dało to polskim mediom okazję do kilku szyderstw z Kaczyńskiego, a ministrowi spraw zagranicznych szansę na jeszcze jedną szpilę. Radosław Sikorski ubolewał nad brakiem profesjonalizmu prezydenckich doradców i nad tym, że musiał się tłumaczyć w Waszyngtonie.
Wszystkim zrobiło się wstyd. I tak bardzo głupio, że nikt już nie zadał pytania, jak mamy rozumieć ripostę prezydenta elekta. Pal licho dyplomatyczny zgrzyt. Ważniejsze, że przywódca wolnego świata, nasz największy sojusznik kilka dni po ultimatum prezydenta Rosji i groźbie wycelowania w Polskę rakiet nuklearnych podaje w wątpliwość trwałość naszych dwustronnych umów obronnych. Nikt nie pisnął. Poszło gładko. Tak gładko, że tydzień później prezydent Francji Nicolas Sarkozy w obecności prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa zaapelował do Baracka Obamy, żeby – już oficjalnie – zrezygnował z tarczy. Polska przemilczała tę nagłą eskalację oświadczeń, zdając się na Amerykanów. Pytanie tylko – których? Busha czy Obamę?
Cichy głos protestu usłyszeliśmy z Pragi. Były prezydent Vaclav Havel dorzucił: "W 1938 roku Francja też chciała zaspokoić roszczenia Niemiec i pamiętamy, jak to się skończyło".
Zachodni przywódcy i doradcy Obamy zapewniają, że wszelkie analogie do Jałty czy oddawania Niemcom Sudetów są nieuprawnione. Kanclerz Niemiec Angela Merkel, która najmocniej parła do porozumienia z Rosją i wznowienia rozmów strategicznych, dodaje, że "Europa nigdy nie będzie się już kierować logiką z tamtej epoki".
No cóż, dobrze, że wszyscy przynajmniej wiemy, czym to pachnie. Wybitny brytyjski politolog i ekonomista prof. Robert Skidelsky nazywa dzisiejszą Rosję najbardziej rewizjonistyczną siłą współczesnego świata. Z tą opinią też nikt specjalnie nie dyskutuje.
Miedwiediew otwarcie mówi o konieczności zaprowadzenia nowego porządku europejskiego. Rosja znowu ma wizję, cel i – najwyraźniej – mapę dalszych działań. Po zachodniej stronie mamy mieszankę politycznego roztrzepania, gonitwy ambicji i lekceważenia przeciwnika. Nie istnieje coś takiego jak nowa europejska strategia wobec Rosji. Są tylko matryce postzimnowojennego postępowania.
Wsparcie dla członkostwa Rosji w WTO za obietnice demokratyzacji. Rozmowy handlowe za obietnice wycofania się z Gruzji. Europejski szczyt strategiczny za jasne zasady dostaw ropy i gazu. Rezygnacja z tarczy rakietowej za niestraszenie Polski i Czech.
Metoda kija i marchewki sprawdziła się w przypadku państw dawnego sowieckiego bloku. Za każdy krok w stronę zachodniej demokracji otrzymywaliśmy nagrody. Restrukturyzacja długów, szkolenia dla samorządów, kredyty inwestycyjne, szybka ścieżka do Światowej Organizacji Handlu. Po sukcesach Polski, Czech i Węgier przyszła kolej na Bułgarię, Rumunię, a z czasem przyjdzie na kraje dalszego Wschodu: Gruzję, Ukrainę, Azerbejdżan, Kazachstan.
Niby gra ta sama, ale jak z wyrywaniem psu kości.
26 maja 2012
Nienawistnicy
Reakcje na wyrok w sprawie Sawickiej
oraz na napaść Niesiołowskiego na red. Ewę Stankiewicz - potwierdziły to, co
większość z nas od dawna wiedziała. W Polsce istnieją dwa narody, a
różnią się między sobą na wielu poziomach: sympatiami i antypatiami
politycznymi, poglądami na państwo, stosunkiem do Ojczyzny. Do P r a w d y.
Różnią się także na poziomie najprostszego odbioru rzeczywistości.
Polska platformerska, przedstawiana np. przez TVN, nie tylko postrzega
świat inaczej niż Polska moherowo-konserwatywna, ale postrzega go z
punktu widzenia tej ostatniej wręcz - na opak. Różnią się także na poziomie najprostszego odbioru rzeczywistości.
Agresja politycznego
furiata na spokojną dziennikarkę zadającą zupełnie niekontrowersyjne
pytanie, to, wedle rzeczników Polski platformerskiej, prowokacja
ekstremistki przeciw politykowi, zaś w wersji bardziej stonowanej -
przejaw agresji obu stron. Ta wersja stonowana przypomina mi czasy
prezydenta Kaczyńskiego. Pisano o nim największe idiotyzmy, zawsze
stając po stronie tych, którzy go atakowali. Kiedy już w żadnym razie
nie dało się bronić przeciwników prezydenta, bo chamstwo było nadto
ewidentne - jak np. wtedy, gdy totumfacki Tuska odmówił Lechowi
Kaczyńskiemu samolotu do Brukseli - posługiwano się bezczelną symetrią:
"jedna strona jest warta drugiej" , albo - "cóż za upadek standardów po
obu stronach".
Wszystko to pokazuje, że ktokolwiek liczy, iż mimo wszystko jest szansa, byśmy w kraju się dogadali jak Polak z Polakiem, ten jest w błędzie. Nie może być żadnego dogadania się z ludźmi negującymi bezdyskusyjną wymowę zdarzeń. Dyskusja ma sens tylko wtedy, kiedy istnieje podstawowa zgoda co do faktów: że to Kowalski okradł Nowaka, a nie odwrotnie. Gdy ktoś, widząc, jak Kowalski wyciąga Nowakowi portfel z kieszeni, mówi, że Nowak jest złodziejem albo że obaj (Kowalski i Nowak) są złodziejami, to rozmowa negocjacyjna nie ma sensu.
Ślepa nienawiść
Narzuca się oczywiście pytanie, skąd wzięła się u tych ludzi podobna impotencja poznawcza. Pierwsza odpowiedź brzmiałaby, że są oni umysłowo upośledzeni. Odpowiedzi tej nie należy całkowicie odrzucać, w każdym razie w odniesieniu do niektórych przypadków, jakkolwiek trudno sobie wyobrazić, że stosuje się ona do wszystkich.
Wedle drugiej odpowiedzi, ludziom tym odbiór rzeczywistości zakłóca polityczna nienawiść. Szczerze i intensywnie nienawidzą oni Polski moherowo-konserwatywnej i temu swojemu uczuciu dawali wyraz już od roku 1989. Tak naprawdę to oni pierwsi sformułowali "tezę o dwóch Polskach" i uporczywie ją podtrzymywali. Polska konserwatywna jest dla nich groźna sama w sobie, przez sam fakt jej istnienia. Nie tylko groźna, lecz także ohydna, potworna i niewybaczalna. Dlatego ludzie ci są organicznie niezdolni do normalnego odbioru rzeczywistości i do uznania najbardziej elementarnych faktów.
Upadek ducha
Bronią Niesiołowskiego z powodów, które łatwo pojąć: doskonale oddaje on ich stan ducha. Niektórzy z nienawistników starają się swoje emocje ukrywać, inni nie potrafią dać im adekwatnego wyrazu, a jeszcze inni nie mają po temu okazji. Ale widząc Niesiołowskiego - wykrzywionego z wściekłości i rzucającego obelgi - identyfikują się z nim wewnętrznie, dostrzegając w jego słowach i gestach to, co sami odczuwają. Przeczytajcie wypowiedzi z ostatnich lat różnych polskich politycznych mędrców - od Jerzego Pilcha, Michała Głowińskiego, Andrzeja Wajdy, Krystiana Lupy i biskupa Pieronka po publicystów "GW" - a zobaczycie, jak w ich języku i emocjach odbija się twarz Stefana Niesiołowskiego. Bo to nie jest tak, że Niesiołowski, a także Kutz, Wałęsa czy facet z Biłgoraja to jakiś margines, peryferie polskiej polityki, nic nie znaczący folklor. Jeden z największych nienawistników, Bronisław Komorowski, został przecież prezydentem Rzeczypospolitej. We wszystkich tych wypadkach widzimy wierną kopię duszy zwolenników tamtej Polski, tych dobrze znanych z mediów i tych bezimiennych. Oni wszyscy tak myślą i tak czują. Ich dusza jest właśnie taka: przepełniona obsesyjną, wręcz ekstatyczną nienawiścią.
Kundlizm masowy
Dlatego kto mówi o konieczności demokratycznego kompromisu, ten nie wie, o czym mówi. Ci ludzie prędzej by Polskę podpalili, zdradzili, sprzedali czy ją porzucili, niż zgodziliby się na jakiś rodzaj zawieszenia broni, stabilizacji, zgody narodowej czy poszanowania reguł gry. Próbkę tego mieliśmy w wypadku Smoleńska. Oczywiście w postępowaniu ekipy Tuska i jej klakierów po katastrofie można dostrzec różne inne cechy - tchórzostwo, nieudolność, zakompleksienie, paraliż woli - ale, jak sądzę, podstawowa była właśnie nienawiść do tej drugiej Polski. Oni woleli upokorzyć się przed Rosjanami, znosić od nich impertynencje, składać kwiaty na grobach żołnierzy Armii Czerwonej, wielokrotnie kłamać, zacierać ślady, narażać się na hańbę i ocierać o zdradę, niż w jakikolwiek sposób, choćby symboliczny, dowartościować drugą Polskę uosabianą przez prezydenta Kaczyńskiego, czy po prostu oddać tej Polsce sprawiedliwość.
Można ich zachowanie zlekceważyć jako typowy polski kundlizm, o którym pisał kiedyś Wańkowicz. Ale gdy kundlizm staje się zjawiskiem masowym, przybiera formy ruchu politycznego i zamazuje dużej części społeczeństwa obraz świata, to traci cechy zwykłej osobowej małości. To jakiś rodzaj masowego destrukcyjnego szaleństwa. Nie wiem, jak to wszystko się skończy i jakie przygody czekają nas w najbliższych latach. Wiem tyle, że w Polsce jest ogromna rzesza ludzi gotowych bez względu na koszty do zamykania oczu na jej problemy, do degradowania jej struktur i instytucji, do osłabiania jej pozycji tylko po to, by dać upust swojej nienawiści do wroga wewnętrznego. Mieliśmy już w naszych dziejach sytuacje, gdy nienawiść do przeciwników prowadziła do całkowitego zakłamania rzeczywistości i nigdy to dla nas dobrze się nie kończyło.
Wszystko to pokazuje, że ktokolwiek liczy, iż mimo wszystko jest szansa, byśmy w kraju się dogadali jak Polak z Polakiem, ten jest w błędzie. Nie może być żadnego dogadania się z ludźmi negującymi bezdyskusyjną wymowę zdarzeń. Dyskusja ma sens tylko wtedy, kiedy istnieje podstawowa zgoda co do faktów: że to Kowalski okradł Nowaka, a nie odwrotnie. Gdy ktoś, widząc, jak Kowalski wyciąga Nowakowi portfel z kieszeni, mówi, że Nowak jest złodziejem albo że obaj (Kowalski i Nowak) są złodziejami, to rozmowa negocjacyjna nie ma sensu.
Ślepa nienawiść
Narzuca się oczywiście pytanie, skąd wzięła się u tych ludzi podobna impotencja poznawcza. Pierwsza odpowiedź brzmiałaby, że są oni umysłowo upośledzeni. Odpowiedzi tej nie należy całkowicie odrzucać, w każdym razie w odniesieniu do niektórych przypadków, jakkolwiek trudno sobie wyobrazić, że stosuje się ona do wszystkich.
Wedle drugiej odpowiedzi, ludziom tym odbiór rzeczywistości zakłóca polityczna nienawiść. Szczerze i intensywnie nienawidzą oni Polski moherowo-konserwatywnej i temu swojemu uczuciu dawali wyraz już od roku 1989. Tak naprawdę to oni pierwsi sformułowali "tezę o dwóch Polskach" i uporczywie ją podtrzymywali. Polska konserwatywna jest dla nich groźna sama w sobie, przez sam fakt jej istnienia. Nie tylko groźna, lecz także ohydna, potworna i niewybaczalna. Dlatego ludzie ci są organicznie niezdolni do normalnego odbioru rzeczywistości i do uznania najbardziej elementarnych faktów.
Upadek ducha
Bronią Niesiołowskiego z powodów, które łatwo pojąć: doskonale oddaje on ich stan ducha. Niektórzy z nienawistników starają się swoje emocje ukrywać, inni nie potrafią dać im adekwatnego wyrazu, a jeszcze inni nie mają po temu okazji. Ale widząc Niesiołowskiego - wykrzywionego z wściekłości i rzucającego obelgi - identyfikują się z nim wewnętrznie, dostrzegając w jego słowach i gestach to, co sami odczuwają. Przeczytajcie wypowiedzi z ostatnich lat różnych polskich politycznych mędrców - od Jerzego Pilcha, Michała Głowińskiego, Andrzeja Wajdy, Krystiana Lupy i biskupa Pieronka po publicystów "GW" - a zobaczycie, jak w ich języku i emocjach odbija się twarz Stefana Niesiołowskiego. Bo to nie jest tak, że Niesiołowski, a także Kutz, Wałęsa czy facet z Biłgoraja to jakiś margines, peryferie polskiej polityki, nic nie znaczący folklor. Jeden z największych nienawistników, Bronisław Komorowski, został przecież prezydentem Rzeczypospolitej. We wszystkich tych wypadkach widzimy wierną kopię duszy zwolenników tamtej Polski, tych dobrze znanych z mediów i tych bezimiennych. Oni wszyscy tak myślą i tak czują. Ich dusza jest właśnie taka: przepełniona obsesyjną, wręcz ekstatyczną nienawiścią.
Kundlizm masowy
Dlatego kto mówi o konieczności demokratycznego kompromisu, ten nie wie, o czym mówi. Ci ludzie prędzej by Polskę podpalili, zdradzili, sprzedali czy ją porzucili, niż zgodziliby się na jakiś rodzaj zawieszenia broni, stabilizacji, zgody narodowej czy poszanowania reguł gry. Próbkę tego mieliśmy w wypadku Smoleńska. Oczywiście w postępowaniu ekipy Tuska i jej klakierów po katastrofie można dostrzec różne inne cechy - tchórzostwo, nieudolność, zakompleksienie, paraliż woli - ale, jak sądzę, podstawowa była właśnie nienawiść do tej drugiej Polski. Oni woleli upokorzyć się przed Rosjanami, znosić od nich impertynencje, składać kwiaty na grobach żołnierzy Armii Czerwonej, wielokrotnie kłamać, zacierać ślady, narażać się na hańbę i ocierać o zdradę, niż w jakikolwiek sposób, choćby symboliczny, dowartościować drugą Polskę uosabianą przez prezydenta Kaczyńskiego, czy po prostu oddać tej Polsce sprawiedliwość.
Można ich zachowanie zlekceważyć jako typowy polski kundlizm, o którym pisał kiedyś Wańkowicz. Ale gdy kundlizm staje się zjawiskiem masowym, przybiera formy ruchu politycznego i zamazuje dużej części społeczeństwa obraz świata, to traci cechy zwykłej osobowej małości. To jakiś rodzaj masowego destrukcyjnego szaleństwa. Nie wiem, jak to wszystko się skończy i jakie przygody czekają nas w najbliższych latach. Wiem tyle, że w Polsce jest ogromna rzesza ludzi gotowych bez względu na koszty do zamykania oczu na jej problemy, do degradowania jej struktur i instytucji, do osłabiania jej pozycji tylko po to, by dać upust swojej nienawiści do wroga wewnętrznego. Mieliśmy już w naszych dziejach sytuacje, gdy nienawiść do przeciwników prowadziła do całkowitego zakłamania rzeczywistości i nigdy to dla nas dobrze się nie kończyło.
prof. Ryszard Legutko
26.05.2012r.Gazeta Polska Codziennie
Russia marks Victory Day with a military parade on Red Square in Moscow
Coraz więcej przyjaciół Rassiei
Tomasz Wróblewski
16-11-2008, ostatnia aktualizacja 17-11-2008 07:34
Jeszcze pół roku temu
wystąpienie Nicolasa Sarkozy'ego w Nicei, gdzie położył przed Rosją na
stole Gruzję i tarczę antyrakietową, byłoby niemożliwe
Skomentuj na blog.rp.plPiątego dnia rozmów w Jałcie 1945 było jasne, że Polska została stracona. Churchill próbował jeszcze ratować resztki dawnej mapy Europy. Chciał utrzymać Lwów w granicach Polski. Ale Roosevelt myślami był gdzie indziej. Niewiele życia mu zostało i ONZ miał być nieśmiertelnym świadectwem jego wielkości. Zbył prośby o Lwów, żeby samemu prosić Stalina o inny rozkład głosów w przyszłej radzie bezpieczeństwa. Bał się, że Kongres nie ratyfikuje traktatu dającego ZSRR wyraźną przewagę. Chodziło o dwa głosy. Tyle kosztował Lwów.
Niewielu już to pamięta. Ripostę doradców Baracka Obamy na przechwałki ministra Kownackiego też pewnie szybko zapomnimy. Ot, jeszcze jeden nierozsądny minister w kancelarii Lecha Kaczyńskiego chlapnął kilka słów za dużo o rzekomych gwarancjach amerykańskiego prezydenta elekta w sprawie tarczy antyrakietowej. Dało to polskim mediom okazję do kilku szyderstw z Kaczyńskiego, a ministrowi spraw zagranicznych szansę na jeszcze jedną szpilę. Radosław Sikorski ubolewał nad brakiem profesjonalizmu prezydenckich doradców i nad tym, że musiał się tłumaczyć w Waszyngtonie.
Wizja Rosji
Wszystkim zrobiło się wstyd. I tak bardzo głupio, że nikt już nie zadał pytania, jak mamy rozumieć ripostę prezydenta elekta. Pal licho dyplomatyczny zgrzyt. Ważniejsze, że przywódca wolnego świata, nasz największy sojusznik kilka dni po ultimatum prezydenta Rosji i groźbie wycelowania w Polskę rakiet nuklearnych podaje w wątpliwość trwałość naszych dwustronnych umów obronnych. Nikt nie pisnął. Poszło gładko. Tak gładko, że tydzień później prezydent Francji Nicolas Sarkozy w obecności prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa zaapelował do Baracka Obamy, żeby – już oficjalnie – zrezygnował z tarczy. Polska przemilczała tę nagłą eskalację oświadczeń, zdając się na Amerykanów. Pytanie tylko – których? Busha czy Obamę?
Cichy głos protestu usłyszeliśmy z Pragi. Były prezydent Vaclav Havel dorzucił: "W 1938 roku Francja też chciała zaspokoić roszczenia Niemiec i pamiętamy, jak to się skończyło".
Zachodni przywódcy i doradcy Obamy zapewniają, że wszelkie analogie do Jałty czy oddawania Niemcom Sudetów są nieuprawnione. Kanclerz Niemiec Angela Merkel, która najmocniej parła do porozumienia z Rosją i wznowienia rozmów strategicznych, dodaje, że "Europa nigdy nie będzie się już kierować logiką z tamtej epoki".
No cóż, dobrze, że wszyscy przynajmniej wiemy, czym to pachnie. Wybitny brytyjski politolog i ekonomista prof. Robert Skidelsky nazywa dzisiejszą Rosję najbardziej rewizjonistyczną siłą współczesnego świata. Z tą opinią też nikt specjalnie nie dyskutuje.
Miedwiediew otwarcie mówi o konieczności zaprowadzenia nowego porządku europejskiego. Rosja znowu ma wizję, cel i – najwyraźniej – mapę dalszych działań. Po zachodniej stronie mamy mieszankę politycznego roztrzepania, gonitwy ambicji i lekceważenia przeciwnika. Nie istnieje coś takiego jak nowa europejska strategia wobec Rosji. Są tylko matryce postzimnowojennego postępowania.
Wsparcie dla członkostwa Rosji w WTO za obietnice demokratyzacji. Rozmowy handlowe za obietnice wycofania się z Gruzji. Europejski szczyt strategiczny za jasne zasady dostaw ropy i gazu. Rezygnacja z tarczy rakietowej za niestraszenie Polski i Czech.
Metoda kija i marchewki sprawdziła się w przypadku państw dawnego sowieckiego bloku. Za każdy krok w stronę zachodniej demokracji otrzymywaliśmy nagrody. Restrukturyzacja długów, szkolenia dla samorządów, kredyty inwestycyjne, szybka ścieżka do Światowej Organizacji Handlu. Po sukcesach Polski, Czech i Węgier przyszła kolej na Bułgarię, Rumunię, a z czasem przyjdzie na kraje dalszego Wschodu: Gruzję, Ukrainę, Azerbejdżan, Kazachstan.
Niby gra ta sama, ale jak z wyrywaniem psu kości.
Władimir Putin w jednym z wywiadów dla włoskiej prasy powiedział wręcz, że gdzie jak gdzie, ale na Ukrainie Kreml nie widzi odrębnego narodu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz